Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

<Najlepsza książka tego roku to…?>
Spokojny weekend, kubek ciepłej kawy w ręce. Z namaszczeniem otwieram nową książkę, zaczynam czytać i zaledwie po pierwszym zdaniu wiem, że…to jest to. Odpowiedź na pytanie o sens mojego czytania. Czytam dla tych emocji, przyjemności i piękna wydobywającego się spomiędzy stron.

To pochwała kobiecości, pradawnej siły drzemiącej w każdej z nas, która podrywa do walki w najbardziej beznadziejnych i trudnych momentach naszego życia. Bo kobieta jest jak rzeka, płynie, meandruje, zalewa cały świat swoją wolą przetrwania i gniewem, ponieważ tak trudno ją powstrzymać i zmienić bieg jej decyzji. Shelley Read stworzyła Victorię - postać z krwi i kości, pełną determinacji by najpierw żyć w domu pełnym szorstkich mężczyzn, a później podążyć własną ścieżką. O takich kobietach chce się czytać jak najczęściej.

Powyższa książka to też piękna opowieść o macierzyństwie, dojrzewaniu i bolesnej miłości, która trafia się tylko raz. Uprzedzenia i cierpienie przeplatają się z czułością i smutkiem. Emocje są w niej wyjątkowo burzliwe i namacalne, niczym ta rzeka z tytułu.

Na głęboką uwagę zasługuje również jej magiczny i zupełnie wyjątkowy klimat. Druga połowa XIX wieku w Stanach Zjednoczonych to burzliwe lata pełne uprzedzeń i gnębienia mniejszości społecznych. Właśnie na kanwie głębokiej nienawiści do rdzennych plemion Ameryki Północnej oparła swoją powieść Read. To czasy surowych, szorstkich mężczyzn, którzy sami wymierzają sprawiedliwość i kobiet, które najczęściej się temu poddają. Popłynę przed siebie jak rzeka to też jednak cudowne, wręcz poetyckie opisy natury, które są przepełnione wdzięcznością i szacunkiem. Dodają tej historii mnóstwo uroku.

Ogromnie polecam. To „moja” książka. Pełna urokliwych miejsc, dzikich, leśnych ostępów wyjątkowych bohaterów i bolesnej historii o stracie i samotności. Mój ulubieniec tego roku i raczej wątpię, żebym przeczytała coś lepszego.

<Najlepsza książka tego roku to…?>
Spokojny weekend, kubek ciepłej kawy w ręce. Z namaszczeniem otwieram nową książkę, zaczynam czytać i zaledwie po pierwszym zdaniu wiem, że…to jest to. Odpowiedź na pytanie o sens mojego czytania. Czytam dla tych emocji, przyjemności i piękna wydobywającego się spomiędzy stron.

To pochwała kobiecości, pradawnej siły drzemiącej w każdej z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kocham wsłuchiwać się w bicie serca ukochanych osób. Przytulić się do szerokiej klatki piersiowej męża czy ukradkiem gdy śpi do synka, bo to już ten wiek, że większe poufałości z mamą są czymś wstydliwym. Bicie serca ma w sobie coś magicznego, łatwo sobie wyobrazić jak dzień w dzień pompuje krew by bliska osoba mogła żyć, cieszyć się i smucić.

Chyba dlatego tak mocno urzekła mnie książka Wyspa bijących serc. To powieść - plasterek na serce i duszę, która pozwala uwierzyć, że mimo faktu, iż życie jest ciężkie i nie ma co oszukiwać się, że ominie nas cierpienie, to jednak gdzieś tam czeka ukojenie i piękniejsze dni. To baśniowa opowieść o stracie, mozolnie przerabianej żałobie, samotności i poczuciu szczęścia. Właśnie przedstawiona tutaj idea odkrywania szczęścia w życiu urzekła mnie najmocniej. Być może czasami wystarczy trochę oszukać samego siebie, że jest lepiej niż się wydaje i rzeczywiście tak się stanie? Tajemnicze spotkanie mężczyzny z blizną na klatce piersiowej oraz dziecka, chłopca, który czuje się samotny wśród ludzi pełne jest prostoty, delikatności i wrażliwości. Podczas czytania byłam pewna, że to literatura azjatycka, tak charakterystyczna w swojej otulającej prostocie. Nigdy nie czytam opisów, najczęściej rozpoczynam czytanie bez znajomosci autora, do książki musi mnie coś przyciągnąć, więc jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że autorka jest Włoszką. Widać jednak, że kultura japońska i ogólnie azjatycka jest jej niezwykle bliska i ma na nią ogromny wpływ.

Osią całej historii stało się niezwykłe archiwum - Archiwum Serc Christiana Boltańskiego, który stworzył dźwiękową bibliotekę bicia ludzkiego serca. Musi być bardzo poruszające posłuchać bicia serca nieznajomej osoby, zastanowienie się czy jeszcze żyje, jak się ma. Proste, a głębokie i zmuszające do zastawienia się nad kruchością życia w tak dobitny sposób, że mam ciarki na skórze. Ta powieść również okazała się tak pięknym i wyjątkowym przeżyciem. Polecam wszystkim wrażliwcom.☺️

Kocham wsłuchiwać się w bicie serca ukochanych osób. Przytulić się do szerokiej klatki piersiowej męża czy ukradkiem gdy śpi do synka, bo to już ten wiek, że większe poufałości z mamą są czymś wstydliwym. Bicie serca ma w sobie coś magicznego, łatwo sobie wyobrazić jak dzień w dzień pompuje krew by bliska osoba mogła żyć, cieszyć się i smucić.

Chyba dlatego tak mocno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Osoba pobożna to tak właściwie kto? Ktoś kto szczyci się cotygodniową frekwencją na mszy świętej czy jednak ten kto w domowym zaciszu studiuje Biblię? Cichy wolontariusz czy ten pomagający w blasku fleszy? Napisałam to trochę tendencyjnie, a przecież ile osób tyle odcieni i wariantów różnych sytuacji. Pobożność to chyba coś niedefiniowalnego, tym bardziej, gdy zwrócimy uwagę na fakt, iż dotyka materii płynnej i wymykającej się ocenie rozumu - kwestii wiary. Jednak Victoria Mas podjęła się tego trudnego tematu i odmalowała przed oczyma czytelnika historię pobożności, hipokryzji i tragizmu osadzając ją w Bretanii w czasie gdy jednego z mieszkańców nawiedza Maryja.

Cud to powieść, która niczego nie zakłada z góry, nie kwestionuje żadnej z racji i przekonań. Zarówno osoba wierząca jak i nie wierząca wyciągnie z niej mnóstwo dobrego, ponieważ to proza zmuszająca do głębokich przemyśleń. Historia po prostu się toczy, czytelnik zostaje do niej niejako wrzucony i tylko on jest w stanie odkryć cel całej podróży. Ja miałam mnóstwo przemyśleń podczas lektury, niecałe 200 stron czytałam kilka dni i myślę, że do niektórych fragmentów jeszcze wrócę. Zwłaszcza do tych traktujących o małych cudach, bo przecież dla niektórych ludzi nie potrzeba maryjnego nawiedzenia, by uwierzyć w obecność Boga i poczucie, że świat może być piękny. Potrzeba tylko zmiany spojrzenia na rzeczywistość.

