-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2020-08-26
Miłość jest znana z tego, że jest nieprzewidywalna, ponieważ lubi pojawiać się w najmniej spodziewanych momentach. Jest niezaprzeczalnie pięknym uczuciem, ale aż za często okazuje się być obrzydliwie okrutna i bezlitosna. Wprowadza do życia szczęście i radość, a w momencie, gdy odchodzi, pozostawia po sobie śmiercionośny dół rozpaczy, który potem tak trudno zasypać. Mimo tego próbujemy dalej, ryzykujemy, stawiając na szali nasze uczucia i serce - szukamy osoby, która okaże się być tą jedyną, właściwą, a przede wszystkim - nam pisaną. Różnice między płciami nie ułatwiają znalezienia odpowiedniego partnera czy też partnerki, dlatego nic w tym dziwnego, że poradniki poświęcone tematyce związków i spraw sercowych cieszą się tak dużą popularnością.
Matthew Hussey jest popularnym i szanowanym ekspertem w temacie związków i relacji damsko-męskich. Początkowo prowadził seminaria i kursy skierowane jedynie dla mężczyzn, jednak - pomimo obawy związanej ze zdradą swojej płci - postanowił pomóc także kobietom, odkrywając przed nimi męską psychikę. „Facet idealny. Jak znaleźć, zdobyć i utrzymać przy sobie mężczyznę” jest książką składającą się z trzech części, które są związane z wyróżnionymi w podtytule zagadnieniami. Każde z nich zostało odpowiednio rozwinięte i przybliżone, jednak autor skupił się w swoim dziele przede wszystkim na kobiecie. Kluczem do sukcesu jest bowiem poznanie własnej wartości i polubienie samej siebie. Właściwie nie jest to nic nowego czy zaskakującego, ale wiele z nas zapomina o tych podstawach, zaniża swoje wymagania, daje szansę, licząc na nagłą poprawę swego partnera.
Życie nie jest bajką, a miłość i związki przedstawione w książkach czy filmach nie mają przełożenia w rzeczywistości. Znalezienie odpowiedniego partnera okazuje się być tak trudnym zadaniem głównie z powodu braku jakiejkolwiek aktywności i statycznego stylu życia, jaki prowadzimy. Autor nie pominął elementarnej wiedzy, która jest w stanie zapewnić odbiorczyni sukces. Napisany przez Hussey'a poradnik ma wysoką wartość merytoryczną, ponieważ wszystkie zawarte w nim porady i zalecenia są aktualne, a przede wszystkim faktyczne mogą okazać się pomocne. Kolejną i chyba największą zaletą tej pozycji jest fakt, iż została ona napisana przez mężczyznę, a co za tym idzie – z jego punktu widzenia. Dzięki temu sposób myślenia facetów, ich psychika, staje się bardziej przejrzysta, a sposób postępowania łatwiejszy do przewidzenia.
Matthew Hussey poświęcił kilka rozdziałów na najczęściej zadawane przez kobiety pytania, w tym także to, będące najczęściej zmorą większości kobiet, a mianowicie: „Dlaczego on nie zadzwonił?”. Jest to chyba też jedno z najczęściej wpisywanych zapytań w wyszukiwarce Google, a na kobiecych forach ciągle poruszany jest ten problem. Podobnie ma się kwestia w przypadku zagadnienia utknięcia w przyjacielskiej sferze, przepisie na wymarzoną randkę czy odpowiedzi na pytania: „Jak stać się jego wymarzoną kobietą?” albo „Czy to TEN Jedyny?”.
Jak widać „Facet idealny” porusza wszystkie najbardziej frapujące i problematyczne zagadnienia. Napisany jest z punktu widzenia mężczyzny, dlatego jest praktyczny oraz godny zaufania. Zamieszczone na łamach stron treści niby zawierają dobrze nam znane informacje, a jednak nie bez powodu tak często dajemy się ponieść uczuciu, zostawiając rozsądek daleko za sobą. Matthew Hussey nie zachęca odbiorcy do rozpoczęcia "gierki" w bycie na przykład zołzą, proponuje w zamian za to skupienie się na swoim wnętrzu, wyjściu do ludzi oraz wykorzystaniu zamieszczonych w poradniku rad.
