rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Przez pewien czasy byłam przekonana, że wyrosłam z paranormal romance. Nie kręciły mnie postacie nadnaturalne, wampiry, wilkołaki i romanse nastolatek. Jednak później otrzymałam propozycję zrecenzowania "Urodzonej o północy" i wtedy ciekawość zwyciężyła. Teraz nadszedł czas na ostatni tom serii "Wodospady Cienia" C. C. Hunter, zaraz zobaczycie, czy było warto.

Kylie postanowiła opuścić Wodospady Cienia i zamieszkać z rodziną. Przez ten czas młoda dziewczyna stara się opanować nowe umiejętności. To wszystko będzie jej potrzebne by pokonać swojego wroga, czyli Maria. Jednak szybko okazuje się, że to obóz jest jej prawdziwym domem, a Kylie zostaje zmuszona uciekać przed bliskimi.
Przed nastolatką stoi wielkie zadanie, musi uratować swoich przyjaciół i rodzinę przed potworem.

Jak ten czas szybko leci... Mam wrażenie, że zaledwie kilka dni temu zaczynałam swoją przygodę z naszą główną bohaterką, która była zagubioną duszyczką nie mającą pojęcia o świecie paranormalnym. Czytając "Wybraną o zmroku" nie ma już tej starej Kylie. Możemy zaobserwować jak wielką metamorfozę przeszła ta dziewczyna. Wszystkie przygody, które mieliśmy okazję poznać w poprzednich tomach bardzo ją zmieniły. Kylie przede wszystkim dojrzała. Jednak nie oznacza to, że książka jest przeznaczona dla starszych czytelników. Grupą docelową nadal są nastolatki, bo kto inny?
Seria "Wodospady Cienia" to typowa lekka literatura, która umili ponure wieczory. Znajdziemy w niej naprawdę wiele świetnego humoru. Jako, że ja to swoje naście powoli kończę, bałam się, że "Wybrana..." nie będzie mnie już tak bawiła. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Czytając tę powieść śmiałam się w głos! Miło było zrelaksować się przy przygodach Kylie i jej przyjaciołach.
"Wybrana o zmroku" była świetnym zakończeniem serii. Wątek miłosny, wartka akcja, wszystko czego potrzebuje czytelnik by dobrze się bawić.

Polecam lekkie piórko C.C. Hunter, "Wodospady Cienia" były naprawdę sympatyczną serią dla młodzieży. Z tego powodu tak chętnie sięgam po "Wodospady Cienia: Po Zmroku". Jest to spin - off, który opowiada o przygodach Delli, bojowej wampirzycy. Pierwszy tom, czyli "Odrodzoną" mam już na swojej półce i biorę się za lekturę!

Przez pewien czasy byłam przekonana, że wyrosłam z paranormal romance. Nie kręciły mnie postacie nadnaturalne, wampiry, wilkołaki i romanse nastolatek. Jednak później otrzymałam propozycję zrecenzowania "Urodzonej o północy" i wtedy ciekawość zwyciężyła. Teraz nadszedł czas na ostatni tom serii "Wodospady Cienia" C. C. Hunter, zaraz zobaczycie, czy było warto.

Kylie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Już dawno temu przestałam sugerować się okładkami podczas zakupu książki. Teraz zwracam uwagę na opinie innych, a dopiero potem na opis wydawnictwa. Zdarza się, że dosyć często w nich przesadzają, starają się podkoloryzować fabułę, a potem czytelnika czeka tylko zawód. Właśnie tak było w przypadku "Porządku rzeczy", które zainteresowało mnie tymi kilkoma słowami na okładce.

Główną bohaterką powieści jest Sabrina, która wiele w swoim życiu przeszła. Gdy zostaje zatrudniona przez firmę Desire zapala się w niej światełko nadziei. Wierzy, że dzięki pracy w tak wspaniałej korporacji uda jej się wyjść na prostą. Jej zadaniem jest pisanie opowieści dla dzieci, w których znajdą się również reklamy produktów. Z biegiem czasu okazuje się, że Desire nie jest tak wspaniałe jak wszyscy myślą, do Sabriny dociera brutalna rzeczywistość. Nagle pojawia się M., tajemniczy chłopak, który ukazuje dziewczynie jak wygląda prawdziwe życie.

Do "Porządku rzeczy" w żadnym stopniu nie byłam nastawiona negatywnie. Wydawało mi się, że będzie to nietypowa, a przede wszystkim oryginalna powieść z jaką nie miałam jeszcze możliwości się zapoznać. Z jednej strony tak właśnie było, lecz raczej w ten niekorzystny sposób. Po krótkim czasie okazało się, że nie zostanę fanką twórczości Paoli Capriolo. Język jakim posługuje się autorka wydawał mi się bezbarwny, wszystko opisywała bez jakichkolwiek emocji. Czytelnik zwyczajnie nie mógł wciągnąć się w historię, ani wczuć w bohaterów. Po lekturze nie potrafią zbyt wiele powiedzieć o Sabrinie, czy M.
Mimo tego, że książka jest króciutka, a język autorki prosty, bardzo ciężko czytało mi się tę powieść. Zacznijmy od tego, że tak naprawdę nic się w niej nie dzieje, a przynajmniej nic ciekawego. Fabuła ciągnie się jak flaki z olejem, przez to zwyczajnie nie można się w niej zatracić. "Porządek rzeczy" nudził mnie.
Autorka chciała napisać powieść z przekazem, mówiącym, że te wszystkie duże korporacje to piekło, że nie powinniśmy ich wspierać, jednak kompletnie jej to nie wyszło. "Porządek rzeczy" był zbyt słabą powieścią, by wpłynąć na innych. Jej lektura zwyczajnie mnie obeszła i szybciutko zapomniałam o Sabrinie i jej problemach z Desire.

"Porządek rzeczy" nie jest książką, którą poleciłabym komukolwiek. W żadnym stopniu nie przypadła mi do gustu i nie znalazłam w niej ani jednej zalety. Jeśli macie ochotę na jakąś niecodzienną lekturę to poszukajcie głębiej, bo na "Porządku rzeczy" się zawiedziecie.

Już dawno temu przestałam sugerować się okładkami podczas zakupu książki. Teraz zwracam uwagę na opinie innych, a dopiero potem na opis wydawnictwa. Zdarza się, że dosyć często w nich przesadzają, starają się podkoloryzować fabułę, a potem czytelnika czeka tylko zawód. Właśnie tak było w przypadku "Porządku rzeczy", które zainteresowało mnie tymi kilkoma słowami na okładce....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przed maturą potrzebowałam jakiejś lekkiej lektury, przy której mogłabym się zrelaksować. New adult idealnie spełnia takie zadanie, więc postanowiłam sięgnąć po "Piękną katastrofę", o której wiele słyszałam. Niestety nie były to same pozytywne opinie. Twórczość Jamie McGuire spotkała się z przeciwnikami historii Abby i Travisa. Czy ja również po przeczytaniu książki dołączyłam do tej grupy?

Abby ucieka przed przeszłością. Stara się być grzeczną i poukładaną dziewczynką. Wszystko się udaje dopóki nie spotyka Travisa Madoxa. Typowego, wytatuowanego kobieciarza. Chłopak bierze udział w nielegalnych walkach, jest najlepszy, dzięki czemu zarabia sporo kasy. Abby za wszelką cenę stara się trzymać od niego z daleka. Niestety nie jest to takie proste, gdy Travis zaczyna się za nią uganiać.

