-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński27
Biblioteczka
2015-04-06
2015-03-23
Jeżeli szukasz w tej książce nowych światów, podróży międzygwiezdnych, rewolucji naukowych i nic więcej... to będziesz tak samo zdziwiony, jak bohaterowie książki.
Zanim zacząłem czytać "Silentium universi" nie słyszałem ani o samej książce, ani o jej autorze. Dorwałem ją na wyprzedaży w Tesco i zrobiłem to, czego z książką robić się nie powinno - oceniłem ją po okładce. Stwierdziłem, że może być ciekawą, szybką przygodą w klimatach sci-fi. Moje oczekiwania nie do końca się spełniły, ale nie mogę powiedzieć, że się zawiodłem.
Początek historii, dobrze nam znany z masy Hollywoodzkich filmów - ziemia umiera, musimy znaleźć sobie nowy dom. Wysłana w tym celu ekspedycja znalazła jednak coś innego. Boga? Szatana? Demiurga?
Już na początku książki, akcja zaczyna się toczyć torem, który zastanawia czy science fiction jest tu motywem najważniejszym. Agenci Watykanu kontra kultyści szatana. A w tle przedwieczna przepowiednia i prostoduszne naukowe ambicje pewnego Polaka.
Co w tej książce znalazłem (bo raczej nigdy nie zastanawiam się co autor miał na myśli)? Na pewno nie przepowiednię, ani wizję przyszłości. Raczej... odmienne spojrzenie na fenomen pojawienia się człowieka. Grzech pierworodny, który wcale nie wynikał z winy żadnego człowieka. Grzech starszy niż sama ludzkość. Ludzkość, jako owoc grzechu.
Abstrahując od fabuły i głęboko ukrytych treści, mam jeden zarzut wobec tej książki. Język. Czasami zbyt prosty, czasami niedopasowany do sytuacji, zbyt... zwykły, jak na niezwykłość fabuły.
Jeżeli szukasz w tej książce nowych światów, podróży międzygwiezdnych, rewolucji naukowych i nic więcej... to będziesz tak samo zdziwiony, jak bohaterowie książki.
Zanim zacząłem czytać "Silentium universi" nie słyszałem ani o samej książce, ani o jej autorze. Dorwałem ją na wyprzedaży w Tesco i zrobiłem to, czego z książką robić się nie powinno - oceniłem ją po okładce....
2015-03-02
Za klasyką można przepadać lub nie. Za Poe definitywnie przepadam.
Tym co mnie przyciąga do jego twórczości nie jest, powszechnie wychwalany i lubiany wśród entuzjastów Poego klimat mroku, lecz kryjący się w nim absurd oraz, co jest, przynajmniej dla mnie, naturalną konsekwencją absurdu, komizm. Nie wszędzie się on pojawia, dlatego też absolutnym fanem Poego nie jestem, aczkolwiek tam, gdzie mrok nie jest tym, czego bezwzględnie powinniśmy się bać, chętnie zaglądam, czytam i zachwycam się (lub też śmieję, a właściwie to częściej to drugie). Pisząc, że mrok nie jest tym czego powinniśmy się bać, nie mam na myśli, że bohaterowie jego opowiadań tego mroku się nie boją. Po prostu Poe pisze w taki sposób, że czytelnik, z natury rzeczy, stojący poza całą sytuacją, dostrzega absurdalność tego strachu.
Czasami też Poe porzuca mrok by pozostawić sam absurd i tu również jestem jego wielkim fanem. Prym wśród takich opowiadań bez wątpienia wiodą "Okulary" oraz "Kariera literacka JWP Fintifluha Boba". Szczerze, nie znając jeszcze twórczości Poego, nie spodziewałem się tego po nim. Ale i nie rozczarowałem poznając to.
Podsumowując, klasykę można lubić lub nie. Nie należy jej jednak oceniać nawet nie po okładce, lecz po stereotypach krążących w społeczeństwie. Poe to nie tylko mrok, to nie tylko "Studnia i wahadło". U Poego jest dużo komizmu, szczególnie jeśli potrafi się go dostrzec i ma się dystans do śmierci.
Za klasyką można przepadać lub nie. Za Poe definitywnie przepadam.
