-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
Lottie i Ellie powracają, ale i tym razem los nie będzie dla nich łaskawy, a nadchodzący kolejny rok w Rosewood Hall wcale nie musi być spokojny. Okazuje się, że Lottie nie zdała egzaminów, a główne podejrzenia za sfałszowanie wyników padają na niebezpieczną organizację - Lewiatan, która w poprzedniej części dała mocno się we znaki. Obie wpadają na pomysł, by udać się do Japonii, w której mieści się tokijska szkoła Takeshin Gakuim. Będą mogły tam odpocząć po ostatnich wydarzeniach, tylko czy tam na pewno będą bezpieczne? Na ulicach miasta grasuje Różowy Demon, a mury Takeshin Gakuin zdają się skrywać pewną tajemnicę.
Trochę bałam się tej zmiany otoczenia. Wcześniej akcja działa się na korytarzach Rosewood Hall, a tym razem autorka zabrała nas na drugi koniec świata. Jednak ta zmiana bardzo dobrze Glynn wyszła. Odwiedzamy nową szkołę, dowiadujemy się dzięki temu więcej informacji o japońskiej kulturze oraz legendach.
Fajne w tej książce jest również to, że tutaj ciągle coś się dzieje. Bohaterki nie siedzą i nie mówią, że coś by zrobiły, po czym nie robią nic. Tylko przeskakujemy błyskawicznie od jednych wydarzeń do kolejnych, więc nie ma możliwości by czytając "Zagubioną księżniczkę" czuć się znudzonym. Nie jest to oczywiście akcja, jak w książkach dla starszych czytelników, ale młodzi czytelnicy będą zadowoleni.
Same bohaterki nie są rozwydrzonymi typami księżniczek. Lottie, jak dla mnie zdecydowanie lepszą bohaterką niż Ellie, która to przeżywa w tej części kryzys. Lottie jest bardzo zaangażowaną w bycie portmanką. Na każdym kroku widać jak zależy jej na przyjaciółce. Poza tym jest mądra, bystra i stara się nigdy nie poddawać. Potrafi zadbać o siebie, ochronić innych, a jeśli trzeba nie unosi się dumą, prosząc o pomoc. Ellie natomiast pogrąża się w poczuciu winy i próbuje podbudować swoją wartość stając się bardziej samodzielną. Obie poznajemy w pierwszej części kiedy mają 14 lat i z tomu na tom coraz bardziej się rozwijają i dojrzewają w porównaniu do poprzednich tomów, co jest zdecydowanie na plus dla tych postaci.
W tej części poznajemy również nowych bohaterów, którzy wprowadzają w życie księżniczek sporo zamieszania. Zwłaszcza postać Sayuri-wnuczki dyrektora Takeshin Gakuin, mocno mnie do siebie przyciągnęła. Fajnym pomysłem byłoby, gdyby autorka napisała osobną powieść o Sayuri, ponieważ ja na pewno bym ją przeczytała. To zupełnie inna postać niż Lottie, czy Ellie, ale nie będę więcej zdradzać.
Glynn w intrygujący sposób próbuje zarysować także wątek romantyczny. Niby on jest albo po wydarzeniach z drugiego tomu powinien być, ale tak jakby go nie było. Śledzimy relacje Lottie-Ellie i Lottie-Jamie i wiemy, że coś jest na rzeczy, ale autorka nie zdradza jeszcze, w którym kierunku ten wątek zostanie poprowadzony. Będzie bardziej przyjacielsko, czy jednak romantycznie? Ciekawi mnie jak zostanie to rozwiązane w kolejnym tomie.
Dla kogo? To książka jak i również cały cykl Kronik Rosewood przeznaczony jest dla młodych czytelników tak 10-14 lat, którzy lubią niebanalne historie o księżniczkach. Nie jest to typowa powieść, w której to dwie dziewczyny zamieniają się miejscami i w nowych rolach odnajdują szczęście, spełniają marzenia itp. Obawiałam się właśnie tego, że trafię na taką infantylną historię, jednak tu bohaterki i ich przyjaciele (których swoją drogą nie da się nie lubić) muszą zmierzyć się nie tylko ze swoimi problemami, ale również rozwiązać pewne tajemnice i uciekać przed zamaskowanymi złoczyńcami. Oczywiście starsi również mogą się przy niej dobrze bawić, zwłaszcza ci z Was, którzy lubią sięgać po młodzieżówki. Pod uwagę musicie wziąć jednak to, że wydarzenia i bohaterowie mogą wydawać Wam się naiwni i zdarzyć się może, że ich zachowania będą Was irytowały, ale są one nastolatkami i miewają zwyczajne nastoletnie wątpliwości, czy problemy, które dla nas mogą być już błahe.
Przyjemna lektura, od której kiedy już ją zaczęłam nie mogłam się oderwać. To dobra książka i widać, że Connie Glynn nadal pracuje nad swoim stylem. Książka ma lepsze i gorsze momenty, ale wiem, że gdybym miała te naście lat zaczytywałabym się w Kronikach Rosewood godzinami.
Lottie i Ellie powracają, ale i tym razem los nie będzie dla nich łaskawy, a nadchodzący kolejny rok w Rosewood Hall wcale nie musi być spokojny. Okazuje się, że Lottie nie zdała egzaminów, a główne podejrzenia za sfałszowanie wyników padają na niebezpieczną organizację - Lewiatan, która w poprzedniej części dała mocno się we znaki. Obie wpadają na pomysł, by udać się do...
więcej mniej Pokaż mimo to2020
Samanthy Young - po książki tej autorki sięgam w ciemno. Są takimi idealnymi książkami na weekendowy relaks, zwłaszcza teraz kiedy mamy lato w pełni. Osobiście uwielbiam jej serię "On the Dublin Street" i mogę Wam ją polecić.
Tym razem Young napisała książkę przy współpracy z Kristen Callihan. Byłam bardzo ciekawa jak wypadł ten duet autorek, tym bardziej, że Callihan w ogóle nie znałam z jakichś wcześniejszych powieści.
Ona - Parker Brown, dziewczyna z wyższych sfer, która ma wszystko poukładane. A przynajmniej miała do czasu kiedy to szef w firmie, w której pracuję lubi, kiedy to jego pracownicy są w poważnych związkach. Teraz Parker musi szybko znaleźć "narzeczonego", który idealnie odegra swoją rolę i prawie jej się to udaje poznając Deana. Niestety na umówione spotkanie przychodzi on - Rhys Morgan, jego starszy brat, który nie pasuje do roli dobrze wychowanego partnera.
Książka kupiła mnie już opisem. Gdy przeczytałam, że męski bohater to "bokser z niewyparzonym językiem" to wiedziałam, że muszę przeczytać "Niedopasowanych" i poznać Rhysa Morgana. Nie oceniajcie! Mam słabość do romansów z bokserami, jasne? Ale nie przepadam za powieściami napisanymi przez duety... Przyzwyczajam się do stylu jednego autora i ciężko manewrować mi pomiędzy stylami dwojga autorów. Dlatego też trochę bałam się, czy "Niedopasowani" do końca będą mi odpowiadać.
Już po pierwszych kilku stronach wiedziałam, że będzie to bardzo intrygująca historia. Callihan mnie pozytywnie zaskoczyła. Zarówno Young jak i Calllihan dały radę i wspólnymi siłami stworzyły romans, który chce się czytać z ciekawością jak potoczą się relację pomiędzy parą głównych bohaterów. Oczywiście mogłabym się przyczepić, że było przewidywalnie, ale czytając romanse wszyscy dobrze wiemy jak się dane wątki zawsze skończą. Schematyczność mi więc tutaj nie przeszkadzała, bo autorki za to inne wątki poprowadziły w bardzo ciekawy sposób. Parker i Rhys faktycznie są niedopasowani, ale tworzą świetną parę. Ich spotkania wzbudzą w czytelniczkach dużo emocji i przyspieszone bicie serca. Uwierzcie mi będzie gorąco!
