-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik249
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2015-10-27
(...) Nie potrzebowałem wiele, aby rozsmakować się w prozie Zbigniewa Zborowskiego. Wystarczyło raptem kilkanaście stron, aby wiedział, że dalej może być tylko lepiej, pięknej, bardziej intensywnie, jeśli chodzi o ilość myśli, uczuć i doznań. Autor z wyjątkową swobodą bawi się słowem. I nie ma znaczenia, czy opowiada o czasach nam współczesnych z wielką pasją dotykając bliskiego mu tematu nurkowania, czy też odnosi się do naszej pięknej, ale tragicznej i burzliwej wojennej historii.
Trzy pokolenia. Trzy kobiety. Trzy punkty odniesienia.
Ale też Polska, Ukraina, przedwojenny Wołyń, powojenny Breslau. Miejsca, do których docieramy i które odkrywamy. Tutaj przeszłość ma istotny wpływ na teraźniejszość. Tutaj również wspomniane losy rodziny Czeplińskich w wyjątkowy sposób zbiegają się z dramatami rodu Hryniewiczów. Tutaj to, co zaczęło się w jasnych promieniach szczęśliwego Wołynia dopełni się współcześnie w podwarszawskim Milanówku.
Wszystko to, co przeżywałem i odkrywałem w „Pąkach lodowych róż” nabrało szczególnego blasku, gdy spojrzałem finalnie na „Trzy odbicia w lustrze”. Siła tej książki opiera się na kobietach, które wiele przeszły i równie wiele doświadczyły zmagając się z tajgą, zsyłką, bólem odrzucenia. Walcząc o każdy dzień życia, każdego dnia rodząc się i umierając. Los niejednokrotnie potrafi spłatać figla, czasem są łzy wzruszenia i radości, czasem nieopisany ból straty i upokorzenia.
Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2015/10/zbigniew-zborowski-trzy-odbicia-w.html
Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek
Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski
(...) Nie potrzebowałem wiele, aby rozsmakować się w prozie Zbigniewa Zborowskiego. Wystarczyło raptem kilkanaście stron, aby wiedział, że dalej może być tylko lepiej, pięknej, bardziej intensywnie, jeśli chodzi o ilość myśli, uczuć i doznań. Autor z wyjątkową swobodą bawi się słowem. I nie ma znaczenia, czy opowiada o czasach nam współczesnych z wielką pasją dotykając...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-09-02
53 strony, a już kocham „Bezludny raj”, miłością czystą, lekką, taką, której nie widać, a którą czuć każdą cząstką duszy. Ana Maria Matute, bliżej mi nie znana do tej pory hiszpańska pisarka zawładnęła swoją prozą mój umysł bez reszty.
Choć do końca jeszcze sporo w tej przedziwnej, ale też niezwykłej opowieści małej Adriany, wiem, że będzie to podróż zaskakująca pod każdym względem. Na ogół recenzje pisze się po zakończeniu lektury, czasem jednak, tak, jak w tym przypadku, śmiało i bez skrępowania można dzielić się słowem pisząc z uznaniem i szczególną dozą radości o tym, jak wiele uśmiechu i szczególnych wzruszeń daje lektura tej książki.
Historia zmagań małej Adri z otaczającymi ją Olbrzymami w rodzinie bez uśmiechu od pierwszej strony unosi lekko i nie pozwala się zatrzymać. I choć tak, jak napisałem za mną dopiero 53 strony, to mógłbym napisać, że są to „aż” 53 strony, choć paradoksalnie nie jest to szczególnie obszerna powieść. A jednak nieważne, w którym miejscu się zatrzymam, za moment chętnie wrócę do lektury odkrywając okiem małej Adri tajemnice otaczającego ją świata. Tego bliskiego, czyli rodziny, z którą nie ma zbyt silnej więzi, gdyż od małego jest „inna”, a to w jej rodzinie jest przeszkodą. Unika jej starsza siostra, nie bawią się z nią bracia, rodzice prawie nie dostrzegają jej obecności. W wielkim domu jest kilka osób, które uważa za bliskie sobie, ale nigdy byście nie zgadli jakie i właściwie dlaczego zaskarbiły sobie przychylność w jej małym serduszku.
Powieść dla każdego, choć wydana w „Serii z miotłą” Wydawnictwa W.A.B. nie zamyka się na płeć piękną. Piszący te słowa odnajduje w niej szczególne bogactwo emocjonalne, wyjątkową lekkość słowa, zaskakujący piękny i ponadczasowy sposób narracji. Taki, który sprawia, że bez problemu wyobrażam sobie to, o czym za moment w krótkim cytacie:
‘- (…) Siedząc już w Ekspresie do Kawy, Eduarda rozpoczęła walkę wręcz z dźwigniami, kluczami i pedałami (albo tak mi się wydawało) pośród koncertu fukania niewydobywającego się z jej ust, lecz z silnika, który zdawał się naprawdę rozzłoszczony. Było kilka szarpnięć, które o mały włos nie wyrzuciły mnie z siedzenia, aż znienacka, można by powiedzieć, radośnie, ruszyłyśmy z miejsca. Radośnie, bo gdy jechałyśmy w dół ulicy pomiędzy rzędami akacji, odkryłam za oknem rodzinę jerzyków sfruwających jak strzały z nieba – przecinały je i odlatywały. Chyba wtedy po raz pierwszy poczułam coś podobnego do euforii. Wzrastała we mnie jakby wieka i pozbawiona trosk wolność i miałam ochotę zaśmiać się, nie wiedząc dobrze dlaczego.’
I wszystko to w umyśle małej, dziewięcioletniej dziewczynki, która na świat spogląda w zupełnie inny sposób, niż wszystkie otaczające ją Olbrzymy. I to właśnie Eduarda odkrywa przed nią świat, jakiego nigdy jeszcze nie znała. Pozostaje zostawić coś na puentę po zakończonej lekturze. A ta bez wątpienia zamyka się w kilku prostych słowach – tą książkę trzeba koniecznie poznać, trzeba się z nią zmierzyć, trzeba sięgnąć po książką z intrygującą okładką wiedząc, że czas, który jej poświęcimy nie będzie czasem straconym.
To, co podarowała już na początku do samego końca tylko unosiło coraz mocniej serce, a zaskoczona dusza nie potrafiła objąć, przyjąć i udźwignąć nadmiaru przepełniających ją emocji. Mała Adri, z jej małym, ale stopniowo coraz większym światem, z jej piękną, zaskakującą i gorącą miłością do Chłopaka, jej podróże po domu, po części „pastowanej i niepastowanej”, to wszystko nie ma, nie miała i długo jeszcze nie będzie mieć sobie równych.
Książka, którą śmiało i bez skrępowania mogę postawić na szczycie wśród najlepszych, wybitnych powieści, jakie dano było mi poznać od dłuższego czasu. Powieść, która powinna znaleźć miejsce w twojej duszy.
Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek
Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski
53 strony, a już kocham „Bezludny raj”, miłością czystą, lekką, taką, której nie widać, a którą czuć każdą cząstką duszy. Ana Maria Matute, bliżej mi nie znana do tej pory hiszpańska pisarka zawładnęła swoją prozą mój umysł bez reszty.
Choć do końca jeszcze sporo w tej przedziwnej, ale też niezwykłej opowieści małej Adriany, wiem, że będzie to podróż zaskakująca pod każdym...
Opinia 50 stron...
5 lipca 2017 roku swoją premierę wydawniczą będzie miał Tom II (1939–1945) INFERNO pasjonującego, niezwykłego i jedynego w swoim rodzaju życiorysu Jana Kozielewskiego vel Karskiego. Tom I zbyt długo czekał na swój dobry czas, zbyt długo to pięknie wydane dzieło kusiło mnie swoją objętością i treścią.
