rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

GRATULACJE DLA PANA SABLIKA! Tylko oby tak dalej.

Książka to świetny przykład szkoły Kinga.
Myślę, że sam Mistrz, gdyby wystawiał w tej szkole oceny - dałby Sablikowi szóstkę.
A gdyby przetłumaczyć książkę na angielski i sam Mistrz horroru podpisałby się pod nią, to mógłby nikt nie dostrzec różnicy. "Winda" jest nawet lepsza niż niektóre gorsze pozycje Kinga.


UWAGA, SPOJLER !!!!





Czytając tę książką zacząłem się zastanawiać, czy sam nie posiadam jakiegoś trupa w piwnicy. Całe szczęście, że moja żona nigdy tam nie schodzi....

GRATULACJE DLA PANA SABLIKA! Tylko oby tak dalej.

Książka to świetny przykład szkoły Kinga.
Myślę, że sam Mistrz, gdyby wystawiał w tej szkole oceny - dałby Sablikowi szóstkę.
A gdyby przetłumaczyć książkę na angielski i sam Mistrz horroru podpisałby się pod nią, to mógłby nikt nie dostrzec różnicy. "Winda" jest nawet lepsza niż niektóre gorsze pozycje Kinga.


UWAGA,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

DNO.
Pozycja zaczęła się dobrze. Myślałem, że to opowieść ze starych dobrych czasów, kiedy poprawność polityczna ie była jeszcze tak nachalna i wszechobecna, tak że można było pisac książki bez wątku... wiadomo jakiego.
Jakże się myliłem!
Co prawda nie ma tam akurat tego obowiązkowego wątku.... wiadomo jakiego i każdy z bohaterów kocha chyba normalnie. I początkowo zapowiada się na starcie cwaniaków (super).
Potem okazuje się, że jednak główny bohater jest bardzo, bardzo dobrym idealistą.
Potem wszystko przestaje być realne... I nagle natrafiamy na Niemców ukrywających się w dżungli przez 20 lat, którzy nadal noszą wypłowiałe już nazistowskie mundury (paradują w nich chyba po to, żeby nie było wątpliwości kim są i że się ukrywają). Ale najlepsze jest to, że towarzyszą im "Polscy nacjonaliści" i "ukraińscy renegaci". No i w tym momencie zrobiło mi się słabo....
Nie polecam.

DNO.
Pozycja zaczęła się dobrze. Myślałem, że to opowieść ze starych dobrych czasów, kiedy poprawność polityczna ie była jeszcze tak nachalna i wszechobecna, tak że można było pisac książki bez wątku... wiadomo jakiego.
Jakże się myliłem!
Co prawda nie ma tam akurat tego obowiązkowego wątku.... wiadomo jakiego i każdy z bohaterów kocha chyba normalnie. I początkowo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem, co myśleć o tej książce....

Bo jeżeli przyjmiemy za Oskarem Wildem, że książka jest albo dobra, albo zła i reszta nas po prostu nie obchodzi, to jest to książka dobra, gdyż dobrze się ją czyta.
Ot, fajna postmodernistyczna mieszanka wszystkiego ze wszystkim.
Tylko że w tym gąszczu pojawiają się bardzo głębokie przemyślenia.
I tutaj zaczyna się problem PRZESŁANIA.
Ponieważ pojawiają się tutaj liczne prawdy oraz nawiązania do Biblii, ale i liczne bluźnierstwa, a nawet elementy satanistyczne, na przykład: "Jeśli Wąż z nami, któż przeciwko nam".
A Wąż Starodawny to niezbyt sympatyczna postać.
Zresztą nad wszystkim unosi się (czy raczej jest pogrzebany pod) lovecraftowskie, śpiące bóstwo,
Natomiast główny bohater - wielokrotnie idealizowany - był w rzeczywistości zdrajcą, mordercą i sadystą.
Zresztą sama idea likwidowania problemów społecznych za pomocą wyżynania ludzi bogatych była wielokrotnie już wypróbowywana.
I uważam, że o tym pomyśle lepiej nie pamiętać.
Głównym przesłaniem (licznych prowokacji) autora wydaje się być plucie na historię Polski i żarcie mięsa w Wigilię.

Reasumując - jest to bardzo dobra książka, ale nie jestem pewien czy jej treść jest Dobra...

Nie wiem, co myśleć o tej książce....