Autorka pięknie pisze, finezyjnie oddaje ludzkie uczucia i targające nami skrajne emocje. Zgrabnie przeplata to co realne, z tym ukrytym gdzieś za zasłoną ludzkiego poznania, a może tylko wytworem wyobraźni. Do konkretnych refleksji dojdziecie już sami. Podzielę się z wami tylko krótkim fragmentem, który ma jednak pokaźną siłę przekazu.

„Pobożność trwa dopóty, dopóki tak pasuje wiernym”.
Prawda?

Osoba pobożna to tak właściwie kto? Ktoś kto szczyci się cotygodniową frekwencją na mszy świętej czy jednak ten kto w domowym zaciszu studiuje Biblię? Cichy wolontariusz czy ten pomagający w blasku fleszy? Napisałam to trochę tendencyjnie, a przecież ile osób tyle odcieni i wariantów różnych sytuacji. Pobożność to chyba coś niedefiniowalnego, tym bardziej, gdy zwrócimy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

<Znacie postać Geralda Durrella?>

Czytając najnowsze wznowienie jego książki nie sposób nie pomyśleć - jak on kochał te zwierzęta! Ile był w stanie im poświecić. Ile niewygód cierpieć byle by tylko podopieczni mogli w wygodach i bez zbędnego stresu żyć. Gerald Durrell całe życie poświęcił zwierzętom, zwłaszcza gatunkom zagrożonym wyginięciem, którym starał się jeśli nie pomagać w rodzimym środowisku to wyłapywać do swojego ogrodu zoologicznego, rozmnażać, a w rezultacie być może wprowadzać na nowo do natury. Idea zoo, w którym można podziwiać zagrożone gatunki, ale jednocześnie wspierać ich przetrwanie na świecie, miejsca, gdzie edukuje się na ich temat, to kwestia, która trafia do mnie w całej rozciągłości.

W książce Złapcie mi gerezę Durrell z typowym dla siebie humorem opowiada o początkach działalności swojej fundacji, gdy borykali się z ogromnymi kłopotami finansowymi, a dziurawe klatki generowały zarówno zabawne jak i mrożące krew w żyłach ucieczki zwierząt. Szeroko opisuje również podróż, której celem było przywiezienie tytułowych gerez, wyjątkowo urodziwych i równie kapryśnych małp. Jeśli jesteście ciekawi jak wygląda praca ze zwierzętami, o których na ten moment nie można było nawet przeczytać w książkach, nauka na błędach, próby karmienia i wyszukania najwartościowszego jedzenia to szczerze zachęcam was do lektury. Durrell miał szczególny dar do opowiadania o faunie i florze przez który przemawiała jego głęboka miłość i szacunek do natury. Przy tym był prostu równym człowiekiem z bogatym poczuciem humoru.

„Na częste pytania, dlaczego tak bardzo się tym przejmuję, odpowiadam, że chyba dlatego, iż miałem dużo szczęścia i przez całe życie świat dostarczał mi mnóstwo przyjemności. Poczuwam się wobec niego do długu, który jakoś chciałbym spłacić.”
Gerald Durrel „Złapcie mi gerezę”

<Znacie postać Geralda Durrella?>

Czytając najnowsze wznowienie jego książki nie sposób nie pomyśleć - jak on kochał te zwierzęta! Ile był w stanie im poświecić. Ile niewygód cierpieć byle by tylko podopieczni mogli w wygodach i bez zbędnego stresu żyć. Gerald Durrell całe życie poświęcił zwierzętom, zwłaszcza gatunkom zagrożonym wyginięciem, którym starał się jeśli nie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Życie, którego pragniesz. Sztuka i nauka sięgania po szczęście Arthur C. Brooks, Oprah Winfrey
Ocena 7,4
Życie, którego... Arthur C. Brooks, O...

Na półkach: ,

Czym jest dla ciebie szczęście?

Jak się okazuje mamy ogólne wyobrażenie tego stanu, ale najczęściej jest ono całkowicie błędne. Chcemy je czuć, ale do końca nie rozumiemy czym jest. Czyż to nie paradoks?
Po przeczytaniu tej książki stwierdzam, że dla mnie szczęście to koktajl zmieszany z odczuwania radości, błogości, spokoju, poczucia celu i sprawczości. Zdecydowanie nie są to wielkie i wyczekane momenty, ale małe drobnostki, które wydarzają się mimo przykrych przerywników, a może właśnie dzięki nim? Przecież jedyne co jest pewne to fakt, że prędzej czy później, życie boleśnie nas doświadczy.

Arthur C. Brooks we współpracy z Oprah Winfrey dają nam receptę na szczęście. Nie jest to jednak gotowa pastylka, którą wystarczy połknąć i zmienić swoje życie w jednej chwili, ale zbiór rad, nad którymi warto się zastanowić i powoli wcielać je do swojej codzienności. Autorzy zaznaczają, że świata nie jesteśmy w stanie zmienić, ale swoje odbieranie rzeczywistości już tak. Tylko my panujemy nad naszymi reakcjami na dane sytuacji i tym jak na nas wpływają. Dla mnie to bardzo ważna lekcja do ciągłego przypominania.

Co podoba mi się w tej książce najbardziej to fakt, iż jest ona poparta setkami badań naukowych. Brooks jest profesorem na Harvardzie, prowadzącym zajęcia o szczęściu i zajmuje się nim tak jak każdą dziedziną naukową. Bada coś tak ulotnego jak szczęście i okazuje się, że można nauczyć się zauważać je w swoim życiu znacznie częściej niż zwykle. Autor popiera każdy rozdział inspirującymi historiami wielu osób i w połączeniu z faktami naukowymi ogromnie to do mnie trafia. Wzbogaciłam ją o kilkadziesiąt znaczników i jestem przekonana, że jeszcze nie raz wrócę do zaznaczonych fragmentów. Polecam wam z całego serca. Ostatnio coraz mocniej ciekawią mnie naukowe klimaty i mam nadzieję, że takich książek będzie powstawało jeszcze więcej.

Czym jest dla ciebie szczęście?

Jak się okazuje mamy ogólne wyobrażenie tego stanu, ale najczęściej jest ono całkowicie błędne. Chcemy je czuć, ale do końca nie rozumiemy czym jest. Czyż to nie paradoks?
Po przeczytaniu tej książki stwierdzam, że dla mnie szczęście to koktajl zmieszany z odczuwania radości, błogości, spokoju, poczucia celu i sprawczości. Zdecydowanie nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wycieńczająca wędrówka w palących promieniach teksańskiego słońca i odorze zgniłych jaj wydobywającym się z pobliskich kopalni ropy naftowej. Idziesz, krok za krokiem, ranisz stopy, byle dalej od potwora, który wczoraj zaproponował ci tylko przejażdżkę. A ty wsiadłaś kierowana ciekawością, nudą czy może zwykłą przekorą. Wiesz, że grzeczne dziewczynki tak nie robią, ale jesteś Meksykanką i w oczach społeczeństwa zdecydowanie nie jesteś uważana za porządną. Idziesz dalej, brutalnie zgwałcona, poraniona na duszy i ciele, a twoja wędrówka jest podobna do odysei setek innych kobiet i dziewcząt.

