-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać268
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać7
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Jak się okazuje, audiobooki można polubić równie mocno, co książki i tak samo jak obszerne tomy, zacząć kolekcjonować je na swoich półkach.
Jacek Piekara debiutował na początku lat osiemdziesiątych swoim opowiadaniem "Wszystkie twarze szatana" na łamach miesięcznika "Fantastyka". Jego pierwszą powieścią był "Labirynt". Obecnie jest znany głównie z cyklu o czarodzieju Arivaldzie z Wybrzeża oraz opowiadań o Mordimerze Madderdinie. Oprócz pisarstwa zajmował się współpracą przy tworzeniu scenariusza gry komputerowej "Książę i Tchórz", w której występuje Arivald – postać z jego opowiadań. Z czołówką polskich aktorów pracował jako reżyser dubbingów, prowadził również autorskie programy w radiu "WAWA".
Janusz Zadura, który czyta tego audiobooka, to polski aktor dubbingowy i dziennikarz. Pracował w licznych stacjach radiowych i TV. Był komentatorem sportowym TVP. Ostatnio pracował w TVN Warszawa, gdzie prowadził poranny program "Witaj Warszawo" oraz główne wydania "Stolicy". Jako aktora można oglądać go w niewielu filmach, jednak głosu użyczył wielu postaciom, m. in. w bajce "Madagaskar" oraz późniejszemu serialowi "Pingwiny z Madagaskaru".
Na prośbę Verma Riksdorf, biednej wdowy po kupcu, Mordimer Madderdin wyrusza do Gewicht, czterdzieści mil na północ od Hezu. Wedle wyznań kobiety, jej siostra chowa w domu synka, którego dłonie oraz golenie pokrywają się krwawymi ranami, jednak tylko we dni święte. Stygmaty nie są częstym widokiem, jednak zdarza się, że księża i proboszcze robią z nich widowisko ku uciechy gawiedzi - i tak też było w tym przypadku. Ale Wasz Uniżony Sługa nie wyrusza do Gewicht tylko w celu sprawdzenia matki i chłopca. Tak się złożyło, że właśnie tam rozporządza Inkwizytor, który kiedyś, jeszcze za czasów młodzieńczych zabił bliskiego przyjaciela Mordimera. Jeżeli na miejscu okaże się, że jest on wplątany w sprawę, zemsta będzie naprawdę okrutna i bolesna, a zadawanie bólu uzasadnione. W końcu, jak inaczej niż przez oczyszczające cierpienie zwykłe owieczki mają okazać swoją skruchę i oddanie Bogu?
Ludzie możnowładni mają często dziwne upodobania i rozrywki. Na przykład, pewnego razu Mordimer Madderdin został zaproszony przez Burgrabiego Linde na specjalne wieszanie skazańca. Wydarzenie było wyjątkowe dlatego, że specjalnie na nie posłano po kata z Altenburga. Sekret tego człowieka polegał na tym, że dawał swojej ofierze możliwość powalczenia o życie, w skutek czego ta wierzgała na sznurze, aż się nie udusiła. Podobno taki spektakl trwał nawet kilka godzin. Podobno, bo tym razem katu nieszczęśliwy los lub wyższa siła nieczysta, nie dały okazji do popisu. Sznur, na którym powieszono skazańca pękł, trzy razy. To nie wszystko. Kiedy w końcu powieszono biedaka, któremu już po pierwszej nieudanej próbie powinno się darować życie, jak nakazywał zwyczaj, zaczęło dochodzić do morderstw. Pierwszy zmarł człowiek, który skazał na śmierć wisielca, a zgodnie z zapowiedzią, ofiar miało być więcej. Ta mało przyjemna wyprawa, która miała zaowocować specjalnym widowiskiem, dla Inkwizytora okazała się śledztwem i bolesnym zmierzeniem z czarownicą. Była jednak też lekcją, która po raz kolejny ukazywała, że w niektórych oczach ludzkie życie jest warte tyle co sznur, na którym zostało ono powieszone.
Zlecona przez Jego Ekscelencję Gersarda, biskupa Hezu, misja doprowadza Mordimera Madderdina do Kassel. W tym mieście ma pomóc dawnemu przyjacielowi swojego zleceniodawcy, i jednocześnie słudze Kościoła Gniewu Pańskiego. Problemem proboszcza, jak się okazuje na miejscu, jest kult Hagath - demon, który potrafi przybrać postać urodziwej kobiety, jak i oślizgłego węża. Zawierająca nie małą dawkę wrażeń podróż, nie jest czasem zmarnowanym, wręcz przeciwnie. Okazuje się nawet możliwością poznania samego obiektu owego kultu.
Mordimer Madderdin, Kostuch, Pierwszy i Drugi podczas swojej długiej podróży zatrzymują się w jednej z karczm. Na pierwszy rzut oka jest to gospoda jak każda inna: jej właściciel podaje rozcieńczone trunki, wszem i wobec roztacza się zapach spalenizny oraz spoconych niemytych ciał. Jednakże, tamtejsi bywalcy z gospodarzem na czele twierdzą, że na terenach otaczających karczmę grasują wampiry. Inkwizytor i jego towarzysze nie dają temu wiary, ale postanawiają skorzystać z szczodrej gościny barona Haustoffera i w ostateczności rozwiązać jego problem, którym jest syn udający wampira. Podczas tej przygody Wasz Uniżony Sługa nie tylko narazi się aniołom, ale również odkryje coś, o czym sądził, że nie istanieje.
Wittingen, granic tego miasta Mordimer Madderdin, wraz z trzema towarzyszami nie powinien przekraczać. A jednak, nie słuchając wewnętrznego zmysłu inkwizytora, weszli za jego mury. Był to ogromny błąd Wszak właśnie tam odbywała się rzeź jakich mało. Inkwizytor Jego Ekscelencji Gersarda został wplątany w sprawę, której nie powinien się tykać. A wszystko przez jednego człowieka, Pietro Tintallero. Problemem tego mężczyzny było zadawanie bólu. To też właśnie tam Mordimer został świadkiem okrutnej męki, której poddawano niewinne istoty, oraz zaznał szczególnej siostrzanej miłości.
W pierwszym tomie, który nosi tytuł "Sługa Boży", Mordimer Madderdin został ukazany jako człowiek bardzo zimny, surowy oraz okrutny. "Młot na czarownice" przedstawia go jako nieco łagodniejszego i cieplejszego, choć momentami i tak muszącego poświęcić kogoś dla dobra ogółu. W tym tomie przekazany czytelnikowi został również fragment z przeszłości inkwizytora, który również ukazuje go w nowym, cieplejszym świecie. Jeżeli chodzi o Kostucha, Pierwszego i Drugiego, to nie zaszło w nich wiele zmian, oprócz jednej. Otóż, za pewne ze względu na pomyłkę samego autora, zamiłowania do martwych ciał Kostucha otrzymali bliźniacy. Błędy się zdarzają, ale jednak jeżeli chodzi o postaci to nie powinny być one popełniane, przynajmniej nie tak diametralnie. Poza znaną z poprzedniej części czwórką przybyło kilka nowych postaci oraz ponownie ukazały się stare, które w jakichś sposób odcisnęły się na poprzedniej fabule.
W tej części świat ulega zmianom. Oczywiście nie jest tak strasznie, jak zostało to opisane w zarysie fabuły tomu, jednak widać nowe problemy, z którymi musi się zmierzyć Święte Officjum. Poza heretykami i wiedźmami, które występowały w życiu inkwizytorów od zawsze, pojawiły się również demony z samego piekła oraz ludzie wątpiący w samego Jezusa, Pana Najświętszego, wyznający innych bogów lub wersje wydarzeń, które ukształtowały historię. Ci ostatni są najgorsi, bo najbardziej liczniejsi i w końcu to nimi posługuje się zawsze zło.
Trudno oceniać różnicę w stylu pisania Jacka Piekary na przełomie tych dwóch tomów, gdyż nie jest ona duża. Autor posługuje się opisami zapożyczonymi z "Sługi Bożego". Owszem, jego kontakt z czytelnikiem jest jeszcze większy niż poprzednio. Doszło też do małej wpadki, która ma wpływ na postrzeganie postaci i będzie też miała w kolejnych tomach, jednak oprócz tego, bez zmian.
Jeżeli ktoś ma zamiar słuchać audiobooka w prawidłowej kolejności, czyli chronologicznej, pierwszy raz usłyszy głos Janusza Zadury. W "Młocie na czarownice" mężczyzna wystąpił jeszcze lepiej niż w późniejszym szóstym tomie. Jego tonacja zastępuje grono kilkunastu aktorów, gdyż każda postać zostaje obdażona inną barwą głosu. Janusz Zadura popisuje się o wiele lepiej niż jego poprzednik Jarosław Rabenda, więc w roli Mordimera Madderdina powinien pozostać jak najdłużej, jeżeli nie na zawsze.
Jak wcześniej, audiobook pozyskany został jako plik, więc poddanie go ocenie wizualnej nie jest możliwe. Jeżeli chodzi o samo zdjęcie okładki, które prezentuje nam odtwarzacz, to do samej treści książki pasuje ono lepiej niż te wersji papierowej zaprezentowane w wydaniu Fabryki Słów.
"Młot na czarownice" - Jacka Piekary słucha się przyjemniej za sprawą Janusza Zadury, jednak pod względem treści jest słabszy od poprzedniej części. Podczas pisania tej recenzji miałam okazję zapoznać się już z trzecim tomem i uważam, że jest jeszcze słabszy od tych dwóch. Taka postać rzeczy zmniejszyła mój apetyt i ciekawość na kolejne części, jednakże z drugiej strony, zastanawiam się czy czwarty i piąty tom podniosą poziom, czy go raczej jeszcze bardziej opuszczą.
Tytuł nie jest adekwatny do wszystkich opowiadań w książce zawartych, więc nie należy się spodziewać wielkiego odstępstwa od tego co zostało już ukazane. Tak naprawdę, to nazewnictwo "Młot na czarownice" powieść zawdzięcza jednej historii, która mimo wszystko jest najbardziej spektakularna i okrutna. Dzieło, rzecz jasna, należy polecić osobom, które zapoznały się z pierwszym tomem oraz tym szukającym naprawdę czegoś dobrego w polskiej literaturze fantastycznej. Audiobook w tym przepadku nadal może być lepszym odpowiednikiem niż wersja czytana przez samego siebie.
Jak się okazuje, audiobooki można polubić równie mocno, co książki i tak samo jak obszerne tomy, zacząć kolekcjonować je na swoich półkach.
Jacek Piekara debiutował na początku lat osiemdziesiątych swoim opowiadaniem "Wszystkie twarze szatana" na łamach miesięcznika "Fantastyka". Jego pierwszą powieścią był "Labirynt". Obecnie jest znany głównie z cyklu o czarodzieju...
Tych dwóch braci zna cała Polska. Przygody o Bolku i Lolku zostały zainicjowane w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym drugim roku i od tego czasu bawiły tysiące dzieci. Przyjemnie jest wiedzieć, że mimo biegu lat obaj bohaterowie wcale się nie zmienili i nadal odnajdują się w teraźniejszej rzeczywistości, zabawiając kolejne pokolenia małych odkrywców.
"Nowe przygody Bolka i Lolka: Łowcy tajemnic" to osiem różnych, niespokrewnionych ze sobą opowiadań w jednej książce. Choć kontynuacja zachowała wygląd poprzedniczki, skład osób, które ją tworzyły, uległ zmianie. Grzegorz Gortat, Maciej Wojtyszko, Rafał Kosik, Wojciech Bonowicz, Ewa Karwan-Jastrzębska, Anna Onichimowska, Jerzy Illg - to grupa twórców biorących udział przy powstawaniu tego tomu. Wszyscy mają za sobą duże doświadczenie, głównie pisarskie, redaktorskie, reżyserskie.
Bolek i Lolek nie lubią siedzieć w domu. Obu chłopców ciągnie do niesamowitych przygód, niezależnie od tego, czy będą one miały miejsce w lesie, czy na podwórku przed domem. Chłopcy muszą coś robić, a większość ich zabaw wzbogacanych bogatą wyobraźnią, zazwyczaj zrzuca na ich głowy same kłopoty. Nie ma jednak takich tarapatów, z których ta dwójka nie potrafiłaby się wykaraskać w całości.
Tym razem będziemy śledzić braci przy zabawie w Indian. Budujących namiot z koców, a potem spędzających pod nimi noc. Spędzających dzień na wycieczce rowerowej. Zmierzających się z przesądami. Bawiących się na biwaku i rozwiązujących zagadkę pewnej jaskini. Szukających właściciela pieska. Rozszyfrowujących zagadkę tajemniczego lustra. Robiących kawał z tragicznym skutkiem.
Bolek i Lolek to dwa łobuzy, które nie zawsze przewidują skutki swojego działania. Nie są jednak jedynymi postaciami występującymi w tej książce. Oprócz chłopców, spotkamy się również z ich pobłażliwym tatą, troskliwą mamą, która musi mieć wszystko pod kontrolą, zabawnymi dziadkami oraz sąsiadami, a nawet przyjaciółmi głównych bohaterów.
Oprócz opowiadania "Lustro" - Ewy Karwan-Jastrzębskiej wszystkie historie mają miejsce w domu lub wokół niego. Podwórko przed domem, las, miasto, czyli nic czego odbiorcy książki by nie znali i gdzie przygody Bolka i Lolka nie mogłyby być odzwierciedlone w rzeczywistości.
Czytając kolejno każde opowiadanie, szybko można dojść do wniosku, że autorzy starali się aby ich twórczość nie odróżniała się od siebie. Tak więc, różnice w stylach są niewielkie. W każdej historii dominują dialogi, a opisy, najczęściej dotyczące wykonywanych przez postaci czynności, są zrozumiałe. Czytałam opinie osób, które sprawdzały tom wraz z dziećmi i podobno niektóre wyrazy zawarte w treści są dla małych odbiorców nie zrozumiałe. Niestety, nie miałam z kim sprawdzić tych tez, a sama nie pamiętam swojego pojmowania w wieku pięciu lat. Te stwierdzenia wydają mi się troszkę przesadzone.
"Nowe przygody Bolka i Lolka: Łowcy tajemnic" są świetnie wydane. Katarzyna Nowak, która pracowała nad ilustracjami do książki spisała się doskonale. Oczywiście momentami widać, że postaci drugoplanowe są do siebie podobne, mają te same pozy, a jedna scena została nawet powtórnie wykorzystana. Dzieci chyba jednak nie przywiązują aż tak dużej wagi do detali. Ilustracje są mocno kolorowe i przyjemne w oglądaniu, a to chyba najważniejsze. Tom, pod względem technicznym, również został solidnie wykonany. Oprawa książki jest twarda, a kartki grube. Czego można chcieć więcej?
Nie jestem już dzieckiem, własnych pociech też nie mam, a przygody Bolka i Lolka spodobały mi się. Oczywiście, niektóre sytuacje można przewidzieć, ale nie można nazwać ich błahymi, czy naiwnymi. Wymienione wcześniej opowiadanie "Lustro" - Ewy Karwan-Jastrzębskiej spodobało mi się ze wszystkich najbardziej. Miało tą szczyptę magii i tajemnicy, czego pozostałym brakuje.
