-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2022-11-18
2022-11-24
W książce poznajemy głównego bohatera, Willa, który ze swoim ojcem po godzinach szkolnych/pracy zajmują się kopaniem tuneli. Robią to z zamiłowania, aby być może znaleźć ciekawe eksponaty, jednak nie w celu wzbogacenia się na sprzedaży, a ewentualnie powiększenie własnej kolekcji skarbów. W pewnym momencie ojciec tajemniczo znika, a Will ze swoim przyjacielem Chesterem postanawiają go odnaleźć. Schodzą więc do wydrążonych tuneli, gdzie znajdują ukryty przed ludźmi świat. Jakie niespodzianki przyniesie im podróż w głąb ziemi, czy uda im się odnaleźć zaginionego ojca i czy wrócą bezpiecznie na powierzchnię?
Nie mogę powiedzieć, że nie oczekiwałam po tej książce zbyt wiele, bo tak nie było. Byłam nastawiona na porywającą powieść przygodową dla młodzieży – w końcu słyszałam o niej tak wiele pozytywnych opinii. Czy dostałam to, czego chciałam? Tak. Dostałam to i… znacznie, znacznie więcej.
Co było dla mnie największym zaskoczeniem, to to że książka nie jest do końca jednowymiarowa. Oprócz typowej historii pełnej przygód, na którą jesteśmy przygotowani dostajemy również poboczne wątki. Znajdą się tutaj na przykład problemy dysfunkcyjnej rodziny, kłopoty szkolno/podwórkowe, nietolerancja względem inności. Jednocześnie wątki te nie wysuwają się na przód, tylko zajmują swoje miejsce w szeregu jedynie wzbogacając przewodnią opowieść. Ogromnie spodobała mi się postać pojawiającej się od czasu do czasu matki. Jest to kobieta chora psychicznie i za każdym razem zmieniała swoją osobowość, więc nie byłam nigdy gotowa na to, co miało się wydarzyć. To chyba generalnie, poza główną osią fabuły, mój ulubiony wątek w tej książce.
Nie zabrakło tutaj zaskoczeń. Większość zwrotów akcji była dla mnie niespodziewana, więc za to daje ogromny plus. Nie jest to zatem schematyczna powieść. Przy „Tunelach” nie sposób się nudzić. Mamy tutaj odrobinę fantastyki, ale raczej wciąż określiłabym ją bardziej jako literaturę młodzieżową niż fantastyczną (co w żadnym stopniu nie jest minusem). Jako 25-letnia kobieta bawiłam się przy tej książce naprawdę dobrze i zdecydowanie czekam na kolejne tomy, po które sięgnę z niezwykłą przyjemnością.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/05/tunele-roderick-gordon-brian-williams.html
W książce poznajemy głównego bohatera, Willa, który ze swoim ojcem po godzinach szkolnych/pracy zajmują się kopaniem tuneli. Robią to z zamiłowania, aby być może znaleźć ciekawe eksponaty, jednak nie w celu wzbogacenia się na sprzedaży, a ewentualnie powiększenie własnej kolekcji skarbów. W pewnym momencie ojciec tajemniczo znika, a Will ze swoim przyjacielem Chesterem...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-09
Książkę rozpoczyna niezwykle ciepły, pełen prawdziwej przyjacielskiej miłości wstęp Lisy Kudrow, aktorki z którą Matthew spędził na planie 10 sezonów „Przyjaciół”. I chociaż cała paczka żyje ze sobą w przyjaźni, nawet Lisa pisze otwarcie „To dzięki tej książce dowiedziałam się, czym naprawdę było jego życie z uzależnieniem i przetrwanie go. Matthew trochę mi o tym opowiadał, ale nie tak szczegółowo. Tu bardzo otwarcie i szczerze wpuszcza nas do swojej głowy i serca. […] Był bliski śmierci tyle razy, że jego przetrwanie wydaje się niemal cudem. Cieszę się, że tu jesteś Matty. Jak to dobrze. Kocham cię.”. Skoro nawet jedna z najbliższych mu osób nie zdawała sobie sprawy z tego, jak poważnie wyglądała sytuacja, w jaki sposób mogliby się o tym dowiedzieć jego fani? Cieszę się, że mimo tak ciężkich przeżyć Perry postanowił się podzielić z nami częścią swojej historii. Historii, która wciąż trwa.
Kiedy spoglądam na okładkę, ciężko mi uwierzyć, że ten przystojny mężczyzna, o taki pięknym, przeszywającym człowieka spojrzeniu, z dodającymi uroku kurzymi łapkami wokół oczu i innymi zmarszczkami mimicznymi powstałymi od uśmiechu, ten człowiek, który uważany jest za jednego z najlepszych komediowych aktorów, przeżył w życiu tyle cierpienia. Aktor w swojej biografii niczym nas nie mami, nie oszukuje. Opowiada swoje życie od samego początku, nie wybielając swoich przewinień. Pokazuje, że droga do uzależnienia jest krótka i prosta, ale przez uzależnienie prowadzi wiele wyboistych dróg, a większość z nich prowadzi na sam dół, skąd niejednokrotnie nie ma powrotu. Jest to naprawdę szczera, pozbawiona barier opowieść o życiu prywatnym, służbowym i duchowym Perry’ego.