Świadomość tego, co nadchodzi sprawiła, że wypadało i należało odłożyć wszystko inne, aby tam, gdzie tylko pojawi się określona luka w czasie sięgnąć po Jedno życie i stać się świadkiem życia człowieka, któremu przyznałem miano Największej Osobowości XX wieku, tytuł, na który w minionym wieku zasłużyli tylko nieliczni Rodacy.
Opinia 50 stron to w tym momencie opinia blisko dwustu stron z blisko tysiąca nie tylko niezwykłego życiorysu, ale też fascynującej historii Polski pełnej anegdot i ciekawostek, co do których niejednokrotnie nie zdawałem sobie sprawy, że takie sytuacje lub zdarzenia miały miejsce w naszym kraju. Waldemar Piasecki opowiada historię Jana Karskiego, tak, jak wymagał tego od niego jego Przyjaciel, w formie dynamicznej powieści pozbawionej rysu nudnej historycznej opowieści pełnej przypisów i nie dającej się zupełnie czytać.
Taka konstrukcja sprawdza się już od pierwszych stron i dzięki temu jest to wyjątkowa, literacka perełka. Lektura trwa...
Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek
Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski
Opinia 50 stron...
5 lipca 2017 roku swoją premierę wydawniczą będzie miał Tom II (1939–1945) INFERNO pasjonującego, niezwykłego i jedynego w swoim rodzaju życiorysu Jana Kozielewskiego vel Karskiego. Tom I zbyt długo czekał na swój dobry czas, zbyt długo to pięknie wydane dzieło kusiło mnie swoją objętością i treścią.
Świadomość tego, co nadchodzi sprawiła, że wypadało i...
2012-05-28
Książka dostępna w 30 edycji konkursu, 'Literackie rozdanie...':
http://koominek.blogspot.com/2016/02/literackie-rozdanie-no-30.html
Kiedy Tatiana w pierwszym dniu wojny przeszła przez ulicę i spojrzała w uśmiechnięte oczy Aleksandra, wtedy wszystko, co miało się jeszcze później wydarzyć dawało jej siłę tego jednego spojrzenia. Choć później było coraz trudniej.
Piszę o tym nie bez powodu, gdyż pierwsze strony książki "Alibi na szczęście" Anny Ficner-Ogonowskiej pozwoliły mi bez żadnego skrępowania postawić znak równości pomiędzy jej książką, a niezwykłą, niesamowitą powieścią Paulliny Simons, "Jeździec Miedziany". Choć na "Jeźdźcu Miedzianym" się nie skończyło i jak już wiemy, "Alibi na szczęście" będzie miało swój dalszy ciąg. Dalsza lektura historii Hanki i Mikołaja utwierdziła mnie jedynie w przekonaniu, że postawiony w ciemno los opłacił się po wielokroć.
Historia powstania tej książki jest dosyć niezwykła, gdyż autorka nie zdawała sobie sprawy, że jej powieść sama znajdzie sobie wydawcę. Pisana w zaciszu domowym, "do szuflady", dzięki czujności męża odnalazła nie tylko światło dzienne, ale z marszu urzekła wszystkich, którzy do tej pory mieli możliwość ją poznać. A dzięki temu "Alibi na szczęście" ma szansę stać się powieścią kultową.
'(…) Czy myślałam, że książka trafi do rąk czytelników? Chyba nie myślałam, chyba tylko o tym marzyłam, ale bojąc się, że wypowiedziane marzenia mogą się nie spełnić siedziałam cichutko i zapisywałam kolejne zeszyty, a jeszcze później zaczęłam współpracę z laptopem.'
Powieść, którą podarowała nam Anna Ficner-Ogonowska nie tylko nie jest dziwna i wydumana, ale twardo trzyma się ziemi, a zawieszenie w polskich i warszawskich realiach dodatkowo dodaje jej smaku. Dzięki umiejętnemu czarowaniu słowem już od samego początku stajemy się czujnymi obserwatorami życiowych zmagań Hani i Dominiki, aby chwilę później pojawili się na horyzoncie dwaj panowie - Mikołaj i Przemek.
Inteligentna, mądra, wykształcona Hania, dla której celem życia jest działalność pedagogiczna, z drugiej strony jej totalne przeciwieństwo - szalona, zakręcona, pewna siebie, zadziorna Domi. Obie razem i każda z osobna od samego początku przykuwają uwagę czytelnika mnogością myśli, uczuć i refleksji, które nam darują. Stopniowo również poznajemy tajemnicę zamyślonej Hanki, której smutek sugestywnie łączy się z jej pięknem.
Autorka w zaskakujący sposób rozdaje karty umożliwiając poznanie przybranych sióstr, a z drugiej strony dwóch przyjaciół działających w tym samym biurze projektowym, za które jako wspólnicy odpowiadają. Stopniowo atmosfera się zagęszcza, na stole pojawiają się nowe karty reprezentujące nowe postacie. Zaskakująca, zadziwiająca lekkość słowa w bogactwie tchnącym siłą tej szczególnej opowieści.
I co ciekawe wszystko jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Tym bardziej, gdy pojawia się nad morzem u pani Irenki, wtedy doznaje osobistego oczyszczenia. Jej dusza w tym szczególnym miejscu odpoczywa, regeneruje się, szuka siły, aby mierzyć się z tym wszystkim, co swego czasu w pewien letni poranek ją dotknęło. Tragicznie dotknęło.
Bez dwóch zdań, "Alibi na szczęście" to materiał na gotowy scenariusz i film równie dobry, a może nawet lepszy, niż 'Nigdy w życiu'. Spojrzenie na okładkę tej książki pozwoli zrozumieć, dlaczego właśnie ten, a nie inny film został przeze mnie przywołany. Naturalność dialogów, ich lekkość, doskonały literacki warsztat autorki sprawiają, że nasz podziw dla tej książki rośnie i rośnie, aby w którymś momencie przepełnić czytelnika tak wielkim emocjonalnym bogactwem, które dusza ludzka nie zawsze jest w stanie przyjąć, choć nie zawsze potrafi udźwignąć.
http://koominek.blogspot.com - siedemdziesiąt dwie tematyczne szufladki i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Książka dostępna w 30 edycji konkursu, 'Literackie rozdanie...':
http://koominek.blogspot.com/2016/02/literackie-rozdanie-no-30.html
Kiedy Tatiana w pierwszym dniu wojny przeszła przez ulicę i spojrzała w uśmiechnięte oczy Aleksandra, wtedy wszystko, co miało się jeszcze później wydarzyć dawało jej siłę tego jednego spojrzenia. Choć później było coraz trudniej.
Piszę o...
2013-04-09
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Bóg. Honor. Ojczyzna.
Świadomość tej książki sprawia, że im dłużej myślę o tym, co już za mną, tym bardziej nie jestem pewien tego, jak pokazać prostym słowem własne odczucia i przemyślenia, aby dobierając właściwe słowa nie przejść nad Życiem rotmistrza Witolda Pileckiego zbyt łatwo i zbyt szybko do porządku dziennego. Jakże niewielu z wielu walczących w imię wolnej Polski mogłoby się poszczycić tak wyjątkowym życiorysem, ale tylko jeden człowiek z tych niewielu poszedł znacznie dalej dbając oto, aby nigdy nie splamić wiary w Boga, własnego Honoru i świętego oddania Ojczyźnie.
Potrzebowałem czasu, aby ponownie powrócić do książki Romana Konika „Znamię na potylicy”. Starałem się przemyśleć poznaną lekturę, dobrać odpowiednie słowa, ale pisząc szczerze nigdy nie należy zastanawiać się nad tym, do czego możemy dotrzeć, gdyż właściwe rozwiązania podpowiada nam sumienie i świadomość, że robiąc coś dobrze nie mamy się czego wstydzić.
