-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2014-11-03
2014-03-25
Dawno nie czytałam oryginalnej książki, która wciągnęłaby mnie już od pierwszych stron. Przyznacie mi rację, że ciężko taką znaleźć? Nie pamiętam kiedy ostatnio powieść tego typu wpadła w moje ręce. Czytając opis "Dopóki śpiewa słowik" spodziewamy się tego. Wszystko wydaje się być jedną wielką tajemnicą, nawet okładka utrzymana jest w tej atmosferze. Właśnie z tego powodu chętnie podeszłam do książki Antonii Michaelis. Liczyłam na powiew świeżości, lecz czy go otrzymałam? Zaraz się przekonacie.
"Dopóki śpiewa słowik" opowiada historię Jariego, młodego chłopaka, który wybiera się na wycieczkę w góry. Jego plany poszły w zapomnienie, gdy poznał Jaschę - nietypową dziewczynę zamieszkującą domek w głębi lasu. Postanawia zostać u niej kilka dni, lecz czas leci niemożliwie szybko. Z początku wszystko wydaje się być normalne, są to tylko pozory. Jascha skrywa tajemnicę, a Jari stara się ją rozwikłać. Jednak, czy będzie kontynuować swoje zadanie, gdy zagrozi mu śmierć? Co takiego chłopak, czuje do ciemnowłosej dziewczyny?
Ta powieść jest pełna niewiadomych. Czytając nie mamy pojęcia, czy to prawda, czy wyobrażenia głównego bohatera. Czujemy się zagubieni tak jak Jari. Atmosfera, którą zbudowała autorka powoduje ciarki na całym ciele. Tym samym nie pozwala odłożyć książki na bok. To całkiem inny świat, z którego ciężko się wydostać, a każdy by chciał, ponieważ najzwyczajniej przeraża. Historia wciąga od pierwszych stron, lecz po połowie "Dopóki śpiewa słowik" przestało mi się podobać. Straciłam chęć do dalszej lektury, przejadła się. Stała się przesadzona i zbyt zawiła.
Podobały mi się powroty do przeszłości, które często mają tu miejsce. Według mnie to jeden z największych plusów tej lektury. Kursywa zawsze powodowała szybsze bicie mojego serca. Interesowała mnie nawet bardziej od teraźniejszości i Jariego. Fabuła może i jest ciekawa, niestety nie przypadła mi do gustu. Widać, że autorka pisze dobrze, a nawet bardzo dobrze, lecz "Dopóki śpiewa słowik" to powieść specyficzna, którą nie każdy polubi. Za to jestem ciekawa "Baśniarza" Anotonii Michaelis, który zbiera bardzo dobre noty. Na pewno zapoznam się z tą lekturą.
Podsumujmy: "Dopóki śpiewa słowik" to dobra powieść, pełna atmosfery grozy i tajemnic. Byłam zachwycona stylem pisania autorki, tym chwyciła mnie za serce. Jeśli macie ochotę na coś dziwnego, całkowicie innego i oryginalnego to coś dla was.
[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]
Dawno nie czytałam oryginalnej książki, która wciągnęłaby mnie już od pierwszych stron. Przyznacie mi rację, że ciężko taką znaleźć? Nie pamiętam kiedy ostatnio powieść tego typu wpadła w moje ręce. Czytając opis "Dopóki śpiewa słowik" spodziewamy się tego. Wszystko wydaje się być jedną wielką tajemnicą, nawet okładka utrzymana jest w tej atmosferze. Właśnie z tego powodu...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06
2014-03-30
2014-06-22
2014-03-11
Pierwszy raz spotkałam się z "The Walking Dead" przy serialu i od razu zostałam wciągnięta w świat zombie. Siedziałam przed komputerem i oglądałam odcinek za odcinkiem. Dopiero później pomyślałam o książce, czy komiksach, a nawet grze. Uwierzcie mi grałam kilka ładnych godzinek i odchodziłam od myszki po jedzenie i picie. Niestety nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z komiksami, ale mam nadzieję szybko to zmienić. To dziwne jak zombie, które można znaleźć już teraz wszędzie potrafią tak wciągnąć. Jak "The Walking Dead" wrzuca nas do swojego świata i nie chce wypuścić. Przejdźmy jednak do dzisiejszej lektury, którą pragnę wam przedstawić.
