Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Uwielbiam Cherezińską za tę książkę i kocham Sydonię von Borck :)

Uwielbiam Cherezińską za tę książkę i kocham Sydonię von Borck :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zabrałam się za książkę, bo przeczytałam, że to hit. Po 20 stronach odpuściłam, bo stwierdziłam, że książka uwłacza każdej osobie, która ją czyta. Fabuła fatalna. Język fatalny. Główny bohater nadający się na leczenie i to długie… Chyba nawet po 20 stronach byłam oburzona tym co przeczytałam. Tak. Oburzona.

I nie wiem dlaczego i co mnie tknęło, ale po roku do niej wróciłam. Tylko że nie czytałam jej już jako coś dosadnego i rzeczywistego. Potraktowałam tę książkę jako…karykaturę rzeczywistości. Komedię pomyłek, a szczególnie jednej pomyłki, jaką jest ta książka. I przyznam, że bawiłam się świetnie. Raz nawet popłakałam się ze śmiechu. Scena, w której bohater dostał gazem łzawiącym. I myślę, że tak trzeba tę książkę traktować. Z przymrużeniem oka. W innym wypadku nie da się jej czytać.

Zabrałam się za książkę, bo przeczytałam, że to hit. Po 20 stronach odpuściłam, bo stwierdziłam, że książka uwłacza każdej osobie, która ją czyta. Fabuła fatalna. Język fatalny. Główny bohater nadający się na leczenie i to długie… Chyba nawet po 20 stronach byłam oburzona tym co przeczytałam. Tak. Oburzona.

I nie wiem dlaczego i co mnie tknęło, ale po roku do niej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeżeli ktoś spodziewa się literatury łatwej w odbiorze, którą się szybko i przyjemnie czyta, to niech się za nią nawet nie zabiera.

Po stu stronach odłożyłam ją na półkę i wiedziałam, że nigdy nie nastąpi ten moment, że do niej wrócę. A jednak…
I nie żałuję.

Czytelnik musi się przygotować na historię wielowątkową, która nie trwa rok, czy dwa lata tylko dziesiątki lat historii, i żeby ją zrozumieć trzeba pozostać w stałym skupieniu. Wtedy pozycja pani Cherezińskiej nabiera barw i przyjemności w obcowaniu z nią.

Historia rozbicia dzielnicowego dobrze zarysowana. Postaci dobrze przedstawione. Są tacy bohaterowie, którzy dadzą się lubić od pierwszego wypowiedzianego zdania jak księżna Kinga, Władysław zwany karłem czy Mściwój, książę pomorza, i tacy, którzy od początku wywołują w czytelniku tylko niechęć – askańczycy. Chyba każdy jeden.

Ciekawe pomysły na zakończenia niektórych historii, które nie wiadomo jak się skończyły w rzeczywistości np. śmierć Lukardis, pierwszej żony księcia Przemysła II czy śmierć samego już króla Przemysła II.

I nawet wątki fantastyczne, Stara Krew czy ożywające herby, są przyjemne w odbiorze (tylko tutaj zastanawiałam się po przeczytaniu książki czy są w ogóle potrzebne? Czy miały coś wnieść do fabuły więcej niż tylko oderwanie od suchych faktów? Jaki miało to cel? Pogaństwo się przewijało w tamtych czasach to fakt, ale czy było aż tak istotne? Czy faktycznie Bezprym miał z poganami coś wspólnego? I przyznam, że nic nie wymyśliłam. Dobrze się to czyta, ale bez tych elementów wydaje mi się, że książka na niczym by nie ucierpiała).

I na koniec moja rada. Zabierzcie się za książkę jak macie czas i lubicie historię. To nie jest książka na jeden dzień do przeczytania czy weekend. Wymaga skupienia i uwagi. Wtedy nabiera kolorów.

Jeżeli ktoś spodziewa się literatury łatwej w odbiorze, którą się szybko i przyjemnie czyta, to niech się za nią nawet nie zabiera.

Po stu stronach odłożyłam ją na półkę i wiedziałam, że nigdy nie nastąpi ten moment, że do niej wrócę. A jednak…
I nie żałuję.

Czytelnik musi się przygotować na historię wielowątkową, która nie trwa rok, czy dwa lata tylko dziesiątki lat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W swoim życiu nie dokończyłam tylko dwóch kryminałów. Pierwszy pani Joanny Chmielewskiej o kradzionych autach i drugi "Żar" pani Weroniki Mathia. Przyznam, że długo zastanawiałam się dlaczego?
I doszłam do wniosku, że pierwsza scena, która wydaje mi się, że była kluczowa - dom, w którym straszy, zaniedbane podwórko jak z horrorów, pierwszy seks i wyznanie miłości -mnie nie zachęciła. Kiedy narracja zaczęła rozbudzać we mnie jakieś emocje to za chwilę padło zdanie, które sprawiło, że emocje puf! Tak szybko zniknęły jak się pojawiły.
Bohaterowie byli tak wykreowani, że nie miałam o nich zdania. Byli mi obojętni. W ogóle mnie nie ciekawiło, co się z nimi zadzieje.
W sumie to był jeden bohater, który mnie zaciekawił! Niemowlak, ale wydaje mi się, że tylko dlatego, ponieważ właśnie obok mnie jeden leży i zamiast spać to robi dziwne pląsy ;)
To wszystko sprawiło, że ciekawość mnie opuściła. A że książkę porzuciłam to też jej nie ocenię.

