Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Zacznę od tego, że książkę czyta się bardzo szybko, czytałam ją przez jakieś 25 minut. Czytałam ją jednakże po raz drugi, po dwóch latach przerwy. Książka zaczyna się od przedstawienia miejsca akcji i bohaterów. W książce, przynajmniej w tej części nie dzieje się nic specjalnego, ale i tak bardzo mi się podoba.
Magiczna czwórka, chce pomóc Matyldzie i co najważniejsze wychodzi im to, dzięki nim
Matylda- czarownica odnosi sukces.
Okładka jest kolorowa , a ilustracje w środku czarno - białe. Litery są napisane dużym drukiem. Według mnie ta książka jest napisana dla młodego czytelnika.
Pokazuje, że ludzie starsi potrzebują towarzystwa, ponieważ są sami, są sami ze swoimi problemami i troskami co jest bardzo smutne. Jeśli wiemy, że koło nas mieszka sąsiadka, która jest sama, może zaprośmy ją chociażby na kawę, żeby chociaż czasami nie była sama.
Jest to trzecia część serii "Baba Jaga sp. z o.o." , pierwsza część nosi tytuł : "Baba Jaga sp. z o.o. Magiczna Czwórka" , a druga "Baba Jaga s. z o.o. Misja Matyldy"
Książkę serdecznie polecam, ponieważ naprawdę jest super.
Moja ocena: 9,5/10
Zacznę od tego, że książkę czyta się bardzo szybko, czytałam ją przez jakieś 25 minut. Czytałam ją jednakże po raz drugi, po dwóch latach przerwy. Książka zaczyna się od przedstawienia miejsca akcji i bohaterów. W książce, przynajmniej w tej części nie dzieje się nic specjalnego, ale i tak bardzo mi się podoba.
Magiczna czwórka, chce pomóc Matyldzie i co najważniejsze...
"Belgravia" autorstwa scenarzysty serialu "Downton Abbey" to wysokiej klasy literatura kobieca. Piękna powieść, której akcja została osadzona w XIX - wiecznym Londynie. Autor zabiera swoich czytelników w podróż po rodzinnych tajemnicach, intrygach i namiętnościach, które mogą wywrócić świat do góry nogami. Napisana świetnym językiem, bardzo dopracowana historia ludzkich namiętności, pragnień, marzeń i porażek. Piękne dwory, londyńska socjeta, skandale, społeczne obwarowania i mezalianse. Powieść Fellowes'a tętni życiem i zachwyca każdą najmniejszą cząstką. Relacje międzyludzkie, barwni bohaterowie, dynamika w zakresie postaci jak i akcji nie pozwala oderwać się od "Belgravii". Zresztą fanów Downton Abbey do tej pozycji przekonywać nie trzeba...
Rok 1815. W przededniu bitwy pod Waterloo odbywa się bal u księżnej Richmond, w którym uczestniczy arystokracja i oficerowie. Oprócz nich na liście gości znajduje się także dostawca wojskowy Trenchard wraz ze swoją żoną oraz córką. Otrzymali zaproszenie na to wydarzenie, które silnie zapisze się w historii (nie tylko powieściowej), ponieważ ich córka Sophia zdobyła serce młodego, ambitnego hrabiego... a przynajmniej tak im się wydaje. Beztroską zabawę gości przerywa jednak informacja o tym, że wojska Napoleona nadchodzą... Swoją drogą bitwa pod Waterloo będzie jego ostatnią bitwą, ale wtedy jeszcze nikt nie wie jak zakończy się to starcie. Jedno jest pewne: będą ofiary. Bal u księżnej Richmond jest jednym z kulminacyjnych wydarzeń w "Belgravii" - mogłoby się wydawać, że to on jest motorem akcji... nie mniej i w powieści, i w historii było to wydarzenie bardzo ważne. Brukselski bal, który zapisał się na kartach historii już na zawsze.
Rok 1840, Londyn. Czas względnego spokoju, na tronie zasiada młodziutka królowa Wiktoria. Londyn się rozwija, prze do przodu, powstają nowe, wspaniałe rezydencje i dzielnice elit. Jedną z nich jest Belgravia. Mimo całego postępu w społeczeństwie cały czas panuje silny podział, a arystokracja wiedzie prym. Tu czytelnik znowu spotyka Jamesa Trenchard, kupca, który ciężką pracą osiągnął już bardzo wiele, a jednak cały czas nie uzyskał wymarzonej pozycji społecznej, a wiele drzwi cały czas pozostaje przed nim zamknięte. Wraz ze swoją żoną Anną wiodą w miarę spokojne życie. Wraz z nimi mieszka ich syn Oliver wraz ze swoją małżonką. Młodzi cały czas wyciągają względem rodziców nowe żądania... przyzwyczajeni do luksusu, pragną się w nim pławić, a nie na niego pracować. Napięcia wzrastają, gdy tajemnica Anny i Jamesa sprzed lat daje o sobie znać. Nagle, nieoczekiwanie zostają zmuszeni do złączenia swych losów z arystokratycznym rodem... Społeczna przepaść, chęć ugrania jak najlepszej pozycji dla siebie... to wszystko przestanie mieć tak wielkie znaczenie, gdy w grę wejdzie chęć zachowania wspólnej tajemnicy, która obie rodziny może pogrążyć.
W internecie można znaleźć informacje, że "Belgravia" jest powieścią historyczną. Wydaje się to być sporym nadużyciem i bez wątpienia takim jest. Oczywiście w książce pojawiają się wydarzenia historyczne, jednak można je zliczyć na palcach jednej ręki. Czy umieszczenie fabuły w XIX - wieku powoduje, że możemy nazwać powieść historyczną? W przypadku "Belgravii" uważny czytelnik będzie skłaniał się jednak ku literaturze kobiecej, której akcja rozgrywa się w ciekawym pod względem historycznym okresie. Julian Fellowes z dużą dokładnością zarysował nastroje panujące w angielskim społeczeństwie, szczególnie wśród arystokracji w której obrębie rozgrywa się ta historia. Rola pieniądza, pozycji społecznej i związane z tym konwenanse. Ograniczenia oddane rzetelnie i bez infantylności. Infantylność jest bowiem czymś czego w "Belgravii" czytelnik nie znajdzie.
"Belgravia" to książka. która zachwyca już od pierwszych stron. Także pod względem narracyjnym. Narrator wszechwiedzący, który wybiega czasami w przyszłość dodaje tej powieści barw. I tak czytelnik niejednokrotnie będzie miał wrażenie, że po prostu wysłuchuje opowiedzianej przez kogoś historii. Kogoś, kto został bardzo dobrze poinformowany i zna wszystkie niuanse zawarte w tej intrygującej historii. Dzięki temu autorowi udało się stworzyć niespłycone portrety psychologiczne bohaterów. Pełne barw, ponieważ w powieści Fellowes'a nic nie jest czarno - białe, a już z pewnością nie bohaterowie! Głównym wątkiem "Belgravii" jest skrywana od lat rodzinna tajemnica, która stanowi główną oś wydarzeń. Wokół niej rozgrywają się jednak wydarzenia równie ważne - na tle rodzinnym, emocjonalnym czy też społecznym. I tylko pozostaje pytanie kto w tej powieści pełnej intryg, tajemnic, miłości i ludzkich namiętności oraz pragnień gra główne skrzypce? Kobiety czy mężczyźni? Obie te grupy w powieści Fellowes'a wykazują się przezornością i inteligencją, a ich portrety zostały przedstawione w sposób mistrzowski. W dodatku nie brak im pewnego dostojeństwa i wyważenia, które wyraźnie sugeruje nam, że to nie są bohaterowie nam współcześni, choć "Belgravię" można potraktować jako powieść uniwersalną.
Julian Fellowes stworzył rewelacyjną powieść, którą czytelnicy pokochają. Za dopracowanie, za mnogość wątków i motywów, za zgrabne połączenie wątków fabularnych, świetne portrety psychologiczne bohaterów, rzetelne oddanie tła historycznego i przede wszystkim język. "Belgravia" pokazuje, że literatura kobieca nie musi być głupia, infantylna i napisana kiepskim językiem. Może zachwycać wykonaniem, zatrzymywać dech w piersi, wzruszać, a jednocześnie być ucztą dla literackiego zmysłu artystycznego. "Belgravia" porywa, oczarowuje i będzie oczarowywała kobiety w każdym wieku, spragnione dawki dobrej literatury. Fellowes napisał powieść, która jest kwintesencją tego co w literaturze kobiecej dobre. Niesamowite oddanie epoki, piękne zakończenie... "Belgravia" to po prostu powieść o której prędko się nie zapomina. Polskim czytelniczkom pozostaje jedynie czekać na kolejne powieści Fellowes'a, które ukażą się w Polsce.
"Belgravia" autorstwa scenarzysty serialu "Downton Abbey" to wysokiej klasy literatura kobieca. Piękna powieść, której akcja została osadzona w XIX - wiecznym Londynie. Autor zabiera swoich czytelników w podróż po rodzinnych tajemnicach, intrygach i namiętnościach, które mogą wywrócić świat do góry nogami. Napisana świetnym językiem, bardzo dopracowana historia ludzkich...
więcej mniej Pokaż mimo to
"[...] matka nie była moim wymysłem ani wynalazkiem sióstr, a jednak wciąż od nowa wyobrażałem ją sobie i zarazem odrzucałem."
Ian McEwan, "Betonowy ogród"
Dom na opuszczonym osiedlu i czwórka rodzeństwa, która niedawno straciła oboje rodziców. Najpierw umarł ojciec, potem umarła matka... Siedemnastoletnia Julia, piętnastoletni Jack (narrator powieści), trzynastoletnia Sue i ich mały braciszek Tom muszą od tego czasu sami o siebie dbać. "Rządy" obejmuje Julia, a jednak mimo silnego "przywódcy" rodzeństwo się demoralizuje... W piwnicy ukrywają wstydliwą tajemnicę. Jack nieustannie się masturbuje. Wdaje się w kazirodczy związek z siostrą... Sue co dzień pisze pamiętnik, ponieważ tylko tam może otrzymać zrozumienie. Sześcioletni Tom zaczyna przebierać się w sukienki udawać na zmianę dziewczynkę i niemowlaka... Rodzeństwo na to pozwala. Dom zarasta brudem, pleśnią, wszędzie krążą muchy. Wtedy do ich życia wkrada Derek, który liczy na to, że dzięki swoim pieniądzom zyska przychylność Julii. Nie zna jednak tajemnic rodzeństwa...
Są takie książki, które trafiają w moje ręce zupełnie przypadkiem... a mimo to mnie zachwycają. Jedną z takich pozycji jest "Betonowy ogród" czyli debiut powieściowy Ian'a McEwan'a - autora takich powieści jak "Dziecko w czasie" czy "Pokuta". "Pokuta" od jakiegoś roku stoi cierpliwie u mnie na półeczce i czeka aż po nią sięgnę... po "Betonowym ogrodzie" czuję jednak, że jestem o wiele bliżej tego momentu. Historia tego w jaki sposób ta książeczka trafiła w moje ręce jest krótka. Po ciężkim dniu postanowiłam wstąpić na chwilę do antykwariatu... Antykwariatu w którym książki są podzielone (mniej więcej) na kryminały, lektury, literaturę dla młodzieży, powieści obyczajowe, poezję itp... a także na bajki dla dzieci. Idąc już do kasy coś mnie tknęło i postanowiłam zajrzeć na półeczkę właśnie z bajkami (zrobiłam to po raz pierwszy, bo nie mam w swoim otoczeniu małych dzieci), a tam patrzę... książka z serii Salamandra (powolutku kompletuję tytuły). Biorę ją do ręki - patrzę "McEwan" - od razu skojarzyłam autora z "Pokutą", szybki rzut oka na opis książki (bo zetknęłam się z nią po raz pierwszy - nawet nie wiedziałam o jej istnieniu), potem na cenę (1 zł!), a potem to już po prostu udałam się do kasy... i wyszłam jak się pewnie domyślacie z uśmiechem od ucha do ucha!
Jakiś czas temu postanowiłam, że w domu będę czytała te książki większością objętościowo, a podróżować będą ze mną te pozycje najcieńsze... rano w ferworze braku czasu sięgnęłam po pierwszą lepszą, cienką książkę, która wpadła mi do ręki, a potem wylądowała w mojej torbie. Okazał się nią być oczywiście "Betonowy ogród". I to był błąd. "Betonowy ogród" okazał się bowiem książką tak porażającą, a przy tym hipnotyzującą, że bardzo łatwo się przy niej zapomnieć... a tym samym zapomnieć o tym, że powinno się wysiąść ze środka komunikacji miejskiej.