Autobiografia momentami wydawała mi się nieco chaotyczna, ponieważ aktor niekiedy skacze pomiędzy wydarzeniami. Rozumiem że było to celowe, aby spisać wszystko w miarę tematycznie, wolę jednak, gdy jest zachowana chronologia wydarzeń. Z jednej strony mamy tutaj naprawdę mocną, dosyć przygnębiającą lekturę, pełną cierpienia, a z drugiej strony czuć doskonale „chandlerowskie” poczucie humoru, które pozwala niekiedy unieść kącik ust do uśmiechu. Najbardziej jednak czuć płynącą ze słów Matthew, przenikającą czytelnika na wskroś samotność.
Dla mnie, jako fanki serialu, ale też aktora, była to lektura obowiązkowa i bardzo ją wszystkim polecam. Głęboka, szczera i zapadająca w pamięć.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/03/prazyjaciele-kochankowie-i-ta-wielka.html
Książkę rozpoczyna niezwykle ciepły, pełen prawdziwej przyjacielskiej miłości wstęp Lisy Kudrow, aktorki z którą Matthew spędził na planie 10 sezonów „Przyjaciół”. I chociaż cała paczka żyje ze sobą w przyjaźni, nawet Lisa pisze otwarcie „To dzięki tej książce dowiedziałam się, czym naprawdę było jego życie z uzależnieniem i przetrwanie go. Matthew trochę mi o tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-22
2022-12-17
2022-12-11
2022-12-10
2022-11-30
2022-11-04
Agnieszka Jankowiak-Maik znana jest w sieci jako Babka od histy. Na prowadzonych przez nią stronach można znaleźć wiele ciekawostek opowiadanych w prosty i przystępny sposób. Ja sama usłyszałam o tej postaci dopiero w związku z premierą książki, zajrzałam jednak na jej profil przed kupnem własnego egzemplarza, żeby przekonać się, czy jej styl pisania mi odpowiada. Jak możecie się domyślić, postanowiłam zaryzykować.
Opis książki mówi o tym, że wiedza, jaką znajdziemy w podręcznikach do historii często jest upraszczana i zawiera manipulacje, przemilczane fakty, a nawet kłamstwa. Na pewnym etapie miałam przeświadczenie, że autorka chce zestawić nam za sobą tę “niepoprawną” historię nauczaną w szkole z tym, co było “tak naprawdę”. Myślałam, że fajnie będzie zacząć przyswajać sobie tę dziedzinę nauki właśnie w ten sposób, przypominając sobie co nieco ze szkolnej ławki i od razu konfrontując tę wiedzę z “rzeczywistością”. Niestety, w większości przypadków wcale tak nie było. Podkreślam - ja nie do końca pamiętam, czego uczyli nas w szkole, autorka również tego nie przytacza, jednocześnie opowiada tą ponoć prawdziwą wersję. Mówię tutaj “ponoć”, bo nie jestem w stanie w żaden sposób potwierdzić, czy jest to fakt, czy mit nie będąc historykiem, a niestety nie jestem również zainteresowana na tyle, by przeglądać choćby internet w poszukiwaniu informacji, nie mówiąc o wyjściu do biblioteki.
Zatem pierwszym minusem jest dla mnie niemożność konfrontacji mojej “starej” wiedzy z nową (bo jej nie posiadam, co jest naturalnie moją winą). Drugim minusem jest brak możliwości potwierdzenia tego, o czym pisze autorka, trzecim brak wzbudzenia mojego zainteresowania żadnym z poruszanych tematów. Czwarty mankament to coś zgoła innego - nieopuszczające mnie wrażenie, że całość robiona jest pod publiczkę, aby tylko przyciągnąć czytelnika. Pierwszy rozdział traktuje o chrzcie Mieszka I, gdzie dumny tytuł ogłasza, że nie był to przecież chrzest Polski, a właśnie wspomnianego władcy. Tyle że… Przecież każdy to wie, prawda? Moim zdaniem określenie “chrzest Polski” jest tak jakby przyjętym do potocznej mowy zwrotem, bo tak jest prościej. Nie pamiętam, żeby ktokolwiek, kiedykolwiek próbował wmówić mi, że był to chrzest Polski w dosłownym znaczeniu. Tak samo sprawa się ma z Kazimierzem Wielkim, który umarł bezpotomnie. Myślę, że tutaj nie ma miejsca na określanie historii podręcznikowej zniekształconą. Skupiłabym się bardziej na podkreśleniu niektórych oczywistych rzeczy, jak choćby to, że w tamtych czasach liczyli się tylko męscy potomkowie pochodzący z prawego łoża. Tutaj również uważam, że jest to na tyle jasna sprawa, że szkoda robić z igły wideł, tak jak robi to autorka.
Książkę czytałam już kilka miesięcy temu i im dłużej się nad nią zastanawiam, tym bardziej jestem przekonana, że na dobrą sprawę zainteresował mnie tylko jeden rozdział - o tym, jak rzekomo Żydzi porywali dzieci, żeby z ich krwi robić macę. Głównie ze względu na to, że wcześniej myślałam, że to jakiś żart mojego męża, a książka pokazała mi, że ludzie kiedyś brali to na poważnie. W tym rozdziale znalazłam też akapit traktujący o miejscowości, w której aktualnie mieszkam, co też było zaskoczeniem.
