-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać392
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2023-11
2020-04-04
2015-11-07
...OTO KOŃ TRUPIO BLADY, A IMIĘ SIEDZĄCEGO NA NIM ŚMIERĆ...
Nieco ponad miesiąc temu byliśmy świadkami niecodziennego zjawiska- pełnego zaćmienia Superksiężyca zwanego potocznie "krwawym księżycem". Jest to zjawisko czysto astronomiczne polegające na odpowiednim ułożeniu księżyca w stosunku do Ziemi i Słońca. Astronomowie nie mają większych problemów z wytłumaczeniem przebiegu tego procesu, jednak wiele ludzi uważa to za zjawisko nadnaturalne, a jeszcze inni traktują jako dowód na zbliżający się koniec świata...
W podejrzanych okolicznościach znika syn wiceszefa policji. Na miejscu domniemanej zbrodni policja odnajduje jedynie jego krew bez ciała i dziwnie umarłego owada, który początkowo nie wzbudza u śledczych żadnych podejrzeń. Policja razem z FBI rozpoczyna śledztwo. W tym czasie w przerażającym tempie giną kolejne osoby. Dwie szychy wydziału zabójstw w Cleveland- James Adams i David Ross za wszelką cenę próbują dowiedzieć się co tak naprawdę się dzieje. Ich żądza rozwikłania zagadki sięga zenitu, gdy z dnia na dzień znika sam kapitan, a zarazem ich dobry znajomy- Arthur Goldwyn. Czas działa na ich niekorzyść, a morderca nie śpi. Co więcej śledzi każdy, nawet najmniejszy ruch niczego nieświadomych detektywów.
Czy Adams i Ross rozwikłają zagadkę, nim będzie za późno? Kto i w jakim celu uprowadził kapitana? Czy dwoje inteligentnych wywiadowców mogą wszystkim ufać? Odpowiedź w książce.
Dotychczas z twórczością Thomasa Arnolda miałam do czynienia przy okazji premiery drugiej książki w jego dorobku- "33 dni prawdy", które wspominam nadzwyczaj pozytywnie. Także, gdy doszły mnie słuchy, że ukaże się kolejna książka z udziałem dwóch świetnych detektywów, która nie jestem jednak kontynuacją, a całkiem oddzielną historią, byłam wniebowzięta. Już od dłuższego czasu nie czytałam kryminału więc byłam spragniona silnych wrażeń. Czy ów pozycja wydawnicza mi je zapewniła? Z całą pewnością tak, choć nie ukrywam, że da się zauważyć pewien mankament. Prześledźmy zatem wszystko od początku.
Na szczególna uwagę zasługują tutaj bohaterzy. Tym razem autor naprawdę się wykazał, bowiem dowiadujemy się tutaj zdecydowanie więcej o ich przeszłości i metodach pracy z takim efektem, że od samego początku wiadomo kto nosi w tym stadku miano samca, a właściwie pary alfa. Adams to spokojny, opanowany, nikomu nie utrudniający życia i niezwykle ułożony agent. Co prawda nie może pochwalić się pokaźną budową ciała, ale mimo to jest sprawny. Jego doświadczenie jest doceniane i budzi respekt w kolegach po fachu, ale jak sam twierdzi, lata świetności ma już dawno za sobą (Taa, "Tetragon" to dowód na to, że jest zgoła inaczej :)). Z kolei Ross w przeciwieństwie do swojego partnera jest nieco chaotyczny i z punktualnością mu nie po drodze, ale nadrabia to umiejętnością dopasowywania do siebie poszczególnych puzzli. Wszędzie jest jego pełno, gdyż lubi działać, a nie ślęczeć niepotrzebnie nad papierkami. W tym przypadku powiedzenie: "przeciwności się przyciągają" sprawdza się idealnie. Oboje się oni dopełniają i razem tworzą niezawodny, niezastąpiony, a co najważniejsze- skuteczny duet.
Fabuła również jest na plus. Autor solidnie skonstruował całą intrygę do tego stopnia, że czytelnik ma naprawdę spory problem z wytypowaniem delikwenta odpowiedzialnego za cały bałagan. Spróbujcie, może Wam się uda, ale osobiście mi nie udało się tego dokonać.
To co cenię w tego typu książkach, to humor, który nieco rozluźnia całą napiętą atmosferę. W tym przypadku autor podstępnie wkradł się w moje łaski, albowiem zabawnych nie tyle zdarzeń, co dialogów jest tutaj na pęczki.
- Adams, do mnie!- wrzasnął z połowy korytarza. - A ty masz wolne! Weź dzień urlopu i zbierz się do kupy, bo wyglądasz jak...
- Gówno?!
- Właśnie...
- A urlop będzie płatny?
- A chcesz mieć jutro do czego wracać?
- Tak myślałem...
Język z kolei jest bez jakichkolwiek zarzutów. Thomas Arnold ma ogromny talent do operowania słowem pisanym. Czyni to z ogromną precyzją i lekkością, dzięki czemu kartki praktycznie same się przewracają i aż żal zatrzymywać tę cudowną "machinę".
Oczywiście nie można nie wspomnieć także o cechach fizycznych tej książki. Wydawnictwo Vectra po raz kolejny dowiodło wszelkich starań, aby wyglądało to tak estetycznie jak wygląda. Dobrej jakości papier, świetna czcionka ułatwiająca czytanie, wypukłości oraz imitacje różnych rys i pęknięć. Po prostu cudo!
Natomiast to co nie przypadło mi do gustu, to dosyć powolnie rozgrywająca się akcja. Początkowo uważałam to za atut tej historii, gdyż sądziłam, że wzmoży to efekt zaskoczenia. Niestety od początku aż do końca wszystko dzieje się miarowo i jednostajnie, co w konsekwencji doprowadziło do tego, że rozwiązanie całej sprawy nie wywołało we mnie zamierzonego efektu.
Reasumując, "Tetragon" to niezwykły thriller kryminalny, który śmiem twierdzić może równać się z wieloma zagranicznymi pozycjami tego gatunku. Zachęcam Was do sięgnięcia po tę publikację, a autorowi serdecznie dziękuję. Dziękuję za to, że dzięki tej pozycji przypomniałam sobie za co pokochałam kryminały.
*cytat pochodzi z książki (str. 36)
http://czytelnicze-turbulencje.blogspot.com/2015/11/oto-kon-trupio-blady-imie-siedzacego-na.html
...OTO KOŃ TRUPIO BLADY, A IMIĘ SIEDZĄCEGO NA NIM ŚMIERĆ...
