Dzikie łabędzie. Trzy córki Chin Jung Chang 7,9
![Dzikie łabędzie. Trzy córki Chin](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/4954000/4954213/871694-352x500.jpg)
ocenił(a) na 91 tydz. temu Wciągająca opowieść o losach trzech kobiet - córki, matki i babki. Każda z nich należała do innego pokolenia, ale wszystkie musiały sprostać trudnym wyzwaniom, które postawiło przed nimi życie w czasach wielkiego zamętu, jakim bez wątpienia dla Państwa Środka był wiek XX - okres wojen, rewolucji i bezwzględnej walki o władzę. Myślę, że pośród Chińczyków, żyjących w tamtych czasach, było naprawdę wielu, którzy mogliby opowiedzieć równie wstrząsające historie, co autorka niniejszej książki. Niewielu jednak ostatecznie zdobyło się na to, aby opisać je w tak otwarty sposób, jak uczyniła to Jung Chang w „Dzikich łabędziach”. To duży akt odwagi, choć pod względem politycznym jej książka jest bardzo stonowana, o czym będzie jeszcze okazja wspomnieć.
Zacznijmy do stylu, gdyż książkę czyta się naprawdę rewelacyjnie. Konsekwentnie stosowana zwięzłość i klarowność wypowiedzi, czego wymagał od autorki jej późniejszy mąż, Jon Halliday (z pochodzenia Irlandczyk),sprawia, że lekturę pochłania się błyskawicznie. Nie dziwi zatem, że „Dzikie łabędzie” stały się światowym bestsellerem. To rzeczywiście zasługa nie tylko arcyciekawej zawartości, ale także dyscypliny i talentu pisarskiego Jung Chang. Jasne, można zrobić tutaj zarzut, że ten wycofany styl narracji ujmuje sporo z emocjonalności przekazu, co w zasadzie jest w dużym stopniu prawdą, ale to raczej kwestia indywidualnego gustu i oczekiwań wobec lektury. Nie oznacza to oczywiście, że od strony czysto literackiej kompletnie nic się w książce nie dzieje - pisarka wprowadza pewne ozdobniki, drobne opisy przyrody i własne wyobrażenia o tym, jak dane wydarzenie mogło wyglądać, jakie były jego okoliczności i otoczenie. To rzeczywiście występuje, ale nie przesłania nadrzędnego celu Jung Chang. W mojej ocenie te dwa elementy - anglosaska maniera literacka i chińska oszczędność emocjonalna - idealnie się tutaj ze sobą zgrały, czego efektem jest wciągająca i wypełniona detalami saga rodzinna.
„Dzikie łabędzie - trzy córy Chin” mają wybitnie kobiecą perspektywę. Jej bohaterkami, jak już wspomniałem, są trzy kobiety, choć ich obecność w książce nie jest równomiernie rozłożona. Opowieść o swojej rodzinie autorka rozpoczyna od relacji z życia babki, która to dorastała już po upadku Cesarstwa Qing (rok 1912) i nastaniu chwiejnej Republiki Chińskiej. Był to nadal czas, w którym tradycyjne chińskie obyczaje oraz konserwatyzm społeczny miały decydujący wpływ na los kobiety (krępowanie stóp, konkubinat, aranżowane małżeństwa itp.). Dodajmy, że babcia pisarki pochodziła z terenów południowej Mandżurii, co jest szczególnie interesujące. Stosunkowo niewiele informacji o historii tego obszaru przenika do zachodniego odbiorcy, więc opisane przez Jung Chang realia tamtejszej egzystencji są szczególnie wartościowe. Kolejnym smaczkiem tej części opowieści jest także poznanie realiów funkcjonowania marionetkowego państwa Mandżukuo, które powstało w 1932 roku w wyniku zbrojnej agresji Japonii na pogrążone w wojnie domowej Chiny. Zatem opowieść o wczesnych latach życia babci ma charakter ściśle relacjonujący - pisarka jest narratorką, która stara się zwięźle przekazać posiadaną przez siebie wiedzę, zgromadzoną zapewne na podstawie wspomnień matki autorki oraz opowieści samej seniorki rodu.