Bo jeżeli przyjmiemy za Oskarem Wildem, że książka jest albo dobra, albo zła i reszta nas po prostu nie obchodzi, to jest to książka dobra, gdyż dobrze się ją czyta.
Ot, fajna postmodernistyczna mieszanka wszystkiego ze wszystkim.
Tylko że w tym gąszczu pojawiają się bardzo głębokie przemyślenia.
I tutaj zaczyna się problem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ogólnie - da się to czytać, ale głowy nie urywa.

Sięgnąłem po tę pozycję, gdyż spodobała mi się okładka.
Okazało się, że to trzeci tom, ale nie było trudno połapać się o co chodzi.
Główny bohater określany jest jako kowal, ale facet mieszka w pałacu, rozmawia z samym królem jak przyjaciel i ma odlotową laskę, zaś w kuźni głównie nadzoruje pracę innych.
Tak więc należałoby go raczej określić jako inżyniera albo zbrojmistrza.
Jego główny problem polega na tym, że jego ukochana nocami zmienia się z ptaki tudzież inne zwierzaki i ulatuje w siną dal, leci coraz dalej w bok, aż w końcu zwiewa za granicę.
Wtedy Pan Inżynier rzuca intratną posadę na dworze królewskim i rusza za nią, zamiast poszukać sobie innej, która nie byłaby zmiennokształtna.
No cóż - słyszałem o podobnych historiach w naszych czasach, a widać z tego, że zdarzały się również w innych epokach (nie tylko historycznych).

Ogólnie - da się to czytać, ale głowy nie urywa.

Sięgnąłem po tę pozycję, gdyż spodobała mi się okładka.
Okazało się, że to trzeci tom, ale nie było trudno połapać się o co chodzi.
Główny bohater określany jest jako kowal, ale facet mieszka w pałacu, rozmawia z samym królem jak przyjaciel i ma odlotową laskę, zaś w kuźni głównie nadzoruje pracę innych.
Tak więc należałoby...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Fatalne zauroczenie.

Autor "Wilczego notesu" pisze o swojej tragicznej miłości do lodowatej, zasnutej wieczną mgłą, ociekającej krwią niewinnych ofiar, zbezczeszczonej, oblanej ropą, zaśmieconej, zabłoconej i zabagnionej wyspy położonej na Morzu Białym - w dodatku zamieszkanej głównie przez alkoholików, prostytutki i degeneratów. Do wyspy będącej dawnym Obozem Zagłady.
I autor opisuje to w takich słowach, jakby mówił o słonecznej greckiej wysepce, pełnej nieskażonej przyrody, antycznego piękna i przemiłych, uśmiechniętych ludzi.

W sumie autor ma szczęście, że obdarzył swoim uczuciem wyspę, nie zaś kobietę, bo sądząc po jego upodobaniach mógłby skończyć jeszcze gorzej, niż tylko pijąc szyło, pleniąc ogródek i łowiąc ryby w trakcie nocy polarnej.
Niemniej jest coś pięknego w tej miłości. Bo jest ona tragiczna i właśnie przez to wzniosła.
Jeżeli rzeczywiście to miejsce tak zniewala, jak autor o tym pisze, to nie jedźmy tam nigdy, gdyż Sołówka to jakaś femme fatale wśród lądów.

Bardzo trudno określić do jakiego literackiego gatunku należy "Wilczy notes".
W pierwszym momencie zawiodłem się na tej książce, gdyż chciałem ją "przelecieć" szybko jak reportaż. Tymczasem jest to w 80 % poezja, a reportaż tylko w 20%, gdyż Wilk opisuje raczej swoje wrażenia niż fakty. Dlatego po pierwszym złym wrażaniu odczekałem chwilę, przeprosiłem się z książką i wróciłem do niej, żeby powoli sycić się jej melancholią.
W sumie - pozycja jedyna w swoim rodzaju i za to daję 9 na 10.

Fatalne zauroczenie.