Czy polecam? Jak najbardziej! „Facet idealny” pozwala spojrzeć na wiele kwestii pod zupełnie innym kątem, a przy tym został napisany prostym i przejrzystym językiem, który zachęca do kontynuowania lektury. Jedynym mankamentem jest dość częste reklamowanie się samego autora oraz podawanie hasła do jego filmików na stronie internetowej. Nie uznałabym tego za wadę, gdyby nie fakt, iż wpisanie kodu jest niemożliwe, ponieważ zainteresowana osoba zostaje przekierowana na jedną z dwóch stron, na których można zakupić napisaną przez niego książkę. Mimo tego, polecam – i to nie tylko singielkom, ale także kobietom będącym w związkach.
Miłość jest znana z tego, że jest nieprzewidywalna, ponieważ lubi pojawiać się w najmniej spodziewanych momentach. Jest niezaprzeczalnie pięknym uczuciem, ale aż za często okazuje się być obrzydliwie okrutna i bezlitosna. Wprowadza do życia szczęście i radość, a w momencie, gdy odchodzi, pozostawia po sobie śmiercionośny dół rozpaczy, który potem tak trudno zasypać. Mimo...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ponoć Einstein stwierdził kiedyś, iż człowiek używa jedynie 10 procent potencjału swojego mózgu. Nasuwa się więc pytanie, co z pozostałą – aż dziewięć razy większą – częścią? Odpowiedzi na nie starali się udzielić naukowcy, najczęściej podważając tę teorię, jednak w przeciwieństwie do nich Mircea Ighisan George zgadza się z domniemanymi słowami sławnego fizyka. Co więcej, przekonuje, że człowiek sam kreuje rzeczywistość jest w stanie na nią wpływać. W swojej książce pt. „Metoda dwupunktowa dla każdego” dzieli się z czytelnikiem receptą na formowanie, a przede wszystkim, uzdrawianie swojego życia, nie tylko przez myśli, ale także przez dotyk.
Na czym polega tytułowa metoda? Na dotknięciu dwóch, połączonych ze sobą, punktów na ciele. Aby tego dokonać, należy działać według kroków opisanych przez Mircea George, a wcześniej zapoznać się z podstawowymi prawami, kształtującymi rzeczywistość. Dlatego też książka pt. „Metoda dwupunktowa dla każdego” podzielona została na trzy części – typowo teoretyczną, praktyczną oraz uzupełniającą. Pierwsza okazała się być zaskakująco zajmującą lekturą, zapoznającą czytelnika z takimi istotnymi kwestiami jak: czysta energia - matrix, drganie i rezonans, intencja czy intuicja. Przy ich rozwinięciu, autorka skorzystała ze zjawisk i praw fizycznych, jednak zrobiła to w taki sposób (na przykład przy wykorzystaniu obrazków), że pozornie trudne kwestie, okazywały się nie być takie złe.
Druga część książki zawiera w sobie wszystkie informacje, wiedzę, która potrzebna jest do korzystania z metody dwupunktowej. Aby ułatwić odbiorcy jej wykonanie, na stronach poradnika zamieściła kilka ćwiczeń pomagających doświadczyć i utrwalić poszczególne stany. Każde z nich zostało opatrzone opisem oraz klarowną instrukcją, pokazującą, jak krok po kroku je wykonać. Autorka nie zapomniała o istotnym elemencie, a mianowicie: określeniu i wyjaśnieniu celu tych ćwiczeń. Czytelnik tym samym nie będzie na ślepo ich wykonywać, nie wiedząc dokładnie co one mają na celu.
Trzecia, a zarazem najkrótsza część, została nazwana przeze mnie uzupełniającą, ponieważ rozwija ona dokładniej poszczególne etapy zastosowania metody dwupunktowej. Za jej sprawą, odbiorca zapozna się na przykład z kwestią właściwego, najlepszego wyboru, ale także będzie mógł odbyć dodatkowy trening przygotowujący do użycia metody dwupunktowej. Te wszystkie części stanowią integralną i swoistą całość poradnika napisanego przez Mircea Ighisan George. Jeżeli chodzi o kwestię merytoryczną, to wypada on naprawdę dobrze, a przede wszystkim – wiarygodnie. Jak jednak wygląda kwestia jego wykonania?
„Metoda dwupunktowa dla każdego” jest przejrzyście napisaną książką, na której stronach opisane zostały kwestie, nie należące do najłatwiejszych. Autorce udało się zrobić coś zadziwiającego – nudne i skomplikowane na pierwszy rzut oka zagadnienia przekazała czytelnikowi w taki sposób, że przestały być takie straszne. Dokonała tego za sprawą nadania książce odpowiedniej formy. Nie jest to bowiem typowy tekst popularnonaukowy, a raczej dialog dwóch postaci, których możemy poznać za sprawą krótkich komiksów, zamieszczonych przed każdą z części poradnika. Pozycja Mircea George jest więc rozmową Antona Tohm’a oraz Photoni’ego, który w łatwy i przystępny sposób wyjaśnia koledze różne zagadnienia. Do tego celu wykorzystuje motywy obecne w filmach, rysunki, a zwłaszcza przykłady z życia codziennego.
