-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik1
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać10
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2014-11-09
2014-04-16
Cóż, naprawdę nie wiem co napisać o tej ksiażce. Do przeczytania tego poradnika zachęciła mnie moja siostra, która stwierdziła, ze to jeden z najlepszych jakie przeczytała i że niebywale wciąga. Stwierdziłam zatem, że nic nie stracę, a być może przeczytam coś niebywałego. Niestety nie natknęłam się na arcydzieło. Nie przeczę, miło się czyta i niektóre porady naprawdę warto wziąć sobie do serca, ale nie jest to żadna nadzwyczajna pozycja literacka, co nie znaczy, ze nie jest warta przeczytania. Wręcz przeciwnie, jest, ale czytając trzeba spojrzeć na nią trochę z przymrużeniem oka. Niekiedy w ogóle trzeba wpuścić pewne zdania jednym uchem, wypuścić drugim.
KOMUNIKAT DLA CZYTELNIKÓW:
Jeśli bardzo chcecie przeczytać tą książkę, wszędzie ją szukaliście, a mimo to nigdzie jej nie znaleźliście, to mam dla Was świetne rozwiązanie. Niżej podaje link do wersji elektronicznej „Dlaczego…”.
http://z2.frix.pl/frix268/05f990b5002aa0cf4c7c9675/Argov%20Sherry%20-%20Dlaczego%20m%C4%99%C5%BCczy%C5%BAni%20kochaj%C4%85%20zo%C5%82zy.pdf
To w takim razie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam miłego czytania przy dobrej herbatce :)
Cóż, naprawdę nie wiem co napisać o tej ksiażce. Do przeczytania tego poradnika zachęciła mnie moja siostra, która stwierdziła, ze to jeden z najlepszych jakie przeczytała i że niebywale wciąga. Stwierdziłam zatem, że nic nie stracę, a być może przeczytam coś niebywałego. Niestety nie natknęłam się na arcydzieło. Nie przeczę, miło się czyta i niektóre porady naprawdę warto...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-03-24
Katarzyna- kobieta po czterdziestce, która po powrocie do kraju osiada wraz ze swoim dorosłym synem na wsi. Jak sama twierdzi potrzebuje niebiańskiego spokoju. Potrzebuje w końcu po dłuższym czasie wyjazdów i powrotów zarzucić kotwicę. Czy obejdzie się bez trudności? Otóż już teraz mogę zdradzić, że nie. Z pewnością łatwo nie będzie. Odnawia kontakty ze swoimi dawnymi przyjaciółmi. Zmęczona osadzaniem się w nowych realiach wyjeżdża w góry. Tam nawiązuje nowe znajomości i zadurza się w pewnym mężczyźnie. Niestety on nie zwraca na nią uwagę. Życie jest jednak pewne niespodzianek. Przekona się o tym właśnie Katarzyna, która dostanie od swojego byłego męża zaskakującą propozycję. Jaka to propozycja? Czy po swoich nie najlepszych doświadczeniach, dostanie od losu drugą szansę?
„CZAS ZERWANYCH KOTWIC? Tak, szczególnie wtedy, gdy stajemy na rozdrożach naszego życia. W zasadzie nigdy nie wiadomo, kiedy to nastąpi, jednak nie to liczy się najbardziej. Liczy się nasza reakcja, odwaga postawienia pierwszych kroków w nowej sytuacji i ponoszenie konsekwencji. Liczy się wybór…wyboru. Doświadczenia, przemyślenia, swoje i te wysłuchane, dobrze jest czasami spisać. Dla innych, dla siebie, nie ważne, ale warto, co w formie przygód Katarzyny czynię w tej oto książce. Niech wydarzenia z życia emigrantki, która po wielu latach spędzonych w Afryce Południowej wraca do ojczyzny, przypomną nam, ze każdy z nas przeżywa czas, w którym trzeba na nowo zarzucać kotwicę. Nie po to, żeby zostać bohaterem, ale po to, by zwyczajnie odnaleźć utracone…”- Krystyna Stawczyk
W zasadzie autorka powiedziała wszystko najważniejsze o tej książce. Ja ze swojej strony mogę jedynie podzielić się swoim zdaniem. Jednym wielkim plusem jest opis ciekawych miejsc Afryki. Jak niektórzy już wiedzą Afryka to kontynent, który mnie niebywale fascynuje i inspiruje, dlatego też czytanie o tych wspaniałych miejscach było dla mnie jedną wielką frajdą. Opisy zajmują dużą część, ale napisane są z pasją, dlatego czytać je to sama przyjemność. Kolejnym plusem jest to, że osobiście dla mnie była ona nie do przewidzenia (przynajmniej na początku, później z tą całą nieprzewidywalną jest gorzej) .
Natomiast inna sprawa to główna bohaterka. Fajnie, że w końcu mowa jest o kobiecie po przejściach, ale autorka nie do końca wykorzystała ten wspaniały pomysł. Katarzyna nie chwyciła mnie za serce. Bohaterka po prostu w pewnych momentach działała mi na nerwach. Dojrzała, doświadczona, ale w pewnych sytuacjach zachowywała się i mówiła jak nastolatka. Zaś w niektórych momentach jakby miała kryzys wieku średniego, decyzje podejmowała pochopnie, a potem dziwiła się, dlaczego po raz kolejny dostała po łapach. Powinna stawiać na związki z przyszłością, a ona z kolei „zakochała” się od pierwszego wejrzenia, a właściwie usłyszenia. A więc krótko- bohaterka nadaje się do wymiany. Spodziewałam się jakiś głębszych, drogocenniejszych przemyśleń. Niestety w tym przypadku się zawiodłam… Co prawda książka ma przekaz, ale nie taki głęboki na jaką wygląda. Mimo tej wyróżniającej się bohaterki (niestety pokazanej w złym świetle) książka warta jest polecenia. Wciąga, a zarazem niemiłosiernie denerwuje, rozbawia, aczkolwiek również w pewnych momentach smuci i zmusza nas do przemyśleń. Czyli jest przedstawiona na zasadzie kontrastu. Ale jest fajna, więcej niestety nie mogę powiedzieć :)
„Każda decyzja jest jakimś ryzykiem i skoro muszę wybrać, wybieram znowu skok w nieznane. Głupota? Naiwność? Brak rozsądku? A może wiara w szczęście i miłość w pełnym wymiarze. Czas pokaże, czy dobrze wybrałam”.
Katarzyna- kobieta po czterdziestce, która po powrocie do kraju osiada wraz ze swoim dorosłym synem na wsi. Jak sama twierdzi potrzebuje niebiańskiego spokoju. Potrzebuje w końcu po dłuższym czasie wyjazdów i powrotów zarzucić kotwicę. Czy obejdzie się bez trudności? Otóż już teraz mogę zdradzić, że nie. Z pewnością łatwo nie będzie. Odnawia kontakty ze swoimi dawnymi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-25
Z pewnością czegoś kiedyś się bałeś. Czym ten strach byłby w porównaniu ze świadomością, że została Ci godzina lub minuta życia? Odkryj co znaczy strach na odludnej wyspie czytając „I nie było już nikogo”.
Dziesięć przypadkowych osób, które nie są ze sobą ani spokrewnione, ani spowinowacone zostaje zaproszonych przez tajemniczego gospodarza, który podpisuje się „U. N. Owen” do domu na wyspie zwaną „Wyspą Żołnierzyków”. Mają oni nadzieje, że spędzą miły wypoczynek zasłuchany w szum fal. Nic bardziej mylnego. Po tajemniczym nagraniu, które oskarża ich o zbrodnie, zaczynają mieć pewne obawy co do tygodniowego urlopu na tajemniczej wyspie. Gdy giną w krótkim czasie dwie osoby, goście szybko orientują się, że to, co uważali za nieszczęśliwy wypadek, tak naprawdę jest robotą psychopaty, zabójcy, który morduje ludzi z zimną krwią w sposób opisany w dziecięcej rymowance. Postanawiają odkryć tożsamość mordercy. Przeszukują całą wyspę, co okazuje się całkowicie bezcelowe, gdyż nic niepokojącego nie odnajdują. Goście dochodzą zatem do wniosku, że zabójca to jeden z nich, jeden z dziesiątki.
Kto okaże się zabójcą?
Czy zagadka dotycząca brutalnych zbrodni rozwiąże się zanim dojdzie do „i nie było już nikogo”?
Czy wszyscy pożegnają się z najcenniejszym darem- życiem?
Nie sądzę, aby kiedykolwiek zawiodła mnie Agatha Christie. To nie jest możliwe, gdyż ciągle mnie na nowo zaskakuje. Poprzedni przeczytany przeze mnie kryminał („Morderstwo w Orient Expressie”) zaliczyłabym do lekkich kryminałów, ale w przypadku „I nie było już nikogo” można naprawdę nabawić się dreszczyku emocji, gdy czyta się po północy jak to w moim przypadku weszło w nawyk.
Zastanawia mnie co siedzi w głowie osoby, która pisze coś takiego. Coś takiego, co mrozi krew w żyłach i powoduje, ze nasz mózg działa na najwyższych obrotach. Nie każda autorka powieści kryminalnych potrafi ożywić w nas tyle skrajnych emocji, ale zdecydowanie jest to dobre. W końcu każdy autor chce stworzyć książkę, które na długo zostanie w pamięci czytelnika.
Tak jak w przypadku innych kryminałów Christie, tak i tu idealnie wszystko ze sobą współgra. Wyrafinowany, niepowtarzalny pomysł, niebanalne dialogi, wyraziste postacie i morderca z głową na karku. Nic więcej nie trzeba, by stworzyć arcydzieło. Polecam!