"Nowe przygody Bolka i Lolka: Łowcy tajemnic" - Grzegorza Gortata, Macieja Wojtyszko, Rafała Kosika, Wojciecha Bonowicza, Ewy Karwan-Jastrzębskiej, Anny Onichimowskiej, Jerzego Illg to doskonała pozycja dla dzieci uwielbiających Bolka i Lolka, jak i dla rodziców, którzy postanowią im je czytać. Oczywiście ci młodsi będą bardziej zadowoleni lekturą, ale czytający im mama lub tata będą mogli przypomnieć sobie postaci z bajki które często oglądali na dobranoc.
Tych dwóch braci zna cała Polska. Przygody o Bolku i Lolku zostały zainicjowane w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym drugim roku i od tego czasu bawiły tysiące dzieci. Przyjemnie jest wiedzieć, że mimo biegu lat obaj bohaterowie wcale się nie zmienili i nadal odnajdują się w teraźniejszej rzeczywistości, zabawiając kolejne pokolenia małych odkrywców.
"Nowe przygody Bolka...
Każde światło rzuca cień. Każdy cień skrywa tajemnicę. Każda tajemnica skrywa prawdę.
Brent Weeks - amerykański autor fantasy. Urodził się i wychował w stanie Montana. Po otrzymaniu dyplomu Hillsdale College chodził po świecie niczym Caine z "Kung Fu" i dorywczo zajmował prowadzeniem baru (niejednocześnie), deprawując młodzież. Zaczął pisać na barowych serwetkach, potem na planach lekcji, a później na cały etat. W końcu ktoś mu za to zapłacił. Obecnie Brent Weeks mieszka w Oregonie z żoną Kristi. Nie ma kota i nie nosi kucyka.
Starzy bogowie się przebudzili, satrapie się rozpadają, a Chromeria gorączkowo szuka jedynego człowieka, który nadal może zakończyć wojnę domową, nim pochłonie ona cały znany świat. Niestety Gavin Guile wpadł w ręce dawnego wroga i został niewolnikiem na galerze pirackiej. Co gorsza, stracił coś więcej niż tylko moc Pryzmata – w ogóle nie może posługiwać się magią.
Bez ochrony ze strony ojca Kip Guile stawi czoło panu cieni, kiedy jego dziadek postanowi wybrać nowego Pryzmata i przejąć władzę. Czy, dysponując tylko pomocą Teii i Karris oraz własnym sprytem, Kip przetrwa w sekretnej wojnie między rodami arystokratycznymi, frakcjami religijnymi, buntownikami i potężnym stowarzyszeniem tajnych zabójców zwanym Zakonem Złamanego Oka?
Gavin Guile przepadł jak kamień w wodzie. Cała Chromeria gorączkowo go szuka, ale nikt nie potrafi odnaleźć najważniejszego człowieka na świecie. Wielu nie chce jego powrotu. Sam Gavin Guile znajduje się na pirackiej galerze, należącej do dawnego, oszalałego wroga, gotowego go zabić w każdej chwili. Nie posiadając swojej magii, Gavin musi poddać się woli oprawców. Jednakże to członek wielkiego rodu Guile, więc prędzej, lub później uda mu się uratować skórę. Szkoda, że to może nie oznaczać lepszego losu. Bez kolorów, Gavin Guile jest nikim. Najbardziej jego odnalezienia pragnie Kip Guile i Karris Białodąb. Młodzieniec uważa, że w pewien sposób odpowiada za jego zniknięcie. Mimo że w głębi serca wie, iż za większość kłopotów ponosi winę Andross Guile. Starzec od momentu ich pierwszego spotkania doprowadzał wnuka do szału. Nie dość, że nie poddał się Uwolnieniu w poprzednim roku, to na dodatek uda mu się ponownie uniknąć śmierci podczas następnego święta. To oznacza, że Kip będzie musiał spędzić następne chwile z dziadkiem na rozmowach i bezsensownej walce, podczas której każde chce udowodnić drugiemu, że jest silniejszy. Jeżeli uda mu się powrócić do Chromeri. Ledwo dowiedział się, że ma ojca, a teraz musi pogodzić się ze świadomością, że ma też brata, którego nienawidzi równie mocno, co dziadka. Karris, podobnie jak jej mąż, również nie może krzesać. Jednakże w przeciwieństwie do Gavina Guile, nie straciła swoich zdolności, a ma zakaz ich stosowania. Orea Pullawr pragnie wszelkimi sposobami powstrzymać Karris przed przedwczesnym odejściem z tego świata, jednocześnie starając się odegnać od niej przekonanie, że sama zdoła odnaleźć i uratować ukochanego mężczyznę. Biel również rozpostarła swoje ramiona nad dawną niewolnicą lady Lucretii Verangheti. Jednakże nie poprawia to położenia Teii, a wręcz przeciwnie. Naraża ją na jeszcze większe niebezpieczeństwo, odkąd zaczęła szpiegować dla Zakonu Złamanego Oka. Kip Guile i Adrasteia, jako Czarnogwardziści, zawsze mogą polegać na swoim zespole, jak również dowódcy Żelaznej Pięści. Karris Białodąb, jako dawna Czarnogwardzistka, również wielokrotnie zasłużyła na jego dozgonne uznanie. Jednakże obecnie Żelazna Pięść ma wiele obowiązków na głowie. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, znajduje się poza ich zasięgiem. Siedem Satrapii czeka na przełomowy ruch Księcia Barw, ale ten pozostaje w cieniu.
Opatrzność: wiara w to, że Orholam troszczy się o Siedem Satrapii i ich mieszkańców, powoli słabnie wśród ludzi. Pakt regulował funkcjonowanie Siedmiu Satrapii. Jego istota sprowadzała się do tego, że krzesiciele zgadzali się służyć społeczeństwu i korzystać ze wszystkich przywilejów płynących z ich statusu (i niekiedy bogactw) w zamian za swoją służbę, ale decydując się także umrzeć tuż przed albo zaraz po tym, jak pękło im halo. Nikt poza Pryzmatem nie potrafi wyczuwać równowagi w magii na świecie, nie umie jej przywrócić, dzięki czemu pojawiają się koloraki i dochodzi do katastrof. Po zniknięciu Gavina Guile zachwiano ten porządek. Teraz nic nie jest tak pewne, jak dawniej. Siedem Satrapii doświadcza obecnie ogromnego skoku w technice i jej rozumieniu, ale co z tego, skoro ma ona pomagać w zabijaniu. Po szesnastu latach pokoju historia ponownie się powtarza. Ostateczna walka jeszcze nie nadeszła, ale już teraz jest pewne, że zmieni ona świat na zawsze.
Brent Weeks zadebiutował osiem lat temu, dobrze przemyślaną powieścią, w krótkim czasie podbijając serca odbiorców. Wówczas świetnie prosperował jako pisarz, ale liczne drobne potknięcia i niedomówienia w jego powieści, uniemożliwiały mu zajęcie miejsca pośród najlepszych z twórców. Seria "Powiernika Światła" zmienia położenie autora. Podczas tworzenia swojego nowego dzieła, doskonale posługuje się doświadczeniem, którego wcześniej mu brakowało. "Powiernik Światła: Okaleczone oko" to bezpośredni powrót do zakończonej w poprzedniej części historii. Gavin Guile stara się zachować swoją głowę na karku. Kip Guile musi poradzić sobie sam w Chromerii, ale wpierw musi uwolnić się od swojego brata. Karris Białodąb stara się nie oszaleć w zupełnie nowej dla niej roli. U Teii po staremu. Wciąż stawia czoła wcześniejszym problemom, zagłębiając się w coraz to większe bagno. Żelazna Pięść siedzi z nosem w książkach, czegoś szukając, co nie jest do niego podobne. Brent Weeks większość miejsca na kartkach trzeciego tomu poświęcił właśnie im. Teraz, bardziej niż uprzednio, śledząca fabułę osoba ma sposobność bliżej poznać bohaterów, uczucia, jakimi się darzą, tajemnice, przeszłość i przyszłość. To niesamowicie do nich zbliża, szokuje, wzrusza i zwiększa ochotę do sięgnięcia po kontynuacje ich losów. Pisarz podarował znacznie mniej czasu postaciom drugoplanowym, na jakich wcześniej bardziej się koncentrował, jednoznacznie przekazując, że ich czas dobiega końca. Momentami chodzi o ostateczne zakończenie ich historii, a czasami o rozpoczęcie jej ponownie od początku. Autor nieznacznie poszerza granice stworzonego świata. Większość akcji ma miejsce w doskonale znanej nam Chromerii, Nie pojawia się też wiele świeżej krwi. Brent Weeks nie powraca także do spadku, jaki pozostawiła matka Kipa Guile, W pierwszej części serii zdawało się, że nóż i list posiadają dużą rolę do odegrania. Jednakże wraz z drugim tomem, autor coraz bardziej odbiegał od tej koncepcji, a teraz nie wspomniał o niej prawie wcale. Owszem, tajemnica ostrza nadal ma zarezerwowane miejsce na kartach powieści, ale reszta już nie do końca. Prawdę mówiąc, to niejedna z fikuśności, jakie pisarz zawarł w swoim dziele. Brent Weeks świetnie kreuje postaci, kieruje ich losami, stwarza niesamowite, podniosłe chwile miłosne i pełne tajemnic. Potrafi również zostać twórcą świata posiadającego własne religie, filozofie, historie, magię. Mimo to nadal zdarza mu się zanadto popuszczać wodze fantazji, przez co momentami pisze zrozumiale jedynie dla siebie. Na nieszczęście odbiorców to zawsze stanowiło jego piętę achillesową. "Powiernik Światła: Okaleczone oko" to najpoważniejsza i najbardziej spokojna z części, ponieważ w przeciwieństwie do poprzednich tomów, tu brakuje scen walki napisanych z takim rozmachem, jakich można było doznać w poprzednich tomach. Za to jest wiele napięcia, które nie opuszcza śledzącego fabułę ani na moment.
Nic tak nie raduje fana twórczości pisarza, jak możliwość śledzenia jego rozwoju. Brent Weeks okazał się właśnie takim autorem, którego każda następna książka jest lepsza od poprzedniej. "Powiernik Światła: Okaleczone oko" to preludium do prawdopodobnie ostatniego tomu sagi. Mając na uwadze wiele zmian, które wprowadził w istnieniu bohaterów, szczególnie pod koniec tomu, można zaledwie snuć przypuszczenia o ich dalszych losach, aż do ukazania się kolejnej książki.
Każde światło rzuca cień. Każdy cień skrywa tajemnicę. Każda tajemnica skrywa prawdę.
Brent Weeks - amerykański autor fantasy. Urodził się i wychował w stanie Montana. Po otrzymaniu dyplomu Hillsdale College chodził po świecie niczym Caine z "Kung Fu" i dorywczo zajmował prowadzeniem baru (niejednocześnie), deprawując młodzież. Zaczął pisać na barowych serwetkach, potem na...
"Powiernik Światła: Oślepiający nóż" to bezpośrednia kontynuacja poprzedniego tomu, którego autor jeszcze bardziej rozszerza wcześniej wykreowany świat. Koncentracja na ekspansji historycznej, społecznej i magicznej uniwersum, powoduje jednak momentami zdawkowe traktowanie przez niego pobocznych, jednakże istotnych dla całości, wydarzeń fabularnych. I choć nawiązanie do części pierwszej serii jest dziurawe niczym ser szwajcarski, i tak zasługuje na wysokie notowania.
Od czasów swojej pierwszej powieści, jego styl pisania wyraźnie ewoluował. Brent Weeks zdecydowanie może nazywać się jednym z najlepszych przedstawicieli gatunku literackiego, którego jest reprezentantem. To określenie nie przywarło do niego samo. Nadali mu je liczni fani, jakich serca podbił po tym jak jego debiutująca trylogia została przetłumaczona na dziesięć języków. Sam umniejsza swój sukces i często wspomina, że nie jest on jednoraki. Wszystko co osiągnął zawdzięcza otaczającym go ludziom. Ich ciężka praca i wyrzeczenia doprowadziły go do tego kim się stał teraz.
Gavin Guile umiera. Myślał, że zostało mu jeszcze pięć lat – teraz ma mniej niż rok. Zamierzenia, ówcześnie rozściełające jego życie, muszą odejść na drugi plan. Siedem Sarapii zaczyna otaczać jarzmo walk. Sytuacje i poróżnienia będące tłem dnia codziennego, przybierają teraz zupełnie inne znaczenie. Jako Lord Pryzmat, Gavin Guile wie co ma robić. Nasamprzód musi jednak zająć się pięćdziesięcioma tysiącami uchodźców pozostawionych jego opiece, ustalić na jakim położeniu stoi względem swoich prawd i kłamstw oraz zapobiec powstaniu pierwszego z starych bogów.
Tymczasem Kip powraca do Chromeri, gdzie ma ustanowić podłoże dla planów swojego ojca. Pierwszym z wyznaczonych bękartowi Lorda Pryzmata celów, jest dostanie się do Czarnej Gwardii. Tam chłopiec nie tylko będzie miał okazję zasmakować surowej subordynacji i szeregu ćwiczeń poprawiających kondycję, ale również podniosłości ludzi, których zawsze podziwiał z należytym szacunkiem. Do osiągnięcia punktu docelowego drugiego zadania, nastolatek będzie musiał posunąć się do morderstwa.
Lord Pryzmat odpowiada za równowagę kolorów, więc utracenie przez niego choć jednego, powoduje naruszenie równowagi i dysjunkcję. Gavin Guile nie tylko traci zabarwienia, ale również pewność siebie. Jednakowoż, tak dobrze znany mu, pozbawiony wolności więzień zajmujący podziemne cele jego apartamentów nie ma tych problemów. Mężczyzna nie tylko posiada władzę nad pełnym spektrum, ale również odzyskuje asertywność i wolność. Pryzmat to jednak nie jeden człowiek zabłąkany w labiryncie sentymentów i własnych wartości. Karris Białodąb również w nim przebywa, szczególnie po poznaniu prawdziwej tożsamości człowieka, którego nienawidziła z całego serca, ale przysięgała chronić. W oddaleniu od przyjaciół, rodzinnej satrapii i ojca, przebywa Liv Danavis, trzecia z zagubionych owieczek. Jednakże dziewczyna, tak samo jak jej dawni znajomi, znajduje w końcu swoją drogę. Szkoda tylko, że wartości, którymi zamierza podążać są wprost przeciwne do tych, którymi kieruje się Kip Guile. Co prawda, chłopak może liczyć na poparcie Żelaznej Pięści, ale mężczyzna jest bardziej jego dowódcą, niż przyjacielem. Bardzo pomocna staje się nowo poznana Adrasteia, jednak to nie to samo co dawna nauczycielka z rodzinnego miasteczka. Zresztą dziewczyna jest niewolnicą, więc piorytetem dla niej jest zadowalanie swojej właścicielki, potem przyjaźń, na którą będzie musiała sobie zapracować. Syn z nieprawego łoża Lorda Pryzmata nie może również liczyć na szczere traktowanie przez własnego dziadka. Andross Guile wprost go nienawidzi. Mężczyzna nie jest zwyczajnym kolorem, członkiem spektrum. On może sprzeciwić się swojemu synowi, ma nad nim wyraźną władzę, może otwarcie planować morderstwa, a nawet mianować się monarchą, kiedy wymaga tego sytuacja. Na nieszczęście niewinnego chłopaka, to właśnie jego wyznaczył sobie na cel do degradacji.