Znacznie więcej szczegółów przynosi moment, w którym w okres dorastania wkracza matka autorki, co jest efektem późniejszych, mających miejsce już po emigracji z Chin, długich rozmów między nimi. O ile babka była przedstawicielką starych Chin, z całym sposobem myślenia właściwym dla tradycyjnego chińskiego społeczeństwa, o tyle w przypadku matki Jung Chang mamy już do czynienia z zupełnie innym rodzajem postrzegania świata. Klęska Japonii oraz wyzwolenie przez wojska radzieckie Mandżurii (operacja kwantuńska) sprawia, że coraz większe poparcie wśród ludności zyskuje komunizm. Matka pisarki aktywnie włącza się w działalność podziemia, a po ostatecznym upadku Kuomintangu zostaje członkinią Komunistycznej Partii Chin. Wtedy też poznaje swojego męża, również działacza komunistycznego, tworząc zdawałoby się wzorcowe małżeństwo proletariackie, w którym poświęcenie dla sprawy rewolucji oraz własnej partii przesłania osobiste szczęście i wszelkie indywidualne pragnienia. Następuje opis trudnego, pełnego wyrzeczeń, ale też coraz bardziej ustabilizowanego życia w realiach rodzącego się nowego komunistycznego państwa. W tym okresie na świat przychodzi autorka książki. Wraz z jej wzrastaniem narracja opowieści zmienia się i nabiera coraz wyraźniejszych cech autobiograficznych. Pojawiają się zatem przemyślenia i refleksje samej Jung Chang. Kolejną zasadniczą zmianą jest też pojawienie się „męskiego pierwiastka” w opowieści, a więc postaci ojca pisarki, którego pryncypialna osobowość i niezłomne zasady odciskają piętno na całej rodzinie.
Po zwycięstwie w wojnie domowej i uporządkowaniu sytuacji w kraju przez komunistów następuje etap „zaostrzenia walki klasowej”. W praktyce oznacza to kolejne kampanie polityczne, których ideologicznym autorem był Mao Zedong (dla Chińczyków - przewodniczący Mao). W opowieści pisarki możemy niejako „od dołu” poznać realia kolejnych odgórnie nakręcanych kampanii i reform, czego kulminacją będzie destrukcyjna rewolucja kulturalna. Pisząc „od dołu”, miejmy jednak na uwadze, że rodzice autorki książki byli jednak wysokimi funkcjonariuszami partyjnymi w swoim regionie, a więc perspektywa ta jest reprezentacyjna właśnie dla tego środowiska, które - mimo swoich zasług dla sprawy komunistycznej - nie uniknęło późniejszych prześladowań. Bardzo szczegółowe opisy realnych skutków kolejnych szaleństw komunistycznego zbrodniarza, jakim bez wątpienia był Mao, to rzecz ciągle szokująca dla racjonalnie myślącego człowieka. I to nawet wtedy, gdy posiadamy już jako taką wiedzę o tych wydarzeniach z innych źródeł.
Co ciekawe, na przykładzie rodziców Chang po raz kolejny sprawdza się stare porzekadło, że „rewolucja pożera własne dzieci”. Szczególnie mocno widać to w przypadku ojca, który wartości komunistyczne zawsze przedkładał nad szczęście własnej rodziny, o co często miała do niego pretensja matka Jung Chang. Dopiero prześladowania z okresu rewolucji kulturalnej złamały psychicznie tego twardego i nieustępliwego wyznawcę komunizmu, ale jego los był już wtedy dawno przesądzony. Bardzo obszerny i szczegółowy opis życia rodziny w czasach kolejnych kampanii politycznych to zatem doskonałe źródło do poznania realnych skutków bezdusznej polityki przewodniczącego Mao. Jung Chang precyzyjnie opisuje wszystkie etapy prześladowań, na jakie skazani zostali najwierniejsi i najzdolniejsi członkowie partii, aby zaspokoić próżność jednego człowieka, Cesarza Czerwonych Chin. Z „Dzikich łabędzi” płynie zatem jeszcze jeden morał. Rewolucja może odnieść zwycięstwo militarne, ale nigdy nie jest w stanie od razu odmienić uwarunkowań społecznych. W przypadku Chińczyków, przywykłych do boskości niedostępnego na co dzień Cesarza, ubóstwiona postać Mao zapełniła lukę, która powstała po obaleniu dynastii Qing. Tak samo jak w Rosji Radzieckiej despota Stalin zajął miejsce carskiego samodzierżawcy.
