-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać358
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
Biblioteczka
2016-11-20
2016-09-16
2016-07-27
To książka bardzo wyczerpująca emocjonalnie, otwiera jednak oczy na pewne sprawy i karze inaczej patrzeć nie tylko na życie innych, ale przede wszystkim na siebie, karze na nowo budować przyjaźń, aby uczynić ją piękniejszą i mocniejszą. To proza bardzo wrażliwa i czuła, stawiająca czytelnika przed ogromną próbą. Tak krucha, chociaż przecież niepozwalająca się szybko po sobie pozbierać. Każąca nam pamiętać, że życie nie musi być aksjomatem równości, w którym x=x.
Wiele jest osób, które sądzą, że „Małe życie” to nic wielkiego, dla mnie ta książka okazała się jednak czymś, co w jakiś sposób mnie zmieniło – świadczy o tym chociażby mój płacz, przed którym zwykle się powstrzymuję. Teraz jednak nie byłam w stanie, i jeżeli to dalej możliwe, doznałam uczucia jakiegoś literackiego oczyszczenia.
Całość opinii pod adresem: https://niebieskapapuzka.wordpress.com/2016/07/28/zycie-jako-aksjomat-rownosci/
To książka bardzo wyczerpująca emocjonalnie, otwiera jednak oczy na pewne sprawy i karze inaczej patrzeć nie tylko na życie innych, ale przede wszystkim na siebie, karze na nowo budować przyjaźń, aby uczynić ją piękniejszą i mocniejszą. To proza bardzo wrażliwa i czuła, stawiająca czytelnika przed ogromną próbą. Tak krucha, chociaż przecież niepozwalająca się szybko po...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-29
W trzeciej części duńskiej sagi Sarah Lund przypomina nam, że nie istnieje wygodne miejsce pomiędzy dobrem a złem. Trzeba wybrać między jednym a drugim. I chociaż proponowana jej jest ciepła posadka w OPA (Wydziale Operacji, Planowania i Analiz), gdzie miałaby się zająć segregowaniem spinaczy na biurku, ona po raz kolejny wdziewa swoje charakterystyczne swetry z wysp owczych i decyduje się zapomnieć o swojej rodzinie, aby ratować inną. Staje po stronie dobra i płaci za to najwyższą z możliwych cen. Traci niemalże wszystko, aby dotrzymać słowa i wymierzyć sprawiedliwość.
Szczerze mogę przyznać, że to najlepsza część z wszystkich. Tak samo inteligentna i ambitna, zawiła, skomplikowana, zwodząca i myląca, ale utrzymująca przy tym wysoki poziom i równe tempo. Byłam zdania, że części drugiej nic nie przebije, a okazało się, że Hewson lubi zaskakiwać.
W trzeciej części duńskiej sagi Sarah Lund przypomina nam, że nie istnieje wygodne miejsce pomiędzy dobrem a złem. Trzeba wybrać między jednym a drugim. I chociaż proponowana jej jest ciepła posadka w OPA (Wydziale Operacji, Planowania i Analiz), gdzie miałaby się zająć segregowaniem spinaczy na biurku, ona po raz kolejny wdziewa swoje charakterystyczne swetry z wysp...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-20
2016-12-18
2016-12-15
Powieść Eki Kurniawana, to napisana z rozmachem, epicka historia o życiu czterech kobiet, wiecznych zakładniczek męskiego pragnienia.
Wszystko to otulone jest fragmentami iście baśniowymi – poznajemy tu indonezyjskie przypowieści i legendy, których fabuła przeplata się z akcją książki, a nawet tworzy jej część. Jest też realizm magiczny, który, podobnie jak u Marqueza, tworzy tę książkę piękną i wyjątkową. Zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem, że „Piękno to bolesna rana” jest połączeniem części prozy Marqueza z powieściami chińskiego Noblisty, Mo Yana. To brutalny świat przepełniony zmysłowością i cielesnością, namacalną wręcz seksualnością, ale i duchowością. To książka o miłości i pożądaniu, w których tle odgrywają się jednak ważne dla historii Indonezji wydarzenia – wojna, komunizm, przewroty wojskowe w nowej erze kraju, zupełnie tak jak u dwóch wyżej wymienionych pisarzy.
„Piękno to bolesna” rana trafiła do moich rąk zupełnie przypadkiem, ale szczerze mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie tego roku bez tej książki – to absolutne arcydzieło, które wstrząsnęło mną i wbiło w fotel podczas czytania. Nie potrafiłam się oderwać i z pewnością do niej wrócę. To bardzo piękna, poruszająca, magiczna powieść.