Chromeria nie może być już pewna swojej pozycji. Jej wrogowie, z Księciem Barw na czele, skutecznie podważają strukturę, którą ta utrzymywała przez wieki. A wraz z miastem-państwem cierpi całe Siedem Sarapii. Ziemie ponownie muszą unieść ciężar nienawiści i krwi. Teraz nie jest to jednak wojna dwóch niecierpiących się braci, ale człowieka, który pragnie lepszej przyszłości bez korupcji i zniewolenia. Palenie miast, gleba nasiąkająca krwią, rzeki nią spływające, dawne organizacje powracające do życia, nie są jedynymi skutkami sytuacji. Wyzwoliciele pragną czegoś więcej, a mianowicie chcą zmienić rzeczywistość. Dążąc do tego przywołują do życia dawnych bogów, a ci zmieniają wszystko wprowadzając nieład i chaos do istniejącego świata.
Brent Weeks ponownie zabiera czytelników w magiczną i niebezpieczną podróż, pełną wyrzeczeń, gdzie przyjaciele bywają cenniejsi od największych skarbów, zaskakujących zwrotów akcji i nawet odrobiny poczucia humoru. "Oślepiający nóż" to bez mała kontynuacja pierwszej części, która ma miejsce cztery dni po zdarzeniach dokonanych wcześniej. I już na początku autor nie próżnuje, szybko wrzucając obserwatora w sam środek akcji. Po krótkiej scence walki, która jest dobrym odświeżeniem, następuje zwolnienie tempa, wyraźne przygotowanie gruntu dla dalszej osnowy, rozkwitającej na oczach i towarzyszącej nam do zwieńczenia tomu. Po tym formowaniu nie trudno zauważyć, że twórca postanowił przybrać inną strategię, niż podczas tworzenia poprzedniego tomiszcza. Wszakże nie zaznamy kolejnej dawki ojcowskich uczuć do ledwie poznanego syna. Drogi, dwóch głównych bohaterów rozdzielają się, a wcześniej zaognione więzi zanikają. Starsza postać, będąca wcześniejszym przewodnikiem odchodzi na plan drugi, a ster przejmuje młodsza. Taki przebieg sytuacji rzuca na fabułę zupełnie inne światło, gdyż pisarz tą zamianę ról traktuje jako okazję do jeszcze większego rozszerzenia stworzonego przez siebie świata. Dodatkowo dodane zostają nowe postaci, wśród których jedna uświadczyła zaszczytu dostania osobnego wątku. Inne okazji do zabłyszczenia, które objawia się pojedynczymi, nie znaczącymi jeszcze wiele i wyciągniętymi z kontekstu problematykami. Zmianę horyzontu i przypadek nowego pionka można jeszcze przełknąć, jednakże brak dopracowania będący tego dziełem, już nie. Na początku wszystko klaruje się bardzo przejrzyście, jednak potem poszczególne charakterystyczności przebiegu wydarzeń zanikają. Niczego nie można być pewnym. A jakichkolwiek rozterek, wyrzutów sumienia ze strony postaci i ich czynów również nie sposób doznać. Ekspansje historyczne, społeczne i magiczne opierają się na przypuszczeniach, hierarchii oraz zjawiskach. Szczególnie dotkliwe bywają te ostatnie, które swój największy prym wiodą podczas pojedynków. Cóż, te w żadnym razie nie były nigdy mocną stroną Brenta Weeksa, więc miłym zaskoczeniem było wprowadzenie przez niego gładkich pojedynków w poprzednim tomie. Tym razem nie jest tak dobrze. Walki, te z powstającymi bogami, są tak spektakularne, że w całości pojąć może je jedynie sam twórca. Dla czytelnika panujący podczas nich chaos jest ciężki do rozeznania. Wartą też wzmianki, właściwością magiczną wszczepioną do realiów świata. jest gra karciana, a raczej cechy jej kart, kompletnie stworzona przez pisarza. Do niej nie można mieć żadnych zastrzeżeń, jednak z widzeniem przez jej karty bywa różnie. Co do wszystkich pozostałych cech powieści, które nie fundnęły sobie w tej recenzji głębszego rozszerzenia. W większość są one tym samym, co w wcześniejszej książce, jednakże bardziej rozwinięte. Te poruszone są wynikami ponownego pojawienia się niedoszlifowanego stylu autora lub skróceniem przez moderatorów tekstu, co jest bardzo możliwe. Jednemu lub drugim zawdzięczamy słabszą kontynuację, momentami niedociągniętą lub niedopracowaną. Ale mimo wad, usterek, dziur spowodowanych za dużą dozą wprowadzonych informacji, książka zasługuje na docenienie, bo Brent Weeks wciąż jest poziom wyżej od większości piszących autorów. Pozostali, naprawdę warci docenienia, są na równi z nim.
Doszło do wielu zmian w świecie "Powiernika Światła", zmieniło się również wydanie powieści, o czym zaraz, jednakże polskie wydanie nie uległo żadnej poprawie. Wydawnictwo MAG za punkt braku przyzwoitości najwyraźniej wybrało sobie niski poziom korekt. Błędów, które można zaznać podczas czytania nie sposób policzyć.
W "Oślepiającym nożu" pozbyto się lśniącej obwoluty, która dawała pobłysku okładce. Zastąpiono ją matową wersją. Obie podlegały takiemu, czy innemu zniszczeniu, więc wprowadzenie takiej zmiany można odznaczyć jako niemające znaczenia. Prawdziwą przydatnością odznaczałaby się twarda oprawa, która zapewne ucieszyłaby wielu kupujących. Jednak, jak można przekonać się w serii "Uczta Wyobraźni" tego samego wydawnictwa, przy tak grubych tomiszczach dodawanie do nich twardej okładki nie sprzyja komfortowi zapoznawaniu się z lekturą.
Przyznam szczerze, że niedociągnięcia w kontynuacji "Czarnego Pryzmata" zaatakowały mnie znienacka i po tak spektakularnym poprzedniku oraz komentarzach wręcz zachęcających do czytania, czuję się troszeczkę zawiedziona. Powieść dalej dobitnie intrygująca, ale poprzedni tom czytało mi się płynniej i chętniej do niego wracałam.
Entuzjaści pierwszego tomu będę musieli przełknąć gorzkie w smaku meritum i przyznać, że tym razem przedstawiciel gatunku nieco schrzanił sprawę. Wśród nich trwają jednak ludzie, którzy mieli do czynienia jedynie z drugim tomem, wiec tych pewnie zadowoli fakt, że to co najlepsze, jeszcze przed nimi. Nie wszystko jednak stracone. Ratunek znajduje się na końcu tomu, gdzie obiecane nam zostaje zupełnie inne położenie postaci, niż miało to miejsce dotychczas. Tak więc, do zobaczenia w kolejnej części Brentsie Weeksie, miejmy nadzieję, że doskonalszej niż obecna.
Tekst powstał we współpracy z wydawnictwem MAG
"Powiernik Światła: Oślepiający nóż" to bezpośrednia kontynuacja poprzedniego tomu, którego autor jeszcze bardziej rozszerza wcześniej wykreowany świat. Koncentracja na ekspansji historycznej, społecznej i magicznej uniwersum, powoduje jednak momentami zdawkowe traktowanie przez niego pobocznych, jednakże istotnych dla całości, wydarzeń fabularnych. I choć nawiązanie do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Studio Sound Tropez przedstawia słuchowisko na podstawie komiksu Janusza Christy, "Kajko i Kokosz: Szkoła Latania".
Janusz Christa - autor komiksów, rysownik i scenarzysta, z wykształcenia ekonomista. Twórca jednej z najpopularniejszych polskich serii komiksów. Jego najpopularniejsze dzieło, "Kajko i Kokosz", powstało w siedemdziesiątych latach i zasłynęło na całą Polskę. Po raz pierwszy ukazało się, jako odcinkowa historia jednostronicowa, w "Świecie Młodych". Janusz Christa był autorem scenariusza, chociaż podpisał go nazwiskiem Adama Kołodziejczyka.
Abelard Giza, Wojciech Tremiszewski, Krystyna Tkacz, Piotr Pręgowski, Arkadiusz Jakubik, Jacek Braciak, Agnieszka Matysiak, Piotr Fronczewski Katarzyna Kwiatkowska, Tomasz Sobczak, Zbigniew Suszyński, Wojciech Żołądkowicz - to właśnie im przypadł zaszczyt wcielenia się w kultowe postacie z komiksu."Kajko i Kokosz: Szkoła latania". Każde z nich posiada duże doświadczenie i wiele osiągnięć w dziedzinie aktorstwa oraz dubbingu.
Za górami, za lasami, gdzieś tak na oko pośrodku świata – który, jak wiadomo, jest płaski – stoi gród. A tam? Honor. Odwaga. Odrobina magii. Plotki z kumami. I mnóstwo dobrego humoru. Na Trygława i Swaroga. Będzie się działo!
Łamignat, najsilniejsza osoba w grodze, narzeka na rzekomy brak sił. Jego żona, czarownica Jaga, pragnąc go wesprzeć, ofiarowuje mu czarodziejską fujarkę, która ma moc wzmacniania sił. Tego samego wieczoru Mirmił, kasztelan Mirmiłowa, i jego dwaj dzielni wojowie, Kajko i Kokosz, wracają z polowania, lecz z powodu zapadających ciemności nie zostają wpuszczeni do własnego grodu. Błądząc po lesie najpierw omyłkowo padają napaścią zbója Łamignata, który wypróbowuje swoją nową fujarkę, a potem napadają ich Zbójcerze. Ich wódź, Hegemon, nienawidzi wszystkich mieszkańców Mirmiłowa. Kapral, prawa ręka Hegemona, próbuje zdetronizować swojego władcę. Często mu się podlizuje, oraz podsuwa koncepcje na niszczenie Mirmiłowa. Reszta zbójów to zbieranina wojowników charakteryzujących się często nad przeciętną głupotą. O świcie po nocnych perypetiach trójka wojów wraca do grodu. Pierwszym rozkazem, który wydaje Mirmił jest zakaz zamykania bramy. Wiadomość ta dociera do Zbójcerzy, którzy w przebraniu wchodzą do grodu i wszczynają waśnie w klubo-gospodzie i napadają na dom Mirmiła. Na posterunku jednak stoją Kajko i Kokosz, którzy z pomocą mieszkańców po krótkich potyczkach wyganiają intruzów z grodu. Przywódca zbójcerzy Krwawy Hegemon wobec porażki kompanów realizuje swój plan rozpościerając przed Mirmiłem wizje podniebnych lotów. To na Kajko i Kokosza sprowadza jeszcze więcej kłopotów.
Dawno, dawno temu istniał sobie wielki gród, takie miasto, otoczone drewnianą palisadą. Gród pełen mieszkańców, z drewnianymi domami, szerokimi ulicami, i całą resztą. Nawet fundamentami pod budowę metra. Widzicie go swoimi oczami wyobraźni? Zapomnijcie o nim. Bo narrator nie o mieście chce gadać, a o małej, uplecionej z gałęzi chatce, stojącej niedaleko Mirmiłowa. Wszakże to właśnie tam, rozpoczyna się ta historia.
Seria komiksów o Kajku i Kokoszu pod wieloma względami przypomina francuską serię komiksów o Asteriksie i Obeliksie. Fani często stawiali zarzuty o plagiat po obu stronach. I owszem, Janusz Christa przez lata zapierał się twierdząc, że podobieństwo jest jak najbardziej przypadkowe, jednakże później, otwarcie wspominał, iż tworząc postacie inspirował się właśnie Asteriksem i Obeliksem. Cóż, Galowie dostali możliwość uwiecznienia swoich podbojów na wielkim ekranie. Kajko i Kokosza nie spotkało takie uhonorowanie. Dawno temu zabrano się za stworzenie serialu animowanego oraz filmu fabularnego, jednak oba zakończono niepowodzeniem. Teraz studio Sound Tropez podjęło się stworzenia słuchowiska na podstawie pierwszego komiksu. Słusznie? Jasne, że tak. Sama historia może nie prezentuje się najbardziej interesująco spośród wszystkich, z jakimi mieliście sposobność się zapoznać, ale humor jaki w niej zawarto, rozweseli każdego ponuraka. Fani wreszcie zostaną usatysfakcjonowani. W skrócie: "Kajko i Kokosz” to powieść, w której główni bohaterowie, dwaj słowiańscy wojowie, mieszkający w grodzie kasztelana Mirmiła, dzielnie bronią Mirmiłowa przed Zbójcerzami pod komendą Hegemona i jego zastępcy Kaprala. Sam Mirmił to takie dorosłe dziecko, które dużo chce i ostatecznie to dostaje. W komiksach przypomina posturą i wyglądem Władysława Łokietka. Mimo że posiada miłe usposobienie, łatwo popada w depresję i czasami miewa skłonności do samobójstw (poleca wtedy żonie Lubawie, by zasadziła na jego grobie orchidee). Kajko to ten niski. Z dużą inteligencją i odwagą. Uosobienie cech pozytywnych. Mimo to, czasami, podobnie jak Kokosz, ulega różnym pokusom (np. będąc w szkole latania, z nudów wraz z Kokoszem, ukradł latającą miotłę). Kokosz to druh Kajka. Jest obżartuchem, dość tchórzliwym, a także przesądnym. Nienawidzi, jak mu się przeszkadza podczas posiłku. Już wiecie dlaczego twórcę podejrzewano o czerpanie z Asteriksa i Obeliksa? Choć Kokosz to raczej charakterem nie przypomina grubego Gala. Jeżeli chodzi o poboczne postaci, to przykładowo Kapral – prawa ręka Hegemona - z wyglądu w pierwowzorze przypomina nieco Adolfa Hitlera. Ciekawa to gromadka, nieprawdaż? Tak też, jeżeli ktoś zapoznał się wcześniej z pierwowzorem, słuchanie tego słuchowiska przyprawi go o dodatkową dawkę humoru. Świat historii również ma wiele cech zapożyczonych z otoczenia Galijskiej wioski. Jednakże tam krajobrazu nie wzbogacają wzlatujące ku nieboskłonowi postacie Zbójcerzy, a bale drewna. Mimo podobieństw, podczas zapoznawania się z koncepcją polskiego autora, jak najbardziej można się dobrze bawić.