Recenzowany przeze mnie poradnik okazał się być bardzo dobrą pozycją, przekazującą na ponad stu pięćdziesięciu stronach naprawdę sporą ilość wiedzy. Kwestia graficzna, a więc kolorowe obrazki, schematy i zamieszczone na fioletowym tle rady, uprzyjemniają lekturę „Metody dwupunktowej dla każdego”, a zamieszczone, na końcu każdego większego zagadnienia, podsumowanie, pomaga w usystematyzowaniu takiego ogromu nowych informacji. W przypadku takiego tytułu nie mogę zrobić więc niczego innego, jak tylko polecić go każdemu, kto chciałby poznać sposób na zmianę swojego nastawienia, życia. Polecam!
Ponoć Einstein stwierdził kiedyś, iż człowiek używa jedynie 10 procent potencjału swojego mózgu. Nasuwa się więc pytanie, co z pozostałą – aż dziewięć razy większą – częścią? Odpowiedzi na nie starali się udzielić naukowcy, najczęściej podważając tę teorię, jednak w przeciwieństwie do nich Mircea Ighisan George zgadza się z domniemanymi słowami sławnego fizyka. Co więcej,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07
Kawa, a właściwie zawarta w niej kofeina, uzależnia. Oprócz tego poprawia nastrój, dobrze smakuje, a przede wszystkim - dodaje energii na stoczenie kolejnych bitew z szykującym niespodzianki losem. Pić i delektować się jej smakiem to jedno, ale czytać i rozkoszować się nią za sprawą aromatycznego zapachu, wytworzonego za sprawą samych słów? To już zupełnie inna para kaloszy, a właśnie tego może doświadczyć każdy, kto sięgnie po dzieło włoskiego pisarza Diego Galdino pod tytułem „Pierwsza kawa o poranku”. Nieprawdopodobne? I to jeszcze jak...
Massimo Tiberi jest doskonałym baristą, a zarazem właścicielem dobrze prosperującego baru w rzymskiej miejscowości Zatybrze. Najpopularniejszym i najbardziej lubianym napojem jest w nim właśnie kawa. Samotny, choć otoczony przez stałych klientów i wiernych przyjaciół, doświadcza po raz pierwszy w życiu tak potężnej karuzeli uczuć oraz nagłych zmian nastroju. Wszystkiemu winna jest tajemnicza Francuzka, którą najwidoczniej łączy coś ze zmarłą panią Marią – schorowaną staruszką z którą przyjaźnił się nasz bohater. Pierwsze spotkanie Massima i zielonookiej piękności nie należało do najprzyjemniejszych, dlatego właściciel baru robi teraz wszystko, aby przekonać do siebie kobietę, która wywarła na nim tak duże wrażenie.
„Pierwsza kawa o poranku” okazała się być nietuzinkową lekturą ze względu na użyty przez autora język, w szczególności zaś, przez interesujące metafory i porównania. Wystąpił jednak problem z wyważeniem przez Diego Galdiano proporcji, i najzwyczajniej w świecie, przesadził on z pewnymi zabiegami. Na przykład z informacjami na temat ulubionych kaw poszczególnych bohaterów, odwiedzających bar. Przy pierwszym nazwisku było to coś nowego, przy drugim i trzecim neutralnego, ale z każdą kolejną osobą robiło się to coraz bardziej męczące i irytujące. Czytelnik zamiast zapoznawać się z opisaną historią, musiał przebrnąć przez mało znaczące informacje, bo kogo obchodzi, czy Lino pije kawę z żeń-szeniem, a Gino kawę al vetro z kroplą pianki mlecznej? Na dodatek sposób ich zapisu nie ułatwiał lektury – wszystko mieściło się bowiem w nawiasach, a przy kilku imionach oddzielonych przecinkiem, powstawała niewyraźna papka liter i znaków interpunkcyjnych.
