-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Biblioteczka
2024-05-10
2024-04-23
Niebezpieczny turniej, w którym do wygrania jest… korona oraz serce króla.
Uwięziona jako dziecko, Lor połowę życia spędza za kratami w towarzystwie przestępców i degeneratów. Gdy za złe zachowanie trafia do Otchłani, wykopanej dziury w ziemi na dzikich terenach, wie, że jej los jest przesądzony i nigdy nie zobaczy już swojego rodzeństwa.
Nieoczekiwanie nadchodzi ratunek, a wraz z nim szansa na zemstę, gdy ląduje w środku rywalizacji o Tron Królowej Słońca.
Od samego początku, gdy tylko pojawiła się zapowiedź, byłam pewna, że pokocham tę historię, jej świat i bohaterów, że będzie to książka stworzona dla mnie. Tak się jednak nie stało, choć i tak dobrze się bawiłam.
To idealna powieść, gdy szukacie czegoś naprawdę lekkiego i wciągającego, co przełamie zastój czytelniczy.
Fabuła od samego początku jest mocno angażująca i intrygująca, a im dalej, tym dzieje się więcej i lepiej. Sekrety, tajemnice, pałacowe spiski i mocne zakończenie z przytupem.
Uwielbiam motyw turnieju i rywalizacji, a sposób, w jaki został tutaj przedstawiony, absolutnie mnie zachwycił. Zadania, którym musiały sprostać uczestniczki turnieju, wniosły dużo świeżości do powieści: były zaskakujące, nieoczywiste, a przy tym naprawdę brutalne.
Mimo że nie spodziewałam się niczego oryginalnego, trudno nie zauważyć wielu podobieństw do innych książek, takich jak Dwory, Szklany tron, Rywalki. Do tego stopnia, że możemy odnaleźć w niej bardzo podobne kreacje bohaterów (Aelin, Chaol, Rhysand).
Jednak tym, czego naprawdę mi zabrakło, było rozbudowanie świata. Jakiekolwiek.
Oprócz tego, że istnieją inne Dwory i królestwa, nie wiemy nic więcej, ani o sytuacji politycznej, ani o tym, skąd ona wynika. Bohaterowie często powołują się na jakichś bogów, ale o nich też nic nie wiemy. Było to na tyle frustrujące, że wydawało się dość istotne dla całej fabuły.
Powieść przypadłaby mi o wiele bardziej, gdyby nie kreacja Lor. Postać pełna sprzeczności, pozbawiona logiki, niesamowicie irytująca i arogancka. Jak na osobę, która spędziła połowę życia w uwięzieniu, była wielokrotnie krzywdzona, jest nad wyraz pyskata, arogancka, bez żadnych zahamowań.
Ostatecznie na duży plus zasługuje lekkość, z jaką się czytało, oraz naprawdę duża przyjemność z lektury. Pomimo wielu wad i momentów przewracania oczami, ostatecznie jestem ciekawa, jak dalej potoczą się losy bohaterów, zwłaszcza ze względu na ciekawy finał oraz fakt, że jest to zaledwie wprowadzenie do bardziej rozbudowanej serii.
Niebezpieczny turniej, w którym do wygrania jest… korona oraz serce króla.
Uwięziona jako dziecko, Lor połowę życia spędza za kratami w towarzystwie przestępców i degeneratów. Gdy za złe zachowanie trafia do Otchłani, wykopanej dziury w ziemi na dzikich terenach, wie, że jej los jest przesądzony i nigdy nie zobaczy już swojego rodzeństwa.
Nieoczekiwanie nadchodzi ratunek,...
2024-02-20
Powieść inspirowana Księgą tysiąca i jednej nocy, w której czuć powiew gorącego, pustynnego powietrza.
Niektóre książki wciągają nas od pierwszych stron, inne mają fabułę, od której nie można się oderwać, a jeszcze inne, stoją klimatem. I tak właśnie było w tym przypadku – „Złodziej gwiezdnego pyłu” jest powieścią tak niesamowicie klimatyczną, że sama czułam się, jakbym wpadła do jednej z baśni snutej przez Szeherezadę.
Luli jest Nocną kolekcjonerką, która po wymordowaniu całego plemienia, przemierza pustynię wraz ze swoim ochroniarzem dżinem w poszukiwaniu magicznych relikwii. Jej imię szeptane w opowieściach dociera, aż do sułtana, który szantażem zmusza ją do wyruszenia w niebezpieczną podróż. Celem wyprawy jest odnalezienie zaczarowanej lampy skrywającej najpotężniejszego dżinna, mającego moc… zniszczyć wszystkie pozostałe przy życiu magiczne istoty.
Zabójcy dżinów, szajka Czterdziestu rozbójników, opętany sułtan, tchórzliwy i naiwny książę w przebraniu. A to zaledwie początek, ponieważ fabularnie dzieje się naprawdę dużo, nie miałam momentu, gdy odczuwałam przestój akcji lub znużenie, a bohaterowie byli wrzucani od jednych kłopotów w kolejne.
Uwielbiam motyw skrzykiwania drużyny oraz wyruszania w podróż, zwłaszcza gdy jest to wyjątkowo źle dobrana i potrzebuje dużo czasu, aby móc nawiązać nić porozumienia oraz nauczyć się razem współpracować. Uroku nadawała tutaj postać Mazena, naiwnego księcia, ukrywającego się pod postacią swojego brata, największego zabójcy dżinów oraz przywódcy Czterdziestu rozbójników. Kiedy zestawimy to z mężczyzną wychowanym w złotej klatce, wokół którego służba zawsze skakała, a teraz musi wyruszyć w niebezpieczną podróż na pustynię, tworzy się intrygujący kontrast.
Pokochałam powieść nie tylko za jej niesamowity klimat, ale również barwne opisy, żywą scenerię i rozbudowanie świata. Snucie legend, przedstawienie historii dżinów i kreacja ich postaci, magii, krwi, była po prostu genialna.
W całości zabrakło mi tylko większego rozbudowania kreacji głównych bohaterów, zanim wyruszyli w podróż. Darzyłam ich sympatią, ale nie poczułam z nimi żadnej większej więzi, przez co ciężko było mi się emocjonalnie zaangażować w historię, oprócz Qadira opiekuna Luli, ich los mnie nie martwił. Odniosłam wrażenie, że wrzucono nam perspektywę kilku bohaterów, ale nie zadbano, o to byśmy ich naprawdę poznali.
Dopiero pod koniec historii się to zmieniło. A jeśli chodzi o koniec, to zostaję tylko jedno pytanie… kiedy kontynuacja? Finał absolutnie cudowny i pozostawiający lekki niedosyt. Nie był to może gigantyczny cliffhanger, ale drugi tom zapowiada się jeszcze lepiej.
Powieść inspirowana Księgą tysiąca i jednej nocy, w której czuć powiew gorącego, pustynnego powietrza.
Niektóre książki wciągają nas od pierwszych stron, inne mają fabułę, od której nie można się oderwać, a jeszcze inne, stoją klimatem. I tak właśnie było w tym przypadku – „Złodziej gwiezdnego pyłu” jest powieścią tak niesamowicie klimatyczną, że sama czułam się, jakbym...
2024-02-05
Często mówimy (choć nie w gronie książkoholików): „Nie oceniaj książki po okładce”. Jednak tutaj, śmiało proszę oceniać, bo zarówno zawartość, jak i okładka są równie przepiękne.
Kiedy już wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku – rozwiązano sprawę morderstwa, Blythe odzyskała zdrowie, a Signa zbliżyła się do Śmierci – nastąpił nieoczekiwany zwrot wydarzeń i zrobiło się dość nieprzyjemnie. Signa ponownie stanęła przed niemożliwą do rozwiązania zagadką i odkryciem tajemniczego morderstwa, aby ocalić tych, których kocha. Niestety, na scenę wkracza nowa postać, której nikt się nie spodziewał i która może zniszczyć świeżo zbudowaną relację ze Śmiercią.
Gdybym miała opisać „Foxglove” za pomocą trzech określeń, byłyby to: tajemnicza, klimatyczna i absolutnie wciągająca. Chciałabym, żeby każdą książkę czytało mi się tak dobrze jak tę, do tego stopnia, że zaraz po zakończeniu miałam ochotę zacząć od nowa.
Nie ukrywam, że dla mnie najlepszymi momentami w fabule były te, gdy Śmierć pojawiał się na stronach. Nadal go absolutnie uwielbiam, choć wiem, że stracił już nieco ze swojej tajemniczości i grozy, gdy dowiedzieliśmy się, kim tak naprawdę jest. Atmosfera wciąż jest gęsta od tajemnic, wciągająca i hipnotyczna, zwłaszcza gdy Signa przekracza progi rezydencji zamieszkałej przez duchy.
