-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2022-02-10
2022-02-22
2022-02-23
2022-02-24
2022-03-03
2022-03-16
2022-03-16
2022-03-17
Zapomniałam jak przyjemne jest czytanie glupot dla guilty pleaure. Przyjemność psuło mi tylko to, że książka jest trochę rape-y.
Zapomniałam jak przyjemne jest czytanie glupot dla guilty pleaure. Przyjemność psuło mi tylko to, że książka jest trochę rape-y.
Pokaż mimo to2022-03-17
To jest, proszę pańśtwa, typowy fanfik do Harry'ego Pottera, w którym okazuje się, że Hermiona została po wakacjach przydzielona jednak do Sliterinu.
Za Feyrę wstawmy Hermionę, za Dwór Nocy dajmy Sliterin, natomiast za Tamlina i resztę dajmy tego nadętego Pottera i jego nadętych Gryfonów ("jak ja mogłam się z nimi zadawać!" - krzyknęłaby Hermiona).
Wszystkie fanfikowe tropes na swoim miejscu:
- Wszyscy ze Sliterinu są jednak dobrzy, tylko muszą ukrywać swoją dobroć, natomiast wszyscy z Gryfindoru to tak naprawdę samolubne nadęte bubki.
- Hermiona (Feyra) przyjemnie zaokrągla się na Dworze Nocy i usycha na Dworze Wiosny
- Ciągłe, bogate opisy ciuchów
- Mieszanie średniowiecznego antourage z niemożnością wyobrażenia sobie świata pozbawionego nowoczesnych wygód - np. Feyra przez pół książki wymiotuje w "sali łaziebnej" do "misy ustępowej" po czym spłukuje wszystko spłuczką. W stylizowanym na jakieś dawne czasy mieście znajdują się kluby, sklepy z koronkową bielizną i restauracje
- Sliterin ciągle imprezuje
- Wszyscy w Sliterinie są cool, najlepsi i najpotężniejsi (nie tylko w mieście, ale na całym świecie) i się ze sobą blisko przyjaźnią
- Feyra ma wszystkie moce wszystkich najpotężniejszych mięśniaków - i opanowuje je w tydzień
- Ksiązka opiera się na romansie przerywanym słabymi questami, które ujęte na 15 stronach przecinają 100 stronicowy romans typu slow burn
- Elementy z Omegaverse - najobrzydliwszej wg. mnie kategorii fanfików - w postaci "więzi godowej"
- Magiczne seksy - powodujące lawiny. Ogromne penisy. Paskudne opisy: "wbił się w nią aż po nasadę", "wyjął ze spodni swoją długość", "dotknął jej wrota", "pracował nad nią długimi zamaszystymi ruchami". xD
- Wszyscy ze Sliterinu uroczo przekomarzający się między sobą, że nie wiadomo właściwie o co chodzi, kto co mówi, czemu, no nuda, ale służąca pokazaniu jaki Sliterin jest cool w porównaniu do Gryfindoru, a tfu!
- Wszyscy mają lub mieli romanse ze wszystkimi, co w obliczu nadciągającej wojny jest najwyraźniej bardzo ważne, bo główna bohaterka poświęca temu więcej uwagi, niż czemukolwiek innemu, a już w szczególności wojnie
- Wszyscy składają się wyłącznie z koloru włosów i oczu, ewentualnie z mięśni (napiętych lub lśniących w słońcu)
- I wiele innych
Poza tym - jestem pod wrażeniem, jak autorka z uporem pokazuje świat dworów jako pełen zdrad, intryg, zabijania się nawzajem, bycia podłym, bez honoru, wrednym, lubującym się w torturach i oczekuje, że będę się przejmować że główny zły, który był obecny na jakis 20 stronach z prawie 800, zamierza ten świat zniszczyć.
