-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać370
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2024-04-24
2023-09-01
2023-05-01
2019-02-14
2022-09-10
2019-07-29
W swojej czytelniczej karierze nie sięgnęłam jeszcze chyba po ani jedną pozycję z gatunku literatury faktu. Aż wstyd mi się do tego przyznać! Czasem do jakichś tytułów mnie ciągnęło, nie bujam tylko i wyłącznie w fikcji, jednak do tej pory nie skusiłam się jeszcze na żaden konkretny tytuł. Ale to jednak dobrze! A wiecie dlaczego? Bo mogłam zacząć swoją przygodę z tym gatunkiem z tak świetnie napisaną i niesamowicie szokującą książką, jaką jest Tajemnice pielęgniarek. Och co to była za lektura! Tyle emocji, tyle różnych poglądów i tak wiele wariantów przedstawienia świata pielęgniarek. Tak, już widać, że zakochałam się w tej książce i teraz będę robić wszystko, aby was do niej zachęcić!
A uwierzcie mi, że warto!
Żeby było jasne - nie mam nic wspólnego ze środowiskiem pielęgniarek! Nigdy nie chciałam iść na pielęgniarstwo, a i moje doświadczenia z pielęgniarkami są raczej znikome. Coś mnie ostatnio ten temat jednak dość mocno zainteresował, a że jeszcze to dotyczy Polski, czyli czegoś, co tak na prawdę każdy z nas widzi na co dzień, jeszcze bardzie spotęgowało to moją ciekawość.
Na początek może powiem wam trochę o "budowie" książki, czyli o sposobie w jaki cały temat został przedstawiony przez Mariannę Fijewską. Z tego, co możemy dowiedzieć się z przedmowy, autorka przeprowadziła wiele rozmów, wywiadów z bardzo różnymi ludźmi. Nie są to tylko i wyłącznie pielęgniarki. Znajdziemy tutaj również wypowiedzi lekarzy, prawników, przedstawicieli różnych grup zawodowych, czy nawet byłych pacjentów. Sama zastanawiałam się na początku, jak autorka postanowiła to wszystko poskładać, żeby miało to jakieś ręce i nogi. Dobrze więc, że postanowiła ona posegregować te wszystkie wypowiedzi i uporządkować pod względem jakiegoś konkretnego tematu. I tak mamy na przykład opinię i historie pielęgniarek na temat pacjentów, później przedstawiony został stosunek pielęgniarek do lekarzy i odwrotnie, czy zdanie społeczeństwa i pielęgniarek na temat protestów. To oczywiście tylko fragment tego, co możemy znaleźć w książce.
Całość została okraszona miejscami komentarzami Marianny Fijewskiej, jej spostrzeżeniami dotyczących rozmówców, czy historiami dotyczącymi trudności dotarcia do informacji.
Mi osobiście strasznie spodobał się ten sposób przedstawienia informacji, bo odniosłam wrażenie, że autorka nie chce występować tu w roli jakiegoś sędzi, który przedstawi nam swój punkt widzenia na całą sprawę i narzuci nam to, co mamy myśleć. Była ona tylko pewnym biernym obserwatorem, który dzięki swojej umiejętności pisania udzielił pielęgniarką głosu i możliwości dotarcia do szerszego grona odbiorców.
Dalej też, jeśli jestem już przy autorce, na prawdę mocno spodobał mi się jej styl. Po literaturę faktu nie sięgałam dotychczas między innymi przez to, że cały czas miałam takie swoje wyobrażenie, że jest to ciężka i wymagająca literatura pisana mocno formalnym i niezachęcającym językiem. Mówię, nie jestem znawcą w tym gatunku, ale urzekło mnie to, że Marianna Fijewska opisała całość w bardzo przystępny i zrozumiały sposób. Język w książce jest taki zwyczajny, codzienny, że aż chce się czytać. Widać też, że autorka tej książki rozmawiała ze zwykłymi, przeciętnymi ludźmi, ich wypowiedzi nie zostały w żaden sposób przekształcone tak, żeby były bardziej "na poziomie". Ot po prostu litera dotycząca zwykłych ludzi i do takich samych osób też skierowana.
Patrząc na to wszystko łatwo więc mogę powiedzieć, że jest to książka, którą powinien poznać każdy polak. Mi osobiście otwarła oczy na wiele spraw i pozwoliła wyrobić sobie własne zdanie na temat grupy jaką są pielęgniarki. Autorka nie postawiła ich tylko na piedestale, - są pokazane tutaj dobre i negatywne rzeczy dotyczące ich. No powiedzcie sami - czego chcieć więcej?!
Zapamiętajcie więc ten tytuł i jeśli tylko będziecie mieli taką okazję przeczytajcie tą książkę. Mogę wam zagwarantować, że nie będziecie tego żałować!
W swojej czytelniczej karierze nie sięgnęłam jeszcze chyba po ani jedną pozycję z gatunku literatury faktu. Aż wstyd mi się do tego przyznać! Czasem do jakichś tytułów mnie ciągnęło, nie bujam tylko i wyłącznie w fikcji, jednak do tej pory nie skusiłam się jeszcze na żaden konkretny tytuł. Ale to jednak dobrze! A wiecie dlaczego? Bo mogłam zacząć swoją przygodę z tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-06
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2016/07/117-chopak-na-zastepstwo.html
Gia jest chyba najpopularniejszą dziewczyną w szkole - wszyscy ją znają i chcą się z nią przyjaźnić, pełni funkcję przewodniczącej samorządu szkolnego, ma doskonałe wyniki w nauce, fantastyczne przyjaciółki oraz idealnych rodziców. Do szczęścia brakuje jej jeszcze wspaniałego chłopaka, którego wbrew temu, co sądzą o tym jej przyjaciółki tak na prawdę ma. Problem polega jednak na tym, że choć Gia chodzi z Bradleyem już jakiś czas, nigdy jeszcze nie spotkał się z jej przyjaciółkami, a wspólne zdjęcia nie są niestety dowodem, którym dziewczyna by się mogła posłużyć. Gdy nadarza się w końcu na poznanie dziewczyn z Bradleyem, ten zrywa z Gią przed salą gimnastyczną, gdzie ma się odbyć bal maturalny, gdyż uważa, że wszystko co robi, robi pod publikę. Zrozpaczona tym, że przyjaciółki uznają ją za kłamczuchę postanawia coś z tym zrobić. Na parkingu, w jednym ze stojących tam aut zauważa chłopaka, który troszeczkę przypomina Bradleya. W końcu dziewczyny nigdy go w pełni nie widziały, więc w sumie każdy chłopak mógł by zostać Bradleyem. Pozostaje jednak kwestia przekonania nieznajomego do pomocy. Ten o dziwo bardzo szybko przystaje na jej propozycję. Czy jednak zastępczy Bradley może być dostatecznym rozwiązaniem? I kim tak na prawdę jest ten tajemniczy nieznajomy, który postanowił pomóc Gii?
Pierwsze, co muszę powiedzieć o tej książce to to, że ma ona po prostu prze-genialną okładkę! Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia i aż do teraz nie mogę oderwać od niej oczu. Idealnie pasuje ona moim zdaniem do tego, jaką historię możemy znaleźć w środku. Jest to jedna z nielicznych okładek, która po prostu świetnie odzwierciedla zawartość. Jest prosta i nie przekombinowana. Jednym słowem idealna!
Główną bohaterką i narratorką Chłopaka na zastępstwo jest niejaka Gia. Ciekawe było dla mnie to, że nie jest ona kolejną nieśmiałą, nieświadomą swojej urody bohaterką, która wiedzie dość szare i spokojne życie do czasu, aż spotka miłość swojego życia. Powiedziałabym, że Gia jest zupełnym przeciwieństwem właśnie takiej dziewczyny. Jest mądra, ładna i niezwykle popularna. W większość przypadków okazuje się również, że jest także zaborcza, uważa się za lepszą od innych, a gdy znajduje się w towarzystwie swojej paczki przyjaciół, potrafi być również wredna dla tych określanych mianem wyrzutków. Dotychczas chyba nie spotkałam się jeszcze w żadnej z przeczytanych przeze mnie książek z właśnie taką główną postacią. Autorzy zbyt mocno skupili się nie raz na przedstawianiu właśnie takiej niewinnej postaci, a moim zdaniem ciekawie jest też poznać punkt widzenia tej, która jest jej całkowitym przeciwieństwem. W pierwszej chwili więc gdy poznałam Gię obawiałam się, że się nie polubimy. Z początku wydawała mi się być ona całkowitym moim przeciwieństwem i myślałam, że tak już będzie przez całą powieść. Co ciekawe szybko możemy zorientować się, że Gia nie jest do końca taka, jak widzą ją jej przyjaciele czy rodzina. Dzięki tej książce możemy zobaczyć, im tak na prawdę jest. Koniec końców bardzo więc ją polubiłam i cieszę się, że ta znajomość z Haydenem pomogła jej dojrzeć prawdziwą siebie. Jeśli zaś chodzi o Haydena, czyli tytułowego chłopaka na zastępstwo, jego polubiłam praktycznie od pierwszych stron. To jedna z tych postaci, które potrafią czuć się swobodnie w towarzystwie praktycznie każdego, wprowadzają do powieści "życie", a ich obecność skłania wielu bohaterów do zastanowienia się nad sobą. Hayden ma niezwykłą charyzmę i wcale się nie dziwię, że Gia również go polubiłam, mimo iż prawie go nie znała.
Pierwsze słowo, jakie przychodzi mi na myśli, jeśli myślę o fabule książki to zwyczajna, jednak tak zwyczajna, że aż wyjątkowa. Rzadko zdarza się, aby autor potrafił niezwykle normalny wątek fabuły przekształcić w coś fantastycznego, jednak jeśli to się zdarza, książki takie zdecydowanie zasługują na miano perełek. Mają one w sobie coś takiego, że choć historia jaką zawierają jest po prostu zwyczajna, codzienna, nie ma w niej nic niepowtarzalnego, to całość jest tak wciągająca i zapadająca w pamięć, że po prostu uważamy ją za genialną i jedyną w swoim rodzaju. Ja właśnie miałam tak w przypadku Chłopaka na zastępstwo. No bo powiedzmy sobie szczerze, co może być ciekawego w tym, że jakaś dziewczyna, którą chłopak rzuca przed balem maturalnym na szybko znajduje sobie zastępczego chłopaka na parkingu? A no właśnie może być i to właśnie znalazłam w tej książce! Nie wiem, jak autorka to zrobiła, ale mam nadzieję, że uda jej się to powtórzyć w przypadku jej kolejnych powieści. Książka ta jest po prostu cudowna - słowami nie idzie tego wyrazić, po prostu należy ją przeczytać!.