Nad poziomem realizacji tego słuchowiska rozczula się każda osoba, która miała sposobność zaznajomienia się z nim. To nie są słowa rzucane na wiatr. Studio Sound Tropez prezentuje naprawdę dobrą jakość swoich dzieł. Możliwe nawet, że dźwiękowa adaptacja tego komiksu, to najlepsze dzieło, jakie na razie zostało stworzone przez studio. Abelard Giza i Wojciech Tremiszewski w rolach przewodnich bohaterów, to miłe zaskoczenie, ponieważ nie trudno odnieść wrażenie, że obaj urodzili się do ról Kajka i Kokosza. Mężczyźni debiutowali, jeżeli chodzi o słuchowisko, więc zadowolenie z osiągniętego efektu jest naprawdę wielkie. Nie można zapomnieć o pozostałej części załogi. Krystyna Tkacz - Lubawa, Piotr Pręgowski - Mirmił, Arkadiusz Jakubik - Hegemon, Jacek Braciak - Kapral, Miłogost Reczek - Łamignat, Agnieszka Matysiak - Jaga, oraz Piotr Fronczewski - narrator. Każde z nich, nieważne jak niewiele ma do odegrania, spisuje się na medal. Nie zawodzi również Michał Szolc, którego zadanie polegało na reżyserii, ani scenariusz Grzegorza Brudnika. Bo jeżeli sądziliście, że słuchowisko opiera się na samej spuściźnie autora komiksu, to trwaliście w błędzie. Dzieło zostało bardzo rozbudowane i urozmaicone współczesnymi wtrąceniami. To właśnie one powodują, że dla osób doroślejszych, słuchowisko będzie jeszcze milej spędzonym czasem, niż dla młodszego grona odbiorców, do których również jest kierowane.
Janusz Christa nie dotrwał do tego wspaniałego dnia, jakim jest powstanie tego słuchowiska. Autor zmarł przed sześcioma laty, licząc sobie siedemdziesiąt cztery lata. Szkoda, bo zapewne jego radość i duma z powstałej adaptacji byłyby iście wielkie.
Studio Sound Tropez przedstawia słuchowisko na podstawie komiksu Janusza Christy, "Kajko i Kokosz: Szkoła Latania".
Janusz Christa - autor komiksów, rysownik i scenarzysta, z wykształcenia ekonomista. Twórca jednej z najpopularniejszych polskich serii komiksów. Jego najpopularniejsze dzieło, "Kajko i Kokosz", powstało w siedemdziesiątych latach i zasłynęło na całą Polskę....
Wznowienie w twardej oprawie kolejnego tomu klasycznej pod serii fantasy o Thorgalu, rozgrywającej się w Nowym Świecie we wczesnym średniowieczu.
Jean Van Hamme - ukończył Akademię Ekonomiczną, studiował również dziennikarstwo, zapewne ze względu na zamiłowanie do pisania. Obecnie nie sposób zliczyć, z iloma rysownikami współpracował. Polskiemu czytelnikowi jego nazwisko znane jest głównie dzięki udanemu partnerstwu z Grzegorzem Rosińskim. Za swe dzieła otrzymał ponad czterdzieści nagród, m.in. w Belgii, Francji, Kanadzie i Hiszpanii. Oprócz tego pisał sztuki teatralne i powieści. Na podstawie jego komiksów nakręcono dwa seriale telewizyjne: "Largo" oraz "Piwny smak miłości".
Grzegorz Rosiński - ukończył Liceum Sztuk Plastycznych i Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Po otrzymaniu dyplomu zarabiał na życie projektami okładek płyt, ilustracjami do podręczników i opowiadań dla dzieci. Potem zajął się komiksem. Swoją karierę zaczął od rysowania popularnych w Polsce serii komiksowych. To on jest autorem rysunków do części komiksów z serii "Kapitan Żbik" i "Pilot śmigłowca". Do teraz uznaje się go za czołowego twórcę komiksu w Europie.
Jolan i Drewniana Noga próbują uciec z miasta Xinjinów, ale nie są w stanie przebrnąć przez pustynię. Z kolei Thorgal, jego żona Aaricia, Tjall i podstępna Kriss de Valnor przedzierają się przez dżunglę, w celu dostania się do wielkiego miasta Czaamów, którym rządzi demoniczny król-bóg, Ogotai. Ich zadaniem jest kradzież magicznego hełmu człowieka rządzącego miastem, nie przypuszczają jednak, że zarówno po drodze, jak i w samej stolicy napotkają tak liczne przeszkody. Władca Xinjinów z kolei odkrywa, kim tak naprawdę jest Thorgal, i uświadamia sobie, że musi zająć się "magiczną” edukacją jego potomka.
Thorgal Aegirsson, dorastał wśród wikingów, nie jest jednak członkiem ich społeczności. Bowiem Thorgal jest gwiezdnym dzieckiem, jego rodzice nie mieszkali na Ziemi, a on sam przez przypadek trafił jako niemowlę do krain wikingów. Wiele osób zastanawia prawdziwe pochodzenie czarnowłosego skalda, tak samo jak Tjalla Porywczego. Burzliwie rozpoczęta z młodzieńcem znajomość, bezzwłocznie zamieniła się w szczere braterstwo. Argunun Drewniana Stopa to handlarz, zbrojmistrz i łucznik o niesamowitej sprawności i właściciel drewnianego kikuta. Kriss de Valnor to kobieta, która dba zwłaszcza o siebie, ale też o bogactwo, jakie może posiąść niezależnie od środków. Thorgalowi, Aaricii i Tjallowi zaproponowała ofertę nie do odrzucenia. Całemu gronu zachodzi za skórę, ale ukochana potomka ludu z gwiazd nienawidzi jej najbardziej. Odraza księżniczki wikingów do złodziejki sięga tak głęboko, że postanowiła ruszać wraz z resztą towarzystwa w podróż, z której nie powróci każda osoba udająca się w te nieznane zakątki świata. Szczególnie, że Kriss de Valnor stara się jak najbardziej namieszać.
Ledwie garstka powróciła na Ziemię na pokładzie statku kosmicznego. Wówczas nosił jeszcze miano Xargos i dowodził statkiem. Jego zastępca, Varth, również brał udział w eskapadzie. Varth stanowił człowieka chorobliwie ambitnego i pozbawionego uczuć. Obaj wdali się w spór. Ostatecznie Xargos musiał opuścić statek. Zdołał dotrzeć na Ziemię w wahadłowcu. Tamten statek także dotarł na planetę. Jednakże z powodu błędu nawigacyjnego uległ wypadkowi na opustoszałej ziemi. Część rozbitków pod dowództwem Vartha próbowała wydostać się z tego miejsca na prowizorycznym okręcie. Zaskoczył ich gwałtowny sztorm, podczas którego córka Xargosa urodziła dziecko. Wiedząc, że statek zatonie, Varth umieścił swojego potomka w niezatapialnej łodzi ratunkowej i powierzył go morzu. Wkrótce potem statek zatonął wraz z pasażerami. Ale dziecko zostało uratowane. Znaleźli je żeglarze zza wielkich wód, wikingowie. Przygarnęli chłopca i nazwali Thorgalem Aegirssonem od imion swoich bogów: Thora i Aegira. Xargos odnalazł Thorgala, jak ten był dzieckiem. Zrobił wiele w celu nie dopuszczenia do dowiedzenia się przez chłopca o swoim pochodzeniu. Chciał dać mu szansę do prowadzenie normalnego, prostego istnienia. Pragnął za wiele. Przeszłość właśnie upomina się o wojownika. Varth, jak dowiedział się dużo później Xargos, nie zginął w katastrofie. Uczepiony szczątków statku, na wpół świadom z pragnienia i głodu, dryfował po wielkiej wodzie aż do brzegów krainy Qa. Za pomocą wzmacniacza fal energii, ukrytego pod rzekomo czarodziejskim hełmem, łatwo narzucił władzę miejscowemu ludowi, Czaamom. Od tej chwili czczą go jako boga o imieniu Agotai. Kazał im wybudować Mayaxatl, zrobił z nich wojowników i wysłał na podbój całej krainy. Bez wątpienia posiadał w sobie ziarna szaleństwa już wcześniej, ale kompletnie oszalał dopiero po katastrofie, w której zginęła jego rodzina oraz przyjaciele. Zginęła w niej też córka Xargosa. Varth kochał ją i na jej obraz kazał wznieś straszliwą Bezimienną Boginię, strzegącą wejścia na zakazane ziemie.
Jedenasta część komiksowej serii o dziecku z gwiazd to, jak na razie, najbardziej bezpośrednie przedłużenie ciągu fabularnego z poprzedniego tomu. Jean Van Hamme niemalże od razu przenosi odbiorcę do klimatów wcześniejszego albumu. Niemalże, ponieważ powieść rozpoczyna moment, w jakim Jolan i Drewniana Noga nieudolnie próbują uciec z miasta Xinjinów. Opromienione słońcem piaski nie są dla nich najłaskawsze. Podobnie miewają się ich druhowie oraz Kriss de Valnor. Jednakże im doskwiera duszność i stworzenia, jakich jeszcze nie widzieli. Z czasem dochodzi również do rozłamu w ich grupie. Jeżeli nie zostanie im udzielona pomoc z zewnątrz, może nie udać się uratować Jolana i Drewnianej Nogi. Znowuż to oznaczałoby koniec wolności Jolana, którego los pogarsza się coraz mocniej. Album "Thorgal: Oczy Tanatloca" w dużej mierze opiera się na wzroście umiejętności potomka przewodniego bohatera oraz nieszczęśliwej historii jego ludu. Jednakże nie oznacza to, że w pozostawionej nieco w oddali gromadce bohaterów nie dzieje się nic interesującego. Ma miejsce wiele zdarzeń, które kładą cień na następne, ukazane już w kolejnej części. Jednakże jest to przede wszystkim pomnożenie wcześniejszego konceptu. Aaricia nienawidząca Kriss de Valnor, konspirująca Kriss de Valnor, miłość Tjalla Porywczego do Kriss de Valnor, to miało już wcześniej miejsce. Co nie oznacza, że ponownie nie okazuje się ciekawe. Jest ciekawe, a jeszcze bardziej interesuje rozstrzygnięcie całości. Jak w poprzednim tomie, tak również teraz, niektóre postaci zakończą swoją drogę, ale inne dopiero rozpoczną wdrażać swoje knowania. Tu także nie brakuje walk i zwrotów w fabule, które mogą zaskakiwać, a jakich nie nadmieniono w omówieniu. Jean Van Hamme nie zawodzi.
Z spełnianiem oczekiwań nie ma również problemów Grzegorz Rosiński. Polski malarz ponownie ukazuje swoje umiejętności, które nie podlegają kwestionowaniu. Śliczna okładka albumu to dopiero preludium. Plansze jeszcze raz ukazują twórcę jako prawdziwego mistrza malunku, z oddaniem i wielkim sercem do tego co robi. To dlatego, że fabuła w dużej mierze ma miejsce w dżungli. Dopracowanie wszelakich szczegółów, a nawet samo zaprezentowanie miasta Xinjinów musiało go kosztować wiele czasu. Jego szkice i gama barw prezentują się niesamowicie. Wznowienie serii, poprawienie co nie co, jak najbardziej okazało się skuteczne.
Dodatkowo, jeżeli kogoś interesuje seria, którą wprowadziło do księgarni wydawnictwo Hachette, to właśnie w omawianej części, oprócz wzmianek o powstawaniu dzieła, można znaleźć niedługi komiks z postaciami z uniwersum, ale bez otoczki tego świata. Warto nadmienić, że ta wersja jest znacznie mniejsza rozmiarowo od pierwowzoru. To, co bardziej się opłaca, musi zdecydować każda osoba indywidualnie.
Scenariusz i plansze tego tomu doskonale udowadniają, że całość serii idealnie współgra ze sobą, i że uniwersum posiada nieporównywalną magię. Taka część pojawia się raz na jakiś czas, więc dlatego tak odznacza się na tle pozostałego zbioru. Tak więc, nie ma sensu zwlekać, trzeba wziąć album do rąk i samemu zanurkować w historii. Aczkolwiek, zważając na fakt, że ta bardzo ściśle przylega do poprzedniego tomu, osoba która się z nim nie zapoznała, nie ma powodów do sięgnięcia po niego.
Wznowienie w twardej oprawie kolejnego tomu klasycznej pod serii fantasy o Thorgalu, rozgrywającej się w Nowym Świecie we wczesnym średniowieczu.
Jean Van Hamme - ukończył Akademię Ekonomiczną, studiował również dziennikarstwo, zapewne ze względu na zamiłowanie do pisania. Obecnie nie sposób zliczyć, z iloma rysownikami współpracował. Polskiemu czytelnikowi jego nazwisko...
http://wielka-biblioteka-ossus.blogspot.com/2014/01/thorgal-wyspa-lodowych-morz-jean-van.html
http://wielka-biblioteka-ossus.blogspot.com/2014/01/thorgal-wyspa-lodowych-morz-jean-van.html
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
To już dziewiąta część legendarnej komiksowej serii opowiadająca o Thorgalu Aegirrsonie, ostatnim dziecku ludu z gwiazd. Właśnie ten album pokazuje pierwsze spotkanie przewodniego bohatera z młodą, piękną i krwiożerczą wojowniczką Kriss de Valnor, która jeszcze nieraz pojawi się na jego drodze.
Jean Van Hamme - ukończył Akademię Ekonomiczną, studiował również dziennikarstwo, zapewne ze względu na zamiłowanie do pisania. Obecnie nie sposób zliczyć, z iloma rysownikami współpracował. Polskiemu czytelnikowi jego nazwisko znane jest głównie dzięki udanemu partnerstwu z Grzegorzem Rosińskim. Za swe dzieła otrzymał ponad czterdzieści nagród, m.in. w Belgii, Francji, Kanadzie i Hiszpanii. Oprócz tego pisał sztuki teatralne i powieści. Na podstawie jego komiksów nakręcono dwa seriale telewizyjne.
Grzegorz Rosiński - ukończył Liceum Sztuk Plastycznych i Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Po otrzymaniu dyplomu zarabiał na życie projektami okładek płyt, ilustracjami do podręczników i opowiadań dla dzieci. Potem zajął się komiksem. Swoją karierę zaczął od rysowania popularnych w Polsce serii komiksowych. To on jest autorem rysunków do części komiksów z serii "Kapitan Żbik" i "Pilot śmigłowca". Do teraz uznaje się go za czołowego twórcę komiksu w Europie.
W drodze powrotnej na ląd, gdzie mieszka rodzina Thorgala, czarnowłosego wojownika zaskakuje sztorm. Wzburzone fale powodują, że jego łódź zderza się z łodzią młodego nieznajomego i tonie. Mężczyzna chce pomóc skaldowi i zawozi go do swego wuja, znanego w okolicach jako twórcę broni. Niebawem odwiedza ich dwoje najemników. Pragną kupić broń, bo mają w planach wzięcie udziału w zawodach łuczniczych. Nagroda jest tak duża, że Thorgal może za nią zakupić nową łódź i wrócić do ukochanej oraz potomka, dlatego też decyduje się przystąpić do turnieju.
