-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać357
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2024-05-03
2024-04-10
2024-03-20
2024-03-01
2024-01-13
2023-12-09
2023-11-30
2023-11-03
2023-10-25
2023-10-12
2023-09-28
2023-09-12
2023-09-03
2023-08-20
2023-08-01
2023-07-23
2023-07-13
2023-07-01
„Zaginione klejnoty” to moja pierwsza styczność z twórczością Urszuli Gajdowskiej. Byłam jej bardzo ciekawa, gdyż słyszałam wiele dobrego o książkach Pani Uli.
Akcja powieści rozgrywa się w XIX wieku. Panna Izabela Wieczorek poszukuje idealnego kandydata na męża. Ma jej w tym pomóc uroda, figura, wykształcenie godne panien z dobrego domu oraz posag, który gwarantuje wuj, zajmujący się nią od dzieciństwa. W tym celu udaje się na dłuższy pobyt do hrabiny Modlińskiej i zagina parol na jednego z jej synów. Pech chce, że jej drogi krzyżują się tam z baronem Krzyżewskim, z którym nie darzy się zbytnią sympatią, a który jest znajomym jej wuja. Baron ma swoje powody, aby kręcić się w pobliżu panny Wieczorek. Poszukuje on bowiem zaginionego pierścienia, o którym Izabela może coś wiedzieć. Prowadzą więc utarczki słowne pośród balów, wieczorków, herbatek i nierozsądnych przygód panny Izy.
Stylowi Autorki nie mogę niczego zarzucić, czytało się to płynnie i bez zmęczenia. Jestem pewna, że za jakiś czas będzie jedną z popularniejszych autorek w gatunku. Niestety brnęłam przez książkę z irytacją. Od pierwszych słów nie polubiłam Izabeli ani trochę. Bohaterka miała być wykreowana na zadziorną, niezależną, pyskatą, (a przy tym oczywiście piękną, o zmysłowej figurze). I istotnie taka była, ale w sposób niezwykle denerwujący, czasem nawet dziecinny. Wielokrotnie zwyczajnie powinna była zamilknąć, zwłaszcza, że czas akcji to XIX wiek. Jestem przekonana, że nie wszystkie zaczepki przeszłyby przez gardło dobrze wychowanej pannie, a niektóre zachowania nawet nie przyszłyby jej na myśl. Zwłaszcza, że szukała męża. Wielokrotnie miałam po prostu ochotę odłożyć książkę, żeby już nie musieć przebywać w jej towarzystwie. Co prawda im bliżej końca tym bardziej stawała mi się obojętna, ale złe pierwsze wrażenie zaważyło na mojej ocenie tej postaci.
Z baronem Krzyżewskim miałam mniejszy problem. Mimo wszelkich złośliwości pozostawał raczej gentlemanem, czego panna Izabela jakoś nie potrafiła uszanować, prowokując go.
Czytając miałam wrażenie, że Pani Ula inspirowała się „Dumą i uprzedzeniem”, a jeszcze mocniej serią o Bridgertonach Julii Quinn. Niestety relacji Krzyżewski – Wieczorek daleko było do wciągających losów Anthony’ego i Kate, którzy przecież również czubili się ile wlezie w drugim tomie serii.
Nie mogę też pozbyć się myśli, że niektóre z przygód panny Izabeli zwyczajnie nie mogły się wydarzyć bez konsekwencji. I już pomijam strzelanie z wiatrówki czy samotną podróż łódką, ale wieczór w chatce w lesie w towarzystwie mężczyzny bez przyzwoitki?! No błagam, za mniejsze przewinienia zaciągano już do ołtarza w tamtym czasie( wystarczyła wszak chwila rozmowy sam na sam), a tymczasem o całej sytuacji wie wuj Izabeli i nie domaga się ratowania honoru swojej podopiecznej? Błagam. Nawet niechęć między bohaterami nie powinna być usprawiedliwieniem dla takiego pogwałcenia konwenansów. (Zresztą owa sytuacja znowu przywiodła mi na myśl Bridgertonów i serialową scenę w altance).
Zagadka kryminalna nieco ginęła w natłoku perypetii panny Izabeli, przez większość czasu nawet nie pamiętałam, że istnieje jakiś zaginiony pierścień.
Trudno mi powiedzieć czy sięgnę po kolejne tomy, ale z całą pewnością zmierzę się z poprzednią serią spod pióra Urszuli Gajdowskiej. Liczę, że tam znajdę kogoś z kim mogłabym sympatyzować.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakapanie.pl
„Zaginione klejnoty” to moja pierwsza styczność z twórczością Urszuli Gajdowskiej. Byłam jej bardzo ciekawa, gdyż słyszałam wiele dobrego o książkach Pani Uli.
