-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2019-10-20
2018-10-05
Powiem to już teraz, by była jasność. Do "Tekstu" trzeba dojrzeć, po prostu. Przyjąć na klatę wszystko co jest w niej zawarte i postarać się ją zrozumieć. Co jak się okazało, za pierwszym podejściem może wcale nie być takie łatwe.
Moja przygoda z "Tekstem" była trudna i bolesna. A przynajmniej tak było prawie rok temu, gdy pierwszy raz po nią sięgnęłam. Byłam załamana, naprawdę. Trudny bardzo specyficzny język, przerażający mnie bohater i świat, w który za żadne skarby nie potrafiłam się wkręcić. Serce mi pękało, bo obiecałam napisać recenzję, a za żadne skarby nie mogłam się do tej powieści przekonać. Tyle dobrych słów słyszałam o Glukhovskym, każda kolejna książka lepsza od poprzedniej. I czułam się zawiedziona nie samą książką a tym, że mi się nie podobała. Czułam się winna, jakbym zrobiła coś złego. A patrzenie i słuchanie mojego brata, który ją przeczytał i nie mógł wyjść z zachwytu wcale mi nie pomagało. Dlaczego on potrafił się w to wciągnąć i opowiadać mi o niej z takim zaangażowaniem, a ja przeczytałam ledwo 30 stron, nie potrafiąc się w ogóle skupić na przepływających przed oczami literach. Byłam na nią za głupia? Nie dojrzałam jeszcze na tyle, by móc czerpać z niej przyjemność?
Jak się kilka dni temu okazało, tak. Byłam na nią za głupia i przyznanie się do tego nie przyszło mi z łatwością. Ale dokładnie tak było. Gdybym wtedy jednak zmęczyła tę książkę, to uwierzcie mi, moja ocena byłaby bardzo niska i niewspółmierna co do rzeczywistej zawartości powieści. A wartość i morał on ma ogromną, o czym dwa dni temu się przekonałam.
Opis z tyłu książki nie mówi nam zbyt wiele o rzeczywistej fabule powieści. Jednak brzmi bardzo zachęcająco i jednocześnie niepokoi. Czy naprawdę wystarczy zdobyć telefon innego człowieka, by stać się nim? Ta wizja jest przerażająca i bardzo dobrze czuć to szaleństwo na kartach powieści. Nikt z nas nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji. Ale nie ma co się oszukiwać, że tematyka jaką autor omawia w swoim dziele, jest prawdziwa i prawdopodobna aż do bólu. I to jest tutaj najbardziej przerażające. Kilka sms-ów do matki by ją uspokoić, kilka wiadomości na Whatsappie do kolegów z pracy, wystarczy tylko przejrzeć wcześniejsze konwersacje, wczuć się i momentalnie stajesz się kimś innym.
Tak właśnie było z Ilją. Jako młody chłopak, został wrobiony przez milicjanta, który podrzucił mu do kieszeni woreczek z narkotykami, przez co 7 lat mężczyzna spędził w zonie. Złamało go to, pogruchotało na najmniejsze kawałeczki, choć sam się do tego nie przyznaje. Gdy za sprawą pewnych wydarzeń w jego ręce trafia IPhone jego oprawcy, chłopak wsiąka w ten świat. Malutki super komputer daje mu wiele możliwości, które bez żadnych skrupułów wykorzystuje. Zakłada na siebie skórę poprzedniego właściciela, staje się nim, jednocześnie starając się nie zgubić siebie w tym szaleńczym amoku.
Pierwszy raz z tą powieścią był fatalny. Jednak drugie podejście to już inna bajka. Wchłaniałam jej treść jak gąbka, czując niepokojące uczucie na ciele. Ta wizja była fascynująca, ale jednocześnie przerażała mnie do tego stopnia, że czasami musiałam odkładać książkę, by wszystko sobie przemyśleć. Czy naprawdę jesteśmy zbędni w tych czasach? W dobie smartfonów, internetu, gdy najczęściej komunikujemy się za pomocą kilku liter na ekranach telefonów, wsiąkamy bez reszty w ten świat, nie zdając sobie sprawy, jak wielką krzywdę możemy sobie wyrządzić. Wystarczy tylko przeanalizować nasze wiadomości i póki nikt nie zobaczy nas twarzą w twarz, to nie domyśli się, że po drugiej stronie telefonu jest ktoś inny.