"Narodziny Gubernatora" opowiada o wydarzeniach, które wykreowały tak wielkiego złoczyńcę jakim jest tytułowa postać. To początek apokalipsy zombie, dopiero co wszystko się zaczęło. Bohaterowie podróżują do Atlanty mając nadzieję, że znajdą tam schronienie, o którym wszyscy w mediach informują. Nick, Brian, Philip i mała Penny próbują dostosować się do zaistniałej sytuacji. Zdarzenia, które mają miejsce zmieniają każdego z nich, na lepsze, czy na gorsze? Będąc na bieżąco z serialem znacie już odpowiedź.
Akcja od pierwszych stron jest wartka, autorzy budują znaną atmosferę czającego się wokół niebezpieczeństwa. Przez to książka trzyma w napięciu i uwierzcie mi, nie puszcza do ostatniego słowa. "Narodziny Gubernatora" w sposób bardzo brutalny opisują realia walki z zombie, ludźmi i przetrwania. Przyznam, że nie spodziewałam się, aż tak przerażających opisów, a byłam przygotowana na wiele. O dziwo w tej lekturze znajdziemy również wątek romantyczny. Jest on bardzo krótki, lecz mimo wszystko ważny, bo to on zapoczątkowała bieg wydarzeń, które stworzyły potwora.
Słownictwo jakim posługują się autorzy nie sprawia problemu. Jest to język codzienny, więc książkę czyta się łatwo i szybko. Dodatkowo chęć poznania zakończenia pcha czytelnika do przodu. Robert Kirkman i Jay Bonansinga nie boją się używać wulgaryzmów, znajdziemy je praktycznie na każdej stronie. Nie przeszkadzało mi to, lecz także nie polepszało czytania. Ignorowałam wypowiedzi bohaterów, które składały się wyłącznie ze słów na "K".
Mimo tego, że "The Walking Dead" lubię "Narodziny Gubernatora" nie spodobały mi się tak jak myślałam. Czegoś mi w tej książce brakowało, lub oczekiwałam zbyt wiele. Mimo tego nie mogę się doczekać sięgnięcia po kolejną część, czyli "Drogę do Woodbury". Chcę wiedzieć jakie będą poczynania Gubernatora Blake'a i to jak najszybciej.
Polecam!
[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]
Pierwszy raz spotkałam się z "The Walking Dead" przy serialu i od razu zostałam wciągnięta w świat zombie. Siedziałam przed komputerem i oglądałam odcinek za odcinkiem. Dopiero później pomyślałam o książce, czy komiksach, a nawet grze. Uwierzcie mi grałam kilka ładnych godzinek i odchodziłam od myszki po jedzenie i picie. Niestety nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-14
2014-02-13
"Wizje" już za mną, wywołały u mnie wiele sprzecznych uczuć, lecz w końcu uznałam je za lekturę średnią. Teraz nadeszła pora na kolejną część pt. "Przypływ". Drugi tom trylogii "Sary Midnight" powinien być lepszy. Autorka miała możliwość poprawienia swoich błędów. Tom ten powinien prezentować wyższy poziom. Takie jest moje zdanie. Czy Daniela Sacerdoti podołała zadaniu? Miałam szczerą nadzieję, że tak i zaczynając lekturę byłam dobrej myśli.
"Przypływ" to kontynuacja historii, która miała miejsce w "Wizjach". Sara po pokonaniu swojego pierwszego wroga i odrzuceniu Seana zmienia się nie do poznania, staje się coraz słabsza.Czy ma to związek z jej więzią z Nicholasem? Zbliża się święto dziękczynienia, główna bohaterka postanawia odwiedzić dom rodzinny na Islay, gdzie ma nadzieję znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania. Wraz ze sprzymierzeńcami poszukuje prawdy. Jak zareaguje, gdy już się dowie? W końcu Midnightowie mają wiele trupów w swojej szafie. Tylko, czy dosłownie? Dodatkowo przychodzi kolejny sen do wszystkich Śniących w wilii. Niesie ze sobą zapowiedź śmierci. Czy bohaterowie zdążą się uratować?