Zacznijmy od tego, że "Piękna katastrofa" to typowe i niestety schematyczne new adult. W książce nie znajdziemy nic oryginalnego, jednak nie skreślajmy tej powieści już na samym początku. Otóż pomimo tak ogromnego minusa możemy znaleźć także kilka interesujących zalet.
Pierwszą z nich jest przeszłość głównej bohaterki, która nas zaskakuje. Abby nie jest typową nastolatką, którą zazwyczaj poznaje się w książkach dla tzw. starszej młodzieży. Niestety Jamie McGuire nie poświęca jej tyle czasu ile powinna. Sądzę, że historie z dzieciństwa Abby byłyby idealnym uzupełnieniem "Pięknej katastrofy". Miło by było poznać tę postać trochę lepiej.
Mimo wszystko nie polubiłam głównej bohaterki. Często zachowywała się infantylnie i była pełna sprzeczności. W przypadkach gdy zwykła rozmowa rozwiązałaby sprawę, ona pakowała walizki i uciekała. No kto tak robi? Travis nie jest wcale lepszy. Poznajemy go jako sympatycznego chłopaka, którego nie da się nie lubić. Jednak Jamie McGuire zmieniła go w prześladowcę. Tak, w prześladowcę. Ten człowiek miał świra na punkcie Abby. Nie wiem czy tylko ja to tak odebrałam, ale jak dla mnie Travis był chory psychicznie. Autorka naprawdę nie potrafi tworzyć bohaterów.
Kolejną sprawą jest wątek romantyczny. Relacje tej dwójki są ucieleśnieniem toksycznego związku. Inaczej tego określić nie można. Raz było pięknie i perfekcyjnie, a po chwili wszystko zamieniało się w piekło. Po tej lekturze odniosłam wrażenie, że Abby i Travis w ogóle nie powinni być ze sobą.

Mimo tego, że "Piękna katastrofa" jest katastrofą, to spełniła swoje zadanie. Zrelaksowałam się przy niej i na chwilę zapomniałam o maturze. Przeczytałam tę powieść w bardzo krótkim czasie. Do tego tak mnie wciągnęła, że przesiedziałam przy niej pół nocy. Niestety nie zmienia to faktu, że książka jest najzwyczajniej średnia.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Przed maturą potrzebowałam jakiejś lekkiej lektury, przy której mogłabym się zrelaksować. New adult idealnie spełnia takie zadanie, więc postanowiłam sięgnąć po "Piękną katastrofę", o której wiele słyszałam. Niestety nie były to same pozytywne opinie. Twórczość Jamie McGuire spotkała się z przeciwnikami historii Abby i Travisa. Czy ja również po przeczytaniu książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zakupiłam "Dziewczynę ognia i cierni" tylko i wyłącznie z jednego powodu. Natknęłam się na jej porównanie do "Szklanego tronu". Wtedy klamka zapadła. Po prostu musiałam ją mieć. W końcu do premiery 3 tomu powieści Sary J. Maas jeszcze trochę czasu - to sprawia mi wręcz fizyczny ból.
Zabierając się za twórczość Rae Carson zdawałam sobie sprawę, że nie będzie ona tak dobra, jak moja ukochana seria o Cealenie. Mimo wszystko liczyłam na lekką i przyjemną lekturę.

Elisa nie jest typową dziewczyną. Jest księżniczką, a na dodatek wybranką Boga. W swoje 16 urodziny zostaje zmuszona by poślubić przystojnego króla bogatego kraju. Opuszcza rodzinę i wyrusza w podróż. Z powodu kamienia w pępku, znaku wybrańca, jest ścigana przez wrogów. Dziewczyna dla wielu osób jest oznaką ostatniej nadziei, jednak co takiego może zrobić nastolatka?

"Dziewczyna ognia i cierni" była pełna sprzeczności. Często odnosiłam wrażenie, że autorka pisała tę powieść bez zarysu fabuły, wszystko wymyślała na bieżąco i tak naprawdę sama nie wiedziała o czym pisze. W tej sytuacji możemy znaleźć plus, chodzi mianowicie o zaskoczenie czytelnika. Rae Carson nie jeden raz przedstawiła nam zwrot akcji, który zwalał z nóg.
Zaczynając przygodę z Elisą musimy być gotowi na masę akcji. W tej książce ciągle coś się dzieje. Niestety nie mogę powiedzieć, że powieść mnie wciągnęła. Czytałam ją, bo czytałam. Cieszyłam się, że mogę się z nią pożegnać. Mimo wszystko jestem zainteresowana kontynuacją tej trylogii. Dlaczego?
Najbardziej zachęca mnie wątek romantyczny, który w tej książce był lekko mówiąc, nietypowy. To było dla mnie coś całkowicie innego. Tak jak pisałam wcześniej, autorka chyba sama nie wiedziała czego chce. Z tego powodu z romansu zrobiła się papka. Mimo tego jestem ciekawa jak dalej potoczy się miłosne życie Elisy i czy jakiekolwiek będzie.
Główna bohaterka przeszła niemałą przemianę. Na samym początku powieści nie mogłam się do niej przekonać i przyznam, że od razu ją skreśliłam. Otóż Elisa okazała się być zakompleksioną nastolatką, która w ogóle nie przypominała wybrańca. Jednak z biegiem czasu, dziewczyna dojrzewa i pokazuje na co ja stać. Bardzo dobrze patrzyło się na zmiany jakie w niej zachodziły.
"Dziewczyna ognia i cierni" opiera się na religii. Główna bohaterka bardzo często zwraca się do Boga i prosi go o rady. Pierwszy raz spotykam się z lekturą, w której ten wątek był tak ważny. Przyznam, że nie wiem czy mi to odpowiadało. Z jednej strony to część tej historii, z drugiej odnoszę wrażenie, że Rae Carson trochę z tym przesadziła. Ale tak naprawdę to już sprawa indywidualna.

Mimo wielu uwag dotyczących tego tytułu mam zamiar sięgnąć po kolejne części. Jednak to tylko z czystej ciekawości. Książki nie polecam, ale także nie odradzam. Nie jest to wciągająca młodzieżówka warta uwagi, lecz na pewno można się przy niej zrelaksować.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Zakupiłam "Dziewczynę ognia i cierni" tylko i wyłącznie z jednego powodu. Natknęłam się na jej porównanie do "Szklanego tronu". Wtedy klamka zapadła. Po prostu musiałam ją mieć. W końcu do premiery 3 tomu powieści Sary J. Maas jeszcze trochę czasu - to sprawia mi wręcz fizyczny ból.
Zabierając się za twórczość Rae Carson zdawałam sobie sprawę, że nie będzie ona tak dobra,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po przeczytaniu opisu "Między życiem a życiem" wiedziałam, że jest to książka, którą muszę mieć. Moje pierwsze skojarzenie dotyczyło "7 razy dziś" Lauren Oliver, a jest to powieść, którą pokochałam od pierwszych stron. Zabierając się za twórczość Jessici Shrivington miałam nadzieję, że otrzymam coś w połowie tak dobrego jak ta książka, którą czytałam przed laty.

Sabine ma dwa życia. Raz zamieszkuje bogate Wellesley i ma wszystko czego tylko zapragnie, następnie przeskakuje do Roxbury, biedniejszej dzielnicy. Jednak to właśnie tam poznaje Ethana. Nagle zasady się zmieniają, a ona może wybrać, życie które tak naprawdę pragnie. Jednak nie jest to takie proste, z biegiem wydarzeń wszystko jeszcze bardziej się komplikuje.