Autor "Wilczego notesu" pisze o swojej tragicznej miłości do lodowatej, zasnutej wieczną mgłą, ociekającej krwią niewinnych ofiar, zbezczeszczonej, oblanej ropą, zaśmieconej, zabłoconej i zabagnionej wyspy położonej na Morzu Białym - w dodatku zamieszkanej głównie przez alkoholików, prostytutki i degeneratów. Do wyspy będącej dawnym Obozem Zagłady.
I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Noc cóż....
Roman Giertych postanowił napisać dzieło swojego życia.
Pragnął przekazać w niej Wielką Ideę (wybaczcie : duża ilość Dużych Liter udzieliła mi się z kart omawianej powieści). To odwaga. Bo jeśli ktoś chce przekazać tak wiele, to wyjść z tego może tylko albo arcydzieło albo Dno... A jemu akurat arcydzieło z tego nie wyszło.
Żeby bowiem przekazać wielkie idee trzeba dwóch rzeczy: talentu i subtelności. Jednego i drugiego jednak zabrakło. Podglądy autora (ówczesne) są wtłaczane łopatą na siłę i nachalnie do głowy w sposób stosowny dla socrealizmu. Gdyby ta książka stała się lekturą obowiązkową, to młodzi katolicy i Polacy zmuszeni do jej czytania wyrastaliby z pewnością na ateistów, bolszewików i pederastów...

Jestem na ogół zdania, że nie należy patrzeć na dzieło przez pryzmat moralności autora, ale w wypadku tego jakże dydaktycznego dzieła zrobię wyjątek. Pan Minister Edukacji tak wyraźnie zapierał się autorstwa tego Arcydzieła swojego życia, że na pewno sam je napisał. Chciał tu przekazać swoje Poglądy. Chwała mu za to. Ale ile były warte jego przekonania? Tyle co i jego talent.
Kiedy bowiem został (jakieś 10 lat po napisaniu książki) zdradzony haniebnie przez Prezesa, mógł zrobić wiele rzeczy - np. zaszlachtować kota, przyłączyć się do al-Kaidy, założyć własną organizację, albo odejść z twarzą z Polityki.
Zamiast tego oddał swoją twarz na usługi Lewactwa i został głównym doradcą Rudego Kaszuba.
Pokazał w ten sposób, co było dla niego Najważniejsze...
Jeśliby temu człowiekowi dane było rządzić Polską, to życie w niej mogłoby być również trudne jak przebrnięcie przez 127 długich stron tego powieścidła. Czyli właściwie niemożliwe. Amen.

Noc cóż....
Roman Giertych postanowił napisać dzieło swojego życia.
Pragnął przekazać w niej Wielką Ideę (wybaczcie : duża ilość Dużych Liter udzieliła mi się z kart omawianej powieści). To odwaga. Bo jeśli ktoś chce przekazać tak wiele, to wyjść z tego może tylko albo arcydzieło albo Dno... A jemu akurat arcydzieło z tego nie wyszło.
Żeby bowiem przekazać wielkie idee...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak dla mnie najlepszy reportaż od czasów Jacka Londona.
Nie przesadzam. Jest to umiejętne połączenie żywego języka, geniuszu obserwacji i trafności przemyśleń, przez co czytamy ją jednym tchem, a po przeczytaniu stajemy się mądrzejsi .
Jest to reportaż lepszy od "Wilczego notesu", który miejscami bywa przydłuuuugi, lepszy od prozy Cejrowskiego, który czytelników często traktuje jak debili, lepszy od A. Fiedlera, którego opowieści nieco już trącą myszką.
Na pewno jest to najlepszy reportaż o Rosji, który pozwala otworzyć oczy na rzeczywistość naszego sąsiada. W pewnym sensie to kontynuacja "Wilczego notesu". Tylko że tamten spisywany był za Jelcyna i głównym odczuciem były tam opary beznadziei unoszące się nad Rosją. W tym reportażu niestety już widać nową nadzieję - choć niestety nie dla nas...
Przy okazji należy dodać, ze autor jest człowiekiem odważnym, który nie obawia się naruszać dogmatu politycznej poprawności. Świadectwem tego niech będzie wydany przez Mateckiego list otwarty, do którego link tu załączam:
https://m.telewizjarepublika.pl/przestancie-nas-mordowac-list-do-przywodcow-europy,26125.html