Zacznijmy od oceny fabuły: według mnie poziom w tym przypadku spadł. Akcja się ciągnie, jest nieciekawa. Mimo obłoku tajemnicy i chęci rozwiązania ich z Sarą książka była nudna i nie wciągnęła mnie. Gdy pisałam o "Wizjach" wspominałam, że długo potrwało zanim zdążyłam wdrążyć się w świat Danieli Sacerdoti - w "Przypływie" nie było tego w ogóle. Nie potrafiłam wyciągnąć przyjemności z czytania. Wszystko wydawało się sztuczne i przesadzone przez postać Nicholasa, która wprowadza bardzo dziwną atmosferę do całej powieści. Jednak lektura nie jest całkowicie nudna, oczywiście, że nie. Spotykamy się z wieloma walkami i ciekawymi zdarzeniami. Niestety niektóre z nich da się z łatwością przewidzieć. Właśnie tak zepsułam sobie zakończenie - przeczuciem.
Powoli Sara Midnight stała się uporczywą postacią. Raz mnie męczyła, a na następnej stronie ukazywała swoje najlepsze strony. Dodatkowo trójkąt romantyczny, który był oczywisty w pierwszym tomie kończy się tak szybko jak się zaczął. Bohaterka dokonuje wyboru. Byłam tym mile zaskoczona. W końcu taki wątek znajduje swoje zakończenie później, niż wcześniej.
Język, którym posługuje się autorka jest prosty, mało zawiły, przy tym traci swój urok. To lekka lektura młodzieżowa, przy której można odpocząć. Jednak nie wybrałabym "Przypływu" na powieść relaksacyjną. Tom drugi jest słabą kontynuacją, a na pewno gorszą od "Wizji". Polecam jedynie fanom wcześniej wymienionego tytułu i gatunku paranormal romance.
[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]
"Wizje" już za mną, wywołały u mnie wiele sprzecznych uczuć, lecz w końcu uznałam je za lekturę średnią. Teraz nadeszła pora na kolejną część pt. "Przypływ". Drugi tom trylogii "Sary Midnight" powinien być lepszy. Autorka miała możliwość poprawienia swoich błędów. Tom ten powinien prezentować wyższy poziom. Takie jest moje zdanie. Czy Daniela Sacerdoti podołała zadaniu?...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-23
Jeśli śledzicie mojego bloga z łatwością zauważycie, że rzadko kiedy sięgam po kryminały. Chociaż ostatnio staram się do nich przekonać jak tylko mogę. Z tego powodu sięgnęłam po "Prawdziwe morderstwa" mając nadzieję, że nie będzie to porażką taką jak "Ulica Ukryta" i na szczęście nie była. Przyznaję jednak, że spodziewałam się czegoś innego po Charlaine Harris, w końcu o tej autorce jest dosyć głośno.
Historia opowiada o Aurorze Teagarden, bibliotekarce szczególnie zainteresowanej wielkimi zbrodniami, -morderstwami. W Lawrenceton stworzono nawet klub, tytułowe "Prawdziwe morderstwa", poświęcający temu zagadnieniu. Oczywiście główna bohaterka jest jego uczestniczką. Pewnego dnia, gdy nadszedł jej dzień na przedstawienie swojej prezentacji ma miejsce coś przerażającego. Jedna z członkini zostaje brutalnie zamordowana. Okazuje się, że to kopia jednej ze sławnych zabójstw. Przez Lawrenceton, z pozoru spokojną mieścinką przelewa się fala morderstw. Kto jest ich sprawcą? Aurora Teagarden znalazła się w samym sercu tych zdarzeń. Stara się rozwiązać zagadkę. Tylko, czy jej się uda?