Niestety, im więcej dni upływa od przeczytania przeze mnie tej pozycji, tym mniej z niej pamiętam. Mogłabym tutaj wymienić więcej punktów na minus, jeśli bym chciała. Na przykład wylewający się z niej feminizm, który dla mnie w tym wypadku jest wadą, ale to tylko moje odczucie. W zasadzie jednym z nielicznych aspektów, który wyróżniał się dla mnie na plus była wstawka na koniec każdego rozdziału. Było tam 5 najważniejszych faktów, jakie należy zapamiętać z danego zakresu. Tyle, że jak dla mnie te wybrane 5 faktów już by wystarczyło, reszta rozdziału wydaje się być zbędnym marnotrawstwem papieru…
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/02/historia-ktorej-nie-byo-agnieszka.html
Agnieszka Jankowiak-Maik znana jest w sieci jako Babka od histy. Na prowadzonych przez nią stronach można znaleźć wiele ciekawostek opowiadanych w prosty i przystępny sposób. Ja sama usłyszałam o tej postaci dopiero w związku z premierą książki, zajrzałam jednak na jej profil przed kupnem własnego egzemplarza, żeby przekonać się, czy jej styl pisania mi odpowiada. Jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-09-24
Meluzyna Noctis – tytułowa główna bohaterka opowieści jest wyrzuconą przez morze w czasach niemowlęcych, jedenastoletnią dziewczynką. Zaopiekował się nią Andrewe Noctis, Strażnik Burzomorza i nadał jej swoje nazwisko. Nieoczekiwanie jednak mężczyzna umiera i chwilowo Meluzyna przejmuje jego obowiązki, jako Strażnika. Odkrywa wiele niepokojących szczegółów na morzu, które mogą zwiastować urzeczywistnienie się ludowego podania. W Burzomorzu bowiem z ust do ust przekazywana jest legenda, jakoby na morzu, tuż przy horyzoncie istniały magiczne Ukryte Wyspy, na których czai się ogromne niebezpieczeństwo. Czy uda jej się ocalić swoją przybraną rodzinę, Burzomorze, wszystkich zamieszkałych tam ludzi i inne stworzenia? Jakie tajemnice skrywa morska głębia?
Niestety, pierwsze o czym muszę napisać to to, że do połowy okropnie nudziła mnie ta historia. Meluzyna chodziła to tu, to tam, czasem zdobywała jakieś szczątkowe informacje, częściej niekoniecznie, a fabuła zupełnie nie poruszała się do przodu. Ogromny problem stanowiła dla mnie tajemnica, którą mieliśmy rozwiązać. Zupełnie nie czułam chęci jej rozwikłania. W moim odczuciu autorowi nie do końca udało się nakreślić grozę sytuacji, nie wiedzieliśmy tak naprawdę, jakie zło czai się w legendzie oprócz kilku wzmianek na temat okropnego potwora.
Od pewnego momentu wiedziałam czemu to właśnie Meluzynie przydarzają się wszystkie opisane w książce sytuacje i to już całkowicie odebrało mi radość z czytania. Nie pomagały też wątki poboczne, które nie miały wpływu na fabułę. Kompletnie rozczarowało mnie zakończenie tej książki, które rozgrywało się w zasadzie na kilku ostatnich stronach. Przez większość powieści czułam znużenie, kompletnie nic się nie działo, aż nagle zaczyna się dziać i... koniec. Finiszowa akcja również mnie nie zadowoliła.
Czy młodego czytelnika ta pozycja może zainteresować bardziej niż mnie? Pewnie tak. Wiem jednak, że rynek wydawniczy obfituje w znacznie lepsze powieści dla młodych czytelników i nie jestem pewna, czy warto zawracać sobie głowę tymi gorszymi. Ten tytuł porównać można odrobinę do „Lalani z Dalekich Mórz” (link do recenzji), która moim zdaniem była genialną pozycją. „Meluzyna Noctis i Mroczna Głębia” wydawała mi się często jej słabą podróbką. Aczkolwiek na pewno nie odradzam historii Meluzyny nikomu, chociaż mnie rozczarowała. Piękna okładka to jednak nie wszystko, ale być może ktoś zakocha się także we wnętrzu.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/meluzyna-noctis-i-mroczna-gebia-philip.html
Meluzyna Noctis – tytułowa główna bohaterka opowieści jest wyrzuconą przez morze w czasach niemowlęcych, jedenastoletnią dziewczynką. Zaopiekował się nią Andrewe Noctis, Strażnik Burzomorza i nadał jej swoje nazwisko. Nieoczekiwanie jednak mężczyzna umiera i chwilowo Meluzyna przejmuje jego obowiązki, jako Strażnika. Odkrywa wiele niepokojących szczegółów na morzu, które...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-05-16
Najczęściej jeśli słyszę o tym, że autor pisze kolejną część serii, która została “zakończona” już lata wcześniej mam pewne obawy. Historia zna wiele takich przypadków, gdy nie wychodzi to zbyt dobrze. Tym razem byłam jednak mocno podekscytowana, że będę mogła wrócić do diabelsko-anielskiego świata i znów spotkać się z Wiktorią Biankowską po tak wielu latach. Nie miałam obaw, że skończy się to tragicznie.
Mija 10 lat odkąd Wiktoria opuściła Tartar. Wiele się w tym czasie zmieniło - Lucyfer popadł w depresję, Azazel kończy odsiadywać swój wyrok w anielskim więzieniu, związek Wiki i Beletha się rozpadł, a przystojny diabeł błąka się po świecie w poszukiwaniu mitycznego ifrita. Ni stąd ni zowąd zostaje uruchomiona Apokalipsa i tylko nasi przyjaciele będą w stanie ją powstrzymać. Czy jednak im się uda? Jaką rolę w tym całym zamieszaniu odegra Wiki, Kleo, Lucyfer czy cherubin Uzjel? Czy kot Behemot się odnajdzie i czy miłość znów przezwycięży wszystko?