Thorgal Aegirsson, dorastał wśród wikingów, nie jest jednak członkiem ich społeczności. Bowiem Thorgal jest gwiezdnym dzieckiem, jego rodzice nie mieszkali na Ziemi, a on sam przez przypadek trafił jako niemowlę do krain wikingów. Oni nadali mu imię, oznaczające posłaniec Thora, boga piorunów i potomka Aegira, władającego wodami, ponieważ niemowlę znaleziono na brzegu morza po potężnym sztormie. Wiele osób zastanawia prawdziwe pochodzenie czarnowłosego skalda, tak samo jak Tjalla Porywczego. Burzliwie rozpoczęta z młodzieńcem znajomość, bezzwłocznie zamienia się w szczere braterstwo. To właśnie on zaprowadza i poznaje Thorgala z Argunem Drewnianą Stopą, swoim wujem. Handlarz, zbrojmistrz i łucznik o niesamowitej sprawności pragnie pomóc nieznajomemu, ale nie może mu zaoferować nic, poza bronią. Przydomek posiada odkąd stracił nogę w niewyjaśnionych okolicznościach, od tamtej chwili chodzi z drewnianą protezą. Niebawem, do grona nowo poznanego przez Thorgala Aegirssona zestawu osobowości, przystępuje również Kriss de Valnor oraz Sigwald Sparzony. Komrat gwałtownej rozbójniczki to nie kłopot, ale ona sama przysparza ich wiele. Kriss de Valnor dba zwłaszcza o siebie i bogactwo, jakie może posiąść niezależnie od środków. Wzięcie razem udziału w turnieju łuczników, to dla Thorgala, Tjalla i Arguna dopiero początek zmagań z kobietą.
Lud z gwiazd, którego pojazd uległ uszkodzeniu podczas lądowania, pragnął osiągnąć władzę ostateczną nad ludźmi. Należąca do niego społeczność, mogła pochwalić się mocami, jakie posiadają jedynie bogowie. W zamian utracił wszystko co posiadali.
Osobę, która podczas wcześniejszych publikacji nie zaznajamiała się z całością batalii ostatniego przedstawiciela ludu z gwiazd, może troszkę zdziwić fakt, że Jean Van Hamme potrafi jeszcze zaskakiwać. Co prawda, omawiane ogniwo całego uniwersum gwiezdnego dziecka, to zaledwie błogie preludium fabularnej ścieżki, uważanej za najlepszą z całego ogółu pod serii. Prawdziwa zagwozdka na fanów czeka w późniejszej odsłonie, a i tak zabawa podczas jej poznawania jest naprawdę przednia. Odbiorca na starcie zastaje przewodniego bohatera w trakcie trwania jego walki na morzu ze sztormem. Przetrwanie wojownika wzbudza wiele wątpliwości, ale ten nie ulega zmęczeniu i beznadziei zdarzenia w jakim się znajduje, ponieważ ma świadomość, że ktoś oczekuje jego powrotu. Niespodziewanie, niewielkich rozmiarów łódka, którą wiatr i wzburzona woda targa w każdą możliwą stronę, ulega zniszczeniu. Powodem biegu zdarzenia, okazuje się swawolność Tjalla Porywczego, młodzieńca o dość szczególnym nastawieniu do codzienności i poczuciu humoru. W pierwszej kolejności zarabia on cios pięścią w żuchwę, ale potem już w zupełności zasługuje na dozgonne braterstwo skalda. W szczególności dlatego, że los postawił przed sobą ten duet, Thorgal Aegirsson zaznajamia się z Kriss de Valnor. Przez to również, przyczynia się do kilkukrotnego ocalenia jej niegodnego istnienia, co dla samej zainteresowanej nie oznacza nic. No właśnie, na drodze naszej zwierzchniej postaci pojawiają się nowi bohaterowie. Jednakowoż zanim o nich zostanie cokolwiek powiedziane, wskazane jest jeszcze jednokrotne omówienie samego czarnowłosego skalda, od którego imienia uniwersum komiksu nosi nazewnictwo. Nie trudno odnieść wrażenie, że od ostatniego spotkania odbiorców z Thorgalem, ten znacząco się postarzał. Zmieniło się również jego podejście do ludzi. Nie podlega także niejasności fakt, że wojownik nie obawia się stosowania swoich sił do walki. Pozornie to ta sama osoba, ale nie całkowicie. Dziwna to metamorfoza, szczególnie, że ósma odsłona niemalże nie zawierała jego obecności, a omawiana część również nie uzasadnia zmian. Pozostaje więc czekać na rozwój zdarzeń. Jeżeli jednakowoż chodzi o inne postaci, to na miano najciekawszych z nich zdecydowanie zasługuje Kriss de Valnor. Pozostałe grono, choć warte zainteresowania, nie odznacza się chwilowo aż tak mocno. Ich czas jeszcze nadejdzie. Kriss de Valnor to jedna z najbardziej interesujących i kontrowersyjnych postaci uniwersum, niezrównana łuczniczka i odważna do szaleństwa przestępczyni. To kobieta odstająca od większości stereotypów płci pięknej tego świata, która jakże często zaskakuje fanów. Fabuła tego albumu została oparta na dwóch wątkach. Jeden z nich to kradzież świętego kamienia bogini Kerridwen, która zostaje dokonana przez Kriss de Valnor i jej kamrata, Sigwalda Poparzeńca. Drugim jest turniej łuczników zorganizowany przez władcę Umbrii. Na skutek pewnych okoliczności złodziejka i skald lądują, dość dla siebie nieoczekiwanie i niechętnie, jako partnerstwo w konkursie. Nieoczekiwanie dla siebie, bo zaznajamiającego się z komiksem, taki obrót zdarzeń nie powinien zaszokować. Jak na przedstawienie tak prostej historii, scenariusz można określić jako sukces. Wszakże posiada on wartką akcję i zręcznie przeprowadzoną intrygę, wzbogaconą o nader ironiczne zakończenie.
Grzegorz Rosiński jest mistrzem w swoim fachu, czego przypominać raz jeszcze nie trzeba. Wspaniałe liczące się z faktami ilustracje: ostra, portretowa kreska i dobrze dobrana barwa, to charakterystyczne właściwości dla jego twórczość. Obecnie omawiane dzieło nie różni się od jego wcześniejszej twórczości. Teraz jednakże, autor postanowił cofnąć swój sposób tworzenia do jednej z poprzednich część. Konkretnie, tej trzeciej, nie najlepszej pod względem scenariusza, jak również wizualizacji. Toteż pierwsza część plansz posiada wiele złowrogich kolorów i cieni. No, ale przecież to preludium do mroczniejszych zdarzeń, więc ich prezentacja jest uzasadniona. Potem pojawiają się jaśniejsze plansze. Prócz strategii rozmieszczenia plansz, album nie ma nic wspólnego z wcześniej wspomnianą częścią, więc można odetchnąć z ukojeniem. I choć fabuła nie jest trudna do przewidzenia, to momentami rozmieszczenie kadrów przez autora, dodaje sceną dreszczyku emocji. Aczkolwiek najprawdziwszą przyjemność z poznawania całości talentu Grzegorza Rosińskiego będą czerpać szczęśliwi właściciele wznowionej publikacji komiksu. To dlatego, że ostrość kolorów jest większa, niż wcześniej, więc scenki także przedstawiają się doskonalej, a relaks podczas zaznajamiania się z komiksem także wzrasta.
Ten album to jeszcze jedno zaprezentowanie przez Jeana Van Hamme'a i Grzegorza Rosińskiego, że ich możliwości i rozwiązania nie podlegają przemęczeniu. Dzieło nie nawiązuje za bardzo do przeszłości Thorgala, więc znając je połowicznie można przystąpić do jego poznawania. Na nieszczęście osób niewtajemniczonych, dalsze kontynuacje nie potraktują ich tak łaskawie.
To już dziewiąta część legendarnej komiksowej serii opowiadająca o Thorgalu Aegirrsonie, ostatnim dziecku ludu z gwiazd. Właśnie ten album pokazuje pierwsze spotkanie przewodniego bohatera z młodą, piękną i krwiożerczą wojowniczką Kriss de Valnor, która jeszcze nieraz pojawi się na jego drodze.
Jean Van Hamme - ukończył Akademię Ekonomiczną, studiował również...
2011-09-23
Mimo faktu, że to już piąty tom serii "Wampiraci" wydany w Polsce, nie można uznać książki za popularną. Niestety, ale seria nadal nie otrzymuje braw na jakie zasługuje. Wiele osób po prostu czyta jedynie początek "Demonów oceanu", który nie zapowiada się rewelacyjnie. Po niezbyt zachwycającym starcie większość czytelników odkłada tom, nie szturmując jego stron dalej. Inni znowu szukają ciekawszych serii, omijając tą, która jak najbardziej zasługuje na całkowitą uwagę wielbicieli dobrych wrażeń.
Pisząc tę recenzję jestem świeżo po zakończeniu lektury i w skrócie mam do powiedzenia tylko jedno: Justin Somper nie zawodzi, bo jak mogłoby być inaczej? Poprzednie części serii zostały pochłonięte przeze mnie, jedna książka, po drugiej. Na ten tom musiałam czekać długie miesiące, może więc dlatego wzbudził on we mnie takie wrażenia? Nie będę was okłamywać. Po zakończeniu powieści "Wampiraci: Imperium nocy" zapłakałam szczerymi, gorzkimi łzami. Nawet teraz napływają mi one pod powieki. Wszystko to z powodu tego, że piąty tom (najprawdopodobniej przedostatni) jest tak niesamowicie wzruszający. Dotychczas łzy nad zakończoną książką wzbudziła u mnie tylko ostatnia cześć sławionego "Harry'ego Pottera". "Wampiraci: Imperium nocy", nie są ostatnim tomem, a jednak żałuję i to bardzo, że książka była taka krótka.
Grace i Connor znają już przykrą prawdę o swoim ojcu, to jednak nie jest największy problem bliźniąt. Żądza krwi, która powoli zaczyna władać ich ciałami zdaje się zwyciężać. Głóg jest tak potężny, że momentami, aż trudny go opanowania. Tymczasem Sidorio i Lady Lola postanawiają wcielić swój plan w życie. Dwójka najokrutniejszych wampiratów pływających po oceanach, postanawia stworzyć Imperium nocy. Grace i Connor zostają zaproszeni przez Sidoria na jego i małżonki statki. Mężczyzna chce, aby bliźnięta, które w przyszłości mogą stać się bardzo potężnymi zwierzchnikami poznały drugi świat, świat prawdziwych wampirów. Ku zdziwieniu wszystkich dziewczyna i chłopak muszą przyjąć zaproszenia, ale tylko po to, aby szpiegować poczynania wroga. Nikt jednak nie jest w stanie powiedzieć, jaki wpływ będzie miała obecność wampiratów na tę dwójkę. Rodzeństwo boi się środowiska w jakim musi przebywać, jednak u Grace większy strach budzi Obsydian Darke. Najnowszy członek załogi Sidoria, jest zimny i z samej postawy okrutniejszy od samego przywódcy buntowników. Znowu kapitan Nokturna nie wraca na statek. Darcy i Lorcan karmieni zapewnieniami Mash Zu, że niebawem ich drogi przywódca powróci, przestają mu wierzyć. Dwójka przyjaciół Grace postanawia zacząć działać na własną rękę w obawie, że Mistrz ich zbywa bojąc się powiedzieć prawdę.
Rzucę może najpierw nieco światła na okładkę "Imperium nocy". Niestety, ale pod tym względem i ilustracji, książka przedstawia się fatalnie. W poprzednich częściach mieliśmy okazję zobaczyć wygląd nowych postaci z fabuły, tym razem widzimy scenę. Przykro jest to przyznać, ale z części na część obiema tymi rzeczami jest coraz gorzej. Ani okładka książki, ani przedstawiona scena nie ma nic wspólnego z fabułą. Oczywiście mogliśmy trafić gorzej, gdyż patrząc na inne wydania "Wampiratów" i znając ich fabułę można się przekonać, że rysunki nawet nie przedstawiają postaci według ich opisów. Tak jakby ilustratorzy nie czytali nic z książki. W polskim wydaniu nie jest tragicznie, ale mogłoby być lepiej.
Fabuła książki jest jak zwykle świetna. Na początku miałam nieco do zarzucenia autorowi, jednak potem wszystko rozpoczęło się rozjaśniać. "Wampiraci: Imperium nocy" to zupełnie coś innego, niż poprzednie części serii. Autor powieści pokazuje nam nowe rzeczy, otwiera umysły na nowy świat, który uległ wielkim zmianom. Ze zmianami środowiska, które nastąpiły zmieniły się również postacie. Bohaterowie książki, Ci główni, jak i drugoplanowi wydorośleli. Styl pisania autora również uległ wielkim zmianom, co ujawnia nam samo rozpoczęcie piątego tomu. Justin Somper dysponuje teraz jeszcze bardziej bogatym słownictwem, a jego styl okazuje się być jeszcze przyjemniejszy w odbiorze. Myśleliście, że lepiej już nie będzie? A jednak jest. Jedyny zgrzyt, to polskie tłumaczenie. Osoba, która przekładała z oryginalnego języka, czyli angielskiego, zmieniła się. Edyta Skrobiszewska to nie to samo co Piotr W. Cholewa, który przełożył dla nas wszystkie pozostałe tomy. Tłumaczka niestety momentami gubi się lub ukazuje nam szczegóły postaci, które nie mogły mieć u nich miejsca, chodzi mi na przykład o wygląd, albo nazwy statków. W jednym akapicie postacie walczą na okręcie o nazwie Tygrys, znowu w następnym na Diablo. No to jak to w końcu jest? Niestety, ale te małe szkopuły mogą wyprowadzić czytelnika z równowagi. Sama często wracałam do poprzednich kartek, aby sprawdzić czy czegoś nie pominęłam.
Twórca "Imperium nocy" dał mi wiele do przemyślenia, co jednak nie zmienia faktu, że poczynania niektórych postaci, wcale mnie nie zaskoczyły. Moje podejrzenia po prostu się sprawdziły z czego jestem bardzo dumna. Na dzień dzisiejszy uważam, że książka jest o wiele, wiele lepsza od takich serii jak chodźmy "Harry Potter", czy filmowa adaptacja "Piratów z Karaibów". A przecież to właśnie te tytuły kształtują naszą kulturę i dają nam niezapomnianą rozrywkę na wiele godzin. Mimo wszystko to dla "Wampiratów" oddałabym wszystkie książki, które posiadam w swoim nie małym zbiorze.
Na koniec chciałabym coś podkreślić, bo już wiele razy przesyłaliście do mnie pytania o "Martwą głębie", a to świetna okazja, aby zacząć ten temat i być może zakończyć go raz na zawszę. "Wampiraci: Martwa głębia" to dodatkowe opowiadanie, wcześniej nie opublikowane w żadnej z książek autora. Powieść wcześniej wydawała się mało ważna, bo wyjaśniała kawałeczek z trzeciej części, teraz jednak to się zmieniło. Warto zainwestować w tą cieniutką książeczkę, bo jedna z postaci pokazuje się w "Imperium nocy". Ta postać najprawdopodobniej będzie też w "Wojnie nieśmiertelnych" - ostatnim tomie, zdarzenia z wydanego osobno opowiadania pisarza, mogę być bardzo ważne.