Choć często mówi się o klątwie drugiego tomu, tutaj tego nie doświadczymy. Historia, która została zakończona w pierwszej części płynnie przechodzi do dalszych wydarzeń, przed bohaterami pojawiają się nowe przeszkody, między innymi w postaci złośliwego i mściwego brata Śmierci, który nie cofnie się przed niczym, aby zdobyć to, czego pragnie – nawet jeśli oznacza to zranienie kogoś bliskiego. Pojawiło się kilku bohaterów, którzy wywołują momentami dość skrajne emocje! Zwłaszcza Blythe, którą wielokrotnie miałam ochotę mentalnie udusić.
Finałowy plot była dla mnie zadowalający, choć oczekiwałam czegoś mocniejszego. Nie był on na tyle porywający, na ile spodziewałam się.
Podsumowując, to świetna i wciągająca kontynuacja! Może nieidealna, ale świetnie się przy niej bawiłam i nie potrafiłam się od niej oderwać. To jest ten typ książek, które uwielbiam i przy których odpoczywam. Po części jest to już zamknięta historia, a trzeci tom przedstawiony będzie z perspektywy innych bohaterów.
Często mówimy (choć nie w gronie książkoholików): „Nie oceniaj książki po okładce”. Jednak tutaj, śmiało proszę oceniać, bo zarówno zawartość, jak i okładka są równie przepiękne.
Kiedy już wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku – rozwiązano sprawę morderstwa, Blythe odzyskała zdrowie, a Signa zbliżyła się do Śmierci – nastąpił nieoczekiwany zwrot wydarzeń i...
2024-01-29
Początkowo niepozorna historia: kelnerka z Manhattanu, ledwo wiążąca koniec z końcem, żadna piękność z wybiegów Victoria’s Secret. Zwyczajna dziewczyna, nudna praca, życie, jak wiele innych. Aż do dnia, gdy w trakcie jednonocnej przygody zostaje… dźgnięta nożem przez demona, próbującego ukraść jej ciało. Ała, cios prosto w ego.
Wtedy to dopiero zaczyna się niezwyczajne życie, zwłaszcza gdy ów złośliwy i sarkastyczny demon zagnieżdża jej się w głowie, a egzorcyści zabierają ją… dość na niekonwencjonalną pogadankę do swojej akademii.
Trigger warnings: seksowny poskramiacz demonów, czy uwodzicielski demon?
Od razu ostrzegam, mamy tutaj do czynienia z guilty pleasure: ale za to całkiem przyjemnym guilty pleasure!
Zacznijmy od tego, że powieść potrzebuje dość dużo czasu, żeby się rozkręcić i nabrać konkretnego tempa akcji, przez, co ciężko się wgryźć w historię i poczuć większe zainteresowanie. Nie ma punkt zaczepienia, który pcha nas dalej. Jednak gdy to już to nastąpiło, a zwłaszcza moment, gdy główna bohaterka, Leaf, przekracza mury akademii, nie mogłam się oderwać.
To co mnie najbardziej urzekło w historii to oczywiście rola złośliwego demona rzucającego niewybredne uwagi z zakątków umysłów Leaf. Rozmowy między nimi czytałam z bananem na ustach, choć to chemia do innego bohatera budowała napięcie i podkręcała tempo.
Pomimo pewnych widocznych schematów, autorce udało się całkiem dobrze je ograć i na bazie motywów, które dobrze znamy stworzyć wciągającą i intrygującą historię. Zwłaszcza dla osób uwielbiających motyw akademii, w której bohater przygotowuję się do walki z siłami zła.
Autorka w ciekawy sposób rozbudowała świat egzorcystów, przedstawiła ich historię oraz filary działania instytucji. Zwłaszcza motyw, że ich magia nie bierze się z powietrza, ale coś muszą poświęcić, a to w fantastyce zawsze doceniam. Niestety, drugoplanowi bohaterowie byli ciekawsi niż Leaf, która momentami była zbyt naiwna, dziecinna, nie potrafiła się adekwatnie zachować do sytuacji. Brakuję jej charakteru.
Również Falco, kolejny męski seksowny-tajemniczy-z trudną przeszłością bohater (którego uwielbiam i potrzebuję więcej), miał kilka dziwnych zachowań, po których miałam ochotę go zdzielić po twarzy, żeby się ogarnął.
Nie do końca potrafię też zrozumieć to, kogo jest kierowana powieść, ponieważ relacja i sceny między bohaterami sugerują raczej starszych czytelników, może dorosłych, ale napisana jest bardziej, jak young adult.
Zabrakło mi również większego rozbudowania motywu akademii, szkolenia Leaf i po prostu, zajęć. Domyślam się jednak, że pierwszy tom jest zaledwie zarysem historii i podłożem dla kolejnych części.
Po zapowiedzi i opisie książki spodziewałam się więcej, ale, mówiąc szczerze, po prostu świetnie się bawiłam. Uwielbiam humor Lore, motyw demonów, chemie między bohaterami a plot twisty i cliff hanger były wprost idealne. Skończyłam książkę, będąc w gigantycznym szoku i krzycząc, że potrzebuje na już kolejnej części. Czy było idealnie? Nie. Ale jeśli szukacie dobrego guilty pleasure i niewymagającej rozrywki, to ta książka może Wam to zapewnić.
Początkowo niepozorna historia: kelnerka z Manhattanu, ledwo wiążąca koniec z końcem, żadna piękność z wybiegów Victoria’s Secret. Zwyczajna dziewczyna, nudna praca, życie, jak wiele innych. Aż do dnia, gdy w trakcie jednonocnej przygody zostaje… dźgnięta nożem przez demona, próbującego ukraść jej ciało. Ała, cios prosto w ego.
Wtedy to dopiero zaczyna się niezwyczajne...
Czy była miłość, czy złamane serce?
Od kiedy tylko zobaczyłam zapowiedź książki absolutnie zakochałam się w jej szacie graficznej, a od intensywnego różu moje oczy, aż błyszczały z ekscytacji. Na dodatek od małego interesowała mnie mitologia grecka, a Hades i Ares? Zawsze byli moimi ulubieńcami. Gdy przyszła do mnie książka od razu rzuciłam wszystkie inne i zabrałam się za czytanie: a więc podsumowując, byłam niemal pewna, że się zakocham i będzie to mój kolejny ulubieniec.
Jakież ogromne (i bolesne) było moje rozczarowanie, gdy wszystko poszło nie po mojej myśli.
Nie ukrywam, nie skończyłam czytać książki. Nie będzie to obiektywna recenzja na podstawie znajomości całości, za co Was najmocniej przepraszam, lecz zaledwie jej połowy. Niestety nie dałam rady, a im dalej w las, tym bardziej się męczyłam, a moja niechęć stawała się większa.
Od samego początku miałam duży problem z polubieniem głównym bohaterów (głównych, ponieważ drugoplanowi naprawdę są mało istotni). Persefona jest osobą strasznie niewdzięczną, roszczeniową, ma pretensję o wszystko i chociaż powinna być wdzięczna za uratowanie czterech literek, woli narzucać swoje zdanie i wolę, ponieważ to jej opinia jest najważniejsza. Natomiast Hades… to słodka kulka, lecz bez charakteru, charyzmy ani niczego, co by mogło mnie do niego przyciągnąć.
Chemia między bohaterami niemal niewyczuwalna.
Jednak tym, co przelało czarę goryczy był język. Z jednej strony powieść umiejscowiono w starożytności, zaraz po wojnie Tytanów, a wszystko wokół również było stylizowane na tamte czasy, lecz język… Młodzieżowy, wulgarny, niedostosowany do przedstawionej epoki, a gdy pojawiło się hasło „hardcorowy” podskoczyło mi ciśnienie. W tamtym momencie upewniłam się w przekonaniu, że nie jest to książka dla mnie.
Nie twierdzę, że jest to najgorsza powieść, jaką w tym roku czytałam, miała swoje lepsze momenty i chwilami bawiłam się przy niej całkiem dobrze. Postać Styks wydawała się naprawdę intrygująca. Niestety bohaterowie i styl książki nie pozwoliły mi czerpać przyjemności z lektury i dlatego nie byłam w stanie jej kontynuować.
Czy była miłość, czy złamane serce?
Od kiedy tylko zobaczyłam zapowiedź książki absolutnie zakochałam się w jej szacie graficznej, a od intensywnego różu moje oczy, aż błyszczały z ekscytacji. Na dodatek od małego interesowała mnie mitologia grecka, a Hades i Ares? Zawsze byli moimi ulubieńcami. Gdy przyszła do mnie książka od razu rzuciłam wszystkie inne i zabrałam się za...
Zaczęło się niewinne.