A smaczku dodaje fakt, że rozdziały pisane są z perspektywy obojga bohaterów. Bardzo lubię, kiedy autorzy wprowadzają ten zabieg. Przeważnie cała powieść pisana z punku widzenia żeńskiej bohaterki i patrzymy na męskiego bohatera jej oczami. Natomiast kiedy możemy śledzić wydarzenia z perspektywy mężczyzny lepiej poznajemy jego motywy i przemyślenia. To w znakomity sposób uzupełnia całą historię.
Czy skusić się i przeczytać "Niedopasowanych"? Pewnie! Jeżeli lubicie lżejsze książki, które zagwarantują Wam dobrą zabawę i gorący romans to tak, skuście się na "Niedopasowanych"!
Samanthy Young - po książki tej autorki sięgam w ciemno. Są takimi idealnymi książkami na weekendowy relaks, zwłaszcza teraz kiedy mamy lato w pełni. Osobiście uwielbiam jej serię "On the Dublin Street" i mogę Wam ją polecić.
Tym razem Young napisała książkę przy współpracy z Kristen Callihan. Byłam bardzo ciekawa jak wypadł ten duet autorek, tym bardziej, że Callihan w...
Colleen Hoover jest w Polsce bardzo dobrze znana głównie z powieści New Adult. Ja jej książki lubię i oczywiście polecam!
Tym razem Hoover zaserwowała nam, czytelnikom thriller psychologiczny. Ma co prawda w swoim dorobku thriller napisany we współpracy z Tarryn Fischer, ale cóż nie była to najlepsza książka, jaką czytałam. Zdecydowanie lepiej autorki wypadają, kiedy piszą oddzielnie.
Ta książka przyprawia nas o paranoje! Zaczynamy podobnie jak Lowen wątpić, czy to co wiemy o Verity jest prawdą, czy to co widzimy jest wymysłem naszej wyobraźni. Strona po stronie odkrywamy kolejne fakty i sekrety, które skrywa rodzina Crawford.
Z ciekawością i przerażeniem śledziłam kolejne fragmenty powieści Verity. Byłam zniesmaczona, zła i gardziłam Verity. Zaczynałam zastanawiać się z jak bardzo nierównoważoną postacią mam do czynienia i do jakiej tragedii to w końcu doprowadzi.
Zostajemy przez autorkę zaszokowani i do ostatniej strony nie dowiadujemy się, kto jest tutaj naprawdę dobrym, a kto złym bohaterem.
Tą powieścią Colleen Hoover udowodniła, że potrafi manipulować nie tylko swoimi bohaterami, ale również czytelnikami, pozostawiając ich z dużą dozą niepewności i zwątpienia, było prawdą, a co kłamstwem.
"Coraz większy mrok" to dobry thriller psychologiczny, ale szczerze muszę wyznać, że zdarzało mi się czytam dużo lepsze.
Premiera 19 czerwca. Polecam Hoover w tej mrocznej i niepokojącej wersji!
Nie rozumiem tylko dlaczego wydawnictwo zdecydowało się nagle na tłumaczenie tytułów książek Hoover, chociaż wcześniej tego nie robili. :(
Colleen Hoover jest w Polsce bardzo dobrze znana głównie z powieści New Adult. Ja jej książki lubię i oczywiście polecam!
Tym razem Hoover zaserwowała nam, czytelnikom thriller psychologiczny. Ma co prawda w swoim dorobku thriller napisany we współpracy z Tarryn Fischer, ale cóż nie była to najlepsza książka, jaką czytałam. Zdecydowanie lepiej autorki wypadają, kiedy piszą...
Dinozaury. Pierwsze skojarzenie Ross z serialu "Przyjaciele" i Flinstonowie.I chociaż słuchanie wykładów Rossa by mnie uśpiło, to chętnie zjechałabym po szyi dinozaura, jak to robił Fred Flinstone!
Magdalena Pioruńska postanowiła umieścić w swej powieści te prehistoryczne gady, a wszystko zaczęło się od serii wierszy o dinozaurze i jego pani.
Myślicie czasem o tym, jak wyglądałby świat gdyby dinozaury nie wyginęły? Autorka urzeczywistnia tę wizję i podaje nam "pioruńsko" dobrą fantastykę!
"Gdy w Mieście Krokodyli dochodzi do krwawego stłumienia pokojowej konferencji asymilacyjnej, nikt jeszcze nie podejrzewa, do czego doprowadzi konflikt między Miastem Krokodyli a Twierdzą Kimerydu. Organizatorce konferencji, Annie Guiteerez, antropolog z Uniwersytetu Krokodyli, udaje się zbiec z samego centrum zamieszek i uratowana przez strażnika wąwozu Tyrsa Mollinę, pół człowieka, pół raptora, trafia do rezydencji burmistrza Twierdzy – Teobalda. (...)Na jaw wychodzą znacznie bardziej przerażające fakty, sprawiające, że żadne z miast Afryki Południowo-Wschodniej nie może dłużej pozostać obojętne wobec krzywdzących wpływów Europy i hegemonii cesarza Brytanika. Usilna chęć przypodobania się Cesarstwu Europy nagle gaśnie zastąpiona determinacją i pragnieniem odzyskania autonomii kraju Złocistych Piasków."
Polscy autorzy piszą dość charakterystycznie. Czytamy daną książkę i od razu poznajemy, że to dzieło polskiego autora. w tym przypadku, gdybym nie wiedziała, nie uwierzyłabym, że "Twierdza Kimerydu" wyszła spod pióra naszej rodzimej autorki.
Hybrydy człowieka i dinozaura? Dziwne? Ogólnie cała była dziwna(a ja lubię dziwactwa), ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa! To coś nowego, świeżego i co najważniejsze NASZEGO! Widać, że autorka ma poukładaną historię od początku do końca. Nic tu nie jest dziełem przypadku i nie ma tu miejsca na niedomówienia. Nie boi się pisać wprost, nie upraszcza, nie upiększa. Są przekleństwa, łamania tabu, mocne dosłowne sceny.
Bohaterowie są oryginalni i mają mocne charaktery. Wykreowani w dokładny,dopracowany i przemyślany sposób. Ciężko wyznaczyć jednego, głównego bohatera. Tu wszyscy są równi i każdy z nich odgrywa ważną rolę w trakcie trwania powieści.
Tyrs Molina- głowa rodziny i jej główny żywiciel. Musi pilnować matki, która ma opinię dziwki, by nie szalała za bardzo. Opiekuje się czworgiem rodzeństwa, które tak jak on, są hybrydami człowieka i raptora. A na dodatek jego babka spiskuje przeciw niemu.
Uwielbiam jego młodsze rodzeństwo! Terra, Aneta i Taniel od razy zyskali moją sympatię! Jak wyglądają możecie zobaczyć na świetnie wykonanej grafice przez @an
Tycjan- elasmozaur. Ma ojca, który nigdy publicznie się do niego nie przyznał. Przyjaciel Tyrsa i Tuliusza. Ma brata bliźniaka, który nie do końca jest do niego podobny. Do tej pory się waham, kto (Tyrs czy Tycjan) jest moim ulubieńcem :D decyzje, decyzje.