Jessica Shrivington miała bardzo ciekawy pomysł na fabułę, chociaż wydaje mi się, że motyw ten pokazywał się już wielokrotnie w literaturze, bądź filmach. Mimo wszystko autorka dała sobie radę i stworzyła coś świeżego. "Między życiem a życiem" czytało się bardzo łatwo i szybko. Język, którego używa Shrivington jest zdecydowanie lekki i przyjemny. Dzięki temu lektura umiliła mi tylko jeden wieczór. Historia Sabine jest przeznaczona dla młodzieży, nie sądzę by osoby starsze znalazły w niej coś dla siebie.
Główna bohaterka jest infantylna. Od razu przyznaję, że Sabine nie jest moją faworytką. Czasem jej zachowanie było wręcz absurdalne. Odnoszę wrażenie, że autorka chciała z niej zrobić ofiarę, jednak spójrzmy prawdzie w oczy. Nie była nią. W każdym z jej dwóch żyć można było znaleźć plusy i minusy, więc nie rozumiem dlaczego miałaby wybrać jedno.
Mamy tu do czynienia z nietypowym romansem pomiędzy młodą parą, czyli Sabine i Ethanem. Jednak ich związek nie jest opisany zbyt dobrze. Sądzę, że autorka nie skupiła się wystarczająco na relacjach tej dwójki. Otóż wszystko działo się zbyt szybko. Jak uwielbiam wątki romantyczne to ten mi się nie spodobał.
Te 200 stron nie wystarczyło by opowiedzieć historię zawartą w "Między życiem a życiem". To było po prostu za mało. Jestem przekonana, że gdyby autorka bardziej rozwinęła swoją powieść byłaby ona lepsza.

Czytając tę książkę porównywałam ją do "7 razy dziś" i przyznam, że wypadła przy niej blado. Jessica Shrivington miała dość ciekawy pomysł, jednak nie wykorzystała jego potencjału. Ta młodzieżówka była zwykłą, raczej nie wyróżniającą się z tłumu... młodzieżówką. Spędziłam przy niej miły wieczór, jednak wiem, że szybko wypadnie mi z głowy.
Mogę ją polecić czytelnikom, którzy szukają lekkiej lektury i powiewu świeżości w gatunku new adult.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Po przeczytaniu opisu "Między życiem a życiem" wiedziałam, że jest to książka, którą muszę mieć. Moje pierwsze skojarzenie dotyczyło "7 razy dziś" Lauren Oliver, a jest to powieść, którą pokochałam od pierwszych stron. Zabierając się za twórczość Jessici Shrivington miałam nadzieję, że otrzymam coś w połowie tak dobrego jak ta książka, którą czytałam przed laty.

Sabine ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na "Zakon Mimów" czekali chyba wszyscy, którzy zapoznali się z pierwszym tomem, czyli "Czasem Żniw". Dlaczego? Otóż tej książki po prostu nie da się nie lubić. Samantha Shannon stworzyła coś niepowtarzalnego, nieszablonowego i wzbudzającego wiele emocji. Seria "Czas Żniw" miała świetny początek, jednak czy kontynuacja utrzymała poziom?
Tak, nareszcie nadszedł czas na dalsze przygody Paige Mahoney!

Paige zdołała uciec z kolonii karnej Szeol I. Jednak po tak męczącej i niebezpiecznej wyprawie nie ma odpoczynku. Teraz jest najbardziej poszukiwanym zbiegiem w całym Londynie. Lecz czy władze zdołają pojmać ją ponownie? Paige pragnie ostrzec wszystkich przed Refaitami, niestety nikt nie chce jej słuchać. Nawet jej mim-lord. Jak główna bohaterka zwróci uwagę wszystkich na ten ogromny problem?

Zwyczajnie nie potrafię opisać swojej radości, gdy trzymałam w łapach przedpremierowy egzemplarz "Zakonu Mimów". Pragnęłam od razu się za niego zabrać, jednak przygotowania do matury mi na to nie pozwalały. Czytałam ten tytuł w każdym możliwym momencie, gdy nareszcie skończyły się egzaminy pisemne wzięłam się za ostatnie 200 stron. Przeczytałam je jednym tchem.

Początki z "Zakonem Mimów" były naprawdę ciężkie. Wszystko z powodu bardzo zawiłej fabuły. Gdybym od razu po "Czasie Żniw" mogła sięgnąć po kontynuację nie byłoby problemu. Jednak przez ten czas zdołałam już zapomnieć podstaw, na których opiera się ten tytuł. Na szczęście w książce znajdziemy słowniczek, bez którego nie dałabym sobie rady. Samantha Shannon stworzyła perfekcyjny, skomplikowany świat. Wolę nie myśleć ile czasu zajęło jej dopracowanie go. To największy plus tej serii.

Paige Mahoney jest wrzucona w sam środek akcji, a my mamy okazję obserwować wszystko z jej punktu widzenia. Dzięki temu możemy zbliżyć się do bohaterki. Ta dziewiętnastolatka jest w ciągłym niebezpieczeństwie. Z tego powodu w książce nie ma chwili na wytchnienie. Mamy do czynienia z intrygami, sekretami i pojedynkami. Dlatego uważajcie, bo w "Zakonie Mimów" można się zwyczajnie zgubić. Po tej książce będziecie chcieli więcej i więcej. Teraz pozostaje pytanie kiedy pojawi się kolejny tom. Miejmy nadzieję, że już niedługo.

Samantha Shannon wie jak wywołać u czytelnika różne emocje, od strachu po wzruszenie. Podziwiam autorkę za tak świetny warsztat pisarski, a przede wszystkim za wyobraźnię. Nadal nie mogę wyjść z podziwu co do tak perfekcyjnego świata. "Czas Żniw" to seria, którą mogę polecić każdemu. Jest świetna! Nie mogę się doczekać kontynuacji i tak jak pisałam wcześniej, mam nadzieję, że szybko pojawi się na polskim rynku.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Na "Zakon Mimów" czekali chyba wszyscy, którzy zapoznali się z pierwszym tomem, czyli "Czasem Żniw". Dlaczego? Otóż tej książki po prostu nie da się nie lubić. Samantha Shannon stworzyła coś niepowtarzalnego, nieszablonowego i wzbudzającego wiele emocji. Seria "Czas Żniw" miała świetny początek, jednak czy kontynuacja utrzymała poziom?
Tak, nareszcie nadszedł czas na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Tak blisko", czyli pierwszy tom serii "Kontury Serca" Tammary Webber, przypadło mi do gustu. Świetnie się bawiłam podczas czytania tej książki, z tego powodu od razu wiedziałam, że sięgnę po kontynuację. Spodziewałam się dalszych przygód Lucasa i Jacqueline, jednak tego nie otrzymałam. Okazuje się, że autorka zaserwowała nam historię z punktu widzenia bohatera męskiego, który rozkochał w sobie wiele czytelniczek.

"Tak krucho" jest podzielone na dwie, przeplatające się części. Jedna z nich przedstawia przeszłość Lucasa. Wszystko co się stało po śmierci jego matki. Druga to historia z "Tak blisko" przedstawiona z jego punktu widzenia.