Chce sie krzyczeć: you go girl! Zrobisz światu tylko przysługę. Jestem pod wrażeniem, jak można było tak spierdolić jakikolwiek suspens w książce, szapo ba :D
Bardzo zła książka, muszę przeczytać kolejny tom
Ps. Zapomniałam o najważniejszym fanfikowym motywie - TUTAJ JEST TYLKO JEDNO ŁUSZKO *gasp*.
To jest, proszę pańśtwa, typowy fanfik do Harry'ego Pottera, w którym okazuje się, że Hermiona została po wakacjach przydzielona jednak do Sliterinu.
Za Feyrę wstawmy Hermionę, za Dwór Nocy dajmy Sliterin, natomiast za Tamlina i resztę dajmy tego nadętego Pottera i jego nadętych Gryfonów ("jak ja mogłam się z nimi zadawać!" - krzyknęłaby Hermiona).
Wszystkie fanfikowe...
2022-03-19
2022-03-22
50% DNF
W trakcie czytania książki warto zadawać sobie pytanie: "co ta książka dodaje do mojego życia?" W przypadku tego dzieła odpowiedź brzmi: nic. Poprawnie napisana, czyta się bardzo sprawnie. Ja pyknęłam 200 stron w 2 godziny i nawet nie wiem, kiedy mi ten czas przeleciał. Jednocześnie poziom mojego emocjonalnego odzewu wynosi zero. Nie widzę sensu czytania tego dalej i poświęcania kolejnych 2 godzin życia na drugą połowę. Niby można, ale po co?
50% DNF
W trakcie czytania książki warto zadawać sobie pytanie: "co ta książka dodaje do mojego życia?" W przypadku tego dzieła odpowiedź brzmi: nic. Poprawnie napisana, czyta się bardzo sprawnie. Ja pyknęłam 200 stron w 2 godziny i nawet nie wiem, kiedy mi ten czas przeleciał. Jednocześnie poziom mojego emocjonalnego odzewu wynosi zero. Nie widzę sensu czytania tego dalej...
2022-03-22
2022-03-29
Oczywiście, logika kuleje, deus ex machine widoczne jest wszędzie, bohaterowie składają się z koloru oczu i włosów (standard, choć jedna z postaci posiada również dla odmiany wzrost, oczywiście wysoki), postacie drugoplanowe są bardzo słabo zaakcentowane.
Można by to wszystko przełknąć, gdyby cały ten cyrk był zakotwiczony w czasie i przestrzeni.
Niestety, tutaj jest pies pogrzebany i tutaj przebiega jedna z granic miedzy dobrą literaturą a złą.
Rozumiem zasadę "show don't tell", jednak bohaterowie dostają za mało czasu antenowego, żeby ich wątki odpowiednio wybrzmiały, mimo że to przecież ponad 400 stron tekstu podzielonego na dwa "punkty widzenia". Niestety, bohaterowie nie są stawiani w różnych sytuacjach, które w jakiś sposób zmuszałyby ich do podejmowania decyzji i akcji, które pomogłyby ich charakterom wybrzmieć i zaistnieć. Większość czasu bohaterowie spędzają w domu łowców czarownic, w jednym pokoju, dużo czasu upływa im w wannie. Mimo tego, że istnieje tutaj idealny pretekst do stworzenia ciekawego, angażującego konfliktu (łowca czarownic jako mąż czarownicy), wciśnięcie połowy akcji do jednego pokoju nie służy rozwojowi bohaterów. Można by jednak zastosować jeden z wielu znanych od wieków trików literackich, które niestety opierają się trochę na "tell don't show". W jaki sposób? Brakuje tutaj np. takiego banału jak wspomnienie czy retrospektywa. Przeszłość głównego bohatera można zamknąć w trzech zdaniach: 1.został znaleziony w śmieciach i adoptowany przez biskupa 2. lubił się z kolegą ale potem kolega stał się zazdrosny (jakby zebrać ten wątek do kupy, zebrałyby się może