Cóż to była surowa, pełna pierwotnej siły książka! Choć rozpoczyna się od brutalnego gwałtu na czternastolatce to nie ofiara będzie grała tutaj pierwsze skrzypce. Autorka postawiła na zupełnie nowatorskie przedstawienie tej historii i oddała głos kobietom, bohaterkom, które w mniejszym lub większym stopniu miały kontakt ze skrzywdzoną dziewczyną. Przez pryzmat ich doświadczeń, codzienności śledzimy losy amerykańskiego społeczeństwa lat 80. ubiegłego wieku. To czasy zimnych, bezwzględnych mężczyzn, którzy każdego dnia wychodzą do pracy w rafinerii z myślą, że być może nigdy już do domu nie wrócą. Wielu z nich przeżyło wojnę w Wietnamie i przez to traumatyczne wydarzenie nigdy nie będą już takimi samymi ludźmi. W takich czasach najprościej sprowadzić kobietę do roli tymczasowej zabawki, która powinna zaspokoić podstawowe rządze i po prostu siedzieć w domu. To też moment w historii, kiedy kwestie odmiennych narodowości wyjątkowo szybko rozpalają emocje i zaciskają pięści w dłoń. Autorka wyjątkowo dosadnie i szczegółowo odmalowała amerykańskie społeczeństwo z tamtych lat, przedstawiła kobiety i dziewczynki, które jak każdy miały swoje marzenia, które wydawały się jeszcze trudniejsze do spełnienia niż kiedykolwiek. Klimat Walentynki, surowe opisy krajobrazu zdewastowanego przez człowieka, w którym rządzi przemysł i mężczyźni, zasługują na uwagę. Wiem, że pomysł przedstawienia całej historii z punktu widzenia mocno pobocznych osób nie każdemu się podoba, ale dla mnie, która szczególnie cenię sobie wątki społeczne, to strzał w dziesiątkę.

Wycieńczająca wędrówka w palących promieniach teksańskiego słońca i odorze zgniłych jaj wydobywającym się z pobliskich kopalni ropy naftowej. Idziesz, krok za krokiem, ranisz stopy, byle dalej od potwora, który wczoraj zaproponował ci tylko przejażdżkę. A ty wsiadłaś kierowana ciekawością, nudą czy może zwykłą przekorą. Wiesz, że grzeczne dziewczynki tak nie robią, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jakie to było dobre. 🔥
Gęsty, trzymający w napięciu, trudny do oderwania się thriller psychologiczny w stylu domestic noir. Na uwagę zasługuje fakt, że jest to moje ulubione połączenie gatunkowe. Z jednej strony głębokie wniknięcie w uczucia głównego bohatera i współodczuwanie jego niepokoju, z drugiej czysto społeczne i rodzinne klimaty. To czysta przyjemność płynąca z lektury.

Insomnia to pokaz niezwykle zgrabnego łączenia i gmatwania wątków. Autorka umiejętnie miesza tropy pozwalając nam wierzyć, że każdy z nich jest równie ważny do rozwiązania zagadki. Główna bohaterka to osoba obciążona ogromnie bolesnymi przeżyciami, z poranioną psychiką, która na kilkanaście dni przed swoimi czterdziestymi urodzinami zaczyna cierpieć na bezsenność. To samo działo się z jej matką, która ostatecznie trafiła do zakładu zamkniętego. Do tego zaczyna kruszyć się fundament jej małżeństwa, a w pracy, jako prawniczka zalazła za skórę niejednej osobie. To ilość stresu, która mogłaby przerosnąć każdego, więc Emma zaczyna wątpić w to co czuje, co jej się przydarzyło, a co jest tak naprawdę wytworem jej wyobraźni.

Kocham takie wątki, zwykle zastanawiam się razem z bohaterem co wydarzyło się naprawdę, a co podpowiada mu psychika, ale tym razem byłam wyjątkowa ostrożna w osądach. Sama nie wiedziałam o co tak naprawdę chodzi, aż do świetnego zakończenia.

Wartka akcja, strony przepływające przez palce, krótkie rozdziały, które wręcz zmuszają do przeczytania jeszcze kilku lub kilkudziesięciu stron zanim ją odłożymy to tylko kilka zalet tej powieści. Tak naprawdę, gdybym miała czas i siłę na zarwanie nocy to z chęcią bym to zrobiła i przeczytała ją na raz, od deski do deski. Każda chwila, gdy Insomnia czekała na stoliku obok fotela to ciągłe rozmyślanie o tym co wydarzy się dalej. Takie książki lubię i wam również ogromnie ją polecam.

Jakie to było dobre. 🔥
Gęsty, trzymający w napięciu, trudny do oderwania się thriller psychologiczny w stylu domestic noir. Na uwagę zasługuje fakt, że jest to moje ulubione połączenie gatunkowe. Z jednej strony głębokie wniknięcie w uczucia głównego bohatera i współodczuwanie jego niepokoju, z drugiej czysto społeczne i rodzinne klimaty. To czysta przyjemność płynąca z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Antek z babcią na Dzikim Zachodzie Thomas Brunstrøm, Thorbjørn Christoffersen
Ocena 7,8
Antek z babcią... Thomas Brunstrøm, T...

Na półkach:

Cześć kochani. Jak mija wam niedziela?

Gdybym tak zaproponowała wam niedzielny wypad na Dziki Zachód? Oczywiście nie będzie to podróż dosłowna, a książkowa, ale również będzie czekało na was wiele przygód i niebezpieczeństw.

Rodzice Antka dużo pracują, nie mają czasu, by ciągle się nim zajmować, ale na szczęście z pomocą przychodzi babcia. Dziarska staruszka chętnie opiekuje się wnuczkiem, ma głowę pełną pomysłów i praktycznie niczego się nie boi. Ostatnio zabrała Antka na dno morza, a teraz po prostu musi zjeść coś słodkiego, a żeby cokolwiek kupić muszą odnaleźć skarb ukryty przez dziadka na Dzikim Zachodzie.

Pierwszy tom poznaliśmy przy okazji buszowania w miejskiej bibliotece i spodobało nam się na tyle, że tę opowieść przeczytaliśmy od razu po wyjęciu jej z paczki od kuriera i pewnie zrobimy to jeszcze nie raz. To maksymalnie angażująca i szalenie wciągająca opowieść dla młodszych czytelników, którzy cenią sobie mnóstwo przygód posypanych szczyptą niepokoju i niebezpieczeństwa. Babcia Antka nie boi się groźnych kowbojów i bez wahania zabiera do nich swojego wnuczka oraz nas - czytelników. Będzie sporo śmiechu i dynamiki.

Podczas głośnego czytania zaschło mi w gardle i chciałam napić się kawy, ale usłyszałam - nie przerywaj, to jest po prostu ciekawe, chcę dowiedzieć się czy odnaleźli skarb. Domyślam się, że nie istnieje rekomendacja lepsza niż zaabsorbowany młody czytelnik. :)

Dla nas to dopiero początek przygody z twórczością Thomasa Brunstrøma ( autora między innymi serii o Tacie Oli) oraz ilustratora Thorbjørna Christoffersena, ale myślę, że sporo z was już zna ich książki. Czytaliście? Jestem bardzo ciekawa jak podobają się waszym dzieciom.

Cześć kochani. Jak mija wam niedziela?

