-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2020-02-01
2019-11-06
Mogę powiedzieć jedno: kocham ta serie i żadna, ale to żadna książanie jest w stanie ją zastąpić. Gdy pierwszą część „Wychodząc z ukrycia” nie mogłam doczekać się drugiej części. Teraz po przeczytaniu tej części nie mogę się doczekać trzeciej części.
Głównymi bohaterami są Rose i William, którzy podbili całkowicie moje serce. W świecie Łowców gwarantuje nam wiele emocji i duża dawkę przygód, mimo, że akcja dzieję się w jednym miejscu – Macierzy Łowców.
Rose trafia właśnie do niej i od razu zdajemy sobie sprawę, że nie jest tam łatwo, a nawet mogę powiedzieć – to czysty koszmar. W pierwszej tomie, moim zdaniem świat Rose był słodki, przyjazny, pełen ciepła, lecz świat, w którym teraz się znajduje jest całkowicie inny – mroczny i niebezpieczny. Na każdym kroku czyha na nią niebezpieczeństwo. Genialne okazały nagłe skoki do Williama, który szukał sposobów by ja odnaleźć.
Niewątpliwie ta część to przetrwanie Rose. Autorka Ewa Olchowa w bardzo zgrabny sposób pokazuje nam jak świat może być okrutny. Czasami oceniamy ludzi po słowach innych, jednak gdy ich poznamy zdajemy sobie sprawę, że nie są tacy źli jak o nich mówiono. I czym jest prawdziwa przyjaźń? Na to także znajdujemy odpowiedź. Książka jest genialna pod każdym względem: czyta się lekko oraz z zapartym tchem. Ciekawie ułożona fabuła oraz nieprzewidywalne zwroty akcji, które sprawiały nie raz, że mówiłam sobie „Coooooo?” Czasami wraz z Rose wkurzałam się na niektórych gburowate zachowanie. Przeżywałam silne emocje z tą książką, ponieważ autorka w bardzo realny sposób wykreowała postacie. Jestem na sto procent pewna, że sięgnę po każdą książkę, która wyjdzie spod pióra tak rewelacyjnej pisarki, jaka jest Ewa Olchowa. Nie wyobrażam sobie aktualnie świata bez książek Ewy. Wraz z ewolucją Rose, my także ewoluujemy.
Nie potrafię znaleźć nic w książkach autorki, co by mu przeszkadzało. Wszystko jest na swoim miejscu. Główni bohaterowie mnie nie irytowali (co jest cudem w moim przypadku).😂
Mamy wśród naszych polskich autorów, rewelacyjną pisarkę, która według mnie powinna być mianowana na mistrza fantasy. Oryginalna fabuła, która od razu przyciąga nas do książki. Klimat książki, utrzymany na wysokim poziomie. Na każdej stronie widać ile miłości przelała autorka wpisanie tej książki oraz ile pracy poświęciła aby każdy element, każde słowa idealnie pasowały do całości. Jest to książka, na której, moim zdaniem się nie zawiedziecie. I uwaga: zakończenie sprawi, że nie będziecie mogli doczekać się kolejnej części. Gwarantuję to Wam. Polecam!❤️
Mogę powiedzieć jedno: kocham ta serie i żadna, ale to żadna książanie jest w stanie ją zastąpić. Gdy pierwszą część „Wychodząc z ukrycia” nie mogłam doczekać się drugiej części. Teraz po przeczytaniu tej części nie mogę się doczekać trzeciej części.
Głównymi bohaterami są Rose i William, którzy podbili całkowicie moje serce. W świecie Łowców gwarantuje nam wiele emocji i...
Gdy zaczęłam nie potrafiłam przestać czytać. Zakochałam się w tym świecie. Pokochałam głównych bohaterów. Pokochałam wszystko, co zawiera książka. Słyszałam od wielu osób, że początek książki jest nie zaciekawy, że dopiero pod koniec akcja się rozwija. Muszę się jednak z tym nie zgodzić. Mnie już od samego początku książka urzekła. Urzekły mnie opisy i wszystko, co się działo. Bardzo mi się spodobało, że nie potrafiłam niczego przewidzieć. Niczego.
Jak wiadomo na samym początku nasza główna bohaterka – Feyra – wyrusza na polowanie. Tutaj zostaje przedstawiony motyw jej polowań. Robi to, ponieważ tylko ona zdaje sobie sprawę, że jeżeli ktoś nie będzie tego robił to rodzina umrze z głodu. Kieruję się ona także przysięgą, którą złożyła umierającej matce, że będzie opiekować się rodziną. Na polowaniu widzimy świat oczami Feyry. Jest piękny, ale jednocześnie okrutny. Feyra dostrzega swoją zwierzynę. Już jest w momencie wypuszczania strzały, gdy nagle dostrzega wilka, także polującego na tą zwierzynę. Feyra lęka się atakować. Zadaje ona sobie pytanie: czy to jest zwykły wilk czy fae? Jednak przekonuję się ona, że to zwykły wilk. Pozwala zaatakować wilkowi, ten zaś morduję zwierzynę. Ona strzela do wilka jesionową strzałą. Wilk pada. Umiera. Feyra wraca do domu. W chatce pojawia się nagle ogromna bestia w postaci wilka. Fae. Żąda od Feyri by zapłaciła za swój czyn w imieniu Traktatu. Dziewczyna idzie za wilkiem do jego rezydencji za murem, czyli do Prythianu. I tak zaczyna się ta historia…
Od tego momentu akcja zaczyna niesamowicie przyspieszać. Feyra jak każdy człowiek nienawidzi fae. Widzi w nich zło. Wilk nie przemienia się aż do momentu gdy wchodzą do jego rezydencji. Przemienia się w fae. Jednak nie może zobaczyć jego twarzy gdyż ma na niej maskę. I każdy inny domownik także. Klątwa…
Wielokrotnie zdarzało mi się natrafiać na książki, gdzie głowni bohaterowie od razu zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Tym razem tak nie jest. Nienawiść dziewczyny jest silna. Od urodzenia była przekonywana, że fae to bestialskie istoty. Jednak z każdym dniem poznaję ona swojego „porywacza”, czyli Tamlina. Dostrzega w nim dobro. Walczy ona jednak z tym uczuciem. Nie dopuszcza do siebie myśli, że są dobrzy. Poznajemy także bohatera drugiego planu, czyli Luciena. Od razu go polubiłam. Podobały mi się gdy on i Feyra przekomarzali się podczas posiłków.
Ich uczucie nie było takie banalne, nie serialowe. Rodziło się z każdą rozmową. Musieli obydwoje sobie zaufać. Bohaterka mnie nie irytowała. A muszę dodać, że prawie we wszystkich książkach główny bohater mnie irytował. Dla mnie jednak nie ma tu nic związanego z baśnią. Jest to genialna po prostu fantastyka. Z motywem Pięknej i Bestii zgadzam się bez dwóch zdań:)
Zaintrygował mnie także inna postać, czyli Rhysand. Od samego początku jak Feyra go tylko poznała, poczułam iż pojawi się on także później. I nie myliłam się. Nie powiem w jakiej sytuacji bo to bardzo ważne. Momentami jest to totalny dupek. Ale jednak dla Feyry na swój sposób jest miły
Byłam pod ogromnym wrażeniem opisów. To dzięki nim potrafiłam zamknąć oczy i wyobrazić sobie ten świat. Nawet jak szłam spać, zamykałam oczy i widziałam ten świat. To było cudowne doznanie. Poczułam magię w sercu.