"Betonowy ogród" to książka niezwykle mocna, szczera i porażająca. Bohaterowie dojrzewają, przechodzą inicjację seksualną i kompletnie nie potrafią sobie poradzić w świecie bez rodziców. Wszystko jednak zaczęło się walić, gdy ich matka objęta nieznaną chorobą legła w łóżku. Jack wszedł w trudny okres w życiu, do tego doszła niezdrowa fascynacja starszą siostrą, która trwała już od najmłodszych lat... do tego dogłębne badania dokonywane z Julią, gdy byli dziećmi na Sue, aby zbadać wszystkie narządy człowieka z obcej planety. Prawie niewinne dziecinne zabawy, brak szczerych rozmów z rodzicami i odizolowanie od świata zewnętrznego rzuciły olbrzymi cień na życie bohaterów. Do ich domu nigdy nikt nie przychodził - nie utrzymywali kontaktu z rodziną, ze znajomymi (których zresztą nie mieli). Stali się wraz ze swoim domem pośród niczego oraz betonowym ogrodem bytem odrębnym.
Napisałam, że powieściowy debiut Ian'a McEwan'a jest książką porażającą. To prawda - jest jednak także książką przerażającą, wzbudzającą w czytelniku litość. Bohaterowie "Betonowego ogrodu" są z każdą stroną coraz bardziej zdeprawowani, osamotnieni - to wszystko wynika jednak z tego, że nawet Julia jest tak naprawdę jeszcze dzieciakiem. Wrzuceni w wir dorosłego życia bez pieczy dorosłych (lub przynajmniej ludzi doświadczonych) gubią się, staczają i tym samym wzbudzają litość. Chwytają się tego co w rodzinie może być najbardziej... chore. Kazirodztwo, brud, zaniedbanie... to wszystko może budzić odrazę, ale w tej powieści budzi przede wszystkim litość. Najbardziej bolesna jest jednak postać Toma i Sue - młodszych z rodzeństwa. Mały chłopiec będący pod opieką niedojrzałego i zapatrzonego w siebie rodzeństwa (mam tu na myśli Julię i Jack'a), które nie zauważa niepokojących sygnałów. I choć Jack momentami się temu opiera to jednak w końcu wypiera z siebie myśl, że może się dziać coś złego. I Sue - młoda dziewczyna. jeszcze niezdeprawowana przez życie, uczuciowa i dojrzała dla której mam wrażenie życie staje się pewnym więzieniem. W to wszystko wkracza Derek, a czytelnik ma nadzieję, że to on uratuje rodzeństwo od nich samych. Wydaje się być w pewnym momencie takim światełkiem w tunelu... Sprawy jednak posunęły się już zbyt daleko.
Od powieści McEwan'a płynie drobna nuta realizmu magicznego - odizolowanie akcji od świata zewnętrznego i ludzi z zewnątrz. Przez większość książki akcja toczy się w wielkim domu i ogrodzie znajdującym się wokół niego, a kręci się wokół postaci rodzeństwa. McEwan'owi udało się jednak przy tym wszystkim utworzyć atmosferę mroczną i gęstą. McEwan nie szczędzi w narracji prowadzonej przez Jack'a opisów upalnego, dusznego lata i dusznej atmosfery jaka panowała wokół. Jego język jest bezkompromisowy i odważny. "Betonowy ogród" został po raz pierwszy wydany za granicą w 1974 roku (w Polsce w 1978, a ostatnie wznowienie miało miejsce w 2008 roku) i patrząc na ten fakt jeszcze bardziej zaskakujące jest drobiazgowe opisanie inicjacji seksualnej bohaterów, meandry ich "ciemnej" psychiki. "Betonowy ogród" nie jest powieścią naszpikowaną seksualności, ale autor bez wątpienia się jej nie boi. Jack jest za to narratorem, który budzi tak sprzeczne emocje, że czytelnik niejednokrotnie musi się zastanawiać nad tym.... czy chłopak nie zwariował? Poziom zahamowania psychicznego rodzeństwa jest olbrzymi i porażający... Duszna atmosfera, duszna akcja, świetna, choć ciężka książka.
Ian McEwan stworzył świetną książkę napisaną genialnym językiem przez który, chociaż akcja nie jest zawrotnie szybka czytelnik przewraca kolejne strony tej powieści z coraz większym zaangażowaniem, napięciem i zaciekawieniem. "Betonowy ogród" to powieść z bardzo silnie zarysowanymi sylwetkami bohaterów. Książka niesamowicie odważna, ukazująca chore relacje w rodzinie, jednak autor tego wszystkiego nie ocenia. On opisuje, przedstawia, przekazuje... ale nie ocenia. A zakończenie tej powieści? Prawdziwy majstersztyk, który w szoku czytelnik przeczyta niejednokrotnie... a i tak będzie głowił się przez kolejne godziny po lekturze nad tym jak dalej potoczyły się losy rodzeństwa. Powieść nieoczywista i naprawdę świetna. Rewelacyjny klimat (choć ciężki i mroczny), świetne ukazanie meandrów ludzkiej psychiki... powieść idealna szczególnie dla tych wnikliwych czytelników, którzy szukają ciekawej, nietuzinkowej i może odrobinę momentami przytłaczającej powieści?
Moja ocena: 10/10 Arcydzieło!
"[...] matka nie była moim wymysłem ani wynalazkiem sióstr, a jednak wciąż od nowa wyobrażałem ją sobie i zarazem odrzucałem."
Ian McEwan, "Betonowy ogród"
Dom na opuszczonym osiedlu i czwórka rodzeństwa, która niedawno straciła oboje rodziców. Najpierw umarł ojciec, potem umarła matka... Siedemnastoletnia Julia, piętnastoletni Jack (narrator powieści),...
Gdy zdaje Wam się, że nadchodzą kłopoty, nie spodziewacie się, że będą one aż tak duże. A gdy już te kłopoty macie, myślicie, że już gorzej być nie może, a jednak…Aria, Hanna, Spencer i Emily miały już kłopoty, ale nie przypuszczały, że będzie jeszcze gorzej. Lecz zmieniły zdanie gdy do miasta wraca Toby i Jenna. Chłopak miał motyw, żeby zabić Alison. Ali wiedziała o jego tajemnicy, a on, żeby chronić tej tajemnicy musiał się przyznać, że przyczynił się do oślepienia swojej siostry Jenny. Dziewczynom się wydaje, że to właśnie on jest tajemniczym A. Ale może tak naprawdę w ogóle go nie znają?
Po przeczytaniu tej serii stwierdzam, że pierwsza część to było tylko wprowadzenie. Autorce świetnie udało się wprowadzić czytelnika w akcję, w drugiej części ta akcja już się rozwija, nabiera tempa. W życiu dziewczyn zaczyna się dziać coraz więcej, powoli wpadają w paranoję. A tajemniczy A. ma coraz większe wymagania. Bohaterki dzieła Sar Shepard przekonują się na własnej skórze, że nie żartuje i, że jest blisko nich, ma ich cały czas na oku.
Miałam cichą nadzieję, że główne bohaterki odbudują swoją przyjaźń i razem będą walczyć ze wszystkimi niedogodnościami losu, ale niestety myliłam się, bohaterki nadal mają przed sobą tajemnice, ale może jednak się pogodzą? Tak naprawdę, czasami nawet przed najlepszą przyjaciółką trzeba mieć tajemnice. Choć z drugiej strony bałam się, że w drugiej części nastanie bardzo szybko Happy End, a ku mojej częściowej radości, nie ma go w ogóle. Autorka ciągle trzyma w napięciu.
Wydaje się, że kłopoty dziewczyn z dnia na dzień stają się coraz większe. Kłopoty, rozstania, sprawy sercowe, rodzinne, nauka, szkoła, dom, przyjaciele. Po prostu życie zwykłych nastolatek, tylko, że nie każda nastolatka dostaje codziennie sms-y informujące o tym, że ktoś wie o jej wszystkich sekretach. A u Hanny, Spencer, Emily i Arii zaczęło się od małych kłamstewek, które mają coraz poważniejsze konsekwencje. Wątki miłosne w tej części stają się już niestety trochę bardziej przewidywalne, ale mam nadzieję, że w trzeciej części znowu powrócą na swój stary tor.
Seria składa się z kilku części, dotychczas w Polsce zostały wydane cztery, co jest tylko potwierdzeniem, że autorka ma prawdziwy talent. Nie są to cienkie książki a raczej książki średniej długości. Wszystkie opowiadają tą samą historię, i żeby trzymać czytelnika w napięciu przy w sumie powieści obyczajowej z wątkiem kryminalistycznym trzeba mieć prawdziwy talent. Autorka dużo ryzykowała. Mam nadzieję, że nie zawiodę się pod tym względem także przy czytaniu dalszych części.
„Bez skazy” czyta się bardzo przyjemnie, ale nie nudzimy się, nie możemy przewidzieć co wydarzy się dalej. No i w dodatku fantastyczny styl pisania Sary Shepard, jest to książka szczególnie dla młodzieży, ale myślę, że reszta także chętnie ją przeczyta. Kiedy przeczytacie chociażby pierwszą część „ Pretty Little Liars” kłamstwa zaczną Wam się podobać chociaż w malutkiej części. Bo w końcu gdyby nie kłamstwa i tajemnice, które odgrywają bardzo ważną rolę w książce, to nie byłoby już to samo dzieło. Z wielką chęcią przeczytam kolejną część tej serii „Doskonałe” . Książka już na szczęście czeka na półce :)
Okładka świetna tak jak i poprzedniej części. Kiedy zobaczyłam okładkę oryginału, to myślałam, że to jest jakiś żart, gdyby pod taką okładką ukazała się w Polsce byłabym bardzo sceptycznie do niej nastawiona.
Moja ocena: 10/10
Gdy zdaje Wam się, że nadchodzą kłopoty, nie spodziewacie się, że będą one aż tak duże. A gdy już te kłopoty macie, myślicie, że już gorzej być nie może, a jednak…Aria, Hanna, Spencer i Emily miały już kłopoty, ale nie przypuszczały, że będzie jeszcze gorzej. Lecz zmieniły zdanie gdy do miasta wraca Toby i Jenna. Chłopak miał motyw, żeby zabić Alison. Ali wiedziała o jego...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Dojrzewasz, doroślejesz, a cechą dorosłości jest umiejętność przyznawania się do błędu. Inaczej mając nawet pięćdziesiąt lat, nadal będziesz dzieckiem."
Och to dorastanie... Dotyka każdego człowieka, a i każdy człowiek przeżywa je inaczej. Jest to czas kiedy powoli kształtuje się nasz charakter, przekonania, poznajemy siebie, swoją przeszłość, korzenie. Pamiętacie jeszcze pytania, które zadawaliście jako dzieci? Z pewnością było ich baaaardzo wiele. Jak każdy z Was pewno pamięta to bardzo trudny czas w życiu dziecka, potem już młodzieży. Najpierw tysiąc pytań: "Dlaczego? Jak? Po co? Ale dlaczego?", a potem zaczynają się problemy miłosne, kłótnie, ciągłe niezadowolenie - po prostu dorastanie, a wtedy to już jest cały czas pod górkę...
Wielkie Królestwo - kraina kiedyś bardzo szczęśliwa, teraz bardzo nieszczęśliwa... Na jej terytorium po prosu pewnego dnia pojawili się barbarzyńcy, którzy zburzyli szczęście, poczucie bezpieczeństwa, które od wieków rządziło w Wielkim Królestwie. W tym magicznym, niezwykłym królestwie w głębi lasu, z dala od ludzi dorasta niesamowita dziewczynka - Luelle. Dziecko pochłania wiedzę z magicznych ksiąg, uczy się rozmawiać i czytać z gwiazd. Niestety nie wie ku czemu zmierzają pobierane od Czarownic nauki. Nie zna swojej przeszłości ani przyszłości. Jej wychowaniem po kolei zajmują się Czarownice - pierwsza zajmuje się nią kiedy jest Dzieckiem, potem nadchodzą kolejne etapy... Dziewczynka, Panienka, Dziewczyna, aż do chodzimy do kulminacyjnego momentu, piątego etapu... Podróżuje, poznaje swój kraj w towarzystwie tajemniczej Pieśni Jedynej, które głosi, że na tron po ponad siedmiuset siedemdziesięciu latach na tron w końcu zasiądzie sprawiedliwy władca. Na swej drodze spotyka odważnego Ajoka, który także odegra ważną rolę w tym "przedstawieniu"... Czy Luelle stanie się na tyle dojrzała by sprostać swemu przeznaczeniu?