Wykwintny bal, przepiękne suknie, jedna bardziej strojna od drugiej, śmiech na sali i nieśmiałe posyłane uśmiechy. Gdy nagle zabawę przerwały dyskretne kaszlnięcia, ciężkie, urywane oddechy i… biesiadnicy po kolei padający martwi na podłogę. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk tłuczonych kieliszków, a na sale niepostrzeżenie wkroczyła Śmierć, niewidziana przez nikogo, zabierając ze sobą niewinne dusze. Wśród trupów znalazła jedyną ocalałą od makabry istotkę, maleńkie niemowlę, które śmiało patrzyło jej prosto w oczy. Zaintrygowana Śmierć dotknęła dziecka, lecz nie zabrała go ze sobą, a nastąpiło coś, co nie miało miejsca nigdy wcześniej: zobaczyła przyszłość dziecka, lecz, naznaczając je swoim dotykiem napiętnowała je na całe życie.
Belladonna już od pierwszych stron zauroczyła mnie swoim mrocznym, niepokojącym klimatem, wciągając w świat zagadek, tajemniczych morderstw oraz krążących w pobliżu duchów. Światem balansującym na cienkiej granicy między życiem a śmiercią, w którym główna bohaterka, Signa… jest nieśmiertelna, a jej dotyk może być zabójczy.
Nie ukrywajmy. Bohaterowie nie byli idealni, wielokrotnie podnosili mi ciśnienie i nieco irytowali swoim zachowaniem, zwłaszcza Signa Farrow, ale jednocześnie, dzięki temu stali mi się bardziej bliscy i ludzcy. Nie zabraknie tutaj również mrocznego typa spod ciemnej gwiazdy, do którego już niedługo zacznie wzdychać pół bookstagramu (i słusznie). A co za tym idzie, coś, co romantasiary uwielbiają najbardziej: wątek romantyczny! I to cudownie poprowadzony wątek romantyczny. Dodał powieści odrobiny pikanterii, magii, charyzmy i nie mogłam się od niego oderwać.
Na dodatek stylowo powieść prezentuje się na naprawdę dobrym poziomie.
„Belladonnę” pochłonęłam błyskawicznie, była niesamowicie wciągająca i nawet gdy nie jej akurat czytałam, myślami wracałam do niej. Dzięki dobrze przemyślanym plot twistom kilka razy udało się autorce mnie zaskoczyć i na pewno chciałabym sięgnąć po kontynuację, ale choć bawiłam się dobrze, nie będzie to książka, na którą będę czekać z zapartym tchem. Czułam w niej schematy dobrze mi znane z innych książek i łatwo mogłam domyślić się mniej więcej, w jakim kierunku zmierza fabuła. Niemniej jednak jest to pozycja, po którą zdecydowanie warto sięgnąć, ponieważ zaserwuje nam naprawdę fajny, porządny kawał rozrywki.
Zaczęło się niewinne.
Wykwintny bal, przepiękne suknie, jedna bardziej strojna od drugiej, śmiech na sali i nieśmiałe posyłane uśmiechy. Gdy nagle zabawę przerwały dyskretne kaszlnięcia, ciężkie, urywane oddechy i… biesiadnicy po kolei padający martwi na podłogę. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk tłuczonych kieliszków, a na sale niepostrzeżenie wkroczyła Śmierć,...
Historia dwóch kobiet, które nie mogłyby się bardziej od siebie różnić: osierocona służąca i zamknięta na szczycie góry księżniczka. Różni je wszystko, lecz jednocześnie nie mogłyby być bardziej do siebie podobne. Pogardzane, uciszane, spychane przez lata w cień. Uciekające przed śmiercią z rąk ludzi słabych, trawionych lękiem, postanawiają wreszcie postawić się i zawalczyć o siebie oraz o swój kraj.
Historia dwóch krajów.
Ahiranji, niegdyś władającej potężną pradawną magią i będącą największą potęgą, dziś dotknięta ubóstwem, biedą oraz wyniszczającą chorobą, zwaną butwieniem.
A po drugiej stronie: Pariźiatdwipa, rządzona przez okrutnego cesarza, który nie zawaha się przed spaleniem żywcem kobiet, aby je „oczyścić” z grzechu i dać im “nieśmiertelność”.
„Próg wejścia” do „Jaśminowego tronu” jest, powiedziałabym, dość wysoki. Nie jest to lekkie fantasy, a tym bardziej nie fantastyka młodzieżowa, ale kawał porządnego high fantasy mogącego momentami przytłoczyć rozbudowanymi opisami, world buildingiem, czy nawet warsztatem pisarskim: jednocześnie przepięknym i starannie dopracowany, lecz również patetycznym i podniosłym. Zdecydowanie jest to pozycja dla doświadczonych i starszych wyjadaczy fantasty szukających „poważnej” książki, poruszającej „poważne” tematy”.
Dla mnie osobiście największym plusem oprócz świata przedstawionego, który był tak szczegółowo i barwnie opisany, że nie miałam problemu, aby go zwizualizować w głowie, była kreacja głównych bohaterek pokazujących od samego początku, że mamy do czynienia z silnymi, charakternymi kobietami. Żadna z głównych postaci reprezentujących strony konfliktu kraju pogrążonego w wojnie, nie jest typowo dobra lub zła. Są pełni odcieni szarości, egoistycznych pobudek lub gotowości do najpodlejszych czynów w imię idei. Zarazem, tak jak czasem w klasyce fantastyki polskiej brakuje mi silnych, damskich postaci, to tutaj zabrakło mi jakiegoś (jakiegokolwiek!) inteligentnego przedstawiciela płci przeciwnej, ponieważ powieść po brzegi wypełniona jest mocnym nurtem feministycznym, w którym każdy jeden mężczyzna jest skończonym draniem. Nie przepadam za podejściem zero-jedynkowym, jedna postać miała potencjał, aby stać się godnym reprezentantem, ale tak jak szybko się zaczęło, tak szybko skończyło.
Tasha Suri nie tylko operuję przepięknym językiem, ale również dostarcza niesamowitą ilość intryg, zagmatwań politycznych, spisków, i to ukazanych z rozmaitych perspektyw, lepiej dając ogląd na całą sytuację.
I choć doceniam cały koncept historii, konflikt dwóch państw, mocne i intrygujące bohaterki to całość czytało mi się dość ciężko, topornie, skomplikowane nazwy i imiona nie pomagały, a podniosły i patetyczny język momentami bardziej męczył niż cieszył. Koncept magii nie był dla mnie wystarczająco klarownie rozpisany. Mimo że czułam się zaintrygowana fabułą to bardziej zależało mi, żeby dobrnąć do finału i poznać zakończenie, niż autentycznie cieszyć się z lektury. Jestem pewna, że wielu czytelników będzie potrafiło zakochać się w świecie stworzonym przez Tashę Suri, ale obawiam się, że nie dołączę do tego grona.
Historia dwóch kobiet, które nie mogłyby się bardziej od siebie różnić: osierocona służąca i zamknięta na szczycie góry księżniczka. Różni je wszystko, lecz jednocześnie nie mogłyby być bardziej do siebie podobne. Pogardzane, uciszane, spychane przez lata w cień. Uciekające przed śmiercią z rąk ludzi słabych, trawionych lękiem, postanawiają wreszcie postawić się i zawalczyć...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02-09
A więc wkroczmy w głąb lasu. Do świata Wilczych.
Burzowy Gniew (ale mówmy do niego Bury, będzie nam nieco bliższy) jest samotnikiem. A dokładniej mówiąc samotnym wilkiem bez stada.
Poznajemy go w dość… niesprzyjających okolicznościach. Gdy pobity prawie do nieprzytomności, brudny, zagłodzony i przemarznięty czeka na śmierć w lochach. W desperackiej próbie zachowania przytomności, postanawia przed śmiercią opowiedzieć swoje dzieje, jak zdobył i stracił wszystko.
“Wysłuchaj historii. Nie próbuj mnie zrozumieć i nigdy nie powtarzaj, tego co zrobiłem. Kiedy jej wysłuchasz, natychmiast zapomnij. Jeśli będziesz nosił ją w sobie, w końcu cię to zniszczy.”
Ten cytat przez całą książkę do mnie wracał. Po co opowiadać historię, od razu każąc o niej zapomnieć? Po co przekazywać dalej coś, co może kogoś zniszczyć? I przede wszystkim: JAK tego dokonać? Kliknąć przycisk “wymaż”, wyczyść przeglądarkę? A inna rzecz. “Nie powtarzaj”. Jeśli zapomnę o tym, to skąd mam wiedzieć, czego nie powtarzać?
Takie… masło maślane. I choć nie zacznę pozytywnym akcentem, książka jest pełna takich “smaczków”. Wrzucanie jednej informacji, aby później powiedzieć coś zupełnie sprzecznego. Np. Wilk X od prawie dwóch lat unika schwytania, dzięki czemu jest chwalony za umiejętności myśliwskie. Ale. Dosłownie parę zdań wcześniej była mowa, że jest wychudzony i przygłodzony. Mamy sprzeczność? Dalej. Ten sam Wilk X w dalszej części ratuje życie grupie dzięki swoim umiejętnościom polowania…
Choć językowo nie jest źle, rzuca się w oczy, że redakcję i korektę wykonała jedna osoba. Stylistycznie poszło nieźle i bardziej zwracałam uwagę na błędy logiczne.