Niestety ten tytuł nie spodobał mi się tak bardzo jak pierwszy tom serii. Nudziłam się podczas lektury, ponieważ przeszłość Lucasa naprawdę mało mnie obchodziła. Kontynuowałam lekturę ze względu na opisy sytuacji związanych z Jacqueline.
"Tak krucho" poleciłabym tylko i wyłącznie fanom serii "Kontury Serca". Inni spokojnie mogą sobie darować tę powieść.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

"Tak blisko", czyli pierwszy tom serii "Kontury Serca" Tammary Webber, przypadło mi do gustu. Świetnie się bawiłam podczas czytania tej książki, z tego powodu od razu wiedziałam, że sięgnę po kontynuację. Spodziewałam się dalszych przygód Lucasa i Jacqueline, jednak tego nie otrzymałam. Okazuje się, że autorka zaserwowała nam historię z punktu widzenia bohatera męskiego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam czytać romanse, zauważy to każdy kto częściej wchodzi na mojego bloga. Bardzo rzadko sięgam po książki bez wątku romantycznego. Uwielbiam patrzeć jak między bohaterami rozwija się uczucie. Przy powieściach tego typu płaczę, śmieję się i złoszczę. Jednak teraz coraz ciężej znaleźć coś oryginalnego. Przeglądając stronę Goodreads natrafiłam właśnie na "Prick". Z początku uważałam, że jest to typowy new adult z aroganckim, wytatuowanym gościem, który pojawia się wszędzie, a którego mimo wszystko nadal uwielbiam. Jednak w tej książce możemy znaleźć coś całkowicie innego. Otóż główni bohaterowie tego romansu są... przyrodnim rodzeństwem.

Kate to dziewczyna wywodząca się z politycznej rodziny. Jest dobrze wychowana, bogata i o dziwo nierozpieszczona. Pewnego dnia stwierdza, że musi pozbyć się dziewictwa i dzwoni do szkolnego bad boya znanego z łóżkowych wyczynów (bardzo mądre). To była tylko jedna noc i nigdy więcej nie miała spotkać Caultera. Tydzień później okazuje się, że będzie on jej przyrodnim bratem. Wyobraźcie sobie szok, wstyd i zmieszanie tej dziewczyny. Dodatkowo okazuje się, że ta dwójka coś do siebie czuje.

Nigdy wcześniej nie spotkałam się z romansem pomiędzy przyrodnim rodzeństwem. Wydaje mi się, że w Polsce wciąż jest to temat tabu. Właśnie z tego powodu tak bardzo byłam zainteresowana tym tytułem. Przyznam, że spodziewałam się czegoś innego. "Prick" opiera się na scenach łóżkowych. Między głównymi bohaterami jest więcej seksu, niż dialogów.
Powieść nie była zbyt rozwinięta. Tak naprawdę umiliła mi kilka godzin, jednak szybko o niej zapomniałam. To lekka lektura, po którą można sięgnąć, gdy mamy ochotę na coś lekkiego, bądź pikantnego. "Prick" to pierwszy tom serii "A Step Brother Romance", jednak nie sądzę bym sięgnęła po kontynuację. Przyznam, że szkoda mi na nią czasu.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Uwielbiam czytać romanse, zauważy to każdy kto częściej wchodzi na mojego bloga. Bardzo rzadko sięgam po książki bez wątku romantycznego. Uwielbiam patrzeć jak między bohaterami rozwija się uczucie. Przy powieściach tego typu płaczę, śmieję się i złoszczę. Jednak teraz coraz ciężej znaleźć coś oryginalnego. Przeglądając stronę Goodreads natrafiłam właśnie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zainteresowałam się tym tytułem z powodu dość niekonwencjonalnej fabuły. Przyznam, że nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak interesującym romansem w książkach new adult. Zazwyczaj bohaterowie są do siebie dobrze nastawieni, ich problemy ich łączą i tym podobne, jednak nie w tym przypadku. Historia miłosna Tate jest całkowicie inna.

Dziewczyna wraca do swojego rodzinnego miasteczka z zagranicznej wymiany. Niestety powrót oznacza spotkanie z Nim. Przyjaźń z dzieciństwa zmieniła się w nienawiść, a Tate nawet nie zna powodu, dla którego tak się stało. Chłopak, do którego chodziła z każdym możliwym problemem zaczął ją dręczyć. Mimo tego, że pałają do siebie nienawiścią coś ich do siebie ciągnie. Czy Tate kiedykolwiek dowie się, czym zasłużyła sobie na takie traktowanie?

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Penelope Douglas i na pewno nie będzie ono ostatnie. Swoją powieścią wciągnęła mnie od pierwszych stron. Romans jest oryginalny i nieprzesłodzony, czym autorka bardzo sobie zapunktowała. W "Bully" ciągle coś się dzieje. Nie ma chwili wytchnienia. Mamy tu do czynienia z wieloma sekretami, przeszłością głównych bohaterów, nienawiścią i namiętnością. Ta mieszanka jest najzwyczajniej wybuchowa. Bardzo miło spędziłam czas przy tej książce i na pewno sięgnę po kolejne tomy serii "Fall Away". Gorąco polecam!

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Zainteresowałam się tym tytułem z powodu dość niekonwencjonalnej fabuły. Przyznam, że nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak interesującym romansem w książkach new adult. Zazwyczaj bohaterowie są do siebie dobrze nastawieni, ich problemy ich łączą i tym podobne, jednak nie w tym przypadku. Historia miłosna Tate jest całkowicie inna.

Dziewczyna wraca do swojego rodzinnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od razu po lekturze pierwszego tomu serii, czyli "Kroniki Tempusu: Królowa musi umrzeć", wzięłam się za kolejny. Po prostu chciałam mieć już za sobą tę mękę jaką jest twórczość K.A.S. Quinn. Z początku miałam nadzieję, że tylko pierwsza część był takim niewypałem, niestety po kilku rozdziałach promyk nadziei zgasł.

Wraz z kolejną częścią przygód, Kate powraca do XIX - wiecznej Anglii, by pomóc swoim przyjaciołom. Tym razem chodzi o życie siostry Jamesa. Jednak szybko okazuje się, że to wojna z Anglii z Rosją jest największym problemem. Czy obecność Kate, dziecka Tempusu, pomoże w wygranej?

"Kroniki Tempusu: Królowa na wojnie" wprowadza do historii Kate trochę świeżości. Nareszcie dowiadujemy się więcej na temat Tempusu i trójce wybranych dzieci. Główna bohaterka znajduje się w samym środku akcji. Z tego powodu nareszcie coś się dzieje. Opuszczamy pałac Buckingham i wyruszamy w podróż wraz z bohaterami "Kronik Tempusu". Uffff! W końcu ile można czytać o tym samym miejscu?
Można też zauważyć, że postacie trochę wydoroślały. Nie są już typowymi dzieciakami. Potrafią podejmować za siebie decyzje i walczyć o swoje. Ciekawym dodatkiem jest nawiązanie romantycznych więzi Kate z Jackiem (jeśli tak to można nazwać). W pierwszym tomie nie było nawet mowy o wątku romantycznym, tutaj coś się zmienia. Jednak nie na tyle by zwrócić na to większą uwagę.
Mimo jako takiej poprawy "Kroniki Tempusu" wciąż mnie nie zadowalają. Mimo prostego języka i szybkiej akcji, naprawdę ciężko mi się ją czytało. Przyznam, że przerzucałam strony ze sporą niechęcią. Niestety twórczość K.A.S. Quinn nie jest dla mnie, a liczyłam, że będzie to kolejna lekka seria z motywem cofania się w czasie.