Myślę, że teraz moja opinia będzie o wiele bardziej obiektywna, niż gdybym napisała ją rok temu. "Tekst" nie jest łatwą książką i nawet nie mam zamiaru udawać, że przy drugim podejściu tego nie zauważyłam. Musiałam do niej dorosnąć, dojrzeć, spojrzeć na nią inaczej i dopiero wtedy byłam w stanie przyjąć ją taką, jaka jest. I nie żałuję tego, że tyle czekałam, bo było warto. Specyficzny język, bardzo długie moim zdaniem całkowicie niepotrzebne opisy, dziwny sposób prowadzenia narracji (co jest plusem, ponieważ stworzyło to atmosferę, w której bardzo mocno można było wyczuć szarpiące się pod skórą głównego bohatera szaleństwo), powolna akcja, która prawdę mówiąc nie wzbudza w czytelniku większego zaangażowania i zachowania, które odrażają, tworzą bardzo ciężkostrawną powieść. Jednak, mi się podobała i to bardzo. Mimo iż miałam małe problemy na początku, to potem pochłonęłam ją i na końcu, gdy przeczytałam puentę, wszystko nabrało jeszcze jednego, nowego znaczenia.
Ta książka jest bardzo dobra i gdybym nie wiedziała, że autor pochodzi z Rosji, to bardzo łatwo wyczułabym, że tak jest. I to nie dlatego, że akcja dzieje się w powyższym kraju, a dlatego, że tę rosyjskość bardzo mocno w niej czuć. Czasami mówi się, że Rosja to stan umysłu i poważnie, widać to tutaj. Sam kraj, a dokładniej Moskwa, Łobnia, są opisane tak, że mamy wrażenie jakbyśmy naprawdę się tam znaleźli. I to jak dla mnie, było coś niesamowitego. Do tego sam fakt, jak doskonale autor wczuł się w bohatera, którego wykreował, mimo że go nie rozumiemy, to jednocześnie nie możemy przestać z fascynacją obserwować jego coraz głupszych poczynań. Mężczyzna się stacza, powoli przestaje być tym kim się urodził i pociąga nas za sobą.
Myślę, że nic więcej nie muszę dodawać. Książkę naprawdę bardzo serdecznie wam polecam, bo mimo iż nie jest wybitna, to ma w sobie coś co przyciąga i nie pozwala tak łatwo się oderwać. My ludzie tacy już jesteśmy, interesują nas rzeczy, których nigdy nie poznamy na własnej skórze, lubimy poczuć ten dreszczyk niepokoju, ukłucie niewytłumaczalnego strachu, który rozprzestrzenia się po naszym żołądku. Ilja jest dziwny, ale jest także człowiekiem. I w swoim szaleństwie, które sam rozpoczął, czasami też budzi się i nie ma pojęcia co ze sobą zrobić. Jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas popełnia błędy.
Czasami jednak, nic nie będzie w stanie nas uratować.
"Są ludzie, po których coś zostaje, i są ludzie, po których nie zostaje nic"
Powiem to już teraz, by była jasność. Do "Tekstu" trzeba dojrzeć, po prostu. Przyjąć na klatę wszystko co jest w niej zawarte i postarać się ją zrozumieć. Co jak się okazało, za pierwszym podejściem może wcale nie być takie łatwe.
Moja przygoda z "Tekstem" była trudna i bolesna. A przynajmniej tak było prawie rok temu, gdy pierwszy raz po nią sięgnęłam. Byłam załamana,...