"Skoro kochamy wszystkich, nas nie kocha nikt. Ludzie pragną mieć czyjąś miłość na własność, wyłączność i tylko wówczas ją odwzajemniają."
Dorota Terakowska... Kto nie słyszał o tej polskiej, wybitnej pisarce? Chyba nikt. Jej książki od wielu lat cieszą się dużym uznaniem. Z żalem przyznaję, że "Córka Czarownic" jest moim pierwszym spotkaniem z autorką. Może to ze względu na oprawę graficzną? Jej książki zawsze kojarzyły mi się ze smutkiem... No ale, ponieważ zawsze jest jakieś "ale" u mnie też takowe się pojawiło, a był nim konkurs polonistyczny na, który pierwszy etap było trzeba przeczytać tą książkę. I to był cudowny zbieg okoliczności! Dzięki niemu poznałam twórczość pisarki przed którą uciekałam i, której twórczość omijałam szerokim łukiem - niestety! Na szczęście (co prawda z opóźnieniem, ale ważne, że w ogóle) naprawiłam swój błąd.
"Córka czarownic" to po prostu przepiękna baśń! Dla osoby w każdej wieku, bowiem osobę w każdym wieku może nauczyć czegoś ważnego. Dorota Terakowska za pomocą baśni postanowiła pokazać co to jest tak naprawdę przyjaźń, miłość, odwaga, zaufanie... Na "Córkę Czarownic" można patrzeć jako wybitnie napisaną baśń, ale także jako baśń, która ma drugie dno, na baśń, która przed uważnym czytelnikiem odkryje na nowo najważniejsza wartości. Wartości, które powinny przyświecać ludziom każdego dnia. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy - nasze życie nie jest usłane tylko pozytywnymi uczuciami, dobrymi wydarzeniami. Życie nie jest tylko piękną bajką, życie jest także trudną do przebicia drogą. A ta książka w idealny sposób to obrazuje!
"Ludzie są dobrzy i źli, odważni i tchórzliwi, szlachetni i godni pogardy. [...] A najdziwniejsze jest to, że najczęściej wszystkie te cechy naraz goszczą w jednym tylko człowieku. I dopiero wówczas jest on całością. Całością zarazem silną i słabą, godną szacunku i godną współczucia. Taki właśnie jest człowiek. Wielki i mały jednocześnie."
Dorota Terakowska nadała swojej powieści niepowtarzalny nastrój - melancholijny, tajemniczy, nawet trudno mi go opisać. "Córka czarownic" jest trochę mroczna, niepokojąca... Czytając ją czułam się jak mała dziewczynka, a jednak bardzo mnie wciągnęła. Jestem pewna, że osoby, który czytały jakąś książkę p.Terakowskiej będą doskonale wiedziały co mam na myśli pisząc o tym tajemniczym nastroju. Przez to wszystko w tej książce jest coś magicznego. A jeszcze oczywiście muszę wspomnieć o bohaterach, którzy też są melancholijni i bardzo ciekawi! A akcja jest szybka, wartka i interesująca!
Dzieło Doroty Terakowskiej to zaskakująca swą mądrością książka. Mogłoby się wydawać, że to kolejna książka fantasy, ale nic z tego! Nie można tu mówić o "kolejnej" - ta książka po prostu wybija się w szeregu przed inne. Jest źródłem mądrości, pokazuje czym jest prawdziwa dobroć, dojrzałość i miłość. "Córka czarownic" choć z początku troszkę mnie nużyła, potem po prostu mnie oczarowała, zaskoczyła i zagościła na stałe w moim sercu. Wpisana na Światową Listę CH. H. Andersena została nie bez powodu. Zasłużyła na to w stu procentach! Ta powieść to arcydzieło literatury. Ta książka pokazuje, że Polak też potrafi napisać niezwykłą, wartką powieść, która w dodatku dzięki swej sile przebicia pozostanie na długo w pamięci...
Moja ocena: 10/10 Arcydzieło!
"Dojrzewasz, doroślejesz, a cechą dorosłości jest umiejętność przyznawania się do błędu. Inaczej mając nawet pięćdziesiąt lat, nadal będziesz dzieckiem."
Och to dorastanie... Dotyka każdego człowieka, a i każdy człowiek przeżywa je inaczej. Jest to czas kiedy powoli kształtuje się nasz charakter, przekonania, poznajemy siebie, swoją przeszłość, korzenie. Pamiętacie jeszcze...
"Nie, nic na tym świecie nie pozostaje w ukryciu na zawsze. Prędzej czy później przychodzi dzień, w którym złoto od stuleci leżące niepostrzeżenie w ziemi wydostaje się na powierzchnię. Zdradliwy piasek odsłania ślad stopy, która kiedyś po nim stąpała, w woda w końcu wyrzuca na brzeg ciało, które w niej utonęło. Nawet ogień po strawieniu jakiegoś przedmiotu pozostawia wyznanie winy w postaci popiołu."
Wilkie Collins, "Córki niczyje"
Wilkie Collins, a właściwie William Wilkie Collins był angielskim powieściopisarzem, dramaturgiem i autorem opowiadań. Tworzył w XIX wieku. "Córki niczyje", czyli w oryginale "No Name" to powieść z 1862 roku, którą czyta się wybornie, szybko, jednocześnie rozkoszując się stylem pisarskim autora. To wielowątkowa historia łącząca w sobie wątki sensacyjne, detektywistyczne jak i miłosne, a to wszystko w aurze XIX - wiecznej Anglii. Piękna, ujmująca, wciągająca dawka naprawdę dobrej literatury. Prawie 800 stron lektury na najwyższym poziomie. "Córki niczyje" to powieść, która zawładnęła w pełni moimi myślami i czytelniczymi pragnieniami, a Wilkie Collins szybko stał się jednym z moich ulubionych pisarzy. Książka Collinsa to jeden z tych utworów, o których intensywnie myśli się... podczas ich lektury i nie tylko. To postacie, które głęboko zapadają w pamięć. "Córki niczyje" to wreszcie powieść, która zaskakuje brakiem schematyczności i czarno - białego spojrzenia.
Życie Magdalen i Nory Vanstone to idylla. Kochane przez zamożnych rodziców, wychowywane w dobrobycie, domu pełnym miłości, wsparcia i poczucia bezpieczeństwa. Ich komfortu nie burzyły ani kłopoty finansowe, ani rodzinne niesnaski. Jednak na skutek tragicznego w skutkach zbiegu okoliczności tracą rodziców, odkrywają, że urodziły się jako nieślubne dzieci i tym samym zostają pozbawione jakiekolwiek spadku, wyrzucone z domu, w którym szczęśliwie dorastały... Jednak oprócz straszliwego piętna społecznego, nieustępliwego prawa, odarte z prawa do własnego nazwiska tracą poczucie bezpieczeństwa, wrażenia bezpiecznej przyszłości. Wrzucone w brutalny świat są zmuszone polegać jedynie na własnych umiejętnościach i próbować odbudować świat, w którym przyszło im żyć. Zbudować go od nowa...
Starsza ze sióstr - zrównoważona Nora postanawia objąć posadę guwernantki i w ten sposób zarobić na swoje utrzymanie. I w tym momencie drogi sióstr rozchodzą się na długi czas, a łączy je jedynie sporadyczny kontakt listowny, bowiem dynamiczna, żywiołowa i niezależna Magdalen pragnie odzyskać rodzinny majątek za wszelką cenę. Planuje zemstę... najpierw musi jednak zdobyć potrzebne do jej przeprowadzenia środki finansowe. Wykorzystując swoją niebanalną urodę i talent wraz z kapitanem Wraggem - oszustem i dalekim krewnym jej matki zaczyna występować na scenie, jednak to dopiero preludium tego czego ma się dopuścić w przyszłości. Zdeterminowana i zdesperowana jest gotowa posunąć się w swoich działaniach bardzo daleko, nie bacząc na konsekwencje, a zwracając uwagę jedynie na oczekiwany rezultat.
"[...] kobieta nie może nigdy wiedzieć, jak bardzo oddała się człowiekowi, którego kocha, dopóki ów człowiek jej nie sponiewiera."
Wilkie Collins, "Córki niczyje"
Magdalen, a zarazem główna bohaterka to powieść, która choć nie baczy na uczucia innych... budzi w czytelniku żałość i współczucie. Jest ofiarą swoich czasów, porzuconych nadziei, zaprzepaszczonych marzeń, niefortunnego przypadku. Czytelnik poznaje ją jako młodą kobietę, przed którą świat stoi otworem, pełną młodzieńczych pasji, nadziei, marzeń, zakochaną, szczęśliwą, beztroską... z czasem staje się świadkiem jej degradacji, zgorzknienia, postępującej obojętności względem także własnych emocji, przytłoczonej pragnieniem zemsty... zemsty, która prowadzi do jej życiowego upadku. Zazwyczaj nie lubię takiego głupiego uporu w bohaterkach i bałam się, że przez postawę Magdalen czytanie "Córek niczyich" nastręczy mi trudności..., jednak szybko zrozumiałam, że to wcale nie jest głupi upór. To raczej chęć odzyskania honoru, poczucia sprawiedliwości. Oczywiście środki, którymi bohaterka chce dojść swoich praw... mijają się z dobrze rozumianą moralnością i sprawiedliwością, ale czy czytelnik może ją potępiać? Na jej nieukształtowany jeszcze do końca los cieniem położyła się tragedia, która musiała na niej wywrzeć ogromne skutki. Nie poradziła sobie z ogromem straty, odtrąceniem, a chęć zemsty paradoksalnie ją uratowała. Nadała jej życiu tak potrzebny w tamtych ciężkich chwilach - sens.
"Córki niczyje" nie są jednak powieścią jednego bohatera. To barwne portrety psychologiczne postaci, postacie nietuzinkowe, które wpasowują się jednak w pewne typy osobowe. Nie ma w ich kreacji miałkości, banalności... A zwykła, dosłownie epizodyczna postać doktora nabiera w tej powieści większego wymiaru. Autor bardzo często nie mówi otwarcie o motywach postaci, ich emocjach... szczególnie w przypadku bohaterów drugoplanowych, a jednak oni wszyscy tworzą osobne, wyraziste kreacje, które zapadają w pamięć. Duża ilość bohaterów, ich uczucia, kontrasty występujące między nimi... to wszystko powoduje, że "Córki niczyje" czytałam cały czas z zapartym tchem. To jedna z tych powieści, w których ciemne charaktery potrafią rozkochać w sobie czytelnika. Przykładem takiego bohatera jest zawodowy oszust, kapitan Wragge, który jednak nie zostaje skazany przez autora już na samym początku na klęskę. To postać, która mimo, że perfidna i wyrachowana budzi sympatię czytelnika, bo przecież nawet ona nie jest czarno - biała.
"Czy głęboko poza zasięgiem inspirujących lub zahamowujących bodźców społecznych nie istnieją w każdym z nas wrodzone pierwiastki Dobra i Zła - jednakowo zdane na łaskę nadarzających się okazji i pokus?"
Wilkie Collins, "Córki niczyje"
Powieść Wilkie Collinsa jest pasjonującym utworem, zapierającym dech w piersi. Niesamowicie ciekawa i zgrabnie poprowadzona fabuła, w której wątki ciekawie się ze sobą łączą, a zwroty akcji... przyprawiają o szybsze bicie serca. Powieść Collinsa nie jest ckliwa ani banalna, choć momentami pojawiają się w niej delikatne wątki miłosne, które tym bardziej, że dość okrojone... rozkochają w sobie. Ci bohaterowie, ta fabuła, te zwroty akcji, przemyślane, zgrabne dialogi, a do tego piękne opisy... "Córki niczyje" są literaturą na najwyższym poziomie, literacką ucztą, książką, którą pochłonęłam w kilka wieczorów. Powieścią o której nie mogłam przestać myśleć. I nie mogę nadal... Niesamowita, piękna, wciągająca, inspirująca, mądra i wzruszająca.