Mimo faktu, że to już piąty tom serii "Wampiraci" wydany w Polsce, nie można uznać książki za popularną. Niestety, ale seria nadal nie otrzymuje braw na jakie zasługuje. Wiele osób po prostu czyta jedynie początek "Demonów oceanu", który nie zapowiada się rewelacyjnie. Po niezbyt zachwycającym starcie większość czytelników odkłada tom, nie szturmując jego stron dalej. Inni...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dokładnie dzień temu prezentowałam wam pierwszą część "Wampiratów", osób które znały książkę i którym się spodobała było o wiele więcej niż się spodziewałam. Dzisiaj chciałabym wam zaprezentować dopiero co opublikowany tom, który wyjaśnia skąd Connor i jego dwaj przyjaciele Bart i Jez mieli tatuaże po weekendowej przepustce - fragment na ten temat mogliśmy poznać podczas odwiedzenia statku "Wampiratów" przez brata Grace w trzecim tomie serii, kiedy to chłopiec rozmawiał z tajemniczym kapitanem. Książkę znalazłam przypadkiem na polskiej stronie poświęconej przygodom bliźniaków. Trochę mnie to zaskoczyło, gdyż weszłam tam w poszukiwaniu czegoś na temat piątego tomu, a znalazłam to. Najpierw spodziewałam się czegoś zupełnie innego, co autor zapowiadał już od dawna, jednak kiedy przyszła do mnie przesyłka, czekała na mnie mała niespodzianka. Wydaje mi się, że książkę może znać mało osób, gdyż wydawnictwo z powodu zbyt małej sprzedaży, która by je zadowalała, stwierdziło, że zrobi małą promocję, nieco uciążliwą dla fanów serii, ale pomocną dla początkujących. Promocja trwa nadal i polega na tym, ze książkę dostajemy za darmo tylko wtedy, kiedy zakupimy jeden z tomów już opublikowanych wcześniej, co może być nieco uciążliwe dla osób, które posiadają wszystkie cztery części, dotychczas wydane. No i warto dodać, że książka jest nieosiągalna w księgarniach, można ją zakupić tylko przez stronę internetową wydawnictwa. Ja nabyłam jeszcze jeden tom "Demonów oceanu", co spowodowało, że otrzymałam dodatkowo ten tomik. Nie jest on może gruby, ale przydatny w skompletowaniu całej serii. "Wampiraci" są podzieleni na rozdziały, które opowiadają o losach Grace i Connora, czasem Sidoria, ta książeczka licząca sobie jedynie siedemdziesiąt pięć stron skupiona została jedynie na jednym z dwóch głównych bohaterów, a mianowicie na Connorze.Taka postać rzeczy może być nieco uciążliwa, gdyż niektórym przypadły do gustu przygody tylko jednego z rodzeństwa, ale mimo to przygoda Connora jest przednia i nie brakuje w niej nowych postaci jak i tych, które poznać możemy dopiero w "Fali terroru". W tym króciutkim tomiku, możemy się przekonać, że Wampiry nie są jedynymi stworzeniami odchodzącymi od norm. W części nie zabrakło również zbuntowanego byłego porucznika Nokturna oraz tajemniczego Kapitana "Wampiratów" - chodź na tą postać musimy zaczekać, aż do końca książki.
Więcej na: http://today1.blog.onet.pl/013-Justin-Somper-Wampiraci-Ma,2,ID421207966,DA2011-02-05,n
Dokładnie dzień temu prezentowałam wam pierwszą część "Wampiratów", osób które znały książkę i którym się spodobała było o wiele więcej niż się spodziewałam. Dzisiaj chciałabym wam zaprezentować dopiero co opublikowany tom, który wyjaśnia skąd Connor i jego dwaj przyjaciele Bart i Jez mieli tatuaże po weekendowej przepustce - fragment na ten temat mogliśmy poznać podczas...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-06-16
Rozpoczynając czytanie "Wampiratów: Wojny nieśmiertelnych" czułam się jakbym wróciła do domu po bardzo męczącej podróży. Czekałam na tę książkę od zakończenia lektury poprzedniej części, czyli prawie rok. Przy rozpoczynaniu czytania czułam niesamowite podniecenie, napięcie w trakcie... a teraz czuję smutek, gdyż uświadomiłam sobie, że to koniec powieści o wampiratach, a jeżeli autor zdecyduje się napisać jeszcze cokolwiek z ich świata, to i tak trzeba będzie na to zaczekać kilka lat.
Wampiraci pojawili się w moim życiu około dwa i pół roku temu. Pamiętam, że rozpoczynając pierwszy tom miałam wrażenie, że źle osądziłam powieść i będzie to prosta bajeczka dla małych dzieci, kontynuując lekturę doszłam do wniosku, że autor naczytał się "Zmierzchu" i teraz próbuje go naśladować, jakże się wtedy pomyliłam. Na szczęście zbyt wcześnie nie odłożyłam "Demonów oceanu" na półkę i zdążyłam zakochać się w tej cudownej historii. Jej bohaterowie towarzyszyli mi przez kolejne trzy tomy i dalej, kiedy często do nich wracałam oczekując dalszego ciągu fabuły. Powieść pojawiła się w bardzo korzystnym dla mnie momencie, bo właśnie wtedy potrzebowałam takiego zastrzyku. Dalej go potrzebuję, ale niestety muszę znaleźć pocieszenie w innych pozycjach i choć Justin Somper odrobinkę mnie zawiódł, nie mam serca aby nie postrzegać tej książki inaczej niż wybitnie cudowną.
Wojna z Sidoriem, Lady Lolą Lockwood i ich sprzymierzeńcami trwa, pochłaniając setki ofiar. Obsydian Darke wiedząc, że sam nie wygra wojny z samozwańczym królem wampiratów, postanawia połączyć się z Federacją Piracką. Sojusz, zawarty podczas tej wojny, może będzie dla piratów i nokturnów przymierzem na długie lata. Darke jednak, łącząc się z śmiertelnikami, traci jednocześnie uznanie, również potężnego sprzymierzeńca. Kapitan Nokturnu już dawno temu naruszył pakt Czterech Kardynałów. Jak ci teraz zareagują na ten śmiały ruch?
Ta walka daję się również we znaki Grace, Lorcanowi i Connorowi. Dziewczyna zajęta pomaganiem w Sanktuarium coraz rzadziej widuje zajętego walką chłopaka i brata. Przepaść między nią i Connorem zaczyna się powiększać. To samo dotyczy jej stosunków z Mistrzem oraz Obsydianem. Jej brat również nie może otworzyć się przed swoimi towarzyszami broni, którzy nadal nie wiedzą, że jest dampirem. Głód chłopaka staje się coraz silniejszy, a metody Mash Zu Kamala nie spełniają swojego zadania.
Lady Lola, mimo zaawansowanej ciąży, nie zapomina o walce. Jako przywódczyni swoich oddziałów, pierwsza staje do bitew. Kobieta jednak pozostaje na tyle ostrożna aby nie dać się unicestwić, zanim jej dzieci nie przyjdą na świat. Jeżeli Sojuszowi nie uda się zniszczyć wampiratki, Imperium Nocy Sidoria będzie miało swoich dziedziców. Nadzieją, a jednocześnie lękiem, jest przepowiednia, wygłoszona przez guru nokturnów aż pięćset lat temu. Mówi ona, że jedno z bliźniąt Siewcy Wojny zginie i tym samym jednocześnie skończy wojnę nieśmiertelnych. Nie wiadomo jednak, o których dziedziców Sidoria chodzi. O tych wydanych na świat przez Lolę, czy Sally?
Ostatnia książka z serii "Wampiraci" okazała się być uhonorowaniem wszystkich postaci, które wystąpiły w poprzednich tomach. Justin Somper daje okazję pożegnania się czytelnikom z każdej z nich, nawet tym, którzy przedwcześnie odeszli. Jeżeli dany bohater nie ma możliwości wystąpienia na planie głównym fabuły, to zostaje wymieniony. Nikt nie zostaje pominięty, nawet najmniej ważny człowiek, czy wampir. Oprócz tego pisarz często nawiązuje do scen z poprzednich tomów, co daje nam okazję do zobaczenia ponownie danej sytuacji, jednak z punktu widzenia innej osoby. "Wojna nieśmiertelnych" to kulminacyjny tom, zamykający wszystko co zostało wcześniej wypowiedziane. Ta książka zmienia znaczenie wcześniejszych części.
A jednak, ta tak dużo posiadająca książka, nie dostarczy nam odpowiedzi na wszystkie pytania. Niektóre z nich, jak na przykład: przejście Lorcana Fureya i Lady Loli Lockwood, powstanie Czterech Kardynałów, czy tajemniczy Mash Zu, pozostaną w zawiedzeniu. Ostateczna walka Sojuszu z wampiratami również nie jest zbyt widowiskowa. Po wcześniejszych potyczkach Obsydiana Darka z Sidoriem spodziewałam się naprawdę czegoś pamiętliwego, było na odwrót. Starcie tych dwóch odwiecznych wrogów skończyło się błyskawicznie. Odniosłam wrażenie, że przez cały tom wojna tak naprawdę toczyła się miedzy piratami, a wampiratami i niestety to co dla mnie w tej książce było najważniejsze, zostało gdzieś po drodze utracone.
Od powstania pomysłu na książkę o wampirach i piratach minęło osiem lat. Styl twórcy tych niesamowitych książek zmienił się, co widać w jego ostatniej odsłonie z nimi związanych. Z ewolucją pióra pana Sompera zmieniali się jego bohaterowie. Teraz, jak nigdy wcześniej, możemy zobaczyć jaką długą i ciężką drogę przeszli wraz z swoim twórcom. "Wojna nieśmiertelnych" jest tomem, który chyba najłatwiej się czyta. Oczywiście tą doskonałość pisarz może również zawdzięczać naszemu tłumaczowi, Edycie Skrobiszewskiej. W poprzednim tomie przeszkadzała mi zmiana osoby tłumaczącej książki o wampiratach, tym razem już nie tak bardzo. Nawet doszłam do wniosku, że może nawet dobrze się stało? Szósta część wampiratów, choć nie zaspokaja mojego głodu, jest pełna napięcia, wzruszeń i przygód.
Justin Somper w wywiadzie umieszczonym z tyłu książki, jak i na swojej stronie, wyjaśnia, że ta sekwencja "Wampiratów" została ukończona i nie zamierza do niej wracać. Nie obiecuje jednak, że nie powróci do postaci z nią związanych. Karty, które nie zostały jeszcze odsłonięte, mają mieć jeszcze na to szanse. Zresztą fabuła nie zostaje całkowicie ucięta bez możliwości powrotu do niej. Oprócz pytań bez odpowiedzi, pozostali jeszcze wrogowie, którzy tylko czekają na odwet. Tak więc: "Zaufajcie fali.", bo ta jazda chyba jeszcze nie dobiegła końca!
Rozpoczynając czytanie "Wampiratów: Wojny nieśmiertelnych" czułam się jakbym wróciła do domu po bardzo męczącej podróży. Czekałam na tę książkę od zakończenia lektury poprzedniej części, czyli prawie rok. Przy rozpoczynaniu czytania czułam niesamowite podniecenie, napięcie w trakcie... a teraz czuję smutek, gdyż uświadomiłam sobie, że to koniec powieści o wampiratach, a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
To ostatni tom "Trylogii Czarnego Maga", australijskiej pisarki, Trudi Canavan. Audiobooki na podstawie powieści autorki, wprowadza słuchacza w oryginalny, misternie skonstruowany świat, który nie pozwoli się nudzić żadnemu miłośnikowi fantastyki. W wersji audio dostępne są oczywiście dwie wcześniejsze odsłony Trylogii Czarnego Maga: "Gildia magów” oraz "Nowicjuszka”. Wszystkie tomy w wykonaniu Joanny Jabłczyńskiej.
Trudi Canavan – australijska pisarka i publicystka. Jest ilustratorką i projektantką. Pracowała jako szefowa działu graficznego australijskiego czasopisma poświęconego fantastyce. Od czasu wydania bestsellerowej "Trylogii Czarnego Maga" jest jednym z najpoczytniejszych autorów. Pierwsza część "Trylogii Czarnego Maga", zatytułowana "Gildia Magów" ukazała się w 2001 roku, zapewniając autorce rozgłos. Część druga, "Nowicjuszka", została nominowana do nagrody Aurealis dla najlepszej powieści fantasy. Ostatnia część trylogii, "Wielki Mistrz" ukazała się w 2003 roku i nominowana była do najważniejszej australijskiej nagrody w dziedzinie fantastyki - nagrody Ditmar, w kategorii Najlepsza Powieść. Wszystkie te książki otwierały listy bestsellerów fantasy.
Joanna Jabłczyńska – polska aktorka, również dubbingowa, piosenkarka, dziennikarka w programach młodzieżowych oraz prawniczka. "Trylogia Czarnego Maga" nie jest jedynym nagranym audiobookiem z jej uczestnictwem, jednak na pewno jest najpopularniejszym.
Sonea wiele nauczyła się w Gildii Magów. W ciągu ostatniego roku Regin dał jej spokój, a pozostali nowicjusze zaczęli traktować ją z niechętnym szacunkiem. Dziewczyna nie może jednak zapomnieć tego, co widziała w podziemnej komnacie Wielkiego Mistrza Akkarina, ani też ostrzeżenia, że odwieczny wróg Kyralii obserwuje czujnie Gildię.
W miarę jak Akkarin ujawnia coraz więcej swojej wiedzy, Sonea przestaje być pewna, komu ma ufać i czego bać się najbardziej. Czy prawda może być aż tak przerażająca, jak przedstawia ją Wielki Mistrz? A może jest to podstęp, mający skłonić ją do uczestnictwa w jego mrocznych praktykach?