Co więcej mogę powiedzieć na temat Chłopaka na zastępstwo? Chyba tylko tyle, że koniecznie musicie ją przeczytać. Ja podczas całej lektury nie mogłam się od niej oderwać. Niesamowicie się cieszę, że natrafiłam na twórczość Kasie West i mam nadzieję, że kolejne jej powieści, za które trzymam kciuki, by ukazały się w Polsce, mnie nie zawiodą i będę mogła ponownie tak pozytywnie wyrazić swoje zdanie na ich temat. Nie czekajcie więc, tylko koniecznie zabierzcie się za Chłopaka na zastępstwo!
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2016/07/117-chopak-na-zastepstwo.html
Gia jest chyba najpopularniejszą dziewczyną w szkole - wszyscy ją znają i chcą się z nią przyjaźnić, pełni funkcję przewodniczącej samorządu szkolnego, ma doskonałe wyniki w nauce, fantastyczne przyjaciółki oraz idealnych rodziców. Do szczęścia brakuje jej jeszcze...
2017-06-22
Madeline Whittier nie jest zwyczajną osiemnastolatką. Nie może robić tego, co dla jej rówieśników jest normalne, nie może wychodzić z domu i nikt obcy nie może jej odwiedzać. Od siedemnastu lat w jej życiu są tylko i wyłącznie dwie osoby - jej mama oraz Carla, pielęgniarka na cały etat. Maddie choruje bowiem na bardzo rzadką chorobę zwaną SCID, czyli mówiąc krótko - ma ona alergię na dosłownie wszystko. Razem z mamą mieszka w specjalnie przystosowanym dla jej potrzeb domu, gdzie powietrze cały czas jest filtrowane. Uwielbia czytać książki, a te przychodzą do niej szczelnie zamknięte w próżni. Wszystko, co znajduje się na zewnątrz jej domu jest dla niej wyrokiem śmierci. Dotychczas to życie nie sprawiało Maddie zbyt wielkiego problemu - w końcu innego nie znała. Wszystko się zmienia, gdy do domu obok wprowadza się nowa rodzina - mama, tata, córka i syn. I to właśnie ten syn imieniem Olly stał się tym, który wprowadził w jej sterylne i uporządkowane życie tyle zamieszania...
Powiem wam, że dopóki nie usłyszałam o filmie, który powstał na podstawie tej książki, jakoś nie specjalnie zwracałam na nią uwagę. Wydawało mi się, że jest to jakaś zwyczajna historia trochę w stylu Gwiazd naszych wina, dlatego po prostu nie ciągnęło mnie do jej poznania. Ale z dosłownie każdej strony napływały do mnie informacje o tym, jak genialna jest ta powieść, a z racji tego, że chciałam wybrać się na jej ekranizację do kina zdecydowałam, że najpierw muszę poznać jej papierowy pierwowzór. Teraz mogę wam powiedzieć, że Ponad wszystko to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w tym roku, a może i nawet w całym moim czytelniczym życiu!
To, co już na samym początku zwróciło moją uwagę, to te rysunki, których w książce jest pełno. Jak tylko dostałam ją w swoje ręce musiałam pilnować się, żeby za bardzo nie zaglądać do środka, bo nie chciałam robić sobie żadnych spoilerów. Bardzo spodobało mi się to połączenie tekstu z pasującymi do niego ilustracjami autorstwa męża Nicoli Yoon - wyszły mu one po prostu fantastycznie i stały się tym, co na pewno mocno wyróżnia tą pozycję. Nie jest ich za dużo, ale również nie za mało, dzięki czemu nie ma się wrażenia, że czytamy jakąś książkę dla dzieci - to tylko ciekawe uzupełnienie całości, które idealnie pasuje do charakteru Madeline.
Dodatkowo, pod względem wizualnym, również okładka powieści zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Przez dłuższy czas nie mogłam zdecydować się, która bardziej mi się podoba - czy ta oryginalna biała, czy też ta filmowa. Koniec końców stwierdziłam, że to właśnie ta z powyższego zdjęcia jest po prostu genialna. Dosłownie nie można od niej oderwać wzroku! Także już pod samym aspektem wizualnym książka bardzo mocno kusi przyszłego czytelnika.
Prócz historii zawartej w Ponad wszystko myślę, że to właśnie styl autorki najbardziej zwrócił moją uwagę i sprawił, że zakochałam się w tej powieści. Książkę czytałam z zapartym tchem! Zanim się za nią zabrałam już jakiś czas dręczył mnie książkowy kac po przeczytaniu Bad Mommy, a dzięki Ponad wszystko szybko udało mi się z tego wybrnąć. Nicola Yoon pisze w bardzo charakterystyczny i niespotykany sposób, który mnie urzekł już po kilku stronach. Bardzo spodobało mi się tutaj to, w jaki sposób autorka podzieliła fabułę jeśli chodzi o rozdziały - ci co czytali wiedzą, co mam na myśli. Otóż w większości książek spotykamy się z tradycyjnym podziałem rozdziałów - tj. jest jakiś rozdział i akcja ciągnie się w nim na kilka stron. Tutaj natomiast Nicola Yoon zadziałała tak, że czasem w jakimś rozdziale było zaledwie jedno zdanie! Gdy patrzy się na to z daleka wydaje się być to nieco dziwne, jednakże gdy poznaje się całość ma to jak najbardziej sens. Jestem bardzo ciekawa, czy w swojej kolejnej książce (Słońce też jest gwiazdą) również zastosowała taki zabieg, czy tam już trzymała się tego tradycyjnego sposobu.
Fabuła, która została przedstawiona w książce również jest niesamowita. Spodobało mi się to, że choroba Maddie nie stanowi głównego wątku całej powieści, jest tylko jednym z jej elementów. Tak a prawdę chodzi tutaj o przyjaźń, miłość oraz chwytanie z życia pełnymi garściami - bo życie takie jakie wiodła główna bohaterka, wcale nie można nazwać życiem. Na dłuższą metę człowiek nie jest bowiem żyć w zamknięciu, z dala od innych ludzi, od cudów świata oraz od miłości. Jesteśmy tak skonstruowani, że gdy już raz zaznamy tego prawdziwego życia, to już nigdy nie będziemy chcieli wrócić do tego, co było przedtem, tylko wciąż na nowo doświadczać tych wspaniałych emocji.
Ogromnym plusem powieści jest niewątpliwie jego zakończenie. Niestety nie mogę wam zdradzić, na czym jego wyjątkowość polega, ale uwierzcie mi - czegoś takiego z całą pewnością się nie spodziewaliście.
Podsumowując więc, myślę, że już chyba nie muszę więcej wam udowadniać, jak wspaniała okazała się być książka Ponad wszystko. Słyszałam pogłoski, że ekranizacja nie jest taka wspaniała, jak jej papierowy pierwowzór (sama jeszcze nie mogę tego stwierdzić), więc jeśli zawiedliście się na ekranizacji, a książki jeszcze nie czytaliście zmieńcie to czym prędzej, bo jestem święcie przekonana, że z lektury na pewno będziecie zadowoleni. Ja sama bardzo się cieszę, że poznałam historię Maddie oraz Olly'iego właśnie zaczynając od tej powieści, a nie od filmu.
Mówiąc więc krótko - polecam! I to jak!
Madeline Whittier nie jest zwyczajną osiemnastolatką. Nie może robić tego, co dla jej rówieśników jest normalne, nie może wychodzić z domu i nikt obcy nie może jej odwiedzać. Od siedemnastu lat w jej życiu są tylko i wyłącznie dwie osoby - jej mama oraz Carla, pielęgniarka na cały etat. Maddie choruje bowiem na bardzo rzadką chorobę zwaną SCID, czyli mówiąc krótko - ma ona...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-04
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2016/02/90-lato-koloru-wisni.html
Do Berlina przeprowadza się najlepsza przyjaciółka Emely. Dziewczyny rozdzieliły się idąc na studia, nie oznacza to jednak, że ich przyjaźń na tym ucierpiała. W końcu jednak ich drogi znów się stykają, a wszystko za sprawą nieudanego związku Alex, która zamiast się załamywać postanowiła zacząć życie od nowa, zamieszkując w zupełnie innym mieście i wybierając całkiem nowy kierunek studiów. Wszystko byłoby fantastycznie, gdyby nie fakt, iż Alex zamieszka ze swoim bratem - dawną skrytą miłością Emely, zadufanym w sobie Elyasem, który za sprawą swojego dawnego czynu stał się najgorszym koszmarem bohaterki. Najgorsze więc, co mogło przytrafić się Emely to dodatkowo fakt, iż Elyas na swój dziwny sposób stara się ją poderwać. Czy Emely da radę uporać się z demonami przeszłości? Bo może Elyas rzeczywiście się zmienił i na prawdę zależy mu na czymś więcej niż tylko przygodna znajomość na jedną noc.
Wiele znajomych blogerek mocno zachęcało mnie do zapoznania się z tą książką. Wszystkie zgodnie twierdziły, że powieść Cariny Bartsch jest jednym słowem genialna i z całą pewnością mi się spodoba. Nie dowierzałam, ale cóż... miały rację. Nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego po tej powieści, dlatego przeżyłam duży szok, gdy w końcu udało mi się z nią zapoznać i dostrzec to wszystko, co tak mocno zachwyciło innych. Oj tak... na tą książkę zdecydowanie trzeba zwrócić uwagę.