Gdybym tak zaproponowała wam niedzielny wypad na Dziki Zachód? Oczywiście nie będzie to podróż dosłowna, a książkowa, ale również będzie czekało na was wiele przygód i niebezpieczeństw.

Rodzice Antka dużo pracują, nie mają czasu, by ciągle się nim zajmować, ale na szczęście z pomocą przychodzi babcia. Dziarska staruszka chętnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo lubię trylogie, ale mam z nimi problem przez który kilka z nich nigdy nie dokończyłam. Trzy książki to dla mnie optymalna ilość, która pozwala zżyć się z bohaterami, ale jednocześnie nimi nie znudzić i gdy wiem, że już więcej nie spotkam ich w książkowym świecie - najzwyczajniej boję się tego rozstania. Obawiam się też czy poziom został zachowany. Zupełnie niepotrzebnie w przypadku Wracam do domu, ponieważ nie dość, że ostatni tom trylogii jest klamrą spinającą wszystkie wydarzenia i trzeba go przeczytać, to jeszcze jest wyjątkowy, nowatorski, a może nawet dziwny w sposób do którego Smirnoff zdążyła nas już przyzwyczaić.

Po zaskakujących wydarzeniach z Jedziemy z matką na północ janakippo wiele musi ułożyć sobie w głowie, mnóstwo przepracować. Tytułowe Wracam do domu nie dotyczy powrotu do miejsca, ale do głębi swojej duszy, zrozumienia kim tak naprawdę jest i czego chce od życia. Najmocniejszym punktem każdej z książek trylogii są relacje międzyludzkie, które są suche, surowe, ukazane nawet jako prymitywne, ale to one kształtują nas jako ludzi. Smirnoff nie patyczkuje się ze swoimi bohaterami, testuje ich na różne sposoby, pcha w stronę traumatycznych relacji, które pozostawiają po sobie tylko zgliszcza, ale to właśnie charakterystyczna cecha jej prozy. Jest mocno, surowo i bardzo klimatycznie.

Jeśli ktoś jeszcze o tym nie słyszał - w całej trylogii autorka praktycznie nie używa znaków interpunkcyjnych, pisze też imiona i nazwiska razem, z małych liter. To ciekawy zabieg, który sprawia, że odbieramy te książki jak strumienie myśli prosto z głowy głównej bohaterki. Nadaje to dużo dynamiki, napięcia i niepokoju, a co najważniejsze w ogóle nie utrudnia czytania. Przynajmniej ja praktycznie nie zauważyłam tego jako jakiejkolwiek przeszkody.

Jeśli lubicie literaturę skandynawską, jej charakterystyczny surowy klimat oraz powieści o arcytrudnych relacjach międzyludzkich, zwłaszcza rodzinnych to jest to książka, po którą musicie sięgnąć. Wyjątkowa, nowatorska proza, która zaskakuje i zmusza do myślenia.

Bardzo lubię trylogie, ale mam z nimi problem przez który kilka z nich nigdy nie dokończyłam. Trzy książki to dla mnie optymalna ilość, która pozwala zżyć się z bohaterami, ale jednocześnie nimi nie znudzić i gdy wiem, że już więcej nie spotkam ich w książkowym świecie - najzwyczajniej boję się tego rozstania. Obawiam się też czy poziom został zachowany. Zupełnie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Biały ptak. Powieść R. J. Palacio, Erica S. Perl
Ocena 8,2
Biały ptak. Po... R. J. Palacio, Eric...

Na półkach: ,

Będąc dzieckiem, lubiłam słuchać powieści moich dziadków o wojnie. Pewnie przypominały mi historie z moich ukochanych książek, ponieważ były pełne zarówno zabawnych jak i wstrząsających wydarzeń. Opowieść snuła się niczym dym z papierosa, którego popalał mój dziadziuś jednak w pewnym momencie napotykaliśmy mur. Nigdy nie został rozbity i niektóre historie pozostały za nim na zawsze. Dziadkowie mówili, że jest coś więcej, ale nie zdradzili najmroczniejszych szczegółów nawet swoim dzieciom. Czy im się dziwię?
Nie, niektóre demony są zbyt przerażajace na wolności. Trochę jednak żałuję, że nie ulżyli sobie wyciągając traumę na zewnątrz, a i wydaje mi się to ważne dla przyszłych pokoleń.

Bohaterka Białego ptaka również postanawia podzielić się swoim świadectwem z wnuczkiem. Bije się z myślami, pragnie zapomnieć o tym co przeżyła, ale z drugiej strony chce by ktoś wyciągnął z jej historii odpowiednie wnioski. Snuje opowieść z perspektywy dziecka choć jest już starszą kobietą. Oczami dziewczynki opisuje wojnę, wykluczenie i niewyobrażalne cierpienie zgotowane w imię chorej ideologii. Pokazuje jak przewrotny bywa los, który z sielankowej rzeczywistości w przeciągu kilku chwil może zamienić się w horror i walkę o przetrwanie.

Myślę, że to młodsi czytelnicy wyniosą z niej najwięcej, to na ich emocje będzie działała najbardziej i być może po raz pierwszy zetkną się z pojęciem antysemityzmu. Taki jest właśnie jej zamysł, pod płaszczykiem wzruszającej historii z elementami baśni uwrażliwia młodsze pokolenia na tematy, które wydają im się pewnie odległe i nieprawdopodobne, a jednak... Mnóstwo podobnych historii wydarzyło się na świecie i warto o nich pamiętać. Będę musiała teraz przeczytać pierwowzór, czyli powieść graficzną Palacio. Nie do końca czuję się dobrze w takiej książkowej formie, ale ta historia ma szansę mi się spodobać.

Będąc dzieckiem, lubiłam słuchać powieści moich dziadków o wojnie. Pewnie przypominały mi historie z moich ukochanych książek, ponieważ były pełne zarówno zabawnych jak i wstrząsających wydarzeń. Opowieść snuła się niczym dym z papierosa, którego popalał mój dziadziuś jednak w pewnym momencie napotykaliśmy mur. Nigdy nie został rozbity i niektóre historie pozostały za nim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdybyście mieli przeczytać w tym roku tylko jedną powieść obyczajową, gdzie tło historyczne pełni bardzo ważną funkcję, to proszę, niech to będzie ta książka. Na rynku jest cała masa książek o II wojnie światowej czy czasach bogatych magnatów, a tak mało o PRL-u, który wielu z nas pamięta czy zna z opowieści najbliższych.

Sztuczny miód to historia o czasach pełnych absurdów, długich kolejek do sklepów z pustymi półkami i kupowaniu nie tego co się chciało, a co zostało akurat „rzucone”. To opowieść o głębokich rozłamach, bezsilności i strachu, ponieważ donosicielem mógł okazać się każdy. Bardzo aktualne wydaje się tutaj powiedzenie, że wiemy o sobie tyle na ile nas wypróbowano. Z perspektywy wygodnego fotela nie jesteś w stanie stwierdzić jak zachowałbyś się w określonej sytuacji i jakich wyborów dokonał.

Sztuczny miód to też godna pozazdroszczenia zapobiegliwość, umiejetność organizowania i tkania życia ze wszystkich dostępnych skrawków w wykonaniu kobiet. Główne bohaterki, Baśka i Marylka, obie pracujące jako pielęgniarki to idealny przykład kobiecej siły i przebiegłości. W tych czasach trzeba było żyć zaradnie, i choć kobiety mają charaktery i system wartości odmienny jak ogień i woda to nie sposób obu ich nie polubić oraz głęboko im nie kibicować.