Najbardziej obawiałam się upływu czasu - zarówno jeśli chodzi o fabułę, jak i rozwój pisarski autorki. Minęło 10 lat i Wiktoria miała dosyć czasu by dojrzeć, co mogło przynieść przeróżne skutki. I trochę tak było. Ta część nie jest już tak “dziecinna”, jest bardziej rozważna, być może momentami nieco mroczniejsza niż poprzednie trzy tomy. A jednocześnie jest to ten sam znajomy świat, ci sami bohaterowie z zupełnie nowymi przygodami, na które tak długo czekaliśmy.
Po “Ja, ocalona” sięgnęłam po dłuższym przestoju czytelniczym i było to tak, jakby ktoś dotknął mnie czarodziejską różdżką. Pochłonęłam książkę dosłownie w jeden dzień, zupełnie nie mogłam jej odłożyć. Ogromnie cieszyłam się na spotkanie ze starymi przyjaciółmi, poznanie nowych postaci i podążanie z nimi do zakończenia tego finałowego tomu.
Przygoda tym razem była wielowątkowa, fabuła nie pozwalała nudzić się ani przez chwilę, a wyćwiczony już wieloletnią pracą pisarską kunszt jedynie podnosił poziom zaangażowania w tę historię. Bawiłam się świetnie przy lekturze tej książki, jestem zadowolona z tej kontynuacji i wierzę, że jeszcze kiedyś spotkam się z Wiktorią i jej nieziemskimi kamratami, nie tylko przy okazji rereadów.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/ja-ocalona-wiktoria-biankowska-tom-iv-k.html
Najczęściej jeśli słyszę o tym, że autor pisze kolejną część serii, która została “zakończona” już lata wcześniej mam pewne obawy. Historia zna wiele takich przypadków, gdy nie wychodzi to zbyt dobrze. Tym razem byłam jednak mocno podekscytowana, że będę mogła wrócić do diabelsko-anielskiego świata i znów spotkać się z Wiktorią Biankowską po tak wielu latach. Nie miałam...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-07
„The office. Opowieść o kultowym serialu” została napisana przez Andy’ego Greene’a, a w zasadzie nie tyle napisana, co zredagowana. Zebrał on liczne wywiady z aktorami, twórcami programu, krytykami telewizyjnymi i wieloma, wieloma innymi osobami i umieścił w jednym ogromnym wywiadzie. Dzięki tej książce zostajemy zabrani za kulisy serialu, poczynając od brytyjskiego oryginału, przez początki wersji amerykańskiej, jej wszystkie sezony, aż do odcinka końcowego, a nawet czegoś więcej.
Podobało mi się przede wszystkim to, że w książce przypomniane są wszystkie najważniejsze wątki serialu. Co więcej, każdemu kluczowemu odcinkowi został poświęcony oddzielny rozdział, dzięki czemu mogliśmy się o nim sporo dowiedzieć. Tym bardziej, że na dany temat wypowiada się kilka osób, więc mamy tutaj różne (choć zazwyczaj zbliżone) punkty widzenia. W środek książki zostały też wklejone fotografie z planu serialu. Jedynym minusem pod tym względem dla mnie było to, że jest ich zbyt mało. Wolałabym też żeby były rozrzucone po książce i dopasowane tematycznie do treści, ale to już moje osobiste widzimisię.
Niestety ogromnym minusem dla mnie był sposób, w jaki osoby wypowiadały się o serialu. Owszem, bardzo lubię tę produkcję. Oglądałam całość dwa razy i po lekturze tej książki wróciłam do niej ponownie, również uważam że jest to ponadprzeciętny serial, ale nie jest AŻ TAK wybitny. Aktorzy, reżyserowie, scenarzyści, producenci… wszyscy! Dosłownie wszyscy wyrażają się o „The Office” jakby było to coś nadzwyczajnego, genialne dzieło, niedościgniony utwór. Ale nie… To tylko serial. Być może jeden z lepszych jakie znam, ale jednak to tylko serial. W pewnym momencie zaczęło mi po prostu przeszkadzać to całe zadufanie. Jakby tego było mało, odniosłam wrażenie, że według osób wypowiadających się, wszystko co tylko nie jest wspaniałym „Biurem” jest do kitu (nawet produkcje stworzone przez tych samych ludzi). Być może to moja nadinterpretacja, ale kuło mnie to w oczy.
Mimo wszystko uważam, że jest to pozycja, którą każdy fan serialu powinien znać. Zawiera mnóstwo ciekawostek i sprawia, że ponownie chce się zagłębić od nowa w świat firmy papierniczej ze Scranton. Poza drobnymi, choć dosyć licznymi literówkami książkę czytało się znakomicie, dlatego mimo wszystko polecam zainteresowanym sięgnięcie po nią.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/the-office-opowiesc-o-kultowym-serialu.html
„The office. Opowieść o kultowym serialu” została napisana przez Andy’ego Greene’a, a w zasadzie nie tyle napisana, co zredagowana. Zebrał on liczne wywiady z aktorami, twórcami programu, krytykami telewizyjnymi i wieloma, wieloma innymi osobami i umieścił w jednym ogromnym wywiadzie. Dzięki tej książce zostajemy zabrani za kulisy serialu, poczynając od brytyjskiego...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-04-22
Aurora, dziedziczka korony, chociaż wyróżnia się cechami charakteru, które będą zdecydowanie przydatne, kiedy już zasiądzie na tronie Pavanu, nie posiada umiejętności najbardziej oczekiwanej - magii niezbędnej do ochrony poddanych. Jest to jednak tajemnica, o której wiedzą tylko nieliczni. Matka bohaterki aranżuje córce małżeństwo, ta jednak ucieka przerażona taką perspektywą i trafia w sam środek czarnych interesów, machlojek i nielegalnego handlu magią.