Książka, której dotykamy w naszych rozważaniach nie jest biografią rotmistrza Pileckiego, jest raczej żywą opowieścią o jego życiu, działalności, rodzinie, rozterkach i przemyśleniach. Autor nie podaje w przypisach z jakich źródeł czerpał, we wstępie, czy też zakończeniu nie znajdziemy również nic na ten temat. Nie jest to opracowanie naukowe, ani merytoryczne trzymające się określonych reguł.
Jest to powieść, nad którą powinien pochylić się każdy Polak, któremu nie obce są określone wartości, który w dowolnie wybrany sposób w XXI wieku dba o dobre imię własnej ojczyzny, gdzie nikt nie wymaga od niego niezwykłych wyrzeczeń, nawet za cenę życia. Sam miałem określoną świadomość tego, co zrobił dla kraju rotmistrz Pilecki, ale dopiero „Znamię na potylicy” w znacznie szerszy sposób uświadomiło mi, że moja wiedza była jakże skromna.
Roman Konik rozdziały swojej książki przedstawił w sposób, który podkreśla określone etapy życia rotmistrza Pileckiego, w którym jakże niewiele było chwil spokojnych, pozbawionych napięcia, czy troski o własne życie. Ono samo niejednokrotnie wystawiane było na ciężką próbę, gdyż od momentu wybuchu wojny wstąpił na drogą, z której nie mógł, ale i nie chciał zawrócić.
„Ochotnik z Auschwitz”, szyderstwo stalinowskich oprawców, którzy drwili i wyśmiewali jego poświęcenie i dobrowolne przekroczenie bram piekła. Sam przeciwko światu z misją niesienia pomocy i dania świadectwa, że ludzie za drutami nie są już ludźmi, że dzieją się tam potworne rzeczy. Siatka konspiracyjna, którą tworzy w obozie w szczytowym momencie obejmuje przeszło osiemset osób, w prawie każdym komandzie Tomasz Serafiński, bo z taką kenkartą został zatrzymany w warszawskiej łapance (u Romana Konika poznałem drugą wersję tego zdarzenia), ma działających swoich ludzi. Dzięki temu jakże wielu udaje się uratować, dzięki własnemu wsparciu tworząc określone tematy do realizacji. Jednak przesyłane do Londynu systematyczne raporty nie przynoszą bombardowania torów kolejowych, nikt uwięzionym nie przychodzi z pomocą.
Nie jest moją intencją opisywanie wszystkich dokonań Bohatera, który życie swoje postawił na szali dobra i wolności ojczyzny. Wspomniany okres obozowy to jedynie krótki, choć słowo „krótki” w odniesieniu do ponad dwóch lat za drutami oświęcimskiego obozu jest jakże nieadekwatne, fragment życia rotmistrza Witolda Pileckiego. Dzięki książce Romana Konika moja wiedza jest znacznie szersza, moja świadomość tego, jak żył, ale i jak zginął rotmistrz Pilecki nabrała zupełnie nowego wyrazu. Bo choć postać rotmistrza była mi znana, to jednak, to, czego dokonał w swoim życiu było dla mnie pytaniem, na które warto było znaleźć odpowiedź.
„Znamię na potylicy” powinno znaleźć się w kanonie lektur szkolnych lub przynajmniej być pracą omawianą na lekcjach historii, gdyż jest to powieść, która bez większego problemu trafia do umysłu, ale i świadomości młodego odbiorcy. Zwrot, którego czasem używam, ale w tym kontekście ma jakże ważne i konkretne odniesienie – nad książką Romana Konika warto i wypada bardzo nisko się pokłonić w lekturze, wiedząc, że życie i działalność jednego człowieka diametralnie odmieniło życie wielu osób, które z nim walczyły, konspirowały, ale też cierpiały znosząc straszną obozową udrękę. To tyle, a może, aż tyle, początek i koniec, jeden, szczególny i wyjątkowy życiorys, który w świadomości Polaków nigdy nie powinien być zapomniany.
Artur G. Kamiński
http://koominek.blogspot.com - sześćdziesiąt siedem tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Bóg. Honor. Ojczyzna.
Świadomość tej książki sprawia, że im dłużej myślę o tym, co już za mną, tym bardziej nie jestem pewien tego, jak pokazać prostym słowem własne odczucia i przemyślenia, aby dobierając właściwe słowa nie przejść nad Życiem rotmistrza Witolda Pileckiego...
2012-08-03
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Letnia przygoda z książką.
Lato ma to do siebie, że zaskakuje w najmniej sprzyjających okolicznościach. Zaskakuje przede wszystkim mnogością miłych, literackich doznań, a dzięki temu czas wakacji, urlopu, czy też podróży może mieć jeszcze lepszy smak.
Kiedy na Islandii wybuchł pewien wulkan uporządkowane życie wielu ludzi musiało zostać nagle przewartościowane, urlopy przedłużone, a grupa, której mieliśmy już dosyć po tygodniu miała nam jeszcze towarzyszyć przez kolejny, a może dłużej.
Turyści w Hurgandzie zostali postawieni przed faktem dokonanym nie zdając sobie sprawy, że to, co najlepsze dopiero przed nimi. Ten wyjątkowo długi tydzień nabiera dla Kaliny Nowickiej stopniowo wyjątkowego kształtu i rozciąga się w nieskończoność. Do tej pory starała się mieć wszystko pod kontrolą, jednak kiedyś musi przyjść ten pierwszy raz, gdy to przeznaczenie rozdaje swoje karty. Nudna, nijaka podróż do Egiptu staje się nagle przygodą jej życia z konsekwencjami, których ona sama w najlepszych snach nie mogłaby przewidzieć.
Aneta Nawrot podarowała na te letnie chwile powieść, której jasny blask długo jeszcze po lekturze w umysłach czytelników nie przeminie. Jej „Czternaście dni tygodnia” podają w swej krótkiej w sumie treści sporą dawkę romantycznych uniesień, wątek kryminalny, w który tylko Polacy nie bacząc na ryzyko wchodzą nie mając ku temu żadnego przygotowania i wreszcie lekkość słowa, której nie można się oprzeć.
Zanim jednak przeminie tchnienie egipskiej przygody życiowe rozterki i wybory Marty przyprawią was ponownie o lekki zawrót głowy. Życie bywa podłe, o czym dobrze wiemy. Ludzie się poznają, są ze sobą, jest im dobrze, ale nagle komuś coś uderza do głowy… i wszystko nagle się sypie. A gdy ukochany puścił mnie bokiem trzeba odreagować stawiając wszystko na jedną kartę.
Stąd szalony pomysł zrobienia tego wszystkiego, czego do tej pory u boku ułożonego partnera nie dało się zrobić. Z jakim skutkiem? O tym trzeba przekonać się samemu, jednak sięganie po zakazany owoc nie zawsze daje dobre rezultaty, bo nie zawsze smakuje tak, jak byśmy tego chcieli, ale raz się sparzymy, innym razem ogrzejemy… życie jest kwestią wyborów, również życiowych.
I to również dotyka Martę, bo w ciągłym poszukiwaniu swojego kamyka szczęścia nie zdaje sobie sprawy, że jest on tuż obok, bardzo blisko, na wyciągnięcie ręki. Kamyk, który się do niej uśmiecha od dawna, a ona jakby tego nie zauważa, nie dostrzega, do czasu jednak.
W tej pogodnej, miłej i jakże życiowej formie życie Marty odkrywa przed nami Magdalena Lewecka w swej pełnej radości i uśmiechu książce, „Moja lista szaleństw”. Książce, która od pierwszej do ostatniej strony przynosi szczery, niczym nieskrępowany uśmiech, gdy wraz z bohaterką szukamy jej kamyka szczęścia.
Wspólnym mianownikiem obu powieści jest zarówno ten sam wydawca – Zysk i S-ka Wydawnictwo, jak również letnia pora premiery „Czternastu dni tygodnia” i „Mojej listy szaleństw”. Jednak nie to się tu przede wszystkim liczy, ważny jest radosny, pełen uniesienia i pogody klimat w jaki nas obie wprowadzają zarówno w trakcie, jak i już po lekturze.
http://koominek.blogspot.com - sześćdziesiąt osiem tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Letnia przygoda z książką.