Gdy zaczęłam nie potrafiłam przestać czytać. Zakochałam się w tym świecie. Pokochałam głównych bohaterów. Pokochałam wszystko, co zawiera książka. Słyszałam od wielu osób, że początek książki jest nie zaciekawy, że dopiero pod koniec akcja się rozwija. Muszę się jednak z tym nie zgodzić. Mnie już od samego początku książka urzekła. Urzekły mnie opisy i wszystko, co się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Głównym bohaterem jest siedemnastoletni Henry Fraser. Młody chłopak wraz z przyjaciółmi wyjeżdża na wakacje do Portugalii. Bardzo się ucieszył, że nie towarzyszą mu rodzice. Na początku było wszystko pięknie. Bezproblemowo. Wszystko się jednak zmienia, kiedy Henry ma wypadek i zostaje sparaliżowany od góry do dołu. Henry był sportowcem, więc to wydarzenie go załamało. Koniec z treningami. Koniec z chodzeniem. Kiedyś niezależny od innych, teraz jego nogami i dłońmi jest personel szpitala oraz rodzice.
Na samym początku opowiada jak wyglądało jego życie po wypadku z tygodni na miesiące. Życie dla niego było wtedy bardzo trudne, ale nie tylko dla niego. Henry widzi, że Mimo uśmiechów na twarzach bliskich to im także jest ciężko.
Podziwiam Henrego. Nie myślała ani trochę o poddawaniu się. Był jak lew, który ryczy, że nigdy się nie podda, bo kocha swoje życie. Myślę, że wielu ludzi powinno brać z niego przykład. Nie tylko chorzy, ale nawet ci zdrowi. Nasz bohater ma wielką chęć do walki o życie. Walczy z całych sił i się nie poddaje.
Po przeczytaniu tej książki, miałam łzy w oczach. Chciałabym pomóc jakoś Henremu.
Jeszcze wczoraj narzekałam wszystkim, dookoła, że pewnie się nie dostanę na studia albo, że jak się dostanę to sobie nie poradzę. Aż do teraz. Dzisiaj skończyłam czytać książkę i muszę przyznać, że od razu dostałam takiej dziwnej energii. Energii, która motywuję mnie do działania i do tego bym nie myślała negatywnie. Muszę pozytywnie myśleć!
Małe wielkie rzeczy nie jest gruba. Jest to niewielkich rozmiarów książeczka. Jednak w tak niewielkiej książce, można odnaleźć tyle motywacji, tyle wzruszać, że aż serce się rozsypie.
Gdy nagle będę miała sytuacje, że będę w siebie wątpić to na 100 % Znowu sięgnę po tą książkę.
Polecam wszystkim książkę, Zarówno dla dorosłych i dla młodzieży.
Głównym bohaterem jest siedemnastoletni Henry Fraser. Młody chłopak wraz z przyjaciółmi wyjeżdża na wakacje do Portugalii. Bardzo się ucieszył, że nie towarzyszą mu rodzice. Na początku było wszystko pięknie. Bezproblemowo. Wszystko się jednak zmienia, kiedy Henry ma wypadek i zostaje sparaliżowany od góry do dołu. Henry był sportowcem, więc to wydarzenie go załamało....
więcej mniej Pokaż mimo to
Uwielbiam czytać książki Jeffrey Deavera. Moją pierwszą przeczytaną książka tego autora była „Dwunasta karta”, która przeczytałam chyba z milion razy. Od tego momentu jestem zafascynowana jego twórczością.
Czytając książkę nie miałam takiej myśli jak „Kurde! O co tu chodzi!”. Słowa autora były tak skonstruowane by do każdego dotarły. Nie wydarzyło się także tak, że nie chciało mi się czytać książki. Była rewelacyjna. od początku do końca. Podczas czytania myślałam, że obgryzę wszystkie paznokcie.
Od pierwszej strony zaczyna się akcja. Nie było tak, że dopiero główny wątek rozwijała się po którymś rozdziale. Na drugiej stronie, bardzo byłam zaskoczona. Myślałam „Ale to już?Tak szybko się zaczyna”. Odetchnęłam z ulgą, że nie muszę czytać połowy nudnej książki.
Kolejny plus to, że nie jest gruba. Zaledwie 440 stron. Czytałam o wiele grubsze książki.
Nieprzewidywalne zwroty akcji! Tutaj chyba nie muszę niczego wyjaśniać.
Najważniejsze! Zakończenie książki wbija w fotel. Nie spodziewałam się takiego zakończenia jakie było. Było sto razy lepsze od tego, które myślałam, że będzie (Nie zdradzę Wam o co chodzi).
Uwielbiam czytać książki Jeffrey Deavera. Moją pierwszą przeczytaną książka tego autora była „Dwunasta karta”, która przeczytałam chyba z milion razy. Od tego momentu jestem zafascynowana jego twórczością.
Czytając książkę nie miałam takiej myśli jak „Kurde! O co tu chodzi!”. Słowa autora były tak skonstruowane by do każdego dotarły. Nie wydarzyło się także tak, że nie...
Książkę czyta się jednym tchem. Napisana jest w lekkim języku co ułatwia zrozumienie historii. Na początku myśli się, ja wiem kim kto jest. Jednak to jest omylna myśl na początku. Spodobało mi się to, że niczego nie mogłam być pewna.
Bardzo podobało mi się to, że książka miała swoich kilku bohaterów. Na początku widzimy świat oczami mordercy, który zabija młodą kobietę. Potem poznajemy Marka oraz jego rodzinę – żonę Elwirę oraz córkę Martę. Wydaję się, że są szczęśliwą rodziną. Czy aby na pewno? Dowiadujemy się że Marek miał romans z niejaką Karoliną. Był tak zauroczy a raczej omotany tą kobietą, że nawet chciał porzucić swoją rodzinę. Jednak Karolina ginie, a on zdaje sobie sprawę, że popełniłby najgorszy błąd swojego życia. Czy zmarła ona przypadkowo? Marek zadaje sobie to pytanie – popełniła samobójstwo czy może ktoś ją umyślnie zabił? Od razu odpowiada sobie na to pytanie, że znaleźli ją na torach i wyglądało tak jakby specjalnie się tam położyła. No własnie jakby się położyła. A co jeśli ktoś ja tam położył, ale ona już była martwa?
Pojawia się także młoda para: Jacek i Ela. Mają oni wypadek samochodowy. Gdy Jacek budzi się po wypadku, dowiaduje się on, że minęło siedem lat, a jego żona zmarła podczas wypadku. Co ma wspólnego ta młoda para z Markiem i mordercą? Na te pytanie oczywiście Wam nie odpowiem! Musicie przeczytać.
Książkę czyta się jednym tchem. Napisana jest w lekkim języku co ułatwia zrozumienie historii. Na początku myśli się, ja wiem kim kto jest. Jednak to jest omylna myśl na początku. Spodobało mi się to, że niczego nie mogłam być pewna.
Bardzo podobało mi się to, że książka miała swoich kilku bohaterów. Na początku widzimy świat oczami mordercy, który zabija młodą kobietę....