jakieś trzy krótkie akapity tekstu) 3. oczywisty dla tego typu fabuł plot twist, robiący z bohatera Gary Stue, którego nie będę przytaczać, bo może ktoś się wychował pod kamieniem i takie coś go zaskoczy. Dwa z tych trzech zdarzeń zdarzyły się przed jego urodzeniem lub gdy był noworodkiem. Kim jest ten człowiek, którego widzimy na kartach powieści? Człowiek-dron bez przeszłości, który przez połowę książki nie ma przed sobą żadnego celu i motywu, który pchałby go do akcji? W jaki sposób może mnie obejść jego los, kiedy jedyne emocje, które widzę przez 400 stron tekstu to: 1. zawstydzenie, bo zobaczył cycek, 2. przywiązanie do arcybiskupa 3. wielka nagła miłość do przybranej żony, która pojawiła się z rozdziału na rozdział jak pajac z pudełka 4. rzekoma nienawiść do czarownic. Uszeregowałam te emocje w (cechy charakteru?) w kolejności od najczęściej się pojawiającej do najrzadziej. Z drugiej strony mamy główną bohaterkę, o której można powiedzieć jeszcze mniej. Tak wygląda problem nr 1. czyli nie umocowanie bohaterów w czasie, a przez to nieumocowanie rozumiem brak ciągu przyczynowo skutkowego pomiędzy stanem zastanym w książce, a stanem przed zawiązaniem się akcji.
Po przeczytaniu kilku książek typu young adult stwierdzam, że ich głównym problemem jest brak didaskaliów, czyli przechodzimy do problemu nr 2, czyli nie umieszczenie bohaterów w przestrzeni. Poza opisami ciuchów, w utworze literackim "Gołąb & Wąż" nie ma żadnych opisów. Jak wygląda miasto? Jak miasto pachnie, jak miasto brzmi? Jak wygląda dom łowców czarownic? Ilu jest łowców czarownic? 20? 500? 3 000? Czym zajmują się łowcy, gdy akurat w mieście nie pojawiają się żadne czarownice? Czy polują na nie? Czy może zbierają pieniądze na fundusz sierot? Jak się ludziom żyje w tym społeczeństwie rzekomo skonfliktowanym z czarownicami? Czy jeśli istnieje arcybiskup, czy istnieje też jakiś biskup i proboszcz? Skoro główny lover jest kapitanem łowców czarownic, jak wygląda tam struktura zależności? Ile osób ma pod sobą? To jest dużo czy mało? Jak wygląda społeczeństwo w tym mieście? Warstwy społeczne, cokolwiek? Jakie są społeczne nastroje dotyczące łowców czarownic? Uważają ich za bohaterów, czy za nieudaczników, którym nie udaje się zapobiec śmierci z rąk czarownic? A może ich się boją za to, że trzymają w wieży-więzieniu-szpitalu dla obłąkanych ludzi poszkodowanych przez czary? Nic się nie dowiemy, bo miejsce akcji nie istnieje. Miejscówki, które poznajemy w mieście to: 1. dom łowców czarownic (nawet nie wiem, czy powinnam to nazwać domem, koszarami, zamkiem, wieżą, posterunkiem? bo nie ma opisów) 2. teatr 3. piekarnia z bułeczkami 4. burdel 5. dom szlachcica. Znów uszeregowane w kolejności największej ilości akcji do najmniejszej. Oto całe miasto, bardzo uboga makieta zbudowana przez kogoś, kogo stać tylko na kilka zestawów z Lego City.
To już u mojej ulubionej pani autorki literatury new adult Maas miejscówek było więcej :( Walić to, że fabuła jest z plasteliny i pociętych gazet, wiele książek takie ma, bądź fabuły są wręcz szczątkowe i dobrze się to czyta. "Gołąb and Wąż" kuleje w bardziej fundamentalnym "czasie i miejscu akcji" i to jest skandal.