Lato ma to do siebie, że zaskakuje w najmniej sprzyjających okolicznościach. Zaskakuje przede wszystkim mnogością miłych, literackich doznań, a dzięki temu czas wakacji, urlopu, czy też podróży może mieć jeszcze lepszy smak.
Kiedy na Islandii...
2016-01-07
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Przyszła ta długo oczekiwana chwila, aby wspomnieć o Tobie Louis i choć w drobnym stopniu przybliżyć potomnym Twoją wyjątkową pod każdym względem spuściznę. Jestem przekonany, że marka Louis Vuitton jest znana wszystkim, no może jest malutki procent populacji, która nigdy nie miała styczności z eleganckimi torbami, walizkami, czy też kuferkami. Nie zdziwiłbym się też, gdyby był to znacznie większy procent, którzy nic nie słyszeli o tej marce.
A jednak żadna dama nie potrafi i nie jest w stanie obejść się bez gustownych walizek, czy może kuferków, które firma posiada w swojej bogatej ofercie. Przyznam się, że kiedy odkrywałem pierwsze strony tej książki w mojej świadomości zaczęły pojawiać się obrazy z pewnego filmu, komedii romantycznej, w której szlachetny Louis Vuitton grał swoją główną rolę. Przynajmniej przez jakiś czas.
Przyznać trzeba, że twórcom, „Oświadczyn po irlandzku” udało się w doskonały sposób wkomponować pewien gustowny kuferek w interesujące poczynania zupełnie obcych sobie bohaterów. I przyznać również trzeba, że to Louis w jakiś sposób ich do siebie zbliżył. Jest to jedyny znany mi przypadek, gdy element wyposażenia, dodatek do podróży, nie jest bez znaczenia dla treści opowiadanej historii.
Pozostawiając jednak filmową dygresję gdzieś z boku mamy już pełną świadomość, co tak naprawdę stanowi o wielkości marki Louis Vuitton i na czym od samego początku się ona opiera. 57 lat Louis Vuitton czekał pracując dzień w dzień w pocie czoła, aby jego firma, a tym samym marka Louis Vuitton zaistniała na dobre w świecie. Ponad pół wieku budowania imperium, które obecnie dostrzegalne i rozpoznawalne jest w każdym eleganckim hotelu, kurorcie, czy może w sklepie z galanterią skórzaną i podróżniczą.
(...)
Więcej na stronie:
http://koominek.blogspot.com/2016/01/stephanie-bonvicini-louis-vuitton.html
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Przyszła ta długo oczekiwana chwila, aby wspomnieć o Tobie Louis i choć w drobnym stopniu przybliżyć potomnym Twoją wyjątkową pod każdym względem spuściznę. Jestem przekonany, że marka Louis Vuitton jest znana wszystkim, no może jest malutki procent populacji, która nigdy...
2015-05-17
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Niesamowita i pięknie opowiedziana historia.
Jakiś czas później obszernie napisałem o filmie na jej podstawie.
(...) 20 lat temu Patrick Süskind nie przypuszczał nawet, jak wielką zyska popularność przyczyniając się do powstania zaskakującej pod każdym względem powieści. Jean Baptiste Grenouille zawładnął na dobre umysłami i sercami wszystkich, którzy byli przy jego narodzinach na śmierdzącym nad wyraz rybnym targu. A także później, w trakcie całej jego podróży, aż do Grasse.
Zmysł, który chyba najtrudniej oddać. Pisząc można odwoływać się do wielu porównań, takich lub innych zwrotów. Robiąc film trzeba sięgać dalej dbając o jak najbardziej doskonały efekt. A ten autorstwa Toma Tykwera jest nad wyraz przekonujący.
Süskind miał rację zwlekając z odsprzedaniem praw autorskich do sfilmowania powieści. I choć ustawiali się w kolejce wielcy myślę, że padło na najbardziej odpowiednią osobę. Tą samą, która przymiarki do tego filmu robiła już kilkanaście lat wcześniej. Cierpliwość została nagrodzona.
Tykwer nie uprościł sobie zadania. Wykazał się wyjątkowym kunsztem, jako reżyser koordynując pracę setek ludzi. Zadbał o wszystkie szczegóły począwszy od najważniejszego – odtwórcy głównej roli. Podobnie, jak w wypadku reżyserii o rolę ubiegało się wielu znanych, podziwianych, ale zbyt już nam ogranych. Wybór padł na nikomu nie znanego aktora. I choć wizualnie może nieznacznie odbiegać od wyobrażeń czytelnika, to jednak Patrick Süskind może być dumny z tego, co pokazał i jak wykreował swoją rolę.
Całość dostępna w linku:
http://koominek.blogspot.com/2014/08/pachnido.html
Artur G. Kamiński
http://koominek.blogspot.com - pięćdziesiąt trzy tematyczne szufladki i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Niesamowita i pięknie opowiedziana historia.
Jakiś czas później obszernie napisałem o filmie na jej podstawie.
(...) 20 lat temu Patrick Süskind nie przypuszczał nawet, jak wielką zyska popularność przyczyniając się do powstania zaskakującej pod każdym względem powieści....
2015-12-20
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Tekst adresowany w dużej mierze do Was Drogie pięknie piszące Panie: Ałbena Grabowska & Magdalena Kordel & Joanna Opiat-Bojarska & Justyna Wydra & Elżbieta Cherezińska. Pozdrawiam serdecznie :)
Przechodząc nie tak dawno obok witryny sklepowej nie mogłem się oprzeć, aby nie zawrócić i nie sięgnąć po tę książkę. Znam większość książek Paulliny Simons, bo chyba jednak nie wszystkie, jednak magia i zjawiskowość 'Jeźdźca Miedzianego' z niczym nie może się równać. Jej kontynuacje są równie dobre, ale ta pierwsza ma swój jedyny w swoim rodzaju walor artystyczny i emocjonalny.
'(...) W dniu ataku Niemiec na Związek Radziecki, w pogodny, czerwcowy dzień Tatiana Mietanowa ze świadomością tego, co nastąpiło, spokojnie delektuje się lodami, siedząc na ławce. Słońce świeci, ptaszki ćwierkają, ma tylko siedemnaście lat. Wojna? Jaka wojna?
Po drugiej stronie ulicy przygląda się jej Aleksander Biełow, oficer wojsk radzieckich. Stoi i nie potrafi oderwać od niej oczu, stoi, jak zahipnotyzowany. Ich pierwsze spotkanie jest takie niewinne, ale już w tej chwili każde z nich zaczyna odczuwać coś wielkiego, wobec tej drugiej osoby. Uczucie, które z czasem ewoluuje, rozrasta się, nabiera siły, mimo tego, że trzeba kłamać, unikać ciekawskich spojrzeń, gdyż tak się nieszczęśliwie złożyło, iż Aleksander spotyka się już ze starszą siostrą Tani, Daszą.'
Dlaczego o tym wszystkim wspominam? Nie poznałem jej jak dotąd zbyt wiele, raptem dziewięćdziesiąt stron i już na tym etapie przyznać muszę, że materiał badawczy zbierany osobiście w tej życiowej podróży autorki zaskakuje bardziej, niż mogłem to sobie na początku wyobrazić. Zastanawiam się Drogie Piszące Koleżanki, czy zbieranie materiałów do którejś z Waszych książek były szczególnie emocjonujące i poruszające? Czy coś w trakcie tych badań szczególnie Was zaskoczyło, dotknęło...
Być może nie wszyscy wiedzą, ja też nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale ojciec Paulliny Simons był szefem rosyjskiej sekcji Radia Wolna Europa. W wieku dziesięciu lat autorka wraz z rodziną wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Dwadzieścia pięć lat później wraca na chwilę do Rosji i swojego rodzinnego miasta zupełnie go nie poznając.