Główną bohaterką, z której perspektywy poznajemy całą sytuację jest Emely Winter. To skromna dziewczyna, która cały swój wolny czas stara się przeznaczyć na naukę i pracę. Nie zależy jej na przelotnych związkach, gdyż uważa je jedynie za stratę czasu, a dodatkowe konsekwencje takich rozstań mogłyby przysporzyć jej wiele złego. Sama z resztą nie wieży już w prawdziwą miłość - jest ona dla niej jedynie mitem, który swoje ujście w prawdziwym życiu znajduje jedynie w bardzo nielicznych przypadkach. Emely to bardzo przyjemna postać, która jednak ma wiele uprzedzeń względem przeróżnych sytuacji. Z całą pewnością wielu może to przeszkadzać (mnie samą na samym początku to denerwowało), jednakże z czasem czytelnik dostrzega, dlaczego bohaterka jest taka a nie inna, dlaczego wszystkich trzyma na dystans (szczególnie przedstawicieli płci przeciwnej). Z każdą kolejną stroną jednak widzimy, jak dzięki znajomości z Elyasem i ponownemu budowaniu zaufania względem niego dziewczyna się zmienia. Moim wielkim faworytem jednak, w przypadku Lata koloru wiśni, jest nie kto inny jak sam Elyas, którego po prostu pokochałam. Sama mam ogromną słabość do tych nieco złych fikcyjnych chłopców, dlatego więc nic dziwnego, że Elyas tak bardzo mi się spodobał. Bardzo ciekawiło mnie, jaki jest on tak na prawdę, gdyż Emely cały czas strasznie ko demonizowała przypisując mu same najgorsze cechy, które zapamiętała z dawnych lat.
Sama historia może wydawać się z wierzchu raczej mało interesująca, jednakże dzięki bardzo ciekawemu sposobowi, w jaki została przedstawiona oraz niepowtarzalnemu humorowi przyciąga uwagę nie jednego czytelnika. Myślę, że prócz ciekawych bohaterów, których możemy poznać na kartach Lata koloru wiśni to właśnie ten humor tak bardzo spodobał się zarówno mi, jak i innym dotychczasowym czytelniczkom powieści. Bardzo podobały mi się te wszystkie potyczki słowne pomiędzy Emely i Elyasem, a uwierzcie mi znajdziecie ich tu na prawdę dużo. Rzadko zdarza mi się śmiać podczas czytania jakiejś książki, a ty robiłam to praktycznie cały czas. Dodatkowo ciekawym motywem, który się tu pojawia jest postać Luci - tajemniczego cichego wielbiciela głównej bohaterki, który jako nie liczny z mężczyzn zdaje się doskonale ją rozumieć. Dzięki temu, iż Emely nie poznała go jeszcze osobiście, książce cały czas towarzyszy ta charakterystyczna nutka tajemniczości, która aż prosi się o wyjawienie.
Bardzo spodobał mi się styl Cariny Bartsch. Ci, którzy znają mnie już troszkę lepiej wiedzą, że z reguły sięgam tylko po powieści, amerykańskich bądź brytyjskich pisarzy. Nie robię tego świadomie, tak po prostu jest, a lubię czytać o bohaterach z USA albo Wielkiej Brytanii. Nie wiem, jak to się stało, że nie spostrzegłam, iż zarówno autorka Lata koloru wiśni, jak i jej bohaterowie to Niemcy, a sama akcja powieści dzieje się w Berlinie. Początkowo trudno było mi się przestawić z tego dobrze znanego mi schematu, jednakże Carina Bartsch przedstawiła wszystko w tak przemyślany i ciekawy sposób, że mimo chodem zakochałam się zarówno w jej stylu jak i samem powieści.
Nie ma więc wątpliwości, że Lato koloru wiśni to fantastyczna książka, która zdecydowanie zasłużyła sobie na te wszystkie liczne ochy i achy na swój temat. Jej fabuła jest nad wyraz przemyślana, a bohaterowie doskonale wykreowani. Całość dopełnia bardzo interesujący styl autorki, która z całą pewnością włożyła wiele wysiłku i serca w stworzenie całej tej historii. Sama z wielką niecierpliwością czekam na moment, w którym dane mi będzie zapoznać się z jej kontynuacją - Zimą koloru turkusu, która mam nadzieję, będzie równie wspaniała co jej poprzedniczka. Obok Lata koloru wiśni nie można przejść obojętnie, gdyż byłaby to na prawdę ogromna strata.
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2016/02/90-lato-koloru-wisni.html
Do Berlina przeprowadza się najlepsza przyjaciółka Emely. Dziewczyny rozdzieliły się idąc na studia, nie oznacza to jednak, że ich przyjaźń na tym ucierpiała. W końcu jednak ich drogi znów się stykają, a wszystko za sprawą nieudanego związku Alex, która zamiast się...
2016-02-21
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2016/02/93-zima-koloru-turkusu.html
Po cudownym wypadzie pod namiot, Elyas przestał się odzywać do Emely. Zniknęło codzienne nagabywanie - czy to osobiście, czy też poprzez telefon. Nie ma już głupich zaczepek z jego strony. Wydawać by się mogło, że takie zachowanie powinno ucieszyć Emely, w końcu cały czas modliła się, aby Elyas dał jej wreszcie spokój. Ale dlaczego teraz? Dlaczego po tym wspaniałym wypadzie pod namiot, gdzie w końcu dziewczyna zaczęła dostrzegać, że Elyas nie jest do końca taki, za jakiego go uważała i że mimo rozsądkowi, znów zaczęła się w nim zakochiwać? Dziewczyna postanawia więc wyjaśnić całą sytuację, lecz gdy na imprezie Halloweenowej dostrzega dystans chłopaka względem jej osoby, zaczyna to się robić coraz trudniejsze. Elyas coś ukrywa, pytanie tylko, co? Czy ta tajemnica zniszczy wszystko, co się między nimi zrodziło?
Ci, którzy śledzą cały czas mojego bloga wiedzą, że po lekturze Lata koloru wiśni zakochałam się w bohaterach książki, jak i w samej fabule i stylu autorki. Nie ma się temu co dziwić - książka ma w sobie to coś, co długo nie pozwala o niej zapomnieć. Miałam po niej ogromne oczekiwania względem jej kontynuacji - Zimy koloru turkusu. Zakończenie pierwszej części pozostawiło po sobie tak wiele pytań, na których odpowiedzi liczyłam podczas czytania jej kontynuacji. W Zimie koloru turkusu wszystko w końcu się wyjaśniło, a wiele z tych rzeczy było dla mnie nie mała zaskoczeniem.
Na samym początku muszę wspomnieć, że bardzo podobało mi się to, że książka zaczęła się dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończyła się jej poprzedniczka. Nie kilka dni później, czy tydzień później, lecz w tym samym momencie. Sama bardzo lubię coś takiego, gdyż wtedy wprost idealnie odbieram kontynuację danej historii. Człowiek czuje się wówczas, jakby wcisnął po prostu pauzę, by później zacząć oglądać dalszy ciąg filmu. W przypadku serii bardzo się to dla mnie liczy, a tu właśnie to otrzymałam. Ucieszyło mnie również, że choć widać znaczącą zmianę w zachowaniu głównych bohaterów - Emely i Elyasa, to mimo to nadal pozostali sobą. Choć ich uczucia wobec siebie na wzajem zdecydowanie się zmieniły, tak jak ich wzajemne nastawienie, książce cały czas towarzyszył niewyparzony język Emely oraz pewność siebie i zadziorność Elyasa. Lato koloru wiśni polubiłam między innymi dzięki głównym bohaterom, dlatego bardo się cieszę, że mogłam znów się z nimi spotkać w Zimie koloru turkusu takiej formie, jakich zapamiętałam.
Zmieniła się również sama forma fabuły, jaką stworzyła autorka - w pierwszej części serii to Elyas stara się zwrócić na siebie uwagę Emely, w Zimie... jest zupełnie na odwrót. Zabieg ten z całą pewnością przysporzy czytelnikom wielu na prawdę ciekawych doświadczeń. W książce dzieje się na prawdę dużo - podczas czytania towarzyszą nam zarówno momenty pełne namiętności, jak również chwile smutku i bezradności. Całe to urozmaicenie to kolejny duży plus!
Sięgając po Zimę koloru turkusu dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam z paroma dodatkowymi bonusami. Nie zabrakło tu momentów ogromnego zaskoczenia, gdy w końcu na jaw wyszły chociażby prawdziwe pobudki Elyasa. Zarówno podczas lektury Lata koloru wiśni jak i Zimy koloru turkusu byłam pewna, że wiem co nim kieruje, a tu okazało się, że mimo iż po części moje przypuszczenia się potwierdziły, koniec końców otrzymałam jedną wielką niespodziankę. Czy polecam Zimę koloru turkusu? Zdecydowanie tak! Jest to powieść, której po prostu nie da się przejść obojętnie. Ci, którzy jeszcze nie zapoznali się z całą tą serią nie wiedzą, co tracą i lepiej niech czym prędzej nadrobią zaległości. Uwierzcie mi, nie będziecie żałować. Mi samej jest ogromnie smutno, że historię Emely i Elyasa mam już za sobą. Pozostaje mi mieć nadzieję, że może autorka napisze jeszcze jedną część tej serii. Z wielkim zaszczytem przeczytam również inne powieści, które wyjdą z pod pióra Cariny Bartsch.
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2016/02/93-zima-koloru-turkusu.html
Po cudownym wypadzie pod namiot, Elyas przestał się odzywać do Emely. Zniknęło codzienne nagabywanie - czy to osobiście, czy też poprzez telefon. Nie ma już głupich zaczepek z jego strony. Wydawać by się mogło, że takie zachowanie powinno ucieszyć Emely, w końcu cały...
2016-04-27
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2016/04/103-poacz-kropki-niesamowite-miejsca.html
Ostatnimi czasy bardzo popularne na rynku wydawniczym stały się kolorowanki antystresowe. Myślę, że chyba każdy z was miał już chociaż z jedną do czynienia (jeśli nie z własnym egzemplarzem, to z całą pewnością przeglądaliście jakiś przy okazji wizyty w księgarni). Sama jak najbardziej je lubię, jednakże wiem z własnego otoczenia, że nie każdemu taka forma odstresowania się podoba - powiedzmy sobie szczerze, większość kolorowanek antystresowych jest raczej przeznaczone dla pań (z racji licznych kwiatowych i uroczych motywów). Nie twierdzę oczywiście, że panowie nie mogą z nich korzystać - wręcz przeciwnie! A co powiedzielibyście na coś, co nie jest do kolorowania, jednakże jest wspaniałą kreatywną zabawą przeznaczoną zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn? Z taką propozycją wyszło Wydawnictwo Muza prezentując nam wspaniałą i niezwykle wyciszającą książkę, jaką jest Połącz kropki. Niesamowite miejsca.