W swoim życiu nie dokończyłam tylko dwóch kryminałów. Pierwszy pani Joanny Chmielewskiej o kradzionych autach i drugi "Żar" pani Weroniki Mathia. Przyznam, że długo zastanawiałam się dlaczego?
I doszłam do wniosku, że pierwsza scena, która wydaje mi się, że była kluczowa - dom, w którym straszy, zaniedbane podwórko jak z horrorów, pierwszy seks i wyznanie miłości -mnie nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Raczej moja opinia nie będzie należała do oryginalnych, ponieważ już wiele osób napisało o podobnych odczuciach do moich. Trzeci tom serii o Penelope jest najgorszym. Dwa pierwsze pochłonęłam nawet nie wiem kiedy, a trzeci dłuuuuuuuużył się jak flaki z olejem.
Zacznę od rzeczy, które nie porwały.
Relacja Penelope i Casteela opierała się już tylko na cielesnych uniesieniach. Brak jakiejkolwiek romantyczności. Porozumienia dusz. Sama erotyka. I jak w ogóle mi w książkach nie przeszkadza, tak tutaj miałam wrażenie, że częściej Penelope uprawia seks z ręką Casteela niż z odpowiedniejszą jego częścią. Zaczęłam się już zastanawiać czy autorka nie ma jakiegoś fetyszu…
Opisy przemyśleń i wątpliwości głównej bohaterki były powtarzane, i żeby tego było mało, jeszcze przekuwane w dialogi, co sprawiało, że z trzy do czterech razy człowiek czytał to samo. Gdyby to skrócić książka byłaby dużo szczuplejsza i wyszłoby jej to na dobre.
Opisy Atlantii. Jej architektury i krajobrazów. Nuda nieprawdopodobna. Można było je też skrócić o kilka jak nie kilkanaście akapitów.
Historie bogów, bóstw, mitycznych stworzeń. Pogubiłam się totalnie. Kto? Od kogo? Dlaczego? Po co? Na co? Nie mam pojęcia. Zastanawiałam się czy to specjalny zamysł autorki, żeby tak pokomplikować fabułę, czy to moje nieuważne czytanie. Nie wiem. W każdym razie, jak człowiek się gubi w fabule, to też nie ma wielkiej chęci czytać książki dalej.
Mało bohaterów innych pierwszoplanowych jak np. Kierana. Postać niezwykle błyskotliwa i inteligentna nie potrafi sformułować innego ciętego żartu jak tylko powtarzanie tych samych z dwóch pierwszych części. Trochę to słabe, że został bardzo pominięty przez autorkę.
Mało akcji. Akcja rozkręca się dopiero po koniec książki, może jakieś sto stron przed jej zakończeniem. I zakończenie było bardzo ciekawe, ale biorąc pod uwagę całokształt trzeciego tomu nie ma się ochoty na kontynuowanie przygód Penelopy. Tak jak niecierpliwie po pierwszej części chciałam sięgnąć po drugą, a po drugiej po trzecią, tak po trzeciej kompletnie nie mam ochoty sięgać po czwartą. I nawet nie jestem ciekawa jak się potoczą losy głównych bohaterów, bo stracili dla mnie na autentyczności.

Raczej moja opinia nie będzie należała do oryginalnych, ponieważ już wiele osób napisało o podobnych odczuciach do moich. Trzeci tom serii o Penelope jest najgorszym. Dwa pierwsze pochłonęłam nawet nie wiem kiedy, a trzeci dłuuuuuuuużył się jak flaki z olejem.
Zacznę od rzeczy, które nie porwały.
Relacja Penelope i Casteela opierała się już tylko na cielesnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Piękna historia o matczynej miłości i prawdziwej przyjaźni, której nie zniszczyła nowa rzeczywistość nazistowskiego świata. Historia Żydówki Cypy i jej dwóch polskich przyjaciółek – Ireny i Zofii opisana z perspektywy każdej z nich.

Cypa opisuje wszystko to, co działo się z Żydami z Siedlec podczas II wojny światowej –naznaczanie Żydów gwiazdą Dawida, zabieranie miejsc pracy, wysiedlenie z własnych mieszkań, brak dostępu do żywności, bicie, katowanie, poniżanie, przesiedlenia jej rodziny do getta, wywóz do Treblinki, a między czasie urodzenie jej pierwszego dziecka – Racheli Zanszajn, która jest tytułowym dzieckiem.
Cypa w getcie podejmuje jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu i oddaje dziecko pod opiekę swoich polskich przyjaciółek, a sama wraca do getta, do rodziców i swojego męża, mając nadzieję, że jej córka będzie miała szczęśliwe dzieciństwo u dwóch kochających je ciotek.

Mam wrażenie, że mamy w książce do czynienia z pewnego rodzaju paradoksem. Tytułowe dziecko – Rachela Zanszajn – nie przeżywa najgorszych swoich chwil podczas wojny. To dziecko przeżywa piekło tuż po niej, kiedy zapada decyzja o odesłaniu jej do Ziemi Izraela, do jej wujka Szymona. Z jednego sierocińca wywożą ją do drugiego i to zupełnie do innego kraju (Francji). Kiedy już po kilku latach trafia do wujka, ten ją znowu oddaje, bo nie jest w stanie się nią zaopiekować. Na czym polega paradoks? Na tym, że podczas wojny opiekowały się nią dwie przyjaciółki jej matki, dawały jej tyle miłości ile mogły, aby nigdy nie odczuwała braku rodziny. Chroniły ją przed złymi Niemcami, złymi Polakami, złymi Ukraińcami. Rachela sama nazywała jedną z nich matką. Można by rzec, że podczas wojny miała piękne życie (o ile podczas wojny można tak powiedzieć). Życie w miłości. Wszystko popsuło się zaraz po niej.