Nieco ponad miesiąc temu byliśmy świadkami niecodziennego zjawiska- pełnego zaćmienia Superksiężyca zwanego potocznie "krwawym księżycem". Jest to zjawisko czysto astronomiczne polegające na odpowiednim ułożeniu księżyca w stosunku do Ziemi i Słońca. Astronomowie nie mają większych problemów z wytłumaczeniem...
2015-10-15
SENS RODZI SIĘ Z BEZSENSU
Zastanawialiście się kiedyś na czym polega sekret świata? Jeśli tak, to czytajcie dalej, bowiem Witold Gombrowicz ten sekret odkrył i przybrał go w fikuśne fatałaszki...
Bohaterem, a zarazem narratorem powieści jest 30- letni początkowy literat Józio Kowalski. Mimo dorosłego wieku, nadal nie wie kim chce być i czemu ma poświęcić życie. Niespodziewanie któregoś wtorkowego poranka zjawia się u niego jego dawny nauczyciel- T. Pimko, który przepytując zdziwionego Józia ze znajomości przysłów, uzmysławia sobie, że jego dawny podopieczny jest dosyć przeciętny i postanawia go cofnąć do szóstej klasy. Mężczyzna wciśnięty w Formę ucznia trochę się buntuje, ale w końcu godzi się z losem i udaje się z profesorem za rączkę do szkoły. W szkole zostaje on poddany procesowi "upupiania", czyli infantylizacji młodzieży gimnazjalnej. Tak właśnie zaczyna się historia Józia- młodzieńca, który jednak nie gra pierwszych skrzypiec w powieści, a jedynie staje się wskazówką dla czytelnika do poznania zakłamanego świata.
Zdaję sobie sprawę, że duża część osób, która ma już za sobą tę lekturę, nie wspomina jej nadzwyczaj dobrze i stwierdzi, że jest to zwykł bełkot, grafomania, zlepek przypadkowych, nic nie znaczących słów. Wierzcie mi, początkowo też tak myślałam i potrzebowałam przeczytać przeszło osiemdziesiąt stron, aby w pełni docenić wartość tej książki i aby dostrzec problemy, które ona porusza. Jak widzicie musiałam wiele wtedy w swoim rozumowaniu pocierpieć, by w końcu mnie oświeciło. Ale przyznaję się- to była moja wina, gdyż zabierając się za "Ferdydurke" z góry założyłam, że będę niezadowolona i śledząć wzrok po literkach co rusz się nakręcałam, przez co w mojej głowie zrobił się jeden wielki zamęt. Tymczasem podchodząc do tej pozycji trzeba otworzyć swój umysł, gdyż tego właśnie ona od nas wymaga- współpracy intelektualnej. Gombrowicz nie podaje nam wszystkiego na tacy tylko przekazuje nam kilka słów- kluczy i wymaga tego, aby każdy z kluczy dopasować do odpowiedniego zamka. I albo ktoś podoła temu zadaniu, albo polegnie.
Szczerze, to nie czuję się godną osobą, by pisać cokolwiek o wartościach literackich (tak, nie przewidziało Wam się) tegoż tekstu kultury. Bo czymże są moje młodzieńcze rozkminy w porównaniu z dziełem, w którym to autor wspiął się na wyżyny swoich możliwości? Niczym.
Pewnie zastanawiacie się o czym jest ta ksiązka, a tymczasem sens jest podany między bezsensownymi wierszami. Jeśli dobrze się wczytacie, to zauważycie, że jest to powieśc o obłudzie i ludzkiej hipokryzji. Opowieść o nas, o zwykłych szarych ludziach uwięzionych w sztywnej Formie, która zabija w nas to, co jedyne i niepowtarzalne. Człowiek otoczony zewsząd różnymi Formami zdaje sobie sprawę, że nigdy do nich nie dorośnie i nigdy nie stanie się wystarczający dobry. Odpowiedźcie sobie, ile to razy udawaliście kogoś innego? Ile razy robiliście z siebie kogoś, kim w rzeczywistości nie jesteście, aby spełnić tylko oczekiwania innych? Niejednokrotnie, prawda? Właśnie o tym jest ta niestereotypowa książka. "Ferdydurke" odsłania tajemnice nas samych. Ukazuje nieco z przymrużeniem oka nas jako zwykłe marionetki pociągane za sznurki w teatrze świata. I co, książka o niczym?
O postaciach przewijających się przez lekturę można powiedzieć wiele, ale tak naprawdę nic, bowiem w pewnej mierze są zwykłymi zimnymi wystawowymi manekinami. Jednak bez wątpienia wiele można się o nich dowiedzieć dzięki przezwiskom jakie nadał im Gombrowicz. Wystarczy troszkę pogłówkować, wytężyć zmysły i nagle to, co nieoczywiste, staje się oczywiste i zdajemy sobie sprawę, że wszystkie przydomki bezbłędnie charakteryzują wszystkie kreacje.
Z kolei styl i język satyry jest taki jak cała książka- nieprawdopodobny, zagmatwany, rozmemłany i udziwaczniony, co nie zmienia faktu, że czyta się go ekspresowo. Wiele jest w powieści neologizmów oraz ciętego humoru. Autor bawi się z nami- czytelnikami w kotka i myszkę, wodzi nas za nos, drażni się z nami do tego stopnia, że niekiedy mamy wrażenie, że robi z nas zwykłych głupków z wiedzą na poziomie płyty chodnikowej.
Czyż nie jest tak, że każdy jest po trosze artystą? Nie jestże prawdą, że ludzkość tworzy sztukę nie tylko na papierze lub na płótnie, ale w każdym momencie życia codziennego- i gdy dziewczę wpina kwiat we włosy, gdy w rozmowie wypsnie się wam żarcik, gdy roztapiamy się w zmierzchowej gamie światłocienia, czymże to wszystko jest, jeśli nie praktykowaniem sztuki? Po cóż więc ten podział dziwaczny i bzdurny na "artystów" i resztę ludzkości? I czyż nie byłoby zdrowiej, gdybyście, zamiast mienić się dumnie artystami, mówili po prostu: "Ja może nieco więcej niż inni zajmuję się sztuką"? (...)*
Książka jak wiecie znajduje się w kanonie lektur obowiązkowych, a na dodatek jest oznaczona tzw. "gwiazdką". Nie będę wypowiadać się czy dobrze, że tak stało, czy też nie, ale jedno jest pewne- z całą pewnością stała się ona lekturą nie bez powodu. Jest wiele pozycji bibliograficznych, które są już nieaktualne i koszmarne pod względem czytania do tego stopnia, że bez problemu można je dołączyć do barokowego motywu "vanitas". Sama jestem jeszcze uczennicą i temat lektur szkolnych w istocie doprowadza mnie do szału, niemniej uważam, że ta jako jedna z nielicznych jest na tyle wartościowa i wciąż aktualna, że każdy przynajmniej powinien spróbować swoich sił w jej czytaniu. Naprawdę ma ona zbawienne działanie, skoro mój kolega, który przez całe swoje życie nie przeczytał żadnej lektury, nagle zapragnął przybliżyć sobie temat pupy ;)
Serdecznie polecam zapoznać się nieco bliżej z "Ferdydurke", gdyż jest to rodowód świadczący o naszym pochodzeniu. Ukazuje kim jesteśmy i jak łatwo jesteśmy podatni na wpływy innych ludzi.