Aranżowane małżeństwa - to już było. Nielegalne interesy - tego jest pełno. Dziedziczka tronu - jest w co drugiej książce. A zakazana miłość? Można ją spotkać niemal w każdym tytule. Ale w “Roar” znajdziecie coś, czego nie ma nigdzie indziej. Magię burzową. Oryginalny, nieznany mi wcześniej motyw został zrobiony doskonale. Był tak dobry, że nie mogłam oderwać się od książki i z przyjemnością pochłaniałam każdy akapit, który mówił coś więcej o możliwościach Łowców Burz. To było niezwykle orzeźwiające doświadczenie, po tak wielu latach odgrzewanego kotleta w niemal każdej pozycji.
Aurora jako postać jest dosyć typową bohaterką. Następczyni tronu bez mocy, która w pewnym momencie odkrywa, że może więcej niż jej się wydaje. Motyw miłosny również nie jest zbytnio wyszukany. Natomiast bohaterowie drugoplanowi są moim zdaniem zrobieni bardzo dobrze, a wszystkie elementy i te gorsze, i te lepsze tworzą jedną całość, której nie śmiałabym rozdzielać.
Można powiedzieć, że sam pomysł magii burzowej był czymś tak dobrym, że przesłania wszelkie negatywne niuanse i nie sądzę, żeby było w tym coś złego. Od wielu lat nie spotkałam tak dobrej książki z tak genialnym pomysłem na fabułę. Bardzo żałuję, że nie mogę sięgnąć po drugi tom w języku polskim, ale mam nadzieję, że uda mi się w niedługim czasie przeczytać oryginał.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/roar-cora-carmack.html
Aurora, dziedziczka korony, chociaż wyróżnia się cechami charakteru, które będą zdecydowanie przydatne, kiedy już zasiądzie na tronie Pavanu, nie posiada umiejętności najbardziej oczekiwanej - magii niezbędnej do ochrony poddanych. Jest to jednak tajemnica, o której wiedzą tylko nieliczni. Matka bohaterki aranżuje córce małżeństwo, ta jednak ucieka przerażona taką...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-30
JAN
9
Złodziej Dusz (Dora Wilk tom I) - Aneta Jadowska
Z Anetą Jadowską mam bardzo dziwną relację. Już wieki temu wypożyczyłam z biblioteki całą serię o Dorze Wilk, jednak coś mnie od niej skutecznie odciągnęło, chociaż z tego co pamiętam nie było to złe spotkanie. Później trafiłam na “Cud, miód, malina” i z miejsca się zakochałam. Wtedy właśnie postanowiłam, że chcę poznać wszystkie książki autorki, fantastyka i komedia kryminalna to zdecydowanie mój klimat i źle się czuję nie znając twórczości naszej rodzimej pisarki. Następna w kolejce była seria Garstki z Ustki (recenzja tom 1., recenzja tom 2., recenzja tom 3.), która miała swoje lepsze i gorsze momenty, jednak nie wspominam jej źle. Teraz, po wielu latach wracam do Dory z postanowieniem, że nic nie będzie w stanie mnie od niej odciągnąć.
Wydawnictwo: SQN
Autor: Aneta Jadowska
Tytuł oryginału: Złodziej Dusz
Seria i nr tomu: Dora Wilk, tom nr 1
Data wydania: 12 lutego 2020 r.
Liczba stron: 464
Kategoria: fantastyka
Dora Wilk to świetna policjantka, która z łatwością potrafi rozwiązać nawet najbardziej skomplikowaną zagadkę. Po godzinach jednak przechodzi do magicznego świata, gdzie jest przeciętnie uzdolnioną wiedźmą. W Toruniu i w jego nadnaturalnym odpowiedniku Thornie główna bohaterka będzie miała do rozwiązania dwie podejrzane sprawy. Pomogą jej w tym jej nadprzyrodzeni przyjaciele.
Tym, co pierwsze przyszło mi na myśl podczas czytania tej książki to to, jak bardzo mało w niej akcji. Sięgnęłam po nią na koniec roku, żeby mieć coś rozluźniającego, co szybko się czyta i trochę się przeliczyłam, bo do połowy książka bardzo mi się dłużyła. Wyjątkowo długie rozdziały, jak na tego typu literaturę również nie ułatwiały sprawy. “Złodziejowi Dusz” na pewno nie pomógł też fakt, że w tym samym czasie zaczęłam “Cuda Wianki”, które są napisane zupełnie innym stylem, są lekkie i przyjemne. Przez to pierwszy tom heksalogii wydawał mi się mocno kanciasty, humor wymuszony i zupełnie nie umiałam się w niego mocniej wgryźć. To było tak, jakby te dwie książki napisały dwie zupełnie różne osoby - widać tutaj ogromną przepaść, co napawa mnie optymistycznie do kolejnych tomów, skoro pióro autorki zmieniło się na przestrzeni lat tak bardzo na plus.