Przyznam, że po tym jak jej wuj Szymon Jabłoń podjął decyzję za namową swojej żony o ponownym oddaniu dziewczynki, przestałam czytać fragmenty dotyczące jego perspektywy. Miałam wrażenie, że stara się usprawiedliwić swoją decyzję tym, że sam uczestniczył w wojnie i był przetrzymywany przez nazistów. Niestety nie mogłam żywić do niego współczucia za to jak potraktował biedne siedmioletnie dziecko swojej nieżyjącej siostry, które potrzebowało tylko miłości.

Historia warta uwagi.

Piękna historia o matczynej miłości i prawdziwej przyjaźni, której nie zniszczyła nowa rzeczywistość nazistowskiego świata. Historia Żydówki Cypy i jej dwóch polskich przyjaciółek – Ireny i Zofii opisana z perspektywy każdej z nich.

Cypa opisuje wszystko to, co działo się z Żydami z Siedlec podczas II wojny światowej –naznaczanie Żydów gwiazdą Dawida, zabieranie miejsc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Katastrofa. To najlepsze słowo opisujące piątą część.

Autorka skupiła się w tej części na opisach, które są obszerne, powtarzające się i nudne. Wielokrotnie czytamy o tym, kto jest w co ubrany, ile to kosztowało i jakiego projektanta są ciuchy. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy faktycznie czytam książkę pani Barlińskiej. Kolejne opisy nie do przejścia były przemyśleniami głównej bohaterki, która za każdym razem siebie biczowała. Jest zła, samolubna, egoistyczna, nie zasługująca na nic i na nikogo. Gdyby te opisy spłycić to z pewnością objętość książki zmalałaby do 300 stron.

Postać Victorii Clark. Czy darzyłam ją jakąś wielką sympatią? Nie. Nigdy. Ale w tej części przeszła już samą siebie. Rozwrzeszczana, rozhisteryzowana, kłótliwa, krzykliwa. Co ją cechuje? Zmienność nastrojów. Od depresyjnej po histeryczną. Od spokojnej do znerwicowanej i kłótliwej. Zmiana jej nastroju była tak szybka jak lot błyskawicy. Szybka i bardzo męcząca.

I tak jak wybaczam autorce to co zrobiła z główną bohaterką, tak nie mogę wybaczyć tego co zrobiła z Laurą Moor. Dziewczyna zawsze była spokojna, opanowana, cierpliwa. Jedyna rozsądna głowa wśród rozlewającego się testosteronu. Co się z nią stało w piątej części? Laura stała się mniejszą kopią Victorii. Znerwicowana, krzykliwa, władcza. Ani jednej cechy, które były jej wizytówką przez cztery części.

Bardzo mało bohaterów drugoplanowych. Scott, Luke, Jasmine, Mia, Chris, Cameron, Matt. Generalnie, jakby ich nie było wcale. Co też jest dużym minusem.

Plusy
Pomysł na sprowadzenie ich do Calver City. Przyznam się. Myślałam, że ten pomysł posypie się w trakcie, bo był grubymi nićmi szyty, ale nie. W moim odczuciu się obronił. Był nawet ciekawy. Vincent, nowy bohater, który wykorzystuje naszych bohaterów do zdobycia ważnej dla niego walizki z rąk Brooklina w zamian za pewne informacje, które wyjaśniają wiele ważnych dla nich tematów. Kto wykupił Nathaniela? Czy Joseline była faktycznie matką Victorii i Teo? Jakim cudem Chris dostał się na studia w Paryżu jak się nie dostał? Kto spowodował wypadek Laury?

Postać Nathaniela Sheya. Bardzo dobrze się o nim czytało. Chłopak dojrzał. Wydoroślał. Zaczyna mówić otwarcie o swoich uczuciach. Stara się ustatkować. Wychowuje jedenastoletniego brata. Bardzo duży plus za zmianę jego wizerunku dla autorki. Teraz faktycznie mogę się zgodzić z Victorią Clark, że jest chłopakiem idealnym.

Generalnie po piątej części chciałam zakończyć przygodę z trylogią Hell mając dosyć niskie mniemanie o pisarce. Ale! Gdzieś w oko, przeglądając internet, wpadła mi informacja, że szósta część bardzo różni się od piątej. Jest dużo lepsza. Mniej opisów, mniej irytującej głównej bohaterki, więcej bohaterów drugoplanowych. Sięgnęłam po książkę. I jeżeli tak bardzo słaba część piąta była wprowadzeniem do zrozumienia choroby głównej bohaterki, która zostaje zdefiniowana, to zwracam autorce honor, bo było to posunięcie dobre i przemyślane. Jeżeli nie to patrz zdanie pierwsze w tym akapicie :)

Katastrofa. To najlepsze słowo opisujące piątą część.