Z pewnością czegoś kiedyś się bałeś. Czym ten strach byłby w porównaniu ze świadomością, że została Ci godzina lub minuta życia? Odkryj co znaczy strach na odludnej wyspie czytając „I nie było już nikogo”.
Dziesięć przypadkowych osób, które nie są ze sobą ani spokrewnione, ani spowinowacone zostaje zaproszonych przez tajemniczego gospodarza, który podpisuje się „U. N....
2014-01-16
Opowieść o kozaku Bulbie, który po ukończeniu przez swoich synów edukacji w Kijowskiej akademii, postanawia pojechać z nimi do Siczi, gdyż chce aby stali się prawdziwymi mężczyznami. A tam jak wiadomo bitwy, bitwy wszędzie, w których na samym końcu wszyscy giną.
Inni gdy przeczytają, że jest to książka antypolska, nawet nie tkną jej palcem i bez czytania wyrobią sobie opinię. Inni zaczną czytać, ale szybko odłożą ja z powrotem na półkę. Inni zaś przeczytają, ale będą uważać ten czas poświęcony na nią za stracony i poczują się dogłębnie urażeni. Jeszcze inni uznają, że może być. Tej książki akurat nie skomentuje. Dlaczego ? Dlatego, że każdy po przeczytaniu wyrobi sobie swoja własną opinię, a mój komentarz przypadkowo może kogoś obrazić, a to chciałabym uniknąć za wszelka cenę. To czy książka zostanie przeczytana czy nie, zależy od danej osoby, bo jeśli komuś tematyka przypadła do gustu, to wcześniej czy później po nią sięgnie. Do niej nie można nikogo zmusić. Potrzeba zapoznania i zrozumienia jej powinna być przemyślaną decyzją.
Opowieść o kozaku Bulbie, który po ukończeniu przez swoich synów edukacji w Kijowskiej akademii, postanawia pojechać z nimi do Siczi, gdyż chce aby stali się prawdziwymi mężczyznami. A tam jak wiadomo bitwy, bitwy wszędzie, w których na samym końcu wszyscy giną.
Inni gdy przeczytają, że jest to książka antypolska, nawet nie tkną jej palcem i bez czytania wyrobią sobie...
2014-05-01
Jessica Bendinger, autorka scenariusza czwartego sezonu „Seksu w wielkim mieście” nagrodzonego Emmy Award i Golden Globe, w powieści „Siedem promieni” przemówiła do czytelnika nastrojową i romantyczną historią zakazanej miłości i postacią bohaterki- obdarzonej nadprzyrodzoną mocą dziewczyny, która musi wybierać pomiędzy uczuciem a przeznaczeniem.
Tobie
Twojemu lśnieniu
Twojej światłości
Twojemu duchowi
Twojej walce
Twojemu sercu
Obyś to przeżył
Twojej miłości
Obyś nią obdarzył
Alef Beth Ray to osiemnastoletnia dziewczyna, która jest wzorową córką, wspaniałą uczennicą i nienaganną przyjaciółką. Któregoś jednak dnia otrzymuje krótką wiadomość- „Jesteś kimś więcej, niż ci się wydaje…” Właśnie te siedem słów odwraca świat Beth do góry nogami. Zaczyna doświadczać tajemniczych wizji, poznaje ludzkie lęki, sekrety, pragnienia. Z czasem odkrywa prawdę o sobie samej i zdaje sobie sprawę z tego, że najbliższe dla niej osoby ciągle ją okłamywały. Gdy jednak chce dowiedzieć się całkowitej prawdy o swojej przeszłości, o tym co z nią się dzieje i o biurze 7RI… ląduje w psychiatryku…
Jedyną zaufaną osobą jest Richie, który kocha Alef całym sercem. Wspiera ją, daje jej siłę do działania i wiarę w niemożliwe. Niestety dar, który posiada dziewczyna może przyczynić się do utraty chłopaka. Skoro jej pocałunek może zabić tego kogo kocha… Do tego dochodzi przeznaczenie, którego człowiek nie jest w stanie przechytrzyć.
Muszę przyznać, że coraz częściej i chętniej zaglądam do takich książek „nie z tej ziemi”. Głównie dlatego, że kompletnie nie można przewidzieć biegu zdarzeń, za co należy się tej książce wielki +. Z kolei oceniając całokształt muszę przyznać, że nie jest to jakaś rewelacja. Książka napisana jest prostym, niezbyt głębokim, często dosyć denerwującym językiem, co tylko odpycha czytelnika od lektury. Jestem świadoma, że autorka chciała wraz z tą książką przekazać czytelnikowi romantyczną historię, która porusza temat przeznaczenia, ale spodziewałam się czegoś bardziej trafnego. Niestety zawiodłam się nieco. Nie wiem co więcej mogłabym napisać, gdyż tak naprawdę o niej dużo nie można powiedzieć. Jest fajna, nie przeczę, ale z pewnością nie jest to książka, z którą każdy musi się zapoznać.
Jessica Bendinger, autorka scenariusza czwartego sezonu „Seksu w wielkim mieście” nagrodzonego Emmy Award i Golden Globe, w powieści „Siedem promieni” przemówiła do czytelnika nastrojową i romantyczną historią zakazanej miłości i postacią bohaterki- obdarzonej nadprzyrodzoną mocą dziewczyny, która musi wybierać pomiędzy uczuciem a przeznaczeniem.
Tobie
Twojemu...
2014-07-22
Agatha Christie… chyba nie muszę przedstawiać tej autorki. Liczby same mówią za siebie. Autorka ponad 80 powieści kryminalnych, a także kilku powieści obyczajowych napisanych pod pseudonimem Mary Westmacott, które zostały przetłumaczone na ponad 100 języków. Sprzedano ponad 2 mld egzemplarzy jej utworów, a do tego w Księdze Guinnessa figuruje jako najlepiej sprzedająca się autorka wszech czasów. Większość twórczości Christie została sfilmowana. Na podstawie jej utworów powstały też sztuki teatralne, komiksy, a nawet gry wideo. Jedna osoba, a tyle wspaniałych osiągnięć. Niejeden autor pragnie osiągnąć taki ogromny sukces jak ona i być rozchwytywanym, i wspominanym jeszcze długo, długo po śmierci. Christie się udało. I czytając któryś kryminał z kolei wcale się nie dziwię.
Herkules Poirot wraca do Europy po rozwiązaniu kryminalnej sprawy w Azji. Pociąg Orient Express, którym podróżuje sprytny detektyw, grzęźnie w zaspie śnieżnej. Którejś nocy Poirot słyszy krzyki. Okazuje się, że w nocy z zimną krwią zostaje zasztyletowany jeden z pasażerów. Na pozór miła podróż detektywa zamienia się w śledztwo. Fakty definitywnie wskazują na to, że potworny zabójca znajduje przedział w tym samym wagonie. I na dodatek doskonale się maskuje nie okazując żadnych większych emocji… Od tej pory każdy pasażer jest podejrzany, a detektyw Poirot nie spocznie, póki nie rozwiąże zagmatwanej kryminalnej zagadki.
Czy Herkules Poirot zdoła rozwiązać zagadkę morderstwa?
Kto okaże się zabójcą?
Kto kłamie, a kto mówi prawdę?
Już teraz mogę zdradzić, że zakończenie jest absolutnie nie do przewidzenia, a czytelnik bez wątpienia zostanie mile zaskoczony. Mile? Z pewnością, jeśli tylko uwielbia kryminały tej niesamowicie pełnej wyobraźni autorki.
Cóż… klasyka. Osoba, która sięgnie po jakąkolwiek książkę mistrzyni kryminału może być pewna, że nie będzie zawiedziona czy też zniesmaczona, a wręcz przeciwnie poczuje silną chęć zapoznania się z kolejną pozycją kryminalną. Jej książki uzależniają podobnie do metamfetaminy, ale w porównaniu z tą najbardziej uzależniającą substancją, uzależnienie od kryminałów się nie leczy w żaden sposób. Jest to przyjemne odurzenie. Ale nie przeczę, w tym przypadku również występuje pamięć flashback, która, gdy już wystąpi, jest praktycznie niemożliwa do wykasowania. A więc mamy jasność- kryminały Christie uzależniają. A skoro tak, to nasuwa się pytanie- co wyjątkowego posiadają w sobie?
Otóż przede wszystkim pełnokrwiste, wyraziste postacie, które urzekają już od samego początku swoim sprytem i bystrością. Po drugie wartką akcję. W książce na darmo można szukać jakiegoś przypadkowego opisu czy nic nie znaczącego wydarzenia. Tu absolutnie wszystko jest zaplanowane z najmniejszymi szczegółami, a następnie z precyzją wylane na papier. No i nie można nie wspomnieć o niepowtarzalnym stylu, smaku i humorze. Humorze, który gwarantuje świetną rozrywkę.
Kiedy czytam twórczość Agathy Christie przez chwilę znajduję się w zupełnie innym świecie. Tak naprawdę ciężko powiedzieć czy w lepszym czy też w gorszym. Ale jedno jest pewne- będąc w tamtym „kryminalnym” świecie czuję powiew delikatnego wiaterka pasji i wyobraźni. Dwóch cech, które są bardzo istotne w tworzeniu powieści. Nie trzeba wcale wchodzić na sprawdzone strony typu wikipedia, aby poznać autorkę. Wikipedia pokarze nam tylko fakty z jej życia, a my czytając jej powieści możemy poznać znacznie więcej- jej dokładność, cierpliwość, pasje, humor i bezdenną głębie wyobraźni. Chociażby ze względu na to warto sięgnąć po „Morderstwo w Orient Expressie”, do czego oczywiście zachęcam.