Co znajdziemy w środku? Mnóstwo fantastycznych plansz pełnych oczywiście kropek i cyferek! Uwierzcie mi, że po zajrzeniu do środka górę bierze ciekawość, co z tych wydawałoby się przypadkowo rozmieszczonych kropek wyjdzie. Nawet najbardziej stroniąca od zajęć kreatywnych osoba ma wielką ochotę samodzielnie od początku do końca ukończyć którąś z tych licznych plansz, by na własnej skórze przekonać się, co z tego wyjdzie.
Czego potrzebujemy do pracy nad taką planszą? Przede wszystkim ołówka, gumki do mazania, ewentualnie linijki i trochę wolnego czasu i chęci. Jeśli chcecie, możecie łączyć kropki odręcznie. Nie ma problemu. Jednakże z własnego doświadczenia wiem, że te, tworzone przy akompaniamencie linijki prezentują się zdecydowanie ładniej i estetyczniej. Powiedziałam, że potrzebujecie ołówka - oczywiście możecie pracować z długopisem, czy kredkami, jednakże na pewno nie raz zdarzy się wam, że połączycie jakieś kropki nieprawidłowo i będziecie chcieli coś poprawić. Decydując się na ołówek będzie wam w takim przypadku zdecydowanie łatwiej.
Głównym celem tej książki jest wyciszenie się, pobudzenie kreatywności, ćwiczenie cierpliwości i spostrzegawczości. Czy to się sprawdza w praktyce? Zdecydowanie tak! Osobiście to sprawdziłam dając jedną taką planszę do rozwiązania dziewczynie mojego brata - przez przeszło dwie godziny musieliśmy sprawdzać, czy została ona jeszcze z nami, czy już całkowicie przepadła w kropkowym świecie. Pracując nad odkryciem jednego z ukrytych w książce zabytków architektury człowiek całkowicie się wycisza, skupia na odnajdowaniu zaginionych kropek i zapomina o dręczących go codziennych sprawach. Jaki jest wniosek? Taką książkę zdecydowanie powinien posiadać każdy z nas!
Połącz kropki. Niesamowite miejsca to edycja, gdzie łącząc poszczególne kropki odkrywamy nie jedne wspaniałe cuda architektury i piękne miejsca stworzone przez naturę. Na stronach książki kryje się między innymi Most Golden Gate, Koloseum, czy Wielki Kanion. Spędzając więc czas w towarzystwie tej oto nietypowej książki możemy też przy okazji odbyć na prawdę ciekawą podróż po tych wszystkich niesamowitych miejscach. Gdybyście jednak w niektórych przypadkach nie wiedzieli, co kryje za sobą rozwiązana przez was plansza, spokojnie możecie zajrzeć na tyły książki, gdzie wszystkie zabytki są już wyłowione z kropek i dokładnie opisane.
Ogromnym plusem jest tutaj to, że każda z plansz do rozwiązania znajduje się na osobnej kartce, dzięki czemu unikniemy tu odbijania się ołówka na innej stronie, co tylko zniszczyłoby naszą pracę. Możemy więc cieszyć się niesamowicie wygodną pracą.
Ogólnie, na rynku wydawniczym możemy nabyć już kilka różnych takich pozycji z łączeniem kropek, jednakże choć było to moje pierwsze spotkanie z takim typem książki, ze swojej strony jak najbardziej zachęcam was do zapoznania się właśnie z Połącz kropki. Niesamowite miejsca. Koszt takiej książki, według ceny okładkowej, to 29,90 zł. Wydawać by się mogło, że to trochę dużo, jednakże pozycja ta jest moim zdaniem jak najbardziej warta swojej ceny. W książce znajdziemy aż 42 plansze, które zapewnią nam rozrywkę na bardzo, bardzo długo.
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2016/04/103-poacz-kropki-niesamowite-miejsca.html
Ostatnimi czasy bardzo popularne na rynku wydawniczym stały się kolorowanki antystresowe. Myślę, że chyba każdy z was miał już chociaż z jedną do czynienia (jeśli nie z własnym egzemplarzem, to z całą pewnością przeglądaliście jakiś przy okazji wizyty w...
2019-12-11
Ah... Pamiętam, gdy rękami i nogami broniłam się przed przeczytaniem pierwszego tomu z przygodami cudownego psiaka Bailey'a. Kompletnie nie ciągnęło mnie do tej powieści i trochę czasu musiało minąć, żebym w końcu dała jej szansę. Teraz sądzę, że to chyba najlepsza historia pisana z perspektywy psa - nie dość, że zabawna, to jeszcze bardzo chwytająca za serce. Nic więc dziwnego, że i drugi tom książki "Był sobie pies" znalazł się na moim czytelniczym koncie - już na wstępie mogę wam powiedzieć, że moje uczucia względem tej historii w ogóle się nie zmieniły, a tylko bardziej pokochałam naszego wyjątkowego czworonoga!
Akcja powieści zaczyna się kilka ładnych lat po zakończeniu pierwszego tomu. Już na samym początku dowiadujemy się, co nas ominęło, co zmieniło się w życiu Ethana, Hannah oraz naszego głównego bohatera, czyli Koleżki. Wydawać by się mogło, że nasz psiak w końcu osiągnął swój życiowy cel i teraz może odejść już w spokoju do psiego nieba. Jednakże los ma dla niego inne plany.
Jeśli chodzi o ludzkich bohaterów, tym razem głównym elementem książkowej układanki jest Clarity lub też CJ, czyli wnuczka Ethana i Hannah. Koleżka bardzo szybko zdaje sobie sprawę z tego, że teraz to ona staje się jego życiowym celem i musi zrobić wszystko, aby zapewnić jej bezpieczeństwo i być dla niej "grzecznym pieskiem".
To, co najbardziej podobało mi się w tej książce, to ta wspaniała autentyczność - z jednej strony wiemy oczywiście, że wszystko to o czym czytaliśmy nie może się wydarzyć w rzeczywistości, jednak autor tak umiejętnie nam wszystko przedstawił, że najzwyczajniej w świecie o tym zapominamy. Ja sama śledziłam przygody naszego pieska z niesamowicie wielkim zapałem, kibicowałam mu, gdy musiał odnaleźć swoją Panią i rozpaczałam, gdy umierał. Cudownie obserwowało mi się życie ludzi z perspektywy czworonoga. Najlepsze jest to, że autor tak na prawdę w całej książce bardzo mało mówi nam o tym, co dotyczy ludzkich bohaterów w taki sposób, jak ma to miejsce w zwyczajnych książkach. Nie mamy tutaj przemyśleń bohaterów, typowych opisów miejsc czy sytuacji. Wszystkie wydarzenia obserwujemy z perspektywy psa i to właśnie on wszystko nam tłumaczy. Owszem, czytamy dialogi między bohaterami, itp., jednak na tym się kończy. W końcu zwierzęta nie znają się na ludzkich sprawach, prawda? Mimo to jednak doskonale idzie odnaleźć się w sytuacji - wiemy z jakimi problemami borykają się bohaterowie, jak rozwija się ich życie, czy w jakiej znajdują się sytuacji. Za tak umiejętne operowanie naszą wyobraźnią autorowi książki "Był sobie pies 2" należą się ogromne brawa!
W książce bardzo podobało mi się również to, że cały czas coś się w niej działo. Nie było czasu na nudę. Wydarzenia rozwijały się z niesamowitą prędkością, jak się okazuje życie piesków nie jest wcale takie nudne, a mimo to świetnie idzie się w tym wszystkim odnaleźć. Przez całą książkę przewija się bardzo dużo bohaterów - jedni są bardzo ważni, inni już troszkę mniej, ale wszyscy dorzucają jakąś swoją cegiełkę do powieści.
"Był sobie pies 2" to bardzo wyjątkowa książka - pełna uczuć, humory, poruszająca ważne kwestie i pozwalająca nam spojrzeć na pewne rzeczy z innej perspektywy. Cudowna historia ukazująca wielką miłość i przywiązanie człowieka i czworonoga. Przepadłam w tej wspaniałej książce, a ostatnie strony wylały ze mnie całe morze łez. Film jeszcze przede mną, ale jestem przekonana, że nic nie pobije jego papierowego pierwowzoru.
A jeśli wy jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tą historią, to uwierzcie mi, że czym prędzej musicie to zmienić. Innej opcji nie ma!
Ah... Pamiętam, gdy rękami i nogami broniłam się przed przeczytaniem pierwszego tomu z przygodami cudownego psiaka Bailey'a. Kompletnie nie ciągnęło mnie do tej powieści i trochę czasu musiało minąć, żebym w końcu dała jej szansę. Teraz sądzę, że to chyba najlepsza historia pisana z perspektywy psa - nie dość, że zabawna, to jeszcze bardzo chwytająca za serce. Nic więc...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-09-27
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2016/09/127-przedpremierowo-chopak-z-sasiedztwa.html
Dziesięć lat temu Charlie, w wypadku samochodowym, straciła matkę i od momentu jej całe życie to jej trzej starsi bracia, ich przyjaciel z domu na przeciwko oraz ojciec. Różni się ona od innych dziewczyny - uwielbia sport każdego rodzaju, nie maluje się ani nie stroi i uwielbia spędzać czas w towarzystwie swoich braci. Są oni niesamowicie zgraną paczką, przez co Charlie czasem czuje się, jakby była jeszcze jednym chłopakiem w rodzinie. Do tej pory w ogóle jej to nie przeszkadzało - nie martwiła się, że ktoś może zobaczyć ją umazaną błotem, czy spoconą, nie zastanawiała się, jakie ciuchy najlepiej na siebie ubrać, a co najważniejsze nie wstydziła się być sobą. Gdy jednak z powodu narzuconej przez ojca kary Charlie musi znaleźć sobie pracę, wszystko powoli zaczyna się zmieniać. Zatrudnia się w małym butiku z ubraniami u niezwykle charyzmatycznej Lindy, która zaczyna budzić w bohaterce uczucia, jakie dzieliłaby ona ze swoją matką. Tam poznaje też Amber, która wciąga ją w świat makijażu i mody, nie wiedząc tak na prawdę, jaka Charlie jest na prawdę. Szybko okazuje się, że jej bracia, przyjaciel Braiden oraz ojciec znają jedną Charlie, a Linda, Amber oraz inne osoby które poznała za sprawą pracy, poznali tą drugą dziewczynę, która całkowicie różni się od oryginału. Tylko Braiden zauważa, że bohaterka coraz bardziej zanurza się w kłamstwie i stara się ją od tego odwieźć. Bo przecież jedna osoba nie może skrywać w sobie dwóch różnych osób.