Kiedy byłam już poza połową powieści akcja nabrała tempa, ja byłam już dosyć zaangażowana w historię i wszystko wyglądało na to, że książkę zakończę z wyższą notą niż zapowiadało się początkowo. I tak właśnie było, bo poza zamknięciem dwóch najbardziej interesujących nas wątków, Jadowska pamiętała żeby nie zostawiać czytelnika z niedosytem. Wszystko zamyka piękna klamra, przy czym jednocześnie jesteśmy ciekawi co wydarzy się w następnym tomie.
Celowo nie mówię o jako takich wąteczkach miłosnych, bo chyba nie da się ich uniknąć, a też nie zwracałam na nie szczególnej uwagi. Podejrzewam, że w następnych tomach już nie będą tak małe jak tutaj, ale jeszcze się tym nie martwię. Czekam z niecierpliwością na lepsze poznanie bohaterów, bo trochę było dla mnie tego za mało, ale przez następne 5 części na pewno to dostanę. Liczę na więcej akcji i trochę lepsze poczucie humoru niż dotychczas, ale mimo wszystko nie zniechęcam Was, jeśli macie ochotę na tę książkę.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/zodziej-dusz-dora-wilk-tom-i-aneta.html
JAN
9
Złodziej Dusz (Dora Wilk tom I) - Aneta Jadowska
Z Anetą Jadowską mam bardzo dziwną relację. Już wieki temu wypożyczyłam z biblioteki całą serię o Dorze Wilk, jednak coś mnie od niej skutecznie odciągnęło, chociaż z tego co pamiętam nie było to złe spotkanie. Później trafiłam na “Cud, miód, malina” i z miejsca się zakochałam. Wtedy właśnie postanowiłam, że chcę...
2022-10-18
Tutaj, tak samo jak w części poprzedniej mamy zarówno momenty, które zapierają dech w piersi i nie dają odłożyć książki na bok, jak i te, w których akcja zdecydowanie spowalnia. Nauczona doświadczeniem wiedziałam jednak, że każdy taki wolniejszy moment do czegoś nas prowadzi, a na końcu wszystkie elementy układanki wskoczą na swoje miejsce. „Hrabia Monte Christo” jest jak wieloetapowe puzzle. Wyobraź sobie, że masz przed sobą układankę, starasz się poskładać w jedną całość podane wątki i postacie. Okazuje się, że z wszystkich elementów udaje Ci się ułożyć nie jeden, ale klika obrazków. Lecz kiedy spojrzysz na to z dalszej perspektywy, zauważysz że każdy z tych obrazków staje się kolejnym puzzlem, które razem tworzą ogromny, fascynujący obraz.
W tej powieści jest wszystko, czego można szukać w literaturze. Jest miłość, są pieniądze, kariera i intrygi, które prowadzą do zemsty. Bo właśnie o tym opowiada autor – o zemście. Szlachetność miesza się z nikczemnością, miłość z odrazą, życie ze śmiercią. Aleksander Dumas pokazuje nam działanie świata na przykładzie wykreowanych tutaj postaci. I chociaż akcja dzieje się około 200 lat wstecz, to wciąż jest niezmiernie aktualna.
Po klasykę literatury sięgam zdecydowanie za rzadko, choć zdarza mi się to w miarę regularnie. Przynajmniej raz w roku staram się nadrobić największe zaległości z tej kategorii książkowej. I chociaż nie mam na swoim koncie dziesiątek przeczytanych pozycji, to śmiało mogę powiedzieć, że „Hrabia Monte Christo” był jak dotąd najbardziej porywającą klasyczną powieścią, z jaką miałam do czynienia. Jestem zachwycona kunsztem literackim autora i wielowątkową fabułą, która nie raz chwytała za serce. Być może nieco rozczarowało mnie zakończenie, ale w tej powieści, jak i w prawdziwym życiu, nie wszystko może iść po naszej myśli. Gorąco, gorąco polecam.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2022/12/hrabia-monte-christo-ii-aleksander-dumas.html
Tutaj, tak samo jak w części poprzedniej mamy zarówno momenty, które zapierają dech w piersi i nie dają odłożyć książki na bok, jak i te, w których akcja zdecydowanie spowalnia. Nauczona doświadczeniem wiedziałam jednak, że każdy taki wolniejszy moment do czegoś nas prowadzi, a na końcu wszystkie elementy układanki wskoczą na swoje miejsce. „Hrabia Monte Christo” jest jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-28
„Zniszczenie i Odnowa” dają nam… więcej tego samego, co poprzednie tomy. Nawet całkiem ciekawy, choć według mnie nieco za mało rozbudowany świat. Główna bohaterka, która oczywiście jako jedyna może ocalić świat przed zagładą. Rozterki miłosne, które w tym tomie już zupełnie mogę przemilczeć. Oraz oczywiście walka dobra ze złem. Kiedy już wiedziałam, że właśnie tego mogę się spodziewać po tej książce, przyjęłam to po prostu z dobrodziejstwem inwentarza i nie zastanawiałam się nad logiką całej akcji. Po prostu chciałam mieć to z głowy.
Czy książka jest przewidywalna? Oczywiście, że tak! Tak samo, jak w poprzednie tomy, ten również niczym mnie nie zaskoczył. Nie odbieram tego, jako minus – przy tej serii chciałam się dobrze bawić i tak właśnie było, dlatego schematyczność zupełnie mi nie przeszkadzała. Myślę, że najlepiej w tym cyklu odnalazłyby się osoby, które dopiero zaczynają swoją przygodę z fantastyką. Świat oraz wszelkie magiczne zależności ich nie przytłoczą, a dowiedzą się „z czym to się je” na praktycznym przykładzie. Trzeba jedynie podkreślić, że jest to młodzieżówka.