Tuliusz. Pół człowiek, pół pterodaktyl. Jako jedyny walczy ze swoją naturą. Nie umie zaakceptować tego kim/czym jest. Jest jeszcze Tulia, ale ona i Tuliusz, to już ekstremalny przypadek.
Do brawurowo prowadzonej akcji możemy dołączyć sekrety i intrygi. Nie zabraknie również humoru!
Jeśli chodzi o fantastykę, to jestem bardziej wymagająca w porównaniu do innych gatunków, a "Twierdza Kimerydu" to dobrze zapowiadająca się przygoda. Moje wymagania rosną! Druga połowa książki zdecydowanie lepsza niż pierwsza. Początek stanowi powolne wprowadzenie czytelnika w świat, gdzie polityka i genetyka nieźle namieszały, dalej jest akcja, akcja, akcja! Pojawiają się również wątki +18, które niektórym mogą się nie spodobać, dlatego polecałabym ją gównie osobom dorosłym.
Nie wybaczę autorce tylko jednej rzeczy, ale by nie spoilerować nie zdradzę jakiej. Jeśli sięgniecie po Twierdzę, myślę, że wasze uczucia będą podobne. Wiem, że drugi tom się pisze i szykowane są nowe postacie, wiec zacieram ręce, trzymam kciuki za Magdalenę Pirouńską, czekam na więcej, a Wam polecam zapoznanie się jej powieścią!
Dinozaury. Pierwsze skojarzenie Ross z serialu "Przyjaciele" i Flinstonowie.I chociaż słuchanie wykładów Rossa by mnie uśpiło, to chętnie zjechałabym po szyi dinozaura, jak to robił Fred Flinstone!
Magdalena Pioruńska postanowiła umieścić w swej powieści te prehistoryczne gady, a wszystko zaczęło się od serii wierszy o dinozaurze i jego pani.
Myślicie czasem o tym, jak...
Są trylogię, serię, na których kontynuacje wyczekuje się dniami i nocami. Jedną z takich książek jest "Pieśń jutra", czyli trzeci tom niezwykłego cyklu od Samanthy Shannon! Premiera już 26 kwietnia i zacierajcie rączki, bo jest na co czekać!! Dla mnie była to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku! Czemu była? Bo dzięki wydawnictwu SQN mam ją już za sobą i nie wiem, kompletnie nie mam pojęcia, jak teraz mam wytrwać do czwartego tomu!? A cykl ma mieć podobno siedem tomów. Siedem! Pani Shannon, pisz pani szybciej! Czytelnicy czekają!
Do tego, że Wy wyczekujecie "Pieśni jutra" nie mam wątpliwości :
Moje początki z "Czasem Żniw" wyglądały tak, że nie mogłam się przekonać do przeczytania kolejnej dystopii, w czasach kiedy były one tak popularne. Miałam tego gatunku już po prostu dość. Nie ciągnęło mnie do niej, ale teraz wiem, jak głupio zrobiłabym ,gdybym się za nią nie zabrała. Samantha pokazała coś zupełnie innego. Połączyła dystopię z fantastyką i wyszło jej to genialnie! Pamiętam jak pierwszy tom od początku mnie pochłonął i czytałam go tak długo, dopóki nie przewróciłam ostatniej strony, po czym powiedziałam: "Wow!"
Teraz jestem po trzecim tomie i również mówię: "Wow!"
Zakończenie drugiego tomu było bezlitosne! I chwała Shannon za to, że w "Pieśni jutra" od pierwszych stron kontynuuje przerwany wątek. Tym razem Paige musi poradzić sobie z ogromnym ciężarem odpowiedzialności jaki wzięła na swoje barki po Rozgrywkach. Musi zadbać o bezpieczeństwo swoich ludzi, co nie będzie łatwe, bo jak wiadomo Sajon nie śpi. Czuwa. Nie odpuszcza i uruchamia Tarcze Czuciowe na ulicach całego Londynu, tym samych rozpoczynając polowanie na jasnowidzów niższych kategorii.
W "Pieśni jutra" akcja prowadzona jest brawurowo, nie dając czytelnikowi szans na wytchnienie! Zostaniecie wciągnięci od pierwszych stron, nie będziecie świadomi tego, co przyniesie każdy kolejny rozdział, a zakończenie pobudzi u Was apetyt na więcej i więcej! Uwielbiam kiedy fabuła, świat i zasady w nim panujące wykreowane przez autora zmuszają mnie do ciągłego myślenia. Kiedy na zaledwie kilku stronach jestem tak zaskakiwana, że potrzebuję chwili czasu, by nie przeklinać autorki za rozwój wydarzeń. Na początku przygody ciągle zaglądałam do słowniczka, by nie pogubić się w treści, teraz, świat stworzony przez Samanthę nie ma przede mną tajemnic.
Razem z Paige i Naczelnikiem przemierzamy kraj, by odnaleźć i zniszczyć słabość Sajonu, jeśli taka w ogóle istnieje. Ten tom to również duża dawka Paige i Naczelnika! Tak, tak, wiem, że Wy też czekacie na ich "momenty". Będą! Nie pożałujecie!
Moim zdaniem, "Pieśń jutra" jest ciut słabsza od "Zakon Mimów", ale równie mocno pasjonująca. Pojawią się nowi wrogowie, ale i również nowi sojusznicy! Będzie brutalnie i zaskakująco!
Powtarzam: 26 kwietnia! Zapiszcie sobie tę datę, podkreślcie w kalendarzach, przyklejcie na drzwiach lodówki, ustawcie przypomnienie na telefonie, zróbcie wszystko, by nie zapomnieć pobiec tego dnia do księgarni i zapolować na "Pieśń jutra"!!!
Są trylogię, serię, na których kontynuacje wyczekuje się dniami i nocami. Jedną z takich książek jest "Pieśń jutra", czyli trzeci tom niezwykłego cyklu od Samanthy Shannon! Premiera już 26 kwietnia i zacierajcie rączki, bo jest na co czekać!! Dla mnie była to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku! Czemu była? Bo dzięki wydawnictwu SQN mam ją już za...
więcej mniej Pokaż mimo to
Historia inspirowana opowieścią o kolejnym znaku zodiaku, czyli Bykiem, który dzięki swemu poświęceniu zwrócił uwagę bogów, a ci uczcili jego gest umieszczając go jako konstelacje gwiazd na nocnym niebie.
Tenleigh i Kyland wychowali się w małym górniczym miasteczku u podnóża Appalachów. Miasteczku biednym i brudnym, gdzie każdy cudem wiąże koniec z końcem. Ten razem z siostrą i schorwaną matką mieszka w przyczepie kempingowej. Kyland w rozpadajacym się domu. Oboje chodzą do ostaniej klasy liceum i mają ten sam cel. Zdobyć stypendium, które zagwarantuje im studia na najbardziej prestiżowych uczelniach w Stanach i stanie się przepustką do lepszego życia.
Po tym jak Tenleigh ratuje Kylanda przed oskarżeniem o kradzież zaprzyjazniają się ze sobą. Rozumieją swoje sytuację rodzinne i wzajemnie się wspierają w walce o marzenia. Lecz tylko jednemu z nich uda się je spełnić. A wszystko przez jedną wiadomość, która rzuci się ciniem na przyszłość każdego z nich...