Na koniec warto przyjrzeć się jeszcze jednej kwestii: na ile Jung Chang jest z nami szczera w swojej opowieści o własnej rodzinie? Z książki wynika obraz kochanych rodziców, oddanych partii, niemal idealnych i lubianych urzędników, którzy stali się niewinnymi ofiarami szaleństwa Mao. Ale tak naprawdę w żadnym momencie książki pisarka nie wspomina, czym dokładnie zajmowali się jej rodzice, a w szczególności ojciec. Np. podczas straszliwej klęski głodu, a więc w okresie Wielkiego Skoku, podaje, że przebywał on wiele lat na wsiach, ale nie ujawnia, co tam robił. Nie wie? Czy też nie chce powiedzieć? To pytanie otwarte, bo jest przecież całkiem prawdopodobne, iż jako wierny członek partii w swoim regionie, nadzorował wytapianie w prymitywnych warunkach nienadającej się do niczego „stali”, zgodnie z życzeniem Wielkiego Sternika. W zasadzie gdzieś pod sam koniec opowieści dowiadujemy się też, że ojciec pisarki wydawał rozkazy rozstrzeliwania ludzi, zapewne wrogów klasowych lub byłych członków przegranego Kuomintangu, co na jedno wychodzi. Przez całą opowieść nie było o tym ani słowa, a tutaj nagle tego typu wyznanie, co może nasuwać interpretację, iż rodzice Jung Chang mogli nie być tak krystalicznie czyści, jak chciała to przedstawić ich córka, i brali czynny udział w budowaniu podstaw totalitarnego systemu, który następie obrócił się przeciwko nim.
A co z samą autorką książki? Wspomniałem na wstępie, że pod względem politycznych ocen Jung Chang jest bardzo ostrożna. Brak w „Dziki łabędziach” ostrej i zdecydowanej krytyki chińskiego systemu komunistycznego. Ogólny przekaz jest raczej taki, że wszyscy wierzyli w partię, w przewodniczącego Mao i dopiero z czasem powoli otwierali oczy, ciągle łudząc się, iż „wypatrzenia” są winą tego lub owego wysokiego urzędnika lub generała, ale nie systemu samego w sobie. A już na pewno nie Wielkiego Sternika. Jung Chang opisuje swoją stopniową, wewnętrzną przemianę, jaka w niej zachodziła pod wpływem prześladowań, jakie dotknęły jej rodzinę i ją samą, jako córkę „elementów podejrzanych”. Skutkiem było zwątpienie w „geniusz i nieomylność” Mao, ale raczej nie w przewodnictwo partii komunistycznej, czego dowodem jest jej raczej ciepły i pełen sympatii stosunek do Deng Xiaopinga. Więcej, warto też wspomnieć, że książkę wydano już po masakrze na Placu Niebiańskiego Spokoju (1989),ale w posłowiu zamykającym opowieść trudno szukać zdecydowanego potępienia kolejnej zbrodni partii na chińskim społeczeństwie. Raczej wyrażono tam pewne rozczarowanie tym „incydentem”. A zatem „Dzikie łabędzie” posiadają silną wymowę antykomunistyczną bardziej poprzez moc opisywanych faktów, niż w ramach świadomej krytyki systemu. I właśnie dlatego Jung Chang mogła wielokrotnie odwiedzać swoją ojczyznę po jej wydaniu.
Powyższe kwestie stosunku pisarki do chińskiego komunizmu i sposób ich wyrażania to jednak rzecz poboczna, jeśli weźmiemy pod uwagę główny cel książki. Nie można też wykluczyć, że postawa ta była celowa, aby nie palić za sobą mostów, a może nawet zachować jakąś szansę na wydanie książki w rodzimym kraju. Jak było do przewidzenia, to się nie udało (w Chinach postać przewodniczącego Mao nadal nie została oficjalnie potępiona),aczkolwiek książkę opublikowano w Hongkongu oraz na Tajwanie, skąd znalazła drogę na kontynent. Ale zostawmy to, gdyż „Dzikie łabędzie” to nie „Archipelag GUŁAG” a Jung Chang to nie Aleksander Sołżenicyn. Celem pisarki było opowiedzenie o swojej rodzinie i burzliwych czasach, w których przyszło im żyć. Jak każda opowieść, także i ta zawiera to, co zdaniem Jung Chang warte było opowiedzenia. Pamiętajmy, że każda opowieść jest subiektywna z natury. Nie przesłania to jednak faktu, że to jedna z najważniejszych publikacji do poznania najnowszych dziejów Chin, którą do tego doskonale się czyta. Gorąco polecam.