Kolejnym mankamentem, który można wytknąć pisarzowi, są bohaterowie, a zwłaszcza główna postać – Massima. Tak jak klimat obecny na łamach stron powieści jest wprost magiczny ze względu na swój niepowtarzalny rzymski urok, tak dwójka najważniejszych w tej historii osób niespecjalnie zachwyca czytelnika. Właściciel baru zachowuje się początkowo gorzej niż nastolatka (owszem - nie nastolatek, ale nastolatka). Tak jak fakt, że traci głowę i zakochuje się bez pamięci w nieznajomej piękności można jeszcze przetrawić, w końcu to książka o miłości, tak jego ciągłe zmiany nastroju, durne i dziecinne zachowania są po prostu nie na miejscu. Wprowadza to do tej historii pewną śmieszność, która ma poważny wpływ na chęć w dalsze zagłębianie się w lekturę.
Pisarzowi udało się za sprawą słowa pisanego przenieść czytelnika do zupełnie innego miejsca. Pełnego turystów, wścibskich i hałaśliwych Włochów, którzy w wolnych chwilach, nie mając nic lepszego do roboty, obsiadują bar Massima i piją swoją ulubioną kawę. Wąskie uliczki, wspaniałe zabytki – w wykreowanym przez autora obrazie łatwo się zakochać, dlatego ta pozycja może i mogłaby urzec potencjalnego czytelnika, jednak obecna w niej infantylność i mało przekonujące rozwinięcie znajomości tej dwójki bohaterów na to nie pozwalają. Nawet pojawiający się a kartach powieści humor, ani wątek stopniowo poznawanej przez Massima tajemnicy nie są w stanie uratować tej pozycji. Autor miał ciekawy pomysł, jednak jedyne co mu wyszło, to zauroczenie czytelnika Włochami i rozbudzenie w nim pragnienia, aby ujrzeć ten kraj na własne oczy.
Owa powieść może więc przypaść do gustu jedynie osobom, które nie mają niczego lepszego do czytania, a chcą się zrelaksować przy aromacie pysznej kawy, towarzyszącej im przez większość czasu. "Pierwsza kawa o poranku" nie jest też pozycją, która mogłaby spodobać się mężczyznom, jest zbyt naiwna i przesycona mało realistycznym obrazem miłości. Dużą zaletą "Pierwszej kawy o poranku" jest natomiast wątek tajemnicy, który przekonująco zachęca odbiorcę do dalszego zagłębiania się w lekturę. Odbiorca ma możliwość wspólnie z Massimem poznawać zawiłą historię z przeszłości za sprawą dziennika, pozostawionego mu przez Geneviève.
Kawa, a właściwie zawarta w niej kofeina, uzależnia. Oprócz tego poprawia nastrój, dobrze smakuje, a przede wszystkim - dodaje energii na stoczenie kolejnych bitew z szykującym niespodzianki losem. Pić i delektować się jej smakiem to jedno, ale czytać i rozkoszować się nią za sprawą aromatycznego zapachu, wytworzonego za sprawą samych słów? To już zupełnie inna para...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-26
Poezja jest dość specyficzną formą przekazu myśli, dlatego można ją lubić i z przyjemnością się w niej zaczytywać, albo wręcz przeciwnie – nienawidzić i trzymać się od wszystkich utworów z daleka. Często niezrozumiała, a jednak zawiera w słowach więcej, niż by się chciało otrzymać. Za sprawą wierszy łatwo jest przelać na papier swoje emocje oraz uczucia, dlatego osiągnięcie z powrotem równowagi psychicznej i spokoju ducha staje się o wiele szybszym procesem. Poezja nie jest jednak zbyt popularną i poczytliwą formą, a przyczyn w tej utrzymującej się tendencji należy dopatrywać się między innymi w tych wszystkich lekcjach języka polskiego, na których prowadziło i prowadzi się jałowe interpretacje pod ‘właściwy’ klucz. Ja jednak z niekryjącym się zainteresowaniem sięgam po współczesne tomiki, a szczególnie te, które zostały stworzone młodych poetów.
„Kod zalustrza” to szósty już tomik wierszy Aleksandra Pietraszunasa, mieszkańca Katowic. Na jego pięćdziesięciu sześcu stronach znajdują się wiersze wolne, tworzące różnorodne obrazy i budujące inny, dość specyficzny klimat. Biorąc pod uwagę tytuł, można zaryzykować stwierdzenie, iż każda zbudowana przez autora kreacja jest odbiciem otaczającego go świata. Na taką myśl naprowadził mnie głównie utwór pt. „-rodowód-”, wieńczący ten niepozorny tomik. Autor jednak nie dopuszcza się krytyki świata, takiej rzeczywistości. Niczym narrator przybliża odbiorcy kolejne odbicia, przedstawia wykorzystane przez siebie kreacje liryczne, które w pewien sposób przygnębiają swoją prawdziwością, ale także zwracają uwagę na poruszoną kwestię.