Autorka skupiła się w tej części na opisach, które są obszerne, powtarzające się i nudne. Wielokrotnie czytamy o tym, kto jest w co ubrany, ile to kosztowało i jakiego projektanta są ciuchy. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy faktycznie czytam książkę pani Barlińskiej. Kolejne opisy nie do przejścia były...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W mojej ocenie książka bardzo ciekawa. Jak na debiut przystało ma plusy i minusy.
Od plusów zacznę.
Postać Rózi jako czarownicy. Nareszcie ktoś wykreował postać czarownicy złej do szpiku kości. Tak jak powinna wyglądać i zachowywać się pierwotna czarownica. Morderczyni, złodziejka, oszustka, kłamczucha. Brak czegokolwiek wspólnego z wykreowanymi postaciami czarownic z XXI wieku (czarownica zakochująca się w księciu na białym koniu i stająca się dobra. Nic z tych rzeczy).
Stylizowanie języka na początek poprzedniej epoki z cyklu wiejskiej gwary. Dodawało to książce autentyczności jak i jej bohaterom. Rozumiem jednak zarzuty innych czytelników wobec języka. Trudno się czyta książkę, jeżeli z podobnym słownictwem nie miało się za wiele wspólnego. Czytanie książki ze słownikiem w drugiej ręce nie jest niczym przyjemnym.
Mroczne opisy, które wbrew pozorom nie są aż tak nasycone grozą czy obrzydzeniem, chociaż z takimi opiniami się spotkałam. Uważam, że każdy miłośnik horrorów czy kryminałów mógłby wymienić, co najmniej z dziecięciu pisarzy na poczekaniu, którzy opisują obrzydliwe rzeczy bardziej obrazowo. I to że człowiekowi nie zbiera się na wymioty podczas czytania jest dużym plusem.
Mała ilość bohaterów, dzięki czemu łatwiej nam jest zorientować się w ich imionach. Natomiast ten plus jest połączony niejako z minusem, ponieważ bohaterowie drugoplanowi byli mało charakterystyczni. Niczym szczególnym się nie wyróżniali, co sprawiłoby, że czytelnik mógłby ich zapamiętać. Dla mnie, wszystkie dzieci zmarłej wampirzycy miały te same mało ciekawe cechy charakteru i trudno ich było odróżnić. Natomiast ciekawie wykreowane były postaci Rózi, Jurusia, Olimpii, Pelasi.
Kolejnym plusem jest ciekawy pomysł na książkę. Śmierć pani domu w dziwnych okolicznościach. Minusem było to, że czytelnik nie mógł zabawić się w detektywa czytając książkę, i odgadnąć kto jest mordercą, ponieważ było bardzo mało poszlak. Wręcz, mam wrażenie, nie było ich wcale. Fabuła była tak skupiona na postaci Marcjanny i Pelasi, że inni bohaterowie poszli w odstawkę. Zdecydowanie można było książkę poszerzyć, o co najmniej sto stron dodając więcej możliwości dla czytelnika.
Minus. Zakończenie książki, a konkretnie fragment z Marcjanną, Pelasią i Żercą w lesie. Totalny chaos. Końcówka powinna płynąć czytelnikowi jak wartka rzeka. Tutaj cały czas spotykałam bobrowe tamy na rzece i musiałam wracać do początku akapitu, żeby zrozumieć, co autor miał na myśli i niestety nie zawsze mi się to udawało.
Na zakończenie. Jako debiut autorki, uważam, że książka jest bardzo dobra i zasługuje na większe grono czytelników. Mam nadzieję, że odniesie sukces a druga część historii o Piekielnicy Rózi się tworzy.

W mojej ocenie książka bardzo ciekawa. Jak na debiut przystało ma plusy i minusy.
Od plusów zacznę.
Postać Rózi jako czarownicy. Nareszcie ktoś wykreował postać czarownicy złej do szpiku kości. Tak jak powinna wyglądać i zachowywać się pierwotna czarownica. Morderczyni, złodziejka, oszustka, kłamczucha. Brak czegokolwiek wspólnego z wykreowanymi postaciami czarownic z XXI...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zainteresowała mnie rozmowa na temat „Szachownicy” Leszka Hermana z Panem od Książek w Szczecinie. Sięgnęłam. Nie żałuję. Ciekawe dwie przeplatające się historie powieści rozgrywające się w różnym czasie. Do tego dosyć ciekawie ukazane fakty naszej poniemieckiej historii sięgające aż XVIII w.
Stwierdziłam, że jak ciekawie czytało się jedną powieść to sięgną po pierwszą napisaną przez autora, a że tematyka dotyczy tego samego, czyli naszego regionu i okolic, stwierdziłam, że będzie się czytać równie dobrze jak „Szachownicę”.
Niestety…
Tak jak zaciekawił główny wątek, czyli odnalezienie furgonetki sprzed siedemdziesięciu lat wraz z sarkofagiem Barnima IX i trupem kierowcy pod zawalającym się budynkiem i Hotelem w Szczecinie, tak same historyczne fakty były nie do przejścia. Człowiek czytając oscylował między szczecińskimi Masonami, różokrzyżowcami, Templariuszami, starożytnym Egiptem i astrologią i jeszcze czymś tam w jednym Szczecinie. Zrobił się natłok informacji jakby autor chciał w jednej powieści ukazać całą swoją historyczną wiedzę, co stało się podręcznikiem do historii, kroniką, współcześnie powiedzielibyśmy, że czytaniem Wikipedii, a nie powieścią trochę sensacyjną, trochę kryminalną.
Wprowadzanie dodatkowych nazwisk autorów książek, malarzy, architektów, rzeźbiarzy, władców, królów, Masonów mieszało mi się w głowie. Nie wiedziałam już kto tam był od czego. Po pewnym czasie natłok informacji mnie przygniótł do tego stopnia, że zastanawiałam się nad porzuceniem książki…
Główni bohaterowie, którzy wcześniej mnie zainteresowali, jak Igor – architekt, Paulina – dziennikarka czy Johann – Anglik z polskimi korzeniami, który przyjechał zwiedzić kraj swoich przodków, tak później zaczęli nudzić. Igor okazał się chodzącą encyklopedią. Człowiekiem humanistą. Architektem, znawcą sztuki, astrologiem, historykiem, matematykiem i Bóg wie czym tam jeszcze. Równie dobrze mógł być jedynym głównym bohaterem. Paulina okazała się po ¼ powieści zbędą postacią, która do wątku nie dodawała nic od siebie oprócz wiecznej ironii i negacji. I Johann, który starał się dotrzymywać kroku Igorowi i przynajmniej pomagał w jednej dziedzinie, w której był dobry – sztuce.
Na jedyne wyróżnienie zasługiwała matka Igora, która była mądra, zabawna, ale jednocześnie lekko roztrzepana. Co kompletnie nie zgadza się z zawodem matematyka. Co nie zmienia faktu, że postać była wykreowana na lekką i przyjemną.
A o epizodzie z psem Maksem to już nawet nic nie napiszę, bo to już było tak absurdalne, że aż oczy wybałuszyłam ze zdziwienia 
Wiem, że opis jest mało zachęcający, ale jeżeli ktoś lubuje się w historii naszego regionu to polecam, aby po tę pozycję sięgnął, bo się nie rozczaruje.