------
*cytat pochodzi z książki (str. 76)
http://czytelnicze-turbulencje.blogspot.com/2015/10/sens-rodzi-sie-z-bezsensu.html
SENS RODZI SIĘ Z BEZSENSU
Zastanawialiście się kiedyś na czym polega sekret świata? Jeśli tak, to czytajcie dalej, bowiem Witold Gombrowicz ten sekret odkrył i przybrał go w fikuśne fatałaszki...
Bohaterem, a zarazem narratorem powieści jest 30- letni początkowy literat Józio Kowalski. Mimo dorosłego wieku, nadal nie wie kim chce być i czemu ma poświęcić życie....
2015-05-05
DZIEŃ Z ŻYCIA CHŁOPA
„Nie patrzcie na człowieka, jeno na jego uczynki.”
Panie i Panowie! Przedstawiam książkę przez którą zaliczyłam niemoc czytelniczą. Książkę, którą męczyłam przez miesiąc, łudząc się, że z czasem moja niechęć zamieni się w zachwyt. Książkę, którą niejednokrotnie nazywałam gniotem i szmirą. Książkę, przy której zasnęłam szybciej niż przy najlepszej kołysance w dzieciństwie. W końcu książkę, która na podłodze znalazła się więcej razy niż dzieła Shakespeare'a, co już jest dla mnie wyczynem niewyobrażalnym. A jednak! „Chłopi” biją na głowę „Romea i Julię” czy „Makbeta”.
Cóż, nad książką nie mam zamiaru się rozwodzić. Z prostej przyczyny- szkoda mi na to „coś” czasu. Przeczytałam tylko pierwszy tom, gdyż tylko jeden obowiązuje mnie w szkole. Jedynie czego mogę być pewna, to tego, że z pozostałymi tomami się nie zapoznam, nawet jeśli będę musiała przejść po rozgrzanych węglach. Ja jedynie chcę o tej lekturze zapomnieć, bo co jak co, ale tortury są czymś, do czego nie chce się wracać…
Dlaczego książka łagodnie rzecz ujmując nie przypadła mi do gustu? Być może dlatego, ze jestem mieszczuchem. Od urodzenia mieszkam w mieście i nie wyobrażam sobie, aby to położenie kiedykolwiek się zmieniło, więc wydaje mi się zrozumiałe, że czytanie o życiu ludzi na wsi w XIX wieku zupełnie mnie nie zainteresowało.
Jakby w tej chwili koło mnie stał mój nauczyciel historii, to pewnie by się ze mną sprzeczał, gdyż w końcu: „Chłopi” to rewelacyjna książka. Najlepsza jaka mogła Ci się kiedykolwiek trafić.”
„W środku znajdziesz wyraziste postacie, które posiadają indywidualne cechy i których nie da się pomylić mimo usilnych prób.”
„Wspaniałe, wyczerpujące, kształtne, pełne wyobraźni opisy.”
Wysłuchując takich „ochów” i „achów” byłam przekonana, że lektura chociaż odrobinkę mnie zainteresuje. Niestety, bardzo się rozczarowałam tą pozycją, gdyż język był dla mnie swoistą kotwicą, opisy męczarnią, a postacie pojawiające się na kartach powieści zupełnie mnie nie interesowały.
To są jedynie moje odczucia względem tej pozycji, ale zdaje sobie sprawę, że wielu osobom może przypaść ona do gustu. Nie zrażajcie się tym, co tutaj napisałam, gdyż może właśnie Ty, który to czytasz będziesz z tej lektury zadowolony ;)
DZIEŃ Z ŻYCIA CHŁOPA
„Nie patrzcie na człowieka, jeno na jego uczynki.”
Panie i Panowie! Przedstawiam książkę przez którą zaliczyłam niemoc czytelniczą. Książkę, którą męczyłam przez miesiąc, łudząc się, że z czasem moja niechęć zamieni się w zachwyt. Książkę, którą niejednokrotnie nazywałam gniotem i szmirą. Książkę, przy której zasnęłam szybciej niż przy najlepszej...
2015-08-29
ISTNIEJE CIENKA GRANICA MIĘDZY MIŁOŚCIĄ, A NIENAWIŚCIA
Na świecie wielu jest słodkich chłopców skrywających się w ciele mężczyzny, którzy najbardziej w świecie cenią sobie sielankę i beztroskę. Jak w takim razie spośród całego tłumu mężczyzn, którzy ze swoim zachowaniem co najwyżej nadają się do przedszkola odnaleźć prawdziwego mężczyznę, który jest w stanie zapewnić kobiecie poczucie bezpieczeństwa? Na to postara się Wam odpowiedzieć czwarta książka w dorobku Agnieszki Olejnik- "Dziewczyna z porcelany".
Przebojowy student informatyki- Michał wiedzie spokojne, poukładane życie. Fotograf, model, kobieciarz- tak można go w skrócie opisać. Któregoś jednak dnia jeden telefon wywraca jego całą idylle do góry nogami. Musi porzucić bezproblemowe, studenckie życie i wrócić do swojego rodzinnego domu, by zaopiekować się młodszym bratem Tomkiem.
Zuzanna to nauczycielka języka rosyjskiego, rozwódka z bagażem doświadczeń i złych wspomnień oraz sąsiadka, a zarazem niańka małego Tomaszka. Zupełnie nie pasuje ona do jego wyobrażenia atrakcyjnej kobiety, lecz z czasem inaczej zaczyna patrzeć na kruchą "porcelanową chińską laleczkę". Zaczyna zauważać jej ogniste marchewkowe włosy i dwa inteligentne, intensywnie niebieskie szkiełka. Zuzanna zaczyna go pociągać w nieznany mu dotąd sposób i dzięki niej z czasem zaczyna rozumieć czym tak naprawdę jest miłość. Niestety uczucie to czasem zbyt mało, aby stworzyć silną, nierozerwalną wieź, zwłaszcza, że kobieta skrywa pewną tajemnicę, która stawia ją w zupełnie innym świetle.
Co takiego skrywa kobieta głęboko w swoim sercu? Czy Michał odnajdzie się w nowej, odpowiedzialnej roli? Jak zakończy się historia, która tak gorzko się rozpoczęła?