-rodowód-
czym jest ciało tekstu linie
w żar złożone kto wyznacza
słowa trudne i nabrzmiałe
smak skradziony bóstwu
atom kod zalustrza krótki
podgląd płaszczyzn miejsc
skroplonych silną czernią
sednem i spiętrzeniem czasu
język którym się ratuję
ten co bryły zmienia mój
wiersz to piękna droga
przez niemoc patrzenia
Istotą dobrego wiersza jest możliwość przekazania odbiorcy pewnej myśli, wykreowania obrazu, który będzie możliwy do wyobrażenia. Tego jednak nie zdołałam doświadczyć w kontakcie z każdym, zawartym w „Kodzie zalustrza”, utworem. Przyczyny dopatruję się w języku oraz formie wierszy tego autora. Język jest co prawda prosty, wzbogacony o wulgaryzmy oraz slang młodego pokolenia, ale niektóre wiersze zdawały się nie mieć sensu. Trudność w zrozumieniu przekazu dostarczała wcześniej wymieniona przeze mnie nieregularna forma, a więc składające się na nią cechy, takie jak: brak znaków interpunkcyjnych, rymów i rytmu, obecność nieregularnej liczby zgłosek i kompozycja pozbawiona schematów. Sprawia to, iż odbiorca jest niejako zmuszony do kilkakrotnego przeczytania danego wiersza, chociaż i to nie gwarantuje w każdym przypadku jego zrozumienia.
Poezja ma to do siebie, że każdy ją inaczej interpretuje, znajduje w niej dla siebie coś innego - właśnie to sprawia, że jest taka niesamowita i pociągająca. W wierszach Aleksandra Pietraszunasa wyczuć można zawód z niespełnionych planów, samotność, irytację na panujące w dzisiejszych czasach tendencje. Co ciekawe, zawarte w „Kodzie zalustrza” wiersze przywodziły mi często na myśl utwory rapowe, a wszystko za sprawą użytych słów, nawet jeśli nie były one rymowane. Pierwszy raz spotkałam się z taką twórczością – inną, choć dość dziwną, bo nie do końca przeze mną zrozumiałą.
„Kod zalustrza” to nietypowy tomik, zawierający w swym wnętrzu sporą liczbę obrazów z życia i obserwacji autora. Jest on jednak na tyle specyficzny, że nie każdemu będzie odpowiadać. Twór Aleksandra Pietraszunasa jest z pewnością czymś innym i nietuzinkowym, chociaż taka kreacja nie do końca wpasowuje się w mój gust. Ja osobiście pozostanę jednak przy ‘klasycznej’ poezji, która nie sprawia aż tylu problemów przy odbiorze.
Poezja jest dość specyficzną formą przekazu myśli, dlatego można ją lubić i z przyjemnością się w niej zaczytywać, albo wręcz przeciwnie – nienawidzić i trzymać się od wszystkich utworów z daleka. Często niezrozumiała, a jednak zawiera w słowach więcej, niż by się chciało otrzymać. Za sprawą wierszy łatwo jest przelać na papier swoje emocje oraz uczucia, dlatego...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-01
Kabała – słowo, które wzbudza w niektórych ludziach niepokój, zwłaszcza wtedy, gdy nie znają jego dokładnego znaczenia. Jest to jednak nic innego jak judaistyczna forma mistycyzmu, mająca w swym zasadniczym celu prowadzić do osiągnięcia jedności z Bogiem w świecie, w którym dwa istniejące wymiary – duchowy i materialny – wzajemnie się przenikają. Za jej sprawą człowiek będzie w stanie odnaleźć własne miejsce we wszechświecie, poznać i wykonać przygotowane dla niego zadania, a nawet odkryć sens swego istnienia. Jedną z wielu publikacji, które są poświęcone temu tematowi, jest książka pt. „Magiczna Kabała” autorstwa Fratera Barrabbas’a, zgłębiającego to zagadnienie od kilkunastu lat.
Przewodnik napisany przez tego praktykującego maga rytualnego podzielony jest na dwie części, na które składają się informacje typowo teoretyczne oraz praktyczne. Jak można było się więc spodzewać, rozdziały wchodzące w skład tej pierwszej części, nie były zbyt zajmujące, a ich lektura sprawiała odborcy mało przyjemności. Co miało wpływ na taki odbiór? Przede wszystkim fakt, iż treść była przesiąknięta, przepełniona skomplikowaną wiedzą, której natychmiastowe przyswojenie jest praktycznie niemożliwe.