Aurora Teagarden to niewyróżniająca się postać. Młoda bibliotekarka, niziutka kobieta, na którą raczej nie zwróci się uwagi. Za to charakterkiem może się pochwalić. Jest inteligentna, zacięta i dąży do celu. To pracowita postać, która przypadła mi do gustu. Aurorę polubiłam i miło spędziłam z nią czas.
W "Prawdziwych morderstwach" znajdziemy również mały wątek romantyczny. Otóż Roe - tak na główną bohaterkę mówią znajomi - wpadła w oko dwóm mężczyznom. Jeden z nich to sławny pisarz Robin, drugi policjant o imieniu Arthur. Na szczęście trójkąt romantyczny nie zniszczył całej książki, jest on nieznaczny i nie męczy czytelnika.
Pomysł jest naprawdę dobrym, choć nie do końca oryginalny. Z tego typu kopiowaniem zbrodni spotykamy się dość często w kryminałach. Mimo tego książka od strony fabularnej bardzo mi się podobała. Niestety nierozwinięte wątki zepsuły frajdę z czytania. "Prawdziwe morderstwa" były za proste. Od książek z tego rodzaju wymagam łamigłówek nie tylko dla bohaterki, lecz również czytelnika. Rozłożenie akcji także nie powala. Raz nic się nie dzieje, po chwili mamy masę wydarzeń, których nie da się poukładać. Czasem nudziłam się przy lekturze, z drugiej strony nie nadążałam za przerzucaniem kartek.
Charlaine Harris znana przede wszystkim z serii "Czysta krew" pisze w sposób niesprawiający problemu. "Prawdziwe morderstwa" czytało się łatwo i szybko. Więc dlaczego lektura zabrała mi, aż cztery dni? Niestety książka mnie nie wciągnęła. Wiele razy odkładałam ją na bok, ponieważ nie miałam już na nią ochoty. Mimo wszystko chęć rozwiązania zagadki pchała mnie dalej. I bardzo dobrze. Otóż lektura okazała się lepsza, niż z początku mi się wydawało. Zakończenie było przewidywalne, lecz pasowało do "Prawdziwych morderstw". Nie brzmi to dobrze, prawda? A miał to być komplement!
Podsumowując: Czy ten kryminał jest warty uwagi? Wymagającym czytelnikom może się nie spodobać, ja sama nie jestem przekonana do tej serii. Jednak sięgnę po kolejne części ze zwyczajnej ciekawości. Nie przychodzi mi do głowy nic co autorka mogłaby przygotować dla nas w kolejnym tomie serii o Aurorze Teagarden. Jeśli macie ochotę na lekki, niezobowiązujący kryminał to polecam właśnie "Prawdziwe morderstwa".
[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]
Jeśli śledzicie mojego bloga z łatwością zauważycie, że rzadko kiedy sięgam po kryminały. Chociaż ostatnio staram się do nich przekonać jak tylko mogę. Z tego powodu sięgnęłam po "Prawdziwe morderstwa" mając nadzieję, że nie będzie to porażką taką jak "Ulica Ukryta" i na szczęście nie była. Przyznaję jednak, że spodziewałam się czegoś innego po Charlaine Harris, w końcu o...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06
2014-11-24
2014-02-08
Za "Wizje" miałam się zabrać dużo wcześniej, liczyłam nawet na to, że uda mi się napisać recenzję przedpremierową "Przypływu", który czeka na mnie na półce, lecz chęć sięgnięcia po "Drużynę Pierścienia" zwyciężyła. Z tego powodu książkę odłożyłam na później, gdy już uporałam się z cegłą nadeszła pora jakiejś lżejszej lektury. To właśnie dzieło Danieli Sacerdoti idealnie nadawało się na tę okazję.
Historia opowiada o Sarze Midnight, młodej łowczyni demonów, która została pozbawiona rodziców. Dodatkowo zostaje zmuszona do opuszczenia swojego domu, gdzie znajduje się cały dobytek rodziny. W idealnym momencie pisze do niej jej kuzyn Harry, jeden z ostatnich potomków Tajnej Rodziny Sary. Proponuje wspólne zamieszkanie by dziewczyna mogła powrócić do swoich czterech ścian. Jednak Harry nie jest tym za kogo się podaje. Czy Sara odkryje tę tajemnicę? Dodatkowo w jej snach, które są wizjami pojawia się chłopak o czarnych włosach, który na jawie pozostawia jej liście. Nastolatka mówi na niego, z wiadomego powodu, Liść. Kim jest tajemnicza postać? To wróg, czy przyjaciel?