Minął rok, odkąd Sonea walczyła z Reginem na arenie, a tak wiele się zmieniło. Żaden z nowicjuszy nie wpatruje się już w nią ani nie zadzierał nosa. Regin przyjął pozę łaskawego i pełnego godności przegranego, a ona nie przeszkadza mu w tym. Publiczne pokonanie Regina ma jednak większe skutki niż tylko koniec dręczenia Sonei. Wygląda na to, że udało jej się również zdobyć szacunek innych nowicjuszy, a także większości nauczycieli. Kilka osób wciąż czuje do niej niechęć, ale już nie widzi w niej tylko osoby z zewnątrz, która na dodatek doprowadziła do wygnania Mistrza Ferguna. Sądząc z ostrożnej ciekawości, jaką jej obecnie okazują, Sonea domyśla się, że w tej chwili widzą w niej głównie osobę, która bez trudu wygrała oficjalny pojedynek. Zastanawiają się zapewne, jak bardzo stanie się potężna. Podejrzewa, że nawet niektórzy nauczyciele obawiają się jej. Jednakże, pewne rzeczy się nie zmieniły. Mimo że Sonei udało się zyskać szacunek nowicjuszy, wciąż nie ma bliskich przyjaciół. I nie chodzi nawet o to, że wszyscy się jej bają - jej albo jej opiekuna. Każdy, z kim by się zaprzyjaźniła, stałby się potencjalnym narzędziem, które Wielki Mistrz mógłby wykorzystać przeciwko niej. Jeśli Sonea kiedykolwiek będzie miała okazję ujawnić Gildii jego zbrodnie, wszyscy jej bliscy znajdą się w niebezpieczeństwie. A ona nie ma zamiaru zwiększać puli ofiar Akkarina. Administrator Lorlen nadal uważa, że konfrontacja nie wchodzi w grę. Zbrodnie zatem muszą pozostać tajemnicą, dopóki nie znajdzie się jakiś sposób na pokonanie Akkarina. Co kilka tygodni, a czasem miesięcy, ktoś zabija w ten sam zrytualizowany sposób, który czasami przypomina praktyki czarnej magii. Następnie przez jakiś czas jest spokój, a potem znowu wszystko rozpoczyna się od początku. Lorlen czasami łapie się na tym, że wolałby nigdy nie poznać prawdy. Mag ma świadomość, że jeśli Akkarin okaże się mordercą, to on, Administrator Gildii, będzie po części odpowiedzialny za śmierć jego ofiar. Powinien był dawno rozprawić się z Wielkim Mistrzem, kiedy tylko dowiedział się od Sonei, że Akkarin posługuje się czarną magią. Boi się jednak, że Gildia nie zdoła pokonać Akkarina w walce. W zaistniałe zdarzenia wtajemniczono jedynie Rothena, maga, który został opiekunem Sonei, bo ucząc ją podstaw magii, na pewno i tak trafiłby na wspomnienia związane z Wielkim Mistrzem i poznał prawdę. Sonea nie jest pewna, czy zdołałaby wytrzymać dręczenie przez Regina, gdyby nie wsparcie i pomoc mentora. Rothen dla Sonei jest kimś więcej niż opiekunem i nauczycielem - zastąpił jej ojca. Dlatego też, każde wspomnienie o Rothenie budzi w niej ukłucie żalu, wyparte następnie przez bezsilny gniew. Pech chciał, że oboje ucierpieli z powodu złośliwych plotek, które rozpuszczał Regin. A potem, kiedy już wydawało się, że plotki i podejrzenia ucichły, wszystko się zmieniło. Akkarin zjawił się w mieszkaniu Rothena i oznajmił obojgu, że wie o tym, iż poznali jego sekret. Następnie zażądał opieki nad Soneą. Od półtora roku jest podopieczną Akkarina i okazało się to mniej straszne, niż się spodziewała. Nie posługuje się nią jako źródłem dodatkowej mocy, nie usiłował nakłonić do uczestnictwa w swoich okropnych praktykach. Jakkolwiek niechętnie, musi przyznać, że Akkarin zrobił dla niej więcej niż Rothen, by zapewnić jej najlepsze możliwe wykształcenie. Wielki Mistrz zakazał udawać się Dannylowi i Tayendowi do Sachaki. Mag podejrzewa, że tam dowiedziałby się czegoś więcej o swoich poszukiwaniach. Tymczasem wygląda na to, że pewni wielmoże w Elyne chcieliby założyć własną, dziką Gildię. Wielki Mistrz od kilku lat obserwuje wysiłki niewielkiej grupy dworzan w Elyne mające na celu opanowanie magii bez pomocy i kierownictwa Gildii. Niedawno udało im się odnieść pewien sukces. Teraz, skoro jeden z nich zdołał rozwinąć moc, Gildia ma prawo i obowiązek rozprawić się z nimi. Toteż Wielki Mistrz zleca Dannylowi śledztwo. Jego zażyłość z uczonym Tayendem z Tremmelin może być przydatna, by przekonać ich, że są godni zaufania. Niewykluczone, że buntownicy będą usiłowali wykorzystać informacje dotyczące kwestii intymnych przeciwko Dannylowi, kiedy już ich aresztuj. Wielki Mistrz zapewnia go, że przekona wszystkich, iż to on rozkazał mu podsunąć im takie pogłoski, w celu zaskarbienia sobie ich zaufania. Jednakże, jeżeli wszystko pójdzie tak, jak sobie to obmyślił przeciwnik, Wielki Mistrz może nie mieć na to czasu. Jednakże do tego momentu, dawien druh Sonei, Ceryni, nadal będzie słał do Akkarina wiadomości o następnych ofiarach do zabicia.
To była wojna magów. Wysyłanie niemagicznych armii przeciwko magom, a zwłaszcza czarnym magom, jest zawsze bezsensowne. Kyralia wygrała wojnę ze Sachakom dzięki powołaniu do życia Gildii i wymianie wiedzy magicznej. Kyraliancy magowie, następnie szybko wrócili do swoich bogatych rezydencji. Wiedzieli, że imperium sachakanskie w końcu podniesie się z gruzów i znowu będzie zagrożeniem, spustoszyli wiec wielki pas ziemi, aby zubożyć kraj nieprzyjaciela. Siedem wieków później Imperium wciąż jest osłabione, a większość ziem Sachaki leży odłogiem. Nietrudno jest więc uwierzyć, że Sachakanie do tej pory nienawidzą Gildii. To jest też zapewne powodem, dla którego Sachaka nie przyłączyła się do Krain Sprzymierzonych. W przeciwieństwie do Kyralii, Elyne, Vinu, Lonmaru i Lanu, Sachaka nie została związana umową o obowiązku kształcenia wszystkich magów w Gildii i pozostawiania ich pod jej nadzorem. W Sachace mogą zatem wciąż znajdować się magowie. Gdyby wówczas część magów Gildii zamieszkała tam, wyzwoliła niewolników i pokazała, że można wykorzystywać swoją moc, żeby pomagać ludziom, Sachakanie może staliby się państwem bardziej pokojowo nastawionym, ceniącym sobie wolność, a Kyralia dziś nie znajdowałaby się w sytuacji zagrożenia.
Podobnie, jak miało to miejsce w dwóch poprzednich tomach, autorka w pewnym momencie diametralnie zmienia nurt i wartkość historii. W przypadku "Trylogii Czarnego Maga: Wielkiego Mistrza" robi to znacznie wcześniej, bo w jednej trzeciej książki. Fabuła ostatniej części ma miejsce rok po zdarzeniach z ostatnich stron poprzedniej. Sonea nadal pozostaje pod kontrolą Akkarina. Nie tak dawno temu, zobaczyła jak, zabija człowieka, korzystając z czarnej magii. Tłumaczenie, jakim wówczas ją zaszczycił, nasunęło dużo powodów do przemyśleń i wątpliwości. Spowodowało też, że powoli, bardzo ostrożnie zaczyna zmieniać o nim zdanie. Ta zmiana nie uchodzi uwadze Rothena. Mężczyzna coraz bardziej boi się o bezpieczeństwo dawnej podopiecznej. Administrator Lorlen zabiega o zrozumienie postępowania dawnego druha. Dannyl i Tayend, na rozkaz przywódcy Gildii, starają się zapobiec grupie buntowników, pragnącej samemu nauczać się posługiwania magią. Jeden z nich, młodzieniec, któremu udaje się obudzić w sobie moc szczególnie, przychyla sobie, zaciekawienie maga. Jednakże jeszcze większą dociekliwość budzi w nim stare tomiszcze, które znajduje wśród buntowników. Również, dawien kompan Sonei, współpracuje z Wielkim Mistrzem. Zdaje się więc, że Akkarin ma kontrolę nad wszystkim. Mimo to, w momencie składania Cery’emu odwiedzin przez kobietę z Sachaki, coś powstrzymuje go przed skontaktowaniem się z Wielkim Mistrzem. Potem, nie ma na to czasu. Tajemnice Wielkiego Mistrza zostają ujawnione, a niesprawiedliwe oskarżenia zmuszają go do poddania się prawu magów. W ostatniej części, autorka najmocniej skupia się na najbardziej tajemniczej postaci całej powieści, Wielkiemu Mistrzowi. Do obecnego momentu pozostawał on w cieniu pozostałych bohaterów. W pierwszej części pojawiał się sporadycznie, w drugiej znacznie, znacznie częściej, ale to w trzeciej pisarka rzuca na niego nowe światło. I choć nie poświęca mu ani jednego osobnego wątku, to Akkarin nadal jest postacią, która budzi największe zaciekawienie i poważanie. Odsłonięta przeszłość i uzasadnione działania, rozbudzają również serdeczność i współczucie dla niego. Od teraz śledzenie losów Sonei i Akkarina sprawia większą przyjemność i podekscytowanie niż kiedykolwiek wcześniej. Nie inaczej ma się sprawa z pozostałymi, aczkolwiek ich potraktowano nieco po macoszemu. Administrator Lorlen zapodziewa się pod naporem spraw związanych z chaosem, jakiemu daje początek fakt, że ich przywódca od lat posługiwał się zakazaną wiedzą. Rothen chce działać, ale ma związane ręce. Znowuż Dannyl, dostarczywszy buntowników do Gildii, obawia się, że osobiste zainteresowania Tayendem z Tremmelin może skazać jednego ze zdrajców na śmierć. Zaledwie zdarzenia związane z pewnym złodziejaszkiem, zostają bardzo dokładnie dopracowane przez Trudi Canavan. W ostatnim tomie pisarka postanawia pokazać odbiorcom, jeszcze jeden skrawek stworzonego przez siebie świata. Mianowicie, obrzeża pustkowi Sachaki. Same pustkowia nie mają wiele do zaoferowania, ale mająca miejsce na nich fabuła, jest równie ciekawa co reszta powieści. "Trylogia Czarnego Maga: Wielki Mistrz" rozstrzyga dotychczasowe tajemnice, posiada najwięcej skrzącej się od magii akcji, a nawet wątek tragicznej miłości. To najlepsza część trzech połączonych ze sobą utworów, ale jednocześnie demonstracja najsłabszych stron twórczości Trudi Canavan. Chwilowe lekceważące traktowanie, wcześniej stanowiących ważne role bohaterów, to najmniejsza ze zbrodni autorki. Trudi Canavan nie do końca wcześniej przemyślała swoje postanowienia, czego teraz widać żniwa. Świetnym dowodem na to, jest wzmianka o mowie, jaką rzekomo posługiwał się Sachakanin, któremu udało się włamać do rezydencji Wielkiego Mistrza pod koniec drugiego tomu. Otóż o odmiennym słownictwie Sachakan nie ma więcej ani jednej wzmianki. Z książki nie dowiedzie się również, co stało się z wieloma postaciami drugoplanowymi. "Trylogia Czarnego Maga: Wielki Mistrz" ma dużo takich niedomówień. Mimo to powieść nadal pozostaje jedną spośród najlepszych z gatunku. Trudi Canavan potrafi pisać tak dobrze, że nawet nie jest się świadomym mijanych godzin. Potrafi również świetnie grać na emocjach, zapoznających się z jej twórczością, odbiorców. Można to dostrzec szczególnie pod koniec. W momencie, jak ma się świadomość, co poszło nie zgodnie z planami bohaterów, zakończenie potrafi sprawić podirytowanie, ale też smutek tak wielki, że co wrażliwszym osobom może zakręcić się łezka w oku.
Książka pierwszorzędna, ale audiobook już nie koniecznie. Nie ma co śnić o podziale postaci na role aktorów. Mimo że twórczość Trudi Canavan jak najbardziej na to zasługuje. To też pozostaje nam Joanna Jabłczyńska, głównie pasująca do Sonei. Reszta postaci w jej udziale brzmi za delikatnie, nawet za bardzo do siebie podobnie. Dodatkowo audiobook na postawie tego tomu, szczególnie pod koniec ma to do siebie, że czasami trudno odróżnić koniec jednego wątku, a rozpoczęcie drugiego. To dlatego, że odstęp wśród nich prawie nie istnieje. Twórcom nie udało się również zataić, iż niektóre fragmenty poprawiano po nagraniu całości.
Cała "Trylogia Czarnego Maga" - Trudi Canavan prezentuje się świetnie, a zwieńczający historię ostatni tom to potwierdza. Warto więc zapoznać się z debiutem australijskiej pisarki. Ostatecznie lepiej to robić samodzielnie. Jakkolwiek wcześniej Joanna Jabłczyńska stanowiła osobę, która z braku laku dobrze prezentowała się, przedstawiając powieść, tak ostatecznie przekreśliła swoje szanse na triumf.
To ostatni tom "Trylogii Czarnego Maga", australijskiej pisarki, Trudi Canavan. Audiobooki na podstawie powieści autorki, wprowadza słuchacza w oryginalny, misternie skonstruowany świat, który nie pozwoli się nudzić żadnemu miłośnikowi fantastyki. W wersji audio dostępne są oczywiście dwie wcześniejsze odsłony Trylogii Czarnego Maga: "Gildia magów” oraz "Nowicjuszka”....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Powieść "Xanth: Zaklęcie dla Cameleon" - amerykańskiego pisarza Piersa Anthony'ego - to pierwszy tom ze świata Xanth. Obecna liczba całej serii przekracza liczbę 30-tu książek! Musicie przyznać, że to sporej wielkości zbiór. Mnie jednak nie ogrom całego świata Xanth zachęcił do jego zgłębienia, o liczbie wszystkich tomów dowiedziałam się dopiero potem, ale fakt, że jest to powieść, której pierwsze wydanie pochodzi jeszcze sprzed moich narodzin.
Piers Anthony zaczął lubić książki fantastyczne w najmniej korzystnym dla tego gatunku czasie. Koniec lat czterdziestych i początek pięćdziesiątych ubiegłego wieku były okresem, kiedy ludzie zajmowali się bardziej przyziemnymi sprawami, niż zagłębianie się w świat nierzeczywistych mitów i legend. Pisarz był jednym z niewielu, którzy interesowali się wtedy, bardzo zbliżonymi do siebie: science fiction i fantasy. Zainteresowanie szybko przemieniło się w pasję. I kiedy pojawił się zarys fabuły na pierwsze jego dzieło osadzone w fikcyjnym świecie oraz osoby, które były zainteresowane współpracą, autorowi trudno było nie spróbować. Tak więc, po szeregu prób i błędów oraz licznych korektach, w 1977 roku na półki księgarni trafił pierwszy tom świata Xanth: "Zaklęcie dla Cameleon". Powieść zdobyła szybki sukces, a Piers Anthony odcisnął swoje piętno wśród coraz większej liczby czytającej młodzieży. Kolejnym dwóm tomom krytycy nie dawali wielkich szans, jednak już dojść liczni fani docenili trud twórcy i sprzedaż znowu wzrosła. Napędzany sukcesem pisarz, z planowanej trylogii zrobił serię i kontynuuje ją do dziś, a jego twórczość nadal cieszy się wielkim sukcesem.
"Xanth: Zaklęcie dla Cameleon" w Polsce pojawiło się po raz pierwszy w 1991 roku, nakładem wydawnictwa Rebis. Teraz pałeczkę przejęła Nasza Księgarnia, która wznowiła wydanie trzech pierwszych tomów i przełożyła je na nowo. Czy po ponad dwudziestu latach "Zaklęcie dla Cameleon" dalej będzie powiewem świeżości i oryginalność dla fantastyki?
Magiczna kraina Xanth rządzi się różnymi prawami, jedno z nich mówi o tym, że każdy ludzki mieszkaniec musi posiadać jakichś talent związany z magią. Ci, którzy go nie posiadają, zostają skazani na banicję, poza tarczę chroniącą Xanth.