Fabuła prowadzona jest na jednym poziomie bez porywających zwrotów akcji czy szaleńczych pościgów. Nie jest to zawiła historia, widać, że jest to raczej wstęp do czegoś większego. W końcu jest to zaledwie dwieście stron, więc siłą rzeczy za dużo nie mogło się zmieścić. Jednak miałam wrażenie, że wiele wątków nie zostało dokończonych lub wyjaśnionych, a historia potoczyła się dalej i nie pasowałoby, żeby do niektórych rzeczy powracać w kolejnych częściach. Przykład: w leśnym gaju czyha jakieś zło. Nie do końca wiemy co, nie do końca wiemy, dlaczego główny bohater dokarmia potwora. Jednak pewnego dnia postanawia go zabić. Ot tak. Dlaczego, jeśli ten nikogo nie krzywdzi? Dlaczego jest zły? Czym jest? (tutaj by pasował pewien gif, “I dont know”, gdzie facet w okularach siedzący na krześle macha głową i rękoma na wszystkie strony). Lub inny przykład: Bury zawiera pakt z diabłem. Po co, dlaczego, co z tego miał, jakie są konsekwencje… Nie wiem. A szkoda, bo sam wątek był na prawdę interesujący.
Bohaterowie. Są. Po prostu są. Nie przyczepię się, bo nie mam do czego. Ani mnie grzali, ani chłodzili. Chyba miała być tutaj jakaś chemia, lecz ja jej nie wyczułam. Raczej zobaczyłam efekt końcowy. Mierziło mnie tylko zwracanie się przez jednego z bohaterów do swojej partnerki per “mała dziewczynko”. Zdecydowanie BARDZO nie podobało mi się to określenie w stosunku do kochanki.
Wiecie. Ogólnie pewnie potraktowałabym tę książkę nieco łagodniej. Jednak wtrącenie w podziękowaniach “Mam nadzieję, że czytanie tej powieści było dla Ciebie przyjemnością i nabrałeś ochoty na dalszy ciąg historii. A jeśli nie spodobała się, to wiesz - nie kłopocz się z recenzją” zabrzmiało mi dziwnie.
…
…
Ok. Może to miał być żart, może to miało być śmieszne. Dla mnie jednak jest to po prostu…obraźliwe. Czy jeśli komuś nie spodobała się jakaś pozycja, to nie ma prawa się wypowiedzieć? Nie może powiedzieć, co było nie tak, co można poprawić, co można zrobić lepiej? Szczególnie w przypadku debiutanta. Jeśli zamykamy się całkowicie na krytykę… to po co w ogóle pisać?
Więc słowem krótkiego podsumowania. Czy była to zła książka? Oczywiście, że nie. Pomysł na fabułę jest, choć bardziej jako opowiadanie niż powieść , a z bohaterami miło spędziło się tę krótką podróż. Klimat powieści jest cudowny. Mroczny, tajemniczy, nie do końca wiemy z czym mamy do czynienia. Uwielbiam motyw wilków, szczególnie tych brutalnych i bardziej przypominajacych dzikie zwierzęta, niż rozumnych ludzi.
Nie sięgnęłam po gatunek czy tematykę, jakiej nie lubię... Nie jest to jednak pozycja bez wad. Porządna korekta oraz kilku porządnych beta-czytelników zapobiegłaby pojawieniu się większości z nich. Szczególnie powstałych luk i niedokończonych wątków. Natomiast zdanie w podziękowaniach… powaliło mnie na kolana. Nie rozumiem takiego podejścia i mam nadzieję, że nigdy nie zrozumiem.
A więc wkroczmy w głąb lasu. Do świata Wilczych.
Burzowy Gniew (ale mówmy do niego Bury, będzie nam nieco bliższy) jest samotnikiem. A dokładniej mówiąc samotnym wilkiem bez stada.
Poznajemy go w dość… niesprzyjających okolicznościach. Gdy pobity prawie do nieprzytomności, brudny, zagłodzony i przemarznięty czeka na śmierć w lochach. W desperackiej próbie zachowania...
Największa rekomendacja, jaką mogę tylko dać: to jedna z najlepszych dystopijnych serii i automatycznie trafia do topki polecanych przeze mnie książek!
Wyobraźcie sobie świat, w którym technologia i wiedza zaszły tak daleko, że niewiadoma nie istnieje, nie ma rzeczy niemożliwych, można nawet pokonać śmierć. Jednak aby zapobiec przeludnieniu powołano Kosiarzy: elitarną, przeszkoloną grupę mająca nieść… koniec życia, zwane również „zbiorami”.
Kiedy tylko słyszę hasło „dystopia” od razu błyszczą mi się oczy z ekscytacji. Jednak im więcej czytam, tym próg oczekiwań jest coraz większy. Nic więc dziwnego, że po fali pozytywnych opinii, oczekiwania względem „Kosiarzy” były naprawdę, NAPRAWDĘ wysokie. I z czystym sumieniem mogę powiedzieć: ta książka spełniła je wszystkie.
Niesamowity klimat cały czas utrzymywał mnie w napięciu i ekscytacji, mocny motyw śmierci był wciąż obecny, czasem w formie łagodnych wzruszających zbiorów, czasem brutalnych i krwawych, na które nie mogłam patrzeć, a jednocześnie nie mogłam oderwać wzroku. Rewelacyjnie utrzymywane tempo akcji, co rusz podkręcane plot twistami, przez co całość przeczytałam jednym tchem. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy byłam w szoku co się wydarzyło. Czasami zastanawiałam się wręcz, czy nie ma tego przypadkiem, aż za dużo? Czytelnikowi, który nie lubi nadmiaru akcji i szybkiego tempa mogłoby to przeszkadzać, ale akurat nie mi.
Główni bohaterowie, choć są jeszcze nastolatkami, to postacie dojrzałe, inteligentne, nie są dobrzy lub źli, lecz pełne szarej moralności oraz z fajną zadziornością, która przykuwa i utrzymuje uwagę czytelnika.
I wiem, że recenzja niesamowicie cukierkowa, ale… choćbym bardzo chciała, nie za bardzo mam się do czego przyczepić. Może tylko nieco więcej świata chciałabym poznać. To po prostu rewelacyjnie dobrze napisana i świetnie przemyślana historia, która spodoba się wszystkim fanom dystopii i porządnych młodzieżówek (ale dla starszej młodzieży!).
Największa rekomendacja, jaką mogę tylko dać: to jedna z najlepszych dystopijnych serii i automatycznie trafia do topki polecanych przeze mnie książek!
Wyobraźcie sobie świat, w którym technologia i wiedza zaszły tak daleko, że niewiadoma nie istnieje, nie ma rzeczy niemożliwych, można nawet pokonać śmierć. Jednak aby zapobiec przeludnieniu powołano Kosiarzy: elitarną,...
Kiedy władca zdobywa potęgę kosztem innych.
Co rok na Festiwalu Przysiąg mieszkańcy XXX mogą zaryzykować wszystkim co mają: swoim życiem, duszą, aby spełnić najskrytsze życzenia: zdobyć potęgę, sławę, zdrowie, fortunę. Otrzymując od wiedźmy cesarza jedną przepowiednię, muszą przechytrzyć śmierć. W innym przypadku, jeśli polegną, ich dusza wraz z zastępem innych spłynie do cesarza, napełniając go nieśmiertelnością. Jeśli jednak, jakimś cudem, przetrwają dwa tygodnie mogą zaryzykować… i sięgnąć po więcej.
Selestra jest dziedziczką, która ma w przyszłości zająć miejsce swojej matki jako naczelnej wiedźmy i zarządzać przepowiedniami oraz zarządzać przekazywaniem dusz. Wszystko jednak zmienia się w dniu, kiedy zamiast śmierci jednego z kandydatów, widzi swoją.
Z autorką miałam już przyjemność poznać się przy „Pieśni syreny”, który do dziś uważam za jednej z najlepszych retelling Małej Syrenki, w porządnej, odświeżonej i nieco mrocznej wersji. Tym razem przeszedł czas na nowych bohaterów i historię lekko zahaczającą o Roszpunkę, jednak nie dziewczynę o pięknych złotych włosach, lecz wiedźmę z soczyście zielonymi włosami i wężowymi oczami, zamkniętą w pałacowej wieży, której jedynym zadaniem ma być służba władcy.
Przede wszystkim: to naprawdę fajny kawał rozrywki. Pięknie wydana, porządnie napisana, z ciekawie zarysowanym światem, jego historią oraz systemem magicznym, a na deser mocno wysuwająca się na pierwszy plan, choć nie przytłaczająca, relacja hate-love z uroczym przekomarzaniem. Do gustu najbardziej przypadł mi pomysł na fabułę oraz idea wysysania dusz z poddanych, celem przedłużenia życia władcy. I sam fakt, że ludzie godzili się na takie ryzyko!