Po przeczytaniu książki byłam trochę rozczarowana, że już skończyłam ją czytać. Nie to, że była krótka w treści. Wręcz przeciwne. Książka ma ponad 600 stron ale czytało mi się ją bardzo lekko i swobodnie. Styl Pani Wioletty jest cudowny i miły dla uszu i mojej wyobraźni. Nawet nie zauważyłam kiedy ją przeczytałam. Z miłą chęcią sięgnę po nią jeszcze raz, gdy będę chciałam powrócić do czegoś prawdziwego.
Podczas czytania, rozumiałam przesłanie „Kocham Cię, życie”. (Słowa Marty, która pomimo bolesnych ran nadal kochała życie i na głos wypowiadała te słowa.) Należy cieszyć się szczęście, mimo że wielokrotnie daje ono dam w kość. Ale czy życie miało by sens gdybyśmy nie mieli pod górkę? Myślę, że nie. Dlaczego? Jeśli napotykamy jakieś trudności w życiu, próbujemy z nimi walczyć, stajemy się silniejsi, odporniejsi na ból. Dzięki temu uczymy się radzić z życiem.
Moim zdaniem właśnie to pisarka chciała nam przekazać. Są łzy ale po łzach przychodzi uśmiech. Dlatego uważam, że książka jest genialna za swoje przesłanie. Od razu po przeczytaniu przestałam martwić się o wile spraw – pomyślałam „Muszę to na wszystko ogarnąć, mimo że jest ciężko. Ale co zrobić. Takie jest życie”.
Po przeczytaniu książki byłam trochę rozczarowana, że już skończyłam ją czytać. Nie to, że była krótka w treści. Wręcz przeciwne. Książka ma ponad 600 stron ale czytało mi się ją bardzo lekko i swobodnie. Styl Pani Wioletty jest cudowny i miły dla uszu i mojej wyobraźni. Nawet nie zauważyłam kiedy ją przeczytałam. Z miłą chęcią sięgnę po nią jeszcze raz, gdy będę chciałam...
więcej mniej Pokaż mimo to
- Pisarka bardzo się postarała by jej książka wciągała od samego początku. I tak właśnie jest. Widać wkład pracy jaki włożyła podczas pisania tej książki.
- Oprawa graficzna: prosta ale jednocześnie mówiąca „Weź mnie! Moja historia jest zniewalająca”. Następnie z tyłu opis książki, który jednocześnie jest zagadkowy a zarazem mroczny i przykuwający uwagę.
- Tytuł książki Wychodząc z ukrycia pasuje niesamowicie do całości książki.
- Głównym bohaterem książki jest Rose, która od samego początku jest świadoma swojej odmienności oraz wie, że nie należy ona do świata ludzi. Bardzo mi się ten fakt podobał iż ona wie. Miałam już troszkę dosyć tego, że za każdym razem gdy czytałam książkę fantasy to było tak, że On albo Ona byli niczego nieświadomi. Tutaj jednak pisarka przerwała ten rytuał i postanowiła napisać coś innego, oryginalnego. Jestem bardzo wdzięczna za to Pani Ewo.
- Rewelacyjnie została napisana narracja. Jednoosobowa, czyli opowiada Rose oraz trzecioosobowa z punktu widzenia narratora. Fenomenalne były także urywki kiedy wracano momentami do przeszłości by uzupełnić brakujące luki.
- Uff nie było opisów krajobrazów ani innych rzeczy. Wielokrotnie w innych
książkach zdarzało mi się że opisówka jakiejś rzeczy, która była nawet na trzy strony. Bardzo mi się to nie podobało. Pisarka natomiast zbyt dokładnie nie opisywała, pozostawiła czytelnikowi szanse do pobudzenia wyobrażani by każdy mógł stworzyć swój odpowiedni świat.
- Bohaterowie – pokochałam ich od razu. W szczególności Rose, Willa i Lucy. Są to naprawdę genialnie wykreowane postacie. Gdy zamykałam oczy, dosłownie widziałam ich przed oczami. Rose od samego początku mi się podobała bo nie była słabeuszem. Jej babcia Lucy, uważa ja za drobna jednak Rose wielokrotnie wykazywała że potrafi o siebie zadbać. Lucy, jak na bacie przystało było urocza, przemiła, troskliwa. W niej dostrzegłam swoją kochana babcie i wielokrotnie musiałam powstrzymać łzy bo tak bardzo mi ją z zachowania. W szczególności z samego początku. Lucy mimo swojej choroby to bardzo silna kobieta, a w dodatku utalentowana malarka. Spodobało mi się w niej że zawsze była po stronie Rose. No i oczywiście Will. Na samym początku jest on aroganckim dupkiem. Jednak po jakimś czasie zmienia się. Gdy tak się dzieje od razu wiadomo co czuje on do Rose a co ona do niego. Inni bohaterowie także byli fenomenalni. Siostra Willa, Nathalie przypominała mi trochę Alice ze Zmierzchu, ale ino wyłącznie odrobinkę. Bohaterka pozostaje oryginalna. Emily, koleżanka Rose, jest szalona, trochę zachowuje się ona jak lalusia ale to nic. Także jest super. Przyszywane kuzynostwo Rose, Matt i Alex. Max to taki typ sportowca, który jednak jest przyjazny. Alex zaś jest bardziej spokojniejszy od niego i niestety zakochany w Rose. Kurde szkoda że…..Nie powiem Wam co się stało. Bo bym Wam spoilerowała.
- Klimat książki. Super że autorka postanowiła napisać w stylu amerykańskim. Wyszło jej to znakomicie. Oklaski dla Pani Ewy! Rozmieszenie akcji było trafione prosto w dziesiątkę. Nigdy nie byłam w obu miejscach gdzie rozgrywa się akcja czyli w Londynie i w Portree. W książce czuło się tą mroczny klimat.
- Akcja książki dynamicznie się rozwijała. Fenomenalnie iż akcja nie rozpoczynała się dopiero od połowy książki.
- W opisie książki można przeczytać, że jest ona o dojrzewaniu, przyjaźni i miłości. To prawda! Książka zawiera wszystkie te elementy. Ale musicie przeczytać koniecznie by to zrozumieć. Zostało połączone klimat grozy ale i romansu.
- Przyjaźń w książce została bardzo dokładnie opisana. Rose nigdy nie miała przyjaciół, dopiero po przeprowadzce wraz z babcią poznaje ona nowych ludzi w szkole, którzy stają się jej przyjaciółmi. Zwłaszcza Emily i Alex. Na wspomnienie o Alexie aż łezka kręci się wokół mojego oka. Dlaczego? Nie zdradzę Wam. Musicie przeczytać.
- Zakończenie – Zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Sadziłam, że Rose dostanie się bez problemu do wyznaczonego miejsca przez Willa. A tu wielkie BUM i wszytko trafiło szlag. Do tego dochodzi tajemnica Willa, która wydaje się pod sam koniec książki. Rose jest bardzo na niego wściekła. Nie dziwię się jej. Bardzo mi się spodobało zakończenie, jednak już teraz niecierpliwie czekam na kolejną część. Nie mogę się doczekać!
- ostania rzecz! Co do uczucia Willa i Rose. Nie miejcie złudzeń, że będzie to coś baśniowego. Wręcz przeciwnie, bohaterowie nie ślinią się do siebie. Fajny pomysł. Dopiero jakoś pod koniec coraz bardziej ich uczucia zostają ujawnione.
- Pisarka bardzo się postarała by jej książka wciągała od samego początku. I tak właśnie jest. Widać wkład pracy jaki włożyła podczas pisania tej książki.