Sabina Waszut snuje przepiękną i głęboko życiową opowieść o Śląsku u schyłku PRL-u. Historia jest tu ważna, ale jest tylko tłem do prawdziwie realnych losów zwyczajnych ludzi, którzy pragnęli żyć, kochać i być kochanymi. Za pomocą bardzo szczegółowych opisów przywołuje klimat tamtych lat i żywcem przenosi czytelnika do swojej historii. Przeczytałam tę książkę z wypiekami na twarzy, razem z bohaterkami drżałam o najbliższych w czasie wybuchu stanu wojennego, biłam się z myślami podczas podejmowania wyborów, czułam wstyd i smutek. Można napisać, że przeżywałam tę powieść całą sobą, co rzadko zdąża mi się podczas lektury powieści obyczajowych.

To moja druga książka Sabiny Waszut i koniecznie będę musiała szerzej poznać jej twórczość. Dawno nie czytałam równie dobrej, dopracowanej i dopieszczonej książki. Ogromnie polecam!

Gdybyście mieli przeczytać w tym roku tylko jedną powieść obyczajową, gdzie tło historyczne pełni bardzo ważną funkcję, to proszę, niech to będzie ta książka. Na rynku jest cała masa książek o II wojnie światowej czy czasach bogatych magnatów, a tak mało o PRL-u, który wielu z nas pamięta czy zna z opowieści najbliższych.

Sztuczny miód to historia o czasach pełnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

<Który ze zmysłów jest, według ciebie, najważniejszy?>

Wzrok, dzięki któremu możesz obserwować najbliższych i czytać książki czy słuchanie muzyki i śpiewu ptaków poprzez słuch? A może dotyk umożliwiający objęcie ukochanej osoby? Na codzień pewnie najwięcej uwagi poświęcamy naszym oczom, je najczęściej badamy, nosimy okulary poprawiające nasz wzrok. Autor, profesor Guy Leschziner udowadnia, że wybór zmysłu bez którego można by się obejść jest praktycznie niemożliwy. Wyjątkowa inżynieria, jaką są nasze organizmy stworzyła je w takim, a nie innym wymiarze i praca każdego z nich jest niewyobrażalnie ważna.

Utrata wzroku, a w jej konsekwencji mroczne halucynacje przedstawiające twarze zombie? Uczucie jakby stopy dotykały rozżarzonego metalu? Przyznajcie sami, nawet najlepszy autor horrorów lub thrillerów psychologicznych mógłby nie wpaść na coś takiego, a nasz mózg robi takie niespodzianki wcale nie tak rzadko. Co najlepsze, właśnie ta książka uświadomiła mi jak nasze zmysły są zależne od umysłu i tak naprawdę to co odczuwamy to nie rzeczywistość, ale świat przefiltrowany przez mózg. Fascynujące.

Kobieta, która widziała zombie nie jest książką najłatwiejszą w odbiorze, jest pisana jednolitym tekstem, ze sporą ilością fachowego słownictwa, ale po głębszym wniknięciu i wczytaniu się, gwarantuję wam, że staje się prostsza w odbiorze. To kompendium wiedzy na temat zmysłów, działania mózgu w ich kontekście i prawdziwa kopalnia dziwnych, intrygujących przypadków medycznych. Autor spotkał w swojej karierze mnóstwo pacjentów, którzy lepiej lub gorzej radzą sobie ze swoimi przypadłościami, ale biorąc pod uwagę wszystkich nasuwa się jedna myśl - jak łatwo o wyobcowanie. Zmysły pomagają kontaktować się ze środowiskiem, to one gwarantują interakcje z innymi ludźmi i już nieduże zaburzenie może prowadzić do poważnych skutków nie pozwalających funkcjonować normalnie w społeczeństwie. Ten aspekt spodobał mi się najmocniej i jest z całą pewnością zaletą wyróżniającą książkę profesora Leschzinera wśród innych popularnonaukowych.
Jeśli chcecie dowiedzieć się jak działają nasze zmysły i czym tak naprawdę są - szczerze polecam. Starałam się zdradzić jak najmniej, ale po lekturze tej książki wasze pojęcie na temat zmysłów radykalnie się zmieni. Nie są one tym czym tak naprawdę się wydają.

<Który ze zmysłów jest, według ciebie, najważniejszy?>

Wzrok, dzięki któremu możesz obserwować najbliższych i czytać książki czy słuchanie muzyki i śpiewu ptaków poprzez słuch? A może dotyk umożliwiający objęcie ukochanej osoby? Na codzień pewnie najwięcej uwagi poświęcamy naszym oczom, je najczęściej badamy, nosimy okulary poprawiające nasz wzrok. Autor, profesor Guy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chcielibyście kiedyś zobaczyć wulkan? Ja może niekoniecznie w stanie erupcji, ale z chęcią zobaczyłabym tę potęgę.

Skoro w Kobiecej Foto Szkole dzisiaj temat żywioły to nie mogłam pokazać wam innej książki jak Wulkany. Ogień i życie. Z jednej strony niszczycielska siła, która spopiela wszystko co stanie na jej drodze, z drugiej bogactwo minerałów tworzące nowe lądy. Wulkany mają w sobie coś fascynującego. Są gwałtowne, nieobliczalne i zupełnie nieprzewidywalne. Jak mało co, pokazują jacy jesteśmy mali w stosunku do potęgi natury, która w ciągu kilku minut jest w stanie zdestabilizować życie wielu społeczeństw.

Czym różni się magma od lawy? Jak w ogóle powstaje wulkan? Na czym polegają ruchy płyt tektonicznych? Czy wasze dzieci zadają podobne pytania?
Jeśli tak, a nie jesteście w stanie na nie odpowiedzieć to koniecznie podsuńcie im ten komiks. To świetna sprawa dla wszystkich wielbicieli wartkiej akcji i nauki w jednym. Razem z bohaterką - Aurorą przenosimy się do świata z przyszłości, w którym Ziemia jest pokryta grubą warstwą lodu. Jest zimno, a ludzie poszukują sposobów na pozyskanie energii. Aurora przypadkiem natrafia na książkę o ciepłe ukrytym głęboko we wnętrzu naszej planety. Czy da się je wykorzystać? Czy wulkany tylko niszczą? Przyznam szczerze, że jest to na tyle zaawansowany komiks o geologii, że sama przeczytałam go z wielkim zainteresowaniem. Jest naszpikowany ciekawostkami, które jednocześnie zostały podane w tak ciekawy i prosty sposób, że najmłodsi też nie będą mieli problemów ze zrozumieniem opisywanych zjawisk. Mnóstwo tutaj porównań do przedmiotów znanych z codziennego życia, aby jak najlepiej wytłumaczyć to co dzieje się we wnętrzu Ziemii. Kolorowe ilustracje tylko wzbogacają tekst, na tyle, że można przeglądać go godzinami.
Mamy tutaj jakiś fanów geologii? Macie już pomysł na prezent od Zajączka last minute.