Tym co mnie przyciąga do jego twórczości nie jest, powszechnie wychwalany i lubiany wśród entuzjastów Poego klimat mroku, lecz kryjący się w nim absurd oraz, co jest, przynajmniej dla mnie, naturalną konsekwencją absurdu, komizm. Nie wszędzie się on pojawia, dlatego też absolutnym fanem Poego nie jestem,...
2014-09-29
Powieść historyczna z wątkiem kryminalnym osadzona w średniowieczu, wszechobecny duch książek i biblioteki, tajemnice, wypływająca z każdej strony elokwencja, a na dodatek autorem jest Umberto Eco. Jak dla mnie - nie ma nic lepszego na świecie. Ciężko mi wręcz jakąkolwiek opinię o tej książce napisać, pod takim jestem zachwytem. Eco zawsze był moim wzorem, a po lekturze tego dzieła wyrasta w moich oczach wręcz na herosa. Niedościgniony wzór. Człowiek, który potrafi z jakiejś krótkiej wzmianki w zapomnianej kronice, zrobić wielką tajemnicę, obudować ją stosowną filozofią, a na dodatek sprawić by wszyscy pożądali czegoś co nie istnieje, a być może nie miało prawa zaistnieć i było tylko materializacją ludzkich pragnień i dążeń. Człowiek, który jest tylko człowiekiem i błędy popełnia, ale nawet gdy to robi, są one jakby zamierzonym zabiegiem. Umysł, który się myli, tworząc coś nowego i wspaniałego, tak, jakby tego błędu nie popełniał. Książka, która jest w końcu tylko książką, a doskonałością dorównuje boskiemu planowi stworzenia, który w końcu czasem podaje w wątpliwość, nie przesądzając jednak, a zarazem będąc skarbnicą mądrości.
Opisując w akapicie wyżej Eco, zdałem sobie sprawę, że ten opis pasuje również do Wilhelma z Baskerville, jednego z głównych bohaterów "Imienia róży". Czyżby mała nieskromność ze strony autora? To, co napisałem o Umberto Eco, jest tylko moją perspektywą, skażoną w dodatku jego dziełem. On z pewnością widzi, zarówno sam siebie jak i swoje dzieło, trochę inaczej. W końcu, jak sam Eco stwierdził, interpretacja należy do czytelnika.
Także, pomimo iż "Imię róży" wydaje się jedynie kryminalną historią, przeplataną wątkami politycznymi, osadzoną w średniowieczu, nie napiszę tu nic więcej o jej treści. Nie napiszę, gdyż byłaby to jedynie moja interpretacja, a nie chcę, by ktoś z czytających tą opinię, nie czytając wcześniej książki, skaził swój jej obraz wizją mojego autorstwa.
Przeczytaj, zinterpretuj, zrozum - na swój sposób. Bo "Imię róży" nie ma jednego przesłania. Ma jedynie treść, pobudzającą do myślenia.
P.S. Jest to również świetna uczta dla entuzjastów średniowiecza, takich jak ja :D
P.S.2 I jeszcze jedno. Jeśli podczas czytania, nie musiałeś choćby raz przerwać i zastanowić się nad rzeczami i problemami współczesnymi, dotyczącymi nas, tu i teraz, według mnie, nie zrozumiałeś tej książki. Albo co najmniej się w nią nie wgłębiłeś. Akcja jest tylko przykrywką. Filozofia bez historii jest jak jajko w próżni - choćby i kurczak się z tego zrodził, umrze. W końcu to narracyjność nadaje wiarygodność wydarzeniom, faktom i myślom.
Powieść historyczna z wątkiem kryminalnym osadzona w średniowieczu, wszechobecny duch książek i biblioteki, tajemnice, wypływająca z każdej strony elokwencja, a na dodatek autorem jest Umberto Eco. Jak dla mnie - nie ma nic lepszego na świecie. Ciężko mi wręcz jakąkolwiek opinię o tej książce napisać, pod takim jestem zachwytem. Eco zawsze był moim wzorem, a po lekturze...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-24
Książkę tą dorwałem na wyprzedaży w Tesco i właściwie nic wielkiego się po niej nie spodziewałem. A jednak mnie zaskoczyła.