- Oprawa graficzna: prosta ale jednocześnie mówiąca „Weź mnie! Moja historia jest zniewalająca”. Następnie z tyłu opis książki, który jednocześnie jest zagadkowy a zarazem mroczny i przykuwający uwagę.
- Tytuł książki...
Akcja Małej baletnicy rozpoczyna się w roku 1991 w Kijowie, gdzie poznajemy Nastie. Uwielbia ona balet. Bierze udział prawie we wszystkich konkursach, gdyż czuje ona wtedy, że żyje. Życie jednak nie jest dla niej łatwe. W szkole prawie wszyscy się do niej nie odzywają. Rodzice alkoholicy mają córkę totalnie gdzieś. W dzień najważniejszego konkursu baletowego zdarza się coś, co sprawia, że ona ucieka. Po drodze spotyka ona człowieka, który sprawie, że całe jej życie zmienia się nieodwracalnie…
Akcja następnie przenosi się do roku 2017. Poznajemy grupę śledczą, która próbuję rozwikłać śmierć kobiety oraz poznajemy grupę bandytów, którzy są zamieszani w pornograficzny biznes. Co ma wspólnego Nastia z tym wszystkim? Czy śledczym uda się rozwikłać sprawę?
Jak już wcześniej Wam wspomniałam jestem bardzo zadowolona kolejną książka Wiktora Mroka. Już od pierwszych stron nie potrafiłam się od niej oderwać. Po przeczytaniu akcji początkowych z roku 1991 i 1997 wiedziałam, że będzie się dużo działo. I nie zawiodłam się. Akcja z każdą stroną coraz dynamiczniej się rozwijała.
Książka jest podzielona na trzy części:
I – (Rok 1991, Kijów) Nastoletnia Anastazja – Nastia – uwielbiająca balet nie ma oparcia u rodziców. Wykorzystuję to jej nauczycielka baletu, Aleksandrowna, która zaprasza dziewczynkę do siebie i molestuje. Nie przeszkadza to jednak Nastii. Po konkursie, którym wygrywa, wściekła dziewczyna zaczyna bić koleżankę, która jej dokuczała. Pobiła ją bardzo mocno. Ucieka z miejsca zajścia.
II – (Rok 1997) Grupa biznesmenów zajmujących się pornografią rozszerza swoją działalność. Nastia bierze w tym udział.
III – (Rok 2017) Poznajemy prace grupy śledczej oraz działania grupy przestępczej.
Pomysł z takimi ramami czasowymi okazał się genialny! Dzięki temu zostaliśmy już od samego początku wprowadzeni do tematyki oraz problematyki powieści. Myślę, że autor niemal odzwierciedlił dzisiejszy problem z takiego rodzajem problemem, a mianowicie – pedofilia, świat internetowy przesycony zakazanymi artykułami, zdjęciami oraz filmikami. Na co dzień nie myśli się o takich sprawach. Po przeczytaniu jednak tej książki pomyślałam „Świat jest okrutny. Bez litości. Kiedy skończy się wykorzystywanie innych?”
Wiktor Mrok poruszył bardzo trudny temat, jednak dzięki łatwemu językowi nie jest trudno zrozumieć sens jego słów. Książka jest także gruba i chyba pierwszy raz nie przestraszyłam się, że jest dość potężna. To dzięki temu iż przeczytałam poprzednią książkę Mroka, więc spodziewałam się, że będzie to coś dobrego.
Akcja Małej baletnicy rozpoczyna się w roku 1991 w Kijowie, gdzie poznajemy Nastie. Uwielbia ona balet. Bierze udział prawie we wszystkich konkursach, gdyż czuje ona wtedy, że żyje. Życie jednak nie jest dla niej łatwe. W szkole prawie wszyscy się do niej nie odzywają. Rodzice alkoholicy mają córkę totalnie gdzieś. W dzień najważniejszego konkursu baletowego zdarza się coś,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Cieszę się, że ta właśnie książka trafiła do mnie. Na początku miałam obawy, gdyż myślałam iż będzie to coś w stylu średniowiecza z elementami fantastyki. Modliłam się by nie było w niej typowych rycerzy, którzy przemierzają świat by odnaleźć swoje powołanie. Odetchnęłam z ulgą gdy podczas czytania uświadomiłam sobie, że to nie będzie to o czym myślałam.
Oczywiście są ala rycerze jednakże nie jest to coś związanego z historią. Bardziej są opisywani jako zwykli ludzie. Prości ale jednocześnie szlacheccy. Główny bohater książki to stary wojownik Havald, który zawitał na czas zimowej zawieruchy do karczmy. Po jego przybyciu wchodzi pół elfka, obdarzona mocami. Już w tym momencie książka zaczęła mi się podobać.
Spodziewałam się także po tej książce, że będą niezliczone wędrówki. Zdziwiłam się bo okazało się iż akcja trwa w jednym miejscu - a mianowicie w karczmie. Mogłoby się wydawać, że w takim razie książka będzie nudna. Jednak tak nie było. Już od pierwszej strony zaczyna się rozpoczynać bardzo ciekawie a przede wszystkim wciągająco. Czytając książkę nie ma się wrażenia przesytu tym jednym miejscem. Autor tak rozkręca całą akcje iż nie można przy niej się nudzić. Im dalej wgłębiałam się w cała fabułę podczas czytania, tym bardziej nie potrafiłam od niej się oderwać. Jeszcze bardziej zostajemy zachęceni do czytanie gdy pojawia się pół elfka z magicznymi mocami - Leandra.
Autor zaskoczył mnie kolejną rzeczą. Myślałam, że jak jest elfka to będzie dużo magi. Tutaj jednak autor ograniczył się do jej ilości. I to chyba było w tym wszystkim najlepsze. Nie była nią przesycona.
Fenomenalny prosty język autora ułatwia czytanie. Mimo iż jest bardzo dużo drugoplanowych bohaterów to nie utrudnia to zrozumienia oraz nie zakłóca przekazu. Bohaterowie zostali dość realistycznie wykreowani prze co miałam wrażenie jakbym ich znała.
Reasumując...jeżeli jest się zagorzałym fanem fantastyki to uważam iż powinno się przeczytać tą książkę, a kto wie... może Ci się spodoba jak mi.
Cieszę się, że ta właśnie książka trafiła do mnie. Na początku miałam obawy, gdyż myślałam iż będzie to coś w stylu średniowiecza z elementami fantastyki. Modliłam się by nie było w niej typowych rycerzy, którzy przemierzają świat by odnaleźć swoje powołanie. Odetchnęłam z ulgą gdy podczas czytania uświadomiłam sobie, że to nie będzie to o czym myślałam.
Oczywiście są ala...
Na początku moją uwagę przykuła okładką. Kolor niebieski (jeden z moich ulubionych kolorów), który jest dominującą barwą na okładce. Na jest środku drukowanymi literami jest napisany tytuł książki. Wokół tytułu znajdują się czarne ptaki. Grafika spodobała mi się, ponieważ nie było na niej przepychu. Skomponowana z przemyśleniem a jednocześnie mówiąca (według mnie!) to książka poruszająca trudne tematy (o problematyce potem).