Czytałam kilka książek Pani Beaty Majewskiej i przyznam, że bardzo odstają one od siebie jeżeli chodzi o wykonanie. Niektóre są średnie, niektóre słabe, a niektóre, jak dla mnie totalnie wyborne, wybitne, genialne, takie, że nie mogę się oderwać i długo po zakończeniu książki wciąż o niej myślę! Taką właśnie książką jest "Zapomnij, że istniałem".
Nie spodziewałam się, że będę ją tak bardzo przeżywać, nie jestem raczej z tych osób, które lubią takie książki, a przynajmniej zawsze tak myślałam. Jak się okazało, praktycznie zawsze, gdy po nie sięgam, jestem zachwycona i bardzo nimi podjarana. Tak było przy "Wdechu" autorstwa Kamili Mikołajczyk i tak było przy "Zapomnij, że istniałem". Ostatnio mam zastój czytelniczy i czytam naprawdę mało, a jak zaczęłam czytać tę książkę, to po prostu nie mogłam przestać, nie byłam w stanie się oderwać, nie mogąc się nadziwić, jak cudownie napisana jest ta książka. Tak bardzo podobało mi się to, że to nie był zwykły erotyk, to, że ta powieść miała w sobie tyle głębi i tak mocno poruszyła tę strunę kobiecego serca, która odpowiada za miłość i troskę o ukochanego mężczyznę. Uczucia, które odczuwali bohaterowie, były opisane po mistrzowsku, z taką pasją, że po prostu nie byłam w stanie ich przeżywać, jakby nie odczuwały ich fikcyjne postaci a moi najbliżsi, bądź ja sama.
Nigdy nie byłam jakoś przesadnie uczuciowa jeżeli chodzi o przeżywanie historii, ale tutaj po prostu nie dało się inaczej. I chyba doskonale wiem dlaczego. Bo cała ta opowieść zdaje się być jak z sąsiedniego ogródka, jakby naprawdę się wydarzyła, a autorka tylko zapisała ją na kartach powieści, by puścić ją dalej w świat i pozwolić innym się z nią zapoznać.
Nie dosyć, że autorka wykreowała bardzo żywe i wyraziste postaci, to pokazała trudności, które musieli przetrwać w sposób bardzo dokładny i żywiołowy, dzięki czemu nie sposób było się od "Zapomnij, że istniałem" oderwać. Od samego początku zostałam wciągnięta w wir wydarzeń, ale dopiero przy ostatnich około 50 stronach wir ten przerodził się w przeogromne tornado, którego do tej pory nie jestem w stanie opanować!
Co to było za zakończenie, na rany! Najpierw chciałam płakać, bo dosłownie byłam załamana, potem chciałam płakać, bo się cholernie wzruszyłam, a potem była już tylko pustka. Jak można kończyć tak książki? No jak można? To powinno być karalne! Przerwać w takim momencie, złamać tysiące serc i napawać się tym spustoszeniem! Nawet nie wiecie, jak ja się cieszę, że drugi tom już niedługo będzie miał premierę, bo jestem pewna, że nie byłabym w stanie dłużej wytrzymać.
Dawno nie czytałam tak dobrej książki, która tak mocno by mnie nie poruszyła! Dawno nie czytałam książki, którą czytało mi się z taką przyjemnością jak właśnie "Zapomnij, że istniałem". To była uczta, a ja, mimo iż objadłam się po same uszy, wciąż mam ochotę na więcej! Niech tylko w moje ręce wpadnie kolejny tom, oj, niech tylko go dostanę.
Już nie mogę się doczekać, a wam serdecznie polecam "Zapomnij, że istniałem", to świetnie napisana powieść, która wciągnie was bez reszty i nie jeden raz złamie serce!
Czytałam kilka książek Pani Beaty Majewskiej i przyznam, że bardzo odstają one od siebie jeżeli chodzi o wykonanie. Niektóre są średnie, niektóre słabe, a niektóre, jak dla mnie totalnie wyborne, wybitne, genialne, takie, że nie mogę się oderwać i długo po zakończeniu książki wciąż o niej myślę! Taką właśnie książką jest "Zapomnij, że istniałem".
więcej Pokaż mimo toNie spodziewałam się, że...