Agatha Christie… chyba nie muszę przedstawiać tej autorki. Liczby same mówią za siebie. Autorka ponad 80 powieści kryminalnych, a także kilku powieści obyczajowych napisanych pod pseudonimem Mary Westmacott, które zostały przetłumaczone na ponad 100 języków. Sprzedano ponad 2 mld egzemplarzy jej utworów, a do tego w Księdze Guinnessa figuruje jako najlepiej sprzedająca się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-05-25
Julia Bardini - urodziła się 2 września 1999 roku w historycznym miasteczku Sarzana, w słonecznej Italii. Wesołe i beztroskie dzieciństwo trwało do 11 roku życia. Problemy małżeńskie rodziców sprawiły, ze przyjechała do Polski- utęsknionego kraju rodzicielki. We wrześniu 2010 roku Julia zasiadła w szkolnej ławce w 6 klasie szkoły podstawowej w Tomaszowie Mazowieckim. Wiedziała, że łatwo nie będzie. Słabo czytała i pisała po polsku, źle wymawiała wyrazy. Do tego doszło wyśmiewanie i niezwykle okrutne dokuczanie ze strony rówieśników. Głównie to przyczyniło się do tego, ze Julia zaczęła zaczytywać się w książkach fantasy, na sam początek w języku włoskim, później po polsku. Niezwykle uparta i konsekwentna w działaniu dziewczynka, postanowiła napisać książkę w języku polskim. I tak powstała książeczka „Moc Akvamarynu", gdzie rzeczywistość miesza się z fantazją. Obecnie Julia pracuje nad kontynuacją.
Marek Jankowski mieszka na Sycylii. Wraz ze swoim przyjacielem Salvatore zajmuje się łowieniem delfinów, których żółć wykorzystuje się do produkcji kosmetyków. Mężczyzna szczerze przyznaje, że nie lubi swojej pracy, ale wysokie zarobki sprawiają, ze często nie narzeka. Tymczasem w pobliżu Wyspy dochodzi coraz częściej do wypadków, w których giną myśliwi polujący na wspaniałe wodne ssaki. Marek postanawia przyjrzeć się z bliska tej zawiłej tajemnicy, dlatego wyrusza na Wyspę wraz ze swoim przyjacielem. Ale niekoniecznie był to dobry pomysł, gdyż sam ulega wypadkowi, z którego wyjdzie co prawda bez szwanku, ale od tego momentu zaczną się dziwne wydarzenia, na które zbytnio nie ma wpływu. Poznaje tam piękną syrenę- Alinę. Syrena od dłuższego czasu prowadzi ofensywę przeciw ludziom, którzy zabijają Bogu ducha winne zwierzęta. Kolejną ofiarą jest właśnie Marek, ale gdy Alina widzi go po raz pierwszy, zakochuje się w nim bez pamięci. Jak sama mówi płomień, który myślała, ze wiele lat temu zgasł, na nowo odradza się i ogrzewa jej serce. Chcąc nie chcąc nie może go zabić. Daruje mu życie i rzuca na niego zaklęcie zapomnienia, by nie pamiętał, ze spotkał ją na swojej życiowej drodze. Niestety przed przeznaczeniem ani syreny, ani ludzie nie są w stanie uciec. Wkrótce Marek ze swoją ukochaną wraz z paroma innymi osobami będą musieli przeciwstawić się potężnemu, nieobliczalnemu wrogowi, aby przepowiednia związana z kamieniem Akvamarynu mogła się wypełnić. Oczywiście bez przeszkód się nie obejdzie.
Czy cel zostanie osiągnięty?
Czy wróg zostanie pokonany?
I czy rzeczywiście w przepowiedni Marek gra pierwsze skrzypce?
Szczęśliwy trafem całkiem niedawno stałam się właścicielką wersji drukowanej książki, toteż praktycznie od razu wzięłam się za czytanie. Jednak, gdy po nią sięgałam, byłam świadoma tego, że na arcydzieło nie natrafiłam. Książka została napisana przez czternastoletnią dziewczynkę, dlatego oczywiste jest to, że do bestsellera nie ma co ją równać.
MINUSY (zaczynam od nich, aby iść od negatywów do pozytywów:)):
• zbyt szybko toczyła się akcja;
• bardzo dużo powtórzeń (zdarzało się czasem kilka na jednej stronie);
• niewyrafinowany, niezbyt ciekawy język;
• za krótka.
PLUSY:
• ciekawe postacie;
• (osobiście dla mnie) fajny pomysł na książkę;
• nieprzewidywalna;
• zapamiętywana.
Analizując wszystkie plusy i minusy dochodzę do wniosku, że książka jest dosyć poprawna, przeciętna, ale niestety nie zawiera w sobie żadnej głębi. Książka z pewnością jest dla dzieci i młodzieży aczkolwiek dorosła osoba znajdzie również coś dla siebie. „Moc Akvamarynu” to ciekawa książka na którą potrzeba zaledwie godzinkę. Oczywiście podziwiam autorkę. Od niedawna pisała po polsku, ale chciała udowodnić sobie i przede wszystkim innym, ze marzenia się spełniają, a wiara potrafi doprowadzić człowieka do celu. Dla chcącego nic trudnego ;)
Mimo wszystko zachęcam do przeczytania książki. Jako lekka lektura idealnie się sprawdzi.
Julia Bardini - urodziła się 2 września 1999 roku w historycznym miasteczku Sarzana, w słonecznej Italii. Wesołe i beztroskie dzieciństwo trwało do 11 roku życia. Problemy małżeńskie rodziców sprawiły, ze przyjechała do Polski- utęsknionego kraju rodzicielki. We wrześniu 2010 roku Julia zasiadła w szkolnej ławce w 6 klasie szkoły podstawowej w Tomaszowie Mazowieckim....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-30
Na sam początek pokrótce o samej autorce…
Esther Freud to córka malarza Luciana Freuda i Bernadine Coverley oraz prawnuczka Zygmunta Freuda. Urodziła się w Londynie w 1963 roku. W dzieciństwie intensywnie podróżowała z matką. Przed napisaniem swojej pierwszej powieści „W stronę Marrakeszu”, która została nominowana do nagrody John Llewellyn Rhys Prize i doczekała się ekranizacji z Kate Winslett w jednej z głównych ról, wróciła do Londynu, gdzie studiowała aktorstwo w The Drama Centre. Pozostałe powieści autorki to „Peerless Flats”, „Gaglow”, „The Wild” oraz „The Sea House”. W 1993 roku została uznana przez czasopismo „Granta” za jedną z 20 najlepszych młodych brytyjskich powieściopisarzy. Jej książki przetłumaczono na 13 języków. Obecnie jest żoną aktora Davida Morrisseya, z których wychowuje troje dzieci.
***
Siedemnastoletnia Lara po burzliwym rozstaniu swojej mamy (Cathy) i ojca (Lamberta), spotyka się sporadycznie ze swoim niestałym w uczuciach ojcem. Te spotkania natomiast pozostawiają dużo do życzenia, gdyż przeważnie Lambert przypominał sobie o swojej córce wtedy, gdy znudzona podchodziła do drzwi jego gabinetu i oświadczała, że wraca do domu. Trochę słabo, nie uważacie? Niespodziewanie otrzymuje od ojca, którego co tu dużo mówić prawie nie zna, zaproszenie na wakacje do Włoch. Lara praktycznie bez wahania przystaje na jego propozycje. Cóż, nie ciężko się jej dziwić ;) W krótkim odstępie czasowym z brudnego, pełnego spalin powietrza londyńskiej Holloway Road trafia na spalone słońcem wzgórza Toskanii, gdzie powietrze w porównaniu do Anglii pachnie obłędnie- rozmarynem, lawendą, chłodnymi mokrymi kamieniami. Od razu zakochuje się w gorącym słońcu, pięknym krajobrazie za oknem i błękitnej wodzie basenu. Któregoś wieczoru udaje się wraz z ojcem i Caroline- najlepszą przyjaciółką Lamberta, do posiadłości najbliższych sąsiadów Caroline- państwa Willough. Przekraczając próg ich domu, wkracza tym samym w świat zupełnie jej do tej pory obcy. Wtapia się w przesyconą erotyzmem atmosferę, gdzie mieszkańcy przesiąknięci ją są snobistyczni, zepsuci i dosyć często po prostu chamscy. Gdy spotyka beztroskiego, zabójczo przystojnego Kipa- jedynego syna państwa Willough, jej serce już od pierwszych minut zaczyna szybciej bić. Za sprawą cudownemu splotowi wydarzeń, Lara ma szansę zbliżyć się do Kipa… Z czasem nastolatka poznaje coraz więcej tajemnic, romansów, co przyciąga ją jak magnez. Zaczyna ją to niebywale ciekawić, ale ta ciekawość bardzo szybko zamienia się w przerażenie za sprawą wydarzenia, które pozostawi na niej piętno do końca życia.
Co stanie się Larze?
Jaką tajemnicę będzie musiała skrywać?
Czy z Kipem będzie w stanie stworzyć normalny związek?
Jak już większość z Was mogło się domyślić, uwielbiam książki, które zawierają w sobie znaczące problemy. Ta bez wątpienia przepiękna opowieść opowiada o miłości, dojrzewaniu, poznawaniu siebie na nowo i o odkrywaniu wstydliwych tajemnic. Dużo tego? Zdawałoby się, ze za dużo jak na jedną książkę, ale została ona tak idealnie skomponowana, ze zbytnio nie wyczuwa się tych skoków wątków.
