-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać1
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński18
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2024-05-06
2024-04-20
2024-04-03
2024-02-29
2023-12-03
2023-10-14
2023-08-23
Po skończeniu lektury i przeczytaniu wielu opinii na LC nadal nie mam pojęcia, ile gwiazdek przyznać tej książce.
Z jednej strony - znajduję się w gronie szczęśliwców, którym ta pozycja jakoś weszła... aczkolwiek nie od razu. Mniej więcej do połowy miałam ogromną ochotę cisnąć ją w kąt, jako stertę niestrawnego bełkotu, ale już końcówkę czytałam z zainteresowaniem i pewną przyjemnością. W drugiej połowie wszystko zaczęło się spinać, przestały dochodzić nowe postacie czy lokacje, można było zacząć cokolwiek ogarniać i to bez potrzeby ciągłego sięgania do glosariusza czy mapki. Innymi słowy - może jest to pozycja nie najłatwiejsza w odbiorze, ale jednak idzie w niej ogarnąć "kto, z kim, kiedy i dlaczego" i mieć z tego jakąś satysfakcję.
Dodatkowo, ciężki i mroczny klimat, oraz to, że bohaterowie służą zasadniczo imperium, podbijającemu kolejne krainy, kojarzyły mi się miło z grą "Tyranny".
Z drugiej strony - zgadzam się ze wszystkimi negatywnymi komentarzami. Obiektywnie rzecz biorąc: książka jest napisana zgrabnie pod względem językowym, jeśli chodzi o konstrukcję poszczególnych zdań czy akapitów, ale już całościowe prowadzenie akcji leży i utrudnia zainteresowanie się światem przedstawionym. Męczenie i gubienie czytelnika oraz zalewanie go stertą nazw i pojęć to nie dowód geniuszu autora. W końcówce polskiego wydania dodatkowo pojawiły się błędy: narracje przypisane do konkretnych postaci zlewają się w jedno. Same postacie to natomiast papierowe wydmuszki, którym trudno kibicować, a czasem ich priorytety i działania przełączają się jak za dotknięciem magicznego pstryczka. Anomander jest "cool i badass" (jak żywcem wyjęty z fanfika nastolatki, ale mnie to nie przeszkadza), Kruppe wypada ciekawie, ale poza tym słabo.
Korciło mnie, żeby sięgnąć po następny tom, ale kiedy odkryłam, że jest tego kolejne dziesięć tysięcy stron, uznałam, że dziękuję, postoję. Nie mam żadnej gwarancji, że nie zostanę znów zalana niezbyt precyzyjnie opisanymi wyparzeniami w wykonaniu tekturowych postaci.
Po skończeniu lektury i przeczytaniu wielu opinii na LC nadal nie mam pojęcia, ile gwiazdek przyznać tej książce.
Z jednej strony - znajduję się w gronie szczęśliwców, którym ta pozycja jakoś weszła... aczkolwiek nie od razu. Mniej więcej do połowy miałam ogromną ochotę cisnąć ją w kąt, jako stertę niestrawnego bełkotu, ale już końcówkę czytałam z zainteresowaniem i pewną...
2023-05-07
2023-04-21
2023-04-16
2023-02-05
2022-12-27
Chyba przeczytałam tę książkę za późno. Podeszłam do niej z wielkimi oczekiwaniami, "na kolanach", po tym, jak wielokrotnie zetknęłam się z opiniami, że to pozycja obowiązkowa, głęboka i ponadczasowa. Tymczasem... Opis obozowej rzeczywistości, dość skromny i suchy, niewiele wzbogacił mnie wiedzowo czy emocjonalnie, w przeciwieństwie do innej książki o analogicznej tematyce, którą czytałam dosłownie tydzień później. Refleksje na temat sensu czy jego braku również nie były dla mnie odkrywcze. Pominę już fakt, że nie podzielam poglądów autora na to, że każde cierpienie ma sens - choć dobrze, że ten przytomnie zauważa, że jeśli dane cierpienie jest do uniknięcia, to należy go unikać, w przeciwnym razie mamy do czynienia z masochizmem.