Zainteresowała mnie rozmowa na temat „Szachownicy” Leszka Hermana z Panem od Książek w Szczecinie. Sięgnęłam. Nie żałuję. Ciekawe dwie przeplatające się historie powieści rozgrywające się w różnym czasie. Do tego dosyć ciekawie ukazane fakty naszej poniemieckiej historii sięgające aż XVIII w.
Stwierdziłam, że jak ciekawie czytało się jedną powieść to sięgną po pierwszą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po wszystkich popularnych książkach kryminalnych, gdzie najważniejsze są słabe dialogi bohaterów, mało ciekawe i
marnie rozbudowane opisy, trafiłam na książkę, która jest na wysokim poziomie językowym i z czystą przyjemnością się ją czytało.
Główna bohaterka mieszka na odludziu Kotliny Kłodzkiej wraz z nielicznymi sąsiadami po bokach. Większość z nich wyjeżdża do wielkiego miasta podczas zimy. Ona zostaje i dogląda ich domy.
Kobieta wykształcona, emerytowana nauczycielka języka angielskiego, która zachowuje się dla innych ludzi irracjonalnie. Wierzy w astrologie, która według niej ma wpływ na nasze życie, a daty urodzenia mówią o dacie naszej śmierci.
Jest patronką wszystkich zwierząt lasu, a szczególnie tych, które są zabijane przez myśliwych. Walczy o ich prawa nawet po ich śmierci.
Przyjaźni się z informatykiem policyjnym, jednym z sąsiadów, który jest dosyć małomówny i sprzedawczynią ciuchów z drugiej ręki. Razem tworzą ciekawy czworokąt osobowości.
W tym samym czasie giną ludzie, myśliwi polujący na zwierzęta. Cień oskarżenia pana na główną bohaterkę, która sama sobie kopie grób pisząc, co rusz na policję notatki o tym dlaczego zginęli Ci ludzie i że jest to zemsta zwierząt. Potrafi to wszystko uzasadnić gwiazdami i horoskopem.
Zima, odludzie, górskie krajobrazy, brak ludzi, dzikie zwierzęta. To wszystko składa się na bardzo ciekawą fabułę. I to ten obraz jest wystawiony na pierwszy plan, chociaż zdawać by się mogło, że powinny być to morderstwa. Jednak nie, Książka godna polecenia.

Po wszystkich popularnych książkach kryminalnych, gdzie najważniejsze są słabe dialogi bohaterów, mało ciekawe i
marnie rozbudowane opisy, trafiłam na książkę, która jest na wysokim poziomie językowym i z czystą przyjemnością się ją czytało.
Główna bohaterka mieszka na odludziu Kotliny Kłodzkiej wraz z nielicznymi sąsiadami po bokach. Większość z nich wyjeżdża do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Spodziewałam się rozbudowanej fabuły, lepszej kreacji bohaterów, sieci językowych komplikacji. A wyszedł bardzo słabiutki kryminalik, który swoją sławę zawdzięcza tylko i wyłącznie serialowi Castle. Serial ma ten pazur, książka niestety nie.

Spodziewałam się rozbudowanej fabuły, lepszej kreacji bohaterów, sieci językowych komplikacji. A wyszedł bardzo słabiutki kryminalik, który swoją sławę zawdzięcza tylko i wyłącznie serialowi Castle. Serial ma ten pazur, książka niestety nie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsza i zarazem nieco inna książka Remigiusza Mroza, z jaką się spotkałam. Przeczytałam wszystkie tomy z Chyłką i Oryniskim i przyznam szczerze, że spodziewałam się po tej książce powielonych schematów. Obawiałam się, że Eliza Zarzeczna będzie przypominała Aśkę a Wilmański Kordiana. Całe szczęście nic się takiego nie stało, a cała fabuła była bardzo smaczna w dbiorze. Opisy międzywojennej Warszawy, gdzie panował występek, erotyka i zbrodnia opisane w sposób naturalistyczny. Grupy dowodzące Warszawą i zmagające się od wielu lat o terytorium zgrabnie i ciekawie przedstawione. Bohaterowie sympatyczni, nawet pyskata i zbuntowana nastolatka Anastazja. Szkoda tylko, że książka się kończy bez zakończenia. Dopowiadanie sobie samemu treści podejrzewam, że nie bawi czytelnika. Mnie przynajmniej nie. Lubię mieć wszystko jasno przedstawione, dlatego daję ocenę dobrą a nie bardzo dobrą.