„Esther Freud nie boi się trudnych tematów: inicjacja seksualna, miłość, śmierć, słodko- gorzki smak odkrywania samej siebie, wszystkich ich dotyka z niesamowitym wyczuciem i z ogromną wprawą ubiera je w słowa”- „Times”
Książka wciąga czytelnika już od pierwszych stron. Już od pierwszych słów można dostrzec niesamowitą wieź, która rodzi się między czytelnikiem, a opowieścią. Czytelnika przyciąga głównie ta tajemnica skrywana na dnie serca Lary. Tajemnica, która zostanie pokazana brutalnie dopiero pod koniec powieści. Książka urzekła mnie rzeczywistością. Czasem subtelną, czasem wulgarną, ale rzeczywistością bez cienia fałszu i obłudy. W sposób niekiedy drastyczny pokazuje prawdę na temat dojrzewania i problemów nastolatków, które nie zawsze są błahe, jak inni sądzą. Autorka idealnie przedstawiła zmagania nastolatków, ale obce nie są dla niej również stworzenie nici porozumienia między ojcem, a córką. Wręcz autorka dała z siebie wszystko, aby czytający zobaczył ten niezwykle prawdziwy, pełen czułości obraz więzi rodzącej się między ojcem, a jedynym dzieckiem, który z taką wnikliwością „namalowała” Esther Freud. I nie można nie wspomnieć o cudownych opisach Włoch. Autorka tak szczegółowo je opisała, że czytelnik wyobraża sobie jakby spędzał tam wakacje wraz z Larą.
„Esther Freud posiada niesamowity dar kreowania postaci, zwłaszcza kobiet. Wnika w umysły stworzonych przez siebie postaci, by sprawdzić, jak się odnajdą w świecie, który dla nich wyczarowała”- Village Voice
Książka nie tylko nadaje się dla młodzieży, ale również i dla dorosłych, którzy pragną zrozumieć współczesne zmagania związane z dojrzewaniem. Niektórzy pewnie będą zdziwieni dlaczego dałam osiem gwiazdek na dziesięć , skoro tak ją chwalę. Otóż mam proste wytłumaczenie. Chodzi o to, że dla mnie ani okładka, ani tytuł nie mają żadnego powiązania z treścią. Okładka jest za lekka na przekaz zawarty we wnętrzu, a tytuł kompletnie myli czytelnika, gdyż czytelnik, gdy przeczyta nagłówek stwierdzi, że trafił na najzwyklejsze romansidło. Niewybaczalny błąd! Sami się przekonajcie.
Polecam :) Nadaje się idealnie na wakacje :)
Na sam początek pokrótce o samej autorce…
Esther Freud to córka malarza Luciana Freuda i Bernadine Coverley oraz prawnuczka Zygmunta Freuda. Urodziła się w Londynie w 1963 roku. W dzieciństwie intensywnie podróżowała z matką. Przed napisaniem swojej pierwszej powieści „W stronę Marrakeszu”, która została nominowana do nagrody John Llewellyn Rhys Prize i doczekała się...
„Nie- Boska komedia” powstała w 1833 roku, drukiem ukazała się w 1835 w Paryżu. Jest to dramat romantyczny, którego cechami są luźna struktura, zerwanie z klasyczną zasadą trzech jedności, przemieszanie scen realistycznych z wizyjnymi, przeplatanie się świata realnego z nadrealnym, łączenie różnych rodzajów literackich (liryki, epiki i dramatu), czyli synkretyzm rodzajowy. Tytuł wyraźnie nawiązuje do „Boskiej komedii” Dantego i może być interpretowany jako wyraz przekonania poety o działaniu ludzi jako „nie- boskiego” czynnika dziejów. Może być on również sugestią, ze wydarzenia przedstawione w utworze toczą się przeciwko Bogu, wbrew jego woli.
Akcja utworu jest rozbita na dwie części: część pierwsza to tzw. dramat rodzinny, część druga to dramat społeczny. Każdy z aktów jest poprzedzony pisanym zrytmizowaną prozą wstępem, rodzajem poetyckiego komentarza i wprowadzenia w akcję utworu.
Nie wystawiłam oceny i nie będę rozwodzić się na temat utworu Krasińskiego, gdyż po prostu nie dobrnęłam do końca. Nie dałam rady. Ubolewam nad tym, gdyż nie lubię zostawiać nieprzeczytanych książek, ale też nie lubię się zmuszać. Może kiedyś powrócę do „Nie- Boskiej komedii”, ale z pewnością szybko to nie nadejdzie.
„Nie- Boska komedia” powstała w 1833 roku, drukiem ukazała się w 1835 w Paryżu. Jest to dramat romantyczny, którego cechami są luźna struktura, zerwanie z klasyczną zasadą trzech jedności, przemieszanie scen realistycznych z wizyjnymi, przeplatanie się świata realnego z nadrealnym, łączenie różnych rodzajów literackich (liryki, epiki i dramatu), czyli synkretyzm rodzajowy....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-14
"Niezwykły świat, gdzie śmiertelna energia czai się w zagadkowych ruinach. I gdzie łowca duchów przekonuje się, że serce kobiety to najgroźniejszy wróg…"
Wydarzenia odbywają sie w innym świecie- Harmonii. Cooper Boone jest zaręczony z Elly St. Clair. Jest wobec niej tajemniczy. Może nawet zbyt bardzo. Nie zdradza on sekretów swojej Gildii łowców duchów, co zaczyna zagrażać naukowej karierze Elly. Dlatego zrywa ona z nim zaręczyny i wyjeżdża do Kadencji.
Czy zatem Elly nie kocha Coopera? Czy karierę stawia na pierwszym miejscu?
Rozpoczyna nowe życie, ale pisanie nowego rozdziału nie jest łatwe, zwłaszcza w chwili, gdy zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Jakie? Jedną z nich jest tajemnicze zniknięcie przyjaciółki Elly- Berthy Newell.
Co jej się przydarzyło? Co ukrywa się tak naprawdę za jej zniknięciem?
To dobra motywacja, aby zapoznać się z tą książką.
Podczas czytania bardzo szybko polubiłam Coopera. Jest przystojny, silny, władczy, dominujący w związku. Wie czego chce i nie odpuści, póki tego nie zdobędzie. Wręcz ideał.
Dotychczas czytałam praktycznie same klasyczne romanse. W pewnym momencie dogoniło mnie wrażenie, że stanęłam w martwym punkcie. Stwierdziłam, ze czas zrobić jakiś znaczący krok w przód, jeśli chodzi o literaturę. Będąc w księgarni szukałam cos, co przykuje moją uwagę. Już miałam wychodzić, gdy w ostatnim momencie zauważyłam tą oto książkę- "Łowcę miłości". No dobra, macie mnie. Moja uwagę przykuła okładka. Niby nic w niej nadzwyczajnego, ale jednak osobiście mi wydaje się nieco tajemnicza i przekonuje do tego, aby zaglądnąć do jej wnętrza. Ale romans paranormalny połączony z kryminałem o zabarwieniu erotycznym? Nie byłam przekonana do takiej hybrydy, ale postanowiłam zaryzykować. Czy jestem zadowolona? W sumie tak. Może nie brzmi to zbyt przekonująco, ale wierzcie mi, jest jak najbardziej warta polecenia. Osobiście nie podobało mi się to, że na początku wszystko zbyt szybko się dzieje. Zerwali i w następnym rozdziale się już spotkali, a ponoć minęło pół roku. Nie spodobała mi się ta manipulacja czasem. Po prostu zbyt wiele spodziewałam sie po niej. Stawiłam zbyt wysoko poprzeczkę i nie dałam jej możliwości do obrony. Cóż, bywa. Moja ocena jest stawiona z czystym sumieniem, mimo tego małego minusa. Z chęcią ponownie sięgnę po taką mieszankę. Polecam.
"Niezwykły świat, gdzie śmiertelna energia czai się w zagadkowych ruinach. I gdzie łowca duchów przekonuje się, że serce kobiety to najgroźniejszy wróg…"
Wydarzenia odbywają sie w innym świecie- Harmonii. Cooper Boone jest zaręczony z Elly St. Clair. Jest wobec niej tajemniczy. Może nawet zbyt bardzo. Nie zdradza on sekretów swojej Gildii łowców duchów, co zaczyna zagrażać...
2014-02-28
O CZYM BĘDZIESZ MARZYŁ W DZIEŃ PO KOŃCU ŚWIATA?
Najwięcej pomysłów przychodzi Marcinowi Mortce do głowy w pociągu. Wprost nie może się od nich odpędzić. Od lat znany w kręgach fantastycznych, napisał wiele bestsellerowych powieści dla starszych czytelników. Książki dla młodszych czytelników pokochał od pierwszego napisanego słowa. Dla nieco starszych czytelników autor przygotował zaś serię science- fiction, której pierwszy tom- Inwazja- został wydany w 2013 roku.
A teraz czas na konkrety…
Siedmioro nastolatków wraz w towarzystwie tajemniczego indiańskiego przewodnika Casey Parkera wybierają się na piknik gdzieś w górach Nevady. Tajemnicze wstrząsy, przerażające śmiechy i dziwne cienie śledzące ich w oddali początkowo stają się niczym. Początkowo… W krótkim czasie odkrywają, że dotąd znany im świat całkowicie zmienił oblicze. Aby przetrwać będą musieli walczyć z przerażającymi Miejskimi Drapieżcami i różnymi innymi nieznanym dotąd nikomu stworami. Ale nie jest to jedyna walka. Walczą oni również ze swoimi słabościami, gdyż w takich okolicznościach nie ma miejsca na strach. Jednak mimo tego zostaną wynagrodzeni. Przez kogo? W jaki sposób? Czy wszyscy ludzie przeżyją tą walkę dobra ze złem? Jak zakończy się ta historia, która mrozi krew w żyłach? Odpowiedzi na te wszystkie nurtujące pytania znajdziecie już w książce.