Powieść Eki Kurniawana, to napisana z rozmachem, epicka historia o życiu czterech kobiet, wiecznych zakładniczek męskiego pragnienia.
Wszystko to otulone jest fragmentami iście baśniowymi – poznajemy tu indonezyjskie przypowieści i legendy, których fabuła przeplata się z akcją książki, a nawet tworzy jej część. Jest też realizm magiczny, który, podobnie jak u Marqueza,...
2016-12-08
„Moja walka 5” to lektura, w której niczego mi nie brakuje. To proza tak samo szczera, frustrująca, ale porywająca, jak poprzednie tomy. Po skończeniu jej najpierw ogarnęła mnie ogromna fascynacja tym, co wyszło spod pióra Norwega – mnogość wątków i ich doskonałe połączenie, różne stany emocjonalne, którym podlegał bohater i które od razu przechodziły na moją osobę, prostota stylu i jeszcze bardziej prowokacyjne kreowanie swojej osoby – wywarły na mnie tak ogromne wrażenie, że przez pierwsze kilka minut nie potrafiłam zebrać myśli, nie byłam w stanie książki ocenić, wiedziałam tylko, że to jest dobre i że na to ze strony Knausgårda czekałam. Potem poczułam ogromną ulgę, że to jednak rzecz o wiele lepsza niż „czwórka” i że wszystkie moje obawy były zbędne. Ale na samym końcu odczułam ogromny smutek, bo zrozumiałam, że to przedostatni tom i naprawdę nie potrafiłam sobie wyobrazić wieczorów, podczas których nie będę już czekać na Knausgårda.
To naprawdę dobra i wielka literatura.
„Moja walka 5” to lektura, w której niczego mi nie brakuje. To proza tak samo szczera, frustrująca, ale porywająca, jak poprzednie tomy. Po skończeniu jej najpierw ogarnęła mnie ogromna fascynacja tym, co wyszło spod pióra Norwega – mnogość wątków i ich doskonałe połączenie, różne stany emocjonalne, którym podlegał bohater i które od razu przechodziły na moją osobę,...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-11-30
Anna Janowska pokazuje, że nawet drobne ziarenko pieprzu – dla wielu przecież niezauważalne – może kryć w sobie niesamowitą historię, ba!, nawet pretekst do podróży. Rozmawiając z tubylcami, spędzając z nimi wiele godzin na poznaniu natury odkrywa, że nawet pieprz – tak silny przecież w smaku – podległy jest cyklowi natury i monsunom, które ustanawiają tam pory roku. Książka „Monsun przychodzi dwa razy” to nie tylko morze opowieści, ale bardzo klimatyczna i ciepła opowieść o tym, jak nasze kultury – azjatycka, arabska i europejska – przenikają się nawzajem. To garść przepięknych, bardzo prawdziwych opowieści ludzi, które roztaczają przed nami kolejne smaki i zapachy.
To opowieść tak żywa, że wydaje się, jakbyśmy sami brali w niej udział.
Anna Janowska pokazuje, że nawet drobne ziarenko pieprzu – dla wielu przecież niezauważalne – może kryć w sobie niesamowitą historię, ba!, nawet pretekst do podróży. Rozmawiając z tubylcami, spędzając z nimi wiele godzin na poznaniu natury odkrywa, że nawet pieprz – tak silny przecież w smaku – podległy jest cyklowi natury i monsunom, które ustanawiają tam pory roku....
więcej mniej Pokaż mimo to2016-11-25
Nie potrafię zdefiniować jasno swoich uczuć, co do tej książki. Z jednej strony to dla mnie powieść bardzo piękna i delikatna, wrażliwa i prawdziwa, traktująca o relacjach między ludźmi w sposób taki, w jaki one naprawdę wyglądają, o miłości, której nie trzeba definiować ani wyjaśniać, która po prostu jest, z drugiej strony mnóstwo tu erotyki, odważnych momentów, tej wolnej hippisowskiej miłości, wręcz ocierania się jakieś niewytyczone granice przyzwoitości. Nie wiem, czy to mój brak przyzwyczajenia do tak odważnej prozy, która za pomocą bardzo sugestywnych obrazów zmusza nas, abyśmy sami coś poczuli, czy dziewczęca naiwność, ale wielokrotnie byłam zniesmaczona i jawnie zadziwiona… A jednak kiedy teraz piszę o „Norwegian wood”, to myślę o całej tej delikatności Naoke, o ciszy Reiko i odporności Watanabiego i nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że ta książka jakoś na mnie wpłynęła, poruszyła mnie – kto wie – może nawet coś we mnie zmieniła?