"- Wiesz- powiedziałem budując wieżę- figura nie jest taka ważna, kiedy kobiecie brakuje zwyczajnego ciepła."*
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Olejnik. Na temat jej książek słyszałam już masę pochlebstw, więc jak tylko dowiedziałam się, że "Dziewczyna..." powędruje w moje ręce, niebywale się ucieszyłam. Co prawda z zapoznaniem się jej trochę zwlekałam, ale gdy już zaczęłam pomału zagłębiać się w całej historii, po prostu przepadłam. Skłamałabym, gdybym napisała, że okładka do tego się nie przyczyniła, ale mimo wszystko to fabuła gra pierwsze skrzypce. To właśnie ona łapie czytelnika w swoje sidła i nie wypuszcza aż do samego końca.
Na sam początek trzeba wspomnieć o nietuzinkowych bohaterach. Michał to typowy bałamut i bawidamek, który nie ominie żadnej okazji do zaliczenia panienki. Nawet nie musi zbytnio starać się o ich względy, gdyż chętne same wskakują mu do łóżka. Wprawdzie spotyka się od dłuższego czasu z Paulą, ale ciężko nazwać to czymś poważnym. Są to raczej krótkie spotkania na seks bez zobowiązań, co mu jak najbardziej odpowiada. Także jak widzicie, początkowo jego zachowanie może nie przypaść do gustu, ale z czasem zaczynamy na niego patrzeć nieco łagodniej, gdyż autorka tłumaczy jego postępowanie. Otóż tego przyczyna zapuszcza swoje korzenie już we wczesnym nastoletnim okresie życia, kiedy będąc na zabój po raz pierwszy zakochany, spotkał się jedynie z rozczarowaniem, przez co stał się obiektem żartów swoich rówieśników. Od tego czasu poprzysiągł, że nie będzie się wplątywał w jakieś bezsensowne związki. Do czasu, aż na horyzoncie pojawia się Zuzanna, dzięki której serce Michała zaczyna bić szybciej. Mimo iż niewiasta po pewnym czasie otwiera się przed nim, to nadal skrywa wygodne dla siebie sekrety bezpośrednio powiązane z rodziną chłopaka. Jakie to sekrety? Tego zdradzić nie mogę, ale wierzcie mi, że diametralnie wpłyną na dalsze losy pary.
Cała książka napisana jest lekkim, przystępnym językiem z ciekawymi, niewymuszonymi dialogami. Historia może rzeczywiście nie jest jakoś nadzwyczaj odkrywcza i nie znajdziemy w niej niebywałych zwrotów akcji, ale mimo to na nudę narzekać nie można.
"- Michał- dodała jeszcze Anka. - Powiem ci jedno. Czasem warto powalczyć.
- Tak, tak. Wiem.
- Ale niekiedy lepiej odpuścić. Wszystko zależy od jednej rzeczy.
- Jakiej?
- Czy jest się w stanie wybaczyć. Ale tak naprawdę.Nie tylko odsunąć na bok, zapomnieć albo udawać, że tego nie było. Wybaczyć.
- A warto wybaczać?
(...)
- Wiesz, z wybaczaniem to jest tak... Jakkolwiek byś się starał, to i tak nie uda ci się z jedną sprawą.
(...)
- Można wybaczyć kłamstwa, zdradę, pijaństwo, złe traktowanie... To, że ktoś złamał obietnice, podle się zachował i odwrócił się od ciebie, gdy go potrzebowałeś. Ale nie uda ci się wybaczyć, że przestał cię kochać i już mu nie zależy. Tego jednego nie. Rozumiesz?"*
Niestety jedynie co nie przypadło mi do gustu, to momentami zbyt szybko rozgrywające się wydarzenia. Na jednej stronie zaczyna się początek listopada, by na kolejnej kończył się grudzień. Taka przepaść czasowa nie spotkała się z moją przychylnością. Niemniej jednak zaczęłam się przyzwyczajać do tego "czasowego maratonu", ale na moje oko mogło zostać to nieco inaczej i wolniej poprowadzone, dzięki czemu lektura momentalnie zyskałaby w moich oczach.
Reasumując, "Dziewczyna z porcelany" to niebywale ciepła obyczajowa opowieść, która zawładnie sercem nie jednej kobiety. Wzrusza, wciąga, zachwyca barwnymi kreacjami, urzeka trafnymi spostrzeżeniami. To nieco tajemnicza opowieść o sile miłości, o odpowiedzialności, o ciężkim procesie jakim jest dorastanie. Serdecznie polecam!
_____________
*fragmenty pochodzą z książki, str. 117, 168- 69
http://czytelnicze-turbulencje.blogspot.com/2015/08/istnieje-cienka-granica-miedzy-mioscia.html
ISTNIEJE CIENKA GRANICA MIĘDZY MIŁOŚCIĄ, A NIENAWIŚCIA
Na świecie wielu jest słodkich chłopców skrywających się w ciele mężczyzny, którzy najbardziej w świecie cenią sobie sielankę i beztroskę. Jak w takim razie spośród całego tłumu mężczyzn, którzy ze swoim zachowaniem co najwyżej nadają się do przedszkola odnaleźć prawdziwego mężczyznę, który jest w stanie zapewnić...
2015-08-10
BO TAK SMAKUJE ŻYCIE, NA CHWILE BYĆ NA SZCZYCIE
Nasze życie jest dość skomplikowane. Dużo w nim odcieni szarości i wyblakłych barw. Gdy sądzimy, że wszystko mamy poukładane, nagle niezrozumiały los, wywraca nasze życie do góry nogami, by sprawdzić jak sobie poradzimy w niecodziennej sytuacji. W takiej sytuacji znalazła się Rebeka- główna bohaterka debiutu literackiego K. N. Haner, której życie diametralnie się zmienia z dnia na dzień.
Młoda, piękna i niedoświadczona Rebeka Staton z powodu bardzo ciężkiej sytuacji materialnej, musi pracować jako striptizerka w nocnym klubie go- go. Nie poprawia to jednak jej finansów, gdyż praktycznie każde zarobione pieniądze oddaje swojej uzależnionej od alkoholu i narkotyków matce. Któregoś dnia występuje w klubie w stroju anioła. Początkowo świetnie jej to wychodzi, do momentu, aż jej oczy krzyżują się ze szmaragdowymi tęczówkami menedżera znanego w całym kraju rockowego boysbandu, Sedricka Millsa. Rebeka traci dla niego w jednej chwili głowę, zapomina kroków, za co zostaje wyrzucona z klubu przez swoją jędzowatą pracodawczynię. Zdawałoby się, że dziewczyna szybko się załamie, jednak dzięki zaskakującej propozycji przystojnej przyczyny jej bezrobocia, dzieje się inaczej...