Geniusz "Córek niczyich" leży w ich całokształcie. Od ukazania społeczeństwa brytyjskiego w XIX - wieku, przez pokazanie walki o własną godność, honor i tożsamość, przez walkę dobrych pierwiastków w duszy człowieka ze złymi, mało szlachetnymi po kryminalne intrygi, rodzinne i miłosne uniesienia. Powieść Wilkie Collinsa jest czytelniczą cegłą, której czytanie było dla mnie samą przyjemnością. Bez znużenia i znudzenia. Mogłabym opowiadać o niej godzinami, bo to naprawdę fascynująca literatura, w której każde najmniejsze zdarzenie i zdanie ma niebanalne znaczenie. Do wielokrotnego czytania, wertowania i analizowania... najlepiej w zaciszu, bo to powieść, która zasługuje na to by czytać ją w skupieniu i nieśpiesznie, nawet gdy ona sama będzie prosiła się o coraz szybsze przewracanie kartek. Autor trzyma cały czas czytelników w napięciu. Udało mu się powiązać ciekawą fabułę, z dobrą dozą akcji i psychologicznych uwarunkowań bohaterów. Bohaterowie jak i treść tej powieści przez każdą kolejną stronę... aż do samego końca stają się czytelnikowi coraz bliżsi. Pozostawiając po sobie pustkę. "Córki niczyje" to powieść do przeczytania i pokochania.
"Nie, nic na tym świecie nie pozostaje w ukryciu na zawsze. Prędzej czy później przychodzi dzień, w którym złoto od stuleci leżące niepostrzeżenie w ziemi wydostaje się na powierzchnię. Zdradliwy piasek odsłania ślad stopy, która kiedyś po nim stąpała, w woda w końcu wyrzuca na brzeg ciało, które w niej utonęło. Nawet ogień po strawieniu jakiegoś przedmiotu pozostawia...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Pragnienie śmierci i obawa przed życiem nie jest bynajmniej rzeczą godną — największą chwałą jest natomiast stawić czoło grożącym nieszczęściom."
Giovanni Boccacio, "Dekameron"
Nie wyobrażacie sobie nawet jak trudno było mi wybrać jeden cytat na początek tej recenzji z tak obszernego i genialnego tomu... "Dekameron" (z greckiego: dziesięć dni) to cykl stu nowel Boccacia. XIV w. - we Florencji wybuchła zaraza dżumy. Dziesięciu szlachetnie urodzonych florentyńczyków postanawia wyjechać z miasta na czas zarazy. Zatrzymują się w wiosce pod Florencją i tam przez dziesięć z nich każdy z nich opowiada po jednej noweli... To krótkie, treściwe teksty. "Dekameron" sobie dawkowałam - to bez wątpienia nie jest pozycja, którą można przeczytać od deski do deski, ale z pewnością także jest to pozycja, którą warto znać!
"Dekameron" to zbiór nowel napisanych w XIV wieku. Fikcja literacka. Po raz pierwszy jednak zbiorczo zostały wydane dopiero sto lat później. W połowie XVI wielu trafiły do kościelnego indeksu ksiąg zakazanych, a więc zostały odebrane czytelnikom. Wielu "Dekameron" kojarzy się z "niegrzeczną" literaturą. Okazuje się to być jednak bardzo dużym nadużyciem. Oczywiście nowele stworzone przez Bocciacio są bardzo różnorodne. Niektóre rubaszne, napisane z dużą dozą ironii, ukazujące, że nawet mnisi i mniszki mają co nieco za uszami. Nie ma chyba takiej możliwości, żeby czytelnikowi, który sięgnie po ten zbiór nie przypadła do gustu chociażby jedna nowela...
Opowieści opowiadane przez młodych florentyńczyków mówią o miłości (także tej nieszczęśliwej), skąpstwie, przebiegłości, dobroci, potrzebie pokory, namiętności... krótko mówiąc poprzez swoje opowieści ukazują przekrój współczesnego społeczeństwa i jego przywary. Niewskazane jest czytanie tych noweli jedna po drugiej także dlatego, że różnią się nastrojem. Jedne tchną optymizmem, a drugie smutkiem... To książka o ludzkich przywarach, miłości, przyjaźni, dążeniu ku zaszczytom. Giovanni Boccacio poruszył w swoim dziele mnóstwo tematów, więc tak naprawdę nie da się opisać fabuły tych opowiadań. To po prostu trzeba przeczytać. Przeżyć.
"Dekameron" zachwycił mnie i w sobie rozkochał. To klasyczny utwór, który rewelacyjnie mi się czytało. Jestem pod ogromnym wrażeniem! To mądre nowele z trafnymi, niekiedy uszczypliwymi tekstami świadczącymi o niesamowitej inteligencji autora. Barwnie wykreowani bohaterowie zachwycający swoją inteligencją, bystrością... po prostu sposobem bycia. Te sto nowel (w sumie sto jeden) zawartych w tej książce to obraz społeczeństwa "wtedy" i "dziś". "Dekameron" jest dziełem zachwycającym i ponadczasowym... kiedy sięgniecie po te nowele przekonacie się, że nasze zachowania wcale aż tak się nie różnią od zachowań ludzi, którzy żyli XIV wieku. Zostaliśmy po prostu wpakowani w inne realia... Dzieło Giovanniego Boccacia to najwyższej klasy rozrywka dla umysłu.
"Pragnienie śmierci i obawa przed życiem nie jest bynajmniej rzeczą godną — największą chwałą jest natomiast stawić czoło grożącym nieszczęściom."
Giovanni Boccacio, "Dekameron"
Nie wyobrażacie sobie nawet jak trudno było mi wybrać jeden cytat na początek tej recenzji z tak obszernego i genialnego tomu... "Dekameron" (z greckiego: dziesięć dni) to cykl stu nowel...
"[...] wielu bowiem ludzi nie wie, iż tego, co jest w mocy czarnoksiężników, serce ludzkie może też dokonać siłą miłości i odwagi."
Autor nieznany, "Dzieje Tristana i Izoldy"
Autor nieznany? - zapyta ktoś. Dla większości autorem "Dziej Tristana i Izoldy" jest Bedier. Co okazuje się być po części błędem jeśli wczytamy się w to co na początku nowego wydania tego niesamowitego klasyka umieściło wydawnictwo MG. "Słowo od tłumacza", którym jest Tadeusz Boy - Żeleński uświadamia czytelnikowi, że Bedier odtworzył to dzieło na podstawie dawnych legend i poematów, których autorów było wielu. Nowe wydanie tragicznej historii Tristana i Izoldy zostało także opatrzone ilustracjami, już nie wspominającej o twardej oprawie, która jednak w rzeczywistości nie jest tak różowista jak to próbuje Wam wmówić ekran komputera/komórki/tabletu. Jednak nie wydanie jest najważniejsza, a historia w nim zawarta.
Już po pierwszych słowach tej powieści byłam przekonana o jej wyjątkowości... Autor bowiem zaczyna w ten sposób: "Panowie miłościwi, czy wola wasza usłyszeć piękną opowieść o miłości i śmierci?". Musicie przyznać, że to dosyć niespotykane. Akcja tej powieści jest ułożona chronologicznie. Najpierw poznajemy dzieciństwo Tristana, następnie poznajemy sposób w jaki wrócił na dwór wuja Marka, jego miłość do niego, aż dochodzimy do aspektu wydarzeń, które zapoczątkowały tragedię i tak spektakularną odmianę losów młodego człowieka. Choć stworzona w średniowieczu jest to historia, która do dnia dzisiejszego nie traci na aktualności, a było to tak...
Tristan został wysłany z misją przywiezienia królowi żony. Wybór poprzez słowika padł na Izoldę Jasnowłosą. Tristan w imieniu króla ją wywalczył, pokonując smoka. Mówi się, że piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami... Tak właśnie było i w tym wypadku. Matka Izoldy aby zapewnić córce miłość w małżeństwie przekazała jej towarzyszce napój miłosny, którego ta miała dolać do kielicha Izoldy i króla Marka. Niestety napój na skutek pomyłki wypiła Izolda i Tristan. Od tego momentu wszystko w tej powieści zmierza ku tragedii.
Szaleńcza miłość Tristana i Izoldy spowodowana wypiciem magicznego napoju podczas powrotu do Kornwalii ściąga na nich wiele niebezpieczeństw. Niezwykle silne uczucie, prawdziwa miłość i przywiązanie nie ma prawa zaistnieć między nami, a jednak istnieje. Niemoc bycia razem i prowadzenia wspólnego życia prowadzi do ich cierpienia psychicznego, uczucia pustki, nieszczęścia. Bohaterowie, aby dać upust swojej miłości muszą dać się porwać kłamstwom i oszustwom. Obu im jednak ciąży to na sumieniu. Kładzie cień na ich życie, a jednak mniej niż rozłąka. Są brutalnie karani przez los za prawdziwość swoich uczuć względem siebie. Muszą walczyć, pokonywać kolejne przeszkody próbując bezskutecznie znaleźć ukojenie.
O losach Tristana i Izoldy mówi się jako o najpiękniejszym poemacie na temat miłości. Nie bez powodu... Ich uczucia się niesamowicie szczere i trwałe, a jednak nie jest dane im szczęście. Można by rzec, że są sami sobie tego winni. Jednak to zagadnienie o wiele bardziej skomplikowane. Walczy w nich poczucie przyzwoitości, wierność królowi Markowi oraz miłość, którą darzą siebie nawzajem. Są wystawiani niejednokrotnie na próby, dręczeni, niespokojni. "Fatum" można by rzec. Z sytuacji Tristana i Izoldy nie ma dobrego wyjścia... W ramach ich decyzji zawsze ktoś poniesie stratę.
Od lat "Dzieje Tristana i Izoldy" ujmują i wzruszają. W Polsce już prawie sto lat - w końcu 1917 roku Tadeusz Boy - Żeleński przeniósł tą historię do naszej kultury. To niesamowity klasyk napisany bardzo przystępnym językiem, dzięki czemu czyta się go naprawdę płynnie. Myślę, że dla niektórych to jedynie lektura szkolna... w rzeczywistości kryje ona w sobie jednak o wiele więcej. W związku z tym powinnyśmy się tylko cieszyć, że tą lekturą jest (a przynajmniej żeńska część publiczności). Możemy dyskutować o prawdziwości uczuć Tristana i Izoldy... w końcu to nie było zwykłe zakochanie, a jedynie wynik pomyłki na skutek której doszło do wypicia przez nich miłosnego napoju. Możemy. Oczywiście. Jednak o wiele ważniejsze w moim odczuciu jest już to co działo się potem - ich oddanie dla drugiego, przyjaźń, trudne losy, które zasługują na uwagę... i współczucie. To nie była ich decyzja. Ciążyło nad nimi coś silniejszego.
"Dzieje Tristana i Izoldy" nie są kolejną pozycją typu "Romeo i Julia", choć i to kończy się tragicznie. Jedno jest pewne: dla osób lubiących klasykę to oczywiście pozycja obowiązkowa. Tak samo dla osób lubujących się w dziełach francuskich i oczywiście tych o miłości, bowiem "Dzieje Tristana i Izoldy" są takim zebraniem wszystkiego co o miłości i na jej temat można napisać. Pokazuje jej ciemne i jasne sprawki. Ta francuska legenda ujawnia przed czytelnikiem tajemnice miłości - to ile ona nam daje, ale także jak wiele bierze od nas. Szczególnie jeśli mówimy o miłości prawdziwej i naprawdę, ale to naprawdę silnej. Tej odwzajemnionej, jak i nieodwzajemnionej. Pod żadnym pozorem nie przerażajcie się osobą tłumacza, Boy - Żeleński jest jedynie atutem tej powieści. Powiedzenie, że czyta się ją jak dobrą powieść współczesną byłoby wierutnym kłamstwem. Kłamstwem jednak nie jest stwierdzenie, że czyta się ją naprawdę dobrze, choć przy tym nie przestaje się czuć niezwykłości i podniosłości jej klimatu na skutek wydarzeń do których dochodzi i oczywiście narratora, który jest istnym majstersztykiem. "Dzieje Tristana i Izoldy" będą moją szkolną lekturą. Cieszę się jednak, że miałam możliwość przeczytać je już teraz bez patrzenia na nie przez pryzmat szkoły, a przez całą gamę uczuć, która mi podczas ich czytania towarzyszyła. Co ważne wątek Tristana i Izoldy jest osią tej powieści, ale nie jej jedynym elementem. Bardzo ważne są także takie wartości w niej się pojawiające jak honor, przyjaźń, oddanie. Jeśli jeszcze nie czytaliście tej pozycji to krótko mówiąc: zmieńcie to jak najszybciej, bo naprawdę warto.
http://ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com/
"[...] wielu bowiem ludzi nie wie, iż tego, co jest w mocy czarnoksiężników, serce ludzkie może też dokonać siłą miłości i odwagi."