"Kroniki Tempusu: Królowa na wojnie" są minimalnie lepsze od 1 tomu. Niestety nie zmienia to faktu, że nie warto sięgać po tę serię. Tak jak pisałam w recenzji "Kronik Tempusu: Królowa musi umrzeć" poleciłabym ją czytelnikowi w wieku około 10 lat.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Od razu po lekturze pierwszego tomu serii, czyli "Kroniki Tempusu: Królowa musi umrzeć", wzięłam się za kolejny. Po prostu chciałam mieć już za sobą tę mękę jaką jest twórczość K.A.S. Quinn. Z początku miałam nadzieję, że tylko pierwsza część był takim niewypałem, niestety po kilku rozdziałach promyk nadziei zgasł.

Wraz z kolejną częścią przygód, Kate powraca do XIX -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Każdy wie, że miło czasem sięgnąć po lekką książkę. Dzięki takim tytułom można odpocząć i w końcu się zrelaksować, a ostatnimi czasy bardzo tego potrzebuję. Z tego powodu sięgnęłam po "Kroniki Tempusu: Królowa musi umrzeć". Jednak, czy ten tytuł podołał swojemu zadaniu?

Kate jest molem książkowym. Często chowa się pod łóżkiem i czyta to co wpadnie jej w łapy - często jest to literatura popularnonaukowa o historii, bądź naukach ścisłych. Któregoś dnia po wyjściu z pod łóżka okazuje się, że dziewczynka cofnęła się w czasie i to o ponad wiek. Znajduje się w pałacu Buckingham, a pierwszą postacią, którą spotyka jest księżniczka Alicja, córka królowej Wiktorii i księcia Alberta. Okazuje się, że ktoś pragnie porwać Alicję i dokonać zamachu na jej matkę. Kate wraz z przyjaciółmi musi powstrzymać złoczyńców.

"Kroniki Tempusu: Królowa musi umrzeć" to książka przede wszystkim dla młodszych czytelników. Mamy tu do czynienia z lekkim, prostym językiem, który bardzo pomaga podczas lektury. Szczególnie, że książka jest okropnie... nudna. Znajdziemy w niej bardzo mało akcji, nic ciekawego się nie dzieje. Z tego właśnie powodu nie mogłam się w nią wciągnąć. Dużo czasu spędziłam przy "Kronikach Tempusu", ponieważ nie chciało mi się ich czytać. O wiele więcej spodziewałam się po książce o podróżach w czasie, w których zakochałam się po "Magicznej gondoli". Oczywiście podczas "Kronik Tempusu: Królowa musi umrzeć" mamy kontakt z wątkami historycznymi, jednak nic nie było wystarczająco rozwinięte. Dzięki K.A.S. Quinn poznaliśmy postacie takie jak królowa Wiktoria, lecz nie było nam dane bliżej je poznać. Nie potrafiłam związać się z Kate i jej przyjaciółmi. Można powiedzieć, że los bohaterów był mi zwyczajnie obojętny.

"Kroniki Tempusu: Królowa musi umrzeć" to książka, która może spodobać się, jedynie młodszym osobom. Poleciłabym ją czytelnikowi w wieku około 10 lat, lecz nie więcej. Za to starsi spokojne mogą darować sobie "Kroniki Tempusu", ponieważ zwyczajnie nie przypadnie im do gustu.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Każdy wie, że miło czasem sięgnąć po lekką książkę. Dzięki takim tytułom można odpocząć i w końcu się zrelaksować, a ostatnimi czasy bardzo tego potrzebuję. Z tego powodu sięgnęłam po "Kroniki Tempusu: Królowa musi umrzeć". Jednak, czy ten tytuł podołał swojemu zadaniu?

Kate jest molem książkowym. Często chowa się pod łóżkiem i czyta to co wpadnie jej w łapy - często jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nareszcie nadszedł czas na zakończenie przygód Emmy z trylogii "Oddechy". "Biorąc oddech" to już ostatni tom. Z jednej strony nie mogłam się doczekać tego tytuły, z drugiej nie chciałam jego końca. Z chęcią przeczytałabym kolejne części przygód głównej bohaterki. Rebecca Donovan stworzyła naprawdę wciągającą historię, która zapada w pamięć.

Akcja toczy się dwa lata po zakończeniu II tomu trylogii, czyli "Oddychając z trudem". Po rozstaniu z Evanem, Emma nie radzi sobie zbyt dobrze. Jest wrakiem człowieka. Wciąż nie może zapomnieć o przeszłości i pójść dalej. Dziewczyna zaczyna odurzać się alkoholem by choć na chwilę przestać odczuwać ból. Wszyscy obawiają się, że pójdzie w ślady matki. Wtedy ponownie spotyka Evana. Jednak, czy i tym razem uda mu się ocalić ukochaną?

"Biorąc oddech" wyróżnia się na tle całej trylogii. Różni się od swoich poprzedniczek i to diametralnie. Opuszczamy rodzinne miasteczko głównej bohaterki, która sama przechodzi metamorfozę. Mamy do czynienia z większą ilością akcji. Ciągle coś się dzieje. Tej książki po prostu nie można odłożyć na bok. Gdy wieczorem zabrałam się za lekturę, spędziłam z nią pół nocy. Wciąga już od pierwszych stron.
Wróćmy jednak do Emmy. Jeśli mieliście już okazję ją poznać, wiecie jaka była. Spokojna, cicha i skromna dziewczyna. Zawsze na pierwszym miejscu stawiała dobro innych. Jednak to się zmieniło wraz z rozstaniem z Evanem. Przestało ją obchodzić cokolwiek. Wszystko co przeszła było dla niej zbyt ciężkie, a tajemnica, którą skrywała przez tyle lat niszczy ją od środka. Z pomocą przybywa Sara i nowe przyjaciółki Emmy. Dodatkowo dziewczyna poznaje przystojnego chłopaka - między nimi coś iskrzy. Wraz z powrotem Evana, mamy do czynienia z trójkątem romantycznym, którego nie da się określić mianem schematycznego. Nikt nie ma pojęcia, czego może się spodziewać, ponieważ relacje tej trójki są lekko mówiąc, dziwne.
Pierwszy raz spotkałam się z takim natłokiem uczuć głównej bohaterki. Rebecca Donovan bardzo się na nich skupia. Mam wrażenie, że przedstawienie uczuć Emmy było dla autorki najważniejsze i zdecydowanie jej się to udało.
Kolejnym małym plusem jest koniec z przesłodzonymi relacjami między Emmą, a facetami. Widać, że bohaterowie są starsi. Wyjątkiem jest Evan. Odnoszę wrażenie, że nie zmienił się w żaden sposób. Wciąż wydawał się być tym samym nastolatkiem co w poprzednich częściach. Podczas lektury dotarło do mnie, że nigdy go tak naprawdę nie lubiłam.

Jak dla mnie największym minusem książki są nierozwinięte wątki dotyczące Sary i jej związku z Jasonem, oraz innych przyjaciółek Emmy. Z drugiej strony, gdyby autorka miałaby poruszyć bliżej temat tych postaci pobocznych, z trylogii zrobiłoby się spokojnie V tomów. (Naprawdę nie miałabym nic przeciwko!)

Zakończenie tak dobrej trylogii jaką były "Oddechy" nie przypadło mi do gustu. Przede wszystkim nie zapadało w pamięć. Spodziewałam się, że Rebecca Donovan zaskoczy nas tak jak w I, lub II części. Niestety nie tym razem. Dla jednych to kamień z serca, dla innych zawód.

"Biorąc oddech" to jak najbardziej udana powieść. Wciąga i zachwyca od pierwszych stron. Mimo kilku małych minusów muszę uznać ten tom za najlepszy z całej trylogii. Jedyne co mi pozostaje to polecić twórczość Rebecci Donovan. Już nie mogę się doczekać kolejnej jej książki, czyli "Co jeśli...".