'Czekając, zastanawiałam się, czy jest szansa, że dostanę w samolocie pielmieni. To moja ulubiona rosyjska potrawa - pierożki z mięsem w rosole z kury. Lubię też zupę grzybową z kaszą, rosyjską sałatkę ziemniaczaną i kawior. Myśląc o jedzeniu, uświadomiłam sobie, że umieram z głodu.
Jak wygląda sto dwadzieścia pięć gramów chleba?
Byłam zaniepokojona i podekscytowana powrotem do Leningradu.'
Niesamowicie refleksyjna książka. Pełny tekst recenzji 'Jeźdźca Miedzianego' (powyżej przytoczyłem jej dwa krótkie akapity) dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2014/07/jezdziec-miedziany.html
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Tekst adresowany w dużej mierze do Was Drogie pięknie piszące Panie: Ałbena Grabowska & Magdalena Kordel & Joanna Opiat-Bojarska & Justyna Wydra & Elżbieta Cherezińska. Pozdrawiam serdecznie :)
Przechodząc nie tak dawno obok witryny sklepowej nie mogłem się oprzeć, aby...
2015-07-30
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Z wyjątkową swobodą, ale też doskonałą znajomością tematu Bill O'Reilly oraz Martin Dugard opowiadają o życiu George'a S. Pattona. O tym, jaki wpływ na losy wojny miały jego poczynania, nieugięty charakter, doskonała strategia i wyjątkowe zdolności taktyczne. Był uwielbiany, ale był też solą w oku dla wielu wyższych rangą dowódców, jak też polityków. Mówił to, co myśli i robił to, co uważał za słuszne nie bacząc na konsekwencje.
'Zabić Pattona' czyta się jak doskonałą powieść sensacyjną, choć z nią samą książka ta ma niewiele wspólnego. Dotyka faktów, zdarzeń, często mało znanych. Przywołuje do życia ludzi znacznie mniej znanych, niż genialny strateg, jednak były to malutkie trybiki w jego wielkiej machinie wojennej.
Jestem przekonany, a piszę to ze znacznie dalszej perspektywy, niż jedynie pięćdziesiąt stron, że intrygujący początek jest zapowiedzią doskonałej reporterskiej podróży ku ostatnim miesiącom II wojny światowej. Na chwilę przed tym zanim Hitler wyciągnie ostatniego asa z rękawa i zanim Patton będzie miał jeszcze coś ważnego do dodania od siebie w tej wojnie.
Książka, która już na tym etapie budzi mój szczery podziw. Słowo końcowe jest bez wątpienia kwestią czasu.
Pełne spojrzenie dostępne jest w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2015/08/bill-oreilly-martin-dugard-zabic-pattona.html
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
Z wyjątkową swobodą, ale też doskonałą znajomością tematu Bill O'Reilly oraz Martin Dugard opowiadają o życiu George'a S. Pattona. O tym, jaki wpływ na losy wojny miały jego poczynania, nieugięty charakter, doskonała strategia i wyjątkowe zdolności taktyczne. Był...
2015-08-26
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
(...) Jednak nie byłoby tego wszystkiego, gdyby kiedyś nie pojawiła się pierwsza litera, za nią kolejna i jeszcze jedna. W konsekwencji zdania i akapity, a wreszcie powieść pod miło brzmiącym tytułem Uroczysko. Powieść wznowiona przez Wydawnictwo Znak w jej drugim wydaniu odrobinę poprawiona, aby być może wszystkie niedociągnięcia, które niezauważone pojawiły się drukiem w pierwszym, gorącym wydaniu bezpowrotnie zniknęły.
Jakkolwiek jest i zanim w ogóle pojawił się pomysł na cykl książek Malownicze autorka przywołała do życia Majkę, która sponiewierana życiowym tsunami szukając bezpiecznego azylu nie zważając na nic rusza spontanicznie w Sudety. Gdzieś tam zapomniany przez Boga i ludzi czeka na nią pensjonat. Na nią i jej córkę Marysię. Pensjonat, który nagle przemówi swoim głosem w niezwykły sposób zacznie przyciągać ku sobie ludzi.
Śmiało można powiedzieć, że coś się nam już kojarzy, można, choć literacki debiut pojawił się na długo przed tym zanim polski rynek wydawniczy zawojowały Wymarzony dom, Wymarzony czas, czy też ostania Tajemnica bzów. Być może jest tak, że już znamy wymienione wcześniej pozycje, być może jest również tak, że nie mieliśmy jeszcze okazji, aby je poznać, stąd doskonałym otwarciem będzie pierwsza kartka pocztowa z Malownicze - Pensjonat Uroczysko.
Pełny tekst recenzji dostępny w linku:
http://koominek.blogspot.com/2015/08/magdalena-kordel-uroczysko.html
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
(...) Jednak nie byłoby tego wszystkiego, gdyby kiedyś nie pojawiła się pierwsza litera, za nią kolejna i jeszcze jedna. W konsekwencji zdania i akapity, a wreszcie powieść pod miło brzmiącym tytułem Uroczysko. Powieść wznowiona przez Wydawnictwo Znak w jej drugim wydaniu...
2015-09-03
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
(...) Od czasów najstarszych, kiedy dopiero kształtował się wizerunek Hollywood, czasów kina niemego i seansów przy akompaniamencie starego pianina, po te nam bliższe połowy XX wieku, choć wciąż bardzo odległe w czasie. W ten właśnie sposób odkrywamy strukturę przemian, jakie dotykały tego baśniowego, choć przecież bardzo przyziemnego świata filmu.
Jeśli ktoś myślał, że tylko Marilyn Monroe zmarła tragicznie, a jej życie było ciągłym wznoszeniem się i upadaniem, aż po ten ostatni, śmiertelny upadek, to nie ma zupełnie świadomości, jak wielu aktorów, gwiazd kina skończyło w podobny, choć nie zawsze ten sam sposób.
Daleko tu do radości, pełni szczęścia, wielkiego blasku gwizdy filmowej. Jakże często gwiazda, która na dobre nie zdążyła rozbłysnąć na firmamencie hollywoodzkiego nieba nagle gasła. Co równie ważne, skandal teraz, czy sto lat wcześniej miał ten sam niszczący skutek. Z jedną różnicą - przez jakiś czas wytwórnie filmowe dbały oto, aby ich protegowani nie wpadli w tarapaty. A jeśli już do tego doszło robiły wszystko, aby wygładzić rysę na ich wizerunku. Jednak taka protekcja miała swój ograniczony wymiar. Poza tym jakże odmienna była świadomość i pruderyjność ludzka na początku XX wieku i kolejnych dwóch, trzech dekad od tego, co obecnie dzieje się w wynaturzonym do granic możliwości świecie mediów, Facebooka, portali plotkarskich.
O ile Flip i Flap są znani prawie wszystkim, to Fatty Arbuckle dla niewielu był i jest rozpoznawany. Ten radosny tłuścioszek miał pecha pojawić się w złym miejscu i czasie, co w konsekwencji doprowadziło do skandalu, który na długo zagościł na pierwszych stronach plotkarskich gazet w Stanach Zjednoczonych w 1921 roku. A wszystko zaczęło się dokładnie 94 lata temu, 3 września. Trwająca bardzo długo batalia sądowa doprowadziła co prawda do niewinienia pozwanego, ale kariera filmowa Arbuckle'a na zawsze legła w gruzach.
Pełny tekst recenzji dostępny w linku:
http://koominek.blogspot.com/2015/09/anne-helen-petersen-skandale-zotej-ery.html
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
(...) Od czasów najstarszych, kiedy dopiero kształtował się wizerunek Hollywood, czasów kina niemego i seansów przy akompaniamencie starego pianina, po te nam bliższe połowy XX wieku, choć wciąż bardzo odległe w czasie. W ten właśnie sposób odkrywamy strukturę przemian,...