Pierwsza książka autorstwa Kasie West, z którą miałam styczność niesamowicie mnie oczarowała. Autorka potrafiła zrobić coś z niczego i przedstawiło z pozoru zwykłą, niczym nie wyróżniającą się historię w taki sposób, że powstało z niej coś tak wciągającego, że po prostu nie szło się od tego oderwać. Jednak często zdarza się to tylko raz i już kolejna książka autora okazuje się być zwyczajnie przeciętna, gdyż nie udało mu się powtórzyć swojego wcześniejszego sukcesu. Choć bardzo starałam się zagłuszyć ten cichy głosik, obawiałam się, że może się tyczyć to właśnie Chłopaka z sąsiedztwa. Postanowiłam więc podejść do książki na luzie i nie oczekiwać niczego wielkiego, aby później się nie rozczarować (takie rozczarowania są najgorsze). Bardzo szybko okazało się jednak, że Chłopak z sąsiedztwa to niesamowita i prosta historia, a autorce znów udało się przedstawić ją w taki sposób, że wyszło coś po prostu genialnego!
Główną bohaterką powieści jest Charlie - najmłodsza z czwórki rodzeństwa i jedyna dziewczyna w gronie trzech pokaźnych chłopaków. Wychowywanie przez samych mężczyzn przyczyniło się do tego, że dziewczyna stała się typem chłopczycy, jednak jej wcale to nie przeszkadzało. Charlie to niezwykle przyjazna osoba kochająca każdą dyscyplinę sportową jaka tylko istnieje, która świetnie wprost dogaduje się ze swoimi braćmi i ich przyjacielem Braidenem, którego nawiasem mówiąc również traktuje jak jednego z braci. Już od pierwszych stron powieści bardzo ją polubiłam, mimo iż różnimy się od siebie w bardzo wielu kwestiach. Spodobało mi się w niej to, że tak swobodnie czuje się w towarzystwie chłopaków oraz jej przezabawne podejście do życia. Świetnie poznawało mi się historię przedstawioną właśnie z jej perspektywy - praktycznie pochłonęłam ją za jednym razem. Jednakże po prostu pokochałam wszystkich jej braci oraz Braidena! Choć posiadanie samych braci wydawać by się mogło czymś strasznym i przerażającym, Charlie trafiła na samych wspaniałych facetów, których po prostu nie da się nie lubić! Te ich miejscami głupkowate pomysły, ich podejście oraz troska o siostrę oraz to, że choć bardzo podobni do siebie byli tak na prawdę całkowicie inni niesamowicie mi się spodobał. Jestem po prostu przekonana, że gdyby nie oni książka nie spodobała by mi się tak bardzo, gdyż utraciłaby cały swój niepowtarzalny charakter. No i jest oczywiście jeszcze Braiden, który trafił jako kolejny na listę moich ulubionych męskich bohaterów. Tu również bardzo spodobał mi się sposób, w jaki traktował on Charlie, jak i w sumie pozostałych trzech jej braci, jego niepowtarzalny humor i mimo wszystko troskliwe podejście do każdej sprawy. Od samego początku kibicowałam jemu i Charlie, by w końcu się między nimi ułożyło.
Jak wspomniałam prędzej, historia wydawać by się mogła z pozoru na prawdę zwyczajna, jednak autorka po raz kolejny stworzyła coś z niczego! Rzadko się to zdarza, a Kasie West osiągnęła to już drugi raz pod rząd. Potrafi pisać ona niesamowicie chwytające za serce teksty prezentujące historię zwykłej osoby, która bardzo przypomina czytelnika. Od jej historii po prostu nie idzie się oderwać. Mnie oczarowała po raz kolejny i sprawiła, że z jeszcze większą niecierpliwością będę czekać na kolejne jej powieści, które z całą pewnością dorównają dwóm poprzednim.
Bardzo się cieszę, że mogłam już zapoznać się z Chłopakiem z sąsiedztwa i to w dodatku jeszcze przedpremierowo, jednak ogromnie zazdroszczę tym, którzy tą historię dopiero poznają. Chciałabym być na waszym miejscu i zagłębić się w tej cudownej historii jeszcze raz. Spędzenie czasu w towarzystwie tak charyzmatycznych i przyjacielskich bohaterów to spełnienie marzeń każdego czytelnika. Śmiało mogę więc powiedzieć, że Chłopak na zastępstwo to kolejne wspaniałe dzieło autorki, które z całą pewnością będę polecała każdemu fanowi gatunku. To książka, obok której nie można przejść obojętnie i mam nadzieję, że i wy przystaniecie przy niej na chwilkę, by później już po jej przeczytaniu móc w stu procentach zgodzić się z moim zdaniem.Ja z całą pewnością jeszcze nie raz będę do niej chętnie wracać.
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2016/09/127-przedpremierowo-chopak-z-sasiedztwa.html
Dziesięć lat temu Charlie, w wypadku samochodowym, straciła matkę i od momentu jej całe życie to jej trzej starsi bracia, ich przyjaciel z domu na przeciwko oraz ojciec. Różni się ona od innych dziewczyny - uwielbia sport każdego rodzaju, nie maluje...
2018-03-25
W Ktoś mnie obserwuje mamy nie jednego, a dwóch głównych bohaterów - Tessę oraz Erica. Powiem wam, że dawno nie czytałam książki z takim dwu osobowym podziałem narracji, dlatego bardzo się z tego ucieszyłam. Zawsze wydaje mi się, że przez to czytelnik może dowiedzieć się na temat samych bohaterów, jaki i fabuły znacznie więcej, bo każda z postaci dorzuci od siebie te swoje trzy grosze.
TESSA jest dziewczyną, która od roku cierpi na agorafobię, czyli lęk przed wychodzeniem z domu. W przeszłości spotkało ją coś, co wywalało u niej tą chorobę, jednak nie chce ona wyjaśnić nikomu, co to było. Choć jej chłopak oraz matka są przy niej, dziewczyna czuje się dość mocno samotna. Jedyną odskocznią, kiedy może poczuć się sobą, jest jej profil na Twitterze poświęcony pewnemu znanemu piosenkarzowi Erick'owi Thornie. Śmiało można powiedzieć, że dziewczyna ma na jego punkcie lekką obsesję, jednakże to, co wyróżnia ją na tle innych fanek to to, że dziewczyna zdaje się dostrzegać ból oraz problemy, jakie w swoim życiu ma Eric. Pewnego dnia dziewczyna publikuje w sieci swoje fan fiction o piosenkarzu, a to sprawia, że z dnia na dzień jej profil, jak i stworzony przez nią hasztag #ericthornobsessed zyskują ogromną popularność.
ERIC jest niezwykle popularnym piosenkarzem, który wprawia w szybsze bicie serca każdą ze swoich fanek. Choć od najmłodszych lat chciał brnąć w karierę muzyczną, teraz nie sprawia mu ona już tak dużej radości. Nie może znieść tego, że większość fanek widzi w nim tylko kawał przystojnego faceta i tak na prawdę nie liczy się dla nich żaden z jego utworów. Jednakże spece od PR chcą, aby gwiazdor jeszcze bardziej zachęcał do szaleństwa młode fanki. Chłopak postanawia więc założyć konto na Twitterze, gdzie podając się za kogoś całkowicie innego, będzie mógł w końcu powiedzieć, co o tym wszystkim sądzi, a co za tym idzie, zniechęci do siebie te wszystkie psychofanki.
Wkrótce drogi tej dwójki się krzyżują i zaczyna rozwijać się pomiędzy nimi przyjaźń, która może stać się tym, co uratuje ich oboje przed samozniszczeniem...
TO, CO ZDECYDOWANIE wyróżnia tą książkę od wszystkich innych, w których występuje motyw social mediów, to to, że tutaj Twitter gra ta na prawdę pierwsze skrzypce - w końcu, gdyby nie to, to tak na prawdę znajomość dwójki naszych bohaterów nigdy by nie powstała. W całej powieści możemy znaleźć więc bardzo dużo odniesień do Twittera, jednak co mi się bardzo spodobało, autorka przedstawiła to wszystko w tak umiejętny sposób, że czytelnik nie czuje się przytłoczony. Choć większość fabuły rozgrywa się w sieci, to jednak dodatkowe wątki z życia bohaterów uzupełniają całość i sprawiają, że lektura staje się jeszcze bardziej interesująca i wciągająca. Gdybym miała podsumować tutaj wątek Twittera to powiedziałabym, że jest go tutaj na prawdę dużo, ale jednocześnie w odpowiedniej ilości. Mówiąc krótko, autorka poradziła sobie z wprowadzeniem tego wątku na prawdę świetnie!
W KSIĄŻCE bardzo spodobało mi się to przedstawienie postaci Erica Thorna, jako gwiazdy, która musi zmagać się z ciężarem kariery, którą tak bardzo chciał kiedyś osiągnąć. Ucieszyłam się, że autorka postanowiła przedstawić życie piosenkarza, aktualnej gwiazdy, który musi zmagać się z tymi wszystkimi psychofankami. Z tego, co się dowiedziałam, kreując postać Erica A.V. Geiger kierowała się osobą Adama Levina z Maroon 5 i choć ja osobiście nie widziałam żadnego podobieństwa tych dwóch panów pod względem charakteru, czy wyglądu, to jednak jeśli chodzi o te wszystkie szalone "fanki" autorce udało się to bardzo dobrze odwzorować. Smutne jest to, że są takie osoby, które nazywają siebie "fanami", jednak tak na prawdę nimi nie są. Zależy im tylko na wyglądzie danej osoby, a nie na tym, co ona tworzy - poprzez swoją muzykę, czy grę aktorską. Jestem pewna, że gdyby spytać się ich, za co cenią tego artystę, na pewno nie wymienili by tego, co w gruncie rzeczy jest najważniejsze. Myślę więc, że autorka świetnie poradziła sobie z postacią Erica. Ja sama niesamowicie go polubiłam i przyjemnie śledziło mi się wszystkie rozdziały, w których to on był narratorem.