Dodatkowo, bohaterowie są intrygujący i ciekawi, może nie są najbardziej oryginalnymi czy niepowtarzalnymi postaciami, ale wzbudzają sympatię i ich słodko-gorzką historię śledziłam z dużym zainteresowaniem. Humor całkowicie mój. Zabrakło mi może nieco porządnej kreacji antagonisty, który rzeczywiście wzbudziłby odrobinę grozy i niechęci.
Finał historii i najciekawsze momenty potoczyły się nieco zbyt szybko, zabrakło mi dopieszczenia niektórych momentów, poświęcenia im więcej uwagi, bo sam zamysł był rewelacyjny. Czegoś mi zabrakło co chwyciłoby mnie za serce i nie pozwoliło o tej historii zapomnieć, choć ostatecznie bawiłam się przy niej naprawdę dobrze.
Jeśli lubicie historie pełne przygód, uciekania przed kłopotami, z ciekawą relacją romantyczną, lecz nie macie wygórowanych oczekiwań, żeby każdy element był dopięty na ostatni szczegół, tylko po prostu szukacie lekkiej niezobowiązującej rozrywki, to jest to pozycja, na którą zdecydowanie warto rzucić okiem.
Kiedy władca zdobywa potęgę kosztem innych.
Co rok na Festiwalu Przysiąg mieszkańcy XXX mogą zaryzykować wszystkim co mają: swoim życiem, duszą, aby spełnić najskrytsze życzenia: zdobyć potęgę, sławę, zdrowie, fortunę. Otrzymując od wiedźmy cesarza jedną przepowiednię, muszą przechytrzyć śmierć. W innym przypadku, jeśli polegną, ich dusza wraz z zastępem innych spłynie do...
Nie często zdarza mi się wracać do książek po latach. Jednak kiedy już się w końcu udaję, jest to zawsze ciekawe doświadczenie: jak odbiorę ją teraz, po tak długim okresie?
Trylogię „Nevermore” czytałam po raz pierwszy osiem lat temu. Wtedy niesamowicie przypadła mi do gustu, a każdy kolejny tom był coraz, coraz lepszy.
Historia niczym z amerykańskiego serialu: piękna, popularna czirliderka zostaje zmuszona, aby przygotować projekt z najbardziej wycofanym chłopakiem z grupy. Cichym, samotnym Gotem, odzianym w czerń i łańcuchy skrywającym się za zasłoną czarnej grzywki. Jednak pewna rzecz przełamuję ten schemat: projekt, który muszą razem przygotować wymyka się spod kontroli, wydobywając na światło dziennie mroczne istoty.
Podeszłam do tej powieści niezwykle sentymentalnie, przypominając sobie własne nastoletnie lata oraz czasy, gdy emo i goci opanowali popkulturę, gdy mało kto miał telefon, a do przyjaciół dzwoniło się z telefonów stacjonarnych. Z uśmiechem na ustach przerzucałam kolejne strony, przypominając sobie jak po raz pierwszy sięgnęłam poń evermore, z uczuciem, że teraz towarzyszą mi bardzo podobne emocje.
Chociaż w relacji głównym bohaterów, Isobel i Varena, widać pewien znany mocno schemat, to i tak są to bohaterowie, których wprost uwielbiam. Zabawni, inteligentni, rozważni, a przy tym czuć między nimi fajną chemię oraz przekomarzanie. Akcja rozkręca się stosunkowo powoli, by w pewnym momencie wystrzelić z procy i zmusić czytelnika, aby pochłonął ją za jednym razem, a wszystkiego smaku dodaje nieco mroczny klimat podsycany twórczością tajemniczego Edgar Allan Poe.
„Nevermore” przypadnie go gustu wszystkim tym, którzy lubują się w dobrze napisanych młodzieżówkach, gdzie relacje rozwijają się powoli, a fabuła i mroczny klimat są intrygującym tłem dla całej historii. Choć sam wątek romantyczny jest odrobinę sztampowy, a niektórzy bohaterowie bez kawy potrafią podnieść ciśnienie, to jest to świetna książka i lekka niewymagająca rozrywka, która na deser może Was mocno zaskoczyć.
Nie często zdarza mi się wracać do książek po latach. Jednak kiedy już się w końcu udaję, jest to zawsze ciekawe doświadczenie: jak odbiorę ją teraz, po tak długim okresie?
Trylogię „Nevermore” czytałam po raz pierwszy osiem lat temu. Wtedy niesamowicie przypadła mi do gustu, a każdy kolejny tom był coraz, coraz lepszy.
Historia niczym z amerykańskiego serialu: piękna,...
2023-02-08
Czasami już po spojrzeniu na jakąś książkę, od razu podświadomie nasuwa nam skojarzenia z inną powieścią i inną historią. Czy Wy również czujecie vibe Zmierzchu? :)
Po śmierci rodziców, Grace trafia w najmniej przyjazne miejsce na świecie… Na Alaskę. Po życiu w słonecznej Kalifornii jest to drastyczna zmiana, ale właśnie tam żyją jej ostatni krewni i nie do końca z własnej woli, zmuszona jest przekroczyć progi Katmere, elitarnej szkoły, pełnej… no właśnie czego? Dziwnych, zamkniętych w sobie uczniów trzymających się ściśle swoich grup i łypiących groźnie na każdą osobę, która tylko odważy się zbliżyć. Grace od początku wyczuwa… niebezpieczną aurę miejsca, ale nawet w najmniejszym stopniu nie jest świadoma ogromnego zagrożenia, które na nią czyha.
Czy moda na wampiry już się skończyła? Zdecydowanie nie. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że w tym roku książek paranormal romance może pojawić się naprawdę sporo.
Kiedy już po przekroczeniu mur akademii, Grace wpada w oko przystojnemu mrocznemu typowi, od którego biją pokłady mroku, tajemniczości i niebezpieczeństwa, a jeszcze chwilę później drugi hot-koleś odprowadza ją do pokoju, wiadomo, w jakim kierunku to zmierza. I tak, powieść w głównej mierze skupia się na relacjach miłosnych, delikatnym budowaniu napięcia oraz chemii między bohaterami, a cała reszta jest miłym dodatkiem.
I chociaż na pierwszy rzut oka, patrząc na okładkę, wybija się podobieństwo do Zmierzchu, to jednak znika ono po zanurzeniu się między strony powieści. „Crave” jest przede wszystkim dużo lepiej napisane, bohaterowie nie są płascy, a świat został lepiej rozbudowany i przedstawiony: i to on najbardziej w całej powieści mnie zaintrygował, jak również przedstawienie różnych istot magicznych oraz ich historii. Stylowo powieść trzyma niezły poziom, pierwszoosobowa narracja poprowadzi nas przez historię z punktu widzenia Grace. Pomimo konkretnych gabarytów, powieść czyta się bardzo szybko, ponieważ dynamika akcji jest równomiernie rozłożona, a całość lekka i naprawdę ciekawa.
Jak na młodzieżówkę przystało, nie obyło się bez momentów, kiedy kręciłam oczami i jojczałam pod nosem, a działo się to głównie, wtedy kiedy 2-3 dni po poznaniu przystojnego amanta, Grace nie mogła o nikim innym myśleć, mówiłam o nim w kategorii „on zawsze… / on nigdy…”, chociaż nie zdążyła poznać go na tyle dobrze, żeby się o nim wypowiadać. Relacja potoczyła się zbyt szybko, przez co nieco straciła na swojej wiarygodności. Gdyby rozłożyć, to w przekroju kilku tygodni, wtedy zupełnie inaczej bym to odebrała. Trafiło się również kilka małych błędów logicznych, tak jak powstanie zamku pośrodku Alaski, czy główna bohaterka chodząca w szpilkach i sukience, mimo że wcześniej zamarzała w bluzie i płaszczu.
Podsumowując: Crave to naprawdę fajna historia miłosna osadzona w klimacie istot nie z tego świata oraz mroźnych odmętach Alaski. Chociaż nie jest idealna, bawiłam się przy niej świetnie, a humor strasznie przypadł mi do gustu. Dodatkowo zakończenie… po czymś takim nie wyobrażam sobie nie sięgnąć po drugi tom i na pewno będę czekać.
Czasami już po spojrzeniu na jakąś książkę, od razu podświadomie nasuwa nam skojarzenia z inną powieścią i inną historią. Czy Wy również czujecie vibe Zmierzchu? :)
Po śmierci rodziców, Grace trafia w najmniej przyjazne miejsce na świecie… Na Alaskę. Po życiu w słonecznej Kalifornii jest to drastyczna zmiana, ale właśnie tam żyją jej ostatni krewni i nie do końca z własnej...