2015-10-05
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
(...) Dzięki przemyślanej kompozycji jest to opowieść, która zamyka się w dwóch szczególnych stanach świadomości. Tym przeszłym okupacyjnym, w którym Constance po wyczerpującym szkoleniu w SOE z dywersji, strzelania, przetrwania na tyłach wroga dostaje misję, której zupełnie się nie spodziewa, a której nie przewidywał żaden z wielu przerobionych wcześniej po wielokroć scenariuszy.
I tym współczesnym podarowanym Emilie, która wraz ze śmiercią matki staje się jedyną dziedziczką rodu de la Martinières. Jej uporządkowane paryskie życie, które wybrała sobie sama stroniąc od blichtru, jaki mógł jej dawać tytuł, zostało wystawione na próbę, gdyż jako dziedziczka rodu miała otrzymać zamek i przylegające do niego winnice.
Zamkowa biblioteka, w której jako dziecko bardzo lubiła przebywać w towarzystwie ojca pozwala jej podjąć określone decyzje. Nie bez znaczenia jest również nagłe pojawienie się Sebastiana, który w szybkim czasie staje się najbliższym powiernikiem i wsparciem w działaniu dla Emilie.
Lucinda Riley w pasjonujący sposób otwiera przed czytelnikiem wrota zamku zapraszając do jego wnętrza, do tajemniczych piwnic i wszędzie tam, gdzie tylko chcielibyśmy wejść. W trakcie lektury dotykamy emocji, jakie towarzyszą Emilie w odkrywaniu na nowo miejsca, które było jej doskonale znane, ale też stajemy się świadkami zmagań Constance, gdy w ciągłym zagrożeniu życia musi lawirować pomiędzy przyjaciółmi i wrogami.
Pełny tekst recenzji dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2015/09/lucinda-riley-tajemnice-zamku.html
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
(...) Dzięki przemyślanej kompozycji jest to opowieść, która zamyka się w dwóch szczególnych stanach świadomości. Tym przeszłym okupacyjnym, w którym Constance po wyczerpującym szkoleniu w SOE z dywersji, strzelania, przetrwania na tyłach wroga dostaje misję, której...
2015-10-15
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
(...) Jednak 'Mrok i mgła' to jedynie przyczynek ku temu, aby zatrzymać się na dłużej przed Cieniem Lucyfera i zanurzyć się w historię rodziny, której przodkowie odpowiadając na apel cesarza Józefa II wyruszyli w XVIII wieku z odległego Palatynatu Reńskiego zasiedlać ziemie polskie pozyskane przez Austrię po pierwszym rozbiorze Polski. Rodziny, która już od najstarszych lat kultywowała świadomą więź z państwem, w którym przyszło im żyć, aby bez względu na okoliczności nie wyrzec się tego, że choć noszą niemieckie nazwisko sercem i duszą są Polakami.
Feliks, jako kilkunastoletni chłopak zupełnie spontanicznie bierze udział w Powstaniu Styczniowym, jego wnuczka Rysia uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim i jest jedynym kobiecym akcentem w rodzinie, w której nurt patriotyczny kultywowali mężczyźni. Stąd właśnie jej warto poświęcić w pierwszej kolejności szersze spojrzenie.
Jest córką Wilhelma, wybitnego chirurga, który za współpracę z AK został aresztowany przez Gestapo i w konsekwencji został więźniem obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Jego praca w obozowym szpitalu, wspieranie na duchu współwięźniów, ratowanie ich z opresji, to wszystko nie przeszło bez echa w obozowej społeczności, a jego śmierć w tym bezmiarze obozowego cierpienia wielu więźniów dotknęła boleśnie. Wilhelm Türschmid odmówił podpisania Volkslisty.
W roku męczeńskiej śmierci ojca (1942) Rysia liczy sobie niespełna piętnaście lat. W sercu żarliwie płonie patriotyczny ogień i chęć walki z okupantem. Dwa lata później zostaje zaprzysiężona w strukturach AK. W powstaniu, które ma wybuchnąć za kilka dni weźmie udział pod pseudonimem „Bryła”.
Tekst obszernej recenzji książki, 'Cień Lucyfera' dostępny w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2015/08/stefan-turschmid-cien-lucyfera.html
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
(...) Jednak 'Mrok i mgła' to jedynie przyczynek ku temu, aby zatrzymać się na dłużej przed Cieniem Lucyfera i zanurzyć się w historię rodziny, której przodkowie odpowiadając na apel cesarza Józefa II wyruszyli w XVIII wieku z odległego Palatynatu Reńskiego zasiedlać ziemie...
2015-10-28
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
(...) Roxana Saberi swego czasu zyskała tytuł Miss Dakoty Północnej. Była również finalistką wyborów Miss Ameryki 1998 roku. Choć urodziła się w Stanach, bliska jest jej kultura jej ojca. Stąd pobyt w Iranie i liczne relacje dziennikarskie z tego państwa. A także praca nad książką, która stała się wyimaginowanym powodem aresztowania Saberi i absurd naginania prawdy, a także mijania się z nią w każdy, możliwy sposób.
Tutaj nie można i raczej nie wypada 'zaliczyć' książki. Tutaj wszystko to, czym się dzieli z czytelnikiem autorka ma wyjątkowy pod każdym względem wydźwięk. Jej zatrzymanie, aresztowanie, niekończące się przesłuchania, obietnice bez pokrycia, podpisywanie świstków papieru, przepisywanie zeznań, czy wreszcie grożenie śmiercią, to wszystko nie miało końca. Machina, którą raz wprowadzono w ruch w żaden sposób nie potrafiła się zatrzymać.
A przecież Saberi miała dobre intencje, które powinny być docenione przez państwo. Być może każde inne na świecie, ale nie Iran. Jej książka z marszu stała się zarzewiem spisku, knowań, działań szpiegowskich na światową skalę. Na nic zdały się zapewnienia autorki. Jej słowa trafiały w próżnię. W pewnym momencie została tak zmanipulowana, że straciła rozeznanie dokąd to wszystko zmierza. I niekończące się obietnice rychłego uwolnienia.
Dla kobiety aktywnej, jaką jest Roxana Saberi, odcięcie od świata zewnętrznego, pozbawienie książek, notatek, możliwości pisania, tworzenia było czymś, co stopniowo zaczęło przyprawiać ją o frustrację. A przecież jak sama napisała o sobie była od małego wyjątkowo zdolna:
'Czas był dla mnie bardzo cenny. Kiedy skończyłam pięć lat, przeskoczyłam przedszkole, by wraz z moim starszym bratem zacząć naukę w szkole, potem w ciągu trzech lat skończyłam szkołę średnią. Mając tak dużo do nauczenia się i odkrywania, nie chciałam marnować ani chwili.'
Pełny tekst recenzji w poniższym linku:
http://koominek.blogspot.com/2015/10/roxana-saberi-miedzy-swiatami.html
Grupa, którą polecam i do której zapraszam:
http://lubimyczytac.pl/grupa/1516/wybierz-sobie-ksiazke
(...) Roxana Saberi swego czasu zyskała tytuł Miss Dakoty Północnej. Była również finalistką wyborów Miss Ameryki 1998 roku. Choć urodziła się w Stanach, bliska jest jej kultura jej ojca. Stąd pobyt w Iranie i liczne relacje dziennikarskie z tego państwa. A także praca nad...
2013-08-14
Fotografia, to brzmi dumnie!
W roku 2013 nakładem Wydawnictwa Znak ukazała się książka wyjątkowa, książka, po którą każdy, kto choć w dowolnym stopniu śmie nazywać się fotografem powinien sięgnąć i poznać sześć interesujących wywiadów z ludźmi, którzy byli prekursorami polskiej fotografii reporterskiej i reportażowej.