Zamierzam kontynuować swoją podróż przez hity TikToka w poszukiwaniu książki "chociaż 5/10" dzięki bonom do empiku sponsorowanym przez firmę, w której pracuję. Jak widać korporacja ubogaca nie tylko finansowo, ale również kulturowo, a nurt new adult (w sumie byla jedna scena seksu, więc to chyba jednak książki +18) to dość ciekawy kawałek kultury, nad którym warto się pochylić, żeby zrozumieć, co obecnie kręci fellow kids.
To kolejna książka, która moim zdaniem nie powinna zostać wydana drukiem i czytana przez ludzi z rozumem i godnością człowieka. Na szczęście mi obu tych rzeczy brakuje, dlatego już namierzyłam kilka podobnych godnych uwagi popularnych utworów literackich gatunku new adult, które zamierzam nabyć. Czy będą to książki traktujące naszych milusińskich w wieku 18-30 jak poważnych konsumentów kultury?
Oczywiście, logika kuleje, deus ex machine widoczne jest wszędzie, bohaterowie składają się z koloru oczu i włosów (standard, choć jedna z postaci posiada również dla odmiany wzrost, oczywiście wysoki), postacie drugoplanowe są bardzo słabo zaakcentowane.
Można by to wszystko przełknąć, gdyby cały ten cyrk był zakotwiczony w czasie i przestrzeni.
Niestety, tutaj jest pies...
2022-01-23
Przyjemna, ale czy autorka naprawdę miała coś do powiedzenia na 300 stron?
Poza tym jestem już trochę zmęczona. Rozumiem, że ta książka jest czymś w rodzaju pamiętnika, więc to normalne, że skupia się na osobie autorki. Niestety, sama autorka jest odpychająca, a to, co od niej odpycha to brak subtelności, ciągłe pobłażanie sobie i egocentryzm.
Tym właśnie miałoby być zimowanie - odpuszczeniem i zwróceniem uwagi na siebie i swoje potrzeby. Sama idea zimowania jest słuszna i przemawia do mnie - czas, w którym należy odpuścić by zebrać siły na lepsze dni. Jednak nie wiem, w którym momencie idea odpuszczenia sobie zmieniła się w festiwal nieznośnego stawiania siebie na piedestale?
Do pojedynczych akapitów, czy nawet rozdziałów w książce nie ma się co przyczepić, chodzi o ogół i ogólne wrażenie, które autorka po sobie pozostawia.
W zaawansowanej ciąży leci do Norwegii podziwiać zorzę polarną, cała wycieczka musi się do niej dostosować, cała wycieczka musi na nią uważać, przewodnicy muszą mieć ją cały czas na oku. Czy autorka ma z tego powodu jakieś przemyślenia? Tak, że zorza to w sumie nic spektakularnego, a kobiety, które są z nią na wycieczce mogłyby w końcu przestać rozmawiać o swoich ciążach i porodach, bo już ją to nudzi. A może ktoś inny przechodzi teraz również swoje zimowanie? Może ciągłe uważanie na kobietę w ciąży, której odradzano wycieczkę jest ostatnią rzeczą, na jaką ma ochotę, bo przechodzi ciężki czas?
Dziecko autorki nigdy nie widziało śniegu - olaboga, moje dziecko nie widziało śniegu, a wypatrujemy go co roku! Cały rozdział smutnych wspominek o śniegu z dzieciństwa i śniegu w Finlandii. Śnieg w końcu spadł - po jednym dniu nowość się nudzi i matka z dzieckiem w sumie stwierdzają, że nie lubią śniegu. Tak jakby cały świat był teatrem, który może spełnić albo nie spełnić oczekiwań. Cały rozdział o śniegu i tęsknocie za nim okazuje się na koniec biciem piany po nic, gdy nie dostarcza mistycznych doznań.