Czy dziewczyna postawi wszystko na jedna kartę i przystanie na propozycję Millsa? A może wycofa się i zrezygnuje z niepowtarzalnej szansy? Jak właściwie potoczy się historia ludzi, którzy chcą zawojować całym światem? Odpowiedź w książce.
Gdy tylko wzięłam do ręki ów pozycję wydawniczą, poczułam momentalnie sceptycyzm. Zupełnie nie wiedziałam czego po niej mogę się spodziewać, a liczba stron dodatkowo pogłębiała moje obawy. No bo wierzcie mi na słowo, nie często mam do czynienia z takim tomiszczem. Niespełna osiemset stron spisanych małym druczkiem, a na dodatek format książki odbiega od tych tradycyjnych. I ten ciężar... tą lekturą w istocie można zabić! Jak łatwo się zatem można domyślić, moje obawy praktycznie sięgnęły zenitu. I niepotrzebnie, gdyż dosyć szybko "Na szczycie" mnie tak zafascynowało, że po nocnej czytaninie, rano obudziłam się z wielkim kacem książkowym. To dosyć dziwne, że zareagowałam tak na tę książkę, bo fabuła nie jest jakaś odkrywcza, ale mimo to przepadłam. "Na szczycie" zaślepiło mnie, magnetyzowało, manipulowało do tego stopnia, że w pewnej chwili stałam się kobietą nienasyconą, pragnącą coraz więcej wrażeń. Tak naprawdę sama siebie nie poznawałam.
To co daje się odczuć praktycznie od samego początku, to nieprzypadkowy humor. Były momenty, że jedynie się uśmiechałam, ale były też i takie chwile, gdzie śmiałam się na cały głos z tego jak bohaterowie w każdej wolnej chwili dokopywali sobie słownie. Doprowadzali siebie do szaleństwa, by po chwili rzucić się sobie w ramiona, gdyż nie mogli zapanować nad pożądaniem, które nieustannie w nich buzowało i które było widoczne gołym okiem. If you know what I mean ;)
Tego czego z pewnością nie można zarzucić autorce, to tego, że nie posiada wyobraźni. Jakbym usłyszała kiedykolwiek takie stwierdzenie z ust jakiejś osoby, to chyba zaśmiałabym się jej w twarz. Jak to nie posiada?! K. N. Haner stworzyła kilka wspaniałych, niepowtarzalnych charakterów, które posiadają zupełnie odmienne cechy i które mimo usilnych prób nie da się pomylić, a tym bardziej zapomnieć. Nie są to jakieś marionetki, które dadzą się kierować na wszystkie strony, tylko ludzie z krwi i kości, którzy bez skrępowania dają się ponieść namiętności. Tacy właśnie są chłopaki, na których punkcie oszalałam. Sed, Erick, Simon- ich pokocham najbardziej. Mili, aroganccy, niegrzeczni, grzeszni. Uwielbiam takie charakterki, dzięki czemu autorka podstępnie wkradła się w moje łaski.
Niestety z przykrością muszę przyznać, że jedna osoba nie wzbudziła we mnie sympatii i tą osobą byłą główna bohaterka. Cały czas działała mi na nerwy, a jej działania były czasem irracjonalne. Kompletnie nie wiedziałam co ją kieruje i czego właściwie oczekuje. Zachowywała się jak nastolatka wkraczająca w okres buntu. Z jej powodu niejednokrotnie chciałam "wejść" do książki i podarować jej siarczysty policzek, by w końcu się opamiętała. Pewne jej zachowania autorka tłumaczy jej trudnym dzieciństwem, które zakorzeniło się w niej i które zostawiło na niej piętno. Ale nawet to nie usprawiedliwia ją, kiedy swoim postępowaniem krzywdziła innych. Na całe szczęście pod koniec dało się zauważyć jej zmianę na lepsze, więc mam nadzieję, że w kolejnych tomach zobaczę Rebekę nie jako słodką dziewczynkę, tylko jako kobietę świadomą swoich czynów.
A opisy seksu? Są i jest ich całkiem sporo, ale kiedy widzimy zawieszoną etykietkę "erotyk" powinniśmy się tego spodziewać. Musi być śmiało, odważnie i ma on być swego rodzaju manifestem przeciwko seksu jako temat tabu. Na kartach powieści znajdziemy nie tylko dosadne opisy tradycyjnego seksu, ale natkniemy się także na "trójkąty, czworokąty oraz inne kombinacje" jak to określił jeden z głównych bohaterów. I trzeba także nadmienić, że nie jest to wcale subtelny, delikatny jak powiew wiatru erotyzm, tylko wręcz wulgarny, więc książka z pewnością nie jest dla każdego, a już na pewno nie jest wskazana dla osób niepełnoletnich, którym mogłaby przynieść więcej złego, niżeli dobrego.
Język z kolei jest prosty, lekki i łatwy w przystosowaniu, z przewagą dialogów nad opisami, więc czytanie przebiega w tempie błyskawicznym, dlatego też naprawdę nie musicie przejmować się objętością tego erotyku. Momentami da się zauważyć chochliki drukarskie . Uważam, że mimo iż książka jest dorodna, to jednak jest ich troszkę za wiele. Zwracam na takie rzeczy uwagę i nieco mnie to zniesmaczało.
Podsumowując, "Na szczycie" polecam wszystkim zainteresowanym literaturą erotyczną, gdyż takie osoby powinny być w siódmym niebie. Rozbudza zmysły, doprowadza do czerwoności, wywołuje wypieki na twarzy, co z kolei pobudza ochotę na igraszki ze swoim partnerem. Osobiście już nie mogę się doczekać drugiego tomu i mam ogromną nadzieję, że ujrzy on światło dzienne jak najprędzej. Polecam!
http://czytelnicze-turbulencje.blogspot.com/2015/08/bo-tak-smakuje-zycie-na-chwile-byc-na.html#more
BO TAK SMAKUJE ŻYCIE, NA CHWILE BYĆ NA SZCZYCIE
Nasze życie jest dość skomplikowane. Dużo w nim odcieni szarości i wyblakłych barw. Gdy sądzimy, że wszystko mamy poukładane, nagle niezrozumiały los, wywraca nasze życie do góry nogami, by sprawdzić jak sobie poradzimy w niecodziennej sytuacji. W takiej sytuacji znalazła się Rebeka- główna bohaterka debiutu literackiego K....