Akcja książki toczy się w dwóch epokach. Przeszłość i teraźniejszość nieustannie się przeplatają. Bruce walczy z przeszłością, a jednocześnie, za sprawą pewnej zawistnej damy, również ją odtwarza. Znajdziecie tu też przyczynę faktu, że w Gotham, szaleni przestępcy obrodzili bardziej niż gdzie indziej. Na tym tajemniczo brzmiącym fragmencie zakończę opis fabuły, ażeby nie ujawniać zbyt wiele, a jednocześnie zachęcić do czytania ;-)
Co do oceny. Fabuła jest genialna. Z początku trochę opornie się rozkręca, ale warto kontynuować. Zdarzają się też rozdziały, które ma się ochotę przerwać w połowie, ale autor doskonale wie jak działa zasada "jeszcze tylko jeden rozdział". Zwykle, gdy nie chce już się nam czytać i tak doczytujemy do końca rozdziału. A tam czeka na nas pułapka. Coś. Tajemnica. Akcja. Cokolwiek co sprawia, że nie możemy nie zacząć kolejnego rozdziału. I siłą rzeczy go skończyć. I tak dalej... W tej książce tak dokładnie jest. Nie raz powiece sobie "jeszcze jeden rozdział".
Tak samo jest z przeplataniem się przeszłości z teraźniejszością. Jest to zorganizowane w podrozdziały. Gdy czytamy o teraźniejszych poczynaniach Bruce'a i zaczyna się dziać coś ciekawego, nagle przenosimy się w przeszłość, do roku 1958. Opis wydarzeń przeszłych oczywiście również kończy się czymś intrygującym.
Tak więc, podsumowując dwa poprzednie akapity, książka wciąga jak cholera.
Dałbym jednak jedną gwiazdkę więcej, gdyby nie kilka jej wad. Zacznę od słowa, które od razu mi się rzuciło w oczy i wywołało śmiech, pomieszany z politowaniem. Jest to słowo: batstrój. OK, dobra, dobra, wiem, że w oryginalnych amerykańskich komiksach występuje słowo batsuit, ale wersja polska brzmi komicznie, a wręcz idiotycznie. Brawo tłumacze. Na szczęście im dalej w książkę tym rzadziej to słowo się pojawia, aż wreszcie zanika w ogóle. Nie wiem, czy to po prostu autor przestał go używać, czy może tłumaczom nagle zaczęła źle brzmieć ta polska karykatura słowa.
W ogóle książki o Batmanie, nie mają w Polsce szczęścia do tłumaczy. Razem z tą czytałem trzy i ta na szczęście trafiła na najlepszych. Dwie inne, z wydawnictwa Siedmiogród... no cóż, można powiedzieć, że tam tłumaczenia dobiły i tak nie najlepsze książki.
Wracając do "Mściciela z Gotham". No tak, tytuł też nie został najbłyskotliwiej przetłumaczony (oryginał to: "Wayne of Gotham"). Tak czy inaczej. Czas zostawić w spokoju tłumaczy i przyczepić się do samego autora. Mam tu dwa zastrzeżenia. Po pierwsze. Opisy, które czasami są trochę nie na miejscu. Szczególnie z początku jest taki jeden. Zdarzają się w tej książce takie momenty, że podczas gdy, akcja dzieje się na najwyższych obrotach, dostajemy od autora dokładny opis pomieszczenia lub wyglądu przeciwnika Batmana. Na szczęście nie ma tego aż tak dużo, by zniszczyć książkę.
Po drugie, rzecz bardzo ciekawa. Cytat z rozdziału dwudziestego: "Na twarzy miał jeszcze piankę do golenia, ale nowa maszynka Gillette zostawiła jego skórę zupełnie gładką". Czyżby reklama? Bo wyrażenie "zostawiła jego skórę zupełnie gładką" brzmi jak żywcem wyjęte z reklamy. Tracy Hickman - sprzedałeś się! :D
Podsumowując. Pomimo kilku rzeczy drażniących purystów (czyli np. mnie), jest to naprawdę świetna książka. Fabuła jest genialna. Naprawdę warto przeczytać.
Chociaż, sądząc po dużej rozbieżności reszty opinii, może nie wszystkim się spodoba. Przeczytajcie, oceńcie.