Takim samym biciem piany był cały rozdział o tym, że autorka nie mówi już tak czysto i głośno jak w przeszłości, dlatego zapisuje się na lekcje śpiewu. To był najnudniejszy ustęp w całej książce. Ludzie się starzeją, głosy się zmieniają, skóra się marszczy, mobilność spada, wypadają zęby. Taka jest kolej rzeczy, dlatego przedstawianie tego jako wielkiej tragedii zwyczajnie mnie śmieszy.
Mąż autorki ma atak wyrostka - autorka obawia się, że zepsuje jej to 40 urodziny. W ogóle ten mąż jest trzymany jakoś tak na boku, jakby w życiu autorki był niezbyt ważny, w przeciwieństwie do syna, którego stany emocjonalne przechodzą bezustanną wiwisekcję, czy syn się na to zgodził? Czy to moralne, że życie drugiego człowieka jest tak mocno publicznie rozkminiane?
I tak dalej i tak dalej.
Jestem już zmęczona osobami, które w imię źle pojmowanego "dbania o siebie" wpadają w narcyzm. Nie neguję uczuć i doświadczeń autorki, ale trzeba mieć mega tupet, żeby stwierdzić, że te doświadczenia są na tyle interesujące, żeby napisać o nich 300 stronicową książkę. Nieśmieszną zgrywą okazuje się też podtytuł "Moc odpoczynku i wyciszenia", kiedy jedyne co otrzymujemy to dudnienie w pusty bęben. A już ostatecznym policzkiem okazuje się końcówka, w której autorka przyznaje, że książka miała być bardziej przemyślana, zawierać więcej opowieści i doświadczeń innych ludzi, więcej przykładów zimowania z życia i kultury, ale na koniec okazało się, że jej się nie chce i nie ma czasu żeby to wszystko opisywać, więc proszę, oto dla was pomyje po moim pomyśle zawinięte w szary papier, smacznego.
To, że jestem zawiedziona, to mało powiedziane.
Przyjemna, ale czy autorka naprawdę miała coś do powiedzenia na 300 stron?
Poza tym jestem już trochę zmęczona. Rozumiem, że ta książka jest czymś w rodzaju pamiętnika, więc to normalne, że skupia się na osobie autorki. Niestety, sama autorka jest odpychająca, a to, co od niej odpycha to brak subtelności, ciągłe pobłażanie sobie i egocentryzm.
Tym właśnie miałoby być...
2021-11-07
2021-11-10
2021-11-22
2021-11-26
2021-11-27
"Czy myślenie, ten monotonny ciąg wyrazów, zdań, ma sens? Czy idee wyrwane z kontekstu - prowadzą do czegokolwiek? Nie mam pojęcia." - pyta autor mniej więcej w połowie książki.
A ja mam pojęcie - nie prowadzą do niczego, przynajmniej nie w tej książce.
Tak, toksyczna rodzina. Tak, traumy z dzieciństwa. Tak, traumy wojenne.
Ale to wszystko jakieś rozmyte, okrągłe, nadęte. Ma się uczucie, że duża część w książce to nie zdania - to aforyzmy. Ja mam niestety alergię na aforyzmowy dydaktyzm w literaturze, bo jest leniwy. Wali kiczem na kilometr.
Jest dopiero styczeń, a przeczytałam już drugą książkę, która kręci się w kółko. Może komuś to odpowiada, we mnie pozostawia uczucie straconego czasu.
"Czy myślenie, ten monotonny ciąg wyrazów, zdań, ma sens? Czy idee wyrwane z kontekstu - prowadzą do czegokolwiek? Nie mam pojęcia." - pyta autor mniej więcej w połowie książki.
więcej Pokaż mimo toA ja mam pojęcie - nie prowadzą do niczego, przynajmniej nie w tej książce.
Tak, toksyczna rodzina. Tak, traumy z dzieciństwa. Tak, traumy wojenne.
Ale to wszystko jakieś rozmyte, okrągłe, nadęte....