Pierwsza i zarazem nieco inna książka Remigiusza Mroza, z jaką się spotkałam. Przeczytałam wszystkie tomy z Chyłką i Oryniskim i przyznam szczerze, że spodziewałam się po tej książce powielonych schematów. Obawiałam się, że Eliza Zarzeczna będzie przypominała Aśkę a Wilmański Kordiana. Całe szczęście nic się takiego nie stało, a cała fabuła była bardzo smaczna w dbiorze....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tylko dlatego daję ocenę przeciętną, bo po fragmencie z seryjnym mordercą, który jeździ po Szwecji i zabija, wiedziałam kto jest sprawcą wszystkich zbrodni. Dobra książka jest wtedy, kiedy do ostatnich kartek czytelnik nie wie kto zabija i zastanawia się nad różnymi ewentualnościami.

Tylko dlatego daję ocenę przeciętną, bo po fragmencie z seryjnym mordercą, który jeździ po Szwecji i zabija, wiedziałam kto jest sprawcą wszystkich zbrodni. Dobra książka jest wtedy, kiedy do ostatnich kartek czytelnik nie wie kto zabija i zastanawia się nad różnymi ewentualnościami.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka zaczęła się bardzo ciekawie. Policjant rozpracowujący szajkę przestępców zostaje postrzelony przed drzwiami miejskiego przedszkola. Pomocy udziela mu przedszkolanka, która obserwowała całą sytuację z okna. Między mężczyzną a kobietą rodzi się uczucie. I tyle, jeżeli chodzi o coś ciekawego. Później mamy już tylko opisy ich miłości. Wszystkie ciekawe wątki poboczne są tylko poboczne i często pomijane przy dalszym biegu fabuły. A szkoda. Ciekawa byłam całej sytuacji z Okularnikiem,mafiozem przez którego zginął brat komendanta i policyjna partnerka głównego bohaterka Patrycja. Ciekawa byłam małych wychowanków przedszkola i apodyktycznej Dyrektorki. Niestety, to wszystko było przyćmione mdłą miłością tych dwojga, docieraniem się, wspominaniem, byłego męża głównej bohaterki, który miał w zwyczaju ją katować. I to wszystko ciągnie się na 500 stron, żeby później przy końcówce wyszła z tego, dosłownie, Moda na sukces.
Jeszcze mało ciekawą fabułę bym zniosła, ale styl pisarki już nie koniecznie. Bardzo trudno się czytało tę cegłówkę, ponieważ język był... Dopowiedziany. Przegadany. infantylny. Co było zupełnie niepotrzebne. Czytelnik mógł się śmiało domyślić wielu rzeczy z kontekstu. W końcu książki mają pobudzać mózg. I ta charakterystyka Maksa, a konkretnie jego męskości, opisana przez kobietę, sprawiała, że stawał się zniewieściały. I zabieg, który miał sprawić, że Maks to stuprocentowy mężczyzna stawał się karykaturalny. Niestety. Kobiece wypowiedzi, kobiece zachowanie, kobiece przemyślenia. Nie kupuję tego.
Jeżeli wszystkie książki autorki są podobne, to nie sięgnę już po żadną.

Książka zaczęła się bardzo ciekawie. Policjant rozpracowujący szajkę przestępców zostaje postrzelony przed drzwiami miejskiego przedszkola. Pomocy udziela mu przedszkolanka, która obserwowała całą sytuację z okna. Między mężczyzną a kobietą rodzi się uczucie. I tyle, jeżeli chodzi o coś ciekawego. Później mamy już tylko opisy ich miłości. Wszystkie ciekawe wątki poboczne są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka jest ciekawa z punktu widzenia przedstawionej kultury arabskiej.
Szejkowie, którzy pławią się w luksusach, prześcigają się w kupnie nowiusieńkich samochodów, jachtów, willi i innych niepotrzebnych rzeczy.
Historie młodych dziewcząt lub chłopców, którzy są porywani, gwałceni, zmuszani do niewolniczej, katorżniczej pracy dla arabskich szych.
Wiara i nauczanie islamu na spotkaniach dla europejskich kobiet.
Potępianie terroryzmu.
Z drugiej strony mamy postać, autorkę, która jest jakoś mało autentyczna w swoich poglądach.
Potrafi rozpisywać się na kilka stron o luksusach w jakich się pławi. Służba, szofer, najdroższe prezenty: samochody, biżuteria i inne takie. Człowiek czytający książkę czuje, że bohaterka cieszy się z takiego życia. Pławi się w nim. Czuje się wyjątkowa.
Z drugiej strony, nadmienia jednym zdaniem jaki to mąż jest tyran. Tyranię ukochanego opisała trzy razy i to może w dziesięciu zdaniach. Nic więcej. Pobił, zgwałcił, szalenie zazdrosny. I tyle. Opisy zupełnie pozbawione emocji, własnego zdania, odczuć.
Wypełnionych kartek zachwalających jej życie było mnóstwo, tych krytykujących prawie wcale. A przecież trzeba puknąć się w głowę i jeszcze raz napisać : POBIŁ, ZGWAŁCIŁ...Chyba wypadałoby zatrzymać się nad tym. Autorka się zatrzymała, na stronę, i dalej było wszystko ok.
Trudno stwierdzić czy ona się chwali, czy żali, że jest żoną tego szejka. Nie ma ukazanego jednego stanowiska, dlatego ja nie bardzo kupuję te historie. Wydaje mi się, że autorką jest osoba, która opisuje kogoś historię, nie swoją własną. Wtedy opisy tych okropnych rzeczy nie byłyby takie ... puste emocjonalnie.