Autor nieznany, "Dzieje Tristana i Izoldy"
Autor nieznany? - zapyta ktoś. Dla większości autorem "Dziej Tristana i Izoldy" jest Bedier. Co okazuje się być po części błędem jeśli wczytamy się w to co na początku nowego wydania tego...
Ta książka długo czekała na mojej półce, aż po nią sięgnę, wahałam się przed przeczytaniem jej. No bo mówią, że jest to opowieść o cytuję: "Opowieść o myszce, księżniczce zupie i szpulce nici", po tych słowach jakoś nie mogłam się do niej przekonać.
Ale podczas czytania bardzo mi się spodobała, według mnie jest to baśń na miarę XXI wieku. Opowieść o walecznej myszce, żądnym zemsty szczurze i służącej która pragnęła zostać księżniczką.
W niektórych momentach chciało mi się krzyczeć ze złości, a w niektórych wręcz przeciwnie. To, że ojciec może sprzedać córkę za obrus, kurę i garść papierosów było dla mnie niezrozumiałe.
Nikt nie pytał się biednej Mig o zdanie, nawet jej matka na łożu śmierci. A my mamy prawie wszystko, a ona nie miała prawie nic, nie mogła mieć nawet swojego zdania. Może też dlatego Mig była gotowa nawet zabić księżniczkę Pi, żeby samą zostać księżniczką. Bo Pi miała prawie wszystko, a ona prawie nic.
Podobała mi się bardzo postać króla Filipa, ten jego sposób rządzenia, jego żona, którą kochał ponad życie, umarła podczas jedzenia zupy, więc zupa i wszystko z nią związane będzie zakazane. Ale w końcu kochał królową nad życie, a z miłości można zrobić wszystko, nawet takie głupoty.
W książce pojawia się moment w którym ojciec Despero, wydaje go na pewną śmierć do lochów, lecz potem żałuje i prosi go o wybaczenie, Despero mu przebacza, ale robi to dla swojego serca.
Mi ta książkę czytało się bardzo szybko, nie mogłam się od niej momentami oderwać. Autorka pisała ją aż trzy lata, ale było warto. Czytając książkę mamy wrażenie jakby autorka siedziała przed nami i nam opowiadała tą historię, niezwykłą historię. Jest to historia niepowtarzalna.
Co do okładki, mam okładkę filmową i tą oryginalną, osobiście bardziej podoba mi się oryginalna, ponieważ jest bardziej stonowana, ale obie są bardzo ładne.
Ilustracje są po prostu świetne, wyglądają tak jakby były rysowane samym ołówkiem i pewnie tak było, ta technika bardzo mi się podoba.
Książka jest super!!!
Moja ocena to: 10/10
Ta książka długo czekała na mojej półce, aż po nią sięgnę, wahałam się przed przeczytaniem jej. No bo mówią, że jest to opowieść o cytuję: "Opowieść o myszce, księżniczce zupie i szpulce nici", po tych słowach jakoś nie mogłam się do niej przekonać.
Ale podczas czytania bardzo mi się spodobała, według mnie jest to baśń na miarę XXI wieku. Opowieść o walecznej myszce,...
"Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia [...]"
"Elementarz księdza Jana Twardowskiego dla najmłodszego, średniaka i starszego"
Ksiądz Jan Twardowski to chyba postać znana wszystkim "świadomym" Polakom, nie tylko chrześcijanom. Jego utwory towarzyszą mi już od najmłodszych lat. Bardzo cenię sobie ich ponadczasowość i uniwersalność. Trzeba bowiem przyznać, że utwory księdza Twardowskiego są dziełami trafiającymi także do serc osób niewierzących. Polski ksiądz pisał pięknie o wszystkich aspektach życia. Nieobcy był mu temat miłości, dorastania, odchodzenia, lęku... To on napisał słowa, które na trwałe uchwaliły w świadomości wielu ludzi.
"Śpieszmy się kochać ludzi - tak szybko odchodzą."
ks. Jan Twardowski
Ksiądz Jan powiadał, że ten elementarz (wydanie, które Wam prezentuję jest już czwartym) nie ukazałby się bez ogromnej pracy i pomocy Aleksandry Iwanowskiej, niezwykłej znawczyni jego twórczości oraz wieloletniej edytorki jego utworów. Teksty wybrane przez panią Aleksandrę są ułożone zgodnie z cyklami życia człowieka. Tak więc składa się z następujących części: Być dzieckiem, dojrzewać, nie bać się, doświadczać, zobaczyć od nowa, czekać i ufać, być z Nim, kochać, mieć rodzinę, świętować, być księdzem, pisać, odchodzić. W tym zbiorze zostały ujęte wszystkie aspekty życia człowieka. Poprzez krótkie anegdoty, opowiadania, wiersze czy po prostu krótkie refleksje.
Ksiądz Twardowski pisał pięknie o miłości, szczęściu, dojrzewaniu... w sposób niezwykle zgrabny, szczery i przede wszystkim ujmujący. Ujmujący przez swoją delikatność i brak oderwania od świata, które udziela się niektórym księżom. Oczywiście - w elementarzu ks. Jana Twardowskiego pojawiają się nawiązania do Boga i wiary (zresztą jak na księdza przystało) nie są one jednak elementem dominującym. Elementarz ks. Jana Twardowskiego to w dodatku źródło wiedzy na temat ks. Jana Twardowskiego. Zbiór ten jest bowiem pełen jego wspomnień, przemyśleń i obserwacji na temat innych ludzi.
Twórczość ks. Twardowskiego od lat mnie zachwyca i oczarowuje. Jest niesamowicie prawdziwa i poruszająca. Czytelnik może znaleźć w niej samego siebie, a także odpowiedzi na pytania jak postępować. Jego teksty są dla mnie niesamowitą inspiracją. Wielu może odstraszać słowo "ksiądz" w autorze, ale ks. Jan Twardowski pisał np. o miłości tak pięknie, że warto jego zalecenia stosować i w życiu codziennym. "Elementarz księdza Twardowskiego dla najmłodszego, średniaka i starszego" nie jest pozycją, którą przeczytałam od deski do deski i pod żadnym pozorem nie zalecam Wam tego robić. Zaglądam jednak do niego bardzo często, a teksty w nim wyczytane od czasu do czasu uderzają mnie z niezwykłą intensywnością i przede wszystkim... zapadają w pamięć. "Elementarz ks. Twardowskiego..." to pozycja dla każdego kto pragnie choć przez chwilę mieć kontakt z niezwykłą mądrością, przenikliwością podaną na tacy za sprawą pięknego języka. Po prostu... coś wspaniałego.
Ksiądz Jan Twardowski był nie tylko wspaniałym człowiekiem, księdzem... ale także poetą.
"Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia [...]"
"Elementarz księdza Jana Twardowskiego dla najmłodszego, średniaka i starszego"
Ksiądz Jan Twardowski to chyba postać znana wszystkim "świadomym" Polakom, nie tylko chrześcijanom. Jego utwory towarzyszą mi już od najmłodszych lat. Bardzo cenię sobie ich ponadczasowość i...
"Zapytałem, czy wierzy, że naprawdę można zrozumieć inną kulturę. Powiedziałem, że im dłużej tu jetem, tym bardziej durny wydaje mi się nasz wysiłek i coraz częściej się zastanawiam, skąd bierzemy przeświadczenie, że w ogóle możemy być obiektywni, my, którzy przychodzimy z własnymi definicjami uprzejmości, siły, męskości, kobiecości, Boga, cywilizacji, dobra i zła."
Lily King, "Euforia"
Genialna powieść. Elektryzujące studium wiedzy o innych kulturach i człowieku. Powieść pełna iskry, namiętności (choć nie seksu) oraz egzotyki. Niesamowity klimat, niesamowita fabuła, niesamowita historia opisana z ogromnymi pokładami przenikliwości... i świetnego warsztatu pisarskiego. Lily King stworzyła książkę stanowiącą prawdziwą ucztę literacką. "Euforia" to rewelacyjna i porywająca powieść napisana świetnym, dopracowanym językiem. Powieść niesamowita przez swój klimat, kreację bohaterów, opowiedzianą historię. Niezwykle aromatyczna, wciągająca i oszałamiająca... Arcydzieło współczesnej literatury amerykańskiej. Zakochałam się i kompletnie zatraciłam w tej historii.
Lata 30. XX wieku. W Nowej Gwinei badania prowadzi małżeństwo młodych antropologów - Fen i Nell rezygnują z obcowania z jednym z tamtejszych plemion po tragicznych wydarzeniach do których doszło. Planują udać się do Australii, ale wtedy na ich drodze staje samotny antropolog badający kulturę plemiona Kionów. Bankson proponuje, że zaprowadzi ich do plemiona, które może stać się obiektem ich badań. Nie przypuszcza jednak jak trudne zadanie to będzie... tym bardziej, że para antropologów jest bardzo wymagająca i wybredna. Relacje i sytuacja między tą trójką bohaterów jest trudna tym bardziej, że w buszu mają tylko siebie... samotność, rywalizacja i próba osiągnięcia jak najlepszych wyników badawczych, a przy tym samym zupełnie różne konspekcje ich prowadzenia prowadzą do utworzenia między bohaterami elektryzującej atmosfery, która będzie silnie oddziaływały także na czytelników. Oddalenie od cywilizacji, zetknięcie białych ludzi z pradawnymi kulturami. Ich wkraczanie, wtargnięcie w życie osad... wprowadzenie cywilizacji zmusza czytelnika do zadania sobie pytania o prawdziwe oblicze kolonizacji, poznawania innych kultur.
"Człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo język zakłóca komunikację, dopóki nie zostanie go pozbawiony; jak język staje na drodze niczym dominujący zmysł. Kiedy nie rozumie się słów, trzeba zwracać znacznie więcej uwagi na wszystko inne. Kiedy jest rozumienie języka, wiele z tego innego ucieka. Polegasz wtedy na ich słowach, a słowa nie zawsze są najbardziej wiarygodne."
Lily King, "Euforia"
"Euforia" to powieść inspirowana losami amerykańskiej antropolożki Margaret Mead oraz towarzyszącej jej dwójce mężczyzn jej życia w Nowej Gwinej w latach trzydziestych, kiedy prowadziła tam badania. To właśnie Margaret Mead wysnuła tezę, że za zachowanie człowieka odpowiada środowisko w którym przyszło mu żyć, a nie geny. Jej opis niczym nieskrępowanej miłości ludów pierwotnych przyczynił się do seksualnej rewolucji lat sześćdziesiątych. Jej bogate życie osobiste interesowało niejednego, a szczególnie jej biseksualizm. Także plemiona umieszczone w książce powstały jedynie z inspiracji Lily King prawdziwymi plemiona żyjącymi w Nowej Gwinei. Można więc śmiało powiedzieć, że "Euforia" to fikcja literacka. Fikcja literacka dopracowana w najmniejszym szczególe, która już od pierwszej strony wciąga czytelnika w wir wydarzeń.
To co najbardziej uwodzi w powieści Lily King to jej klimat. Upał i parność gorącego lata, atmosfera tropików. Pełne namiętności relacje głównych bohaterów. Egzotyka, zwyczaje i zachowanie plemion pierwotnych, dżungla, badanie kultury, chmary owadów, moskitiery w domkach antropologów - to wszystko widać jak na dłoni, jak na świetnie skonstruowanym filmie. Tło wydarzeń jest niesamowicie soczyste i nastrojowe. Pełne barwnych obrazów. W książce Lily King nic nie jest szare. Wszystko jest wielobarwne, zresztą tak samo jak okładka "Euforii". Czytając "Euforię" czytelnika przenosi się do innego świata, wpada w trans i obserwuje w napięciu co się wydarzy... i uczestniczy w tej atmosferze ciężkiej od niedopowiedzeń. Lily King nie podaje rozwiązań na tacy, ona zachęca do drążenia, a jej powieść nurtuje jeszcze długo po zakończeniu jej czytania.