Jak już wam kiedyś wspomniałam, mam problem z czcionką. Lubie duże litery, gdyż wtedy uważam iż książkę łatwo się czyta. Gdy jednak widzę bardzo drobne litery w książce myślę wtedy, że książka ta będzie dla mnie wyzwaniem. Na szczęście w tej książce nie miałam takiego problemu. Miałam WYSTARCZAJĄCO duże litery :D
Książka bardzo mi się spodobała - na tyle, że przeczytałam ją aż dwa razy i to pod rząd. Dlaczego? Jak wam już wcześniej wspomniałam zostały w niej ukazane problemy życiowe, które spotykamy w rzeczywistym świecie:
1)Śmierć bliskiej osoby, w tym przypadku Jonah, którego poznała podczas imprezy. Nawiązują oni ze sobą kontakt poprzez telefon i internet. Na początku zaczyna się od pisania przez SMS-y, potem poprzez Facebooka a także rozmowy telefoniczne. Po kilku miesiącach chłopak jednak się nie odzywa. Zaś po kilku dniach siedemnastolatka dowiaduje się z portalu społecznościowego FB że on nie żyję. Nie może ona się z tym pogodzić.
2) Po pewnym czasie do Tess z konta Jonaha ktoś piszę. Dziewczyna jest oszołomiona. Zaczyna pisać z tym kimś okrywa pewną prawdę... (nie będę zdradzać zbyt dużo szczegółów)
3) Dostrzegłam w niej także problem relacji między rodzicami. Dziewczyna ani z matką ani z ojcem nie potrafi zbytnio się dogadać. Matka wyjechała z jakimś facetem by ćwiczyć jogę, córkę zaś zostawiła samą z ojcem. Tess ma do taty ogromny żal, że kiedyś odebrał jej wszystkie zaoszczędzone pieniądze na studia...On zaś nie potrafi z nią rozmawiać o jej uczuciach oraz o tym co ją trafi.
4) Tess nie ma przyjaciół z którymi mogłaby porozmawiać na temat jej problemów. To kolejny problem. Każdy człowiek powinien mieć kilku zaufanych ludzi, z którymi może porozmawiać o swoich problemach. Wtedy o wiele lepiej radzimy sobie z trudnościami. Tess nie miała takiego wsparcia...
Ciekawym elementem, który wprowadził autor to firma prowadzona przez ojca bohaterki. Był to zakład pogrzebowy...a w szczególności dla zwierząt. Dopiero po jakimś czasie zaczął myśleć nad pogrzebami dla ludzi...Chyba to była pierwsza moja książka, którą przeczytałam o takim czymś.
Na początku moją uwagę przykuła okładką. Kolor niebieski (jeden z moich ulubionych kolorów), który jest dominującą barwą na okładce. Na jest środku drukowanymi literami jest napisany tytuł książki. Wokół tytułu znajdują się czarne ptaki. Grafika spodobała mi się, ponieważ nie było na niej przepychu. Skomponowana z przemyśleniem a jednocześnie mówiąca (według mnie!) to...
więcej mniej Pokaż mimo to
Z niecierpliwością czekałam na tę książkę. Jak już wam wcześniej pisałam w recenzjach poprzednich dwóch części serii Lake Falls, jestem bardzo zadowolona z twórczości tego pisarza.
Ta część różniła się od pozostałych. Tym razem było mniej opisów, które dotyczyły ucieczki Victorii. Spotkaliśmy się z poszukiwaniami przez brata Jonathana (Ronald czyli Rob) oraz jednego z wampirów, czyli z Gaborem. Ale nie tylko na nich autor postawił tym razem. W poprzednich częściach poznaliśmy między innymi Iie oraz Tea. W tej części poznaliśmy mroczną stronę kapłanki, jej cel oraz przekonania.
Podobało mi się, że tym razem autor nie bawił się w opisywanie dokładnie krajobrazu lecz postawił na szybko rozwijająca się akcję. Od pierwszej strony już wiadomo, że będzie się dużo działo.
W wielu momentach autor mnie zaskakiwał. Między innymi faktem że Aaron nie stoi po ich stronie. (Nie będę wam spoilerować. Dowiedzieć się kto to jest podczas czytania). Były także takie momenty, które potrafiłam totalnie przewidzieć – jak to że Vic prześpi się kolejny raz z El’larem. Wtedy się troszkę zdenerwowałam. Chciałam by było inaczej…
Ciągle zastanawiam się czy to na pewno ostatnia część. Zakończenie mnie nie zadowoliło. Wręcz przeciwnie, chciałabym dowiedzieć się co dalej dzieję się z bohaterami! Nie wiem na przykład, co z Katie!?
Jedyny minus tej książki moim zadaniem jest właśnie zakończenie. Ale to moje zdanie. Nadal jednak pozostaje ta seria jedną z moich ulubionych i jestem pewna, że często będę do niej wracać.
Polecam książkę gdy chcemy przeczytać coś innego niż typowy Zmierzch.
Z niecierpliwością czekałam na tę książkę. Jak już wam wcześniej pisałam w recenzjach poprzednich dwóch części serii Lake Falls, jestem bardzo zadowolona z twórczości tego pisarza.
Ta część różniła się od pozostałych. Tym razem było mniej opisów, które dotyczyły ucieczki Victorii. Spotkaliśmy się z poszukiwaniami przez brata Jonathana (Ronald czyli Rob) oraz jednego z...
Książka od razu mi się spodobała. Dlaczego? Spójrzcie na tytuł. Brzmi on „Czy to pierdzi?”. Na pierwszy rzut oka wydaję się brzmieć trochę śmiesznie, prawda? Jednak gdy zaczniemy analizować to pytanie z okładki to w naszej głowie będziemy próbowali odpowiedzieć na to właśnie pytanie.
Jak wiadomo nie rozmawia się na co dzień zbytnio o puszczaniu bączków zarówno przez zwierzęta jak i przez ludzi. Czemu? Osobom, którym od czasu do czasu przytrafi się popełni tą czynność wydaje się to wstydliwe oraz, że są to oznaki złego wychowania.
Jednak podczas czytania dowiadujemy się dlaczego my ludzie oraz zwierzęta wykonują taki właśnie proces. Co jest jego przyczyną i jakie mogą wywołać skutki niepierdzenia.
Dowiedziałam się między innymi, że pewna ryba, ( nazwy wam nie zdradzę, musicie przeczytać książkę) która nie wypuści gazów może wybuchać. A zatem bolesna śmierć! Krowy zaś gdy to zrobią, wypuszczają najwięcej podczas tego procesu metanu. Nawet do 400 kilogramów rocznie.
Podobają mi się także ilustrację wykonane przez Ethana Kocak. Fenomenalnie zachęcają nas do jeszcze dogłębniej chęci poszerzania naszej wiedzy. Uważam, że to książka, która zostaję w głowie na dłużej…
Książka nie jest gruba. Ma zaledwie 140 stron przez co szybko się ją czyta. Ja przeczytałam ją w godzinę 🙂
Jesteś ciekaw czy termity pierdzą? Sprawdź i się przekonaj!
Książka od razu mi się spodobała. Dlaczego? Spójrzcie na tytuł. Brzmi on „Czy to pierdzi?”. Na pierwszy rzut oka wydaję się brzmieć trochę śmiesznie, prawda? Jednak gdy zaczniemy analizować to pytanie z okładki to w naszej głowie będziemy próbowali odpowiedzieć na to właśnie pytanie.
Jak wiadomo nie rozmawia się na co dzień zbytnio o puszczaniu bączków zarówno przez...