Na łamach stron poświęconych wiedzy teoretycznej odbiorca zapozna się między innymi z wyjaśnieniem słowa „Kabała”, z jej przybliżoną historią, a także z fundamentalnymi teoriami i zagadnieniami, wyróżniającymi Kabałę dwudziestu dwóch ścieżek czy dziesięciu sefirotów. Brzmi dziwacznie i tajemniczo? Dla mnie również, chociaż jestem już po jej lekturze. Na druga część „Magicznej Kabały” składają się z rozdziały, poświęcone wiedzy praktycznej, dlatego na jej stronach czytelnik zapozna się nie tylko z zagadnieniem tabel korespondencji, map planów wewnętrznych itp., ale także z technikami, pomagającymi wywołać różne stany świadomości. Nie zabraknie w tej publikacji oczywiście stron poświęconych medytacji czy innych ćwiczeń, jednak te kwestie zostały jedynie przez autora przywołane bez większego rozwinięcia.
Frater Barrabbas z myślą o czytelniku, rozpoczynającym swą przygodę z Kabałą i jej tajemnicami, wzbogacił napisaną przez siebie publikację o słowniczek, wyjaśniający pojęcia, mogące sprawiać trudność. Ciekawym urozmaiceniem, które pomagało lepiej zrozumieć dany temat oraz dawało chwilowe wytchnienie od samej wiedzy, były opisane historie z życia autora wraz z odpowiednim komentarzem. Uwiarygodniały one treść zawartą na stronach „Magicznej Kabały” oraz dawały odbiorcy znak, iż Frater Barrabbas faktycznie ma niebyle jakie doświadczenia w tym temacie. Autor posłużył się prostym językiem, czuć było, iż stara się w dokładny, a zarazem przystępny sposób, przekazać czytelnikowi wiedzę, zdobywaną przez niego latami. Zamieszczone w przewodniku zagadnienia nie należą jednak do najprostszych, dlatego w pierwszym kontakcie odbiorca może łatwo się zrazić i zaniechać dalszej lektury.
„Magiczna Kabała” jest całkiem dobrym wprowadzeniem do Kabały, chociaż z pewnością nie będzie w stanie zainteresować osób, które nie mają chęci zapoznania się z tą mistyczną formą wiedzy. Pozycja napisana przez Fratera Barrabbas’a zawiera najistotniejsze, w jego opinii, informacje. Obecność tabel, obrazów i szkiców w publikacjach poświęconych Kabale jest na porządku dziennym, dlatego i w tej pozycji nie mogło ich zabraknąć. Zastanawiam się jednak, czy po „Magiczną Kabałę” nie powinny sięgać przede wszystkim osoby, które posiadają już jakieś podstawy wiedzy lub dojrzały na tyle, aby ją zdobyć. Kabała nie jest łatwym zagadnieniem, dlatego też ta książka może stanowić dla wielu osób nielada wyzwanie, ponieważ do jej lektury potrzebna jest cisza oraz maksymalne skupienie.
Kabała – słowo, które wzbudza w niektórych ludziach niepokój, zwłaszcza wtedy, gdy nie znają jego dokładnego znaczenia. Jest to jednak nic innego jak judaistyczna forma mistycyzmu, mająca w swym zasadniczym celu prowadzić do osiągnięcia jedności z Bogiem w świecie, w którym dwa istniejące wymiary – duchowy i materialny – wzajemnie się przenikają. Za jej sprawą człowiek...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-01
Rynek wydawniczy obfituje w szereg poradników, poczynając od pozycji związanych z samorozwojem, rękodziełem, a kończąc na przykład na tytułach, pomagających odbiorcy odnaleźć się w aktualnych trendach modowych. Tym razem na czytelnika czeka coś zupełnie nowego i nietypowego, mowa bowiem o zębach, dentystach i wszystkich tych (pozornie) przerażających rzeczach, których specjaliści dopuszczają się na pacjentach w imię ich zdrowego i pełnego uzębienia.
„Bądź bystry u dentysty” to niesamowicie intrygujący projekt, traktujący o jamie ustnej i wszystkim tym, co jest z nią związane, a więc: o odpowiedniej higienie i profilaktyce, najczęstszych dolegliwościach i obawach pacjentów oraz o zabiegach i czynnościach, wykonywanych przez stomatologów. Dzieło Doroty i Przemysława Stankowskich ukazuje ten zawód w zupełnie innym świetle, przybliża czytelnikowi bliżej poszczególne zagadnienia, pokazując, że nie należy obawiać się wizyt w placówkach dentystycznych. Tym samym, niszczy przyjęty przez większą część społeczeństwa obraz stomatologa – sadysty, którego ulubionym narzędziem są obcęgi, a ewentualnie głośne i nieobliczalne wiertło, lubiące uciekać spod kontroli właściciela.