Dodatkowo, jako osobie obeznanej nieco z psychoterapią, dziwnie mi się czytało wzmianki, które można streścić następująco: "przyszedł do mnie, lekarza psychiatry, człowiek z poważnym problemem - depresją, impotencją, fobią społeczną itp. - więc powiedziałem mu, żeby poszukał sensu w życiu, po czym człowiek ten odszedł ode mnie uleczony - od ręki, po jednym spotkaniu". No nie, co do zasady tak to nie działa, więc nawet jeśli doktor Frankl bywał autentycznie skuteczny w swojej logoterapii, tutaj jawi się jako magiczny cudotwórca i - o dziwo - bardziej jako napompowana figurka autorytetu niż autorytet.
Chyba przeczytałam tę książkę za późno. Podeszłam do niej z wielkimi oczekiwaniami, "na kolanach", po tym, jak wielokrotnie zetknęłam się z opiniami, że to pozycja obowiązkowa, głęboka i ponadczasowa. Tymczasem... Opis obozowej rzeczywistości, dość skromny i suchy, niewiele wzbogacił mnie wiedzowo czy emocjonalnie, w przeciwieństwie do innej książki o analogicznej tematyce,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-04
Rewelacyjna książka, zarówno pod względem treści, stylu, jak i włożonej weń pracy. Czyta się ją praktycznie jednym tchem, mimo ciężkiej tematyki. Autorka, korzystając nie tylko ze wspomnień tytułowego bohatera, ale też z wielu innych wspomnień i źródeł, stworzyła bardzo kompleksowy, przekrojowy obraz obozowej rzeczywistości na przestrzeni praktycznie całego czasu istnienia obozu.
Dla mnie najciekawsze - z perspektywy wielu wcześniej poznanych materiałów o obozach - okazało się oglądanie Auschwitz oczyma swego rodzaju "prominenta". Więźnia o niskim numerze, który znajdował się (przynajmniej przez kilka lat, bo z pewnością nie na starcie ani na końcu swojej obozowej drogi) na uprzywilejowanej pozycji, jadał kiełbasę, chodził do puffu itp., a jednocześnie nie był jednym z jeszcze wygodniej żyjących katów, tylko człowiekiem, któremu w każdej chwili nadal groziła śmierć, który realnie cierpiał... i który umiał wykorzystać swoje liczne kontakty, by pomagać innym. Innymi słowy, jest to porządna opowieść o porządnym człowieku w koszmarnych czasach, napisana rzetelnie i bez zadęcia. Polecam absolutnie każdemu, zarówno tym, którzy dopiero zaczynają interesować się tematyką obozową, jak i tym, którzy interesują się nią od dawna.
Rewelacyjna książka, zarówno pod względem treści, stylu, jak i włożonej weń pracy. Czyta się ją praktycznie jednym tchem, mimo ciężkiej tematyki. Autorka, korzystając nie tylko ze wspomnień tytułowego bohatera, ale też z wielu innych wspomnień i źródeł, stworzyła bardzo kompleksowy, przekrojowy obraz obozowej rzeczywistości na przestrzeni praktycznie całego czasu istnienia...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-11
We wczesnej podstawówce, kiedy przez chwilę fascynowałam się UFO, przeczytałam tę książkę po raz pierwszy, z czego nic kompletnie już nie pamiętam. Teraz, po latach, natknęłam się na nią podczas sprzątania piwnicy rodziców i postanowiłam sprawdzić, czy to atrakcyjna lektura, zanim zdecyduję o jej dalszym losie.
Spojler: gdybym kiedykolwiek miała lekką ręką wyrzucać książki na śmietnik, to byłaby ta książka.
Uważam, że wciąż jesteśmy daleko od dotarcia do granic poznania, i wierzę w możliwość istnienia życia pozaziemskiego, w tym jego inteligentnych form. Ale w zielone ludziki w lewitującym chlebaku, pardon: "autobusie", które postanowiły rozebrać przypadkowego polskiego chłopa, gdyż albowiem bo tak, po czym wszelki słuch po nich zaginął - nijak uwierzyć nie umiem. Nawet jeśli autor bardzo, baaardzo się stara, żeby nadać swojej relacji pozory naukowego obiektywizmu, a cały pierwszy rozdział książki poświęca na udowodnianie, jaki to z niego błyskotliwy erudyta.