Początkowo miałam problem z wyciągnięciem się w fabułę i myślałam " Czegoś mi tu brakuje. To nie jest ta sama Sheridan, co wcześniej ". Ale! Moje całe nastawienie zmieniło się wraz z przywróceniem ostatniej strony. Doceniłam tę historię dopiero po jej przeczytaniu i stwierdzam, że jest piękna i wzruszająca. To co robią bohaterowie, jak się poświęcają dla siebie nawzajem jest właśnie kwintesencją miłości. Ten i Kyland to bohaterowie pełni empatii i jak na swój wiek ( poznajemy ich w wieku 17 lat ) są dojrzalsi i bardziej odpowiedzialni niż niejeden dorosły. Doceniają najmniejszą rzecz i chwilę, bo właśnie one są w ich życiu najcenniejsze. Nie najnowszy model iPhon'a, wypasiony samochód, czy kolekcja markowych ubrań.
Historia o miłości i poświęceniu. Nadziei, która umiera ostatnia. O tym, że dla najdroższych nam osób jesteśmy w stanie skłonni doświadczyć piekła.
Książka co prawda, nie spodobała mi się tak jak " Bez słów ", ale poruszyła bardziej niż " Bez winy ".
Jedego możecie być pewni. Mia Sheridan i tym razem Was nie zawiedzie!
Historia inspirowana opowieścią o kolejnym znaku zodiaku, czyli Bykiem, który dzięki swemu poświęceniu zwrócił uwagę bogów, a ci uczcili jego gest umieszczając go jako konstelacje gwiazd na nocnym niebie.
Tenleigh i Kyland wychowali się w małym górniczym miasteczku u podnóża Appalachów. Miasteczku biednym i brudnym, gdzie każdy cudem wiąże koniec z końcem. Ten razem z...
" Będąc cudzoziemcem, nie można już być skromnym sobą. Jesteś swoim narodem, swoim miejscem urodzenia. Jesteś wszystkim, tylko nie sobą. "
Elif Shafak to turecka autorka z wieloma nagrodami na koncie. W styczniu premierę w Polsce miała jej kolejna książka - " Araf ", która jest moją pierwszą książka tej autorki. O Shafak słyszałam już dawno, ale nie miałem okazji zapoznać się z jej twórczością aż do teraz.
Omer, Abed, Piyu, Gail i Alegre to grupa przyjaciół mieszkających, pracujących i uczących się w Bostonie. Niektórzy z nich żyją w Stanach po tym gdy ich rodzice wyemigrowali z własnego kraju. Inni przyjechali do USA w poszukiwaniu lepszego wykształcenia. Dla jednych stało się to bramą do wolności, dla drugich klatką bez możliwości ucieczki. Różnią ich religię, które wyznają - łączy życie w obcym kraju. Z dnia na dzień uczą się nie tylko tradycji, zasad i czasem dziwnych zachowań Amerykanów, szukając usprawiedliwień dla przypadków ich ignorancji, ale również poznają siebie rozmawiając o tym jak zostali ukształtowani przez religię. Jesteśmy świadkami ich wzlotów i upadków, prób " wtapiania się " w nowe otoczenie. Niektórzy z nich przekształcają nawet swoje imiona, by się nie wyróżniać i czuć bardziej jak tutejsi.
Po tej książce spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że autorka będzie bardziej kontrowersyjna, wywoła społeczną dyskusję na temat tolerancji i wzajemnego szanowania siebie, którego w obecnych czasch tak bardzo nam brakuje. Nie oznacza to wcale, że książka mi się nie podobała, a wręcz przeciwnie!
Książka należy do gatunku tych poważniejszych, na których musimy się bardziej skupić i nie zawsze będziemy potrafili docenić historie w niej zawartej w trakcie czytania. To pouczająca powieść o trudnych relacjach i wyobcowaniu. Poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Każdy z naszych bohaterów jest indywidualistą borykającym się z brakiem akceptacji, starając się zachować swoje własne " ja ". Autorka bardzo dobrze to przedstawiła w powieści.
" Araf " po turecku znaczy " czyściec ". Miejsce, gdzie nasza dusza odpokutowuje, by potem zaznać pełni miłości i szczęścia. I w takim czyśćcu znajdują się nasi bohaterowie. Zmagają się z nieznaną codziennością, w poszukiwaniu szczęścia. Z tej książki trzeba umieć wyciągnąć odpowiednie wnioski, a sprawią one, że inaczej będziemy patrzeć i w końcu w odpowiedni sposób dostrzegać inne kultury i religie.
" Będąc cudzoziemcem, nie można już być skromnym sobą. Jesteś swoim narodem, swoim miejscem urodzenia. Jesteś wszystkim, tylko nie sobą. "
Elif Shafak to turecka autorka z wieloma nagrodami na koncie. W styczniu premierę w Polsce miała jej kolejna książka - " Araf ", która jest moją pierwszą książka tej autorki. O Shafak słyszałam już dawno, ale nie miałem okazji zapoznać...
" Jak głupi jest człowiek. Ciągle zapomina o tym, co najistotniejsze. Podąża od śmierci do śmierci, od życia do życia. Ja też o tym zapomniałem. Co więcej, kiedy tylko miałem okazje dotrzeć do centrum mojego świata rezygnowałem w pół drogi. "
Z twórczością Niny George spotkałam się już podczas lektury " Lewandowego pokoju ", czyli historii o utraconej miłości, następny był " Księżyc nad Bretanią " o tym, że nigdy nie jest za późno by zacząć korzystać z życia. Teraz miałam przyjemność przedpremierowo przeczytać kolejne dzieło autorki, czyli " Księgę snów ".
Henri - korespondent wojenny wiele lat temu popełnił błąd i stracił szanse na poznanie syna. Staje się bohaterem, kiedy rzuca się z mostu do rzeki, by ratować tonące dziecko. Zaraz potem niestety zostaje potrącony przez samochód i zapada w śpiączkę.
Sam to mądry, rozważny i wykazujący się niesamowitą empatią trzynastolatek. Jest synestykiem, każda liczba, uczucie, dźwięk, muzyka ma dla niego określoną barwę. Wychowany tylko przez mamę postanowił poznać ojca. Zaprosił go na szkolne wydarzenie,jednak ten nigdy się nie zjawił, gdyż uległ wypadkowi. Sam pierwszy raz spotyka Henriego, gdy ten leży przykuty do szpitalnego łóżka. Pomimo tego, jakimś cudem rodzi się między nimi niezwykła wieź. Chłopiec poznaje w szpitalu również Maddie. Dziewczynkę leżącą na oddziale nazywanym przez lekarzy " dla ludzi warzyw ". Próbuje się z nią zaprzyjaźnić i obiecuje obudzić. Jest również Eddie, kobieta która kiedyś kochała Henriego całym sercem, ale on jednym zdaniem zdeptał tę miłość i odrzucił ją, a teraz musi czuwać przy jego łóżku i czekać aż się obudzi.
" Księga snów " to powieść, której akcja dzieje się na granicy światów, życia i śmierci, jawy i snu. Moim zdaniem najlepsza powieść autorki spośród tych, które zostały u nas wydane. Bezdyskusyjnie! Już po pierwszych zdaniach wiedziłam, że będzie dobrze i do samego końca się nie zawiodłam. Nina George potrafi pisać i sprawić, że na kilka godzin zanurzam się w historie przez nią stworzone. Każda strona nowej powieści jest wypełniona emocjami, ale tak właśnie pisze Nina. Ona czaruje. Z delikatnością i wrażliwością pisze o umieraniu, tym co może dziać się z człowkiem po śmierci, uciekającym życiu, konsekwencjach podjętych przez nas decyzji i ich słuszności. Czy mamy możliwość wyboru kiedy jeszcze nie jest za późno i potrafimy wykorzystać szanse jakie otrzymujemy od losu? Losy Henriego, Eddie i Sama mnie urzekły i oczarowały, a końcowe rozdziały wzruszyły i ścisnęły serce. To powieść o miłości. Tej niedocenionej jak przypadek Henriego i Eddie, dopiero co kiełkującej pomiędzy Same i Maddie oraz tej bezgranicznej i bezinteresownej miłości rodzica do dziecka. Piękna, pouczająca i bardzo wartościowa. Dzięki swemu przesłaniu zmusza do refleksji i głębokich przemyśleń nad naszym życiem. W " Księdze snów " odnajdzicie historię, która pozostanie z Wami na dłużej. Polecam!