Jak dla mnie najlepszy reportaż od czasów Jacka Londona.
Nie przesadzam. Jest to umiejętne połączenie żywego języka, geniuszu obserwacji i trafności przemyśleń, przez co czytamy ją jednym tchem, a po przeczytaniu stajemy się mądrzejsi .
Jest to reportaż lepszy od "Wilczego notesu", który miejscami bywa przydłuuuugi, lepszy od prozy Cejrowskiego, który czytelników często...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakby powiedział St. Lem: "Dno dna."
W tym wypadku inne słowa nie cisną się na usta.
Sięgnąłem po tę powieść ze względu na jej znaczenie historyczne. Jest uznawana za jedną z pierwszych współczesnych powieści, która wywarła wpływ na późniejszą literaturą. Uważa się, że ta książka to obraz narodzin współczesnej literatury...
Niestety nie wziąłem pod uwagę, że narodziny nie są zjawiskiem estetycznym dla normalnego człowieka, a takiego wpływu na późniejsza literaturę lepiej, żeby nie było w ogóle.
Postacie są papierowe - tak dobre i tak złe, ze aż śmieszne. Fabuła jest naiwna w stopniu przerażającym bo nawet nie śmiesznym. To prawda, że za kanwę posłużyła legenda chrześcijańska, ale na tym kończy się jakiekolwiek "przesłanie", gdyż książka jest wybitnie antychrześcijańska...
Współczuję wszystkim, którzy będą chcieli po tę pozycję sięgnąć.

Jakby powiedział St. Lem: "Dno dna."
W tym wypadku inne słowa nie cisną się na usta.
Sięgnąłem po tę powieść ze względu na jej znaczenie historyczne. Jest uznawana za jedną z pierwszych współczesnych powieści, która wywarła wpływ na późniejszą literaturą. Uważa się, że ta książka to obraz narodzin współczesnej literatury...
Niestety nie wziąłem pod uwagę, że narodziny nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetna książka młodzieżowa.
Każdy powinien ją przeczytać, mając 12 - 15 lat.
Niestety nie stała się lekturą szkolną, gdyż najpierw byłą nowa, potem antykomunistyczna, a na koniec stała się niepoprawna politycznie. Wielka szkoda, gdyż taka pozycja może ukształtować u młodego człowieka kościec moralny.

Świetna książka młodzieżowa.
Każdy powinien ją przeczytać, mając 12 - 15 lat.
Niestety nie stała się lekturą szkolną, gdyż najpierw byłą nowa, potem antykomunistyczna, a na koniec stała się niepoprawna politycznie. Wielka szkoda, gdyż taka pozycja może ukształtować u młodego człowieka kościec moralny.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bajania narkomana ?....

Zacznę od tego, że "Hrabia Monte Christo" to klasyczna powieść, bez której trudno sobie wyobrazić literaturę światową. Ja sam przeczytałem ją jako bardzo młody człowiek i zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Nie tylko zresztą na mnie... Bo każdy oprócz ascetów w klasztorze chciałby być takim nadzianym, genialnym, wszechstronnie wykształconym i wysportowanym nadczłowiekiem jak tytułowy bohater.
Mnie jednak uderzył wówczas jeden, zwykle pomijany, aspekt powieści, który do dziś nie przestaje mnie frapować. Otóż Hrabia był narkomanem i ćpał bez przerwy. Jest rzeczą zastanawiającą, że ktoś, kto cały czas jechał na opium i haszyszu mógłby na przykład tak dobrze strzelać, że trafiałby w kartę do gry z gładkolufowego pistoletu.... Nie trzęsłyby mu się ręce?
Dlatego przychodzi mi do głowy niepokojąca myśl, czy aby cała akcja drugiej i trzeciej części książki nie działa się wyłącznie w umyśle głównego bohatera? Wyobrażacie sobie taką ekranizację, która kończyłaby się, gdy Edmund Dantes w finałowej scenie budzi się w jakiejś brudnej palarni opium w Tunisie i jest wrakiem człowieka?....

Bajania narkomana ?....

Zacznę od tego, że "Hrabia Monte Christo" to klasyczna powieść, bez której trudno sobie wyobrazić literaturę światową. Ja sam przeczytałem ją jako bardzo młody człowiek i zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Nie tylko zresztą na mnie... Bo każdy oprócz ascetów w klasztorze chciałby być takim nadzianym, genialnym, wszechstronnie wykształconym i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wspaniała powieść historyczna....

No właśnie - najlepsze pozycje sf, czy to książkowe czy filmowe, nawiązują zawsze do idei koła dziejów. Inaczej mówiąc - najbardziej podoba się nam taka wizja przyszłości, która jest zmodyfikowaną przeszłością. Stąd walczące rody arystokratyczne, walki na broń białą, księżniczki i imperatorzy w "Diunie", "Gwiezdnych Wojnach" oraz właśnie w "Kantyczce dla Leibowitza".