Książkę tą dorwałem na wyprzedaży w Tesco i właściwie nic wielkiego się po niej nie spodziewałem. A jednak mnie zaskoczyła.
Akcja książki toczy się w dwóch epokach. Przeszłość i teraźniejszość nieustannie się przeplatają. Bruce walczy z przeszłością, a jednocześnie, za sprawą pewnej zawistnej damy, również ją odtwarza. Znajdziecie tu też przyczynę faktu, że w Gotham,...
2014-07-07
Książka jest... nawet dobra. Nawet. Aczkolwiek miejscami trochę "drętwa". Ale zacznę po kolei.
Jeżeli najpierw był film, a dopiero potem pojawia się książka, to wiadomo, że arcydzieło to nie będzie. Ale są jednak pozytywne strony takiego, bądź co bądź, dzieła. Główną... i jakby się tak zastanowić, to chyba jedyną zaletą tej książki jest to, że zwraca ona uwagę na szczegóły, które w filmie mogą przemknąć niezauważone. Na przykład, mimo iż jestem wielkim fanem filmu "Mroczny Rycerz" i po n-krotnym obejrzeniu go, wychwyciłem już wiele interesujących szczegółów, a kluczowe dialogi znam praktycznie na pamięć, jednej ciekawej rzeczy nie zauważyłem. Mianowicie, podczas sceny eskortowania Denta, gdy konwój zjeżdża do tunelu, na ciężarówce, którą przyjeżdża Joker, jest napis głoszący "Laughter is the best medicine" ("Śmiech jest najlepszym lekarstwem") - ktoś (w domyśle Joker), dopisał z przodu literę S, w efekcie otrzymując "Slaughter is the best medicine" ("Rzeź jest najlepszym lekarstwem").
Tak, no ale innych walorów to ta książka raczej nie ma. W większości jest ona... poprawna. Odwzorowanie filmu. A od książki wymaga się przecież więcej. Co prawda z początku są dodatkowe informacje, typu życiorys Czeczena i informacje o tym co się działo tuż przed akcją samego filmu. Ale dalej, w nurcie głównej opowieści, już takie rzeczy się nie pojawiają. Wszystko idzie według scenariusza. A właściwie to nie do końca...
Wielkim minusem tej książki, i tym co mnie osobiście denerwuje jest fakt, że niektóre dialogi zostały zmodyfikowane. Najbardziej rozpoznawalne, kultowe już wręcz wypowiedzi... To naprawdę denerwujące, szczególnie gdy zna się na pamięć wszystkie wypowiedzi bohaterów. I tak, na przykład, Joker w filmie, na końcu pierwszej sceny mówi jeden ze swoich najbardziej rozpoznawalnych tekstów: "I belve, whatever doesn't kill you, simpy makes you... stranger" ("Cokolwiek cię nie zabije, po prostu uczyni cię dziwniejszym"). W książce natomiast znajdujemy drętwe: "Mam nadzieję, że to cholerstwo cię nie zabije... tylko uczyni pięknym inaczej". Tragedia... A to tylko jeden z przykładów.
Jestem pewien, że autor się nie popisał, ale nie tylko on jest jedynym powodem tego, że ta książka nie jest tak dobra, jak mogłaby być. Tym drugim powodem jest tłumacz. Nie będę wymieniał wielu jego nie do końca udanych zabiegów, przytoczę tylko jeden, wyjątkowo drętwy przykład efektów jego pracy. Mianowicie, jeden z gangsterów, murzyn, chodzący w niebieskim garniturze (albo tam fioletowym, nie wiem - nie dość, że jestem mężczyzną, to jeszcze dodatkowo daltonistą ;-) ), ma pseudonim Gamble. Najwyraźniej facet ten lubi ryzyko, jako, że to słowo oznacza hazard. W książce, tenże Gamble, jest znany jako... Gambol. <facepalm> To już lepiej było zostawić oryginalną pisownię...
Podsumowując - książka porywająca nie jest. Wielkiej uczty literackiej się po niej nie spodziewajcie. Ale przeczytać można. A fanów filmu, przestrzegam - nie raz będziecie chcieli tę książkę porwać na strzępy z powodu miejscowych przeinaczeń i godnego pożałowania tłumaczenia.