„Nigdy nie gasną” w zupełności nie przypominają pierwszej części. Od pierwszych stron zostajemy wrzuceni w gwałtowne zwroty akcji, których tempo nie zwalnia, aż do ostatnich stron. Nie można zaprzeczyć, że jest to książka akcji, na której skupia się praktycznie wszystko. Odniosłam wrażenie wręcz, że emocje, uczucia i sami bohaterowie zostali zrzuceni na dalszy plan i w tym całym nagromadzeniu sensacji gdzieś zostali zgubieni. Mocnym atutem „Mrocznych” byli świetnie wykreowani bohaterowie oraz rozterki, jakie nimi targały, a tutaj tego niestety zabrakło.
Poznajemy zupełnie nowe oblicze Ruby, która chroniąc przyjaciół musiała przywdziać nową maskę. Fabuła nabiera rumieńców wraz z pojawieniem się Pulpeta i Liama, na których czekałam od samego początku i których niesamowicie brakowało. Możliwe, że dlatego, iż nie do końca jestem fanką nowej-Ruby, zmuszonej do stania się bezlitosną jednostką wykonującą ślepo rozkazy i często sama nie wiedziała do końca co robić, jak się zachować i w swoich działań była bardzo zagubiona.
Styl autorki nie uległ zmianie, w dalszym ciągu jest prosty, przyjemny i nowoczesny, powieść czyta się szybko, chociaż czasami były momenty niejasne i chaotyczne wynikające niestety z błędów logicznych. I, mimo że nie było ich wiele, wybijały mnie z rytmu.
“Nigdy nie gasną" bez wątpienia jest przyjemną lekturą, która umili niejeden wieczór. Nie jest to jednak godna kontynuacja cyklu. Zabrakło mi iskierki humoru, przekomarzania się Liama i Pulpeta, namiętności, pasji i słodkiej Zu. Dostałam za to nadmiar akcji, którą się zachłysnęłam oraz masę niepowodzeń, które czyhały na głównych bohaterów na każdym kroku. Drugi tom może budzić kontrowersje i mieszane opinie. To co, mi osobiście nie przypadło do gustu, dla innej osoby może mocnym autem. Zdecydowanie warto sięgnąć po tę pozycję, chociażby po to, aby wyrobić sobie własną opinię.
Dla mnie jest to wciąż ciekawa, wciągająca seria, jednak drugi tom nie dorównał pierwszemu.
„Nigdy nie gasną” w zupełności nie przypominają pierwszej części. Od pierwszych stron zostajemy wrzuceni w gwałtowne zwroty akcji, których tempo nie zwalnia, aż do ostatnich stron. Nie można zaprzeczyć, że jest to książka akcji, na której skupia się praktycznie wszystko. Odniosłam wrażenie wręcz, że emocje, uczucia i sami bohaterowie zostali zrzuceni na dalszy plan i w tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-24
Holly Black w wersji, jakiej jeszcze nie widzieliśmy: powieści graficznej!
Matka Rue zaginęła bez słowa, ojciec zostaje oskarżony o morderstwo, a sama dziewczyna zaczyna dostrzegać, że ludzie wokół niej przemieniają się w… potwory. Czy mogłoby być gorzej? Oczywiście, że tak.
„Mroczne sąsiedztwo: Zew” to pierwsza część graficznej historii, która łączy w sobie elementy urban i dark fantasy, jednocześnie wplatając między karty powieści wątek kryminalny. I jak we wszystkich książkach Holly Black, możemy liczyć na solidną dawkę nikczemnych elfów.
Sięgając po komiks nie miałam żadnych oczekiwań, szczerze mówiąc, nie wiedziałam nawet, czego mogłabym się spodziewać. Natomiast zaskoczył mnie pozytywnie i oczarował już od pierwszych stron, a całość pochłonęłam na raz. Bardzo przypadł mi do gustu pomysł na rozwój fabuły oraz sama postać głównej bohaterki, a tym, co zachwyciło to przenikanie się dwóch światów, elfów i ludzi pochłaniające się wręcz nawzajem.
Powieści towarzyszy ciężki mroczny, momentami niepokojący klimat, który tylko potęguję mocna, ostra kreska, nadając całości lekki psychodeliczny vibe. I choć początkowo myślałam, że kolorowe obrazy pasowałyby tu lepiej, to jednak biało-czarne idealnie wpisały się w klimat historii.
Żałuję jedynie, że powieść jest tak krótka. Wiem, że komiksy rządzą się innymi prawami, niż standardowa książka, ale zabrakło mi większego rozbudowania i rozwinięcia historii, fabuła za szybko brnęła do przodu, przez co nie do końca zdążyłam się nacieszyć nią w pełni. Dodatkowe pięćdziesiąt stron mogłoby wnieść tutaj więcej charakteru i pełny obraz historii, jaką autorowie chcieli nam przedstawić.
Holly po raz kolejny bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła i już nie mogę się doczekać kolejnej części, zwłaszcza po intrygującym zakończeniu.
Holly Black w wersji, jakiej jeszcze nie widzieliśmy: powieści graficznej!
Matka Rue zaginęła bez słowa, ojciec zostaje oskarżony o morderstwo, a sama dziewczyna zaczyna dostrzegać, że ludzie wokół niej przemieniają się w… potwory. Czy mogłoby być gorzej? Oczywiście, że tak.
„Mroczne sąsiedztwo: Zew” to pierwsza część graficznej historii, która łączy w sobie elementy...
Niesamowicie jest wrócić po wielu latach do historii, którą się dawniej pokochało na zabój. Pierwszy raz „Mroczne umysły” czytałam osiem lat temu i byłam całkowicie oczarowana, więc tym bardziej ciekawiło mnie jak zareaguję na tą samą opowieść po takim okresie.
„Najmroczniejsze umysły skrywają się za fasadą jak zwyklejszych twarzy”.
Nie wiadomo, czy była to choroba, plaga, czy zmiana genetyczna, ale gdy pewnego dnia większość dzieci i nastolatków gwałtownie zaczęła umierać, a pozostała część zaczęła przejawiać nadprzyrodzone moce, rząd podjął radykalne kroki.
Gdy rozpoczęło się piekło, koledzy z klasy nie powrócili na lekcje, a rodzice wiecznie się kłócili, Ruby miała zaledwie dziesięć lat, ale już wiedziała, że dzieje się coś bardzo złego.
Nie protestowała, kiedy przyjechały żółte szkolne autobusy i została zapakowana niczym konserwa wraz z kilkudziesięcioma innymi dziećmi. Bardzo szybko nauczyła się, że nie może im pokazać, że się boi.
Kiedy po sześciu latach życia w strachu i ukrywania swoich umiejętności, dostrzega iskierkę nadziei, że może uciec ze swojego więzienia, pozornie nazywanego obozem, nie waha się ani chwili. Mimo że wie, jakie potwory czyhają wewnątrz murów obozów i we wnętrzach ich samych, nie wie jeszcze, jakie potwory stworzyła nowa rzeczywistość w świecie zewnętrznym.
Czy pokochałam na nowo? Tak. Czy obyło się bez wad? Niestety nie.
„To była chyba najbardziej sztuczna próba wykrzesania z siebie odrobiny optymizmu od czasów, kiedy moja nauczycielka z podstawówki próbowała nam wmówić, że lepiej nam będzie bez kolegów z klasy, którzy umarli, ponieważ będzie mniej chętnych do huśtawek na placu zabaw”.
Już po pierwszym rozdziale poczułam jak całkowicie wchłonęła mnie historia. Jest to jedna z tych książek, w których czytelnik nie otrzymuje chwili na wytchnienie i nie da się odłożyć jej bez dokończenia rozdziału i zerknięcia jeszcze na kolejną stronę. Nie do końca przekonywują mnie powieści napisane w pierwszej osobie liczby pojedynczej, ale w przypadku „Mrocznych umysłów” fabuła jest tak wciągająca, że nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo.
Świetna fabuła, ale również świetnie wykreowani bohaterowie. Różnorodni intrygujący (zwłaszcza pewien bohater męski) i przede wszystkim tacy, w których historię wierzę i chcę ich bliżej poznać. Nawet antagoniści mieli w sobie pewną iskrę, obok której ciężko było przejść obojętnie. I tak, powieść zawiera delikatny wątek romantyczny, ale będzie on rozwijany powoli i przez całą serię. Więc zarówno osoby lubujące się w relacjach romantycznych powinny być zadowolone, jak i osobom nieprzepadającym za nimi, nie powinno przeszkadzać.
Najbardziej jednak do gustu przypadł mi dystopij ny świat i zdecydowanie jestem fanką, takich mrocznych rzeczywistości, w których bohaterowie przemierzają opuszczone, porzucone miasta, a wokół roztacza się zgnilizna beznadziei i samotności.