2015-08-04
NIGDY NIE PRZEBACZAJ TYM, KTÓRZY NA TO NIE ZASŁUGUJĄ
Ludzie w całym naszym życiu krzywdzą nas wielokrotnie. Zadają nam dotkliwe ciosy nie raz, nie dwa. Czy wszystkie krzywdy można wybaczyć? Czy wszystkie rany da radę wyleczyć czas? Na te pytania postara się odpowiedzieć część pierwsza komiksu rysowana przez Mariannę Strychowską do scenariusza Kuby Ryszkiewicza.
Akcja komiksu rozgrywa się w dwudziestoleciu międzywojennym na Kresach Wschodnich. Eustachy- głowa rodziny, wraca po wojnie do domu do swojej żony Marii i syna Tadeusza. Nie wiadomo jak długo go nie było u boku rodziny, nie wiadomo, gdzie walczył.
Przez jakiś czas rodzina wiedzie spokojne sielskie życie, aż do momentu, kiedy zjawia się u nich Łazar i jednym mocnym, zdecydowanych ruchem ręki podrzyna Eustachemu gardło. W takim wypadku brzemienna Maria i Tadeusz muszą uciekać jak najdalej z miejsca mordu. Schronienie znajdują w domu, w którym to panie sprzedają usługi panom spragnionych wrażeń. Mimo tego nie mogą oni wrócić do normalnego rytmu, gdyż Łazar nie spocznie, póki nie dokończy swojego dzieła...
"W POWOJENNYM PAŃSTWIE POLSKIM DOMINUJĄ NIESZCZĘŚCIE, DUMA I STRACH"
Dobra, muszę się do czegoś Wam przyznać, bo wcześniej czy później i tak to wyjdzie na jaw. Otóż, moje doświadczenia z komiksami są znikome. Tak naprawdę nie wykraczają one poza czasy w szkole podstawowej, kiedy to przez ramię widziałam jak moi koledzy z namiętnością czytali te kolorowe pisemka ze Spidermanem, Batmanem bądź Kaczorem Donaldem. Więc jak widzicie, w tym temacie jestem całkowicie zielona.
Kiedy więc otrzymałam propozycję przeczytania komiksu "Nie przebaczaj", długo się nie zastanawiałam, gdyż różni się on od tych, które dotychczas widziałam. Przeważnie komiksy biją nas po oczach eksplozją kolorów i barw, podczas, gdy "Nie przebaczaj" jest zachowany w szaro- czarno- białej tonacji. Nie jest w nim mowa o sielance, nie jest to żadna bajka, tylko przedstawiony świat pełen zła, okrutności i wulgarności, co bez wątpienia czyni tę historię wyjątkową.
Jak łatwo się domyślić, na komiks nie trzeba poświecić dużo czasu, skoro więcej tam obrazków, niżeli tekstu, ale zdecydowanie warto wymazać parę chwil ze swojego życiorysu, aby po niego sięgnąć i przeczytać, gdyż gwarantuję, że jest to coś zupełnie innego, niż mieliście do tej pory styczność. Co prawda trzeba wspomnieć, że ów obrazkowa opowieść jest jakby prologiem, wstępem do głównych, najbardziej istotnych wydarzeń, bo gdy akcja nabiera zawrotnego tempa, krew leje się na wszystkie strony, a nasz mózg działa na najwyższych obrotach i za wszelką cenę chcemy wiedzieć co wydarzy się dalej, autor studzi nasz entuzjazm i kończy komiks w najmniej odpowiednim dla nas czytelników momencie, pozostawiając w nas przy tym poczucie niedosytu. No bez przesady! Kończenie w takim miejscu powinno być surowo karane, bo jakby nie patrzeć, klasyfikuje się to do znęcania psychicznego ;)
Co do bohaterów, to tak naprawdę nic nie jestem w stanie o nich napisać. Żaden bohater nie wychylał się poza innych, przez co ciężko nawiązać w kimkolwiek jakąś zażyłą czytelniczą więź. Eustachy bowiem ginie już na samym początku, Marię głównie widzimy z małą córeczką na rękach, a Tadeusz stoi jakby na uboczu na zmianę grając na skrzypcach, myjąc podłogę lub wodząc oczami za roznegliżowanymi prostytutkami od czasu do czasu wypowiadając jakieś mniej ważne kwestie. Z kolei Łazar to zwykły czarny charakter, jakich wiele, który maltretuje, gwałci, zabija. Żadna nowość. I o ile w książkach doprowadzałoby to mnie do szału, o tyle w komiksie mi to odpowiada, gdyż śmiem twierdzić, że właśnie na tym polega siła tej historii. Dzięki temu autor podsyca w nas apetyt i zostawia nas z głową pełną pytań, by z czasem odkryć przed nami wszystkie karty i co za tym idzie, rozwiać nasze wszelkie wątpliwości.
Nie ukrywajmy jednak, że najbardziej oddziałują na czytelnika rysunki. Pani Marianna Strychowska spisała się idealnie kreśląc grubą kreską po papierze, przez co wszystko nabiera niebywałej autentyczności. Gdzie obrazki mają wzbudzać w nas grozę, przerażają. Gdzie mają zmuszać do refleksji, zmuszają. Osobiście nie mogłam się na nie napatrzyć i nie raz dałam się złapać na tym, że przerzucałam kartki do tyłu tylko po to, aby jeszcze raz zerknąć na te małe nakreślone cuda. Pani Marianno, gratuluję ogromnego talentu!
Ogromna zaletą bez wątpienia jest także zabieg zrusyfikowania języka, co także nadaje całej oprawie realności. Zważywszy, że umiem język ukraiński, czytanie tych zdań nie sprawiło mi jakichkolwiek trudności, ale zdaję sobie sprawę, że niektórzy będą potrzebować skorzystać ze słownika. Ale uspokajam, nie będzie to wcale konieczne, gdyż niektórych słów można domyśleć się na zasadzie kontekstu.
Cóż mogę więcej napisać? Chyba jedynie to, że czekam z niecierpliwością na kontynuację. Mam już w głowie pewne wyobrażenia, więc ciekawe czy któreś z nich będzie tym właściwym zakończeniem ;)
Serdecznie polecam komiks "Nie przebaczaj" osobom, które nie boją się sięgać po prawdziwe historie ociekające okropieństwem, bez żadnego grama fałszu i obłudy. Odradzałabym go jednak młodocianym, gdyż nie brakuje na kartach tej opowieści scen przedstawiających akty seksualne czy też mężczyzn pokazanych w pełnej okazałości.
http://czytelnicze-turbulencje.blogspot.com/2015/08/nigdy-nie-przebaczam-tym-ktorzy-na-to.html
NIGDY NIE PRZEBACZAJ TYM, KTÓRZY NA TO NIE ZASŁUGUJĄ
Ludzie w całym naszym życiu krzywdzą nas wielokrotnie. Zadają nam dotkliwe ciosy nie raz, nie dwa. Czy wszystkie krzywdy można wybaczyć? Czy wszystkie rany da radę wyleczyć czas? Na te pytania postara się odpowiedzieć część pierwsza komiksu rysowana przez Mariannę Strychowską do scenariusza Kuby Ryszkiewicza.