Książka jest ciekawa z punktu widzenia przedstawionej kultury arabskiej.
Szejkowie, którzy pławią się w luksusach, prześcigają się w kupnie nowiusieńkich samochodów, jachtów, willi i innych niepotrzebnych rzeczy.
Historie młodych dziewcząt lub chłopców, którzy są porywani, gwałceni, zmuszani do niewolniczej, katorżniczej pracy dla arabskich szych.
Wiara i nauczanie islamu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Zanim pozwolę ci wejść" jest bodajże drugą książką napisaną przez autorkę i to książką zresztą bardzo dobrą. Czyta się ją lekko i szybko. Fabuła wciąga, co jest dodatkowym plusem. Bohaterowie są ciekawie przedstawieni. Każdy jest jakiś. Nie ma mdłych, nieciekawych postaci. Każdy ma niepowtarzalną historię.
Tylko intryga trochę upada. Ja w książkach lubię przede wszystkim narastające napięcie w fabule i zaskakujący koniec. Tego tutaj nie ma, bo uważny czytelnik po czterech pierwszych rozdziałach wie, kto to jest ten zły i dlaczego zrobił tak a nie inaczej. Nie ma tego zaskoczenia. Co nie zmienia faktu, że mimo braku niespodzianki w końcówce książkę chce się doczytać do końca. A to przecież wielki sukces!
Książka do polecenia :)

"Zanim pozwolę ci wejść" jest bodajże drugą książką napisaną przez autorkę i to książką zresztą bardzo dobrą. Czyta się ją lekko i szybko. Fabuła wciąga, co jest dodatkowym plusem. Bohaterowie są ciekawie przedstawieni. Każdy jest jakiś. Nie ma mdłych, nieciekawych postaci. Każdy ma niepowtarzalną historię.
Tylko intryga trochę upada. Ja w książkach lubię przede wszystkim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam wrażenie, że pan Remigiusz obniża loty. Mamy ciekawą historię, która przestaje nią być, bo uważny czytelnik wie, kto za wszystkim stoi. Kogo mamy obarczyć winą. Co doprowadza do tego, że książka zaczyna być nieciekawa. Śmierć MCVeya jest zupełnie niepotrzebna. Szkoda, że został w tak bzdurny sposób uśmiercony bohater, którego darzy się sympatią (taką prawdziwą, czystą). I to że są o niej wzmianki a nikt jej nie celebruje. W końcu to założyciel SkyLight, wieloletni partner zawodowy Żelaznego, bohater, który jako nieliczny przyjaźnił się z Chyłką. Był na każde jej zawołanie. Zdecydowanie za mało było oddania należnego mu hołdu.
Zwróciłam jeszcze uwagę na przegadanie. Chyłka zawsze miała ostry język i ciekawą wiedzę ogólną, którą zawsze raczyła nieświadomego partnera. Tutaj mamy tego aż przesyt. To zaczyna wychodzić na pierwszy plan fabuły, a nie proces i śmierć aż czworga osób.
I na ostatek. Miłość tej dwójki. Po co znowu im podkładać kłody pod nogi? To już jest męczące. Albo lewo, albo prawo. A Tutaj, raz lewo, raz prawo i tak od początku. Pewna jestem, że w następnym tomie będziemy się użerać z pijącą Chyłką, która będzie chciała uchronić Oryńskiego przed jej chorobą i znowu go zostawi, po czym będzie po pijaku dzwonić i mówić, że chce, ale że nie chce. To męczące. I sprawia, że nie ma się ochoty sięgać po kolejny tom.
Cała książka, jak napisałam na samej górze, to takie pitu, pitu. Pełno bzdur, mało konkretów, które mogły być ładnie połączone w łańcuch przyczynowo-skutkowy. A tutaj jest wszystko poszarpane.

Mam wrażenie, że pan Remigiusz obniża loty. Mamy ciekawą historię, która przestaje nią być, bo uważny czytelnik wie, kto za wszystkim stoi. Kogo mamy obarczyć winą. Co doprowadza do tego, że książka zaczyna być nieciekawa. Śmierć MCVeya jest zupełnie niepotrzebna. Szkoda, że został w tak bzdurny sposób uśmiercony bohater, którego darzy się sympatią (taką prawdziwą, czystą)....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo lubię książki pani Puzyńskiej. Pamiętam, że Motylek mnie zachwycił. Trzydziesta pierwsza zaciekawiła historią bohaterskiej śmierci ojca Daniela, a Utopce wprowadziły w wampirzy mroczny świat. Niestety im dalej w las, tym właśnie mniej drzew. Mniej ciekawych historii, mniej głównych bohaterów, którzy pojawiają się na chwilę. W Łaskunie nie ma prawie Daniela. W Domu czwartym nie ma prawie Klementyny.
Główny bohater przechodzi metamorfozę i nagle przestajemy darzyć go sympatią. Robienie z policjanta zbrodniarza, pijaka i nierachy życiowego też przestaje być śmieszne. Próba gwałtu na Strzałkowskiej była wręcz niesmaczna i miałam wrażenie, że czytam książkę zupełnie innego autora.
Bardzo zasmuciło mnie też to, że nie ma zagadki. Wcześniej człowiek kluczył, zastanawiał się, dopasowywał, kto zabił. Gdzie jest sprawca. I nie wiadomo było do ostatniej kartki czy miałam rację, czy się myliłam. A tutaj już od połowy wiemy, kto zabił. I to jeszcze nie łącząc poszlak tylko jest nam to podane na tacy. W łaskunie projektant pisze list. W Domu czwartym Błażej wszystko opowiada w swoich myślach. Brak mi w tych pozycjach iskry, która była na początku. Zabawy, w którą chciałam się bawić. Teraz pozostaje takie...nic. I chyba to nic jest najsmutniejsze.