Z początku bardzo ciężko było mi się wciągnąć w fabułę. Przez kilka rozdziałów czytanie "Wizji" nie sprawiało mi przyjemności. Mogę nawet powiedzieć, że trochę się nudziłam. Dopiero, gdy zrozumiałam politykę Tajnych Rodzin i bliżej poznałam bohaterów (ich historię) to książka przypadła mi do gustu. W tej książce nie wszystko kręci się wokół Sary, okazuje się, że sprawa jest większa, niż się wydaje. Dużym plusem jest to, że poznajemy punkt widzenia innych postaci, nie tylko głównej, lecz także Harrego, a nawet wroga. Dzięki temu lepiej rozumiemy niektóre rzeczy.
Mamy tu do czynienia z trójkątem miłosnym, któremu nie da się zaprzeczyć. Pomiędzy Sarą, a Harrym rozwija się uczucie, przed którym oboje się bronią. Jednak tajemniczy Liść również pociąga główną bohaterkę. Autorce udało się sprawić, że wątek miłosny nie wydaje się sztuczny i przesadzony. Jest raczej niewinny i okryty mgłą niepewności. Opis uczuć bohaterów był udany. W tym przypadku trójkąt miłosny bardzo mi się podobał.
Z racji tego, że "Wizje" możemy zaliczyć do literatury młodzieżowej, język którym posługuje się autorka jest prosty. Nie sprawi nikomu problemu. Książkę czyta się łatwo i szybko. Przejdziecie przez pierwsze kilka rozdziałów i nagle znajdziecie się przy 'Podziękowaniach'. Akcja jest wartka, gdy przejdziemy przez wstęp, nie można się nudzić. Choć trochę monotonne są ataki demonów, wszystko dzieje się w podobny sposób, choć Sacerdoti zaskakuje nas różnymi rozwiązaniami.
"Wizje" to początek trylogii, która może może się okazać sukcesem. Jestem ciekawa kolejnej części, czyli "Przypływu" i już się za niego zabieram. Może nie jest to literatura wysokich lotów, lecz ciekawy paranormal romance, który idealnie nadaje się na przerwę pomiędzy ciężkimi lekturami. Przy "Wizjach" można odpocząć i zrelaksować się. Polecam!
[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]
Za "Wizje" miałam się zabrać dużo wcześniej, liczyłam nawet na to, że uda mi się napisać recenzję przedpremierową "Przypływu", który czeka na mnie na półce, lecz chęć sięgnięcia po "Drużynę Pierścienia" zwyciężyła. Z tego powodu książkę odłożyłam na później, gdy już uporałam się z cegłą nadeszła pora jakiejś lżejszej lektury. To właśnie dzieło Danieli Sacerdoti idealnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014
"Próba uczuć" to kontynuacja książki Tiny Reber pt. "Miłość bez scenariusza". którą miałam okazję przeczytać jakiś czas temu. Przyznaję bez bicia, że ten zwykły romans przypadł mi do gustu i od pierwszych strony zostałam wciągnięta do świata wykreowanego przez autorkę. Lektura opowiada o Taryn i Ryanie. Młodych ludziach, którzy są z dwóch innych światów. Ryan to supergwiazda, a Taryn zwykła dziewczyna prowadząca bar w małej mieścinie. Ich drogi się krzyżują, a para zakochuje się w sobie. Pierwszy tom można określić mianem cegły, ale przeczytałam go w bardzo krótkim czasie. Jeśli ktoś nie miał styczności z "Miłością bez scenariusza" powinien nadrobić zaległości. Naprawdę warto.