Gdy wzięłam ją do ręki nie wiedziałam czego mogę się po niej spodziewać. Tytuł mnie zaintrygował, ale gdy przeczytałam opis, to zapaliła mi się nad głową czerwona ostrzegawcza lampka. Myślałam, ze mogę być nieco rozczarowana, ale w końcu jeśli nie przeczytam, to się nie przekonam. Nawet nie wiecie jak bardzo się myliłam. Jest mi wstyd, że sceptycznie podchodziłam do niej. Książka absolutnie skradła moje serce do tego stopnia, że nie wypuściłam jej z rąk, póki nie przeczytałam ostatniego słowa. Niewyobrażalnie wciągająca. I to był błąd, bo wierzcie mi, że naderwane noce były niczym w porównaniu z koszmarami, które śniły mi się w nocy. Książka wywołuje masę przeróżnych skrajnych emocji, dlatego też po własnych doświadczeniach radzę, aby nie czytać w nocy. A poza tym to polecam wszystkim, aby sięgnęli po tą niewyobrażalnie naszprycowana przygodami książkę. Wierzcie mi, nie ma mowy o niezadowoleniu.
Polecam!
Reasumując:
+ bardzo wciągająca;
+ nieprzewidywalna;
+ pełna przygód mrożących krew w żyłach, czyli dla osób lubujących się w sensacji;
+ niesamowite opisy;
+ intrygujące obrazki (jak już mam myśleć kategoriami dziecka)
- zdecydowanie za krótka…
No i wszystko jasne ☺
O CZYM BĘDZIESZ MARZYŁ W DZIEŃ PO KOŃCU ŚWIATA?
Najwięcej pomysłów przychodzi Marcinowi Mortce do głowy w pociągu. Wprost nie może się od nich odpędzić. Od lat znany w kręgach fantastycznych, napisał wiele bestsellerowych powieści dla starszych czytelników. Książki dla młodszych czytelników pokochał od pierwszego napisanego słowa. Dla nieco starszych czytelników autor...
2014-11-30
2014-12-28
CZY RYCERZ BEZ SERCA POTRAFI KOCHAĆ?
Postawiłam sobie nie byle jakie zadanie. Otóż siedzę przed ekranem laptopa i zastanawiam się jak ująć w słowa to, co sądzę o „Rycerzu widmo”- książce fantastycznej. No właśnie, tu leży problem, gdyż moja przygoda z fantasy nie wykracza poza „Harrego Pottera”, wiec jak można się domyślić jakąś wielką znawczynią tego gatunku literackiego nie jestem, co wcale nie znaczy, że nie lubię czasem zatopić wzroku w książce, gdzie przewodnim tematem są siły nadprzyrodzone. Po prostu ostatnimi czasy fantasy znalazło się na szarym końcu. Ale do rzeczy.
Jakie są moje wrażenia po skończonej lekturze? Pozytywne? Negatywne? A może całkowicie neutralne? Na sam początek pokrótce o fabule.
Jedenastoletni Jon Whitcroft zostaje wysłany przez matkę do szkoły z internatem. Obwinia cały czas o to „Brodacza”- nowego partnera jego matki. Jest wściekły na swojego przyszłego ojczyma, którego najchętniej pozbyłby się przy pierwszej lepszej okazji, a jednocześnie strasznie tęskni za swoją mamą, psem i (o zgrozo!) za siostrami. Odczuwa pewne obawy co do nowej szkoły- nie wie czy się z kimś zaprzyjaźni i czy w ogóle zaaklimatyzuje się w nowym miejscu. Jego obawy są jednak bezpodstawne, gdyż wkrótce zakoleguje się z Angusem i Stuartem- chłopcami, z którymi dzieli pokój, a zarazem zaprzyjaźnia się z marzącą o czasem niebezpiecznych przygodach śliczną Ellą. Ale to nie koniec, gdyż z czasem przypałętają się do niego mniej przyjemne… potworne duchy, które czyhają na jego życie. Niebawem poznaje tajemnicę okrutnego morderstwa sprzed lat, poznaje sekret pewnego chórzysty i zostaje uwięziony wraz z Ellą w wieży przez rozkładające się trupy. A gdy będzie chciał wezwać na ratunek ducha rycerza Williama Longspee, to w jego głowie pojawi się tylko jedno pytanie: czy rzeczywiście można mu wierzyć na słowo i zaufać?
„Czas płynie bardzo powoli, kiedy w strachu przed piekłem trzeba jeszcze zasłużyć na niebo.”***
Muszę przyznać, że zupełnie nie wiedziałam jak zabrać się za powieść Cornelii Funke. Książka jest przeznaczona dla dzieci i młodzieży w wieku 10- 13 lat, a ja do tego przedziału już od dawna nie należę, więc moje obawy stale rosły. I niepotrzebnie, gdyż dosyć szybko zostałam porwana przez wir wydarzeń. Tajemnicze morderstwo, dawno zapomniana przysięga, budzące odrazę (tylko niektóre) duchy, ukradzione serce- głównie to sprawiało, że czytałam wciąż i wciąż. Żadnego wydarzenia nie mogłam przewidzieć, wiec jak najszybciej chciałam poznać zakończenie historii. To był mój błąd, bo gdy tylko doszłam do zakończenia powieści, gdzie rycerze grają pierwsze skrzypce- poczułam żal. Nie sądziłam bowiem, że tak szybko ją skończę. Byłam tym faktem zniesmaczona albo inaczej ujmując po prostu wkurzona, bo najchętniej wciąż czytałabym co tu dużo mówić świetną książkę.
„ Najcenniejszych przyjaciół (…) spotykamy w najmroczniejszych czasach, bo nie sposób zapomnieć tych, którzy nam pomogli wydobyć się z mroku.”**
Jeśli chodzi o głównych bohaterów, to piorunem wzbudzają sympatię. Są świetnie wykreowani, barwni, niepowtarzalni, a duchy są tak ciekawie opisane jakby… żywe.
A język? Prosty, niewyrafinowany, ale niebanalny. Autorka używa go w bardzo plastyczny, przykuwający uwagę sposób, dzięki czemu pozycja spodoba się nie tylko młodzieży, ale i dorosłym, jeśli się tylko odważą odbyć tą zaskakującą przygodę.
No i nie mogłabym nie wspomnieć o dużej ilości pięknych niekiedy mrocznych rysunków, które w pełni czynią swoją powinność- wczuwają czytelnika w opisywane wydarzenia zachęcając przy tym do kontynuowania śledzenia tekstu.
„Kiedy człowiek ma jedenaście lat, to nie może mu się trafić nic gorszego niż przyjaciele, którzy lubią takie same słodycze.”*
Cóż mogę więcej dodać? Lektura jest lekka, łatwa i przyjemna- wręcz idealna, aby odciągnąć czytelnika od monotonni albo chociażby zatłuc niepożądaną chandrę. Jestem zauroczona tą pozycja, zatem zachęcam do przeczytania dzieci, ale i dorosłych, fanów fantastyki, ale i osoby, które nie mają wielkich doświadczeń z lekturami „nie z tej ziemi”.
Uważam, że warto!
***cytat ze str. 101
**cytat ze str. 215
*cytat ze str. 130
CZY RYCERZ BEZ SERCA POTRAFI KOCHAĆ?
Postawiłam sobie nie byle jakie zadanie. Otóż siedzę przed ekranem laptopa i zastanawiam się jak ująć w słowa to, co sądzę o „Rycerzu widmo”- książce fantastycznej. No właśnie, tu leży problem, gdyż moja przygoda z fantasy nie wykracza poza „Harrego Pottera”, wiec jak można się domyślić jakąś wielką znawczynią tego gatunku literackiego...
2014-12-25
KAŻDY MOŻE BYĆ ŚWIĘTYM…
„(…) świętość to nie jest dojrzałość moralna, świętość to nie jest ludzkie poukładanie i ludzka dojrzałość, świętość to nie jest jakiś szczyt modlitwy, świętość to jest pójście śladami Pana Jezusa.” *
Muszę przyznać, że nigdy nie miałam przyjemności zapoznać się z polskimi religijnymi książkami. Dotychczas na swoim koncie mam jedynie zapoznanie się z książkami mojego wujka, które zostały wydane w języku ukraińskim. Na książkach mojego wujka to doświadczenie się kończy. Toteż, gdy dowiedziałam się, że stanę się właścicielką „Wywiadów ze świętymi”, bardzo się ucieszyłam, gdyż chciałam popatrzeć na wiarę z trochę innej perspektywy.
Pytanie do Was: Jak wyobrażacie sobie świętego? Z pewnością teraz przed oczami większości osób ukazał się obraz człowieka z aureolą- człowieka bez żadnej wady, bez żadnej rysy. Obraz osoby, która jest idealna zarówno duchowo, jak i fizycznie.
A co gdyby okazało się, że święci tak naprawdę na co dzień miewali dłuższe chwili zwątpienia? A co gdyby okazało się, że w pewnej chwili swojego życia przestali wierzyć w życie wieczne? A co gdyby okazało się, że świeci przyjaźnili się z grzesznikami?
Czy aby na pewno nie chcecie poznać takich świętych od podstaw?
Poznając takich świętych możemy wiele zyskać. Możemy podążać ich ścieżkami, inspirować się w codziennym życiu. Możemy być bliżej nich, bo byli oni przede wszystkim ludźmi, których życie dłuższe czy też krótsze składało się również z wielu wzlotów i upadków. I po przeczytaniu książki wiem jedno- świeci są na wyciągnięcie naszej ręki. Tylko wymaga to od nas trochę cierpliwości, poświęcenia i przede wszystkim zaufania.
