We wczesnej podstawówce, kiedy przez chwilę fascynowałam się UFO, przeczytałam tę książkę po raz pierwszy, z czego nic kompletnie już nie pamiętam. Teraz, po latach, natknęłam się na nią podczas sprzątania piwnicy rodziców i postanowiłam sprawdzić, czy to atrakcyjna lektura, zanim zdecyduję o jej dalszym losie.
Spojler: gdybym kiedykolwiek miała lekką ręką wyrzucać książki na śmietnik, to byłaby ta książka.
Uważam, że wciąż jesteśmy daleko od dotarcia do granic poznania, i wierzę w możliwość istnienia życia pozaziemskiego, w tym jego inteligentnych form. Ale w zielone ludziki w lewitującym chlebaku, pardon: "autobusie", które postanowiły rozebrać przypadkowego polskiego chłopa, gdyż albowiem bo tak, po czym wszelki słuch po nich zaginął - nijak uwierzyć nie umiem. Nawet jeśli autor bardzo, baaardzo się stara, żeby nadać swojej relacji pozory naukowego obiektywizmu, a cały pierwszy rozdział książki poświęca na udowodnianie, jaki to z niego błyskotliwy erudyta.
Zasadniczo wybaczam różnym książkom wiele, ale tej wybaczyć nie mogę:
1) Pisania całości pod jedną, z góry przyjętą tezę. UFO wylądowało w Emilcinie, koniec kropka, a jeśli fakty przeczą tej teorii - tym gorzej dla faktów. Przykład?
"Istnieją osoby, które z całą pewnością słyszały dźwięk [przelatującego UFO] w powietrzu. Należą do nich: Adaś Popiołek, Janina Popiołek, Adam Maciąg i Stanisława Szczucka (mimo że temu przeczy). Istnieją osoby, które najprawdopodobniej także słyszały ten sam dźwięk, choć się do tego nie przyznają. Są to: Zofia Greguła (lub ktoś z jej rodziny) i Janina Żywicka."
Te zapisy w okrągłych nawisach naprawdę pochodzą wprost z książki. Podsumujmy więc: z sześciu świadków, na których autor otwarcie się powołuje na potwierdzenie swojej tezy, jedna osoba stanowczo ZAPRZECZA, że była świadkiem czegokolwiek, druga się "nie przyznaje" (zapewne na złość autorowi, który wie lepiej, co kto słyszał i widział), trzecia też się nie przyznaje i w ogóle może być kimś innym. :D
Pozostali wymienieni tu "świadkowie" to osoby, które autor odpytywał w sposób ukierunkowany na wydobycie "jedynych słusznych" informacji - o czym można poczytać w książce Bartosza Rdułtowskiego "Tajne operacje. PRL i UFO". Tyle z naukowej rzetelności.
2) Wszechobecne kpiny autora z osób, które mają inne zdanie niż on - w dowolnej kwestii, nie tylko związanej z UFO.
Przykłady: "Jeśli trzymać się porównań, to do małpy bardziej podobny jest Kazimierz Brzozowski (...), również dlatego, że ma małpi rozum i małpuje komunikaty naukowe." O doktor Honoracie Karpikiewicz: "Są na świecie piękne zawody: można być kioskarką, sprzedawczynią lodów czy bileterką, po co się więc brać za pracę umysłową, jak się nie ma do tego głowy".
To są teoretycznie drobne złośliwości i szpile, często w humorystycznym tonie, czasem zasadne, ale wbijane KAŻDEMU, kto śmie mieć inne zdanie niż autor, często w ilości po kilka, kilkanaście, a nawet i kilkadziesiąt razy na stronę lub na osobę. Tylko autor ma bowiem monopol na prawdę, wiadomo. I czyjeś ufoludki z trójkątami na piersi są zmyślone w ramach choroby psychicznej (jego własne słowa), a "jego" ufoludki z Emilcina już nie.
3) Powtarzalność. Książka ma nieco ponad 300 stron, ale wiele treści się powiela. Relacje Jana Wolskiego i Adasia Popiołka są wałkowane w kółko, jako opis wydarzeń, potem opis wydarzeń z perspektywy badacza, potem zapis z rozmowy, potem zapis z raportu... i tak dalej, i tak dalej. W okolicach setnej strony wiedziałam już zasadniczo wszystko, co o "wydarzeniu w Emilcinie" wiedzieć chciałam i powinnam, a i tę lekturę można było skrócić, sięgając od razu do raportu z badań, gdzie autor wyłuszcza nie tylko relacje mieszkańców wsi czy przeprowadzone testy, ale i swoje hipotezy.
Ponieważ książka jest z gatunku niszowych, nie mam poczucia, że moja opinia na LC komukolwiek się przyda - po prostu musiałam się nieco zwentylować po irytującej lekturze. :)
We wczesnej podstawówce, kiedy przez chwilę fascynowałam się UFO, przeczytałam tę książkę po raz pierwszy, z czego nic kompletnie już nie pamiętam. Teraz, po latach, natknęłam się na nią podczas sprzątania piwnicy rodziców i postanowiłam sprawdzić, czy to atrakcyjna lektura, zanim zdecyduj...
Rozwiń
Zwiń