Całość opinii pod adresem: https://niebieskapapuzka.wordpress.com/2016/11/26/zycie-jak-pudelko-czekoladek/
Nie potrafię zdefiniować jasno swoich uczuć, co do tej książki. Z jednej strony to dla mnie powieść bardzo piękna i delikatna, wrażliwa i prawdziwa, traktująca o relacjach między ludźmi w sposób taki, w jaki one naprawdę wyglądają, o miłości, której nie trzeba definiować ani wyjaśniać, która po prostu jest, z drugiej strony mnóstwo tu erotyki, odważnych momentów, tej wolnej...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-11-12
Byłam pełna obaw sięgając po „Zimę”. Bałam się rozczarowania, jakie przyniosła mi „Jesień”, bo tę książkę bardzo odchorowałam, psiocząc na pisarza i poddając w wątpliwość całą jego twórczość. Nie przekonywał mnie pomysł pisania każdego dnia jednego opowiadania, krótkiego tekstu, aby po roku móc wydać książkę. Byłam zła na Knåusgarda za ten banał, którego się dopuścił pisząc o muszlach klozetowych i ramach obrazów… A jednocześnie targała mną ciekawość, prowadziło mnie zaufanie, które skrupulatnie podpowiadało, że może w kolejnych częściach odnajdę coś, co mnie urzeknie.
Muszę przyznać, że „Zima” tego nie dokonała, bo to nie jest wielka literatura, to nie jest ambitna czy porywająca proza, ale to rzecz zdecydowanie lepsza od „Jesieni”. Pod dostatkiem tutaj tekstów, które może nie zachwycają, ale zdumiewają – jak sam Knåusgard. Autorowi udało się uchwycić chwile niesamowicie intensywne, które są obecne w życiu każdego z nas, a jednak nie każdy ma czas, aby je dostrzec. To pozycja niesamowicie klimatyczna, podczas czytania której czytelnik może przenieść się do zimnego Malmö czy w okolice wietrznych fiordów.
Całość opinii pod adresem: https://niebieskapapuzka.wordpress.com/2016/11/14/knausgard-na-zime/
Byłam pełna obaw sięgając po „Zimę”. Bałam się rozczarowania, jakie przyniosła mi „Jesień”, bo tę książkę bardzo odchorowałam, psiocząc na pisarza i poddając w wątpliwość całą jego twórczość. Nie przekonywał mnie pomysł pisania każdego dnia jednego opowiadania, krótkiego tekstu, aby po roku móc wydać książkę. Byłam zła na Knåusgarda za ten banał, którego się dopuścił pisząc...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-11-14
2016-11-07
To, że dzieło jest wieczne, a jego twórca śmiertelny, wiemy już od Horacego. „Muza” jest historią tak prawdziwą i doskonale odwzorowaną, że potwierdza słowa wielkiego twórcy. Nawet jeżeli na świecie nie ma już nikogo, kto byłby w jakiś sposób powiązany z obrazem, on sam istnieje w pełni swojej doskonałości.
Jessie Burton rysuje swoje postaci czułą kreską, dopełniając je ostrymi kolorami, które stanowią o ich wyjątkowości. Po raz kolejny nie boi się wspominać o historii, wielokrotnie osądzając Londyn lat 60′ za swą małomiasteczkowość i kompletny brak zrozumienia względem inności, za rasizm i za fałsz, które były tam na porządku dziennym.
„Muza” to powieść jeszcze lepsza, niż „Miniaturzystka”. Doskonale skomponowana, świetnie napisana, odważna, ciekawa, a ponadto wszystko po prostu bardzo dobra.
To, że dzieło jest wieczne, a jego twórca śmiertelny, wiemy już od Horacego. „Muza” jest historią tak prawdziwą i doskonale odwzorowaną, że potwierdza słowa wielkiego twórcy. Nawet jeżeli na świecie nie ma już nikogo, kto byłby w jakiś sposób powiązany z obrazem, on sam istnieje w pełni swojej doskonałości.
Jessie Burton rysuje swoje postaci czułą kreską, dopełniając je...
2016-11-03
2016-10-31
2016-10-27
2016-10-21
Twardoch napisał powieść absolutnie męską, bardzo brutalną i drastyczną, w której jednak doskonale odnajdą się kobiety. Postać głównego bohatera i zarówno narratora powieści – Jakuba Szapiry – jest stworzona w taki sposób, że na przemian zachwyca, odrzuca, dziwi, zaskakuje, ale niewątpliwie przyciąga jak magnes.
„Król” udowadnia, że Twardoch potrafi zaskoczyć, a jego warsztat pisarski stale się doskonali. To świetna powieść, bardzo wciągająca, niejednoznaczna, pobudzająca do przemyśleń, zaskakująca, mądra, ale nad to wszystko przecież przyjemna.