...
2015-06-09
HISTORIA LUBI SIĘ POWTARZAĆ…
Świat oszalał! Do takiego właśnie wniosku można dojść oglądając wieczorne wiadomości. Kradzieże, oszustwa, pobicia, napady z bronią z ręku… Co to wszystko jest jednak w porównaniu z krzywdzeniem nie tylko fizycznym, ale również i psychicznym swojego jedynego dziecka? Co to wszystko znaczy w porównaniu z wykorzystywaniem seksualnym syna przez ojca, który jakby nie było powinien być oparciem?
Po śmierci żony, Krzysztof zmuszony jest sam wychowywać swojego syna- Michała. Kochającym, wyrozumiałym ojcem jest do czasu ukończenia przez Michała 12 roku życia. Po tym czasie w jednej chwili z człowieka, który dla niejednej osoby był autorytetem, zamienia się w prawdziwego potwora. Właśnie wtedy zaczyna krzywdzić własnego syna- bić, wykorzystywać seksualnie i sprzedawać jako zwykły towar innym pedofilom.
Jak zakończy się historia dziecka, które straciło bezpowrotnie swoje dzieciństwo?
Muszę przyznać, że początkowo zwlekałam z przeczytaniem tej książki. Zdawałam sobie sprawę, że ciężko będzie się ją czytać, dlatego nie byłam do końca pewna czy jestem gotowa na to, aby zapoznać się w literaturze z tą niepojętą tematyką. Koniec końców przekonał mnie fakt, że książka nie przeraża swoją objętością. I mimo iż nie jest ona długa, to wypompowała ze mnie życie szybciej niż niejedna kilkusetstronicowa pozycja wydawnicza. Te przeżycia na dodatek potęguje fakt, że „Przepraszam za krzywdę…” napisana jest w pierwszej osobie w związku z czym dosłownie każde osobne słowo działało na moje serce, jak i duszę jak ostry szpikulec spuszczający ze mnie pomału strużki krwi. Jedna niewinnie wyglądająca książka, a spowodowała, że czułam się strasznie obolała. Jakbym dostała pięścią prosto w twarz. Jakbym otrzymała cios nożem prosto w plecy. Tak właśnie się czułam, mimo iż w książce nie ma dobitnych, dosadnych opisów.
Ciężko dopuścić do siebie myśl, że taka krzywda być może dzieje się blisko nas, w naszej okolicy. Myśl dobijająca…
Autor posługuje się prostym, zrozumiałym językiem i chwała mu za to, gdyż nie wyobrażam sobie, aby tak trudny temat był ujęty za pomocą równie trudnych słów i sformułowań. W przeciwnym razie ciężko byłoby mi dotrwać do końca, bo stanowiłoby to podwójne wyzwanie.
Mimo iż naprawdę trzeba się odpowiednio przygotować do czytania tej książki, to jest to bez wątpienia wartościowa pozycja. Autor nie usprawiedliwia czynu ojca Michała, nie stara się złagodzić postrzegania pedofilii. Marcin Legawiec próbuje wytłumaczyć z psychologicznego punktu widzenia co kieruje takie osoby, że wyrządzają tyle zła, że zatruwają świat swoimi chorymi misjami. Próbuje „wniknąć” do głowy pedofilów i wyszukać w ich pamięci flashback odpowiedzi na jedno krótkie podstawowe pytanie- „Dlaczego?”. Czy mu się to udało? O tym trzeba już się przekonać samemu.
Książce po raz pierwszy nie wystawię oceny. Nie mogę tego zrobić, gdyż ta książka to po prostu czyjeś życie, a jednak to jak człowiek żyje (w tym przypadku do jakiego życia został zmuszony) nie można ocenić w skali liczbowej. Jest to niewykonalne.
Czy książkę „Przepraszam za krzywdę…” polecam? Tej książki nie da się polecić. Nie można powiedzieć: „wspaniała, koniecznie przeczytajcie!”, gdyż ta pozycja nie jest sielanką. To lektura, która stawia opór, a czytanie której mogłabym porównać do czynności wojennej. Decyzja należy już do Was, ale ja od siebie mogę tylko dodać, że mimo wszelkich trudności, które postawiła przede mną ta książka, nie żałuję, że zmierzyłam się z tym literackim „przeciwnikiem”.
HISTORIA LUBI SIĘ POWTARZAĆ…
Świat oszalał! Do takiego właśnie wniosku można dojść oglądając wieczorne wiadomości. Kradzieże, oszustwa, pobicia, napady z bronią z ręku… Co to wszystko jest jednak w porównaniu z krzywdzeniem nie tylko fizycznym, ale również i psychicznym swojego jedynego dziecka? Co to wszystko znaczy w porównaniu z wykorzystywaniem seksualnym syna przez...
2015-06-26
CZASU NIE ZATRZYMASZ
Wyobraź sobie, że pewnego dnia przechadzasz się po mieście zupełnie bez celu. Nagle ni stąd, ni zowąd pojawia się przed Tobą zupełnie obcy człowiek, który bez żadnego zawahania oświadcza: „Za niedługo świat dobiegnie końca, a Ty wraz z nim”. Jak zareagujesz? Przybierzesz kamienny wyraz twarzy? Roześmiejesz się? A może zarzucisz tej osobie zbyt duże zainteresowanie filmami i książkami sci- fi. Co zrobisz?
Główny bohater powieści- Maciej Słomski, który nie należy do osób religijnych i nie omija żadnej okazji do imprezy zakrapianej alkoholem, staje się świadkiem takiej sytuacji. Jednak lekceważy on słowa tego człowieka i jakby nigdy nic odchodzi od tajemniczego mężczyzny. Kiedy natomiast każdy dzień zaczyna się od informacji o kolejnych ofiarach, Maciej zaczyna przypominać sobie słowa proroka. Postanawia go odnaleźć, ale zamiast niego spotyka pewną atrakcyjną kobietę, która przedstawia się jako jego siostra. Szuka ona swego brata, by z powrotem sprowadzić go do szpitala psychiatrycznego, z którego ponownie go wypuścili.
Kim jest ów mężczyzna?
Co chce on osiągnąć rozpowiadając na okrągło o nadchodzącym końcu świata?
Jak zakończy się ta historia?
Muszę przyznać, że początkowo byłam pozytywnie nastawiona do tej pozycji wydawniczej. Okładka przyciągnęła mój wzrok swoją oryginalnością, a fabuła zapowiadała się obiecująco. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że pomysł nie został do końca dobrze wykorzystany.