Ten niespełna stu czterdziestostronicowy poradnik w przystępny, a przede wszystkim zabawny sposób, prezentuje owe zagadnienie. Jego główną i niezaprzeczalną zaletą jest język, jakim posłużyli się jego twórcy. Jest on bowiem prosty, zrozumiały, a wszechobecny humor pozwala czytelnikowi na kontynuowanie lektury, składającej się z piętnastu rozdziałów, co równa się piętnastu różnym historiom, będących relacją samych autorów lub opowieściami napisanymi z punktu widzenia danych pacjentów. Interesującym rozwiązaniem okazało się zamieszczenie pod koniec każdego rozdziału komentarza z wypunktowanymi informacjami, które są najistotniejsze dla danego zagadnienia. Czytelnik w ten sposób nie tylko zdobywa wartościową wiedzę, ale zostaje także wyczulony i nakierowany na pewne kwestie, które mogą pomóc mu w znalezieniu wiarygodnego oraz odpowiednio wyszkolonego specjalisty.
Ciekawym urozmaiceniem okazały się rysunki Henryka Sawki, o których czytelnik dowiaduje się już z samej okładki. Dołączone są one do prawie każdego rozdziału i zajmują całą stronę poradnika, dodając w ten sposób książce trochę więcej objętości. Nie zawsze były one związane z prezentowanym w danym rozdziale zagadnieniem, jednak nie można uznać tego za mankament, w przeciwieństwie do często niezbyt wyraźnych kwestii wychodzących z ust poszczególnych postaci. Sprawiało to, że dłuższą chwilę zajmowało mi kontynuowanie lektury, ponieważ niekiedy trzeba było się dwoić i troić, chcąc rozszyfrować dane słowa.
„Bądź bystry u dentysty” to przyjemny i wiarygodny poradnik, napisany przez kompetentnych autorów, którzy odnoszą sukcesy w dziedzinie stomatologii nie tylko w kraju, ale także na arenie międzynarodowej. Już same wykonanie książki zachęca do sięgnięcia po nią, a po dodaniu wysokiej wartości merytorycznej, przekazanej odbiorcy w przystępny i zabawny sposób, tworzy nam się z tego tytułu warty większej uwagi poradnik, rozwiewający wszelkie obawy na temat zębów. Jak wiadomo, leczenie zniszczonych i zaniedbanych zębów nie należy do najprzyjemniejszych, a przede wszystkim – najtańszych doświadczeń, dlatego tak ważna jest odpowiednia profilaktyka, o której często napomina autorka.
Czy polecam? Jak najbardziej! Za sprawą „Bądź bystry u dentysty” nie tylko poszerzyłam swoją wiedzę, zapoznając się szerzej z poszczególnymi tematami, ale także ubawiłam się niezmiernie w czasie jej lektury.
Rynek wydawniczy obfituje w szereg poradników, poczynając od pozycji związanych z samorozwojem, rękodziełem, a kończąc na przykład na tytułach, pomagających odbiorcy odnaleźć się w aktualnych trendach modowych. Tym razem na czytelnika czeka coś zupełnie nowego i nietypowego, mowa bowiem o zębach, dentystach i wszystkich tych (pozornie) przerażających rzeczach, których...
więcej mniej Pokaż mimo to
Harper nie powinien przeżyć, a przynajmniej nie powinien pozostawać na wolności. Jego gwałtowny temperament i brutalne usposobienie robią z niego bardzo niebezpiecznego człowieka, ale ponieważ los bywa łagodny dla ciemnych charakterów, udało mu się uniknąć kary. Znalazł Dom, którego nie dotyczą prawa czasu, który oprócz bezpiecznej przystani pełni jeszcze wiele innych funkcji, między innymi: wyznacza mu dziewczyny, Lśniące Dziewczyny, które muszą zostać pozbawone przez niego życia. Jedną z nich jest Kirby, której cudem udało się przeżyć po brutalnej napaści, jakiej doświadczyła z jego rąk. Kierowana przeczuciem stara się odnaleźć swojego oprawcę, który nie spocznie dopóki nie dokończy swego dzieła. Sprawa mogłaby się wydawać zupełnie normalna, gdyby nie fakt, że każda z jego ofiar straciła życie w różnych czasach, a on sam odwiedził je w ich młodości...