Książka jest... nawet dobra. Nawet. Aczkolwiek miejscami trochę "drętwa". Ale zacznę po kolei.
Jeżeli najpierw był film, a dopiero potem pojawia się książka, to wiadomo, że arcydzieło to nie będzie. Ale są jednak pozytywne strony takiego, bądź co bądź, dzieła. Główną... i jakby się tak zastanowić, to chyba jedyną zaletą tej książki jest to, że zwraca ona uwagę na...
2014-05-15
W opisie z tyłu książki można przeczytać: "Od tej porywającej książki nie sposób się oderwać." Dalej jesteśmy zapewniani o tym, że książka ta zawiera przewrotny humor i świetnie dozowane napięcie oraz, że zapewnia zabawę literacką najwyższych lotów. Powieść ta ma również być doskonale skonstruowana i trzymać w napięciu.
A jak jest? Humor jest tandetny jeśli w ogóle gdzieś go można znaleźć. Jedyne napięcie jest chyba tylko w gniazdku w apartamencie Bruce'a Wayne'a. Co do konstrukcji powieści to jest... chronologiczna (czytaj: przewidywalna). A co do wspomnianej uczty literackiej - no patrze, szukam, książka się skończyła, a uczty żadnej nie ma. Jednym słowem - słabo.
Ale nie na tym koniec mej krytyki. Trzy rzeczy przede wszystkim rzuciły mi się w oczy. Po pierwsze - dynamika. Której tu brak. Ta książka jest jak w slow motion. Podczas bardzo szybko dziejącej się sceny (np. przy końcu książki, walka Batmana z Deadshotem) autorka potrafi zaserwować nam długi, kilkuakapitowy opis wnętrza fabryki, znajdujących się tam maszyn oraz wspomnienia Bruce'a z Malezji związane z tymi maszynami. Jest to wręcz tragiczne - czasami można zapomnieć co się właściwie działo.
Po drugie - styl mówienia bohaterów. Rosyjski gangster w ferworze walki z pewnością nie wypowiedział by zdań takich jak "Anton, ty tchórzu! Na co czekasz? Zabij go!" albo "To twoja głupota sprowadziła nam na głowę tego demona!". Nawet nie używając przekleństw, i tak można by to napisać inaczej. Te zdania są po prostu za długie i zbyt skomplikowane składniowo, żeby je wykrzyczeć pod gradem kul.
Po trzecie - strasznie tandetnie opisana technologia. Od wszystkiego jest "czujnik" i od wszystkiego jest "przycisk". Do tego każdy czujnik lub mikrofon jest "ultranowoczesny" i "superczuły". Tandeta w najczystszej postaci.
Jakieś zalety? Akcja tej książki dzieje się pomiędzy wydarzeniami z filmów "Batman: Początek" i "Mroczny Rycerz". Według opisu z tyłu książki, ma ona tłumaczyć niewyjaśnione sekrety Batmana i jest "brakującym ogniwem całej historii". I naprawdę w tym względzie, do ostatniej strony miałem nadzieję. Niestety złudną. Jest to taka zapchaj dziura. Akcja dzieje się pomiędzy filmami, ale jakoś specjalnie nie jest z nimi związana, nie wyjaśnia jakiś sekretów, nie przedstawia zaskakujących wydarzeń, które jakoś miałyby wpłynąć na to, co możemy zobaczyć w filmie "Mroczny Rycerz". Mimo nadziei zawiodłem się na niej.
Podsumowując, książka przeciętna. Aż do bólu. Nie jest też takim odrzucającym od siebie gniotem, ale żadnych atutów w niej uświadczyć nie można. A ot tak, ktoś znalazł lukę w historii (czytaj: okazję na zysk), napisał książkę i jest. A tak po prostu - żeby była.
W opisie z tyłu książki można przeczytać: "Od tej porywającej książki nie sposób się oderwać." Dalej jesteśmy zapewniani o tym, że książka ta zawiera przewrotny humor i świetnie dozowane napięcie oraz, że zapewnia zabawę literacką najwyższych lotów. Powieść ta ma również być doskonale skonstruowana i trzymać w napięciu.