" Nie myśl, idź za obrazem, który w sobie widzisz i powoli odtwórz go swoim głosem. Nie szukaj słów, żeby wyśpiewać swój ból i smutek... znajdź miejsce i wyśpiewaj je. "
" Jak głupi jest człowiek. Ciągle zapomina o tym, co najistotniejsze. Podąża od śmierci do śmierci, od życia do życia. Ja też o tym zapomniałem. Co więcej, kiedy tylko miałem okazje dotrzeć do centrum mojego świata rezygnowałem w pół drogi. "
Z twórczością Niny George spotkałam się już podczas lektury " Lewandowego pokoju ", czyli historii o utraconej miłości, następny był...
" Zapomnij o księciu i księżniczce. Zawsze uważałam, że prawdziwa historia rozgrywa się między wiedźmą i Smokiem " .
Poznaliście już Carsona Stingera? Pokochaliście Archera Hale'a? Teraz czas byście przygotowały się na spotkanie z Graysonem Hawthorn'em!
Grayson otrzymał w spadku winnice, która dawniej należała do jego ojca. Teraz to piękne i sławne na całą okolice miejsce skazane jest na upadek. Mężczyzna stara się jak może, by winnica odzyskała swoją dawną świetność. Niestety sytuacja pogarsza się jeszcze bardziej, kiedy bank z powodu jego przestępczej przeszłości, odmawia mu udzielenia kredytu. Wtedy niespodziewanie w jego gabinecie pojawia się 22 - letnia Kira i składa mu zaskakującą propozycję. Dziewczyna wróciła właśnie z Afryki, do której uciekła przed swoim apodyktycznym ojcem i byłym narzeczonym, którzy zrobią wszystko, by tylko uchronić swoją karierę polityczną. Bez grosza przy duszy, jedyną opcją na życie jest wypłacenie oszczędności, które zostawiła jej ukochana babcia. Postawiony został jeden warunek. Kira otrzyma te pieniądze dopiero wtedy, kiedy wyjdzie za mąż. Jedynym jej ratunkiem jest właśnie Grayson. Zna jego sytuacje i słyszała o nim kilka lat temu, więc postania złożyć mu propozycję małżeństwa tymczasowego w zamian za wsparcie finansowe, które pozwoliłoby mężczyźnie odbudować posiadłość. Grayson z podejrzliwością zgadza się na taki układ. Ich relacje nie należą do najprzyjemniejszych. Są do siebie uprzedzeni i traktują jak wrogowie, których łączy tylko umowa biznesowa. Z czasem zaczynają przekonywać się do siebie, rozmawiać i współpracować. Do ich przyjaźni wkrada się uczucie i wtedy pojawia się ojciec Kiry, a to może oznaczać tylko kłopoty...
Oj, ta Mia Sheridan umie namieszać w sercach czytelniczek! Jest ona jednym z moich odkryć tego roku, a każdą jej książkę pochłaniam i " Bez winy " też nie było wyjątkiem. A z co udało mi się wyszukać powieść inspirowana jest kolejnym znakiem zodiaku, czyli Wagą. Narracja tak jak w każdej książce Sheridan podzielona jest na dwie osoby. Jestem zwolenniczką tego zabiegu w tego typu historiach, gdyż to pozwala lepiej i dokładniej poznać każdego bohatera. A są oni fantastyczni. Zarówno pierwszo - jak i drugoplanowi. Mają swoje wady i zalety. Raz ich uwielbiałam, by po chwili mieć ochotę na nich krzyczeć. Ktoś mógłby powiedzieć, że Kira czasem zachowuje się jak dziecko. Ja jednak wolę myśleć o niej jako o osobie z ogromną radością życia, silnej, potrafiącą cieszyć się drobnostkami, którą bardzo polubiłam. Poza tym miała ona zbawczy wpływ na Graysona, gdyż to przy niej odżył i zaczął wierzy, że może odnieś sukces i nie złamać obietnicy danej ojcu.
Książka jest zabawna, pełna namiętności, a niekiedy wystawia cierpliwość czytelnika na próbę. Mia Sheridan znowu zaskakuje! Autorka jak do tej pory mnie nie rozczarowała, a wręcz przeciwnie kolejny raz zachwyciła pokazując, że historię miłosne nie muszą być banalne. Jeśli pokochaliście Bree i Archera, historia Kiry i Graysona również Was urzeknie i wzruszy! Polecam!
Dziękuję Wydawnictwu Otwarte za możliwość przeczytania jej przedpremierowo!
" Zapomnij o księciu i księżniczce. Zawsze uważałam, że prawdziwa historia rozgrywa się między wiedźmą i Smokiem " .
Poznaliście już Carsona Stingera? Pokochaliście Archera Hale'a? Teraz czas byście przygotowały się na spotkanie z Graysonem Hawthorn'em!
Grayson otrzymał w spadku winnice, która dawniej należała do jego ojca. Teraz to piękne i sławne na całą okolice...
Tanner Thomas - brat Rylee jest korespondentem wojennym. Pogrążony w żałobie po tracie swojej współpracowniczki i wieloletniej przyjaciółki postanawia znowu rzucić się w wir pracy i na nowo udowodnić szefostwu, że jest najlepszy w swoim zawodzie. Wraca na Bliski Wschód zająć się pracą, ale do tego potrzebuje nowego fotografa. Okazuje się nią Beaux. Tajemnicza, pewna siebie i uparta kobieta, która nie chcę mieć z Tannerem nic wspólnego, ale zrobi wszystko, by móc z nim pracować. Czy w takich niebezpiecznych okolicznościach będą potrafili się dogadać?
Miałam problem na początku, bo jakoś ciężko było mi wciągnąć się w fabułę. Na szczęście kilkanaście stron później już byłam tak zaciekawiona niektórymi wątkami, że nie chciałam jej odkładać. Ten tom jest bardziej zagadkowy niż poprzednie. Nie wiemy kim naprawdę jest Beaux i dopiero pod koniec wszystko zaczyna się wyjaśniać. Bromberg znowu wykonała dobrą robotę. Połączyła wątek romantyczny z sensacyjnym i wyszło to genialnie! Lubię ja za to, że w każdej swojej powieści zawsze mnie zaskakuje i nie powiela utartych schematów popularnych w tym gatunku. Tutaj zostałam zaskoczona tym, że cała historia została napisana z perspektywy męskiego bohatera. Co prawda, Tannera nie polubiłam tak jak Coltona, czy Benetta. Ma on jednak swój urok.
Jeśli czytaliście poprzednie tomy z tej serii, to ten również przypadnie wam do gustu!