Powieść napisana przez Lauren Beukes wprowadza czytelnika stopniowo w przedstawioną historię. Wykorzystany przez autorkę język jest prosty, ale został on także dopasowany do poszczególnych czasów, które odbiorca ma możliwość odwiedzić w towarzystwie psychopatycznego mordercy, Harpera. To właśnie ten element wyróżnia „Lśniące dziewczyy” od pozostałych thrillerów – motyw podróży w czasie. Jego obecność może wzbudzić niepewność oraz ostrożność wśród potencjalnych czytelników, zwłaszcza, że rynek książek dla młodzieży czy też samej fantastyki obfituje w historie oparte na podobnym motywie. Pomysł Lauren Beukes okazał się jednak strzałem w dziesiątkę, ponieważ przy opisanych podróżach nie zachodzi żaden zgrzyt, który zmniejszałby napięcie budowane w trakcie lektury.
Za sprawą „Lśniących dziewczyn” czytelnik ma możliwość śledzić sprawę, która na pierwszy rzut oka wydaje się być nierozwiązywalna, a brak nowych poszlak sprawia, że policja stoi w martwym punkcie. Chronologia nie została przez autorkę celowo zachowana, a odbiorca rozpoczyna przyglądanie się tej historii od poznania Kirby po nieudanej próbie jej zamordowania. Cała akcja poświęcona jest śledzeniu ruchów głównej bohaterki, która, podejmując staż w gazecie, stara się rozwiązać tę tajemniczą sprawę. Przerywnikami jej poczynań są rozdziały opisujące: przygotowania i same akty okrucieństwa, zadawane z rąk Harpera, ostatnie godziny życia jego ofiar, a także odczuca oraz postępowanie Dana – byłego reportera kryminalnego. To wszystko sprawia, że czytelnik jest zmuszony niejako skakać po treści, która co prawda sprowadza się do tego samego, łączącego ją motywu, jednak momentami ten zabieg okazywał się bardzo męczący. Dlaczego? Chociażby dlatego, że zdarzało się, iż wciągający czy intrygujący w danym rozdziale motyw ulegał nagle zakończeniu, wzbudzając tym samym moją irytację.
„Lśniące dziewczyny” posiadają bardzo miłą dla oka oprawę graficzną okładki. Kolejną zaletą tej pozycji jest prosty, a zarazem niesamowicie lekki język, ułatwający czytelnikowi lekturę. Natomiast ciekawa historia wzbogacona o fantastyczne motywy zachęca do jej kontynuowania ze względu chociażby na to, iż pomysł Lauren Beukes oferuje czytelnikowi coś innego, całkiem nieprzewidywalnego. Takie połączenie tych elementów tworzy twór, z którym warto się zaznajomić ze względu na przykład na to, iż jego zakończenie zmusza czytelnika do chwili zastanowienia, zebrania wszystkich poznanych wcześniej elementów i przeanalizowania od początku całej tej historii. Nie skłamię, jeśli powiem, iż w pierwszym odruchu po przewróceniu ostatniej strony, miałam ochotę na ponowne przeczytanie „Lśniących dziewczyn”. Wszystko po to, aby zrozumieć, która z postawionych przeze mnie hipotez będzie bardziej bliska prawdy.
Czy polecam? Jak najbardziej! Powolna z początku akcja nie przeszkadza ze względu na ilość ciekawych poczynań bohaterów i sposób prowadzenia akcji, dlatego po „Lśniące dziewczyny” sięgnąc mogą nawet ci, którym długie budowanie napięcia nie do końca odpowiada. Wszystko w gruncie rzeczy przemawia za tą pozycją, dlatego nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić Was do bliższego zapoznania się z dziełem Lauren Beukes. W końcu nic tak nie odpręża jak dobry i nietuzinkowy thriller z małym (zupełnie nieszkodliwym) wątkiem miłosnym w tle.
Harper nie powinien przeżyć, a przynajmniej nie powinien pozostawać na wolności. Jego gwałtowny temperament i brutalne usposobienie robią z niego bardzo niebezpiecznego człowieka, ale ponieważ los bywa łagodny dla ciemnych charakterów, udało mu się uniknąć kary. Znalazł Dom, którego nie dotyczą prawa czasu, który oprócz bezpiecznej przystani pełni jeszcze wiele innych...
więcej Pokaż mimo to