Akcja powieści rozgrywa się w XIX wieku. Panna Izabela Wieczorek poszukuje idealnego kandydata na męża. Ma jej w tym pomóc uroda, figura, wykształcenie godne panien z dobrego domu oraz posag, który gwarantuje wuj,...
2023-06-21
2023-06-04
Choć brytyjska rodzina królewska cieszy się niesłabnącą popularnością, niedawna śmierć Elżbiety II i koronacja Karola III przyczyniła się chyba do wzrostu zainteresowania. Ludzie śledzą z zapartym tchem problemy, skandale, ale także działalność rodziny w ogóle. Skutkuje to wydawaniem co i rusz nowych pozycji książkowych, najczęściej biograficznych. Na szczęście na rynku od czasu do czasu pojawiają się i powieści fabularne.
Jedną z nich jest „W służbie królowej” autorstwa Tessy Arlen. Przybliża nam ona postać, o której zazwyczaj się nie mówiło lub zapominało – Marion Crawford, guwernantki a zarazem powierniczki i przyjaciółki przyszłej królowej oraz jej siostry.
Marion poznajemy w chwili, w której otrzymuje pracę jako guwernantka dwóch dziewczynek, o których jeszcze nikt nie wiedział, że kiedyś jedna z nich zasiądzie na tronie. Ich ojciec bowiem jest młodszym synem. Jego starszy brat abdykuje jednak na rzecz swojej amerykańskiej ukochanej i tak rozpoczyna się przygoda Marion (zwanej „Crawfie”) na angielskim dworze. Guwernantka towarzyszy dziewczynkom (a później także dorastającym pannom i dorosłym kobietom) w każdej sytuacji. Pomaga im rozwiązywać problemy, wysłuchuje sekretów, udziela porad. To ona kibicuje Elżbiecie i Filipowi w ich drodze do szczęścia i to ona poniekąd rezygnuje z życia prywatnego dla królewskiej rodziny.
Książkę czytało mi się świetnie. Sympatyzowałam zarówno z Crawfie, jak i z obojgiem dziewczynek a nawet z Filipem. Nie sądziłam, że matka Elżbiety była taką apodyktyczną osobą, (za zasłoną dobrych manier i pozornej sympatii do innych), ale może to akurat wymysł Autorki. A jeśli nie to będę musiała zgłębić temat, gdyż Elżbieta, Królowa Matka kojarzy mi się raczej z poczciwą starszą panią, która dożyła setki.
Postać Elżbiety została przedstawiona jako skromna, ale inteligentna dziewczyna, która nie ulega emocjom, (gdyż tego wymagać będzie od niej późniejsze stanowisko). Małgorzata natomiast to istny wulkan, zmieniający nastroje co pięć sekund. Żadna jednak z podopiecznych Marion nie była dla czytelnika wykreowana uciążliwie. Sama Marion była wierna rodzinie królewskiej do bólu. Dla współczesnych może była nieco zbyt naiwna, może niektórzy prędzej od niej postawiliby na własne szczęście. Myślę jednak, że jej poczucie obowiązku było całkiem zrozumiałe, w końcu była jedną z tych pracownic, znajdujących się najbliżej króla. Szkoda tylko, że wierność Marion została narażona na szwank, w efekcie czego guwernantka rozstała się z podopiecznymi na kilka lat przed objęciem tronu przez Elżbietę.
Żałuję też, że dzieciństwo księżniczek zostało przedstawione tak pobieżnie, zaledwie na kilku stronach by zaraz przeskoczyć do wydarzeń II wojny światowej, a po niej skupić się na miłości Elżbiety do Filipa, którego nie aprobowała jej rodzina. Księżniczki jako początkujące uczennice to mógł być uroczy i interesujący temat.
Ciężko jest pisać recenzję książki, która tak bardzo się podobała, że wydaje się, jakby nie miała wad. Znacznie łatwiej poprzeć krytykę argumentami. Powieść Tessy Arlen była wciągająca i dobrze napisana. Nie zbezcześciła legendy królowej Elżbiety. Wręcz przeciwnie, po lekturze można spojrzeć na nią bardziej ludzko. Cieszę się, że mogłam przeczytać tę książkę. Z radością podzielę się nią z innymi.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakapanie.pl
Choć brytyjska rodzina królewska cieszy się niesłabnącą popularnością, niedawna śmierć Elżbiety II i koronacja Karola III przyczyniła się chyba do wzrostu zainteresowania. Ludzie śledzą z zapartym tchem problemy, skandale, ale także działalność rodziny w ogóle. Skutkuje to wydawaniem co i rusz nowych pozycji książkowych, najczęściej biograficznych. Na szczęście na rynku od...
więcej Pokaż mimo to