Jeśli chodzi natomiast o Tessę, to ją również polubiłam, jednak głównie dlatego, że w wielu miejscach się z nią identyfikowałam. Cały czas też ciekawiło mnie, co wydarzyło się w przeszłości, że dziewczyna zachorowała. I jeśli chodzi o ten wątek, to niestety koniec końców jestem trochę zawiedziona tym powodem Tessy. Myślałam, że będzie to coś nieco bardziej mrocznego, a chociaż to, co spotkało dziewczynę na pewno przeraziłoby niejedną osobę, to jednak nie ukrywam, że troszkę się rozczarowałam.
W Ktoś mnie obserwuje bardzo spodobało mi się także to połączenie romansu z powieścią, która poruszała problemy psychiczne z dodatkową lekką nutką thrillera. Nie chcę zdradzać wam za dużo z lektury, jednak muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się tych ostatnich rozdziałów w książce. Mam tutaj na myśli te, które wyjaśniają nam, co się działo w przeszłości z Tessą. Bardzo długo myślałam, że będzie to kolejna książka młodzieżowa, gdzie główną rolę będzie odgrywał jednak romans, a tu proszę takie zaskoczenie! Jednak zdecydowanie najmocniejszym punktem książki jest jej zakończenie! Bo niby wszystko kończy się już dobrze, aż nagle mamy takie wielkie BUM! i wszystko zmienia się o trzysta sześćdziesiąt stopni! I jedyne, co nam wtedy zostaje to takie NIE WIERZĘ! CO TU SIĘ PRZED CHWILĄ WYDARZYŁO!? Muszę przyznać, że to się autorce jak najbardziej udało
PODSUMOWUJĄC więc, Ktoś mnie obserwuje to na prawdę bardzo wciągająca książka, od której dosłownie nie da się oderwać. Myślę, że śmiało można powiedzieć, że lektura tej powieści to jedno wielkie zaskoczenie! Autorka ma interesujący styl, który sprawia, że całość czyta się bardzo szybko. Z tego, co widziałam, historia zawarta w tej książce była najpierw opowiadaniem na Wattpadzie, więc tym bardziej jestem miło zaskoczona, że to właśnie tam powstało takie cudeńko. Ja jestem jak najbardziej zadowolona z lektury i myślę, że jedyne, co mogę teraz zrobić to tylko zachęcić was do sięgnięcia samemu po tą powieść i przekonania się an własnej skórze, jak dobra jest to lektura.
Niestety na drugi tom będziemy musieli jeszcze trochę poczekać (Wydawnictwo Jaguar zapowiada, że będzie to dopiero w 2019 roku), ale myślę, że będzie warto! Sama już nie mogę się go doczekać i nawet zastanawiam się, czy nie sięgnąć po tą powieść prędzej w oryginale.
W Ktoś mnie obserwuje mamy nie jednego, a dwóch głównych bohaterów - Tessę oraz Erica. Powiem wam, że dawno nie czytałam książki z takim dwu osobowym podziałem narracji, dlatego bardzo się z tego ucieszyłam. Zawsze wydaje mi się, że przez to czytelnik może dowiedzieć się na temat samych bohaterów, jaki i fabuły znacznie więcej, bo każda z postaci dorzuci od siebie te swoje...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01-13
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2018/01/200-przedpremierowo-fake-it.html
Powiem wam, że odkąd poznałam pierwszą książkę autorki Sandry Nowaczyk coś mi mówiło, że warto mieć tą dziewczynę na oku, bo w przyszłości może stworzyć na prawdę dobrą powieść. Ale nie spodziewałam się, że nastąpi to tak szybko! Z początku podchodziłam do Fake It czyli najnowszej książki z pod pióra Sandry dość sceptycznie. Wiązało się to głównie z moją awersją do polskich autorów. Pamiętałam jednak, że całkiem dobrze bawiłam się podczas lektury Friendzone - po Fake It sięgnęłam jednak tak na prawdę z czystej ciekawości. Czy było warto? Zdecydowanie tak!
W książce poznajemy dwie z pozoru mocno różniące się od siebie bohaterki - Sparks i Indie. Spotykają się one w dość specyficznych okolicznościach, to jest podczas wizyty u wróżki. I chociaż zamieniają ze sobą zaledwie parę słów to Sparks czuje, że zna swoją rozmówczynię, jakby spędziła z nią całe życie. Jest jednak pewien mały szkopuł - Sparks chce się zabić, zaraz po powrocie od wróżki. Ma ona bowiem swoje powody, które kumulowały się przez siedem lat i to właśnie teraz dziewczyna chce się od nich uwolnić. Jednakże jej plany zostają całkowicie pokrzyżowane pojawieniem się Indie. Dowiaduje się ona o planach Sparks i chce zrobić wszystko, aby dziewczynę od nich odwieźć. W ten oto sposób bohaterki spędzają ze sobą jeden dzień, który ma pokazać naszej narratorce, że życie potrafi być cudowne, a samobójstwo to nie jest wcale rozwiązanie problemu.
Tak jak mówiłam wcześniej, choć wiedziałam, że historia stworzona może być ciekawa, to jednak nie liczyłam na to, że zachwyci mnie ona w jakiś na prawdę mocny sposób. Ale obiecałam sobie podejść do niej raczej z czystym umysłem i na spokojnie przyjąć to, co miała do zaoferowania autorka.
Początek powieści już stopniowo zaczynał mnie zaciekawiać, jednak wiecie, nie było jeszcze tego zachwytu w stylu "o boże uwielbiam to!". Jednakże jak mówi przysłowie im dalej w las... tym książka okazywała się być co raz lepsza. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to to, że styl Sandry Nowaczyk na prawdę się poprawił. Pamiętam, że niektórzy z was, w przypadku Friendzone zarzucali jej, że wiać, iż jest dopiero początkującą autorką, itp. Ja również to zauważyłam, ale nie uderzyło mnie to tak bardzo, jak niektórych. Jednak tak jak mówiłam, od razu widać, że Sandra na prawdę mocno pracowała nad swoim stylem. Przemyślany dobór słów, filozoficzne podejście do sytuacji - ja jestem zdecydowanie na tak! Ciężko jest mi trochę wytłumaczyć to w recenzji, ale myślę, że gdy sami sięgniecie po książkę stwierdzicie "Tak! Kasia miałaś rację.". Przypomnę wam tylko, że autorka ma obecnie osiemnaście lat, jednakże w Fake It widać jej dorosłe i na prawdę przemyślane podejście do życia. Jak dla mnie pozycja ta jest doroślejszą wersją jej twórczyni. I sądzę, że to jest na prawdę sporym atutem tej książki.
Akcja książki dzieje się tak na prawdę na przestrzeni dwudziestu czterech godzin, które bohaterki spędzają razem. Zawsze bardzo podobało mi się takie przedstawienie fabuły, gdyż uważałam, że potrzeba nie lada talentu oraz zaangażowania w pracę, aby nie dość że zaciekawić czytelnika to jeszcze utrzymać wszystko w chronologicznym porządku. I choć po zastanowieniu się dochodzę do wniosku, że jakoś nie działo się w książce za dużo przez ten czas, to jednak.... cały czas akcja się rozwijała i nie było tutaj żadnych nudnych momentów, kiedy chciało by się przewinąć akcję do przodu.
Jeśli chodzi o bohaterki to tutaj na chwilkę się zatrzymam, bo zdecydowanie jest o czym mówić. W tekście poznajemy Sparks oraz Indie - dziewczyny całkowicie od siebie różne. Przez większą część książki skupiamy się tak na prawdę głównie na życiowych problemach Sparks. W sumie, z racji tego, że jest ona narratorką książki, możemy poznać również jej myśli i samo podejście do życia - a nie da się ukryć, że jest ono na prawdę pesymistyczne. Bardzo dokładnie możemy zagłębić się w jej umysł i poznać to, co nią kieruje. Powiem wam, że mocno spodobał mi się ten filozoficzny umysł Sparks. Sama uwielbiam zatapiać się w swoich myślach i rozwodzić się nad różnymi nurtującymi mnie sprawami, przez co w pewnym sensie poczułam się połączona z bohaterką. Co prawda moje rozmyślania nie idą w takim mrocznym kierunku, jak jej, ale mimo wszystko ucieszyłam się, że spotkałam na swojej czytelniczej drodze taką postać. O powodzie, który popycha Sparks w kierunku samobójstwa już od siedmiu lat, dowiadujemy się tak na prawdę na samym początku książki. Odniosłam wrażenie jednak, że w trakcie trwania książki bohaterka tak jakby chciała przekonać siebie, a za razem i nas, czytelników, że jej postępowanie jest słuszne. Gdyby jednak stanąć z boku i na spokojnie przyjrzeć się tej postaci od razu idzie zauważyć, że jest ona niezwykle zagubioną i przestraszoną dziewczyną, która tak na prawdę nie do końca wie, co ma zrobić.
Indie, jaką przedstawiła nam autorka i jaką zna również Sparks, wydaje się być całkowitym przeciwieństwem głównej bohaterki - jest szalenie pozytywna (ale nie w ten denerwujący dla większości ludzi sposób), we wszystkim stara się dostrzegać tą jasną, dobrą stronę i najważniejsze - chce zrobić wszystko, aby pomóc Sparks. Ale jest to tylko jedno oblicze Indie. Tak na prawdę przez całą książkę Sandra Nowaczyk umiejętnie dozuje nam informacje o drugiej dziewczynie. W ten sposób cały czas chcemy wiedzieć, co ukrywa Indie - a zdecydowanie jest coś na rzeczy.