Główni bohaterowie postanowili się ustatkować. Niestety ich zaręczyny sprawiły więcej problemów, niż miały rozwiązać. Taryn wkracza do świata gwiazd, gdzie z początku nie może się odnaleźć, a pracownicy Ryana dbający o jego wizerunek nie pomagają jej w tym. Dziewczyna jest niechciana, może zepsuć wszystko nad czym pracował młody gwiazdor. Paparazzi stają się coraz gorsi. Para nie może doprosić się prywatności, a do tego pojawiają się kolejne zwariowane fanki. Czy Ryan i Taryn poznają smak normalnego życia? Czy uda im się założyć rodzinę o jakiej marzą?
Spójrzmy prawdzie w oczy, "Próba uczyć" nie jest książką oryginalną, ani lekturą wysokich lotów. Z tego powodu opis fabuły może brzmieć trochę jak scenariusz "Mody na sukces". Jednak podczas lektury nie miałam takiego odczucia. Książka jest idealna, gdy chcemy się zrelaksować i potrzebujemy 'odmóżdżacza', w końcu czego możemy spodziewać się po romansie? Tym razem autorka nie ogranicza się do jednej pary. W I tomie poznaliśmy przyjaciół Taryn i tym razem mamy okazję przyjrzeć się ich problemom w związkach. Mamy tu planowany ślub, a także rozwód i nowy początek. Przyznaję, że miło było na kilka minut odciąć się od głównych bohaterów i spojrzeć na bardziej przyziemne problemy.
"Próba uczuć" skupia się na świecie gwiazd i tym podobnych, z tego powodu mamy styczność z wieloma intrygami. Kłótnie, tajemnice, zazdrość i zemsta. To wszystko znajdziecie w książce, jednak nie będzie tego dużo. Tina Reber skupia się na romansie.
Autorka posługuje się prostym codziennym językiem, z którym nikt nie będzie miał trudności. Dzięki temu bardzo szybko udało mi się pochłonąć lekturę i w końcu mogłam poznać zakończenie historii Ryana i Taryn, którego bardzo byłam ciekawa. Nawet nie potrafię opisać z jak dużą niecierpliwością czekałam na "Próbę uczuć".
Jak już wcześniej pisałam, książka jest przeciętna, a mimo tego pokochałam ją od pierwszych stron. Wydaje mi się, że to z powodu Ryana, w końcu chyba każda dziewczyna marzy, bądź marzyła o przystojnym gwiazdorze, który wpada na ciebie i nagle rodzi się z tego wielka miłość? Nie? No błagam, nadal liczę na to, że Ian Somerhalder zapuka do moich drzwi. "Próba uczuć" to zwykłe romansidło jakich wiele, jednak kto powiedział, że przy takiej książce nie można świetnie spędzić czasu. Historia trochę (bardzo) naciągana, ale o to tutaj chodzi.
Dużym minusem "Miłości bez scenariusza" i "Próby uczuć" są okładki. Nie da się na nie patrzeć. Na pewno nie zachęcają do sięgnięcia po książki, jednak nie można mieć wszystkiego. Liczę na to, że są czytelnicy, którzy nie kierują się tylko i wyłącznie wyglądem okładek. Uwierzcie mi, że nie warto.
Są to książki o tematyce typowo kobiecej, więc to czytelniczkom polecam "Próbę uczuć". Jest to książka, przy której miło spędzi się czas i odpocznie od rzeczywistości. Przy okazji można pomarzyć o przystojniakach, których widujemy na dużym ekranie :)
"Próba uczuć" to kontynuacja książki Tiny Reber pt. "Miłość bez scenariusza". którą miałam okazję przeczytać jakiś czas temu. Przyznaję bez bicia, że ten zwykły romans przypadł mi do gustu i od pierwszych strony zostałam wciągnięta do świata wykreowanego przez autorkę. Lektura opowiada o Taryn i Ryanie. Młodych ludziach, którzy są z dwóch innych światów. Ryan to...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07
2014-12-26
2014-12-28
2014-12-14
”Wodospady Cienia” to młodzieżowa seria o istotach nadnaturalnych jak wilkołaki, wampiry i czarownice. Jednak jest ich o wiele, wiele więcej. Czym są tytułowe Wodospady Cienia? To nazwa obozu, a raczej szkoły, do której uczęszcza ta mniej ludzka część młodzieży. Właśnie do nich należy główna bohaterka, czyli Kylie. „Zabrana o zmierzchu” to już trzecia część serii, w której zakochało się wielu czytelników. Nie ukrywajmy, że w tym i ja.