Pierwsza część tej wspaniały opowieści dzieje się we wczesnym średniowieczu - tylko przeniesionym o kilka wieków do przodu. Miller wykazuje się przy tym niezwykłym wprost wyczuciem tzw. wieków ciemnych oraz zrozumieniem dla roli, jaką odegrało wówczas życie monastyczne.

Druga część opisuje połączenie renesansu, oświecenia i rewolucji przemysłowej...
Pojawia się tutaj niewielki lapsus, gdyż autor pisze o koczownikach pijących krew wołów. Tymczasem koczownicy piją krew koni, bowiem w krwi wołu jeśli ją zmieszać w popiołem ( o co w warunkach obozowych nietrudno przez przypadek) wytwarza się cyjanek, który zmienia ją w śmiertelną truciznę. Może da się to jednak zrzucić na zmiany genetyczne u zwierząt...
Ta część jest chyba najcięższa w czytaniu, jakby autora miejscami zawodziła vena, ale warto przeczytać ją do końca.

Bowiem w trzeciej części wszystkie dotychczasowe wątki, które wcześniej uważałem za lekką fantastykę historyczną, łączą się i dają Myśl. Myśl, która zostaje w człowieku i drąży go. To książka, która pisze człowieka. Takie książki nazywamy wybitnymi.
Niestety Miller należy do autorów wyklętych przez poprawnie myślących ludzi, gdyż pisał o wierze katolickiej, którą ci nowocześni ludzie chcieliby skazać na niebyt i przemilczenie.
Jednak, jak napisała Z. Kossak gdy św. Franciszek podniósł z ziemi dwie skrzyżowane gałązki:"Krzyża nie da się zniszczyć".

Wspaniała powieść historyczna....

No właśnie - najlepsze pozycje sf, czy to książkowe czy filmowe, nawiązują zawsze do idei koła dziejów. Inaczej mówiąc - najbardziej podoba się nam taka wizja przyszłości, która jest zmodyfikowaną przeszłością. Stąd walczące rody arystokratyczne, walki na broń białą, księżniczki i imperatorzy w "Diunie", "Gwiezdnych Wojnach" oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzadko kiedy film jest lepszy od książki, a w tym wypadku - jedno z drugim może konkurować.
Ta sama fabuła - ale inne przesłanie i klimat.
Książka jest dobra. To wielotonowy i trudny do przyjęcia, ale wartościowy ładunek filozofii egzystencjalnej.
Jeśli jednak ktoś szuka w książce tego, co było w filmie o tym samym tytule - wszechogarniającej lekkości i radości życia, to musi zapukać pod inny adres (biblioteczny)...

Rzadko kiedy film jest lepszy od książki, a w tym wypadku - jedno z drugim może konkurować.
Ta sama fabuła - ale inne przesłanie i klimat.
Książka jest dobra. To wielotonowy i trudny do przyjęcia, ale wartościowy ładunek filozofii egzystencjalnej.
Jeśli jednak ktoś szuka w książce tego, co było w filmie o tym samym tytule - wszechogarniającej lekkości i radości życia, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobre złego początki...

Książka zaczyna się świetnie - mamy tutaj schizofreniczkę, która widzi więcej niż inni oraz nasz świat, który jest czymś więcej niż nam się wydaje... Dreszcze przechodzą po grzbiecie.

Potem jednak następuje Przejście i wszystko zmienia się w infantylną satyrę historyczno - polityczną.
Bardzo rozczarowujące

Dobre złego początki...

Książka zaczyna się świetnie - mamy tutaj schizofreniczkę, która widzi więcej niż inni oraz nasz świat, który jest czymś więcej niż nam się wydaje... Dreszcze przechodzą po grzbiecie.

Potem jednak następuje Przejście i wszystko zmienia się w infantylną satyrę historyczno - polityczną.
Bardzo rozczarowujące

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Fajnie absurdalna książka

Zacznę od tego, że to co się w niej opisuje, czyli podziemie mitologicznych stworów we współczesnym świecie, mogłoby (oczywiście) istnieć naprawdę - w każdym państwie i w każdym mieście, oprócz jednak Związku Radzieckiego i Moskwy. Tam bowiem niczego nie dało się ukryć. Sam pomysł jest więc absurdalny i niemożliwy nawet w alternatywnej rzeczywistości
(a przynajmniej nie takiej, w której też pojawiłby się Związek Radziecki).
Pomimo tego - książkę czyta się bardzo fajnie i jednym tchem doszedłem do ostatniej kartki.
Polecam ją, aby na kilkaset stron oderwać się od rzeczywistości.