Gdy już ją przeczytałam od razu nasunęła mi się myśl ” To książka w sam raz dla mnie”. Gary nie piszę o pozytywnym myśleniu. Ukazuje on nam, że należy działać, że musimy coś zrobić by ruszyć cztery litery i nie tkwić w rutynie szarej rzeczywistości.
Pisarz próbuję skłonić nas do działania niż do myślenia. Uświadamia nam, że myślenie często może nas zawodzić (nie chodzi mi tutaj o myślenie naukowe). Gdy myślimy, że czegoś nie możemy i wmawiamy to sobie to tak się dzieję. Jednak gdy zaczniemy działać to zauważymy, że można wszystko. Trzeba jedynie zrobić ten krok.
Myśli często mogą nas sprowadzić na złą drogę. Wyobraźmy sobie że mamy talent pisarki. Nasza wyobraźnia tworzy piękne historie i….I nic. Wiele takich utalentowanych ludzi piszę dyskretnie, świat natomiast nie wie o ich istnieniu. Czemu? Współczesny rynek wydawniczy jest bardzo szeroki, jednak zawsze pojawiają się ludzie którzy mówią „Odpuść! Nie dasz rady!”. Słysząc to kilkukrotnie zastanawiamy się. I myślimy „On/a ma rację”. Bzdura. Nie ma racji. Jeśli zrobimy krok do działania to oznacza, że jesteśmy coraz bliżej celu.
Gary uświadamia nam także coś innego – jeżeli napotkamy na swojej drodze jakiś problem, problem, który wydaje nam się na pierwszy rzut oka bez wyjścia i będziemy go analizować to ku naszemu zdziwieniu znajdziemy jakieś wyjście awaryjne.
Ludzie często mówią, ze chcą zmiany. Ale czy na pewno? Człowiek, który chce się zmienić to dąży do tego, nie ucieka przed tym, nie szuka wymówek
Gdy już ją przeczytałam od razu nasunęła mi się myśl ” To książka w sam raz dla mnie”. Gary nie piszę o pozytywnym myśleniu. Ukazuje on nam, że należy działać, że musimy coś zrobić by ruszyć cztery litery i nie tkwić w rutynie szarej rzeczywistości.
Pisarz próbuję skłonić nas do działania niż do myślenia. Uświadamia nam, że myślenie często może nas zawodzić (nie chodzi mi...
Książka Winnera od samego początku mnie interesowała. Było w niej coś co przykuwało moją uwagę. Czytając innych opinie myślałam „Muszę ją przeczytać!”. No i w końcu udało się . Trafiła do mnie. Nie rozczarowałam się czytając ją. Jeśli mogę tak powiedzieć, to jest ona według mnie wyjątkowa.
Cała fabułą książki trzyma w napięciu. Czytając ja można zadawać sobie pytania: czy to ojciec jest taki bezwzględny czy to bujna wyobraźnia dziecka?
Książka nie jest długa przez co czyta się ją bardzo szybko. Gdyby nie nawał pracy w moim życiu to zapewne przeczytałam bym ją jednego dnia.
Bardzo przypasowali mi bohaterowi. Oryginalni oraz pomysłowo stworzeni przez pisarza. Narratorem historii był sam dorosły Sammy, który wracam do wspomnień tych wydarzeń patrząc oczami już dojrzałego mężczyzny.
Akcję otacza mroczna atmosfera grozy oraz strachu. Czasami bywały momenty kiedy akcja rozwijała się bardzo wolno. Nie było to jednak według mnie złe. W takich momentach dowiadujemy się dodatkowych informacji by zrozumieć ciągnąca się fabułę.
Thriller trzyma w napięciu. Czytając ją bardzo ciężko jest się od niej uwolnić. Nawet po zakończeniu czytania jej ma się wrażenie iż nadal ona tkwi w głowie. Nie można o niej zapomnieć. Przynajmniej ja tak mam.
Ostatnia i najważniejsza rzecz: byłam zaskoczona zakończeniem. Nie zdradzę wam o czym jest! Musicie sami się przekonać.
Książka Winnera od samego początku mnie interesowała. Było w niej coś co przykuwało moją uwagę. Czytając innych opinie myślałam „Muszę ją przeczytać!”. No i w końcu udało się . Trafiła do mnie. Nie rozczarowałam się czytając ją. Jeśli mogę tak powiedzieć, to jest ona według mnie wyjątkowa.
Cała fabułą książki trzyma w napięciu. Czytając ja można zadawać sobie pytania: czy...
Już od samego początku chciałam przeczytać tą książkę. Było w niej coś co przykuwało moją uwagę. Na samym początku bardzo zaimponowała mnie okładka. Estetyczna, lekko mroczna. Rozlana ampułka z podejrzaną cieczą. Napis „ Z tajnych akt służb specjalnych”. Już samo to zdanie sprawiło, że musiałam koniecznie ją przeczytać. Była to książka w sam raz dla mnie. Muszę się wam przyznać iż ten thriller bardzo przypadł mi do gustu. Napisany w bardzo wciągający sposób. Nie sposób się od niej oderwać.
Historia oparta na faktach a konkretnie z tajnych służb specjalnych, co potęgowało moją chęć przeczytania tej książki. Uwielbiam wręcz właśnie takie historie. Od samego początku książka była utrzymana w napięciu. Przy każdej stronie autor mnie zaskakiwał. Nie potrafiłam nic przewidzieć, co zdarza mi się bardzo często. Czułam jakby Tatiana była kobiecym Bondem…
Wyczuwałam wątki polityczne, które miały swoje korzenie w przeszłości. Bardzo podobało mi się to, że fabuła książki nie toczy się w jednej miejscowości ale także na innych kontynentach czy krajach. Nie brakuję także wątku miłosnego…
Język głównych bohaterów został bardzo realnie ukazany. Przekleństwa, docinki do drugiej osoby… wszystko to pokazywało jak bardzo świat w którym żyła Tatiana jest brutalny.
Już od samego początku chciałam przeczytać tą książkę. Było w niej coś co przykuwało moją uwagę. Na samym początku bardzo zaimponowała mnie okładka. Estetyczna, lekko mroczna. Rozlana ampułka z podejrzaną cieczą. Napis „ Z tajnych akt służb specjalnych”. Już samo to zdanie sprawiło, że musiałam koniecznie ją przeczytać. Była to książka w sam raz dla mnie. Muszę się wam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Uświadomiłam sobie że każdy na swój sposób może odebrać tą książkę. Ja odebrałam ją po swojemu. Oczywiście w pozytywny sposób. Wszystko co chciałam było w niej zawarte. Młodość, bunt, miłość, emocje, rodzina, przeżycie. To tylko kilka słów opisujące co chciałam w niej odczytać.