Tanner Thomas - brat Rylee jest korespondentem wojennym. Pogrążony w żałobie po tracie swojej współpracowniczki i wieloletniej przyjaciółki postanawia znowu rzucić się w wir pracy i na nowo udowodnić szefostwu, że jest najlepszy w swoim zawodzie. Wraca na Bliski Wschód zająć się pracą, ale do tego potrzebuje nowego fotografa. Okazuje się nią Beaux. Tajemnicza, pewna siebie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Chociaż ten tom nie dorównuje " Zanim się pojawiłeś ", to nie czuję się jakoś rozczarowana. To dobra kontynuacja, a wiadomo jak to czasami z dalszymi częściami bywa. Słyszałam różne opinie, trochę obawiałam się, co z tego wyniknie. Czy autorka spełni moje oczekiwania i czy w ogóle kontynuacja była potrzebna?
Jakże ja mogłam w ogóle wątpić w Moyes? Jojo znowu czaruje! " Kiedy odszedłeś " wywołuje zupełnie inne emocje niż " Zanim się pojawiłeś ", ale jest również wzruszająco, zabawnie i momentami smutno. Moje serce podczas lektury tym razem nie potrzebowało reanimacji. Oczywiście łezka kilka razy mi się w oku zakręciła, bo Moyes jest bezlitosna.
W tym tomie Lou musi nauczyć się życia od nowa, a przyjmniej spróbować źyć, tak jak radził jej Will. Pogodzić się z przeszłością, co wcale nie jest łatwe i dać szansę przyszłości i nowym znjomością. Niestety nic nie jest takie, jakie powinno być. Do jej drzwi puka nastolata, która przewraca jej życie do góry nogami. Czy coś dobrego z tego wyniknie musicie przekonać się sami!
Po " Kiedy odszedłeś " nie będziecie mieli kaca książkowego, ale poczujecie jakby kamień spadł Wam z serca. Tak jak Jojo Moyes złamała czytelnikom serce w " Zanim się pojawiłeś ", tak w tym tomie stara się je na nowo połatać, napełnić optymizmem i sprawić byśmy znowu uwierzyli w szczęśliwe zakończenia. Przeczytajcie koniecznie!!
Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Między Słowami za możliwość przeczytania tego cuda!!
Chociaż ten tom nie dorównuje " Zanim się pojawiłeś ", to nie czuję się jakoś rozczarowana. To dobra kontynuacja, a wiadomo jak to czasami z dalszymi częściami bywa. Słyszałam różne opinie, trochę obawiałam się, co z tego wyniknie. Czy autorka spełni moje oczekiwania i czy w ogóle kontynuacja była potrzebna?
Jakże ja mogłam w ogóle wątpić w Moyes? Jojo znowu czaruje! "...
2016-07-05
Rodzeństwo powinno sobie ufać, zawsze na siebie liczyć i nigdy od siebie nie odwracać. Cóż... Josie i Meredith - główne bohaterki są siostrami, ale traktują się jak wrogowie. Kiedyś miały brata. Lecz Daniel zginął w wypadku samochodowym. Jako nastolatki nienajlepiej się dogadywały, a po śmierci Daniela ich relację stały się jeszcze bardziej skomplikowane. Josie jest singielką, robi to, co chce. Pracuje jako nauczycielka, uwielbia dzieci i marzy o zostaniu matką. Meredith ma męża, który ją kocha i uroczą córkę Harper, lecz coraz częściej ma wątpliwości, co do swojego małżeństwa. Żadna z nich nie czuje się w życiu spełniona.
Z ciężkim sercem czytałam o tym, jak siostry odnoszą się do siebie. Dzięki przemiennej narracji możemy dokładnie poznać myśli i odczucia każdej z sióstr. Niestety żadnej z nich nie polubiłam. Kobiety są wobec siebie wredne, mściwe i złośliwe. Egoistyczne i zazdrosne. Każda z nich spowiedza się po drugiej najgorszego. Zachowują się jak obce osoby, które więcej dzieli niż łączy. Nie zdając sobie sprawy, że spokojna rozmowa bez osądzania, mogłaby im przynieść ukojenie.
Ta książka to samo życie! Giffin ma " to coś " w swoi stylu, co nie pozwala oderwać się od czytania, pomimo, że akcja nie ma jakiegoś zawrotnego tempa.
" Pierwsza przychodzi miłość " to niełatwa historia o rodzinie i rywalizacji pomiędzy rodzeństwem. Poruszająca powieść o miłości, pogodzeniu się ze stratą bliskiej osoby i uzdrawiającej mocy wybaczania. Oraz o tym, ile jesteśmy w stanie zrobić, by odnaleźć szczęście.
Polecam wszystkim wielbicielom Emily Giffin i nie tylko!
Wiem, że to nie jest moja ostatnia książka tej autorki. Lubię trudne książki, które zmuszają do myślenia i mam nadzieję, że pozostałe jej pozycje też takie będą!
Rodzeństwo powinno sobie ufać, zawsze na siebie liczyć i nigdy od siebie nie odwracać. Cóż... Josie i Meredith - główne bohaterki są siostrami, ale traktują się jak wrogowie. Kiedyś miały brata. Lecz Daniel zginął w wypadku samochodowym. Jako nastolatki nienajlepiej się dogadywały, a po śmierci Daniela ich relację stały się jeszcze bardziej skomplikowane. Josie jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kolejny raz Mia Sheridan zaskoczyła mnie swoim pomysłem na książkę! I kolejny raz się nie zawiodłam, a wręcz przeciwnie jestem zachwycona! Sheridan to autorka, której książki mogę brać w ciemno, bo wiem, że zawsze otrzymam niebanalną historę oraz bohaterów, którzy skradną moje serce i na długo pozostaną w pamięci. Tak też było tym w przypadku.
I jak " Bez słów "opierało się na legendzie o Chironie, czyli Strzelcu; " Stinger " na Skorpionie, tak " Calder. Narodziny odwagi " opiera się na legendze o Wodniku. Ta książka różni się od wcześniejszych pozycji autorki wydanych u nas. Ale w pozytywnym znaczeniu.
Na początku miałam wrażenie, że to wszytko nie może dziać się w czasach współczesnych, a jednak... " Narodziny odwagi " to historia dwojga młodych ludzi wychowanych w środowisku... sekty! Calder - syn robotników. Mądry, inteligentny nastolatek, kochający bezgranicznie swoją siostrę. Eden - sprowadzona do Akadii w wieku ośmiu lat, by jak głosi przepowednia zostać żoną Hectora - proroka, przywódcy duchowego Sekty i doprowadzić jej członków do rajskiego Elizjum. Calder i Eden zaprzyjaźnili się ze sobą jako dzieci. Zakochali w sobie już jako nastolatkowie. Ale jak kochać kogoś, kto przeznaczony jest komuś innemu i nie narazić się na gniew Bogów? Członkowie sekty to w większości wyrzutki społeczeństwa, którzy przystąpili do niej w nadziei na nowy początek. Mieszkają w chatkach bez elektryczności i kanalizacji. Wyjątek stanowią członkowie Rady, którzy mogą korzystać z uroków świata zewnętrznego. W tej zamkniętej społeczności, każdy ma określone prace do wykonania. Każdy musi przestrzegać surowych zasad, których złamanie grozi karą pokutną na oczach całego zgromadzenia. Każdy z własnej woli ślepo podąża za Hectoremn i ani myśli w niego wątpić. Dopiero Calder po spotkaniu Eden zaczyna widzieć rysy na idealnej, mogłoby się zdawać, wierze stworzonej przez jego Przywódcego Duchowego. Postanawiają się zbuntować i uciec. Tylko czy od Sekty można się w ogóle uwolnić?