Łukasz Modelski po doskonałych i urzekających „Dziewczyna wojennych” przygotował publikację noszącą tytuł „Foto biografia PRL”. To właśnie tu możemy dowiedzieć się nie tylko na temat historii fotografii i tego, jak kiedyś się fotografowało, ale przede wszystkim czerpać inspirację do własnego tworzenia z tych pełnych pasji, ale czasem też zupełnie prostych w swej formie wypowiedzi. Określone zdania, myśli, wypowiedzi są dobrymi wskazówkami, jak tworzyć, aby być spełnionym w tym, co się robi, aby na etapie fotografii cyfrowej nie były to kolejne setki, czy też tysiące ujęć nie wnoszące nic nowego do całokształtu i tutaj pierwszy fragment, który w trakcie lektury wyróżniłem:
‘(…) Dobrych fotografii przybywa powolutku, zdjęcie musi się jakoś urodzić, musi zaistnieć splot okoliczności, przypadków. A takie przypadki zdarzają się tylko dobrym. Na przypadek trzeba zapracować.’
Jan Morek, twórca, m.in. albumów „Polska na co dzień”, w 1960 roku zrobił swoje najbardziej znane zdjęcie „Orkiestra z Chmielnej”. I jeszcze jeden cytat też mówiący o przypadku, tym razem autorem cytowanych słów jest Bogdan Łopieński, zdjęcie „Przyśpieszajmy, obywatele” z 1973 roku na którym Edward Gierek i Piotr Jaroszewicz w tym samym czasie patrzą na zegarek jest zapewne bardzo dobrze znany, ale oto cytat:
‘(…) Jaka w ogóle w pana pracy była rola przypadku? – Gigantyczna. Główna. Żeby zdjęcie chciało mówić musi się złożyć bardzo dużo rzeczy, człowiek musi mieć w głowie, co jest ciekawe, musi wiedzieć i w ułamku sekundy to rozpoznać, i zrobić zdjęcie. Bo to ułamek sekundy decyduje. I można zrobić sto zdjęć i dopiero sto pierwsze będzie takie, jak chcemy.’
Książka, która dla mnie fotografa jest bardzo cenna, do której wracam co jakiś czas, a że mam szczególną przyjemność poznawania jakże często jeszcze przed drukiem jest to przyjemność podwójna. Łukasz Modelski podarował czytelnikowi opowieść reporterów, która adresowana jest do wszystkich, ale to właśnie ci, którzy nie rozstają się z aparatem mogę z niej wynieść najwięcej dobrego. Nie zmienia to faktu, że spodoba się też wszystkim innym – podróż po epoce, po czasach za którymi wielu w jakiś sposób nadal głośno wzdycha.
Trzeba też pamiętać, że epoka Photoshopa zmieniła diametralnie spojrzenie na fotografię, bo teraz wszystko wydaje się takie łatwe i takie proste i dzięki temu warto posłużyć się jeszcze jednym, krótkim cytatem:
‘(…) Gdzie pan to robił? – W kuchni, nocą, jak wszyscy spali. Miałem lampkę nocną i taką ramkę drewnianą, zeissowską zresztą, gdzie się wkładało negatyw, na to kawałek papieru fotograficznego, zamykało się, przyciskało, stawiało się to pod lampką, włączało się ją i liczyło się 23, 24, 25 – trzy sekundy – i się wyłączało. I odbitka była naświetlona. (…) Pierwszy negatyw wywołany w talerzu, odbitka wypłukana i wysuszona… Nie pamiętam, co to było…’
Aleksander Jałosiński, prekursor zdjęć „Polski C”, zdjęć, które w tamtym okresie były czymś innym, czymś co przykuwało uwagę, zdjęć haseł, które również w epoce PRL-u miały swoją, wyjątkową wymowę, a rzadko kto czasem potrafił pokazać ich zupełnie nowe przesłanie.
Co by nie mówić, co by nie pisać, książka, po którą warto sięgnąć i którą warto czytać.
Artur G. Kamiński
http://koominek.blogspot.com - sześćdziesiąt sześć tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Fotografia, to brzmi dumnie!
W roku 2013 nakładem Wydawnictwa Znak ukazała się książka wyjątkowa, książka, po którą każdy, kto choć w dowolnym stopniu śmie nazywać się fotografem powinien sięgnąć i poznać sześć interesujących wywiadów z ludźmi, którzy byli prekursorami polskiej fotografii reporterskiej i reportażowej.
Łukasz Modelski po doskonałych i urzekających...
2011-04-02
Literacki debiut, jaki można sobie tylko wymarzyć. Książka, która od samego początku do ostatnich stron tej opowieści sprawia tak niezwykłe wrażenie, iż trudno się zatrzymać, a serce bije tak mocno, iż czasem nie jesteśmy w stanie nad nim zapanować.
Tak, napisać taką powieść to rzecz niezwykła, mieć wsparcie przy pisaniu i tworzeniu, przelewaniu na papier własnych myśli to rzecz jedyna w swoim rodzaju. Zastanawiam się, jakich użyć słów, aby przekazać moc wrażeń i doznań, jaki towarzyszyły mi w trakcie całej lektury, jednak bez względu na to, jak bardzo wyszukane będą to słowa nigdy nie przekażą nawet w drobnym stopniu tego wszystkiego, co ze sobą niesie.
Już czytając krótkie wprowadzenie miałem wrażenie, że czeka mnie uczta i w rzeczy samej tak było, uczta to mało powiedziane. Richard Harvell dzięki wsparciu całej rodziny stworzył powieść piękną, wzruszającą, bogatą duchowo i emocjonalnie, z pietyzmem oddając szczegóły czasu, miejsca i epoki.
W zadziwiającym prologu napisał historię małego chłopca w trzech aktach, a także dar, który dzięki dzwonom się w nim rozwinął, jego nieziemski wręcz głos. Historia Mojżesza, którego dwóch mnichów w cudowny sposób ratuje od śmierci w nurtach rwącej rzeki. Jakież więc mogło być jego imię, jeśli nie Mojżesz.
Jednak muzyka, życie, talent, wszystko to bez miłości jest niczym. A ta rodzi się tu niepozornie, każdego dnia rozkwita bardzo powoli, dojrzewa latami, aby wybuchnąć swą pełnią w określonym miejscu i czasie. Cudowna lekkość „Pachnidła” i jakże wspaniała doniosłość filmu „Farinelli: Ostatni kastrat”, są mieszanką, które w jedyny w swoim rodzaju sposób zamyka się w „Dzwonach”.
Mógłbym pisać jeszcze długo, ale zakończę pewną myślą z książki:
‘(…) Wytężałem słuch w poszukiwaniu głosu, śmiechu lub westchnienia, które pasowałoby do cennych wspomnień przechowywanych w zakamarkach pamięci. Nie natrafiłem na ślad żadnego z nich. Dwa razy zatrzymywałem się przed ścianą i zamierałem w bezruchu niczym jakiś automat; za każdym razem ktoś uczynny łapał mnie pod ramię i odprowadzał do Guadagniego. Ten z uśmiechem dziękował, po czym mruczał pod nosem, żebym zszedł mu z drogi.
I nagle pojawiła się ona.
(…)
Amalia błyszczała wśród otaczających ją mężczyzn niczym rozżarzony węglik w popiele. Oni spierali się o coś, gestykulowali, potakiwali z zapałem i choć ona utkwiła wzrok gdzie indziej, nie okazując zainteresowania konwersacją, to do niej w istocie się zwracali, to ją próbowali sobie zjednać.’
Artur G. Kamiński
http://koominek.blogspot.com – sześćdziesiąt jeden tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Literacki debiut, jaki można sobie tylko wymarzyć. Książka, która od samego początku do ostatnich stron tej opowieści sprawia tak niezwykłe wrażenie, iż trudno się zatrzymać, a serce bije tak mocno, iż czasem nie jesteśmy w stanie nad nim zapanować.