Niestety nie obyło się bez wad, a są nimi niedociągnięcia, a mówiąc wprost małe błędy logiczne. I owszem, nie wpływają one na odbiór całości powieści, ale jednak występują dość często, wprowadzając chaos i niezrozumienie, co może wybić z rytmu.
Jednak, podsumowując: to był cudowny powrót do historii, jaką pokochałam osiem lat temu. I, mimo że całą serie pamiętam dość dobrze, nie mogę się doczekać, aż ukażą się kolejne tomy, aby przeczytać je na nowo.
Niesamowicie jest wrócić po wielu latach do historii, którą się dawniej pokochało na zabój. Pierwszy raz „Mroczne umysły” czytałam osiem lat temu i byłam całkowicie oczarowana, więc tym bardziej ciekawiło mnie jak zareaguję na tą samą opowieść po takim okresie.
„Najmroczniejsze umysły skrywają się za fasadą jak zwyklejszych twarzy”.
Nie wiadomo, czy była to choroba,...
2022-06-23
Film czy książka? A może film na podstawie książki?
Jeśli mam możliwość zawsze wybiorę najpierw książkę, a później sięgnę po film. Niestety w przypadku „Parku Jurajskiego” stało się zupełnie na odwrót i już jako mały urwis zapałałam miłością do przerażających prehistorycznych stworzeń, które jednym porządnym kłapnięciem rozerwałyby mnie na strzępy. Kiedy moi przyjaciele oglądali Pokemony, czy Hannę Montantę, ja nie mogłam oderwać wzorku od Szczęk, Obcego, Soku z żuka, z Parkiem Jurajskim na czele.
O istnieniu książki dowiedziałam się stosunkowo niedawno, około dwóch lat temu i od tego czasu polowałam, aby dorwać ją z drugiej ręki, aż tu @wydawnictwo_vesper całkowicie zaskoczyło mnie zapowiedzią wydania powieści. Nic więc dziwnego, że rzuciłam się na nią jak głodny welociraptor.
Książkowa wersja jest taka, jak oczekiwałam. Krwawa, brutalna – momentami nawet bardziej, niż przypuszczałam i niesamowicie wciągająca. Mogłam jeszcze lepiej i dokładniej poznać oraz zrozumieć zachowanie niektórych bohaterów. Opisy wyglądu i zachowań rozmaitych gatunków dinozaurów zostały przedstawione z pieczołowitą starannością. Dodatkowo powieść jest pełna naukowych wyjaśnień, terminologii, dokładnych opisów, które powinny usatysfakcjonować każdego fana trylogii oraz osób czujących lekki niedosyt po filmie. Mnie osobiście jednak momentami naukowe terminologię nieco już męczyły i czekałam na więcej akcji oraz mięcha.
„Park Jurajski” idealnie nada się nie tylko dla miłośników filmu, ale dla każdej osoby, która szuka intrygującej historii, przede wszystkim świetnie napisanej, ze szczyptą grozy. Jak również dla osób szukających porządnie i logicznie skonstruowanej fabuły, w której naprawdę ciężko doszukać się jakiś luk. I oczywiście, miłośników prehistorycznych stworzeń!
Lektura powieści obudziła we mnie potrzebę natychmiastowego maratonu filmowego, więc już się oddelegowuję i lecę oglądać!
Film czy książka? A może film na podstawie książki?
Jeśli mam możliwość zawsze wybiorę najpierw książkę, a później sięgnę po film. Niestety w przypadku „Parku Jurajskiego” stało się zupełnie na odwrót i już jako mały urwis zapałałam miłością do przerażających prehistorycznych stworzeń, które jednym porządnym kłapnięciem rozerwałyby mnie na strzępy. Kiedy moi przyjaciele...
„Każde zwycięstwo ma swoją cenę.”.
Mieszanka różnych światów. Okaleczony zielarz, który nie jest tym, za kogo się podaję. Kaleki, ambitny komendant skrywający niejedną tajemnicę. Tancerka wplatająca w swój taniec nie tylko przepiękny zapach ziół, ale i uroki. Syn plemiennego wodza, za którym ciągnie się widmo ojca i wygórowane oczekiwania.
A na deser dzikie plemiona, tajemnicę, morderstwo i potężna, pradawna magia.
Nie boję się debiutów, wręcz przeciwnie. Chętnie sięgam po powieści nowych pisarzy, jednak, chcąc – nie chcąc, oczekiwania mam takie same, jak przy starych doświadczonych pisarzach. Chcę, aby książka, nawet jeśli mi się nie spodoba, wywoływała emocję.
Na uwagę zasługuję klimat powieści i jest to zarazem najmocniejszy punkt całej opowieści. Mała wioska gdzieś na końcu świata, hermetyczna zamknięta społeczność, a wokół dzikie plemiona, pogańskie obrzędy, i to, co jako książkowy wyjadacz najbardziej uwielbiam, pierwotna mroczna magia. W powietrzu czuć nutkę tajemnicy i niepewności, którą podsycają tylko kolejne sekrety i kłamstwa.
Stylowo całkiem ładnie napisane, zwłaszcza w kontekście debiutu.
Niestety, powieść bardzo długo się „rozkręca”, o ile w ogóle można powiedzieć, że się „rozkręciła”. Będąc po pierwszych kilkudziesięciu stronach w dalszym ciągu nie wiedziałam, w jakim kierunku zmierza fabuła ani co jest głównym tematem.
Cały czas czułam, że jest to zaledwie wprowadzenie do większej historii, której jednak… ostatecznie nie doczekałam się. Główny wątek spokojnie mógłby stać się poboczną linią fabularną.
Zabrakło mi…. historii. Dynamiki opowieści, akcji, jakichś szalonych plot twistów, czegoś co sprawiłoby, że nie mogłabym się od książki oderwać. Pomimo że historia przedstawiona była z narracji trzech osób, z żadną z nich nie poczułam jakiejkolwiek więzi, która podtrzymywałaby moje zainteresowanie: kapitan Słownik, do którego miałam największe oczekiwania, okazał się nieco mdławy i nudny, wódz dzikiego plemienia, Ravi, był piekielnie irytujący, i jedynie okaleczony zielarz Eustachy ratował nieco sytuację.
Momentami gubiłam się nieco w historii. Chwilami wkradał się chaos i pomimo bardzo długiego, i obszernego wstępu, nie do końca czułam, że rozumiem przedstawiony świat i zasady funkcjonowania magii. Chociaż pomysł był rewelacyjny, zabrakło punktu zapalnego, który pociągnąłby linie fabularną do przodu. Po opisie książki liczyłam również, że będzie naprawdę mrocznie i krwawo, a nie odczułam tego w najmniejszym stopniu.
Pomimo moich najszczerszych chęci, „Więcej, niż zło” ani nie przypadło mi do gustu, ani nie wywołało większych emocji. Kolejna poprawna powieść, przyzwoicie napisana, z intrygującym światem, ale bez iskry. Możliwe, że gdybym sięgnęła po tą książkę kilka lat wcześniej, moje oczekiwania nie byłyby tak wysokie i powieść mogłaby mnie zachwycić. Jednak czytając teraz, byłam zmęczona wyczekiwaniem, aż wreszcie wydarzy się coś, co wciągnie mnie do reszty i sprawi, że zapomnę bez reszty o całym świecie. Nie będę wyczekiwać kontynuacji, ale jednocześnie widzę w autorce bardzo duży potencjał i w przyszłości, jeśli powstaną inne książki, chętnie po nie sięgnę.
„Każde zwycięstwo ma swoją cenę.”.
Mieszanka różnych światów. Okaleczony zielarz, który nie jest tym, za kogo się podaję. Kaleki, ambitny komendant skrywający niejedną tajemnicę. Tancerka wplatająca w swój taniec nie tylko przepiękny zapach ziół, ale i uroki. Syn plemiennego wodza, za którym ciągnie się widmo ojca i wygórowane oczekiwania.
A na deser dzikie plemiona,...
2022-03-25
Recenzja powstała dla @fantastyka_na_luzie
„Uważaj, o czym marzysz, bo może się spełnić”.
Pomyśl o swojej ulubionej powieści. Masz ją?
A teraz wyobraź sobie, że możesz zanurzyć się między jej strony. Wejść w głąb świata, o którym tyle czytał*ś, do której wracał*ś wielokrotnie myślami. Poznać jej bohaterów, doświadczyć ich losów na własnej skórze.
Poczuć klimat tej historii.
Ale co jeśli… tak tylko hipotetycznie… ten świat nie jest do końca taki, jaki sobie wyobraził*ś? Jest mroczny, przerażający, pełen bólu i cierpienia niewinnych. Między drzewami latają oślizgłe stwory, z wody wyłania się odrażająca abominacja, a ludzie w maskach ze skóry próbują Cię skrzywdzić?