Bardzo lubię książki pani Puzyńskiej. Pamiętam, że Motylek mnie zachwycił. Trzydziesta pierwsza zaciekawiła historią bohaterskiej śmierci ojca Daniela, a Utopce wprowadziły w wampirzy mroczny świat. Niestety im dalej w las, tym właśnie mniej drzew. Mniej ciekawych historii, mniej głównych bohaterów, którzy pojawiają się na chwilę. W Łaskunie nie ma prawie Daniela. W Domu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Widziałam wywiad z panią Pawlikowską w telewizji, która opowiadała o swojej nowej książce. Wywiad bardzo mnie zaciekawił, bo trzeba przyznać, że pani Beata prowadziła niebanalne życie.
Spodziewałam się po tej literaturze opisów jej przeżyć, odczuć, kiedy była zagubionym człowiekiem, przemiany, która w niej nastąpiła i jak jej dokonała. Myślałam, że jest to forma pewnej autobiografii. A wiadomo, że lubimy czytać biografie, bo zaproszeni wchodzimy, czasami w brudnych butach, do czyjegoś życia. Tacy już jesteśmy, że lubimy wiedzieć, co jest u sąsiada za płotem. Kupiłam książkę i ... rozczarowałam się. Napotkałam w tej pozycji bardziej poradnik, co zrobić, żeby nie doświadczyć zła, jak postępować z bliskimi, szczególnie ze zbuntowanymi dziećmi.
Pani Beata cięgle pisze o świadomości, podświadomości i jak działają ich mechanizmy. Przyznam szczerze, że bardzo się przy książce wynudziłam, bo te wszystkie mechanizmy są mi znane. Tym bardziej, miałam wrażenie, że co rozdział jest to samo. Tylko ubrane w inne słowa. Sens jednak pozostawał ten sam.
Muszę jednak oddać pewne honory autorce, ponieważ książkę przeczytały moja mama oraz siostra. Obie były zachwycone. Wyciągnęły z niej wiele prawd i pomocnych cytatów, które traktują jak pewnego rodzaju motto życiowe.

Widziałam wywiad z panią Pawlikowską w telewizji, która opowiadała o swojej nowej książce. Wywiad bardzo mnie zaciekawił, bo trzeba przyznać, że pani Beata prowadziła niebanalne życie.
Spodziewałam się po tej literaturze opisów jej przeżyć, odczuć, kiedy była zagubionym człowiekiem, przemiany, która w niej nastąpiła i jak jej dokonała. Myślałam, że jest to forma pewnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Plus jest taki, że książkę czyta się szybko.
Niestety minusów jest całe mnóstwo.
Książka widnieje pod szyldem kryminału, którym nie jest. Do połowy (jak nie dalej)) rozwija się literatura erotyczna i to tych niskich lotów.
Wątki kryminalne pojawiają się pod koniec i nie ma w nich nic z intrygi, dreszczyku emocji, zaciekawienia. Wszystko przewidywalne.
Trzeba wspomnieć o drażniących bohaterach. Zazwyczaj jest tak, że charakterystyczną postacią w książkach jest jedna osoba (Puzyńska - Klementyna, Bonda - Meyer, Mróz - Chyłka itd.). Zaciekawia charakterem, rozumowaniem, językiem, sposobem bycia. W tej powieści każdy bohater wydaje się taki sam, tylko nosi inne imię. Raz jest Łukasz, raz Kinga, raz Bartek....Wszyscy tacy sami. Przeklinający, kierowani najczęściej negatywnymi emocjami, dopowiadający sobie scenariusze. Nie ma nikogo na kim można byłoby się skupić.
Cenię sobie książki, które mnie czegoś uczą, bo dla mnie są kulturą. Wyższą półką. Poszerzeniem horyzontów. Odchamieniem. książka jest niczym sztuka w teatrze. Tutaj miałam styczność z blokowiskiem i językiem dla niego charakterystycznym.
Mam nadzieję, że inne książki autorstwa pani Pauliny są lepsze. Chociaż przyznam szczerze, że nie mam ochoty po nie sięgać. Tak czy siak, trzymam kciuki za rozwijającą się karierę.

Plus jest taki, że książkę czyta się szybko.
Niestety minusów jest całe mnóstwo.
Książka widnieje pod szyldem kryminału, którym nie jest. Do połowy (jak nie dalej)) rozwija się literatura erotyczna i to tych niskich lotów.
Wątki kryminalne pojawiają się pod koniec i nie ma w nich nic z intrygi, dreszczyku emocji, zaciekawienia. Wszystko przewidywalne.
Trzeba wspomnieć o...

więcej Pokaż mimo to