Trójka bohaterów i trójka zupełnie różnych poglądów na badanie plemion. Niewolnikami? Zwierzętami? Kim dla antropologów są ludy pierwotne w powieści King? Odpowiedzi są różne. Lily King w swojej powieści pokazuje jak różne podejście mogą mieć ludzie do odkrywania plemion, do wkraczania w ich życie. Nie krytykuje otwarcie, ani nie pochwala. Wszystko przedstawia w taki sposób, że to czytelnik musi opowiedzieć się za którymś z rozwiązań. Czy zrozumie? Zaakceptuje? "Euforia" zmusza do myślenia. Relacje między Fenem, Banksonem a Nell przez ich oddalenie od "cywilizacji" - pełne napięcia, niedomówień, namiętności prowadzą do pytania o moralność człowieka. Moralność człowieka względem drugiej osoby, innych plemion, a także samego siebie. Lily King stworzyła barwnych, wyrazistych bohaterów... różne punkty widzenia przedstawione przez różnych narratorów tylko przypominają o tym jak ci bohaterowie są w pewien sposób... egzotyczni. Nie ma jednak w tym nic dziwnego czy niepokojącego, bowiem "Euforia" jest niezmiennie egzotyczna i nietuzinkowa.
"Euforia" to powieść z emocjonującą fabułą, która ukazuje najskrytsze zakamarki duszy człowieka. Wielopłaszczyznowa i magiczna. Została w niej ukazana i wykorzystana w stu procentach zachwycająca rola niedomówień i niedopowiedzeń. Dzieło Lily King to pozycja pełna zmysłowości, zachwycająca klimatem, oddaleniem od świata, atmosferą... niesamowicie odrywa od rzeczywistości i nurtuje. Powieść inspirowana postacią Margaret Mead jest w dodatku niesamowicie wyrazista, egzotyczna, pełna subtelnego erotyzmu i poruszająca. Genialna. Prawdziwa, porywająca od pierwszych stron uczta literacka. Tak smakowita, że niemożliwe jest oddanie jej istoty w słowach. To trzeba samemu przeczytać / przeżyć. Gorąco Was do tego zachęcam.
Moja ocena: 10/10 Arcydzieło!
"Zapytałem, czy wierzy, że naprawdę można zrozumieć inną kulturę. Powiedziałem, że im dłużej tu jetem, tym bardziej durny wydaje mi się nasz wysiłek i coraz częściej się zastanawiam, skąd bierzemy przeświadczenie, że w ogóle możemy być obiektywni, my, którzy przychodzimy z własnymi definicjami uprzejmości, siły, męskości, kobiecości, Boga, cywilizacji, dobra i zła."
Lily...
Prozę Roth'a można kochać albo nienawidzić. Osobiście zdecydowanie ją kocham... przy każdej kolejnej pozycji, jaką mam okazję przeczytać ("Everyman" jest trzecią, po pozycjach "Konające zwierzę" i "Wzburzenie") mój zachwyt nie słabnie, a wzrasta. Philip Roth jak nikt posługuje się piórem, odkrywając meandry ludzkiej duszy i jej słabości... Niektórych jego powieści bulwersują, oburzają, budzą niesmak, bo Roth odważnie pokazuje ludzki los. Nie wyolbrzymia go, a jednak swoimi scenami, wizjami kłuje po oczach - ich niesamowitą prawdziwością, odwzorowaniem ludzkiego życia. Należy do tego dodać wybitny styl, celne, precyzyjne i porywające tezy / myśli. Fakt, że Roth na niespełna dwustu stronach potrafi zawrzeć świetnie skomponowaną, wywołującą emocje powieść. "Everyman" jest kolejną pozycją jego autorstwa, której nie zapomnę...
W powieści "Everyman" historia zaczyna się od pogrzebu głównego bohatera, którego postać jest swego rodzaju archetypem. Główny bohater jest zwykłym Amerykaninem, człowiekiem niewyróżniającym się na tle innych Amerykanów ani ludzi w ogóle... wiele przeżył. Dobre i złe chwile. Dokonywał w swoim życiu dobrych, jak i złych wyborów. Sprawiał radość i ból. Po tym pogrzebie czytelnik poznaje jego życie... związki, pragnienia, stracone złudzenia, osiągnięcia zawodowe, skomplikowane relacje rodzinne. Przechodząc przez dosyć szybki, a przy tym jednak w miarę dokładny skrót jego losów, czytelnik dochodzi do momentu, gdy bohater się starzeje... ucieka wigor ciała, mają miejsce kolejne hospitalizacje, zdrowotne ograniczenia. A jednak wewnętrzne pragnienia mężczyzny nie ulegają zmianie.
"Everyman" to poruszająca historia o starości, przemijaniu, zmianach zachodzących w ludzkim ciele, fizycznej nieporadności. Philip Roth przypomina, że starsze osoby także mają prawo do szczęścia, bo ich mentalność, pragnienia się nie zmieniają... ulegają jedynie czasami presji środowiska pt. "To nie wypada w tym wieku", ograniczeniom ciała, jego nieporadności. Z wiekiem pojawiają się choroby, wnuki, ludzie wokół zaczynają odchodzić szybciej niż zwykle, jednak to nie powinno kończyć życia człowieka. Ani go ograniczać. Zamykać na świat. Zamykać na samego siebie. Dusza pozostaje bez zmian... Bohater powieści Rotha pragnie żyć mimo swojego wieku. Żyć i korzystać z życia. Dla świata staje się jednak z każdymi kolejnymi urodzinami, z każdą kolejną hospitalizacją coraz bardziej niezauważalny. Niekiedy spotyka się wręcz z potępieniem z tytułu niezatrzymywania się, chęci doświadczenia jeszcze czegoś...
Powieść Rotha jest uniwersalną historią, a przez to tak bardzo poruszającą. Pełną żalu, niespełnionych ambicji, poczucia straty, złych decyzji, błędów młodości... poszukiwania swojego miejsca w świecie, przygotowania na śmierć. Paradoksalnie zaczyna się od pogrzebu, a kończy na śmierci, mimo to czytelnik czytając tę powieść ma wrażenie, że poznaje historię człowieka, który żyje gdzieś obok... W tym właśnie objawia się jej uniwersalność. To głos ludzi. Ludzi, którzy może nie zawsze są zdolni przyznać się do swoich lęków z wiązanych ze starzeniem się, przemijaniem. I nie mowa tu tylko o zmarszczkach czy postępującym zwiotczeniu ciała, ale o odmawiającym posłuszeństwa organizmie. O maratonie, w którym chce się wziąć udział, ale na udział w którym ciało już nie pozwala... wzbudzając tym samym irytację i lęk.
Nie mogę się wyzbyć wrażenie, że "Everyman" jest jedną z tych powieści, których nie wystarczy przeczytać jeden raz. A jeśli wystarczy... i tak powrót do nich za każdym razem będzie tak niesamowity jak pierwsze spotkanie. Powieść Rotha to utwór pełny niebanalnej mądrości i ciekawych spostrzeżeń. Podsumowujący ludzką egzystencją oraz amerykańską mentalność. Ameryka w książkach Rotha jest cały czas obecna i żywa. Na jaw wychodzę niekiedy także żydowskie korzenie Philipa Rotha... pojawiają się pewne motywy, które pozwalają odkryć w powieściach wątki z jego życia i oczywiście towarzyszące temu poglądy. Warto zaznaczyć, że choć w Polsce powieści Roth'a są stosunkowo mało znane... na świecie autor jest niesamowicie ceniony.
"Everyman" to powieść zmuszająca do refleksji. Poruszająca i wybitna proza o tym co powinno spotkać każdego człowieka, wcześniej czy później. O starości i przemijaniu... Philip Roth stworzył kolejnego bohatera z krwi i kości, którego umieścił wśród społecznych konwenansów i stereotypów. Jak zwykle postarał się o ciekawy portret psychologiczny nie tylko głównego bohatera, ale także ludzi z jego otoczenia. Tak samo jak everyman to każdy człowiek, tak samo "Everyman" to książka, którą powinien przeczytać każdy... może nie dziś, może nie jutro, ale kiedyś na pewno. Proza Rotha uwrażliwia i zachwyca, zmusza do innego, empatyczniejszego, mądrzejszego spojrzenia na innych ludzi. W przypadku "Everymana" szczególnie na te osoby starsze. Jednak powieść Roth'a nie traktuje jedynie o starości. Jest metaforą ludzkiego losu - wraz ze wszystkimi jego dobrymi, jak i złymi uczynkami. To wielka, choć mała w swej objętości powieść. Pozostaje jedynie czekać na to, aż Philip Roth dostanie w końcu Literacką Nagrodę Nobla... jako największy współczesny amerykański pisarz. Niezaprzeczalnie mój ulubiony.
Prozę Roth'a można kochać albo nienawidzić. Osobiście zdecydowanie ją kocham... przy każdej kolejnej pozycji, jaką mam okazję przeczytać ("Everyman" jest trzecią, po pozycjach "Konające zwierzę" i "Wzburzenie") mój zachwyt nie słabnie, a wzrasta. Philip Roth jak nikt posługuje się piórem, odkrywając meandry ludzkiej duszy i jej słabości... Niektórych jego powieści...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Rozmawiali bez końca o wielkich sekretach, marzeniach i innych bardzo ważnych rzeczach."
Paweł Pawlak, "Ignatek szuka przyjaciela"
Widzicie tego smutnego kościotrupka spoglądającego z okładki? To Ignatek. Ignatek jest smutny, ponieważ zgubił ząb. Dla Was może to i głupstwo, ale dla niego? To koniec świata! Małemu, brzydkiemu szkieletowi jak sam mówi trudno znaleźć przyjaciela... a co dopiero bez jednego zęba! Wtedy to już się chyba zupełnie okropnie wygląda. Ale, ale... Ignatek zauważył pewną dziewczynkę zakopującą ząb... z nadzieję, że dzięki temu spełni się jej marzenie. A jakie jest marzenie tej małej, rudej dziewczynki? Pragnie znaleźć tak samo jak Ignatek przyjaciela. Godzi się jednak oddać ząbek Ignatkowi, ponieważ i ona uważa, że wygląda... naprawdę okropnie. Zrobi to jednak tylko pod jednym warunkiem. Jeśli ten pomoże jej znaleźć przyjaciela. Ignatek się zgadza i spędzają z dziewczynką caaaaały dzień pokazując sobie to co pokazaliby swojemu przyjacielowi, gdyby takiego mieli. Potem jednak muszą się rozstać... ale... Jak się pewnie domyślacie z ostatniej strony tej krótkiej i pięknej książeczki spogląda już na nas nie smutny, ale uśmiechnięty od ucha do ucha Ignatek... nadal bez jednego ząbka.
Uwielbiam piękne i mądre książeczki skierowane dla tych najmłodszych czytelników. Za lekturę książeczki Pawła Pawlaka "Ignatek szuka przyjaciela" zabrałam się kiedy tylko odebrałam od listonosza przesyłkę. Od tego czasu przeczytałam ją niejednokrotnie, a zapewniam Was, że mam więcej niż 5, 10 lat. Doszło nawet do tego, że kiedy przyszła do mnie przyjaciółka nie mogłam się powstrzymać i po prostu musiałam pokazać jej tą pozycję. W dodatku historia Ignatka zachwyca mnie za każdym razem w tak samo dużym stopniu. Piękne ilustracje, esencja przyjaźni w bardzo dostępnej i miłej formie dla dzieci.
Ilustracja powyżej to tylko jedna z wielu znajdujących się w tej książeczce i w dodatku ilustracja wyróżniająca się. Większość jest bowiem stworzona na zasadzie kontrastu ciemne (Ignatek) - jasne (dziewczynka). Jak widzicie ilustracje są naprawdę ładne, a samo wydanie tej książeczki niesamowicie porządne. Grube kartki, wyraźne ilustracje, dosyć dużo druk. Z tym drukiem to jednak jest tak, że jest go bardzo... niewiele. Mniej niż trzysta słów. Trzysta niezwykle bogatych słów. Ta króciutka historia (idealna do przeczytania dziecku przed snem) mówi pięknie o przyjaźni dla której nie liczy się czy ktoś jest ładny czy brzydki. W dodatku szczęśliwe chwile przychodzą do nas także wtedy, kiedy jesteśmy bardzo, ale to bardzo smutni.