Fajnie absurdalna książka

Zacznę od tego, że to co się w niej opisuje, czyli podziemie mitologicznych stworów we współczesnym świecie, mogłoby (oczywiście) istnieć naprawdę - w każdym państwie i w każdym mieście, oprócz jednak Związku Radzieckiego i Moskwy. Tam bowiem niczego nie dało się ukryć. Sam pomysł jest więc absurdalny i niemożliwy nawet w alternatywnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Deja vu Sapkowski....

Zacznę od tego, że do lektury tego dzieła zabrałem się po przeczytaniu "Okruchów dnia" tego samego autora. O ile tamta książka była doskonała, o tule tutaj zaczęły mi się rzucać w oczy pewne podobieństwa do powieści A. Sapkowskiego "Maladie" z grudnia 1992r.
Dotyczyło to samych założeń obydwu opowieści.
Po pierwsze mamy tutaj wyspę historyczną mieszankę wczesnego średniowiecza i jego schyłku.
Po drugie samo uniwersum czasów (post)arturiańskich.
Po trzecie - wyspa Avalon i ta niepewność , czy bohaterowie żyją, czy nie, która była treścią opowiadania z 1992e., a tutaj rozciągnięto ją na całe kilkaset stron.
Po czwarte - te mityczne strofy występujące w czasach (pseudo) historycznych.
Po piąte - jak w pozostałej twórczości Sapkowskiego nieludzie są raczej ofiarą niż agresorem.

To są duże zbieżności, ale z czasem zacząłem myśleć, że może to konwergencja - obydwaj autorzy czerpali z legend arturiańskich i podobny nastrój może da się odnaleźć choćby w filmie "Excalibur". Nie bylem nawet pewien, czy to opowiadanie z 1992r. przetłumaczono na angielski.
Jednak potem natrafiłem na smoka, który jest ofiarą człowieka, a nie prześladowcą i jest rycerz, który go chroni. A to już jest Wiedźmin tylko lekko zmodyfikowane. No i podrzucanie smoku zatrutego zwierzęcia.... To już jest motyw wzięty z Kadłubka i nie wiem, czy występuje poza Polską. Oczywiście są tutaj różnice (płeć smoka, kozioł zamiast barana, ostateczny sposób rozwiązania smoczej sprawy), ale jakoś wątpię, aby Pan Ishiguro badał polskie legendy... Za to Sapkowski rozpowszechnił opowieść o szewczyku Dratewce na cały świat i wydaje mi się, że to on był źródłem inspiracji dla noblisty.
No cóż - talent nie zawsze idzie w parze z moralnością (chociaż tutaj też należy wspomnieć o dłuuuuuużżżyznach) i wydaje mi się, że nasz anglo-japoński autor postąpił nieładnie. Dałbym trzy gwiazdki zamiast czterech, ale plus się należy za odważne poruszenie kwestii różnorodności kulturowej prowadzącej do rzezi, która ostatnio jest tematem tabu.

Deja vu Sapkowski....

Zacznę od tego, że do lektury tego dzieła zabrałem się po przeczytaniu "Okruchów dnia" tego samego autora. O ile tamta książka była doskonała, o tule tutaj zaczęły mi się rzucać w oczy pewne podobieństwa do powieści A. Sapkowskiego "Maladie" z grudnia 1992r.
Dotyczyło to samych założeń obydwu opowieści.
Po pierwsze mamy tutaj wyspę historyczną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka doskonała.
Autor, jako jeden z nielicznych noblistów, zasłużył nią na otrzymaną nagrodę.

Pierwszym wrażeniem, kiedy ją czytałem, było jednak przerażenie.
Bo skoro Japończyk - jak uważałem - zdołał tak głęboko wniknąć w kulturę angielską, to jesteśmy zgubieni i żółta rasa niedługo już zaleje świat. Na szczęście okazało się, że autor wychował się w Anglii i wiele to tłumaczy. Ta książka to prawdziwe rozliczenie dawnej kultury angielskiej, pisane przez autora zaznajomionego z nią od podszewki, a jednocześnie stojącego odrobinę z boku, dzięki czemu mógł uchwycić detale, które rdzennym Anglikom by umknęły.
Wyśmienita lektura.

Książka doskonała.
Autor, jako jeden z nielicznych noblistów, zasłużył nią na otrzymaną nagrodę.