Chcielibyście kiedyś zobaczyć wulkan? Ja może niekoniecznie w stanie erupcji, ale z chęcią zobaczyłabym tę potęgę.

Skoro w Kobiecej Foto Szkole dzisiaj temat żywioły to nie mogłam pokazać wam innej książki jak Wulkany. Ogień i życie. Z jednej strony niszczycielska siła, która spopiela wszystko co stanie na jej drodze, z drugiej bogactwo minerałów tworzące nowe lądy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

< Czy można jeszcze napisać powieść obyczajową, która nie będzie kalką innych, wydanych wcześniej?>

Tempo literackiego kalendarza chyba nigdy nie było szybsze. Każdy tydzień to kilkanaście lub kilkadziesiąt nowych tytułów, z czego spora ilość to literatura obyczajowa. Ciężko napisać coś co będzie nowe, zaskakujące i ekscytujące dla czytelnika. W tym wypadku udało się w stu procentach. 

Debiutancka powieść Senty Rich to historia o młodej dziewczynie, która boryka się z kleptomanią, w czym z pewnością nie ułatwia jej fakt, że pracuje jako hotelowa sprzątaczka. Wręcz przeciwnie, dziewczyna ma swojego rodzaju plan i reguły, których się trzyma. Rozpoczyna pracę w nowym miejscu, nie pozwala sobie na zawieranie głębszych znajomości, a gdy sytuacja grozi zdemaskowaniem - opuszcza pracę i szuka kolejnej. Tylko czy to jest prawdziwe życie?

Czy można przeżyć bez bliskości drugiego człowieka? Czy można całkowicie odciąć się od społeczeństwa? Hotel 21 to piękna powieść dotycząca rozliczania się z przeszłością, traumatycznym dzieciństwem, zaburzeń psychicznych, ale przede wszystkim to książka o kobietach dla kobiet. Nie opowiada o tym słynnym zdaniu, gdzie kobieta kobiecie wilkiem, choć główna bohaterka doświadcza z rąk najbliższej jej kobiety niewyobrażalnego cierpienia. Wprost przeciwnie, daje dużo nadziei i pokazuje, że w dziewczynach drzemie wielka siła i są zdolne do poświęceń w imię swoich koleżanek. Przyjaźń, którą tutaj opisano z pewnością na długo zapadnie mi w pamięć, ponieważ została przedstawiona szczerze, realistycznie, a przede wszystkim z dużą dozą humoru i wzruszeń. Nie spodziewałam się, że książka okaże się właśnie taka, przeczuwałam raczej romans. Nic bardziej mylnego, bohaterowie zmagają się z tyloma problemami, nie tylko zaburzeniami psychicznymi jak kleptomania, że to znacznie więcej niż zwyczajna obyczajówka. 

Mocno wam polecam, do czytania w marcu, miesiącu kobiet w szczególności.

< Czy można jeszcze napisać powieść obyczajową, która nie będzie kalką innych, wydanych wcześniej?>

Tempo literackiego kalendarza chyba nigdy nie było szybsze. Każdy tydzień to kilkanaście lub kilkadziesiąt nowych tytułów, z czego spora ilość to literatura obyczajowa. Ciężko napisać coś co będzie nowe, zaskakujące i ekscytujące dla czytelnika. W tym wypadku udało się w stu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

<Czy błędy językowe, składniowe, literówki mają dla was duże znaczenie?>

Trochę dziwne pytanie jak na początek opinii, ale rzadko zdarza mi się zwrócić uwagę na błędy trafiające się w książkach, jednak tym razem odnalazłam ich znaczną ilość, co chyba pokazuje skalę problemu. Szkoda, bo powieść Witaj, piękna to książka, która miała wszystkie cechy, które pretendowały do głębokiego zachwytu w trakcie lektury.
Stany Zjednoczone, Chicago, przełom wieku XX i XXI to jedna z najbardziej pożądanych przeze mnie książkowych kombinacji. Barwny amerykański klimat i coraz szybciej zmieniający się świat, który zmieniał też ludzi i ich wzajemne relacje. Obserwowanie członków jednej rodziny na przestrzeni lat, tego jak z pozoru nie dzieje się nic, a tak naprawdę wydarza wszystko oraz studiowanie ewoluujących zależności pomiędzy krewnymi obiecywało prawie gwarantowany sukces. Do tego wplecenie ważnych tematów jak depresja kładąca się cieniem na wszystkich wydarzeniach, poszukiwanie własnej drogi, nieprzepracowana żałoba i niespełnione oczekiwania, które nakładamy na innych. Jednak zabrakło mi najważniejszego czynnika każdej książkowej układanki - emocji. To one grają w moich odczuciach zawsze pierwsze skrzypce i mimo faktu, że znalazło się tutaj tyle ważnych dla mnie czynników nie poczułam bliższego zżycia się z bohaterami czy głębszych uczuć względem tego co ich spotyka. Zabrakło mi tutaj większej głębi, wniknięcia w szczegóły i niuanse.

Jestem ciekawa jak wam się spodobała, ponieważ widziałam, że podzieliła czytelników na dwa obozy. Ja przemieszczam się gdzieś pośrodku, ponieważ bardzo chciałabym, żeby moje odczucia były inne, ale tak się nie stało. Szkoda. Z powieścią Drogi Edwardzie mam znacznie lepsze wspomnienia, ale może to ja zmieniłam się przez te wszystkie lata, przeczytałam znacznie więcej literatury pięknej i taka prostota już nie jest dla mnie?

<Czy błędy językowe, składniowe, literówki mają dla was duże znaczenie?>

Trochę dziwne pytanie jak na początek opinii, ale rzadko zdarza mi się zwrócić uwagę na błędy trafiające się w książkach, jednak tym razem odnalazłam ich znaczną ilość, co chyba pokazuje skalę problemu. Szkoda, bo powieść Witaj, piękna to książka, która miała wszystkie cechy, które pretendowały do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

<Książka niczym emocjonalny walec... Natrafiliście ostatnio na jakiś tytuł?>

Poczytaj książkę, zrelaksujesz się, ukoisz nerwy, uspokoisz. Tak, tylko zdecydowanie nie przy Jedynych prawdziwych miłościach. Nie, gdy czytasz książkę o zaginionym mężu, bardzo bolesnej i mozolnie przechodzonej żałobie, nowej miłości i pojawieniu się jak grom z jasnego nieba informacji, że mąż jednak żyje. 

Nie zliczę ile razy musiałam tę książkę odłożyć, ile emocji we mnie wzbudziło jedno krótkie zdanie, o którym wiedziałam już wcześniej, ponieważ znajduje się w opisie. To chyba magia twórczości Taylor Jenkins Reid. Jej książki i bohaterowie tych powieści żyją obok nas, są na tyle realni, że moglibyśmy musnąć ich palcami, gdybyśmy tylko tego chcieli. Jak nie przeżywać losów postaci, która mogłaby być twoim znajomym? Bohaterowie książek tej autorki wzbudzają głębokie współodczuwanie, nie da przejść się obojętnie obok tego co się u nich dzieje. Co najciekawsze, przecież domyślałam się jakie będzie zakończenie, ale w żadnym wypadku nie przeszkodziło to w głębokim przejmowaniu się każdą decyzją i wydarzeniem. Bardzo lubię czytać tak angażujące książki.