Bink nie posiada talentu. Nigdy go nie miał. Przychodzi czas, kiedy będzie musiał stanąć przed mieszkańcami swojej wioski i któryś przedstawić. Jeżeli tego nie zrobi, opuści Xanth. Zdeterminowany i pełny nadziei nie zamierza się poddawać. Wyrusza w podróż, na dwa tygodnie pozostawiając wszystko co zna za sobą. Jejo celem jest zamek Dobrego Czarodzieja, który za rok służby, odpowiada na pytania swoich gości.
Główny bohater "Zaklęcia dla Cameleon" na przestrzeni swojej wędrówki krajoznawczej, i nie tylko, dowie się wielu rzeczy o miejscu, w którym spędził całe życie oraz o sobie samym. Ten młody człowiek, przekonany, że nie ma żadnego talentu magicznego, ma duży temperament, co w dużej mierze jest przyczyną jego kłopotów. Miesięczna podróż, jaką pokonuje wraz z dwójką napotkanych po drodze towarzyszy: Cameleon - dziewczyna posiada trzy różne tożsamości zmieniające się w miesięcznym cyklu, Trentem - Zły Czarodziej, który dwadzieścia lat temu, swoimi niecnymi postępkami o mało co nie zniszczył całego świata Xanth, zmieni go.
Flora i fauna świata, stworzonego przez Piersa Anthony'ego, na pewno ułatwiała mu wymyślanie dalszych przygód postaci książki. Xanth to świat magiczny, gdzie nie wszystkie rzeczy są takie jak wyglądają na pierwszy rzut oka. Nie muszą mieć również wielkiego sensu. Po prostu są i jego mieszkańcy je akceptują. Takie zjawiska jak: mięsożerne wiewiórki, mrówkolwy, drzewa, których owoce to buty, materiał na ubrania, czy inne jeszcze cuda, to zjawiska dnia codziennego. Nam może błędnie podpowiadać to, że "Zaklęcie dla..." jest książką dla młodszych czytelników. Nie jest nią i należy raczej ostrożnie podsuwać ją dziecku.
Piers Anthony podjął się jednego wątku, który tyczy się jednej postaci. Zwroty akcji, w recenzowanym przeze mnie dziele są zaskakujące, więc nie żałuję wyboru twórcy. Styl pisania tego człowieka jest zdumiewająco lekki. Po 35 latach jego pióro nadal dobrze się przyswaja, jednak zapewne dużo zasługę w tym ma nowy przekład.
Wracając do mojego pytania z początku tej recenzji: Tak, owszem. "Zaklęcie dla Cameleon" nadal jest bryzą odświeżającą fantasty. Może teraz bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
W teraźniejszych książkach niemalże każdy bez ustanku stara się stworzyć zagrożony świat i wybrańca, który go uratuje. Stało się to już tak szablonowe, że trudno jest znaleźć coś oryginalnego. Bink jako pierwsza postać z Xanthu którą poznajemy, nie stara się uratować swojego miejsca urodzenia. Kocha go, jest świadom zmian, które ten musi przejść aby przetrwać, jednak jednocześnie ich się boi. Walczy sam ze sobą również wtedy, kiedy poznaje stereotypy kobiecego piękna.Teraz już coraz rzadziej spotykamy się z mentalnymi potyczkami postaci.
"Xanth: Zaklęcie dla Cameleon" - Piersa Anthony'ego zostało wznowione. Dzięki temu dzisiejsi wielbiciele tytułów fantastycznych mogą zapoznać się z tą powieścią. Ile jeszcze, podobnych, wspaniałych książek, zostało do odnowienia? Na pewno dużo.
Powieść "Xanth: Zaklęcie dla Cameleon" - amerykańskiego pisarza Piersa Anthony'ego - to pierwszy tom ze świata Xanth. Obecna liczba całej serii przekracza liczbę 30-tu książek! Musicie przyznać, że to sporej wielkości zbiór. Mnie jednak nie ogrom całego świata Xanth zachęcił do jego zgłębienia, o liczbie wszystkich tomów dowiedziałam się dopiero potem, ale fakt, że jest to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Cztery lata temu, debiutujący Brent Weeks udowodnił, że do rozległego gatunku jakim jest fantastyka, zamierza wprowadzić świeżą i nienowatorską koncepcję. Teraz godność mężczyzny jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych, a zblazowani tuzinkowością ukochanej kategorii konsumenci, sięgają po jego twórczość bez zastanowienia. "Powiernik Światła: Czarny Pryzmat" nie jest pod żadnym względem wyjątkiem. Autor ponownie dowodzi szelmostwa, kreatywności i inwencji twórczej swojego umysłu, dodatkowo wypierając się niedoskonałości oraz komplikacji momentami nawiedzających jego poprzednie dzieła.
Brent Weeks, jak sam wyznał, chciał zostać pisarzem odkąd skończył trzynaście lat. Zanim jednak przeszedł na pełnoetatowe pisarstwo, przez krótki czas zajmował się nauczaniem i barmaństwem. Autor nie ma kotów ani nie nosi kucyka, ale za to jego trylogia "Anioł Nocy" została przetłumaczona na dziesięć języków.
Podczerwień, czerwień, oranż, żółć, zieleń, błękit i nadfiolet to kolory, które rządzą Siedmioma Sarapiami, ale tylko jedna osoba potrafi nimi wszystkimi władać, Najwyższy Lord Pryzmat Gavin Guile. Dla społeczeństwa jest cesarzem, jednak tylko nieliczni wiedzą, kto tak naprawdę pociąga za sznurki. Tak samo, jak tylko on ma świadomość tajemnic, które jak ma nadzieję, nigdy nie wyjdą na światło dzienne. Mimo wszystko, to dzięki niemu kruchy pokój jeszcze istnieje, a grożąca wszystkim wojna jest tymczasem jedynie zagrożeniem niknącym wśród wielu bardziej ważniejszych gier religijno-politycznych. Utrzymywanie tego ustroju ma jednak swoją cenę, którą jest czas, a Gavinowi Guile nie pozostało go wiele.
Niespodziewanie na głowę Najwyższego Lorda Pryzmata spada nieoczekiwany problem: ojcostwo. Spłodzony szesnaście lat temu bękart, mieszkał wraz z matką w zabitym dechami miasteczku, teraz jednak kobieta postanowiła, że nadszedł moment spotkania ojca z synem. Tego nie było w planach Gavina. Pojawienie się potomka, nawet z nieprawego łoża, zmienia wiele i bardzo dużo komplikuje.
Reprezentant Orholama, boga Siedmiu Sarapii, nawet w niego nie wierzący. Cesarz, nie będący przy zwierzchnictwie. Człowiek będący Pryzmatem, któremu nie było to pisane. Gavin Guile jest przedstawicielem kłamstw oraz złudzeń. Ten trzydziestoośmio letni mężczyzna jest jednak być może jednym z najlepszych ludzi o najwyższym stopniu, uwielbieniu i nienawiści, jaki trafił się swoim sługom. I cokolwiek o nim nie powiedzieć, zawsze będzie lepszym człowiekiem niż jego brat, Dazen Guile, który zginął szesnaście lat temu. Dazen i Gavin Guile dawno temu byli najbliższymi sobie osobami, jednak zazdrość i mocarstwo umiejętności zmieniło obydwu, na zawsze. W pewnym sensie ich wzajemna nienawiść do siebie wzięła się od kobiety, Karris Białodąb. Minione zdarzenia wprowadziły zmiany i w jej stosunkach. Swego czasu potulna córka ojca, teraz niezależna członkini Czarnej Gwardii, słuchająca jedynie rozkazów przełożonych. Kobieta będąca w stanie oddać życie za Gavina Guile, ale też nienawidząca go z całego serca. Jedną z osób, przed którą odpowiada gwardzistka jest dowódca Żelazna Pięść. Ten mocno zbudowany mężczyzna z szorstkim usposobieniem to wojenna legenda, a jednocześnie przyjaciel Karris Białodąb, Gavina Guile i jego potomka, Kipa. Piętnastoletni chłopiec, o zwyczajnym imieniu, bez żadnych dodatkowych mian określających jego cechy oraz bez szczególnego pochodzenia, jest synem najpotężniejszego człowieka na ziemi. Od momentu, gdy Pryzmat zgodził się objąć go opieką, przed młokosem będą wyrastali sami wrogowie oraz przyjaciele, którzy wcale nimi nie będą. Na szczęście chłopcu będzie towarzyszyć również Liv Danavis, jedyna mieszkanka miejsca, z którego ten się wywodzi i jedyna osoba znająca go zanim stał się tym, kim teraz jest. To właśnie ta starsza od niego o dwa lata dziewczyna, przez najbliższy okres będzie jego wsparciem, nawet w sytuacjach mrożących krew w żyłach, jak i nauczycielką. Narastająca presja, jarzmo konfliktu zbrojnego oraz przemoc, zbliżą do siebie dzieci i ojców, dawnych przyjaciół, ale też i wcześniejszych wrogów, nie wspominając już o podziałach, które powstaną.
Siedem Sarapii to bardzo rozległa domena, a szesnaście lat temu otoczyła ją pożoga zimnokrwistej walki. Zdarzenia, które w tym czasie miały miejsce zapisały się w historii jako Wojna Przyzmatów. Przez dwóch braci w niektórych miejscach ziemia już na zawsze ma pozostać jałowa, miasteczka na długo pozostawione bez mężczyzn, a niektórzy na zawsze zniewoleni. To jednak minęło i teraz, po szesnastu latach, największym miastem-państwem jest Chromeria. W tym uosobieniu umiejętności krzeszącego luksyn społeczeństwa, mieszka zwycięski Najwyższy Lord Pryzmat. Wszystko co otacza najwspanialszego oraz jego poddanych, ma coś wspólnego z krzeszeniem. Otóż, sam status mieszkańca stanowią jego umiejętności. Władający jednym zabarwieniem zostaje monochromatą, dwoma dichromatą, a trzema lub większą liczbą, polichromatą. Umiejętności władania luksynem nie dają jednak nieśmiertelności, a mają intensywne działanie na właściciela. Tak wiec, jeżeli nie urodziłeś się wyjątkowy, żyjesz dłużej, jednak twoja egzystencja nie jest wiele warta.
Porównań pomiędzy "Czarny Pryzmatem", a czterema poprzednimi dziełami, które ujrzały światło dzienne na skutek swojego autora, trudno uniknąć. Jednakowoż można wyliczyć je na palcach jednej kończyny górnej, więc nawet skrupulatni czytelnicy i czytelniczki nie powinni być wyposażeni w szereg nieprzychylnych reprymend po całkowitym zapoznaniu się z tomem. Wobec tego, oprócz paru dyferencji fabularnych, ta odsłona twórczości Brenta Weeksa sumarycznie w żaden sposób nie przypomina poprzednich odsłon. W następstwie rozpoczęcia nowej serii, autor zmajstrował całą strukturę świata z własną kompetencją polityczną, religijną, społeczną oraz strukturalną. I już przez wzgląd na tą otoczkę twórca zapracował sobie na czołobitność. To jednak nie wszystko, gdyż przewodnią właściwością powieści nie jest rzeczywistość, ale zewnętrzna prezencja i wewnętrzna osobowość figur, którą te zamieszkują. Mężczyźnie ponownie udało się wykreować bohaterów o silnym nacechowaniu, którymi szczególnie odznacza się docelowy Gavin Guile. To właśnie jego oczami, oraz czterech pozostałych postaci, przeglądamy zdarzenia mające miejsce w Siedmiu Sarapiach. Podczas doznań, które kosztujemy w czasie czytania, na niczym spełzają wszelakie przypuszczenia i spekulacje, jakich nie zabraknie z powodu zakrytych kart przez pisarza. Twórca bardzo skrupulatnie bawi się losami swoich podopiecznych, zaskakując odbiorców na każdym kroku. Nie od razu przedstawione elementy, oryginalne, nie spotykane wcześniej pomysły nie każdemu przypadną du gustu, więc twórczość może okazać się dobrą próbą cierpliwości i otwartości na nowe koncepcje. W "Powierniku Światła: Czarny Pryzmat" - Brent Weeks ukazuje bardziej natężoną twórczość, niż wcześniej, a jednak to dzieło jest łatwiejsze w przyswajaniu, niż poprzednio wymieniona trylogia i jej część dodatkowa. Przychylne ku temu może być to, że pisarz jest jeszcze lepszy w tym co robi. I choć błędów poprzednich odsłon teraz już nie zaświadczymy, pojawiło się kilka nowych potknięć. Najbardziej natarczywą pochylnią w teraźniejszym sposobie pisania autora jest nadmierne używanie myślników oraz potężnie długie zdania. W drugiej połowie tomu to pierwsze zanika, jednak drugie będzie nam towarzyszyć przez cały czas trwania czytania.
Gwoździem do trumny, technicznej strony książki, jest też polska odsłona pozycji. "Powiernik Światła: Czarny Pryzmat" - Brenta Weeksa dostał poddany mało dokładnej korekcie lub wcale jej nie doświadczył. Wersja jest pełna większych lub mniejszych błędów.
Do zewnętrznego wydania nie można mieć zastrzeżeń. Wizerunek mrocznego i tajemniczego oblicza satrapy zostało doskonale odzwierciedlone na okładce tomu. Szkoda tylko, że wolumin nie został wydany w twardej oprawie. Takie rozwiązanie sprzyjałoby jego ciężarowi, ale byłoby też trwalsze, na co dzieło jak najbardziej zasługuje.
Kupując "Czarny Pryzmat" - Brenta Weeksa byłam pełna obaw. Czytając trylogię "Anioła Nocy" nie wszystko było dla mnie klarowne, nawet po ukończeniu przygody. Książki zyskały moje uznanie bardziej za grono autorytetów, niż strukturę świata. Z tą odsłoną było zupełnie inaczej. Jestem kompletnie oczarowana tym, co skomponował autor. Przyznam, że na początku czytanie szło mi bardzo opornie, jednak potem spędzałam przed tekstem całe dni, od poranków do późnych wieczorów rozkoszując się dawką ekstazy, jaką podarował mi pisarz.
Mimo kilku wad i słabej opieki korekcyjnej, "Powiernik Światła: Czarny Pryzmat" to pozycja zasługująca na ocenę celującą. A sam jej autor, Brent Weeks, to jasne światełko wśród dyletantów, którzy nie robią nic, poza multiplikacją istniejących już szablonów. Oby to jasne światełko prędko nie wygasło, gdyż z roku na rok jest ich coraz mniej, a przecież to właśnie fantastyka słynęła niegdyś z nietuzinkowości.
Cztery lata temu, debiutujący Brent Weeks udowodnił, że do rozległego gatunku jakim jest fantastyka, zamierza wprowadzić świeżą i nienowatorską koncepcję. Teraz godność mężczyzny jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych, a zblazowani tuzinkowością ukochanej kategorii konsumenci, sięgają po jego twórczość bez zastanowienia. "Powiernik Światła: Czarny Pryzmat" nie jest...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to