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Nareszcie nadszedł czas na zakończenie przygód Emmy z trylogii "Oddechy". "Biorąc oddech" to już ostatni tom. Z jednej strony nie mogłam się doczekać tego tytuły, z drugiej nie chciałam jego końca. Z chęcią przeczytałabym kolejne części przygód głównej bohaterki. Rebecca Donovan stworzyła naprawdę wciągającą historię, która zapada w pamięć.

Akcja toczy się dwa lata po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszy tom "Władcy Pierścieni", czyli "Drużyna Pierścienia" to książka, którą najzwyczajniej pochłonęłam. Nie mogłam się od niej oderwać, czy odłożyć na bok. Wszędzie targałam to wielkie tomiszcze. Jednak, gdy przyszła pora na "Dwie wieże" po prostu padłam.

Zacznijmy od tego, że uwielbiam przygody Froda i jego przyjaciół. Świat wykreowany przez Tolkiena jest wszystkim czego może zapragnąć fan fantastyki. Tę powieść spokojnie można określić jako dzieło. Jednak II tom, był o wiele cięższy od I. Nie mogłam się w niego wciągnąć, a wszystko przez niezliczone ilości opisów, historie tego uniwersum i to, że najzwyczajniej w świecie mało się działo. Dopiero 4 księga, czyli ostatnia, spowodowała, że zapragnęłam przewracać kolejne strony.

Pomimo mojej niechęci do "Dwóch wież" nie daruję sobie "Powrotu Króla". Po prostu nie mogłabym tego zrobić, biorąc pod uwagę, że jest to podobno najlepszy tom.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Pierwszy tom "Władcy Pierścieni", czyli "Drużyna Pierścienia" to książka, którą najzwyczajniej pochłonęłam. Nie mogłam się od niej oderwać, czy odłożyć na bok. Wszędzie targałam to wielkie tomiszcze. Jednak, gdy przyszła pora na "Dwie wieże" po prostu padłam.

Zacznijmy od tego, że uwielbiam przygody Froda i jego przyjaciół. Świat wykreowany przez Tolkiena jest wszystkim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kilka lat temu, gdy miała miejsca premiera "Dotyku Julii", zakładałam, że ten tytuł jest moim "must have". Jednak tak jakoś wyszło, że nie trafił na moją półkę. Dopiero po kilku latach było mi pisane zapoznać się z historią Tahereh Mafi i mam co do niej mieszane uczucia.

Dotyk Julii zabija. Komitet Odnowy pragnie wykorzystać dziewczynę jako broń w walce z buntownikami. Jednak nastolatka nie pozwoli na to tak łatwo. Nie podda się, szczególnie gdy ma o co, a raczej o kogo walczyć. Okazuje się, że jej drogi krzyżują się z Adamem, chłopcem, którego znała jako dziecko. Tylko on może ją dotknąć i dalej żyć.

Po wielu pozytywnych recenzjach, spodziewałam się, że ten tytuł jest naprawdę bardzo ciekawą powieścią. Jednak szybko, moje marzenia zostały rozwiane. Zacznijmy od języka jakim posługuje się autorka. Nie mogłam tego czytać. Szczególnie przeszkadzały mi powtórzenia. Miałam ochotę wtedy trzasnąć książką o ścianę. Przecież zrozumiałam za pierwszym razem, dlaczego jeszcze spokojnie trzy musiałam czytać to samo słowo! To był koszmar, który sprawnie zniechęcił mnie do czytania "Dotyku Julii".
Fabuła również nie zachwyca. Nie mogłam wciągnąć się w historię. Przyznam, że przygody Julii po prostu mnie nie zaintrygowały. Dodatkowo dochodzi to zakończenie rodem z "X-manów". To była dla mnie kompletna porażka. Miałam poczucie, że zmarnowałam czas przez tę książkę.

Nikomu nie polecam "Dotyku Julii". Jeśli ktoś pragnie dystopii, niech przeczyta "Igrzyska Śmierci", czy "Niezgodną". Przez "Dotyk..." można tylko i wyłącznie zniechęcić się do tego typu lektur. Na pewno nie sięgnę po kolejne tomy trylogii.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Kilka lat temu, gdy miała miejsca premiera "Dotyku Julii", zakładałam, że ten tytuł jest moim "must have". Jednak tak jakoś wyszło, że nie trafił na moją półkę. Dopiero po kilku latach było mi pisane zapoznać się z historią Tahereh Mafi i mam co do niej mieszane uczucia.

Dotyk Julii zabija. Komitet Odnowy pragnie wykorzystać dziewczynę jako broń w walce z buntownikami....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatnio nastała bardzo nieciekawa moda dotycząca pisania tych samych historii z punktu widzenia innego bohatera. Przykładem może być "Losing Hope" i "Tak krucho". Przyznam, że nie przepadam za tego typu powieściami i zazwyczaj staram się ich unikać. Jednak przy "Zaufaj mi" nie mogłam się powstrzymać.

Cameron jest postacią, która skrywa wiele tajemnic. Dzięki tej książce możemy dowiedzieć się więcej o nim, jego rodzinie i problemach z agresją. Jednak to nie wszystko. Przyznam, że najbardziej podobała mi się duża liczba opowiastek dotyczących związku z Avery. Autorka dodała wiele nowych scen i smaczków. To te momenty najbardziej mnie wciągały.

"Zaufaj mi" nie jest pozycją obowiązkową. To tylko dodatek do serii, który najzwyczajniej można pominąć. Jednak jako fanka Camerona i Avery nie dałam rady. Chciałam trwać przy nich jak najdłużej, biorąc pod uwagę, że kolejne tomy serii skupiają się na innych postaciach.

Jeśli "Zaczekaj na mnie" przypadło wam do gustu, to na pewno to samo stanie się z "Zaufaj mi". Polecam!

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Ostatnio nastała bardzo nieciekawa moda dotycząca pisania tych samych historii z punktu widzenia innego bohatera. Przykładem może być "Losing Hope" i "Tak krucho". Przyznam, że nie przepadam za tego typu powieściami i zazwyczaj staram się ich unikać. Jednak przy "Zaufaj mi" nie mogłam się powstrzymać.

Cameron jest postacią, która skrywa wiele tajemnic. Dzięki tej książce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Moja nienawiść do wydawnictwa Amber jest znana wszystkim czytelnikom bloga. Spójrzcie na te okładki, tłumaczenia i jakość papieru. Po prostu nie mogę tego przeżyć. Nigdy nie miałam zamiaru sięgnąć po "Zaczekaj na mnie", dopóki nie dowiedziałam się, że J. Lynn to pseudonim Jennifer L. Armentorut znanej przede wszystkim z serii "Lux". To dzięki "Zaczekaj na mnie" zakochałam się w new adult.

Książka opowiada historię Avery. Nieśmiałej i lękliwej dziewczyny, która ucieka przed przeszłością. Postanawia zacząć kolejny etap w swoim życiu w całkowicie nowym miejscu, z dala od rodziny. Wtedy poznaje przystojnego Camerona, który sprawia, że dziewczyna pragnie zacząć żyć na nowo. Jednak nie jest to takie proste. Avery jest ofiarą gwałtu, a bliskość mężczyzny nadal wprawia ją w lekko mówiąc, zakłopotanie.