Ta książka to historia o miłości, która napełniła dwójkę bohaterów odwagą do wali o swoją wolność i życie według własnych zasad. Przepełniona jest jednak bólem i walką o prawo do decydowania o sobie. Sheridan przedstawia czytelnikowi życie w sekcie, z pozoru dealne, ale wzbudzające wiele wątpliwości. Z przerażeniem czytałam jak dorośli ludzie mogą naiwnie podążać za jednym człowiekiem i milczeć, gdy potrzebna była ich reakcja. Książka ma również ciekawy, specyficzny klimat.Jest w nim coś niepokojącego... Styl, kreacja bohaterów i pomysł sprawiają, że od powieści naprawdę trudno się oderwać. Mia Sheridan ma talent i potrafi tworzyć historie, które czytelnik pochłania. I muszę wspomnieć o okładce, do której nie byłam do końca przekonana, ale zmieniłam zdanie podczas lektury, gdyż przedstawia idealnie to, jak mógłby wyglądać główny bohater. Idealnie! Nawet ja nie wyobraziłabym go sobie lepiej ;)
Polecam bardzo mocno! Pozwólcie Mii Sheridan znowu się zaskoczyć! Już teraz czekam na drugi tom, bo przeczuwam, że będzie się w nim działo!
Kolejny raz Mia Sheridan zaskoczyła mnie swoim pomysłem na książkę! I kolejny raz się nie zawiodłam, a wręcz przeciwnie jestem zachwycona! Sheridan to autorka, której książki mogę brać w ciemno, bo wiem, że zawsze otrzymam niebanalną historę oraz bohaterów, którzy skradną moje serce i na długo pozostaną w pamięci. Tak też było tym w przypadku.
I jak " Bez słów "opierało się...
Wakacje to czas błogiego leniuchowania, leżeniem plackiem na plaży, długie dni i piękne zachody słońca. To czas na relaks, zabawę i MIŁOŚĆ!
Już niedługo premiera " Ktoś mnie pokocha " czyli 12 opowiadań w klimacie wakacji z dużą dawką słońca i romamtycznych uniesień. Dzięki Wydawnictwu Moondrive miałam możliwość przeczytania ich przed premierą, za co bardzo dziękuję! W " Ktoś mnie pokocha " znajdziecie opowadanie Veronici Roth, Libby Bray, Stephanie Perkins, czy Cassandery Clare, która nadal pozostaje w swoim klimacie demonów. Będziecie świadkami miłości rodzącej się podczas inwazji zombie, razem z dwojgiem nastolatków przeżyjecie ten sam dzień kilkanaście razy, szukając (nie)zwykłych wspaniałości.
Ja osobiście oczekiwałam samych lekkich historii o letnich romansach, a otrzymałam opowiadania o różnych odcieniach miłości. Miłości spełnionej, pierwszej, niespodziewanej, utraconej. Nie wszystkie opowiadania przypadły mi o gustu, ale zdecydowanie większość mi się spodobała. Niektóre wywołają u Was uśmiech, inne wzruszą, a jeszcze inne zmuszą do myślenia. Moje ulubione to " Mapa maleńkich wspaniałości ", a najdziwniejsze to opowiadanie Libby Bray. Myślę, że każdy nastolatek znajdze w nich coś dla siebie. Dla mnie to była przyjemność czytać o kolejnych nastoletnich wakacyjnych miłościach, chociaż nastolatką już dawno nie jestem.
" Ktoś mnie pokocha " to książka idealna na wakacyjne zapomnienie i relaks.
Czy te opowiadania dorównały albo może były lepsze od świątecznej wersji " Podaruj mi miłość ", musicie przekonać się sami!
Wakacje to czas błogiego leniuchowania, leżeniem plackiem na plaży, długie dni i piękne zachody słońca. To czas na relaks, zabawę i MIŁOŚĆ!
Już niedługo premiera " Ktoś mnie pokocha " czyli 12 opowiadań w klimacie wakacji z dużą dawką słońca i romamtycznych uniesień. Dzięki Wydawnictwu Moondrive miałam możliwość przeczytania ich przed premierą, za co bardzo dziękuję! W...
2016-06-01
" Nasze życie zależy od wyborów, które dokonujemy na co dzień: tych dobrych, złych, samolubnych. "
Z Tarryn Fisher miałam okazję zapoznać się podczas lektury " Never never ", którą napisała we współpracy z Colleen Hoover. Dzięki Wydawnictwu Otwarte miałam możliwość przeczytania jej samodzielnej książki jeszcze przed premierą. Za co bardzo dziękuję.
" Mimo moich win " to historia trójkąta miłosnego: Olivia - Celeb - Leah, kontrowersyjna opowieść o tym ile jesteśmy w stanie zrobić, by odzyskać miłość, utraconą na skutek naszych złych decyzji.
Olivia Kaspen poznała Celeba w collegu. Byli na kilku randkach jednak dziewczyna go odrzuciła. Kiedy Celeb zaczął spotykać się z innymin zrozumiała, że on powinien być jej. MUSI BYĆ JEJ. Zaczyna się kontrolowanie, śledzenie, próby wkupienia się w łaski obecnej dziewczyny Caleba, tylko po to, by namieszać w ich związku. Dopina swego, jednak pewne wydarzenia, kłamstwa i tajemnice sprawiają, że ich miłość skazana jest na przegraną. Po trzech latach Olivia spotyka Celeba w sklepie. Chłopak w wyniku wypadku cierpi na amnezję. Nie pamięta Olivii i tego, co mu zrobiła. Dziewczyna widzi w tym dla siebie szansę na odzyskanie dawnej miłości... Jest tylko mały problem, Leah - obecna dziewczyna Celeba.
Tarryn stworzyła bohaterów nieidealnych, pełnych wad. A Olivia to przykład bohaterki dla której miłość staję się obsesją, zdolnej dla niej zrobić wszystko, oszukiwać i niszczyć.
Po jej przeczytaniu musiałam ją przetrawić, przemyśleć... I nawet do tego momentu nie wiem, co do końca o niej myśleć. Ta książka wzbudza skrajne emocje. Wieeeele skrajnych emocji. Będziecie chcieli krzyczeć na bohaterów za ich głupotę, na autorkę, że tak poprowadziła ich losy, będziecie im współczuć i się irytować. Czasem chęć rzucenia tą książką będzie większa niż poznanie dalszych losów Olivii i Celeba.
O " Mimo moich win " nie da się zapomnieć! Ta historia ma coś w sobie, zmusza do myślenia, jak my sami byśmy postąpili. Wywołuje totalny chaos w naszej głowie! Polubić ją, czy znienawidzić? Potępić bohaterów, czy dać im szansę?
Ja już teraz wyczekuję drugiego tomu, bo ta historia nie daje mi spokoju i jestem ciekawa, co jeszcze autorka wymyśli dla naszych bohaterów.
" Nasze życie zależy od wyborów, które dokonujemy na co dzień: tych dobrych, złych, samolubnych. "
Z Tarryn Fisher miałam okazję zapoznać się podczas lektury " Never never ", którą napisała we współpracy z Colleen Hoover. Dzięki Wydawnictwu Otwarte miałam możliwość przeczytania jej samodzielnej książki jeszcze przed premierą. Za co bardzo dziękuję.
" Mimo moich win " to...
" Nic nie rozerwie więzi przyjaźni i lojalności wykutych w wojennych czasach "
Helen Bryan - amerykańska pisarka od lat mieszkająca w Londynie. Do napisania " Oblubienic wojny " zainspirowały ją " prawdziwe historie z czasów wojny, opowiedziane przez rodzinę i przyjaciół ze Stanów Zjednoczonych i z Anglii, oraz mał znane historie odważnych młodych kobiet, które przyłączyły się do Kierownictwa Operacji Specjalnych, założonego przez Churchilla ". " Oblubienice wojny " to jej debiutancka powieść.