Mimo, że mogłam domyślić się jakie kierunki obierze fabuła na każdym zakręcie, to jest coś, co podnosi rangę tej książki na tle poprzednich tomów. „Zniszczenie i Odnowa” przynosi nam coś wspaniałego – akcję! Ileż ja musiałam poprzewracać tych stron, żeby nareszcie zaczęło się dziać! Drugi tom był pod tym względem najgorszy – tam nie działo się zupełnie nic, fabuła stała w miejscu. W ostatniej części nareszcie się doczekałam akcji z prawdziwego zdarzenia. Chociaż wiedziałam w jaką stronę to wszystko zmierza, to przynajmniej nie czułam się znużona.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2022/11/zniszczenie-i-odnowa-leigh-bardugo.html
„Zniszczenie i Odnowa” dają nam… więcej tego samego, co poprzednie tomy. Nawet całkiem ciekawy, choć według mnie nieco za mało rozbudowany świat. Główna bohaterka, która oczywiście jako jedyna może ocalić świat przed zagładą. Rozterki miłosne, które w tym tomie już zupełnie mogę przemilczeć. Oraz oczywiście walka dobra ze złem. Kiedy już wiedziałam, że właśnie tego mogę się...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-11
2022-10-14
Jakiś czas temu zaczęłam rozmyślać o wszystkich „starszych” pozycjach, które dane mi było czytać i którymi w swoim czasie się zachwycałam. Przypomniałam sobie wtedy o tytule „Tylko żywi mogą umrzeć”, który czytałam po raz pierwszy w 2019 roku, a rok temu postanowiłam zrobić jego reread i poznać resztę serii. Takim sposobem przeczytałam, a raczej przesłuchałam za jednym zamachem „Tylko martwi mogą przetrwać”. Dopiero kilka tygodni temu, w październiku 2022 roku udało mi się sięgnąć po zakończenie cyklu o Tessie Brown – „Tylko umarli mogą powstać”.
Nie było trudno przypomnieć sobie zarys świata i bohaterów po takiej przerwie. W powieść wsiąka się automatycznie, jak w większość tego typu powieści. Ta część jest zdecydowanie zwieńczeniem całokształtu – końcowa wojna, a także przygotowania do niej nie pozostawiają w tej kwestii wątpliwości. A jednak autorka pozostawiła otwarte zakończenie i to z bardzo szeroką furtką. Nie bardzo lubię takie rozwiązania, ale rozumiem, że jest to jakiś rodzaj zabezpieczenia serii na przyszłość.
Niestety ostatni tom trylogii nie dorównał swoim poprzednikom. Sama główna akcja podobała mi się w porównywalnym stopniu, co wcześniej, jednak w tej książce jest tak wiele erotycznych wstawek, że gdyby je wyciąć, zostałaby połowa treści. Nie wiem, co jest tego przyczyną – czy fani tego właśnie chcieli, czy taki był zamysł autorki od początku, czy złożyły się na to jeszcze jakieś inne czynniki, ale jak dla mnie poszło to zdecydowanie w złą stronę. Sięgając po książkę fantastyczną, chcę mieć fantastykę z krwi i kości, gdzie jestem w stanie przymknąć oko na lekkie, nienarzucające się wątki miłosne (jak dla mnie i tak zbędne), ale taki zabieg jak tutaj jest dla mnie nie do przyjęcia. Gatunkowo „Tylko umarli mogą powstać” jak dla mnie nie jest już fantastyką, a erotykiem w świecie fantasy.
Jestem zadowolona, że mimo wszystko skończyłam tę serię. Pierwsze dwie części naprawdę mi się podobały, szkoda że trzeci pozostawił taki niedosyt. Czytając go miałam wrażenie, że zabrałam do czytania książkę z zupełnie innej serii, w której przypadkowo występują postacie z cyklu o Tessie Brown. Cóż… Mogło być gorzej. Całość jednak bardziej polecam, niż nie polecam. Jest to na pewno ciekawy akcent w polskiej literaturze.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2022/11/tylko-umarli-moga-powstac-db-forys.html
Jakiś czas temu zaczęłam rozmyślać o wszystkich „starszych” pozycjach, które dane mi było czytać i którymi w swoim czasie się zachwycałam. Przypomniałam sobie wtedy o tytule „Tylko żywi mogą umrzeć”, który czytałam po raz pierwszy w 2019 roku, a rok temu postanowiłam zrobić jego reread i poznać resztę serii. Takim sposobem przeczytałam, a raczej przesłuchałam za jednym...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-07
W drugiej części trylogii jesteśmy rzuceni w akcję dziejącą się kilka miesięcy po wydarzeniach z pierwszego tomu. Alina i Mal ukrywają się przed Zmroczem, choć to wcale nie jest takie łatwe. Jednak w pewnym momencie czarny charakter trafia na ich ślad i dwójka naszych bohaterów wpada w jego sidła. Czy uda im się ponownie uciec? Czy Alina da radę przezwyciężyć moc Zmrocza? Czy odnajdą Rusalie – lodowego smoka, który ma być kolejnym użytecznym amplifikatorem?