"Zaczekaj na mnie" wciągnęło mnie od pierwszych stron. Romans między głównymi bohaterami jest bardzo dobrze skonstruowany i jak najbardziej realistyczny. Historia nie jest w żadnym stopniu przesłodzona, jak wiele innych tego typu. Przy tej powieści płakałam, śmiałam się jak głupią i czerwieniłam, z powodu scen erotycznych. Autorka wie, jak wywołać te wszystkie emocje u czytelnika.

Jennifer L. Armentrout pokazała, że potrafi napisać genialny romans bez wątków fantastycznych. Jej pióro jest lekkie i przystępne jak zawsze. Zachwyciła mnie tą serią i na pewno sięgnę po kolejne części, a "Zaufaj mi" już mam za sobą. Polecam!

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Moja nienawiść do wydawnictwa Amber jest znana wszystkim czytelnikom bloga. Spójrzcie na te okładki, tłumaczenia i jakość papieru. Po prostu nie mogę tego przeżyć. Nigdy nie miałam zamiaru sięgnąć po "Zaczekaj na mnie", dopóki nie dowiedziałam się, że J. Lynn to pseudonim Jennifer L. Armentorut znanej przede wszystkim z serii "Lux". To dzięki "Zaczekaj na mnie"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kilka miesięcy temu miałam okazję przeczytać "Coś do stracenia" Cory Carmack. Mam same dobre wspomnienia z tej lektury. Pamiętam jak śmiałam się do łez i robiłam wszystko by nie odłożyć jej na bok. Z tego powodu postanowiłam zabrać się za kolejny tom z serii, czyli "Coś do ukrycia".

Książka opowiada historię Cade'a, po tym jak wyjechał do Filadelfii by studiować na uniwersytecie Temple. Nadal nie może pozbierać się po utracie Bliss, a do tego dowiaduje się, że zaręczyła się z Garrickiem. Wtedy spotyka nietypową dziewczynę, o ksywce Max, która prosi go by... udawał jej chłopaka. Cade przystaje na propozycję. Właśnie tak zaczyna się ich historia.
Okazuje się, że Max ma bardzo nietolerancyjną rodzinę. Pragną by ich dzieci były poukładane i idealne. Niestety ta dziewczyna nie pasuje do ich wyobrażeń, a szczególnie jej pokryte tatuażami ciało. McKenzie boi się odrzucenia, więc ukrywa to kim jest.

Niestety "Coś do ukrycia" nie przypadło mi do gustu tak jak "Coś do stracenia". Nie było już tego humoru, który pokochałam. Autorka przeobraziła tę serię w dramat, a ja jak głupia liczyłam na kolejną przezabawną historię. Z tego powodu bardzo ciężko czytało mi się tę książkę i nie mogłam się w nią wciągnąć. Mimo tego, dzięki niej przekonałam się do Cade, a przyznam, że nie przepadałam za nim w I tomie serii. Był strasznie irytujący!

Cora Carmack tym razem przedstawia nam ciężką historię, która niekoniecznie zapada w pamięć. Nie jestem pewna, czy poleciłabym komuś "Coś do ukrycia". To kolejna książka typu new adult, których pełno.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Kilka miesięcy temu miałam okazję przeczytać "Coś do stracenia" Cory Carmack. Mam same dobre wspomnienia z tej lektury. Pamiętam jak śmiałam się do łez i robiłam wszystko by nie odłożyć jej na bok. Z tego powodu postanowiłam zabrać się za kolejny tom z serii, czyli "Coś do ukrycia".

Książka opowiada historię Cade'a, po tym jak wyjechał do Filadelfii by studiować na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy zbliżała się premiera "Wybranych", czyli I tomu "Nocnej Szkoły" C. J. Daugherty byłam wniebowzięta. Jak tylko pojawiła się na półkach księgarni zakupiłam książkę i wzięłam się za czytanie. Skończyło się na nieprzespanej nocy, więc jak łatwo się domyślić, powieść przypadła mi do gustu i wciągnęła jak żadna inna. Jednak czytanie kolejnych części szło mi coraz gorzej. Po "Dziedzictwie" przyszedł czas na "Zagrożonych", za których nie miałam siły się zabrać. Obawiałam się, że wiele elementów fabuły już dawno wyciekło mi z głowy, ponieważ "Nocna Szkoła" nie jest serią zapadającą w pamięć. Na szczęście nie miałam czego się bać. C. J. Daugherty zgrabnie przypomina wydarzenia z poprzednich części i po raz kolejny otwiera nam drzwi do Nocnej Szkoły.

Nathaniel zaatakował szkołę. Akademia Cimmeria drży z przerażenia, włączając w to Allie. Wróg pragnie zniszczyć akademię od wewnątrz, ale czy mu się to uda? Allie wraz z przyjaciółmi stara się jak może by ocalić Cimmerię, odkryć szpiega i zemścić się na mordercy. Tylko czy grupa nastolatków może tego dokonać? W końcu polityka akademii, nie jest tak prosta jak z początku może się wydawać. Jakie sekrety skrywa "Nocna Szkoła"?

"Zagrożeni" to już III tom serii i póki co najlepszy. Nareszcie C. J. Daugherty pokazała na co ją stać. Pierwsza rzecz, która była dla mnie zaskoczeniem to poprawa jej warsztatu pisarskiego. Tym razem powieść czytało się o wiele lepiej. Pochłonęłam ją, przyznam że nawet nie wiem kiedy. Autorka przyszykowała dla Allie nową dawkę sekretów, zagadek i akcji. W "Zagrożonych" ciągle coś się dzieje. Tak naprawdę nie ma nawet chwili by odetchnąć. Nad akademią wisi widmo śmierci, przez co czytelnik może wyczuć atmosferę zagrożenia. Jest to bardzo duży plus, ponieważ dzięki temu mamy szansę poczuć się jak uczniowie Cimmerii.
Mimo tego, że "Zagrożeni" to najlepsza część serii wydaje mi się, że była ona za mało rozwinięta. Powieść miała ogromny potencjał, jednak jest to tylko literatura młodzieżowa. Brakowało mi polityki całej Akademii jako organizacji. Nie było dokładnego wyjaśnienia, tylko kilka zdań, które nie mówiły zbyt dużo. Zdaję sobie sprawę, że młodszych czytelników by to zanudziło, jednak dla mnie był to spory minus.
Nocna Szkoła odmieniła Allie. Nareszcie trochę wydoroślała, ale podkreślam słowo "trochę". Nadal zachowuje się jak typowa nastolatka, którą bądź co bądź jest. Jednak w końcu nauczyła się nie podejmować decyzji pochopnie, jak to w większości przypadków bywało. Allie przestaje być nieznośną bohaterką, za którą nie przepadamy. Dodatkowo C. J. Daugherty przestała zadręczać nas jej czerwonymi martensami. Uff! Już myślałam, że tego nie dożyję.
Rozterki miłosne głównej bohaterki dotyczące Cartera i Sylviana są przykładem infantylnego zachowania. Daje obojgu nadzieję, a sama nie wie, którego pragnie. Typowe perypetie niedojrzałej nastolatki. Lubię wątki romantyczne, jestem raczej przeciętną kobietą, więc jak na horyzoncie pokazują się przystojniaki jestem zachwycona. Niestety autorce ten trójkąt miłosny po prostu nie wyszedł.