Kocham tą książkę. Tak bardzo że postanowiłam kupić ją do swojej domowej biblioteczki. Wiem, że to jedna z książek do której będę mogła powrócić milion razy a i tak mi się nie znudzi. Nie potrafię ani jednego złego słowa o niej powiedzieć. Pochłonęłam ją od razu. Dosłownie. Na początku miałam obawy. Myślałam iż jest to jedna z tych książek dla młodzieży gdzie jest ukazana cos codziennego i nic nie przekazującego. Bardzo się zdziwiłam. Od pierwszej strony nie potrafiłam się od niej oderwać. Napisana bardzo prostym językiem. Bez cenzury. Autorka pokazała prawdziwe obliczę młodzieży. Przedstawiła ich styl bycia, jak się wyrażają. Dostrzegłam, że pisarka w bardzo staranny sposób postarała się by nie brzmiała jej książka jak banalna fanatyka. Wręcz przeciwnie. Poruszyła bardzo trudny temat śpiączki, jej podświadomości, oraz jak bardzo może być wielka miłość. Przedstawiła bunt osób z grupy młodzieży.Uważam to, że to książka nie tylko dla młodzieży ale także dla dorosłych. W pewien sposób mogą one mieć wgląd na zachowanie dziecka. Na jego motywy oraz przeżycie…
Główna bohaterka okazała się bardzo barwna osobą ale przede wszystkich prawdziwą. Czytając ta książkę miałam wrażenie że stoję obok i widzę wszystko z mojej perspektywy. Czułam obecność Nastki, Maćka oraz jej rodziny. Czułam jak Nastka zdesperowana idzie na pocztę by wysłać mu list do Niemiec.
Czułam jej emocję, depresję. Jej uczucia opisane były na tyle prawdziwe a nie banalne iż pokochałam Nastkę za jej charakter. Gdyby istniała naprawdę chciała bym ją poznać. Muszę przyznać że w niektórych momentach miałam chęć się popłakać a niekiedy z niektórych momentów chciałam się po prostu zaśmiać.
Pisarka skradła mi serce czytelnicze. Rzadko to się zdarza. Chciałabym żeby była kontynuacja Nastki i Maćka. Poznałabym wtedy czy ich miłość przetrwała. Nie zdradzę wam jak zakończyła się książka. Czy byli razem czy jednak się nie spotkali? Musicie sami przeczytać by się dowiedzieć.
Kochani, gdybym miała ocenić tą książkę do skali 1 do 10 to moja ocena była by wyższa niż ocena dziesięć. To naprawdę cudowna książka pełna uczuć. Mogłabym pisać o niej ciągle, ciągle ale nie o to chodzi w pisaniu recenzji. Bez obaw możecie sięgnąć po książkę, a kto wie – może odnajdziecie swoją prawdziwą połówkę jak Nastka. Życia bywa czasami zaskakujące. Często idziemy pod górkę ale zanim się obejrzymy a będziemy już na poziomie zwycięstwa.
Uświadomiłam sobie że każdy na swój sposób może odebrać tą książkę. Ja odebrałam ją po swojemu. Oczywiście w pozytywny sposób. Wszystko co chciałam było w niej zawarte. Młodość, bunt, miłość, emocje, rodzina, przeżycie. To tylko kilka słów opisujące co chciałam w niej odczytać.
Kocham tą książkę. Tak bardzo że postanowiłam kupić ją do swojej domowej biblioteczki. Wiem, że...
Ostatnio coraz bardziej jestem oczarowana książkami z dziedziny naukowej. Jeszcze niedawno nie śmiałabym nawet otworzyć książki z takiego gatunku, jednak – chyba za sprawą pracy w bibliotece – zaczęłam coraz częściej je czytać. Tym razem w moje dłonie trafiły „Prawidła życia” Janusza Korczaka. Już na samym początku bardzo spodobała mi się okładka. Kolorystycznie zgrana z całością książki. Niebieski przykuwa wzrok zaś jasny szary podpowiada nam że to książka poważna. Sam środek książki aż pobudza to przeczytania książki autorstwa Korczaka. Zawiera mnóstwo ilustracji, które nadaje estetyczny wygląd. Najbardziej podobają mi się oznaczenia nowego rozdziału. Przy każdym rozdziale, oprócz jego nazwy są rysunki, które wyglądają, tak jakby zrobiło je dziecko, co sprawia że od razu miło zaczyna się czytać kolejny, nowy rozdział.
Właśnie ta książka została wydana na 45-lecie Orderu Uśmiechu w ramach Roku Janusza Korczaka.
Swoje pierwsze wydanie książka miała w 1929 r.(w moich dłoniach jednak trafiła z wydania 2012 w bardzo przyjemniej twardej oraz cudownie kolorowej oprawie). Uznaje się ją za poradnik dla młodych, którzy mają problem rozumowaniu innych i nie potrafią odnaleźć się w życiu społecznym. Jednak według mnie książka może interesować nie tylko młodych czytelników, ale także również rodziców i wychowawców.
W sposób obrazkowy i jeżykiem prostym, Korczak przekazuje swoje refleksje na temat dojrzewania, zdolności, różnic miedzy płciami, różnic społecznych młodzieży i dzieci. W bardzo śmiały sposób, ukazuje czytelnikowi wiele istotnych problemów dotyczących życia dziecka w domu, szkole czy też w grupie rówieśniczej.
„Prawidła życia” to książka o spotkaniu dzieci i dorosłych w codzienności. Obecnie „codziennością” zaczęli zajmować się historycy, socjologowie czy też antropolodzy kultury. Należy podkreślić że w czasie kiedy Korczak wydał swoją książkę, nie wzbudziła ona zbytniego entuzjazm wśród czytelników, ponieważ wtedy ludzie „codzienności” nie rozumieli.
Tytuł „Prawidła życia” posiada trzy znaczenia:
To normy, zasady, które przekazują, jak powinno się pracować z dzieckiem oraz, jak z dorosłym.
Ukazują, co robić, aby być mądrzejszym i nie dać ponieść się złości. A zatem w pewnym sensie, ma pomóc w „naprawieniu siebie”.
Najogólniejsza synteza wiedzy o dziecku i doświadczenia, które Korczak zdobył w swojej praktyce pedagogicznej
Moja opinia!
„Prawidła życia” to książka dla każdego – zarówno dla młodzieży i dorosłych. Korczak dokładnie oraz wnikliwie rozważa, analizuje swój temat. Ukazuje on, że nie wszystko w życiu jest biało – czarne. Próbuję nam zrozumieć emocje osób drugich. Jednak nie jest to takie proste…
Książka na pierwszy rzut oka może zniechęcać swoja tematyką, ale dopiero w czasie gdy jest czytana, naszym oczom ukazuje się prostszy obraz rozumowania korczakowskiego. Dostrzegamy jaką moc ma rozmowa oraz wsłuchiwanie się w to, co mówi do nas osoba młodsza.
Według mnie „Prawidła życia” to cenne wskazówki, które przekazują jak mądrze wychowywać dzieci dla rodziców bądź dla opiekunów dzieci.
Ostatnio coraz bardziej jestem oczarowana książkami z dziedziny naukowej. Jeszcze niedawno nie śmiałabym nawet otworzyć książki z takiego gatunku, jednak – chyba za sprawą pracy w bibliotece – zaczęłam coraz częściej je czytać. Tym razem w moje dłonie trafiły „Prawidła życia” Janusza Korczaka. Już na samym początku bardzo spodobała mi się okładka. Kolorystycznie zgrana z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jakiś czas temu moja koleżanka z pracy poleciła mi książkę „Zbrodnia niedoskonała”, autorstwa dziennikarki śledczej Katarzyny Bondy oraz Bogdana Lacha – pierwszego polskiego profilera.