A jak jest? Humor jest tandetny jeśli w ogóle gdzieś...
2014-05-12
O czym jest ta książka? Nie wiem. Jaka ona jest? Dziwna. Czy mi się podoba? Uwielbiam ją! Szczególnie z uwagi na bardzo dużą dawkę absurdalnych sytuacji, wydarzeń i postaci. I cóż więcej mogę napisać? Chyba nic. To co sprawiło, że czytało mi się tą książkę łatwo był właśnie absurd. Strasznie spodobały mi się te wszystkie przygody szatańskiej komitywy, Korowiowa i Behemota szczególnie. Nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć. Ze swojej strony i swojego punktu widzenia polecam "Mistrza i Małgorzatę" wszystkim, którzy lubią absurdalny humor. A może wcale nie o to w tej książce chodzi? Dla mnie to nie ma znaczenia.
O czym jest ta książka? Nie wiem. Jaka ona jest? Dziwna. Czy mi się podoba? Uwielbiam ją! Szczególnie z uwagi na bardzo dużą dawkę absurdalnych sytuacji, wydarzeń i postaci. I cóż więcej mogę napisać? Chyba nic. To co sprawiło, że czytało mi się tą książkę łatwo był właśnie absurd. Strasznie spodobały mi się te wszystkie przygody szatańskiej komitywy, Korowiowa i Behemota...
więcej mniej Pokaż mimo to
Klasyka sci-fi. Zawsze, gdy zaczynam czytać jakąś książkę uważaną za "klasyczną", jest we mnie jakiś niepokój, że mi się nie spodoba, że w moich oczach nie będzie zasługiwała na pochwały jakie sypią się na nią ze wszystkich stron. Na szczęście nigdy jeszcze się na takich książkach nie zawiodłem.
"Solaris" nie jest zwykłą wizją przyszłości. Wykreowany przez Lema jej obraz oraz sama planeta Solaris i jej tajemniczy mieszkaniec są tylko pretekstem. Pretekstem do refleksji na temat ludzkości.
Tą refleksję właściwie można streścić w słowach Snauta: "Wcale nie chcemy zdobywać kosmosu, chcemy tylko rozszerzyć ziemię do jego granic." I tutaj w 100% się z nim zgadzam. Człowiek próbuje pojąć wszystko rozumem - swoim ludzkim rozumem. Nie potrafi pojąć czegoś, co jest poza jego zasięgiem, poza jego kategoriami pojęciowymi. Człowiek odwrócił proces ewolucji - w przeciwieństwie do innych organizmów nie przystosowuje się do otoczenia, lecz przystosowuje otoczenie do swoich potrzeb.
Te ograniczenia poznania, Lem dodatkowo obrazuje na końcu książki. Bohaterowie mają na dzieję na Kontakt dopiero, gdy Ocean zaczyna swoje wytwory upodabniać do tych, zrozumiałych dla ludzi. Ewentualne więc zrozumienie tego niezwykłego organizmu, możliwe dla ludzi jest dopiero wtedy, gdy to on dostosuje się do ludzi. Gdy on sam, przełoży wiedzę o sobie na ludzkie kategorie pojęciowe.
Wniosek, który po przeczytaniu tej książki nasuwa się sam, jest taki, że ludzie nigdy nie uwolnią się od ograniczeń swojego umysłu. Nigdy nie wyewoluują dalej, gdyż nie dają ewolucji pola do popisu, przystosowując wszystko, do swojej obecnej formy.
Czy jest to wizja pesymistyczna? Myślę, że nie. Ona po prostu daje do zrozumienia, że nawet jeśli Boga nie ma, to człowiek nigdy się bogiem nie stanie.
Klasyka sci-fi. Zawsze, gdy zaczynam czytać jakąś książkę uważaną za "klasyczną", jest we mnie jakiś niepokój, że mi się nie spodoba, że w moich oczach nie będzie zasługiwała na pochwały jakie sypią się na nią ze wszystkich stron. Na szczęście nigdy jeszcze się na takich książkach nie zawiodłem.
więcej Pokaż mimo to"Solaris" nie jest zwykłą wizją przyszłości. Wykreowany przez Lema jej obraz...