A skąd ten kontrast? Mała dziewczyna wchodzi w ciemny świat Ignatka lub zabiera go do swojego, jasnego. Oboje nie boją się swojej odmienności, ponieważ uczą się, że bycie innym, brzydszym nie jest niczym złym, ponieważ liczy się to co mamy w sercu i co mamy do zaoferowania drugiej osobie. W końcu przyjaźni pragnie i na przyjaźń zasługuje każdy... nawet mały kościotrup. Tego wszystkiego jednak młody czytelnik musi się domyślić sam, autor nie podaje nam takiego na tacy.
Pozycja Pawła Pawlaka pt.: "Ignatek szuka przyjaciela" to mimo smutnej i dosyć pesymistycznej okładki to książeczka niezwykle pozytywna i piękna, która ujęła mnie za serce i za to serce chwyta w dalszym ciągu. Prosta, ale przemawiająca nawet do najmłodszych odbiorców. Bez wątpienia przypadnie do gustu najmłodszych książkoholikom (a także tym, którzy jeszcze nimi nie zostali). Choć obranie za bohatera postaci mało optymistycznej - (wszyscy dobrze wiemy, że kościotrupy budzą w strach dzieciach) było dosyć ryzykownym posunięciem to jednak pan Pawlak stworzył z Ignatka postać tak ciepłą i sympatyczną, że po prostu nie da się jej nie lubić... a co dopiero jej się bać! Mądra książka dla dzieci o wychodzeniu poza schematy, o akceptacji i przyjaźni na którą zasługują wszyscy. Historia idealna dla dzieci, które boją się wyjść do rówieśników i nie tylko. W dodatku przedstawiona w naprawdę pięknej formie: twarda okładka, śliczne ilustracje... ta historia na długo pozostaje w sercu. Może warto sprezentować ją pociechom nas otaczających?
"Rozmawiali bez końca o wielkich sekretach, marzeniach i innych bardzo ważnych rzeczach."
Paweł Pawlak, "Ignatek szuka przyjaciela"
Widzicie tego smutnego kościotrupka spoglądającego z okładki? To Ignatek. Ignatek jest smutny, ponieważ zgubił ząb. Dla Was może to i głupstwo, ale dla niego? To koniec świata! Małemu, brzydkiemu szkieletowi jak sam mówi trudno znaleźć...
Gwiazdor przyniósł mi książkę "Jesienna miłość". Jaka była moja reakcja? Zaczęłam tańczyć i skakać po pokoju ze szczęścia, bo marzyłam o tej książce. Podziękowałam rodzicom i następnego dnia książka była już przeczytana, bo jest krótka, ale cudowna. Książkę przeczytałam pod wpływem filmu "Szkoła uczuć".
Film oglądałam napewno z piętnaście razy i to w bardzo krótkim czasie, bo w ciągu czterech miesięcy. Ryczałam przy nim za każdym razem i bardzo spodobała mi się ta historia, więc chciałam ją przeczytać i nie żałuję. Choć książka tak samo jak film nie była doskonała.
Poznajemy zupełnie innych bohaterów, jeden jest zbuntowanym imprezowiczem, a główna bohaterka jest córką pastora, która stara się czynić tylko dobre rzeczy. Są zupełnie inni, pokazują, że rzeczywiście przeciwieństwa się przyciągają.
Ale najlepsze jest to, że tą historię opowiada nam 58-letni Landon, opowiada o swojej Jesiennej Miłości. Jest już dojrzałym człowiekiem, więc komentuje swoje zachowania z czasu kiedy miał 17 lat. Jest napisana bardzo prostym, przyjemnym językiem.
Już po raz drugi przekonuję się o talencie Nicholasa Sparksa. Choć według mnie autor nie zatrzymuje się, nie rozpisuje się, pędzi tak jakby się śpieszył. Płakałam, książka wzrusza, ludzie marzą o takiej miłości, jaka została pokazana w tej książce.
Bardzo ją polecam, wszystkim, którzy nie lubią banalnych historii. Tym którzy szukają wartościowych książek!
Okładka chociaż filmowa to i tak bardzo mi się podoba :)
Moja ocena: 9,5/10
Gwiazdor przyniósł mi książkę "Jesienna miłość". Jaka była moja reakcja? Zaczęłam tańczyć i skakać po pokoju ze szczęścia, bo marzyłam o tej książce. Podziękowałam rodzicom i następnego dnia książka była już przeczytana, bo jest krótka, ale cudowna. Książkę przeczytałam pod wpływem filmu "Szkoła uczuć".
Film oglądałam napewno z piętnaście razy i to w bardzo krótkim czasie,...
„Posłuchajcie opowieści o Alku, Rudym, Zośce i kilku innych cudownych ludziach, o niezapomnianych czasach 1939-1943 roku, o czasach bohaterstwa i grozy.”
"Kamienie na szaniec" - opowieść o odwadze, bohaterstwie, przyjaźni... Trójka przyjaciół – Aleksy Dawidowski, Tadeusz Zawadzki i Jan Bytnar są absolwentami prestiżowego liceum im.Stefana Batorego w Warszawie. Stają u bram swojego dorosłego życia, planują, przewidują... Wakacje spędzają oddając się górskim wędrówkom. Należą do 23 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej. Ich radość przerywa wiadomość o wybuchu wojny. Od razu podejmują działanie, nie wahając się ani przez chwilę – prowadzą walkę konspiracyjną w ramach Małego Sabotażu, aby potem przystąpić do walki w Grupach Szturmowych. Zośka, Rudy i Alek muszą dorosnąć, aby stanąć w obronie ojczyzny...
„Tylko odwaga i zdecydowanie połączone ze spokojem i trzeźwością dają powodzenie”
II wojna światowa była największym konfliktem zbrojnym w historii świata. Ale czy wojna powinna nam się kojarzyć tylko z bronią, walką i śmiercią? Zdecydowanie nie! Bez wątpienia wojna wywarła swe piętno na milionach ludzi. Ale czy nie warto pomyśleć o bohaterach? O zwykłych ludziach, którzy z dnia na dzień stanęli bez słowa sprzeciwu ani zawahania w obronie ojczyzny? O zwykłych ludziach, którzy stali się bohaterami? O ludziach, którzy powinni być dla nas wzorem? A przecież byli tacy jak my - żartowali, bawili się, zakochiwali, uczyli...
"Kamienie na szaniec" to moja lektura szkolna, w dodatku jedna z najlepszych! Zwykła opowieść o zwykłych - niezwykłych chłopakach. O ich rozterkach, problemach miłosnych, przyjaźni na tle wojny. A przede wszystkim o służbie w ramach Małego Sabotażu, a następnie w Grupach Szturmowych i... nadziei. Reportaż historyczny, a przy tym niezwykła, lecz prawdziwa opowieść! Książka na faktach, nie ma w niej ani krzty fikcji! Oczarowała mnie właśnie tą prawdziwością.
„Człowiek jest bardzo silny, zawsze wierzy w lepsze i szczęśliwsze jutro.”
Największe wrażenie podczas czytanie książki Kamińskiego wywarła na mnie "zwykłość" bohaterów. Obawiałam się lektury tej książki. Nie chciałam twardej, historycznej publikacji. I niczego takiego nie dostałam. Przeczytałam kilka pierwszych stron (stron już konkretnej historii, a nie posłowia) i wsiąkłam... Czytanie zajęło mi kilka godzin. Był śmiech i łzy. Z jednej strony smutna powieść, a jednak z drugiej strony książka, która przez cały czas napawa optymizmem. Pokazuje w końcu ideały braterstwa i służby dla drugiego człowieka, które niestety nie każdy zna...
Nie mam prawa i nie zamierzam oceniać bohaterów. W końcu to prawdziwi ludzie, a wydarzenia przedstawione w książce miały naprawdę miejsce. Mogę jedynie oceniać to jak przedstawił to Aleksander Kamiński. Osobiście nie mam w tej kwestii żadnych zastrzeżeń. Autor znał osobiście bohaterów, więc książka jest oparta na jego własnych obserwacjach ale także w dużej (największej) mierze na pamiętniku Zośki. "Kamienie na szaniec" cieszą się powodzeniem od lat. Nie bez powodu! W skrytości serca muszę przyznać, że bohaterowie tak samo jak książka zdobyli moje serce. I od dłuuuugiego czasu trzymają je już w swoich rękach.
„Coś się urwało, skończyło... Lecz łzy w oczach powstrzymywała natychmiast myśl: jeszcze nie koniec, jeszcze jest szansa...”
Jest w tej książce coś takiego co może zachęcić każdego czytelnika do jej przeczytania... Nie opowiada o herosach tylko o zwykłej grupce przyjaciół, którzy mieli wady i zalety. Jeśli spojrzelibyśmy na ich zdjęcia byli dokładnie prawie tacy sami jak dzisiejsza młodzież. Cały problem polega na tym, że oni musieli stanąć przed trudnym wyzwaniem, musieli stanąć do walki z okupantem. Nie - "musieli" to złe słowo. Oni chcieli to zrobić. Nie chcieli oddać Polski bez walki. Czy dzisiejsza młodzież, gdyby znalazła się na ich miejscu, potrafiłaby zachować się tak jak oni?
"Kamienie na szaniec" to piękna książka pokazująca rozterki młodych ludzi dotyczące wojny, życia i śmierci, powojennej przyszłości... Pokazuje świat taki jaki był w czasie wojny. Normalną codzienność, ale także walkę z okupantem. Alek, Rudy i Zośka są na tyle dojrzali aby wziąć na siebie brzemię tej walki, ale jak każdy mają chwile słabości... Smutna, a momentami zabawna powieść. W sumie każdy znajdzie coś dla siebie... Utwór Aleksandra Kamińskiego naprawdę poruszył mnie za serce, pokazał wojnę z drugiej strony medalu, a przy tym wzruszył... "Kamienie na szaniec" to po prostu piękna, wartościowa książka, którą każdy powinien poznać!
„Kończy się w tym miejscu opowieść, choć walka toczy się dalej. Nieubłagana sprawiedliwość powoli, lecz nieodwołalnie zbliża karzącą dłoń ku gardłom zbrodniarzy świata. We krwi i męce tworzenia rodzi się polski świat Jutra, zamglony chaosem chwili. Walka trwa. Trzeba przerwać tę opowieść. Opowieść o wspaniałych ideałach BRATERSTWA i SŁUŻBY, o ludziach, którzy potrafią pięknie umierać i PIĘKNIE ŻYĆ”
Moja ocena: 10/10 Arcydzieło!
„Posłuchajcie opowieści o Alku, Rudym, Zośce i kilku innych cudownych ludziach, o niezapomnianych czasach 1939-1943 roku, o czasach bohaterstwa i grozy.”
"Kamienie na szaniec" - opowieść o odwadze, bohaterstwie, przyjaźni... Trójka przyjaciół – Aleksy Dawidowski, Tadeusz Zawadzki i Jan Bytnar są absolwentami prestiżowego liceum im.Stefana Batorego w Warszawie. Stają u...
Mówi się, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale czasami nie można się temu oprzeć. Szczególnie gdy okładka jest tak piękna jak książki "Klątwa tygrysa". Gdy książka tylko pojawiła się w zapowiedziach wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Nie mogłam się oprzeć uroku okładki oraz opisu. Wiedziałam, że będzie to niesamowita lektura i nie myliłam się.
Nadchodzi lato, a Kelsey poszukuje pracy. Znajduje ją w cyrku, jej praca miała tam trwać 2 tygodnie, może nie jest to jej wymarzona praca, ale lepsze to niż nic. Zamieszkuje w cyrku, a tam spotyka niezwykłego tygrysa, który zwie się Dhiren. Lubi z nim przesiadywać i choć jest drapieżcą to czuje się przy nim bezpiecznie. Szybko się do niego przyzwyczaja.
Z tego przyzwyczajania postanawia towarzyszyć mu w drodze do rezerwatu, ale nic nie okazuje się takie jakie uważała że jest. Tygrys skrywa tajemnicę i to ona jest osobą, która może mu pomóc. Ale czy się na to zdecyduje? Czy ucieknie przed miłością? Jak się potoczą losu Dhirena i Kelsey? Czy dziewczyna będzie potrafiła zaufać indijskiemu księciu?