Pierwszym wrażeniem, kiedy ją czytałem, było jednak przerażenie.
Bo skoro Japończyk - jak uważałem - zdołał tak głęboko wniknąć w kulturę angielską, to jesteśmy zgubieni i żółta rasa niedługo już zaleje świat. Na szczęście okazało się, że autor wychował się w Anglii i wiele to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie ośmielę się pisać o Świętych Tekstach zbyt wiele, więc skupię się na kwestii tłumaczenia.
Co roku czytam Księgę Hioba w Wielki Piątek, ale zawsze w tłumaczeniu Czesława Miłosza.
Co ciekawe nie ma nawet tej książki na "Lubimy czytać", tymczasem jest ono o wiele więcej warte pod względem literackim niż suche tłumaczenie z Biblii Tysiąclecia.
Osobiście nie jestem wielbicielem poezji dwudziestowiecznej i dlatego zawsze wkurzam wszystkich jej miłośników stwierdzeniem, że Miłosza cenię przede wszystkim jako tłumacza.
Tak - niezależnie, co ten człowiek zrobił, a czego nie zrobił - urodził się właśnie po to, aby przetłumaczyć Księgę Hioba, Psalmy oraz Księgę Pięciu Megilot.
Ewangelię Św. Marka genialnie przełożył, z użyciem prostych słów, ale tylko do połowy (resztę już chyba w musu) zaś Apokalipsa już mu zupełnie nie wyszła.
Troszkę odbiegłem od tematu....
Łaski Bożej życzę!

Nie ośmielę się pisać o Świętych Tekstach zbyt wiele, więc skupię się na kwestii tłumaczenia.
Co roku czytam Księgę Hioba w Wielki Piątek, ale zawsze w tłumaczeniu Czesława Miłosza.
Co ciekawe nie ma nawet tej książki na "Lubimy czytać", tymczasem jest ono o wiele więcej warte pod względem literackim niż suche tłumaczenie z Biblii Tysiąclecia.
Osobiście nie jestem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gnoza w Metrze.

Książka nie przestaje fascynować, gdyż ma trzy warstwy treściowe.

Pierwsza warstwa to nastrojowa opowieść o ludziach schowanych w Metrze, którzy tworzą miniaturowe Państwa oraz o potworach prześladujących tych ludzi.
Druga warstwa to aluzje do polityki i historii Rosji (jak potwór pod Kremlem, który może pojawił się tam już trzy wieki temu).
Wreszcie trzecia warstwa dotyka GNOZY, czyli wiedzy tajemnej.
Jeżeli bowiem spojrzymy na mapę metra, to zobaczymy, że ma ona kształt okręgu - jak kula ziemska (podobno Stalin odcisnął tam kubek...).
Jeżeli do tego dodamy zwalczające się, miniaturowe państwa - stacje i chaos pojęciowy oraz ideologiczny, to zrozumiemy, że Metro jest w rzeczywistości obrazem naszego świata.
Ponad nim jest świat prawdziwy, na zawsze utracony na skutek Wielkiej Katastrofy.
Nieliczni (stalkerzy) ośmielają się udać na powierzchnię.
Natomiast główny bohater - Artjom - jest wyjątkowy, ponieważ już jako dziecko ujrzał prawdziwe Niebo, gdy tymczasem dla pozostałych ludzi niebem jest betonowe sklepienie. I - jak podkreśla autor - dobrze, że Artjom wyszedł na powierzchnie w nocy, bo inaczej oślepł by od słońca.

To wszystko wskazuje na to, że Metro 2033 jest powieścią z kluczykiem, której autor zajmuje się bardzo popularną w Rosji magią.
Stąd tak wielka popularność książki, której zarzuca się wtórność i nieoryginalność - pod utartymi schematami znajduje się bowiem drugie (a może i trzecie) dno.

Gnoza w Metrze.

Książka nie przestaje fascynować, gdyż ma trzy warstwy treściowe.

Pierwsza warstwa to nastrojowa opowieść o ludziach schowanych w Metrze, którzy tworzą miniaturowe Państwa oraz o potworach prześladujących tych ludzi.
Druga warstwa to aluzje do polityki i historii Rosji (jak potwór pod Kremlem, który może pojawił się tam już trzy wieki temu).
Wreszcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Eklektyczna kamienica literatury.