Tak, napisać taką powieść to rzecz niezwykła, mieć wsparcie przy pisaniu i tworzeniu, przelewaniu na papier własnych myśli to...
2015-05-31
(...) Dorota Gąsiorowska kompozycją swojej opowieści w jakiś sposób wpisuje się w określony schemat współczesnej powieści dla kobiet, jakie mam przyjemność i okazję poznawać od dłuższego czasu. Człowiek przygnieciony dotychczasowym życiem szuka azylu w odległych zakątkach, na dalekiej prowincji. Tutaj historia Łucji jest wyjątkowo zbieżna z pewnym schematem, jednak na tym podobieństwa się kończą. I dobrze.
Wszystko, co dzieje się dalej za sprawą autorki ma wyjątkowy w swej formie walor emocjonalny i uczuciowy. Przyjmując posadę nauczycielki w Różanym Gaju Łucja działa spontanicznie stawiając wszystko na jedną kartę. Pozorne szczęście jakie dają praca, udany związek, życie w luksusie nigdy nie jest szczęściem totalnym ogarniającym bezmiar duszy. Biuro podróży przestaje przynosić radość, miłość, jeśli tak naprawdę była to miłość, zbyt szybko się wypaliła, a wielki apartament staje się jedynie luksusową, samotną celą. Zmiana jest konieczna, aby życie, które się rozsypało można było jeszcze pozbierać.
Pełny tekst recenzji dostępny jest w linku:
http://koominek.blogspot.com/2015/06/dorota-gasiorowska-obietnica-ucji.html
Artur G. Kamiński
http://koominek.blogspot.com - pięćdziesiąt cztery tematyczne szufladki i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
(...) Dorota Gąsiorowska kompozycją swojej opowieści w jakiś sposób wpisuje się w określony schemat współczesnej powieści dla kobiet, jakie mam przyjemność i okazję poznawać od dłuższego czasu. Człowiek przygnieciony dotychczasowym życiem szuka azylu w odległych zakątkach, na dalekiej prowincji. Tutaj historia Łucji jest wyjątkowo zbieżna z pewnym schematem, jednak na tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-05-01
Jadąc niebieskim pociągiem przez bezkres lasów i pól z radością, a momentami również wzruszeniem odkrywam ostatnie strony „Niebieskiego autobusu”. Ze świadomością, że jest to opowieść, która w zaskakująco piękny sposób wpisuje się w epokę, jakże odmienną od tej, gdzie mleko z butelki z kolorowym kapslem smakowało o niebo lepiej, niż ciecz, którą teraz dostajemy w kolorowych kartonach.
Dziwię się również sam sobie, że wcześniej nie dano było mi poznać tej ze wszech miar wyjątkowej książki autorstwa Barbary Kosmowskiej. Jednak, jak to mówią, co się odwlecze, to nie uciecze, tym bardziej więc napawa mnie dumą fakt, że mogłem ją poznać, a czytając odkrywać wszystko to, co bezpowrotnie przeminęło wraz z niebieskim autobusem z naszego życia.
Mądrość, radość, wzruszenie, wreszcie refleksja płynąca z tej opowieści są tak niezwykłe, tak zaskakujące, tak piękne, iż bez wątpienia nie jest to książka, która po lekturze zniknie z naszej świadomości. Autorka na kartach swojej książki podarowała nam Miśkę z tym wszystkim, co u człowieka jest piękne, choć na pozór normalne. Z paletą słabości, ułomności, wad, grzechów lekkich i ciężkich, ale również walką i staraniem oto, aby przełamywać słabości, wystrzegać się ułomności, pracować nad wadami, tak, aby człowiek był pełen dobroci, miłości i ciepła.
Wraz z Miśką i jej szaloną, choć przecież jakże normalną rodziną jesteśmy świadkami przemijania czasu w cieniu wielkiego kasztanowca, w zmieniających się porach roku w ogrodzie pana Sybiduszki. Odkrywamy pragnienia rodziców Miśki, ich małe i wielkie tęsknoty zakrapiane nieodłączną butelką z własnej, domowej produkcji, przyglądamy się znikaniu i pojawianiu się wciąż nowych rzeczy, które pojawiają się i znikają za sprawą wciąż tej samej osoby, wuja Romana. Odbieramy wreszcie ciągłe tęsknoty za Wileńszczyzną babki Bronki.
Ale przede wszystkim podążamy za Miśką w jej dorastaniu, w jej marzeniach, w jej tęsknocie za pragnieniem szczęścia i radości. To dzięki Miście, chwilę później jej dzielnej przyjaciółce Brydzi, kilka przystanków dalej Adasiowi, małemu szczęściu i radości, które przydarzyło się Miśce nasze wzruszenie, nasza radość, nasze duchowe emocje nie mają końca. Podróż niebieskim autobusem nie ma sobie równych, książka, która powinna pojawić się na każdej domowej półce, w efekcie lektura, która powinna być wpisana do kanonu lektur szkolnych dzięki niezwykłej sile przekazu prozy Barbary Kosmowskiej.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że tak naprawdę chcąc zacytować ten lub inny fragment można praktycznie zacytować całą książkę. Trzy etapy z życia Miśki, każdy zapisany w krótkich epizodach i każdy z nich jest małą cząstką niezwykłej mądrości i radości życia, którą odkrywamy strona za stroną.
Jest i język dosadny, jest łacina podwórkowa w określonym czasie i miejscu podkreślająca najlepiej określone sytuacje, ale jest też piękno słowa, doskonałość w wyrażaniu emocji, doznań, pragnień i tego wszystkiego, co dzięki autorce staje się naszym udziałem.
I w formie puenty coś krótkiego proponuję:
‘(…) Wtedy też będziemy razem. W deszcz i w pogodę. W czas kwitnienia i dojrzewania kasztanów. Ich umierania i picia soków z matczynego pnia. W czas zielonych kasztanowych kul i odzianych w brązową szatę owoców. Czyli zawsze.’
Artur G. Kamiński
http://koominek.blogspot.com - pięćdziesiąt trzy tematyczne szufladki i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...
Jadąc niebieskim pociągiem przez bezkres lasów i pól z radością, a momentami również wzruszeniem odkrywam ostatnie strony „Niebieskiego autobusu”. Ze świadomością, że jest to opowieść, która w zaskakująco piękny sposób wpisuje się w epokę, jakże odmienną od tej, gdzie mleko z butelki z kolorowym kapslem smakowało o niebo lepiej, niż ciecz, którą teraz dostajemy w kolorowych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Orange z całą pewnością nie jest new black, tutaj orange ma zupełnie inny odcień, inny kolor, tutaj jest zupełnie inny świat. Widziany przez kraty Zakładu Karnego Nr 1 dla Kobiet w Grudziądzu zaskakuje zmiennością barw, jednak jakże odmiennych od tego, co ma do zaoferowania tęcza.
Lektura trwa, gdzieś na półmetku... stąd na dobry początek tylko siedem gwiazdek... co również oznacza, że zapewne wrócę z szerszym spojrzeniem na ten nietuzinkowy reportaż.
Wszystko, co ważne i dobre do odkrycia w tym miejscu:
https://www.facebook.com/Koominek
Zapraszam też na Instagram, tam ostatnio najwięcej się dzieje:
https://www.instagram.com/arturgkaminski
Orange z całą pewnością nie jest new black, tutaj orange ma zupełnie inny odcień, inny kolor, tutaj jest zupełnie inny świat. Widziany przez kraty Zakładu Karnego Nr 1 dla Kobiet w Grudziądzu zaskakuje zmiennością barw, jednak jakże odmiennych od tego, co ma do zaoferowania tęcza.
więcej Pokaż mimo toLektura trwa, gdzieś na półmetku... stąd na dobry początek tylko siedem gwiazdek... co...