„(świętość to) Moje własne człowieczeństwo przeżyte w pełni, przez duże „C”. Święci to nie postaci jednowymiarowe: bywają trudni, miewają ciężkie charaktery, miewali pokusy i czasem im ulegali. Święty to klasyczny bohater dobrze napisanego scenariusza: zmienia się w trakcie trwania opowieści, przeżywając życie.” **
Sięgając po tą pozycję muszę przyznać, że odczuwałam pewne obawy. Zupełnie nie wiedziałam czego mogę się po niej spodziewać. Nie wiedziałam czy mam do niej podejść całkowicie poważnie czy nieco z przymrużeniem oka. Nie sądziłam, że tak pozornie wyglądająca książeczka w wersji kieszonkowej może tak wiele uczyć, może zawierać tyle wartościowego tekstu. Zaledwie po przeczytaniu kilku stron, zdałam sobie sprawę, że książka mnie wciągnęła. Wciągnęła bez reszty. Zainteresowała. Urzekła. Czym? Przede wszystkim szczerością, prawdą, świeżym, niecodziennym podejściem do świętości, przełamaniem stereotypów.
„To Pan Bóg sprawia, że coś jest święte- święte, a więc zawładnięte przez Niego, wypełnione Jego miłością, życiem, wolnością.” ***
Książka na pozór wydaje się zwykła, prosta, niczym nie wyróżniająca się z tłumu. I z pewnością w jakimś stopniu trzeba przyznać temu rację. Zatem mogłabym wystawić niższą ocenę. Mogłabym nie zostawić na niej suchej nitki. Gdybym tylko chciała.
Jednak nie chcę tego uczynić, gdyż w tym przypadku nabyłam nową wiedzę, zyskałam nowe spojrzenie na pewne sprawy. To przyczyniło się do wystawienia takiej, a nie innej oceny.
Polecam! Idealnie nadaje się na Święta, ale tak naprawdę każdy moment jest dobry, aby przeczytać tą zaskakującą propozycją książkową.
*cytat ze str. 99
**cytat ze str. 78
***cytat ze str. 143
KAŻDY MOŻE BYĆ ŚWIĘTYM…
„(…) świętość to nie jest dojrzałość moralna, świętość to nie jest ludzkie poukładanie i ludzka dojrzałość, świętość to nie jest jakiś szczyt modlitwy, świętość to jest pójście śladami Pana Jezusa.” *
Muszę przyznać, że nigdy nie miałam przyjemności zapoznać się z polskimi religijnymi książkami. Dotychczas na swoim koncie mam jedynie zapoznanie się...
2014-12-24
„SERCE TO JESZCZE ZA MAŁO ŻEBY KOCHAĆ”
Muszę przyznać, że nigdy nie przepadałam za poezją. Stanowiła ona dla mnie zawsze swoisty mur, który z dnia na dzień był rozbudowywany za sprawą coraz to nowszej cegiełki. Co za tym idzie w którymś momencie ten mur stał się dla mnie nie do przejścia.
Z wierszami ks. Jana Twardowskiego zapoznałam się głównie za sprawą lekcji języka polskiego. I nie powiem, urzekły mnie już od samego początku, ale tak wiele literackich pozycji mnie kusiło, że Jan Twardowski został gdzieś daleko, daleko w tyle, za horyzontem. Jednak gdy zauważyłam ten niesamowicie ciepły, przykuwający uwagę tomik na półce u mojego kuzyna, nagle wszystko spadło na drugi plan. Romanse, fantastyka, lektury z pozytywizmu- wszystkie moje wcześniejsze świąteczne plany.
„o moje życie długie i stale za krótkie
a to co na krótko może być na zawsze” (str. 180)
Cóż, jestem naprawdę zachwycona. Ksiądz Jan pisze głownie o sobie, o swoich życiowych, kapłańskich doświadczeniach, ale nie czyni tego w sposób wymuszony czy wyrafinowany, lecz w sposób niebywale delikatny i subtelny. A ta skromność na dodatek jest oprawiona w tak pożądaną, fundamentalną szczerość.
Tomik przeczytałam w jeden wieczór od dechy do dechy. Kartki praktycznie same się przerzucały, a ja nawet nie miałam zamiaru zatrzymywać tej cudownej machiny. Jednak osobom, które zdecydują się na tą pozycję, radziłabym czytać kilka wierszy dziennie, gdyż wtedy można zrozumieć głęboki sens zawarty w tak prostych słowach. Tak na spokojnie. W końcu nie jest to żaden maraton, żaden wyścig.
Polecam! Czas na zadumę gwarantowany.
„SERCE TO JESZCZE ZA MAŁO ŻEBY KOCHAĆ”
Muszę przyznać, że nigdy nie przepadałam za poezją. Stanowiła ona dla mnie zawsze swoisty mur, który z dnia na dzień był rozbudowywany za sprawą coraz to nowszej cegiełki. Co za tym idzie w którymś momencie ten mur stał się dla mnie nie do przejścia.
Z wierszami ks. Jana Twardowskiego zapoznałam się głównie za sprawą lekcji języka...
2014-12-21
"MIEJ SERCE I PATRZAJ W SERCE"
"Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił" (str. 85)
Cykl "Ballad i romansów" powstałych na początku lat dwudziestych dziewiętnastego wieku do dzisiaj uważany jest za manifest romantyzmu polskiego oraz za określenie się ideowe i artystyczne samego Mickiewicza. Ukazanie się "Ballad i romansów" było również głosem poety w sporze romantyków z klasykami, którzy nie uznawali pozarozumowej, opartej na wierzeniach prostego ludu, koncepcji współistnienia dwóch światów: żywych i umarłych, realnego i metafizycznego.
„Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;
Jednakże gdy cię długo nie oglądam,
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam;
I tęskniąc sobie zadaję pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?” (str.89)
Po tym jak wszystkie utwory Mickiewicza, które przeczytałam ostatnim czasem były dla mnie spotkaniem z literackim Mount Everestem, stwierdziłam, że muszę sięgnąć po „Ballady i romanse”, które tak naprawdę stanowią początki Mickiewicza, które ukształtowały go jako poetę. Mimo iż każdy kolejny utwór Mickiewicza był dla mnie strzałem w 10, to i tak podchodziłam do „Ballad…” jak pies do jeża- ze sceptycyzmem. Tak już mam, że jak ktoś chociaż raz mnie zawiódł, to już do końca będę odczuwać taką wewnętrzna barierę. Mickiewicz co prawda nigdy mnie jakoś mocniej nie rozczarował, ale mimo to zawsze patrzyłam na jego utwory przez pryzmat epoki, w której tworzył- przez romantyzm. A ta z kolei zawiodła mnie nie raz, nie dwa. W końcu jednak przełamałam swoją niechęć, bo swoją drogą tomik nie przeraża swoją objętością.
Ale do rzeczy. Jakie są moje wrażenia? Co ja będę ukrywać. Jak najbardziej pozytywne!
Zaczynając od świetnych pomysłów kończąc na rewelacyjnym zrealizowaniu tegoż planu. Wspaniałe cytaty, nietuzinkowe ballady, wyraziste, przykuwające uwagę postacie. Czegoż chcieć więcej? Ja nie znalazłam żadnego, chociażby najmniejszego „ale”, więc z czystym sercem mogę polecić „Ballady i romanse” Adama Mickiewicza każdemu, nawet takim sceptykom pozbawionym skrupułów jak ja ;)
"MIEJ SERCE I PATRZAJ W SERCE"
"Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił" (str. 85)
Cykl "Ballad i romansów" powstałych na początku lat dwudziestych dziewiętnastego wieku do dzisiaj uważany jest za manifest romantyzmu polskiego oraz za określenie się ideowe i artystyczne samego Mickiewicza. Ukazanie się "Ballad i romansów" było również...
SOPLICOWSKA ARKA NOEGO
"Bo serce nie jest sługa, nie zna, co to pany,
I nie da się przemocą okuwać w kajdany."
„Pan Tadeusz” powstawał w Paryżu w latach 1832- 34, wydany został w roku 1834. Był to czas gwałtownych sporów, jakie dzieliły polską emigrację polistopadową. Mickiewicz przyglądał się tym niesnaskom z wielkim zaniepokojeniem, wzajemne kłótnie jedynie osłabiały emigrację, nie przynosiły niczego dobrego. „Pan Tadeusz” miał stać się dla poety ucieczką od paryskiej rzeczywistości, próbą powrotu do kraju lat dziecinnych, na ojczystą Litwę. Krytyka literacka i czytelnicy przyjęli książkę chłodno, z dużą nieufnością. Tryumf wielkiej epopei narodowej miał nastąpić dopiero po latach.
„Pan Tadeusz” jest epopeją, spełnia bowiem wymagania gatunku: jest utworem o dużych rozmiarach, pisanym wierszem, ukazując losy wybranej grupy bohaterów (głównie średniej szlachty) na tle wydarzeń przełomowych dla całego narodu. Narrator jest wszechobecny, wszechwiedzący i obiektywny. Pojawiają się liczne opisy, zarówno statyczne, jak i dynamiczne, mające na celu opóźnienie czyli retardację rozwoju wydarzeń i pobudzenie ciekawości czytelnika.
W „Panu Tadeuszu” wyróżnić można trzy zasadnicze wątki, splatające się ze sobą, uzupełniające i przenikające się wzajemnie. Pierwszy to wątek miłosny, ukazujący budzenie się i rozkwit uczucia między Tadeuszem i Zosia. Drugim wątkiem jest spór o zamek między Sędzią a Hrabią. Trzeci wątek obejmuje działalność księdza Robaka, emisariusza, który przygotowuje grunt pod przyszły zryw narodowowyzwoleńczy.
„Pan Tadeusz” jest nie tylko jednym z najwybitniejszych osiągnięć polskiego romantyzmu. Zgodnie z osiemnastowieczną rzeczywistością obrazy z życia szlachty i magnaterii polskiej pokazują nam, jak żyli i spędzali czas Polacy na przełomie wieków.