Adelle i Connie połączyła nie tylko miłość do gotyckiej powieści „Mojra”, wypełnionej romantycznymi rozterkami i namiętnościami. Kiedy nadarza się okazja, żeby przenieść się do świata najukochańszych bohaterów, nie wahają się ani chwili. Niestety świat, który sobie wyobrażały nie jest do końca, taki, jak się spodziewały, a ucieczka z koszmaru może być trudniejsza, niż zakładały.
Z twórczością Madeline Roux miałam już okazję się spotkać i nie było to zbyt przyjemne doświadczenia, stąd też nie miałam większych oczekiwań. Jednak zarówno opis, jak i przecudowna, klimatyczna okładka, skusiły mnie i… okazało się, że to była świetna decyzja.
Główne bohaterki, Adelle i Connie, ze swojego świata, trafiają między strony ukochanej powieści „Mojra”, która okazuję się spaczoną wersją historii, jaką znały. Na przełomie kilku stron nastrój z beztroskiego, sielankowego, zmienia się w mroczny i podszytą nutką strachu. Na swojej drodze spotykają się z bólem, cierpieniem, śmiercią oraz obrzydliwymi abominacjami. Przejście między skrajnie różnymi rzeczywistościami i wywołanie swoistego niepokoju w czytelniku, udało się autorce świetnie.
Każdemu z nas niejednokrotnie zamarzyło się znaleźć obok bohaterów ulubionej książki i, mimo że autorka sięga po mocno znany motyw, przedstawiła go w świeży i nieoczywisty sposób. Powieść niejednokrotnie zaskoczyła mnie i chociaż chwilami również irytowała, to fabuła porwała i od pierwszych stron do końca czułam się zaintrygowana historią. Niesamowicie spodobało mi się, że osoby, jakie główne bohaterki spotkały na swojej drodze nie były tylko ledwie zarysowanymi postaciami opisanymi w „Mojrze”, ale każda z nich została stworzona ze skrupulatną dbałością o szczegóły. Każdy z nich w tym nowym, dziwnym świecie, miał swoją historię, przeżycia i wywoływał odczuwalne dla czytelnika emocję. I, pomimo że przewinęło się nieco bohaterów, byli na tyle unikatowi, że nie zlewali się oni w jedną wielką masę.
Chociaż książka okazała się gigantycznym (i pozytywnym) zaskoczeniem, nie obyło się bez wad. Bohaterowie, i to nie tylko Adelle i Connie, które były nastolatkami, więc teoretycznie więcej można im wybaczyć, momentami zachowywali się nieracjonalnie. Decyzję podejmowane przez nich były dla mnie całkowicie niezrozumiałe i nieadekwatne do sytuacji.
Niestety wpadło mi w oko kilka błędów korekcyjnych. Nie jestem osobą mocno zwracającą uwagę na takie mankamenty i zazwyczaj ich po prostu nie dostrzegam, a tutaj odrobinę wybijały z rytmu.
Jednak nawet z tymi kilkoma wadami, „Księgę żywych sekretów” czytało mi się po prostu świetnie. Od kreacji bohaterów, poprzez niesamowity mroczny klimat powieści, po naprawdę wciągającą fabułę. Zakończenie również pozytywnie mnie zaskoczyło i zostawiło z bananem na ustach, dlatego tym bardziej cieszę się, że mamy kolejną dobrą jednotomówkę dostępną na rynku. Książka idealnie nada się dla starszej młodzieży pragnących poczuć delikatne uczucie strachu oraz niepokoju, ale dorosły czytelnik również może czerpać z niej masę przyjemności.
Recenzja powstała dla @fantastyka_na_luzie
„Uważaj, o czym marzysz, bo może się spełnić”.
Pomyśl o swojej ulubionej powieści. Masz ją?
A teraz wyobraź sobie, że możesz zanurzyć się między jej strony. Wejść w głąb świata, o którym tyle czytał*ś, do której wracał*ś wielokrotnie myślami. Poznać jej bohaterów, doświadczyć ich losów na własnej skórze.
Poczuć klimat tej...
2022-03-06
Recenzja powstała dla @fantastyka_na_luzie
Chyba każdemu z nas zdarzyło się odwiedzić gigantyczny kompleks Ikei. Zagubić się w labiryncie łóżek, szaf czy regałów kuchennych. Odszukiwać drogi starannie oznakowanej strzałkami i nie wiadomo kiedy, stracić kilka godzin z życia.
A teraz wyobraź sobie ten monstrualny sklep nocą. Bez oświetlenia. Każdy cień przybiera złowrogi kształt. Zewsząd dobiegają niepokojące dźwięki, dziwna klejąca maź pokrywa powierzchnie dookoła. A na włosach czujesz… kilkaset lodowatych rąk.
To wszystko i jeszcze więcej, możesz doświadczyć w nawiedzonym sklepie Orsk. Jest to moja już trzecia przygoda z piórem Gradiego Hendrixa i z przyjemnością mogą powiedzieć, że najbardziej udana.
„Horrorstör” nie jest tylko najbardziej pomysłowo i zaskakująco wydaną książką, ale przede wszystkim dobrze napisaną. Zawiera elementy grozy, przyprawia o ciarki, momentami nawet wywołuje obrzydzenie, ale jest również przełamana rewelacyjnym poczuciem humoru.
Nie do końca horror, nie do końca parodia, za to coś pomiędzy.
Autor po raz kolejny nie tworzy oczywistych bohaterów. Każdy z nich ma swoją mroczną stronę, dziwactwa i sekrety, a bardzo często są to postaci, których w prawdziwym życiu najpewniej byśmy nie polubili, jednak w powieści im kibicujemy.
Zakończenie… majstersztyk. Zamknęłam powieść z bananem na gębie i niedosytem, że ta przygoda już się skończyła. To była genialna podróż!
Recenzja powstała dla @fantastyka_na_luzie
Chyba każdemu z nas zdarzyło się odwiedzić gigantyczny kompleks Ikei. Zagubić się w labiryncie łóżek, szaf czy regałów kuchennych. Odszukiwać drogi starannie oznakowanej strzałkami i nie wiadomo kiedy, stracić kilka godzin z życia.
A teraz wyobraź sobie ten monstrualny sklep nocą. Bez oświetlenia. Każdy cień przybiera złowrogi...
Po pierwszym tomie, myślałam, że wiem czego się spodziewać, ale zakończenie… powiedziało mi, że zupełnie nie miałam pojęcia na co się pisze.
Chociaż serię czytałam już przed laty, byłam równie zaskoczona jak wtedy.
Mocna kontynuacja szalonej, podkręconej historii, która absolutnie wciąga w swoje macki. Niepewność co jest prawdziwe, a co jestem wytworem chorego umysłu oraz niepokój towarzyszyły mi przez całą lekturę książki. Jak również delikatny i słodki romans, gdzie bohaterowie naprawdę poznają swoje wnętrza, a nie tylko cielesność.
Początek był dość nużący, niektóre wątki z pierwszego tomu zostały za bardzo rozciągnięte, ale gdy w pewnym momencie akcja się rozkręciła, z rozpędu skończyłam powieść w jeden wieczór. Tej części jeszcze bardziej towarzyszył nostalgiczny nastrój oraz dojmujący smutek przenikający na czytelnika, zwłaszcza w sytuacjach gdy bohaterka jest zmuszona ukrywać prawdę, brakuje jej wsparcia najbliższych. Nie może otwarcie zwierzyć się osobom którym powinna móc zawierzyć wszystko. Nigdy nie pomyślałabym, że w trakcie czytania serii uronie jakąś łzę, a tutaj zdarzyło się to zarówno przy pierwszym, jak i drugim tomie.
Emocje bijące od tej powieści, mogłam doskonale poczuć na własnej skórze.
Pojawiło się również, jak w pierwszym tomie, demonizowanie terapii, bardzo niezdrowe podejście do niej, co wielokrotnie podnosiło mi cisnienie, ale… okazuję się, że wszystko miało większy sens, które początkowo nie potrafiłam dostrzec. Dlatego, chociażby dla tego jednego aspektu, warto przeczytać drugi tom, ponieważ wszystkie tajemnice niczym brakujące puzzle wskoczyły na swoje miejsce.
Zakończenie było… niesamowite. Ekscytujące, przerażające, zachwycające. Wszystko na raz. Gdybym miała pod ręką trzeci tom, od razu sięgnęłabym po niego.
To zdecydowanie powieść dla osób, które lubują się w mrocznym i niepokojącym klimacie thrillerów, ale jednak pragną delikatnej nutki fantastyki.
Po pierwszym tomie, myślałam, że wiem czego się spodziewać, ale zakończenie… powiedziało mi, że zupełnie nie miałam pojęcia na co się pisze.
więcej Pokaż mimo toChociaż serię czytałam już przed laty, byłam równie zaskoczona jak wtedy.
Mocna kontynuacja szalonej, podkręconej historii, która absolutnie wciąga w swoje macki. Niepewność co jest prawdziwe, a co jestem wytworem chorego umysłu oraz...