Dopóki nie sięgnąłem po Wiktora Hugo, nie rozumiałem klasycznej zasady trzech jedności.
Bo jedność miejsca i czasu była w starożytnym teatrze wymuszona względami technicznymi, ale dlaczego w tragedii musiał być tylko jeden wątek tragiczny?
Otóż "Dzwonnik" jest właśnie złamaniem tej zasady, gdyż wątki tragiczne występują tu obok siebie, nakładają się, przeplatają, potęgują... Jakaś staruszka siedzi z własnej woli w klatce - jednego dnia odzyskuje córkę i traci na nowo, mordują jednocześnie główną bohaterkę, a skądś w Paryżu pojawia się kukurydziany placek przed odkryciem Ameryki.... Efekt był dla mnie komiczny, a nie tragiczny.

Do tego bohaterowie - jeżeli już odwołujemy się do zasad klasycznych, to Arystoteles uważał, że bohater tragiczny nie powinien być ani doskonały, ani nikczemny - lecz powinien być jak jeden z nas, zwykłym człowiekiem (choć z klasy wyższej). Tutaj mamy świętych bohaterów (świętszych powołał do życia chyba tylko H. Sienkiewicz), którzy są nikim i nie wiadomo skąd mają w sobie tyle dobroci, a obok nich są ludzie karykaturalnie nikczemni na stanowiskach, na których powinni być chociaż porządni....

Do tego dochodzą manierystyczne kontrasty (jak czerwień- zieleń - z fioletem). I tak mamy tutaj szarmanckiego rycerza w ciele garbusa (czy złodzieja - jak było w innej powieści), skończonego niegodziwca w szatach rycerza, diabła w ciele archidiakona. Wszystko to jest tak przejaskrawione, że aż nierealne.

Ale to wszystko nic - i książkę uznałbym po prostu za wyraz dziewiętnastowiecznych gustów, przyznając jej duże znaczenie historyczne, gdyby nie wymądrzanie się autora.... Jak zaczynał wynurzenia o przejściu (w dodatku nieuchronnym) od społeczeństwa chrześcijańskiego do demokratycznego i coś o świątyniach w Indiach, to było to zarazem irytujące i zabawne, a po pół strony - nudne.

Tacy ludzie jak Wiktor Hugo zniszczyli zachodnią cywilizację i młodsze pokolenie słusznie pozwala odchodzić ich spuściźnie w zapomnienie.
I gdybym miał porównać "Dzwonnika" czy też "Nędzników" z prostą "Elektrą" Eurypidesa, to będzie to jak porównanie Partenonu z Akropolu do dziewiętnastowiecznej,eklektycznej kamienicy, gdzie mamy fronton z rzeźbami barokowymi, malarstwem bizantyjskim i jeszcze łukiem mauretańskim nad tym wszystkim, a na zapleczu znajdowała się stajnia i dom publiczny.
Wiktor Hugo to wyraz zepsutego smaku swoich czasów.

Eklektyczna kamienica literatury.

Dopóki nie sięgnąłem po Wiktora Hugo, nie rozumiałem klasycznej zasady trzech jedności.
Bo jedność miejsca i czasu była w starożytnym teatrze wymuszona względami technicznymi, ale dlaczego w tragedii musiał być tylko jeden wątek tragiczny?
Otóż "Dzwonnik" jest właśnie złamaniem tej zasady, gdyż wątki tragiczne występują tu obok siebie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W tej książce przede wszystkim podoba mi się osobowość głównego bohatera - taka pogodna rezygnacja w zdeprawowanym świecie. Podobało mi się jego poczucie humoru i zgrabnie wpasowane białoruskie wtręty językowe. Nawet portret starego Łukaszenki był tutaj na swoim miejscu.
Nie wiem dlaczego wyobrażałem się, że gdyby tę pozycję zekranizowano, główną rolę powinien zagrać Bruce Willis.....
Pozycja w sam raz na zimowy wieczór, kiedy wrócisz z pracy i nie masz ochoty czytać nic trudnego. Czyli że autor utrafił w sedno gatunku - ta książka jest właśnie taka, jak powinna być literatura przygodowa.

Polecam.

W tej książce przede wszystkim podoba mi się osobowość głównego bohatera - taka pogodna rezygnacja w zdeprawowanym świecie. Podobało mi się jego poczucie humoru i zgrabnie wpasowane białoruskie wtręty językowe. Nawet portret starego Łukaszenki był tutaj na swoim miejscu.
Nie wiem dlaczego wyobrażałem się, że gdyby tę pozycję zekranizowano, główną rolę powinien zagrać Bruce...

więcej Pokaż mimo to