Dość prostą historię miłosną podkręca wątek traumatycznego wyboru jaki musi podjąć bohaterka. Aktualna miłość czy "zmarły" mąż, który powraca do domu? Przyznajcie sami, że nie jest to klasyczny trójkąt miłosny. Jedyne prawdziwe miłości to też miłość do samego siebie, od której powinno się rozpoczynać każdą relację oraz poszukiwanie swojej drogi w życiu. Czasami jest tak, że marzenia nie są nasze, robimy coś na przekór innym, wbrew sobie, by udowodnić, że potrafimy i dajemy radę. Myślę, że jest niewiele osób, które znalazły całkowitą pewność i przekonanie czego pragną od życia i w jaką stronę zamierzają podążać. W moim przypadku to jeszcze długi proces.

Polecam! Jeśli lubicie trochę się książką podenerwować, przeżyć to co bohaterowie, zachęcam was do sięgnięcia po Jedyne prawdziwe miłości. Warto dodać, że to wznowienie i naprawdę nie dziwię się, że autorka obecnie pisze w takim stylu skoro kilka lat temu jej książki już były tak dobre. 

<Książka niczym emocjonalny walec... Natrafiliście ostatnio na jakiś tytuł?>

Poczytaj książkę, zrelaksujesz się, ukoisz nerwy, uspokoisz. Tak, tylko zdecydowanie nie przy Jedynych prawdziwych miłościach. Nie, gdy czytasz książkę o zaginionym mężu, bardzo bolesnej i mozolnie przechodzonej żałobie, nowej miłości i pojawieniu się jak grom z jasnego nieba informacji, że mąż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rezerwat w Ameryce Północnej, wioska w dżungli w Amazonii czy mała miejscowość na północy Szwecji... Na pierwszy rzut oka, nie mogłabym znaleźć bardziej odmiennych od siebie miejsc. Rozrzucone po całym globie, z zupełnie różnym klimatem, a jednak tak podobne w cierpieniu przeżywanym przez rdzenną ludność, która je zamieszkiwała i próbuje żyć tam dalej.

Kradzież to powieść uniwersalna. Gdybyśmy wkleili którąkolwiek z miejscowości wymienionych przeze mnie wcześniej i zmienili otoczkę kulturową, emocje pozostałyby te same. Sposoby na całkowite wyplenienie i wypalenie kultury i tradycji, pogarda żywiona w kierunku mniejszości społecznej, przymykanie oczu na rażącą niesprawiedliwość - to nie zmienia się ani na przestrzeni lat, ani przebytych wzdłuż i wszerz kilometrów.

Powieść Ann-Helen Laestadius to historia, która boli i razi pokazową i ordynarną niesprawiedliwością oraz krzywdą jaka dotyka społeczność saamską. Co najstraszniejsze - autorka wniosła do tej powieści sporo z prawdziwych wydarzeń, które rzeczywiście mają miejsce na północy, a ksenofobia Szwedów w kierunku Saamów, w jednocześnie propagowanej narracji pełnej równości w tym kraju aż uderza swoją hipokryzją. To opowieść o dziewięcioletniej Elsie, która widzi jak pewien człowiek zabija jej ukochanego cielaka renifera. Dziewczynka boi się wskazać sprawcę i mimo faktu, że policja doskonale zdaje sobie sprawę kto stoi za przestępstwem kolejne skargi zostają umorzone i zakwalifikowane jako kradzież. Problem w tym, że renifery dla saamskiej ludności to jeden z najważniejszych filarów ich kultury. To wokół nich kręci się ich życie i cykl całego roku. Ataki na renifery się nasilają, a przy tym rośnie napięcie pomiędzy grupami społecznymi.

Cudowna książka. Umożliwiająca chociaż na kilka chwil, wniknięcie do bogatej kultury Saamów, z której inne społeczności mogłyby czerpać garściami. Jak wszystkie rdzenne ludy - Saamowie czują głęboki szacunek do natury i chociaż hodowla reniferów jest dla nich głównym źródłem zarobków, to jednak przez setki lat stworzyli z tymi zwierzętami nierozerwalną więź. Jestem zachwycona sposobem w jaki autorka żywcem przenosi czytelnika do surowej i pierwotnej północy, gdzie słońce na kilka dni całkowicie znika za horyzontem. Nie brak tu naturalistycznych opisów, jak tych dotyczących oprawiania zabitych zwierząt, ale wzmagają one tylko uczucie napięcia i niepokoju, które towarzyszy bohaterom.

Kradzież to nie tylko klimat, to także trzymająca w napięciu historia pełna relacji społecznych rozplecionych pomiędzy bohaterami niczym pajęczyna. Obserwujemy tu pracę lokalnej policji, Szwedów, Saamów, uczniów tutejszej szkoły, gdzie idealnie odbijają się nastroje panujące wśród dorosłych, ale wybuchają z jeszcze większą gwałtownością. Autorka zadbała o każdy szczegół i pokazała tę powieść od każdej ze stron. Pozostaje mi tylko ją polecić.

Rezerwat w Ameryce Północnej, wioska w dżungli w Amazonii czy mała miejscowość na północy Szwecji... Na pierwszy rzut oka, nie mogłabym znaleźć bardziej odmiennych od siebie miejsc. Rozrzucone po całym globie, z zupełnie różnym klimatem, a jednak tak podobne w cierpieniu przeżywanym przez rdzenną ludność, która je zamieszkiwała i próbuje żyć tam dalej.

Kradzież to powieść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Spadający z nieba śnieg ma zdolność do spowalniania czasu. Wszystko wydaje się cichsze, pozbawione ostrych krawędzi. Jakby cały świat wstrzymywał oddech i śledził drogę pojedynczego płatka śniegu. A on? Z takim samym spokojem otula ziemię, lasy, dachy domów. Tak samo spada na twarze leżących ludzi pomordowanych w imię chorego wymysłu...

Powieść pełna literackich sprzeczności. Z jednej strony została napisana poetyckim, pięknym stylem, który z równą wnikliwością przygląda się śnieżnej zamieci co ludzkim uczuciom, a z drugiej potrafi zdzielić mocnym, makabrycznym opisem niczym obuchem w głowę. Nic dziwnego, Han Kang - koreańska autorka bierze na warsztat historię, o której nie słyszała pewnie większość świata - masakrę na wyspie Czedżu. Gdy wpiszemy w wyszukiwarkę jej nazwę znajdziemy szumne ogłoszenia reklamujące ją jako idealny kierunek podróży dla zakochanych. Nawet słowa o powstaniu, które toczyło się tam kilkadziesiąt lat temu, a zginęło blisko 30 tysięcy mieszkańców wyspy. Likwidowano podejrzanych działaczy komunistycznych. A w rezultacie? Kobiety, starców, niemowlęta. Historia o jakiej się nie mówi, a która po raz kolejny udowadnia, że wystarczą sprzyjające okoliczności i z człowieka wychodzą najgorsze demony.