„Pan Tadeusz” uznawany jest za arcydzieło poezji polskiej, na co wielki wpływ ma niezwykle urozmaicony, bogaty język, jakim utwór ten był pisany. Pełno tu kunsztownych przenośni porównań, wspaniałych opisów przyrody oraz niezrównanych dykteryjek i ciekawostek z życia szlachty litewskiej.
"Niech słowo kocham jeszcze raz z ust twych usłyszę,
Niech je w sercu wyryję i w myśli zapiszę."
Uwielbiam utwory Mickiewicza! Zupełnie nie spodziewałam się, że kiedykolwiek to napiszę. Co tam napiszę! Nigdy nawet nie spodziewałabym się, że o tym pomyślę, ale z czasem, gdy zagłębiałam się w coraz to inne utwory Mickiewicza, zdawałam sobie sprawę co jest w nich takiego niezwykłego. O ile „Dziadów” wspominam nadzwyczaj dobrze, tak uważam, że w „Panu Tadeuszu” pisarz wzniósł się na literacki Mount Everest. Książka urzekła mnie przede wszystkim prawdziwością już od pierwszych stron. Co jakiś czas szczęka mi opadała, gdy czytałam wspaniałe opisy flory, fauny, obyczajów czy tradycji. Mickiewicz uczynił to w tak obrazowy sposób, że przez chwilę czułam się jakbym była w wyimaginowanym Soplicowie razem z niezbyt obytym w kontaktach z kobietami Tadeuszem, kosmopolitą Hrabią, niezwykle barwną Telimeną, tajemniczym księdzem Robakiem, dbającym o tradycje Sędzią i innymi bohaterami epopei. Mickiewicz wykreował tak bohaterów, nadał im indywidualne cechy, że nie ma najmniejszego problemu zapamiętać ich wszystkich. Wykreował ich tak, że czytelnik odczuwa do nich sympatię. Całość jest niezwykła, oprawiona w piękne słowa, niepowtarzalne rymy. Nic dodać, nic ująć.
Absolutnie polecam :)
SOPLICOWSKA ARKA NOEGO
"Bo serce nie jest sługa, nie zna, co to pany,
I nie da się przemocą okuwać w kajdany."
„Pan Tadeusz” powstawał w Paryżu w latach 1832- 34, wydany został w roku 1834. Był to czas gwałtownych sporów, jakie dzieliły polską emigrację polistopadową. Mickiewicz przyglądał się tym niesnaskom z wielkim zaniepokojeniem, wzajemne kłótnie jedynie osłabiały...
2014-08-24
Mój odpoczynek od książek dobiegł końca. Odstawiłam niedawno książki w kąt na rzecz filmów i czasopism. Teraz wracam do żywych i za cel biorę sobie „Damę Kameliową” Aleksandra Dumasa (syna).
„Widok życia i szczęścia budzi chęć życia w tych, którzy wczoraj w samotności swej duszy i cieniu pokoju, pragną umrzeć jak najprędzej!” (str. 173)
Paryska kurtyzana- Małgorzata Gautier ma licznych wielbicieli. Jej klientami są panowie z wyższych sfer. Pewnego dnia poznaje przystojnego, młodego Armanda Duvala. Ich pierwsze spotkanie pozostawia dużo do życzenia, gdyż Armand początkowo jest dla Małgorzaty obiektem żartów, ale z czasem oboje zakochują się w sobie bez pamięci. Jednak związek z kobietą utrzymywaną może zaszkodzić mężczyźnie w karierze, jak i namieszać w życiu najbliższych kochanka Małgorzaty. W krótkim czasie do Paryża przyjeżdża ojciec Armanda, poinformowany o tym jak żyje jego syn. Pod nieobecność syna, odbywa poważną rozmowę z Małgorzatą. Kobieta po wysłuchaniu próśb ojca kochanka, porzuca go, twierdząc, że już nic do niego nie czuje. Życie niestety jest okrutne dla obojga. Małgorzata bowiem zapada na niewyleczalną w tamtych czasach chorobę- gruźlicę, a jej dni są policzone, natomiast Armand musi żyć w niewiedzy z dala od ukochanej, która wbiła mu nóż w plecy. Zrozpaczony mężczyzna w dniu śmierci ukochanej dowiaduje się, co było przyczyną ich rozstania.
Czy Armand pogodzi się ze śmiercią Małgorzaty?
Czy wybaczy ojcu ten okrutny cios?
„Pogrążeni w miłości byliśmy jak dwoje pływaków, którzy wynurzają się na powierzchnię jedynie po to, aby zaczerpnąć powietrza...”
Już od dłuższego czasu nastawiałam się na przeczytanie klasyki. Nie często po nią sięgam, gdyż śmiem twierdzić, że absolutnie nie jest dla mnie, ale powtarzałam sobie ciągle, ze "Dama Kameliowa” jest zupełnie inna. Że emanuje prawdą, wzrusza, zmusza do przemyśleń i nie zanudza. O jak dobrze, że się do niej ani trochę nie pomyliłam, gdyż wszystkie powyższe wyliczenia się sprawdzają, a ja koniec końców spędziłam miło czas przy słuchaniu opowieści Armanda. No właśnie… słuchaniu. Książka jest bowiem napisana w pierwszej osobie. Jak wcześniej nie przepadałam za tym, że w ten sposób jest napisana, teraz wręcz uwielbiam, gdyż pierwsza osoba daje nam więcej możliwości. W trzeciej osobie czytelnik obserwuje daną historię jakby na dużym ekranie, ale jednak ekranie, czyli jakby był z jednej strony blisko, natomiast z drugiej strony, z dala od uczuć i emocji, które są jednak znaczące w czytaniu, poznawaniu danej pozycji literackiej. Jednak gdy książka jest w pierwszej osobie, czytelnik czuje się jednym z głównych bohaterów, co jest niesamowicie wiarygodne. Szkoda, że tak późno to dostrzegłam.
Język? Muszę się przyznać, ze gdy po nią sięgnęłam, myślałam, że język będzie taki tragiczny, że bez problemu będzie go można dołączyć do barokowego motywu „vanitas”. Jakie było moje zdziwienie, oczywiście pozytywne, gdy zaczęłam czytać dzieło Aleksandra Dumasa. Język bowiem nie stanowi żadnego problemu, co z pewnością jest dużym plusem. Jest nad wyraz rzekłabym współczesny bez zbędnych trudnych słów czy zwrotów.
A historia? Piękna aczkolwiek nieco mnie denerwowała. Nie jest to miłość od pierwszego wejrzenia. Fakt, gdyż jest od drugiego… Kolosalna różnica, nie powiem… W końcu po godzinnej rozmowie byli już pewni swoich uczuć. Przepadam bardziej za trudną miłością., która zaczyna się trudno, a kończy happy endem. Cóż, pewnie dlatego, ze nie przepadam za smutasami. W tym przypadku na smutki będziecie musieli zostać uodpornieni, gdyż szczęścia są tylko okruchy.
Ale reasumując, sądzę, że „Dama Kameliowa” to godna pozycja, która zachwyci i zaskoczy nie jedną osobę, jeśli się już na nią zdecyduje. Ja z każdym bądź razie zostałam porwana przez wir opisanych wydarzeń i dzięki temu czuję się wspaniale. Naprawdę warto. Polecam :)
Mój odpoczynek od książek dobiegł końca. Odstawiłam niedawno książki w kąt na rzecz filmów i czasopism. Teraz wracam do żywych i za cel biorę sobie „Damę Kameliową” Aleksandra Dumasa (syna).
„Widok życia i szczęścia budzi chęć życia w tych, którzy wczoraj w samotności swej duszy i cieniu pokoju, pragną umrzeć jak najprędzej!” (str. 173)
Paryska kurtyzana- Małgorzata...
2014-11-28
Od 17 listopada dostępny jest w kioskach kolejny numer dwumiesięcznika „FANBOOK”. Dwumiesięcznika? Nie jestem co do tego pewna, gdyż numer wyszedł z miesięcznym opóźnieniem. No, OK. Każdemu w końcu może się zdarzyć. Ale skoro już musiałam czekać tyle czasu na kolejny numer i chodzić po całym mieście w poszukiwaniu tego czasopisma, to przynajmniej sądziłam, że jest od zrobiony od A do Z, że jest dopracowany, dopieszczony. Rozczarowałam się... Śledziłam wzrokiem z ogromna uwagą niczym detektyw kolejne strony i tylko z utęsknieniem czekałam na coś szałowego, coś, co nie pozwoliłoby mi się oderwać od lektury, coś, co zapadłoby mi na długo w mojej pamięci. Niestety nie doświadczyłam żadnego efektu „wow”, więc nie mogę wystawić wyższej oceny, mimo iż naprawdę chciałabym łagodniej potraktować owe czasopismo. Jednak nie mogę tego zrobić wbrew sobie.
Co znajdziemy tym razem w środku?
Z pierwszej strony aż krzyczy do nas napis „KONKURS NA BLOGERA ROKU 2014”. Otóż zagłosować może na swojego ulubieńca każdy, ale nie drogą internetową, lecz wysyłając na adres redakcji FANBOOK specjalny kupon umieszczony na stronie 5. Z jednej strony jest to dobrze wykombinowane, gdyż dzięki temu nikt nie zagłosuje na siebie (nie żebym coś zarzucała), ale z drugiej strony odrobinę przy tym zamieszania.