Bohaterki bardzo szybko zaczyna łączyć coś, co niesamowicie przeraża a zarazem intryguje Sparks. Z początku ma to związek jedynie z takim bractwem dusz, jednakże później szybko przeradza się w coś zdecydowanie poważniejszego. Przez całą książkę obserwujemy więc, jak rozwija się relacja pomiędzy dziewczynami.
Najbardziej wbijającym w fotel punktem książki jest zdecydowanie jej zakończenie! Owszem, całość czyta się bardzo szybko i z wielkim zainteresowaniem, ale to końcówka jest tutaj tym punktem kulminacyjnym. Szczerze, gdy doszłam do ostatniego słowa powieści, pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna miałam wielką ochotę cisnąć książką po prostu przez okno! I nie przez to, że było tam coś złego - to było po prostu genialne zagranie autorki! Kompletnie nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji i gdy w końcu cała ta złość na Sandrę mnie opuściła, powoli zaczynało do mnie docierać, co tak na prawdę się wydarzyło i walczyłam z przemożną chęcią pogrążenia się w rozpaczy... O tak! Przygotujcie się na to, że książka ta zdecydowanie wyciśnie was ze wszystkich emocji...
Także przechodząc już do podsumowania, mogę wam z ręką na sercu polecić nową książkę Sandry Nowaczyk, jaką jest Fake It. Powieść jest bardzo mocno przemyślana praktycznie na każdym kroku. Cały czas trzyma w napięciu, ciekawi i zachęca do dalszej lektury. No i to zakończenie... czego chcieć więcej! Ja jeszcze raz podkreślę tylko, że jestem na prawdę zaskoczona tym, co autorka zaprezentowała i mam ogromną nadzieję, że kolejne jej książki będą równie dobre i emocjonujące co poprzednia.
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2018/01/200-przedpremierowo-fake-it.html
Powiem wam, że odkąd poznałam pierwszą książkę autorki Sandry Nowaczyk coś mi mówiło, że warto mieć tą dziewczynę na oku, bo w przyszłości może stworzyć na prawdę dobrą powieść. Ale nie spodziewałam się, że nastąpi to tak szybko! Z początku podchodziłam do Fake...
2020-04-07
Ah co to była za przygoda! Seria cynamonowa już od samego początku zagościła w moim sercu, a to wszystko za sprawą fantastycznego humoru i niezwykłej wyobraźni Dagmar Bach. Dzisiaj więc chcę wam opowiedzieć o moim ostatnim spotkaniu z Victorią i Konstantinem z "Cynamon, sekrety i ja", bo jeśli jeszcze nie mieliście okazji sięgnąć po całą serię to ja ciągle będę wam o tym nawijać, że wręcz musicie ją poznać.
W tym tomie, w końcu, wyjaśnia się sekret tajemniczych przeskoków Vicki do pararelnej rzeczywistości. Najlepsze jest to, że od pierwszego tomu zastanawiałam się, jak mogło do tego dojść, a nie od razu wpadłam na rozwiązanie, które wydało się wręcz oczywiste. Trzeci tom to jak przejażdżka kolejką górską - ciągłe zmiany w życiu Vicki, wciąż nowe wątki i co rusz jedno wielkie zaskoczenie i do tego ten humor, to wspaniałe poczucie humoru... Uwielbiam! Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałabym się przenieść do świata z książek autorki.
Co więcej powiedzieć - polecam, polecam i jeszcze raz POLECAM!!!
Ah co to była za przygoda! Seria cynamonowa już od samego początku zagościła w moim sercu, a to wszystko za sprawą fantastycznego humoru i niezwykłej wyobraźni Dagmar Bach. Dzisiaj więc chcę wam opowiedzieć o moim ostatnim spotkaniu z Victorią i Konstantinem z "Cynamon, sekrety i ja", bo jeśli jeszcze nie mieliście okazji sięgnąć po całą serię to ja ciągle będę wam o tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-10-13
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2016/10/129-wszystko-to-co-wyjatkowe.html
Jestem ogromną fanką twórczości Matthew Quicka i gdy tylko dowiedziałam się o wydaniu w Polsce kolejnego jego dzieła wprost nie posiadałam się z radości! Quick ma to do siebie, że nie dość iż tworzy niezwykle ciekawe i wciągające historie, to jeszcze każda z jego książek niesie ze sobą jakąś lekcję, która potrafi nauczyć wiele dobrego niejednego czytelnika. Ja miałam tak w przypadku powieści Poradnik pozytywnego myślenia i śmiało mogę powiedzieć, że to samo przeżyłam zagłębiając się w lekturze cudownej pozycji Wszystko to co wyjątkowe.
Nanette O'Hare to młoda dziewczyna, która przez większość swojego życia robiła wszystko to, czego się od niej oczekiwało. Nigdy nie sprawiała rodzicom problemów, świetnie grała w piłkę nożną, by sprawić przyjemność współczłonkom drużyny, trenerowi i ojcu i nigdy przenigdy nie sprzeciwiała się. Wolała jednak przebywać w samotności, gdyż interesowały ją zupełnie inne rzeczy, niż osoby w jej wieku. Gdy pewnego razu dostaje od swojego ulubionego nauczyciela egzemplarz książki Kosiarz balonówki, jej życie zmienia się całkowicie. Szybko zakochuje się w treści powieści i chcąc dowiedzieć się, jak właściwie cała historia się zakończyła, kontaktuje się z jej autorem mając nadzieję, że rozjaśni jej on całą sprawę. Booker, choć nie chce w ogóle poruszać tematu Kosiarza balonówki, proponuje Nanette przyjaźń, przez co spędzają ze sobą każdą wolną chwilę. Jednak jak wiadomo fikcja nie zawsze przedstawia to, co realne i trzeba jedynie pamiętać, by umieć te różnice rozróżnić.
Szczerze mówiąc, gdybym miała zacząć wymieniać wszystkie elementy, które spodobały mi się we Wszystko to co wyjątkowe podejrzewam, że zwyczajnie nie zanudziłabym was na śmierć. Matthew Quick po raz kolejny udowodnił mi, jaki wspaniałym jest autorem i że ze zwykłej historii potrafi zrobić fantastyczną powieść, która rozbawi, poruszy oraz nauczy czegoś dosłownie każdego czytelnika!
Jak można się domyślać, główną bohaterką i narratorką powieści jest niejaka Nanette O'Hare. Jej postać polubiłam praktycznie już od pierwszych stron i mogę powiedzieć, że w bardzo wielu przypadkach się z nią utożsamiałam. W wielu sytuacjach odnosiłam wrażenie, jakby czytała nie o Nanette, lecz właśnie o sobie - szczególnie widać było to, gdy bohaterka wyrażała swoje zdanie na temat tego, jak zachowują się jej rówieśnicy i co uważają za normalne. Niezmiernie jednak wzruszyło mnie w Nanette to, że przez większą część swojego życia ukrywała tak na prawdę samą siebie, Zawsze robiła wszystko, by dostosować się do innych, nie patrząc przy tym na dobro samej siebie. Kontrowersyjną postacią w tej książce jest dla mnie Alex, który nie jest do końca tym, za kogo się podaje. Z początku bardzo przypominał mi on jednego z moich znajomych (mam tu na myśli oczywiście jego zachowanie), przez co dzięki temu, że za pośrednictwem powieści spędzałam z tą postacią dość dużo czasu, zaczęłam w inny sposób postrzegać mojego ów znajomego. Jednak Alex to jedna wielka chodząca zagadka, która zaskoczy zapewne niejednego czytelnika.
Bardzo spodobał mi się pomysł na włączenie Kosiarza balonówki do treści powieści Matthew Quicka. Gdy coraz bardziej zagłębiałam się w historię, która towarzyszyła tej książce, miałam jeszcze większą ochotę, by samemu się z nią zapoznać. Szkoda więc, że to jedynie książka w książce, gdyż myślę, że bardzo przyjemnie by się ją czytało.
Jak już wcześniej wspomniałam Matthew Quick ma to do siebie, że w jego powieściach zawsze znajdziemy jakieś przesłanie, życiową lekcję, która z całą pewnością będziemy mogli utożsamić z jakąś sytuacją z naszego życia. Strasznie spodobało mi się, że autor poruszył właśnie ten temat odmienności, gdyż jeszcze nigdy nie spotkałam się z książką, która by ten wątek tak dokładnie wyjaśniała. Myślę, że powieść tą powinny przeczytać wszystkie osoby, które nie raz naśmiewały się z osób o odmiennych do tradycyjnych zainteresowaniach, które większość społeczeństwa postrzega jako dziwne. Myślę, że w końcu przejrzały by one na oczy, bo w końcu to, że nie naśladuje się większości w cale nie oznacza, że jest się dziwnym.
Podsumowując więc, sięgając po powieść Wszystko to co wyjątkowe po raz kolejny otrzymałam od autora niezwykle wciągającą, oczarowującą i jakże mądrą historię. Sprawiła ona, że nie mogłam oderwać się od lektury i pochłonęłam ją w bardzo krótkim czasie. Nie zawiodłam się również na stylu autora, który utrzymał swój fantastyczny poziom. Wszystko to co wyjątkowe to kolejna świetna książka z pod pióra Matthew Quicka, która zapadnie w moim umyśle na bardzo długo i z pewnością jeszcze nie raz będę do niej wracać. Jednym słowem polecam!
Recenzja dostępna również na blogu: http://about-katherine.blogspot.com/2016/10/129-wszystko-to-co-wyjatkowe.html
Jestem ogromną fanką twórczości Matthew Quicka i gdy tylko dowiedziałam się o wydaniu w Polsce kolejnego jego dzieła wprost nie posiadałam się z radości! Quick ma to do siebie, że nie dość iż tworzy niezwykle ciekawe i wciągające historie, to jeszcze każda z...
2014-06-19
Podchodziłam do tej książki bardzo ostrożnie, gdyż nigdy nie czytałam powieści z XIX w i nie wiedziałam jak sobie z nią poradzę. Muszę przyznać, że była to jedna najlepszych książek z motywem wampira jaką czytałam. Początkowo przedstawione wydarzenia wydają się dość chaotyczne, jednakże podczas dalszej lektury wszystko zaczyna układać się w całość. Moim zdaniem jest to obowiązkowa lektura dla tych, którzy tak jak ja uwielbiają powieści "wampiryczne" i nie boją się poczuć lekkiego dreszczyku.