Kylie wciąż poszukuje prawdy na swój temat. Kim tak naprawdę jest? Dlaczego jej moce zmieniają się z dnia na dzień? Mimo swoich kłopotów, nastolatka ponownie zajmuje się problemami innych, nie tylko przyjaciół. Kolejny duch przypałętał się do niej, kobieta ma amnezję, nie wie co się z nią działo, ani jak umarła. Kylie stanie przed ogromnym wyzwaniem.
Dziewczyna zbliżyła się do Lucasa, między nimi jak najbardziej iskrzy, lecz czy dokonała właściwego wyboru? Derek wraca do obozu, sytuacja między przyjaciółmi jest bardzo napięta. Jak z tym wszystkim poradzi sobie Kylie i czy w końcu pozna prawdę na swój temat?
„Zabrana o zmierzchu” była nie lada zaskoczeniem i to jak najbardziej pozytywnym. Po raz kolejny spotykamy się z główną bohaterką i jej narwanymi przyjaciółmi. Tym razem główny wątek jest mroczny i pełen tajemnic. Duch kobiety, który przybył do Kylie został zamordowany i w pewien sposób jest to z nią powiązane. Historia trzyma w napięciu i wywołuje gęsią skórkę. Lecz jak to w Wodospadach Cienia, możemy liczyć na relaks i porządny humor. Miranda, Della i Perry po raz kolejny nas nie zawiedli. Ich ostre jak zawsze teksty, powalają czytelnika na kolana. Śmiałam się w głos i to w miejscu publicznym, po prostu nie mogłam się powstrzymać. Każda z postaci ma indywidualny charakter, są one barwne i idealnie pasują do Wodospadów Cienia.
Jednak co z wątkiem miłosnym, który irytuje tak wielu czytelników? Otóż przy „Zabranej
zmierzchu” w ogóle mi to nie przeszkadzało. Kylie jest w rozterce. Czy to możliwe, że podoba jej się dwoje chłopaków? Którego powinna wybrać, Lucasa, czy Dereka? Od samego początku stawiałam na pierwszego, lecz teraz zaczęłam się porządnie wahać. Potrafię zrozumieć dlaczego Kylie ma z tym problem. Jest to typowy trójkąt miłosny, nic innego nie mogę powiedzieć.
Wiadomość dla niecierpliwych: tak, nareszcie dowiadujemy się czym tak naprawdę jest Kylie. Sądzę, że wielu miało jakieś założenia, jednak tego się nie spodziewałam. Liczę na to, że w kolejnym tomie wszystko będzie wytłumaczone. Z racji tego, że jest to podane również w opisie z tyłu książki, nie uważam tego za spoiler. W końcu było wiadome, że prawda wyjdzie na jaw. Choć chyba nikt nie spodziewał się, że dopiero w trzecim tomie.
„Wodospady Cienia” to lekka, młodzieżowa seria, za którą naprawdę warto się zabrać. Jest tu wszystko czego potrzeba w dobrym paranormalu, czyli wątek romantyczny, silna główna bohaterka i pełno tajemnic. „Zabrana o zmierzchu” była genialna i niesamowicie się przy niej bawiłam. C. C. Hunter pozytywnie mnie zaskoczyła i liczę na to, że kolejne tomy będą jeszcze lepsze.
”Wodospady Cienia” to młodzieżowa seria o istotach nadnaturalnych jak wilkołaki, wampiry i czarownice. Jednak jest ich o wiele, wiele więcej. Czym są tytułowe Wodospady Cienia? To nazwa obozu, a raczej szkoły, do której uczęszcza ta mniej ludzka część młodzieży. Właśnie do nich należy główna bohaterka, czyli Kylie. „Zabrana o zmierzchu” to już trzecia część serii, w której...
więcej Pokaż mimo to