Akcja zbyt szybko, a co za tym idzie niedokładnie się rozgrywała. Czytając pewne wydarzenia, chciałam się w nie wczuć, chciałam, aby mnie one w pełni wypełniły, ale to nie nastąpiło. Jedno wydarzenie miażdżyło kolejne i tak praktycznie do samego końca. Z pewnością jest to wina tego, że książka jest za krótka, a wystarczyłoby tylko rozwinąć niektóre wątki i lektura momentalnie by na tym zyskała. Poza tym z tego co udało mi się zauważyć, wnioskuję, że autor jakby na siłę chciał wzbudzić w czytelniku poczucie napięcia i grozy za pomocą wstrząsających sytuacji. Tylko, że nawet te momenty nie były w stanie wywołać we mnie dreszczy. Nic nie poczułam. Żadnego napięcia, a jednak w tego typu książkach powinny się one pojawić.
A główny bohater? Na samym początku w moich oczach był bezbarwny, nijaki i sztuczny. Nie wzbudzał we mnie żadnych uczuć- ani pozytywnych, ani tych negatywnych. Dopiero z czasem Maciej Słomski zaczyna jakby „nadążać” za całą książką. Czytelnik zaczyna go rozumieć i obserwuje słuszność podejmowanych przez niego decyzji.
Muszę jeszcze wspomnieć o czymś, co najbardziej mnie zniesmaczyło i co przyczyniło się do tego, że nie jestem w stanie wystawić tej książce wyższej oceny. Przyczyną tego było nagminne literówki, błędy i co rusz wkradające się chochliki. Rozumiem, że czasem się mogą one zdarzyć, ale tak duża ilość w tak cienkiej książce jest dla mnie czymś niewybaczalnym.
Jednak mimo tych wszystkich mankamentów, książkę odebrałam pozytywnie. Nie jest to co prawda lektura najwyższych lotów, ale ona nie miała taka być. Miała ona być przede wszystkim nieprzewidywalna i czegoś nauczyć za pomocą morału na samym końcu, a to akurat spełnia bez zarzutów. Gdyby nie to, to chyba nie byłabym w stanie wyszukać innych pozytywów.
Podsumowując, uważam, że jest to cieniuteńka powieść idealna na chwilę relaksu. Tak więc, jeśli szukasz czegoś trafnego na temat aniołów i demonów na jeden wieczór, a właściwie na jedną godzinkę, to „Miarka się przebrała” sprawdzi się idealnie. Natomiast jeśli masz ochotę na coś bardziej wyrafinowanego bądź spektakularnego, to szczerze odradzam. Tutaj tego raczej nie znajdziesz.
http://czytelnicze-turbulencje.blogspot.com/
CZASU NIE ZATRZYMASZ
Wyobraź sobie, że pewnego dnia przechadzasz się po mieście zupełnie bez celu. Nagle ni stąd, ni zowąd pojawia się przed Tobą zupełnie obcy człowiek, który bez żadnego zawahania oświadcza: „Za niedługo świat dobiegnie końca, a Ty wraz z nim”. Jak zareagujesz? Przybierzesz kamienny wyraz twarzy? Roześmiejesz się? A może zarzucisz tej osobie zbyt duże...
Mówi się, że jak przytłacza nas rzeczywistość, to najlepiej rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady. A co jeśli jesteśmy w Bieszczadach? Dokąd wtedy uciec? I czy można uciec przed samym sobą?
"(...)A jak sytuacja?
(...)
Napisałabym, że mam ochotę rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady.
Nie rozumiem. Nie jesteś tam?"
Iga, Maciek I Ewelina to trójka dawnych znajomych, których drogi rozeszły się dekade temu. Każde z nich żyje, chociaż lepsze określenie to egzystuje. Każde z nich marzy o czymś innym. Iga marzy o wielkich rolach i o dawnej miłości, Maciek pragnie uwolnić się z sideł ojca alkoholika, a Ewelina pragnie szczerej miłości, gdyż nigdy nie było jej dane doświadczyć jej. Nieoczekiwanie ich drogi znów się skrzyżują po latach w rodzinnym miasteczku przez niespodziewany zwrot wydarzeń. I od tego momentu zaczyna się wielka, lecz trudna przemiana bohaterów...
Jeśli miałabym w jednym słowie opisać tę książkę, opisałabym ją jako 'przemyślana'. Już od pierwszych stron widać ile serca włożyła w nią autorka. Czytając tę historię miałam wrażenie jakby każde słowo znalazło się tam nieprzypadkowo, dzięki czemu czytanie jej była niczym najlepsza czytelnicza uczta.
" Nic o mnie nie wiesz" to historia o miłości, przyjaźni, ale także o traumie, o spełnianiu czyichś oczekiwań, o szukaniu swojej życiowej drogi oraz o podejmowaniu decyzji, które niejednokrotnie zaprowadzą nas w ślepą uliczkę. Jest to opowieść, w której tak naprawdę każdy z nas znajdzie cząstkę siebie, opowieść, która zmusi do chwilowej refleksji i historia, którą każdy może interpretować na swój sposób w zależności na jakim etapie życia w tym momencie się znajduje.
Nie od dziś wiadomo, że człowiek najlepiej uczy się na czyichś błędach, nie na swoich. Iga, Maciek i Ewelina pokazują nam jak zawalczyć o swoje JA. W imię swojego szczęścia czasem warto jest porzucić całe swoje dotychczasowe życie, by tak naprawdę dopiero zacząć żyć. Im zajęło to 10 lat, aby to zrozumieć. 10 lat przepychanek z samym sobą.
A ile czasu zajmie to Tobie?
Jesteś gotów zawalczyć o siebie?
"Przeszłość trzeba wypuścić z rąk. Nie zmienimy jej, choćbyśmy bardzo chcieli. Ba! Jeśli się jej szczerze pozwoli odejść, ona robi miejsce na piękną przyszłość."
[I tak już na marginesie książka ta była dla mnie wyjątkowa ze względu na fakt, iż niektóre z wydarzeń rozgrywają się w Rzeszowie, więc cudownie było czytać o miejscach, które bardzo dobrze znam i które są na swój sposób bliskie mojemu sercu ❤️]
Mówi się, że jak przytłacza nas rzeczywistość, to najlepiej rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady. A co jeśli jesteśmy w Bieszczadach? Dokąd wtedy uciec? I czy można uciec przed samym sobą?
więcej Pokaż mimo to"(...)A jak sytuacja?
(...)
Napisałabym, że mam ochotę rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady.
Nie rozumiem. Nie jesteś tam?"
Iga, Maciek I Ewelina to trójka dawnych...