Podchodziłam do tej książki bardzo ostrożnie, gdyż nigdy nie czytałam powieści z XIX w i nie wiedziałam jak sobie z nią poradzę. Muszę przyznać, że była to jedna najlepszych książek z motywem wampira jaką czytałam. Początkowo przedstawione wydarzenia wydają się dość chaotyczne, jednakże podczas dalszej lektury wszystko zaczyna układać się w całość. Moim zdaniem jest to...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-13
http://about-katherine.blogspot.com/2014/11/17-harry-potter-i-wiezien-azkabanu.html
Dużymi krokami nadchodzi kolejny, trzeci już rok szkolny Harrego w Hogwarcie - szkoły magii i czarodziejstwa. Chłopak nie może doczekać się już tego upragnionego dnia, kiedy będzie mógł wsiąść do pociągu, który zawiezie go do ukochanej szkoły, gdzie będzie mógł spotkać się z przyjaciółmi i dalej uczuć nowych zaklęć. Wyczekiwań nie ułatwia mu jednak rodzina Dursley'ów, u których na czas letnich wakacji musi przebywać. Wuj Vernon zabrał mu wszystkie rzeczy potrzebne do nauki i zamknął w komórce pod schodami, co uniemożliwia bohaterowi odrobienie obowiązkowych prac domowych. Na domiar złego do Dursley'ów przyjechać ma siostra Vernona - Marge, która na każdym kroku upokarza Harrego ,wyśmiewa się z niego i wytyka wszystkie możliwe wady. Chłopak ma dość jej uszczypliwości i przez przypadek sprawia, że kobieta nadyma się jak wielki balon, a potem ucieka z domu Dursley'ów. Z opresji ratuje go załoga Błednego Rycerza - autobusy, który zawozi czarodziejów w potrzebie w każde miejsce, jakie sobie zażyczą. W ten sposób Harry trafia do Dziurawego Kotła, gdzie spędza pozostały czas jaki został mu do wyjazdu do Hogwartu.
Dowiaduje się również o zbiegłym więźniu, niebezpiecznym Syriuszu Blacku, który stał za śmiercią jego rodziców. Z podsłuchanej rozmowy dowiaduje się, że Black uciekł, gdyż czyha na jego życie, aby dokończyć to, czego Czarny Pani nie ukończył. Jakie powiązanie łączy Harry'ego z tym niebezpiecznym mordercą? A może tak na prawdę znana przez wszystkich historia nie jest do końca prawdziwa?
Harry Potter i Więzień Azkabanu to trzecia część cyklu opowieści o chłopcu, który przeżył. Tym razem bardziej poznajemy przeszłość bohatera, a także jego rodziców. Pojawia się tu także słynny Syriusz Black, niegdyś najlepszy przyjaciel James'a Potter'a (ojca Harry'ego), dziś postrzegany jako niebezpieczny morderca, któremu w niewytłumaczalny sposób udało uciec się z Azkabanu.
Jak już mówiłam prędzej, w poprzednich postach o Harrym Potterze, ta historia nie jest mi obca, gdyż od najmłodszych lat namiętnie oglądałam każdą z ekranizacji setki razy, a właśnie Więzień Azkabanu należał do moich ulubionych, które potrafiłam oglądać nawet trzy razy dziennie. Z książki dowiedziałam się znów całkiem nowych rzeczy, które nie zostały wytłumaczone w filmie. Nie wiedziałam na przykład, że Glizdogon, Łapa i Rogacz wytrenowali sztukę zmieniania się w animagi, aby dotrzymać towarzystwa Lunatykowi, który zamieniał się w wilkołaka.Lub chociażby fakt, że Bijąca Wierzba została zasadzona ze względu na profesora Lupina, który uczęszczając do Hogwartu, aby nie zrobić nikomu krzywdy podczas swoich przemian ukrywał się we Wrzeszczącej Chacie, a ów wierzba miała chronić ukrytego przejścia do niej prowadzącego.
Pani Rowling po raz kolejny zaskakuje nas coraz ciekawszymi wątkami i odkrywa przed czytelnikiem więcej informacji z życia Harrego. Stworzyła nowe, świetne postacie, oraz wspaniałe magiczne stworzenia.
Podsumowując Harry Potter i Więzień Azkabanu to kolejna, wspaniała książka, która wyszła z pod pióra J. K. Rowling. Można w niej dostrzec zmiany, jakie zachodzą w Harrym spowodowane zmianą jego wieku. Można rzec, że książka dorasta razem ze swoim bohaterem. Miejscami zabawna, trzymająca w napięciu, niekiedy wzruszająca. Jest to zdecydowanie lektura, którą powinien przeczytać każdy, niezależnie od wieku!
http://about-katherine.blogspot.com/2014/11/17-harry-potter-i-wiezien-azkabanu.html
Dużymi krokami nadchodzi kolejny, trzeci już rok szkolny Harrego w Hogwarcie - szkoły magii i czarodziejstwa. Chłopak nie może doczekać się już tego upragnionego dnia, kiedy będzie mógł wsiąść do pociągu, który zawiezie go do ukochanej szkoły, gdzie będzie mógł spotkać się z przyjaciółmi i...
Gdybym miała wybierać pomiędzy psami a kotami, to bez wahania wybrałabym mruczki. Tak, jestem zdecydowaną kociarą. Jednakże przy każdej nowej książce W. Bruce'a Camerona o kolejnym cudownym psiaku nie muszę wybierać, bo wiem, że muszę tą powieść przeczytać! I tak samo było w przypadku O psie, który wrócił do domu. Pomijając już tą słodziutką tytułową Bellę na okładce, to jak mogłabym sobie odpuścić historię uroczego pieska, który zrobi wszystko, aby wrócić do swojego właściciela, który jest dla niej całym światem?
Kiedy pierwszy raz poznałam twórczość autora O psie, który wrócił do domu zakochałam się w jego stylu i w jego cudownym sposobie kreowania świata z perspektywy psiaka. Dotychczas myślała, że ciężko będzie stworzyć coś takiego, co w pełni oddawałoby myślenie tych czworonogów, ale W. Bruce'owi Cameronowi to się na prawdę udało! I dokładnie tak samo było w historii Belli - poznając tę książkę miałam wrażenie, jakbym na prawdę przeniosła się do mózgu tej uroczej suni i widziała świat tak, jak ona sama go postrzega. Bardzo podoba mi się prezentowanie historii w taki sposób i jestem pewna, że jeżeli autor w kolejnych swoich książkach będzie robił tak samo, to każda kolejna lektura będzie należała do udanych! Uwielbiam też to, że chociaż w książce jest tak na prawdę dużo odniesień do pieskiego życia, do tego co je ciekawi, do ich pragnień, czy zwyczajów, to jednak nie zabrakło tutaj tego, co jest typowo skierowane do ludzi. Chodzi mi o to, jak Bella dokładnie opisuje to co widzi, czy słyszy, chociaż sama tego nie rozumie (bo w końcu jest psem), jednakże nam, czytelnikom, daje to możliwość dokładniejszego poznania całej historii. Na prawdę jestem pod sporym wrażeniem tego z jaką łatwością autor umiał to wszystko przedstawić, bo podejrzewam, że nie jeden na prawdę dobry pisarz mógłby mieć z tym spory problem.
Tego, że pokochałam Bellę całym serduchem chyba nie muszę mówić. Nie dziwię się wcale, że każdy, w kogo życiu się ona pojawiała od razu pałał do niej tak ogromną sympatią. Z wypiekami na twarzy śledziłam wszystkie jej przygody i z przejęciem trzymałam kciuki za to, żeby nic złego, podczas tej jej długiej wędrówki Do Domu, się jej nie stało. Bardzo spodobało mi się też to, że autor postanowił wpleść do życia suczki tyle kotów - począwszy od Mamy Kotki i kociego potomstwa, po Dużą Koteczkę, której przywiązanie do Belli wydaje się być wręcz nieprawdopodobne, ale jednak prawdziwe. Sama Bella okazała się być cudowną, bardzo przyjacielską, pomocną i grzeczną sunią. Bardzo żałuję, że nigdy nie będzie mi dane poznać jej w prawdziwym życiu.
W całej książce dzieję się na prawdę sporo - w końcu wspólnie z Bellą przeżywamy najpierw jej wczesne życie, by później wyruszyć razem z nią w wędrówkę Do Domu, do Lucasa, która obejmowała przeszło 600 kilometrów. Jednakże mimo tego na prawdę wielkiego ogromu informacji podczas czytania zdecydowanie nie czuje się żadnego przesytu. Myślę, że może mieć to trochę związek z tym, że naszą narratorką jest suczka, a nie człowiek. Podawała ona jedynie wybiórcze informacje, jednakże skupiała się głównie na tych, które okazywały się być najważniejsze. Przez to właśnie książkę czyta się praktycznie jednym tchem. Bez trudu idzie się odnaleźć w całej sytuacji i wręcz nie można się doczekać, żeby poznać kolejne fakty z życia Belli.
Cóż więc, ja jestem jak najbardziej na tak! Myślę, że jest to świetna książka zarówno dla miłośników psów, jak i tych, którzy mimo wszystko (tak, jak ja) wolą koty. Każdy z nas znajdzie tutaj coś dla siebie, a niesamowity humor zawarty w powieści sprawi, że nikt z was nie będzie się mógł od niej oderwać. Jestem też już po obejrzeniu ekranizacji książki i muszę przyznać, że tym razem powieść okazała się być zdecydowanie lepsza! Także czytajcie i przeżywajcie tę cudowną historię w towarzystwie Bardzo Grzecznej Suni, jaką jest urocza Bella!
Gdybym miała wybierać pomiędzy psami a kotami, to bez wahania wybrałabym mruczki. Tak, jestem zdecydowaną kociarą. Jednakże przy każdej nowej książce W. Bruce'a Camerona o kolejnym cudownym psiaku nie muszę wybierać, bo wiem, że muszę tą powieść przeczytać! I tak samo było w przypadku O psie, który wrócił do domu. Pomijając już tą słodziutką tytułową Bellę na okładce, to...
więcej Pokaż mimo to