Całość opinii pod adresem: https://niebieskapapuzka.wordpress.com/2016/10/23/warszawa-lewych-sierpowych/
Twardoch napisał powieść absolutnie męską, bardzo brutalną i drastyczną, w której jednak doskonale odnajdą się kobiety. Postać głównego bohatera i zarówno narratora powieści – Jakuba Szapiry – jest stworzona w taki sposób, że na przemian zachwyca, odrzuca, dziwi, zaskakuje, ale niewątpliwie przyciąga jak magnes.
„Król” udowadnia, że Twardoch potrafi zaskoczyć, a jego...
2016-10-18
2016-10-18
2016-10-14
Wszystko to może wydawać się dość przewidywalne – schemat znamy już przecież mniej więcej z „Tajemnicy Domu Helclów”, a to, że profesorowa może nas zaskoczyć nie zdumiewa chyba zanadto. A jednak okazuje się, że Dehnel i Tarczyński wymyślili coś, co czytelnika nie tylko szokuje, ale i wielokrotnie wybija z rytmu. Okazuje się tutaj, że XIX-wieczny Kraków nie zawsze był przepełniony takimi skandalami, jakich obawiała się Pani Dulska, ale sprawami znacznie poważniejszymi, mroczniejszymi i wykraczającymi poza granice kraju, a nawet Starego Kontynentu. Poza tym takie miasto – chociaż malownicze i rozwijające się, miasto, w którym walczy się o takie samo prawo kobiet do studiowania, jak mężczyzn – dla płci pięknej często bywa niebezpieczne, a nawet dość lekceważące. Zofia Szczupaczyńska na drodze swojego śledztwa napotyka bowiem przeszkody, których nie jest w stanie pokonać. Wielokrotnie okazuje się, że nie wszystko idzie jej „jak z płatka”, przez co powieść staje się jeszcze ciekawsza i na swój sposób – prawdziwsza.
„Rozdarta zasłona” to rzecz bardzo mroczna, w której swoje miejsce odnajdzie namiętność, sekrety skrywane w krakowskich kamieniach, ale i ogromna dawka humoru. Nie brak tu też klimatu, który tworzą nam choćby artykuły z „Czasu”, od których uzależniony jest Ignacy.
To rzecz bardzo dobra, trzymająca w emocjach, zaskakująca i wciąż piękna – niewątpliwie dorównuje poziomem „Tajemnicy Domu Helclów”.
Wszystko to może wydawać się dość przewidywalne – schemat znamy już przecież mniej więcej z „Tajemnicy Domu Helclów”, a to, że profesorowa może nas zaskoczyć nie zdumiewa chyba zanadto. A jednak okazuje się, że Dehnel i Tarczyński wymyślili coś, co czytelnika nie tylko szokuje, ale i wielokrotnie wybija z rytmu. Okazuje się tutaj, że XIX-wieczny Kraków nie zawsze był...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Tajemnica domu Helclów” to sprawnie zrobiony pastisz XIX-wiecznych powieści, czego doskonałym przykładem są krótkie wstawki pod rozdziałami mówiące nam o czym akurat na tych stronach przeczytamy. Forma jest bardzo swobodna i płynna, a drobiazgowo odrysowana topografia XIX-wiecznego Krakowa pozwala wczuć się w klimat powieści i razem z Zofią Szczupaczyńską wyruszyć na poszukiwanie mordercy. Czytając tę powieść nasunęło mi się namyśl jedno pytanie, które widnieje zresztą i na okładce książki – co tutaj jest tłem czego – krakowskie obyczaje i XIX-wieczny klimat są tłem dla zbrodni, czy odwrotnie?
Wydaje się, że Dehnel to gwarancja doskonałe lektury, bowiem chyba jeszcze żadna z jego książek mnie nie zawiodła. Tak też jest z „Tajemnicą domu Helclów”, która i bawi, i uczy, a przede wszystkim urzeka – po przeczytaniu ostatniego zdania - I była szczęśliwa jak bąbelek w szampanie – na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Całość opinii pod adresem:https://niebieskapapuzka.wordpress.com/2016/09/18/zbrodnia-w-stylu-vintage/
„Tajemnica domu Helclów” to sprawnie zrobiony pastisz XIX-wiecznych powieści, czego doskonałym przykładem są krótkie wstawki pod rozdziałami mówiące nam o czym akurat na tych stronach przeczytamy. Forma jest bardzo swobodna i płynna, a drobiazgowo odrysowana topografia XIX-wiecznego Krakowa pozwala wczuć się w klimat powieści i razem z Zofią Szczupaczyńską wyruszyć na...
więcej Pokaż mimo to