Oprócz tego znajdziecie wewnątrz rekordową liczbę wywiadów. Dowiecie się również co czytają na Święta rodzimi autorzy i poznacie wyniki zakończonych dość dawno konkursów. Poznacie lubiane i znienawidzone przez czytelników bohaterów literackich oraz 10 najbardziej szkodliwych książek dla przyszłych pisarzy. O co konkretnie chodzi? W tym przypadku nie uchylę rąbka tajemnicy :)
Poza tym tak jak w poprzednich numerach przeczytacie ciekawe, zachęcające do przeczytania danej pozycji recenzje blogerów i będziecie mogli sprawdzić swoja wiedzę w kryminalnym quizie :)
To tyle. Bez żadnych emocji, bez żadnych wrażeń. Zajrzałam, obejrzałam, przeczytałam i ... prychnęłam. Bo nie po to czekałam 3 miesiące, aby kupić takiego gniota. Z góry przepraszam za to określenie.
Mam jednak nadzieję, że to tylko chwilowy brak pomysłów na artykuły i za dwa miesiące (bez żadnych opóźnień!) w swoje ręce dorwę COŚ. Teraz przynajmniej wiem, że do FANBOOKa muszę podchodzić nieco inaczej. Troszkę z przymrużeniem oka.
Czy polecam? I tak, i nie. Uważam, że numer 5 się nie udał, ale jednak zachęcam do kupna, gdyż najlepiej będzie jak sami sięgniecie po ta 67- stronicową lekturkę i sami ocenicie , gdyż cena jest niezmieniona :)
Od 17 listopada dostępny jest w kioskach kolejny numer dwumiesięcznika „FANBOOK”. Dwumiesięcznika? Nie jestem co do tego pewna, gdyż numer wyszedł z miesięcznym opóźnieniem. No, OK. Każdemu w końcu może się zdarzyć. Ale skoro już musiałam czekać tyle czasu na kolejny numer i chodzić po całym mieście w poszukiwaniu tego czasopisma, to przynajmniej sądziłam, że jest od...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
MY LOVE… FROM BEGINNING TO END
Na sam początek włączcie tą piosenkę- https://www.youtube.com/watch?v=zMmQSEaS-w0
Wyznaczyłam sobie zadanie. Nie byle jakie zadanie. Otóż siedzę z rozerwanym na strzępy sercem i poprzysięgłam, że muszę coś napisać o tomie III „Ostatniej spowiedzi”. Ale co? Przed chwilą skończyłam czytać to koszmarne cudo, oderwałam wzrok od stron i spojrzałam. Nic nie było już takie jak przedtem.
"Miłość wydaje się najprostszą i najwłaściwszą z dróg. Wiodąca zawsze ku szczęściu, choć bardzo często pnąca się stromo pod górę. Dla jednych jest spełnieniem marzeń i choć pozostają ślepi, do końca będą wierzyć, że poznali jej smak. Dla innych jest pokutą, która zadaje ból większy niż grzechy, które i tak dawno już zostały wybaczone. Dla jeszcze innych pozostaje ciągłym strachem, że gdy kiedyś zniknie, już nic nie będzie w stanie przywrócić tej chwili.
Dzisiejszej chwili, która przeminęła."- str. 23
Bradin i Ally są zaręczeni. W końcu mogą powiedzieć, że są szczęśliwi lecz niestety nie na długo. Show- biznes to niebezpieczny, obłudny „przyjaciel”, który czasem musi silniej pociągnąć za sznurki. Bradin więc nie ma wyjścia. Musi się dostosowywać, gdyż nadal funkcjonuje w sieci zależności. Kontrakt płytowy, wytwórnia, producenci…
Gdy perfidna żmija- Violet LaRoch ujawni na gali rozdania nagród prawdę o swoim dawnym związku z Bradinem, piękne, poukładane dotąd życie zaczyna się walić. Jak domek z kart, jak piękny moment, jak nietrwały sen- przemija. Okazuje się, że są ludzie, którzy chcą za wszelką cenę zniszczyć wokalistę zespołu Bitter Grace. Kłamliwi, parszywi ludzie, którzy na co dzień zakładają przeróżne maski…
Co zrobi Ally, gdy nagle wielka miłość, w której pokładała nadzieję niespodziewanie się zakończy?
Jak postąpi Bradin w tym rzeczywistym, realistycznym, a nie wyimaginowanym życiu?
Czy Ally i Brad pokonają wszystkie przeciwności, wszystkie przeszkody i będą szczęśliwie żyć z dala od mediów, ale za to w gronie najbliższej rodziny?
A może jednak nie jest im przeznaczone być razem i Ally znajdzie oparcie, bezpieczeństwo, ciepło w ramionach innego?
I jaką rolę odegra w tym wszystkim Tom?
"Podobno pod wpływem emocji można zdziałać wiele rzeczy. Decyzje przychodzą łatwiej, a odgłos bijącego serca przyćmiewa rozumne wnioski, na które czas przyjdzie później. Zatracamy się w swoich reakcjach. Nie sięgamy zbyt daleko wstecz. I nie chcemy przewidywać tego, co stanie się potem.
To dzięki emocjom popełniamy błędy lub dochodzimy do celu. To dzięki nim możemy dostrzec, ile postawiliśmy na szali, gdy serce już przestanie być aktorem pierwszego planu. To one pozwalają nam zrozumieć, że nigdy nie mieliśmy wyjścia i to one sprawiają, że nawet, gdy przez chwilę podążysz tą właściwszą drogą, i tak dojdziesz do miejsca, gdzie zawrócisz."- str. 37
I właśnie teraz zaczynają się dla mnie naprawdę strome schody, bo o ile fabułę byłam w stanie nakreślić, tak uczuć nie jestem w stanie opisać żadnymi słowami. Zabijcie mnie, zlinczujcie, ale nie mogę. To niemożliwe. Podczas lektury ryczałam jak bóbr. Przyznaję się do tego otwarcie, mimo iż mogę zostać uznana za jakąś niestałą, zachwianą emocjonalnie, niezrównoważoną nastolatkę. Nie dbam o to …
Kiedy w II tomie przeczytałam „ciąg dalszy nastąpi”, w mojej głowie układałam milion potencjalnych zakończeń trylogii- zaczynając od tych słodkich, lukrowanych, kończąc na tych najtragiczniejszych. Ale nie spodziewałam się czegoś TAKIEGO!
Podczas czytania czułam ból, rozrywanie nie tylko serca, ale i duszy, ale zarazem i ulgę. Czułam smutek, złość, bezsilność, ale i radość, i rozbudzający się we mnie płomyk nadziei. Czułam paraliżujący strach, ale również i wiarę w pomyślne zakończenie, wiarę w silne uczucie, które może przenieść góry.
"Czułeś kiedyś, jak po cieniutkiej, naszpikowanej milionami nerwowych zakończeń powłoce twojego serca przysuwają się ostrza? Robią to na tyle mocno, by nieznacznie ją przyciąć i sprawić, by naczynia obficie puściły ciepłą, lepką krew. Robią to w iście chirurgiczną precyzją, by nie zabić, a pozwolić ci k o n a ć."- str. 98
No właśnie, konam, słabnę, upadam, ginę… I za to nienawidzę tej książki. Co tam książki, całej serii! Nienawidzę jej za emocje, które we mnie rozpaliła zaledwie po kilku stronach! Nienawidzę jej za taki obrót spraw! Nienawidzę jej za spuchnięte od płaczu powieki! Nienawidzę jej za to… że pokochałam ją jak żadną inną do tej pory…
"Cokolwiek się zdarzy, zawsze ma swój powód. Czasami jest to kłótnia kochanków, którzy nie chcą przyznać się do tego, że ich uczucie nigdy nie wygasło. Czasami jest to randka, która nie miała odbyć się w ten sposób. Innym razem to spotkanie, jakie na zawsze ma odmienić losy, które zdawały się już ustalone. Tak czy inaczej, nic nie dzieje się od tak, bez powodu. Bez wachlarza wcześniejszych okoliczności."- str. 263
Nie wiem co mogłabym więcej napisać. Może jedynie to, że moje serce nadal nie wróciło do normalnego rytmu. Czuję jakby w moim najważniejszym narządzie biegło stado bawołów. Jakby właśnie w tym momencie grało ono swój własny osobisty koncert metalowy. I wiecie co? Ten rytm nie wróci do normy, bo Bradin, Ally, Tom już zawsze będą przy mnie, blisko mnie. Już zawsze będą dawać o sobie znak, mimo iż zakończyłam tą trzymającą w napięciu trylogię.
Wiem, że nie przekazałam nawet namiastkę uczuć, których doświadczyłam podczas lektury. Zdaję sobie z tego sprawę, gdyż podchodzę sceptycznie do ich okazywania. Czuję, pragnę, ale muszę przyznać, że nie przywiązuję do tego jakiejś większej wagi. A właściwie muszę powiedzieć- przywiązywałam. Tak, „Ostatnia spowiedź” całkowicie mnie odmieniła, całkowicie zmieniła moje zdanie, moje podejście do miłości i przyjaźni.
"Ale to on wtedy odszedł, a później ja sama kazałam mu odejść. I to jest część nas, naszych wspomnień, naszej historii. To nasz początek i nasz koniec... A historii nigdy nie należy zmieniać."- str. 253
Koniecznie przeczytajcie!!!
PS. I na koniec chcę podziękować Pani Ninie Reichter za przedstawienie w tak obrazowy sposób miłości „która nigdy się nie powtórzy”. Wręcz ubóstwiam jak Pani pisze i z niecierpliwością oczekuję kolejnych Pani powieści.
MY LOVE… FROM BEGINNING TO END
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNa sam początek włączcie tą piosenkę- https://www.youtube.com/watch?v=zMmQSEaS-w0
Wyznaczyłam sobie zadanie. Nie byle jakie zadanie. Otóż siedzę z rozerwanym na strzępy sercem i poprzysięgłam, że muszę coś napisać o tomie III „Ostatniej spowiedzi”. Ale co? Przed chwilą skończyłam czytać to koszmarne cudo, oderwałam wzrok od stron i...