Nie nastawiałam się jakoś specjalnie na tę historię, ale gdy już ją rozpoczęłam czytać nie mogłam jej odstawić, musiałam poznać losy bohaterek. To powieść o pięciu różnych i niezwykłych kobietach, których życie zostało ukształtowane przez wojnę.
Evangeline - Amerykanka, która ucieka z kraju przed konsekwencjami zakazanej miłości.
Frances - córka admirała, znana ze swego skandalicznego zachowania, które nie przystoi młodej kobiecie.
Alice - córka lokalnego pastora, zdradzona przez narzeczonego, który poślubił inna...
Tanni - młoda mężatka, której szybkie małżeństwo uratowało życie.
Młodziutka Elise - którą rozsądna decyzja matki uratowała życie przez śmiercią w ruinach zbombardowanego Londynu.
Każda nich inaczej wyobrażała sobie życie, jednak rozpoczęła się II Wojna Światowa i te plany zweryfikowała. Kobiety trafiają do Crowmarsh Priors, w południowo - wschodniej Anglii, oprócz Alice, która tam mieszkała. Zaczyna się ich przyjaźń i walka o życie swoje i bliskich. Mogły na sobie polegać, wspólnie przeżywały tragedie i miłości, starały się przeciwstawiać wojennej codzenności. Pomagały ewakuowanej ludności, przejmowały role mężczyzn, kiedy Ci dzielnie walczyli na froncie. Razem z nimi przeżywamy naloty i skutki bombardowań, jesteśmy świadkami śmierci, egzekucji i chorych urojeń niemieckiego lekarza o " produkcji " idealnych aryjskich dzieci.
Książka została napisana prostym, przystępnym językiem. Momentami autorka pisze lepiej, momentami gorzej. Zabrakło mi rozwinięcia niektórych wątków, ale strona po stronie miałam nadzieję na zjednoczenie się rozdzielonych rodzin. Polubiłam wszystkie Panny Wojenne, ale jednak to niepokorna Frances wzbudziła we mniu największą sympatię i trochę żałowałam, że ta książka nie jest w całości o niej, bo to jej wątek wydał mi się najbardziej interesujący.
I trochę rozczarowało mnie zakończnie, kiedy to cztery kobiety spotykają się po pięćdziesięciu latach, by pomścić śmierć jednej z nich. Czegoś mi zabrakło, oczekiwałam bardziej szokującego zakończenia. Dlaczego? Musicie przeczytać.
Polecam " Oblubienice wojny " wszystkim, którzy lubią książki o tematyce wojennej
" Nic nie rozerwie więzi przyjaźni i lojalności wykutych w wojennych czasach "
Helen Bryan - amerykańska pisarka od lat mieszkająca w Londynie. Do napisania " Oblubienic wojny " zainspirowały ją " prawdziwe historie z czasów wojny, opowiedziane przez rodzinę i przyjaciół ze Stanów Zjednoczonych i z Anglii, oraz mał znane historie odważnych młodych kobiet, które przyłączyły...
nie zawiodłam sie ani trochę! To idealna kontynuacja historii o Kaśce i Maksie. Kasia Laska nadal zmaga się z dodatkowyni kilogramami, ale również próbuje uleczyć złamane serce i poranioną duszę. Na szczęście zawsze może liczyć na najlepszą przyjaciółkę, Zochę, która również nie ma łatwego życia. Podoba mi się ich przyjaźń, lojalność i wsparcie jaką dziewczyny wobec siebie okazują. Chyba każda z nas marzy o takiej przyjaciółce. Fantastycznie było również patrzeć na przemianę Kasi. Z zakompleksionej, niepewnej siebie nastolatki, w piękną, znającą swoją wartość młodą kobietę, która odkryła w sobie siłę, by walczyć oto czego pragnie. Autorka znów porwała mnie do swej powieści, tak bardzo, że kiedy zaczęłam, nie mogłam przestać, co skutkowało czytaniem do późna w nocy. A z nadmiaru emocji niełatwo było zasnąć. Śmiałam się, wzruszałam i razem z bohaterami przeżywałam ich historię. Zakończenie drugiego tomu podobnie jak pierwszego to kompletny cios w serducho czytelnika 💔 😢
Pozostaje mi tylko bardzo, bardzo (nie)cierpliwie czekać na trzeci tom! 🙈 👫
nie zawiodłam sie ani trochę! To idealna kontynuacja historii o Kaśce i Maksie. Kasia Laska nadal zmaga się z dodatkowyni kilogramami, ale również próbuje uleczyć złamane serce i poranioną duszę. Na szczęście zawsze może liczyć na najlepszą przyjaciółkę, Zochę, która również nie ma łatwego życia. Podoba mi się ich przyjaźń, lojalność i wsparcie jaką dziewczyny wobec siebie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Absolutnie nie powiem Wam nic na temat fabuły, ponieważ nie chcę zabierać Wam przyjemności w przeżywaniu tej pięknej historii. Musicie poznać Lilie i jej dziadka. Ta dzielna dziewczyna, której marzeniem jest zobaczenie wiosny skradnie wasze serca.
Powinniście sami dowiedzieć się czemu w ich świecie nie ma słońca i co się z nim stało. Odkryć kim jest tytułowa Strażniczka Słońca i jaką rolę powierzyła tajemniczemu Chłopcu.
Po "Śnieżnej siostrze" wiedziałam, że i tym razem czeka mnie emocjonalny rollercoaster , ale na to co działo się w "Strażniczce słońca" nie byłam jednak przygotowana.
Maja Lunde to dopiero potrafi mnie wzruszyć. I nie potrzebuje do tego całej książki, czy rozdziału, ale wystarczy jej jedno zdanie. Potrafi z pozoru prostych rzeczy stworzyć wartościowe, pełne wiary powieści, których bohaterami są dzieci.
Ta książka jest piękna zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Autorka czaruje słowami, a ilustratorka barwami. O szacie graficznej i ilustracjach muszę wspomnieć, bo są małymi dziełami sztuki i po prostu trzeba się nad nimi pozachwycać. Te kolory! Patrząc na nie jesteśmy w stanie powiedzieć jakie emocje aktualnie targają bohaterami.
A jaki ta książka ma cudowny klimat! Jest magicznie i baśniowo. W "Śnieżnej siostrze" czułam klimat Bożego Narodzenia, tym razem otaczała mnie wiosna.
Czułam to ciepło na policzku, o którym pisała Lunde, zapach kwiatów i słodycz wszystkich owoców. Miałam ochotę pozostać w tej książce i nie wracać do rzeczywistości.
To przede wszystkim historia o miłości i tym jak wiele jesteśmy w stanie zrobić dla tych, których kochamy. Znajdziemy tutaj również i te smutniejsze momenty, które ścisną nas za gardło.
Poczucie smutku, straty, tęsknoty, przeplatać się będzie z radością i nadzieją.
Zapewne wiele razy w ciągu nadchodzącego czasu usłyszycie o tej książce, ale zachwyty nad nią nie będą przesadzone. Polecam! I proszę, czytajcie "Strażniczkę słońca"
Absolutnie nie powiem Wam nic na temat fabuły, ponieważ nie chcę zabierać Wam przyjemności w przeżywaniu tej pięknej historii. Musicie poznać Lilie i jej dziadka. Ta dzielna dziewczyna, której marzeniem jest zobaczenie wiosny skradnie wasze serca.
więcej Pokaż mimo toPowinniście sami dowiedzieć się czemu w ich świecie nie ma słońca i co się z nim stało. Odkryć kim jest tytułowa Strażniczka...