Zasadniczo wybaczam różnym książkom wiele, ale tej wybaczyć nie mogę:
1) Pisania całości pod jedną, z góry przyjętą tezę. UFO wylądowało w Emilcinie, koniec kropka, a jeśli fakty przeczą tej teorii - tym gorzej dla faktów. Przykład?
"Istnieją osoby, które z całą pewnością słyszały dźwięk [przelatującego UFO] w powietrzu. Należą do nich: Adaś Popiołek, Janina Popiołek, Adam Maciąg i Stanisława Szczucka (mimo że temu przeczy). Istnieją osoby, które najprawdopodobniej także słyszały ten sam dźwięk, choć się do tego nie przyznają. Są to: Zofia Greguła (lub ktoś z jej rodziny) i Janina Żywicka."
Te zapisy w okrągłych nawisach naprawdę pochodzą wprost z książki. Podsumujmy więc: z sześciu świadków, na których autor otwarcie się powołuje na potwierdzenie swojej tezy, jedna osoba stanowczo ZAPRZECZA, że była świadkiem czegokolwiek, druga się "nie przyznaje" (zapewne na złość autorowi, który wie lepiej, co kto słyszał i widział), trzecia też się nie przyznaje i w ogóle może być kimś innym. :D
Pozostali wymienieni tu "świadkowie" to osoby, które autor odpytywał w sposób ukierunkowany na wydobycie "jedynych słusznych" informacji - o czym można poczytać w książce Bartosza Rdułtowskiego "Tajne operacje. PRL i UFO". Tyle z naukowej rzetelności.
2) Wszechobecne kpiny autora z osób, które mają inne zdanie niż on - w dowolnej kwestii, nie tylko związanej z UFO.
Przykłady: "Jeśli trzymać się porównań, to do małpy bardziej podobny jest Kazimierz Brzozowski (...), również dlatego, że ma małpi rozum i małpuje komunikaty naukowe." O doktor Honoracie Karpikiewicz: "Są na świecie piękne zawody: można być kioskarką, sprzedawczynią lodów czy bileterką, po co się więc brać za pracę umysłową, jak się nie ma do tego głowy".
To są teoretycznie drobne złośliwości i szpile, często w humorystycznym tonie, czasem zasadne, ale wbijane KAŻDEMU, kto śmie mieć inne zdanie niż autor, często w ilości po kilka, kilkanaście, a nawet i kilkadziesiąt razy na stronę lub na osobę. Tylko autor ma bowiem monopol na prawdę, wiadomo. I czyjeś ufoludki z trójkątami na piersi są zmyślone w ramach choroby psychicznej (jego własne słowa), a "jego" ufoludki z Emilcina już nie.
3) Powtarzalność. Książka ma nieco ponad 300 stron, ale wiele treści się powiela. Relacje Jana Wolskiego i Adasia Popiołka są wałkowane w kółko, jako opis wydarzeń, potem opis wydarzeń z perspektywy badacza, potem zapis z rozmowy, potem zapis z raportu... i tak dalej, i tak dalej. W okolicach setnej strony wiedziałam już zasadniczo wszystko, co o "wydarzeniu w Emilcinie" wiedzieć chciałam i powinnam, a i tę lekturę można było skrócić, sięgając od razu do raportu z badań, gdzie autor wyłuszcza nie tylko relacje mieszkańców wsi czy przeprowadzone testy, ale i swoje hipotezy.
Ponieważ książka jest z gatunku niszowych, nie mam poczucia, że moja opinia na LC komukolwiek się przyda - po prostu musiałam się nieco zwentylować po irytującej lekturze. :)
We wczesnej podstawówce, kiedy przez chwilę fascynowałam się UFO, przeczytałam tę książkę po raz pierwszy, z czego nic kompletnie już nie pamiętam. Teraz, po latach, natknęłam się na nią podczas sprzątania piwnicy rodziców i postanowiłam sprawdzić, czy to atrakcyjna lektura, zanim zdecyduję o jej dalszym losie.
więcej Pokaż mimo toSpojler: gdybym kiedykolwiek miała lekką ręką wyrzucać książki...