"Nocna Szkoła" to bardzo sympatyczna seria młodzieżowa. Jest oryginalna, pełna znaków zapytania i akcji. "Zagrożeni" byli naprawdę wciągający, przez co jak najbardziej mogę ich polecić. Fani Akademii Cimmeria na pewno będą dobrze się bawić przy tej lekturze.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Gdy zbliżała się premiera "Wybranych", czyli I tomu "Nocnej Szkoły" C. J. Daugherty byłam wniebowzięta. Jak tylko pojawiła się na półkach księgarni zakupiłam książkę i wzięłam się za czytanie. Skończyło się na nieprzespanej nocy, więc jak łatwo się domyślić, powieść przypadła mi do gustu i wciągnęła jak żadna inna. Jednak czytanie kolejnych części szło mi coraz gorzej. Po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Moje pierwsze spotkanie z serią "REAL LIFE" nie było udane. "Zac & Mia" to powieść, która nie przypadła mi do gustu. Była to lektura umilająca samotne wieczory, lecz to wszystko. Mimo tego postanowiłam dać szansę "REAL LIFE" i chwyciłam w łapki drugi tom pt. "Althea & Oliver". Uwierzcie, że było warto.

Althea i Oliver przyjaźnią się od dzieciństwa. Jednak w pewnym etapie swojego życia Althea zauważa, że takie relacje jej nie wystarczają. Czy to możliwe, że zakochała się w swoim najlepszym przyjacielu? Jednak to nie wszystko. Okazuje się, ze chłopak choruje na bardzo rzadką chorobę, jest to zespół Kleinego-Levina, inaczej zwana syndromem śpiącej królewny, Oliver bez konkretnej przyczyny potrafi przespać 2 tygodnie, a nawet 2 miesiące. Jak potoczą się losy najlepszych przyjaciół?

Do "Althei & Olivera" podchodziłam z dużą rezerwą, jednak już po kilku stronach zrozumiałam, że nie ma się czego obawiać. Od razu zostałam wciągnięta do świata tytułowych bohaterów. Mamy tu do czynienia z nieszablonowym romansem, dojrzewaniem i tajemniczą chorobą. Ta mieszanka, nie daje nam typowej literatury młodzieżowej, czy gatunku new adult. Przyznam, że nie potrafię określić tego tytułu. Pierwszy raz spotkałam się z taką powieścią i byłam nią miło zaskoczona.
Cristina Moracho lubi szokować. Nigdy nie spodziewałabym się takiego obrotu spraw, jaki otrzymujemy w "Althei & Oliverze". Althea jest zagubioną osobą, do której bardzo się przywiązałam. Nie jest typową nastolatką. To bardzo samodzielna dziewczyna, która nie może poradzić sobie z uczuciem i z rzeczami, które zepsuła. Ciężko czytało się jej zmagania z rzeczywistością, najchętniej wyciągnęłabym ją z książki i przytuliła. Byłam miło zaskoczona tak ludzką bohaterką. Za to ciężko było polubić Olivera. Zazwyczaj w książkach młodzieżowych mamy do czynienia z bożyszczem nastolatek, bądź 'złym' chłopcem. Tutaj jest po prostu Oliver.

"Althea & Oliver" to lekka książka, która zaskoczy wszystkich czytelników. Naprawdę dobrze mi się ją czytało i mam wrażenie, że jeszcze kiedyś do niej wrócę. Jeśli kontynuacja serii "REAL LIFE" będzie tak dobra jak drugi tom, stanę się jej fanką. Jeszcze raz wszystkim polecam przygody Althei. Naprawdę warto się z nimi zapoznać.

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

Moje pierwsze spotkanie z serią "REAL LIFE" nie było udane. "Zac & Mia" to powieść, która nie przypadła mi do gustu. Była to lektura umilająca samotne wieczory, lecz to wszystko. Mimo tego postanowiłam dać szansę "REAL LIFE" i chwyciłam w łapki drugi tom pt. "Althea & Oliver". Uwierzcie, że było warto.

Althea i Oliver przyjaźnią się od dzieciństwa. Jednak w pewnym etapie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Wodospady Cienia" to seria młodzieżowa, którą pokochałam już od pierwszego tomu. Opowiada historię nastoletniej Kylie, która trafia do obozu dla paranormalnych. Jak się okazuje sama jest istotą znaną z bajek, jednak którą? Pierwsze tomy serii opierają się na rozwiązaniu zagadki mocy i pochodzenia głównej bohaterki. Mamy do czynienia z wątkiem romantycznym, tajemnicami i walką ze złem. Jeśli jeszcze nie zapoznaliście się z tą serią to nadróbcie zaległości. Naprawdę warto.

Kylie nareszcie odkryła czym jest. Jednak to nie rozwiązuje zagadki jej zdolności. Jak ma ich używać? Jak kontroluje się wzór? Kolejnym problemem jest duch, który ukazuje się dziewczynie. Należy on do komendantki obozu, czyli Holiday. Główna bohaterka obawia się, że to zwiastuje śmierć jej przyjaciółki. Co kryje się za historią ducha? Czy zdoła ona uratować komendantkę? Do tego dochodzą miłosne problemy. Kylie obawia się, że wataha Lucasa, nigdy jej nie zaakceptuje. Para oddala się od siebie, a podczas tego ciężkiego okresu wspomaga ją Derek.

W przypadku 4 tomu mamy do czynienia z o wiele większą dawką akcji i tajemnic, niż zazwyczaj. Jednak tym razem to nie Kylie jest na pierwszym miejscu, lecz Holiday i jej życie. To bardzo miła odmiana. W końcu ile można skupiać się tylko i wyłącznie na jednej postaci. W "Szeptach o wschodzie księżyca" mamy szansę poznać przeszłość komendantki i trochę głębiej spojrzeć w jej relacje z Burnettem.
Gdy nareszcie wiemy jaką paranormalną postacią jest nasza główna bohaterka, po przeczytaniu 4 części tak naprawdę nadal nie mamy o niczym pojęcia. "Szepty o wschodzie księżyca" to tak naprawdę wstęp do 5 tomu, w którym wszystko powinno się wyjaśnić. Jednak jest to już męczące. W końcu ile można drążyć ten sam temat. Zdaję sobie sprawę, że Kylie jest wyjątkowa, wspaniała, silna i tym podobne, jednak autorka mogłaby już popchnąć główny wątek do przodu. "Wodospady Cienia" należą do tasiemców (no może trochę przesadziłam), lecz nie znaczy to, że tak ważne kwestie można rozciągać na, aż 5 książek.
Pomimo tego nadal darzę dużą sympatią C.C. Hunter. Jest utalentowaną pisarką, która potrafi wykreować bardzo ciekawy świat i ma sporo pomysłów w swojej głowie. Do tego dochodzą świetnie postacie, które stworzyła, przykładem mogą być najlepsze przyjaciółki głównej bohaterki. Miranda i Dell, są genialne. Dodatkowym smaczkiem jest humor autorki. Wiele razy śmiałam się w głos podczas lektury.

Jeśli nie mieliście jeszcze okazji przeczytać "Urodzonej o północy", "Przebudzonej o świcie" i "Zabranej o zmierzchu" to nadróbcie zaległości. "Wodospady Cienia" to seria, przy której można się zrelaksować i na chwilę zapomnieć o życiu codziennym. Polecam!

[recenzje-bezimiennej.blogspot.com]

"Wodospady Cienia" to seria młodzieżowa, którą pokochałam już od pierwszego tomu. Opowiada historię nastoletniej Kylie, która trafia do obozu dla paranormalnych. Jak się okazuje sama jest istotą znaną z bajek, jednak którą? Pierwsze tomy serii opierają się na rozwiązaniu zagadki mocy i pochodzenia głównej bohaterki. Mamy do czynienia z wątkiem romantycznym, tajemnicami i...

więcej Pokaż mimo to