Han Kang snuje historię trzech kobiet, plącze wątki, wprowadza do swojej powieści odrobinę realizmu magicznego, dzięki czemu cała książka wzbudza odczucia przebywania na pograniczu jawy i snu. Nie można być do końca pewnym tego co wydarza się naprawdę, a co jest projekcją umysłu, przez co ta historia jest tak fascynująco poruszająca. Nie jest to książka dla każdego. To bardzo mocna historia, która zostaje z czytelnikiem na długo. Ja z pewnością niektórych fragmentów nie wymażę już z pamięci, ale to chyba dobrze. Warto pamiętać, warto poznawać takie historie i zastanawiać się nad kondycją ludzkiej moralności i brzemieniem jaki ciąży na wszystkich społeczeństwach doświadczonych przez historię. Czy traumę wysysa się z mlekiem matki? 

Pozostawiam was z tym pytaniem i ogromnie zachęcam do sięgnięcia po tę mocną i jakże ważną książkę.

Spadający z nieba śnieg ma zdolność do spowalniania czasu. Wszystko wydaje się cichsze, pozbawione ostrych krawędzi. Jakby cały świat wstrzymywał oddech i śledził drogę pojedynczego płatka śniegu. A on? Z takim samym spokojem otula ziemię, lasy, dachy domów. Tak samo spada na twarze leżących ludzi pomordowanych w imię chorego wymysłu...

Powieść pełna literackich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

<Trafiliście już w tym roku na jakąś dobrą książkę?>

Jedna z pierwszych tegorocznych premier. Książka, która szturmem wdarła się na bookstagram i jak to często bywa w przypadku tak popularnych tytułów przyniosła ze sobą sporo oczekiwań, ale i obaw. Rozwiały się, gdy tylko wyjęłam tę powieść z paczki. Zaczęłam czytać, tak tylko podejrzeć kilka pierwszych zdań i całkowicie w niej przepadłam. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się w jednej czwartej całej objętości i nie byłam ani trochę znużona lekturą.

To powieść dla każdego, kto kiedykolwiek odczuł, że nie pasuje do reszty społeczeństwa. Każdego komu zrobiło się przykro przez ukradkowe spojrzenie rzucone w jego stronę, kto musiał walczyć o prawa, które należą się całej reszcie. W typowo rozrywkowej otoczce, autorka proponuje nam historię, w której przewijają się wątki takie jak kiełkujący w młodych umysłach feminizm, walka z podziałami klasowymi, uprzedzeniami na tle rasowym czy płciowym. Wydawać by się mogło, że Davenportowie to książka tylko o miłości, z klimatem niczym z popularnych Bridgertonów. Nie, odnalazłam w niej znacznie więcej, wątki romantyczne są tylko tłem dla reszty ważnych spraw.

Historia czterech młodych dziewcząt wciągnęła mnie bez reszty. Każda z nich to zupełnie różny temperament, charakter i nastawienie do życia. Łączy je właściwie tylko to, że wszystkie w mniej lub bardziej widoczny sposób walczą z uprzedzeniami i każdą z nich polubiłam. Dwie córki czarnoskórego przedsiębiorcy z Chicago, zbiegłego niewolnika - Olivia i Helen są jak ogień i woda. Starsza to dziewczyna wychowana na damę, która w tym sezonie prawdopodobnie wyjdzie za mąż. Natomiast młodsza nie zamierza poszukiwać ukochanego. Ma swoją pasję - mechanikę samochodową, która spędza sen z powiek jej rodzicom. Jest jeszcze Ruby, przyjaciółka Olivii oraz Amy-Rose pokojówka Davenportów - obie zakochane w jednym mężczyźnie. 
Sami widzicie, że przekrój charakterów i wątków jest tutaj znaczny, ale to tylko pozwala czytelnikowi pozostać cały czas w napięciu i oczekiwaniu na kolejne zwroty akcji, a prawie 400 stron lektury z pięknie zdobionymi kartkami zostaje pochłonięte w zastraszającym tempie.

Polecam! Idealna na rozluźnienie, zapomnienie o całym świecie. Mądra, niebanalna, poruszająca ważne i ciekawe kwestie, ze szczyptą romansu i arystokratycznego sznytu z konwenansami rodem z wyższych sfer. Bawiłam się w trakcie lektury przednio i kolejny tom mogłabym przeczytać od razu.

<Trafiliście już w tym roku na jakąś dobrą książkę?>

Jedna z pierwszych tegorocznych premier. Książka, która szturmem wdarła się na bookstagram i jak to często bywa w przypadku tak popularnych tytułów przyniosła ze sobą sporo oczekiwań, ale i obaw. Rozwiały się, gdy tylko wyjęłam tę powieść z paczki. Zaczęłam czytać, tak tylko podejrzeć kilka pierwszych zdań i całkowicie w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

<Co czytacie kochani?>
Właśnie skończyłam książkę, o której pewnie duża cześć z was nigdy w życiu nie słyszała. A słyszeliście o rodzinie Durrellów? Serial o ich losach możemy obejrzeć na HBO, a książkowo poznać za sprawą Trylogii z Korfu Geralda Durrella. Najmłodszy z rodziny opisywał w niej lata, gdy po śmierci ojca wyjechali na Korfu i poznawał tam miejscową florę i faunę. To mogłyby być całkiem zwyczajne książki, gdyby nie ekscentryczność rodziny przyrodnika. Szalone pomysły, przewijająca się przez dom menażeria zwierzęca i ludzka, liczni zalotnicy jedynej córki - Margo, wszystko to sprawia, że można czasem popłakać się ze śmiechu podczas lektury.

Natomiast Co się stało z Margo? to zapiski siostry Geralda, na wiele lat po wydarzeniach z Trylogii z Korfu. Zostały znalezione na strychu już po jej śmierci i opublikowane przez wnuczkę. Margaret opisywała w nich czasy, gdy jako matka dwojga łobuzów prowadziła pensjonat. Nie jest niczym dziwnym, że od razu przyciągnęła interesujący zestaw lokatorów, a jej działalność była postrzegana wśród sąsiadów jako dom publiczny. Malarz tworzący akty, brutalny i gburowaty murarz czy pracujące tylko w nocy pielęgniarki to tylko kilka z postaci, które przewinęły się przez pensjonat nastręczając właścicielce mnóstwa kłopotów.

Jak miło wrócić do rodziny Durrellów, chociaż twórczość Margaret nie jest tak lekka w odbiorze jak książki Geralda. Ta rodzina ma w sobie ogromną energię i chociaż ciągle się sprzeczają to jednak w głębi duszy akceptują siebie takimi jakimi są, ze wszystkimi dziwactwami i ciągle oferują sobie wsparcie i pomoc nawet jeśli jest to przetrzymanie przez jakiś czas małp Geralda w pensjonacie. :) O Durrellach po prostu świetnie się czyta, wypadki z ich udziałem to idealnie odprężająca lektura, która pozwoli zapomnieć o bożym świecie i po prostu świetnie się bawić. Nie będzie moją ulubioną, ponieważ powieści Geralda mają jeszcze w sobie duży zachwyt nad florą i fauną, który sobie cenię, ale i tak polecam.

<Co czytacie kochani?>
Właśnie skończyłam książkę, o której pewnie duża cześć z was nigdy w życiu nie słyszała. A słyszeliście o rodzinie Durrellów? Serial o ich losach możemy obejrzeć na HBO, a książkowo poznać za sprawą Trylogii z Korfu Geralda Durrella. Najmłodszy z rodziny opisywał w niej lata, gdy po śmierci ojca wyjechali na Korfu i poznawał tam miejscową florę i...

więcej Pokaż mimo to