Wilkołaki, anioły, wampiry, demony...wszystko to już było. Ale nie było przystojnego księcia zamienionego w tygrysa. W tego typu książkach bardzo często zdarza się, że cała akcja chociaż pierwszej części toczy się na tym, że główna bohaterka ma dylematy czy powinna być z nim czy nie. Tu takiego czegoś przez cały czas na szczęście nie ma. Cała historia nie kręci się wokół wątku miłosnego.
W "Klątwie tygrysa" jest jak na książkę tego typu bardzo dużo akcji oraz mitów z Indii. Mity są opisane bardzo ciekawie, nie nudziły mnie i nie miałam ochotę ich "przeskoczyć".
Poznajemy Dhirena oraz jego brata Kishana, który też jest pod wpływem klątwy. Kiedy Kishan pojawił się w książce bardzo bałam się, że pojawi się trójkącik miłosny. Normalnie mi on nie przeszkadza, ale ta historia była tak piękna bez niego, że nie zniosłabym jego pojawienia się : D Na szczęście nic takiego się nie pojawiło.
Ważną osobą w powieści jest też Pan Kadam, który można powiedzieć, że jest opiekunem braci. Jest postacią bardzo ciepłą, bardzo go polubiłam. Kelsey jest ciekawą, choć momentami trochę poplątaną postacią, ale odważną. Dhiren jest słodki i czuły, a Kishan jest świetnym przyjacielem. Bohaterowie krótko mówiąc są świetni, jak na razie wszyscy oprócz Pana Kadama mają coś za uszami.
"Klątwa tygrysa" należy do tych książek od których nie można się oderwać i jak już się po nią sięgnie nie można jej odłożyć. Jest napisana lekkim, ale ciekawym piórem. Wątek miłosny jest tak subtelny, że czasami aż rumieńce pojawiają się na twarzy. Znajduje się też w niej akcja.
Polecam ją wszystkim, którzy lubią opowieści miłosne dla młodzieży z ciutką przygody. Osobiście jestem oczarowana i niecierpliwie czekam na kolejne części. Naprawdę z czystym sumieniem Wam ją polecam. Ją po prostu trzeba przeczytać.
Okładka jest piękna i magnetyczna, nie mogę się na nią napatrzeć : D
Moja ocena: 10/10 Arcydzieło!
Mówi się, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale czasami nie można się temu oprzeć. Szczególnie gdy okładka jest tak piękna jak książki "Klątwa tygrysa". Gdy książka tylko pojawiła się w zapowiedziach wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Nie mogłam się oprzeć uroku okładki oraz opisu. Wiedziałam, że będzie to niesamowita lektura i nie myliłam się.
Nadchodzi...
2017-10-01
Hipnotyzująca, niezwykła, pochłaniająca, wielkie literackie wydarzenie, niezapomniana, przepiękna, choć miejscami brutalna opowieść o niewolnictwie, brudach historii, sile kobiet i istocie przyjaźni w ekstremalnych sytuacjach i momentach dziejowych. Marlon James to autor, z którego twórczością po raz pierwszy zetknęłam się podczas mordęczej lektury "Krótkiej historii siedmiu zabójstw" - nowatorstwo języka, które tam ukazał, zabiegi stylistyczne... to wszystko sprawiło, że równie wielu ludzi ją znienawidziło jak i pokochało. To było niesamowite, inspirujące, ale także naprawdę trudne literackie doświadczenie. W "Księdze nocnych kobiet" autor prezentuje zupełnie inny styl i rezygnuje z nowatorstwa językowego, ale i tak tworzy książkę iście epicką, niezwykle poruszającą i pokazuje, że posiada niesamowite literackie umiejętności. Nowatorski staje się więc sam poziom literackiego kunsztu Jamajczyka. "Księgę nocnych kobiet" powinien przeczytać każdy. Dla mnie to do tej pory najlepsza książka 2017 roku. Niezapomniana, zapadająca w pamięć, niezwykle porywająca... książka dla której rzuca się wszystko, porzuca wszelkie obowiązki.
Hippolyte Taine, francuski filozof doby pozytywizmu uważał, że ludzie są zdeterminowani przez środowisko, rasę i moment dziejowy (rozumiany jako poziom rozwoju intelektualnego człowieka). Historia Lili zdaje się to potwierdzać. Rodzi się jako niewolnica, jej los zostaje z góry przesądzony - ma służyć białym panom. Niewolnictwo to w owym czasie coś zupełnie normalnego. Dziwniejszego jest nieposiadanie niewolników niż ich posiadanie. Być może sytuacja bohaterów książki Marlona Jamesa jest tym trudniejsza, że ma miejsca na Jamajce, będącej angielską kolonią, a więc w pewnym oddaleniu od cywilizowanych enklaw, gdzie o prawa czarnoskórej ludności zaczyna już się walczyć. Marlon James kanwą swej powieści uczynił niewolnictwo, ucisk czarnoskórej ludności, ich brutalne traktowanie, egzekucje, ale także walkę o wolność. Walkę podczas której zginęły tysiące, ale która zakończyła się w 1833 roku zniesieniem niewolnictwa na Jamajce. Marlon James jest podczas opisywania historii inspirowanych prawdziwymi wydarzeniami brutalny, szczegółowy, naturalistyczny, zachowuje dbałość o najmniejsze detale, kreśli wszystkie sceny tak wyraziście, że czytelnik ma je przed oczami. Wręcz namacalny terror obecny na jamajskich plantacjach w XVIII i XIX wieku, który budzi bunt i odrazę. Tym samym "Księga nocnych kobiet" to powieść dla osób, które o "Powrocie do domu" Yaa Gyasi mówiły, że jest to powieść kładąca zbyt mały nacisk na problem niewolnictwa. Marlon James postępuje odwrotnie - kładzie wyraźny nacisk, obrazuje, szokuje, przygląda się, ale jednocześnie... potrafi wydobyć ze swojej powieści prawdziwe piękno.
Marlon James napisał książkę przemyślaną od A do Z, wywołującą w czytelniku bardzo silne emocje. Na każdej stronie, za sprawą każdego zdania. Barwni bohaterowie, a wśród nich główna bohaterka - krnąbrna, niepoprawna, uparta, nieakceptująca żadnych autorytetów, przeklinająca, niepokorna, ściągająca na siebie niebezpieczeństwo za niebezpieczeństwem, karę za karą. Nie jest potulnym barankiem, ani niewinną pokrzywdzoną przez życie osobą. Jej zachowanie często wzbudzało we mnie irytację, niekiedy budziło nawet odrazę. Książka Marlona Jamesa to chyba jedna z niewielu książek, które za sprawą irytującej głównej bohaterki nie straciły w moich oczach. Jedna z niewielu książek, w których krnąbrna bohaterka jest niesamowitym atutem. Jej niewyparzony język, niezgoda na los, nawet poczucie bycia kimś lepszym... oczywiście w pewnym momencie popadamy z jednej skrajności drugiej - nagle to biali stają się tymi gorszymi "rasowo". Szybko jednak okazuje się, że wszyscy ludzie, niezależnie od koloru skóry... są równie podatni na wpływ zawiści i poczucia urażonej dumy.
A kobiety? Wszystkie są tak samo dumne, pewne siebie i zdeterminowane by walczyć o to co kochają. Powieść Marlona Jamesa to tym samym także bardzo niekonwencjonalna historia damskiej przyjaźni. Takiej szczerej, bolesnej i ogromnie prawdziwej. Główne skrzypce w jego powieści jak łatwo się domyślić grają właśnie one - kobiety. Mające w sobie coś z kochanych matek, ale także strasznych czarownic i zaklinaczek, dziwek i czułych kochanek, sióstr i córek, ale także kobiet żądnych zemsty, niekiedy także morderczyń. To czarne i białe kobiety dyrygują światem w "Księdze nocnych kobiet" - to one rozdają karty, decydują o losie ludzi... to one walczą, to one nienawidzą, to one kochają. To one nadają rytm i piękno tej powieści.
"Księga nocnych kobiet" to księga emocji i ludzkich zachowań. Opowieść o żądzy zemsty, lojalności, kobiecej sile, miłości, cielesności, dojrzewaniu, marzeniach, cierpieniu, podeptanej godności, gwałtach, zniewoleniach i walce o wolność. Marlon James napisał mroczną, dopracowaną w każdym najdrobniejszym szczególe powieść. Autor pokazuje, że świat nie jest czarno - biały, a ludzkie wybory są zdeterminowane przez wiele czynników. Świat nie jest prosty... tak samo jak ludzka psychika. "Księga nocnych kobiet" to hipnotyzująca powieść, w której autorowi "Krótkiej historii siedmiu zabójstw" udało się zgrabnie, niezwykle lirycznie przedstawić historię niewolnictwa, walki o wolność, ale także obraz relacji na poziomie niewolnik - pan, relacje panujące wśród niewolników... ten obraz jest niekiedy bardzo brutalny przez swą prawdziwość, świadomość tkwiącą w czytelniku, że to wszystko naprawdę miało miejsce. To piękna, poruszająca, obowiązkowa lektura. Do pokochania i zapamiętania.
Hipnotyzująca, niezwykła, pochłaniająca, wielkie literackie wydarzenie, niezapomniana, przepiękna, choć miejscami brutalna opowieść o niewolnictwie, brudach historii, sile kobiet i istocie przyjaźni w ekstremalnych sytuacjach i momentach dziejowych. Marlon James to autor, z którego twórczością po raz pierwszy zetknęłam się podczas mordęczej lektury "Krótkiej historii...
więcej mniej Pokaż mimo to
Uwielbiam romansy paranormalne, tym bardziej jeśli sprostają moim oczekiwaniom. I tym oczekiwaniom sprostał Anielski Ogień. Po prostu mnie zauroczył, przedstawia wątek pięknej miłości. Miłości, która jest zakazana ale zakazana przez największego władce, tego, który stworzył cały świat, tego który decyduje o naszym losie.
Anioły i kosiarze toczą odwieczną walkę dobra ze złem, ale to Ellie może ostatecznie uratować świat i dusze ludzi na całym świecie. Ellie do pewnego momentu jest zwykłą nastolatką, która lubi chodzić do kina nie pamięta kim jest naprawdę, aż nie pojawi się Will. Ellie wie, że go zna, ale nie wie skąd, wtedy nie zdaje sobie jeszcze sprawy jak wiele dla niego znaczy, a tym bardziej ile on dla niej.
Główną bohaterkę ciągle spotykają jakieś niebezpieczne wydarzenia, jej życie jest ciągłe niebezpieczeńtw. Lecz o innych boi się bardziej niż od siebie. Ellie razem z Willem codziennie walczą z mrocznymi kosarzami, ale czeka ich jeszcze trudniejsza misja. Ich uczucie do siebie jest niewłaściwe, w końcu on powinien być jej oddany, ale ona tego nie chce, chce żeby byli nawzajem byli dla siebie.
Bardzo podoba mi się postać Willa, to że tak troszczy się o Ellie, oddałby za nią życie. Jest czuły i romantyczny, ale też rozsądny przez co ich relacje pod koniec zaczynają się komplikować.
Ellie chociaż już wie kim jest, stara się żyć jak zwyczajna nastolatka. Ale nie jest to takie proste, musi pogodzić szkołę, obowiązek wobec świata, czas spędzany z przyjaciółmi i sprawy rodzinne. Nie jest dziewczyną idealną.
Miłość Willa i Ellie jest po prostu cudowna. Książka mnie oczarowała pomysłem i wykonaniem. Autorka zadbała o to, żeby książka była ciekawa. Świetne jest to, że nie ma w niej takiego długiego wstępu w jak wielu innych. Także świetnie przedstawia sceny walki a to też jest ważne. Serdecznie ją polecam osobom, które lubią romansy paranormalne i tym, którzy są już znudzeni romansami paranormalnymi, znajdziecie w tej książce powiew świeżości. To jest arcydzieło od którego nie mogłam się oderwać!
Nie mogę się doczekać następnej części, koniec wiele obiecuje :)
Okładka jest prostu świetna!
Uwielbiam romansy paranormalne, tym bardziej jeśli sprostają moim oczekiwaniom. I tym oczekiwaniom sprostał Anielski Ogień. Po prostu mnie zauroczył, przedstawia wątek pięknej miłości. Miłości, która jest zakazana ale zakazana przez największego władce, tego, który stworzył cały świat, tego który decyduje o naszym losie.
więcej Pokaż mimo toAnioły i kosiarze toczą odwieczną walkę dobra ze...