Nie jest to żaden kryminał. Jest to reportaż, który opisuje sprawy kryminalistyczne oparte na faktach. Przytoczone są zbrodnie dokonane w Polsce. Opisane jak zostały wykonane, motywy sprawców oraz ich działanie psychologiczne. Na tylnej okładce książki zadane jest pytanie: „ Czy istnieje zbrodnia doskonała? Zadają sobie od wieków kryminolodzy, wiktymolodzy, psychologowie, policjanci, a nawet autorzy powieści kryminalnych”. Po przeczytaniu tej książki, odpowiedziałam sama sobie na to pytanie. Zbrodnia niedoskonała nie istnieję. Wszystkie błędy jakie zostały popełnione są działaniami nieskutecznego organu śledczego, bezsilnych policjantów, sędziów czy prokuratorów, którzy nie potrafią zabezpieczyć odpowiednio dowodów zbrodni.
Żeby źle wam nie wytłumaczyć na czym polega praca profilera, przytoczę fragment z książki.
Oto on:
„Tym obco brzmiącym słowem, pochodzącym z języka angielskiego, określa się psychologa policyjnego, który zajmuję się tworzeniem psychologicznego portretu nieznanego sprawcy, tzw. profilu” – słowa Katarzyny Bondy ze wstępu książki.
Tacy ludzie zapewne kojarzą się wam ze Stanami Zjednoczonymi gdzie praca profilera jest tam bardzo znana. U nas dopiero od niedawna jest stosowana ta technika rozwiązywania zbrodni.
Od samego początku byłam pozytywnie nastawiona do tej książki. Miałam nadzieję że wciągnie mnie bezgranicznie do lektury. Nie myliłam się. Każdą stronę pochłaniałam. Z każdym przeczytanym rozdziałem dowiadywałam się czegoś nowego. Czy to książka dla wszystkich? Zdaję mi się, że tak. Każdy może być jej odbiorcą. (Oprócz dzieci oczywiście). Książkę czyta się bardzo szybko, jest poręczna mimo że posiada 400 stron. Bardzo podobają mi się rozdziały, który każdy jest inny.
Najbardziej podobało mi się, że podczas czytania nagle pojawiały się wypowiedzi Bogdana Lacha, przez co miało się odczucie, iż prowadzi się z nim rozmowę w cztery oczy. Książka jest połączeniem psychologii z wątkiem kryminalnym przez co jeszcze bardziej wzmacniało to zainteresowanie. Podczas czytania odczuwałam silne emocje, gdyż opisane sprawy były prawdziwe. Wnikliwe analizy spraw, dokładne omówienia każdego rozdziału jest napisana bardzo prostym językiem. Gdy trafia się jakieś zagadnienie, które może być niezrozumiałe dla czytelnika autorka podaje wyjaśnienie co oznacza. Dziękuję bardzo za to autorce. Trafiałam na takie terminy i nie musiałam odrywać się od lektury by poszukać wyjaśnienia lecz znajdowałam je w książce.
Gdybym miała oceniać tą książkę w skali 1 do 10 do oceniłabym to na 10/10
Jakiś czas temu moja koleżanka z pracy poleciła mi książkę „Zbrodnia niedoskonała”, autorstwa dziennikarki śledczej Katarzyny Bondy oraz Bogdana Lacha – pierwszego polskiego profilera.
Nie jest to żaden kryminał. Jest to reportaż, który opisuje sprawy kryminalistyczne oparte na faktach. Przytoczone są zbrodnie dokonane w Polsce. Opisane jak zostały wykonane, motywy...
Charlotte, Victor, Franciszek i Aleksander (#teamaleksander), co ich łączy, i co się z nimi stanie?
Powiem Wam szczerze, że nie spodziewałam się takiego zachwycenia tą książką. Bałam się, że będzie ona mdła i nudna. Jednak wiele pozytywnych opinii, sprawiło, że postanowiłam ją przeczytać. I to było moje odkrycie roku. Prawdziwe cudeńko, bóstwo nad bóstwami.
Charlotte to prosta młoda dziewczyna, która jest szczęśliwie zaręczona z Victorem. Ich szczęście jednak nie trwa wiecznie, ponieważ jej narzeczony zostawia ją, aby wyjechać do wersalu, jako doradca cesarza. Zrozpaczona dziewczyna, znajduję we Franciszku pocieszenie i między nimi rodzi się uczucie. Jednak Victor nie daje o sobie zapomnieć (nie powiem, dlaczego). Charlotte wyjeżdża na bal do cesarza, gdzie poznaje władcę – Aleksandra, który jest nią oczarowany i postanawia ją zdobyć za wszelką cenę. Charlotte jest rozdarta uczuciowo. Kogo wybierze? Victora - mężczyznę, z którym była wiele lat? Franciszka, przy którym czuje się ona bezpiecznie? Czy może jednak Aleksandra – cesarza, który jest pociągający i nie potrafi się ona mu oprzeć?
Zakochałam się w książce i w jej bohaterach. Jest niesamowita pod każdym względem. I pomimo, że akcja dzieję się we dziewiętnastowiecznej Francji, czyta się lekko i przyjemnie. Sylwia Bachleda ma bardzo lekkie pióro, miałam wrażenie jakbym pływała. Autorka nie oszczędza nam przeżycia wiele emocji: gniew, radość, szczęście a nawet niekiedy pojawiały się łzy, które potem zamieniały się w śmiech.
Charlotte trafia do świata przepełnionego intryg. Pojawia się gra, którą wymyślił cesarz, a w niej chodzi o pocałunek. W tej książce nie ma czasu na nudę, w niej wręcz przeżywamy pewnego rodzaju przygodę. Najpiękniejsze w tym wszystkim była realność – dialogi opisy, wielokrotnie miałam wrażenie, jakbym tam była, jakbym była cieniem Charlotte. Pięknie stworzone opisy i oryginalna fabuła. Jest to książka, której mogą pozazdrościć inni pisarze. Rewelacyjna!
Kolejnym atutem książki są stworzeni bohaterowie oraz ich zachowania. Charlotte jak przystało na kobiety w tamtych czasach (tak przynajmniej mi się zdaję) zajmuje się swoim wygodnym życie. Zaś Aleksander, nie jest cesarzem, który siedzi i nic nie robi – wiele czasu go nie ma, ponieważ zajmuję się sprawami państwa.
Nie mogę nie wspomnieć o romantycznym wątku, które jest ekscytujący i podniecający. Powiem Wam szczerze, że nie lubię zbytnio wątków z seksem. Nie żebym była jakaś dziwna… Po prostu obecna literatura jest nią przesycona, aż za dużo tego. Natomiast autorka, urzekła mnie tymi wątkami, tak bardzo, że nie mogłam się do tych wątków doczekać. Coś Ty ze mną zrobiła, droga autorko.
Brakowało mi tylko jednego w tej książce – więcej stron. Dla mnie było zakrętko. Mogłabym o losach Charlotte i Aleksandra czytać bez końca. I do tego zakończenie, przez które nie mogę się już doczekać się dalszych losów.
Polecam książkę z całego serca. Nie będziecie się nudzić. Gwarantuje kochani :*
Charlotte, Victor, Franciszek i Aleksander (#teamaleksander), co ich łączy, i co się z nimi stanie?
więcej Pokaż mimo toPowiem Wam szczerze, że nie spodziewałam się takiego zachwycenia tą książką. Bałam się, że będzie ona mdła i nudna. Jednak wiele pozytywnych opinii, sprawiło, że postanowiłam ją przeczytać. I to było moje odkrycie roku. Prawdziwe cudeńko, bóstwo nad bóstwami.
Charlotte to...