Nie umiem określić, czy ta książka była lepsza, czy gorsza niż poprzednia. Początek był dosyć wciągający, ale w pewnym momencie naszym bohaterom wszystko zaczęło przychodzić zbyt łatwo. Niestety przez sporą, środkową część powieści bardzo się nudziłam. Nie działo się nic konkretnego, bohaterowie to się ze sobą śmiali, to płakali, to na siebie warczeli. Główna bohaterka niby zajmowała się jakimiś poważnymi sprawami, a tak naprawdę miało się wrażenie, jakby chodziła w te i z powrotem bez celu, nie posuwając akcji do przodu. W pewnym momencie autorce chyba też to się znudziło, bo w końcu postanowiła uraczyć nas jakąś akcją, niestety przewidywalną. Jak wszystko, co się dotąd wydarzyło od samego początku serii.
Zarówno pierwszy i drugi tom są bardzo mocno przewidywalne. Dla kogoś kto przeczytał więcej niż dwie serie fantastyczne nie stanowią żadnej zagadki, nie mówiąc o tych, którzy tak jak ja mocno siedzą w fantastyce od wielu lat. Czy jest to jakiś problem? Dla mnie nie był, bo nie oczekiwałam zbyt wiele od tej pozycji. Serię chciałam przeczytać raczej dla rozrywki, niż dla fabuły czy rozbudowanego świata. Ale nie pogardziłabym, gdyby samej akcji było nieco więcej niż dotychczas, bo czułam że non stop stoimy w miejscu.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2022/10/oblezenie-i-nawanica-leigh-bardugo.html
W drugiej części trylogii jesteśmy rzuceni w akcję dziejącą się kilka miesięcy po wydarzeniach z pierwszego tomu. Alina i Mal ukrywają się przed Zmroczem, choć to wcale nie jest takie łatwe. Jednak w pewnym momencie czarny charakter trafia na ich ślad i dwójka naszych bohaterów wpada w jego sidła. Czy uda im się ponownie uciec? Czy Alina da radę przezwyciężyć moc Zmrocza?...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-21
Główna akcja książki toczy się wokół losów Sofji Kluk, która dorasta wśród książek, biologii i entomologii. Mieszka z tatą na terenie uniwersytetu, na którym on wykłada. Jednak pewnego dnia jej ojciec tajemniczo i nagle znika. Dziewczyna trafia pod pieczę Czarodziejki Mai, gdzie zdobywa cenne umiejętności. Jednak los nie jest dla dziewczyny łaskawy i na swojej drodze spotyka coraz to nowe kłopoty.
Książka jest jednocześnie pozycją młodzieżową i nią nie jest. Mamy nastoletnią główną bohaterkę i jej typowe dla tego wieku zmartwienia, a równocześnie pojawiają się bardzo obrazowe sceny erotyczne oraz sporo wulgaryzmów. I chociaż obecnie młody czytelnik ma zapewne tego typu treści pod dostatkiem, ja osobiście wstrzymałabym się z poleceniem tej powieści osobie poniżej 18 roku życia.
“Agla. Alef” jest historią bardzo zawiłą. Klimatem przypomina carską Rosję, chociaż znajdujemy się niewątpliwie w Krakowie, moim zdaniem XIX wiecznym Krakowie. Świat przedstawiony jest tak realny, że jesteśmy w stanie uwierzyć, że tak wyglądało życie kilkaset lat temu. A jednocześnie w Hucie produkowane są golemy, po mieście biega bezpieka, są czary, jest mrocznie, magicznie i nieprzewidywalnie. Z każdą chwilą akcja plącze się coraz bardziej, a czytelnik zostaje w nią wessany w całości.
Radek Rak pisze w taki sposób, że nie da się tego opisać słowami. Zrozumie to tylko ten, kto już poznał jego pióro. Baśniowe, ale pełne wulgaryzmów. Przywodzące na myśl bajki dla dzieci, ale zdecydowanie dla dorosłych. Pełne realizmu, a równocześnie magiczne i nie z tej ziemi. W tym pięknym świecie można spotkać też szkaradę, możemy się śmiać, bać i płakać niemalże w jednej chwili. Kunszt pisarski jest tutaj na najwyższym poziomie, co czuje się całym sobą, choć książka nie męczy czytelnika w najmniejszym stopniu. W tym wypadku literatura fantastyczna przeplata się z literaturą piękną na wielu nieuchwytnych płaszczyznach.
Wejście w tę powieść może być z początku odrobinę trudne, bo Radek Rak od pierwszych stron wprowadza nas mocno w świat przedstawiony. Nie cacka się z czytelnikiem, liczy na jego zaangażowanie i inteligencję. Ja osobiście lubię takie książki, w których autor nie traktuje czytelnika jak mało rozumne dziecko. Jeśli się tylko nie zniechęcisz i dotrwasz do dalszej części opowieści, otworzy się przed Tobą nowy, niezwykły i mroczny świat. Według mnie zdecydowanie warto!
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2024/03/agla-alef-agla-tom-i-radek-rak.html
Główna akcja książki toczy się wokół losów Sofji Kluk, która dorasta wśród książek, biologii i entomologii. Mieszka z tatą na terenie uniwersytetu, na którym on wykłada. Jednak pewnego dnia jej ojciec tajemniczo i nagle znika. Dziewczyna trafia pod pieczę Czarodziejki Mai, gdzie zdobywa cenne umiejętności. Jednak los nie jest dla dziewczyny łaskawy i na swojej drodze...
więcej Pokaż mimo to