365 dni
- Kategoria:
- literatura obyczajowa, romans
- Cykl:
- 365 dni (tom 1)
- Wydawnictwo:
- Edipresse
- Data wydania:
- 2018-07-04
- Data 1. wyd. pol.:
- 2018-07-04
- Liczba stron:
- 472
- Czas czytania
- 7 godz. 52 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788381176477
- Tagi:
- erotyka literatura polska mafia namiętność pożądanie relacje damsko-męskie romans seks szantaż
Obrzydliwie romantyczna, skrajnie prawdziwa i inspirująca...
Laura wraz ze swoim chłopakiem Martinem i dwójką przyjaciół wyjeżdżają na wakacje na Sycylię. Drugiego dnia pobytu – w swoje dwudzieste dziewiąte urodziny – dziewczyna zostaje porwana. Porywaczem okazuje się głowa sycylijskiej rodziny mafijnej, szalenie przystojny, młody don Massimo Toricelli. Mężczyzna kilka lat wcześniej przeżył zamach na swoje życie. Postrzelony kilka razy prawie umarł, a kiedy jego serce przestało bić, przed oczami zobaczył dziewczynę, a dokładnie Laurę Biel. Gdy przywrócono go do życia, obiecał sobie, że odnajdzie kobietę, którą zobaczył.
Massimo daje dziewczynie 365 dni na to, by go pokochała i z nim została.
„Ojciec chrzestny” w połączeniu z „Pięćdziesięcioma twarzami Greya”.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
365 NIE
Blanka Lipińska, autorka „365 dni”, niemal z miejsca stała się wrogiem publicznym purytańskiej rzeszy czytelników (czytelniczek?). Tych samych, którzy ledwie kilka miesięcy wcześniej z wypiekami na twarzy śledzili ekranizację kolejnej części „50 twarzy Greya” i zaczytywali się w książkach Sylvii Day. Co różni autorkę z naszego rodzimego podwórka od E.L. James? Dlaczego „365 dni”, zamiast rozpalić pożądanie między nogami, rozgrzało przede wszystkim hejterów?
Naprawdę szkoda, że z okładki powieści Lipińskiej łypie na mnie tylko jedno oko ciemnowłosego przystojniaka. Chłopak (albo sprawny Photoshop) spogląda na potencjalnych czytelników z błyskiem gniewu i pożądania. Takie spojrzenie mogłoby niejednej zawrócić w głowie. Poza tym połowicznym portretem okładka jest pozbawiona ozdobników. Żadnego zachodzącego słońca, jeleni na rykowisku czy spiętrzonych wodospadów, które kojarzę z Harlequinami. Powiedziałabym nawet, że chociaż obwoluta „365 dni” nie ma w sobie nic oryginalnego, to jest miła dla oka, wręcz z klasą.
Za to toporna okazuje się historia autorstwa Lipińskiej. Massimo Toriccelli to młody szef sycylijskiej mafii. Kiedy zostaje postrzelony, doznaje wizji. W oparach bólu ukazuje mu się ona – kobieta doskonała. Po przebudzeniu się Massimo wie, że pewnego dnia ją odnajdzie i posiądzie. Pięć lat później spotyka Laurę Biel, znudzoną turystkę z Polski. Od razu wie, że była menedżerka hotelu to kobieta z jego marzeń. Nieprzyjmujący odmowy Massimo, by mieć pewność, że dziewczyna będzie jego, porywa ją i pod groźbą zranienia jej najbliższych zmusza ją, by spędziła z nim 365 dni. W tym czasie Laura ma mafiosa… pokochać.
Okej, wiem, co sobie pomyśleliście – to historia grubymi nićmi szyta. Z miejsca w głowie włącza się lampka ostrzegawcza albo neonowe hasło „syndrom sztokholmski”. Z drugiej strony od pokoleń wzrusza nas historia Pięknej i Bestii. Tylko złośliwcy wytykają jej podobieństwo stanu psychicznego Belli do wspomnianej reakcji zakładników. „365 dni” pod względem fabularnym naprawdę miało potencjał. Początkowo autorka dbała o uprawomocnienie akcji. Kiedy bowiem czytelnik poznaje bohaterkę, ta tkwi w nieszczególnie udanym związku. Właściwie wiadomo, że prędzej czy później się on rozpadnie. Kiedy więc Massimo – przystojny i władczy, choć niezamierzający zrobić dziewczynie krzywdy – porywa Laurę, można pomyśleć, że mimo tych dziwnych okoliczności jest szansa, że w ciągu 365 dni coś między nimi zaiskrzy. Zwłaszcza że bohaterka cichą myszką nie jest. Sęk w tym, że Lipińska postanowiła zignorować własną podbudowę czasową, która właściwie wykorzystana mogłaby uczynić jej książkę po prostu sensowniejszą.
Romans między Massimo a Laurą zaczyna się tak naprawdę od pierwszego spotkania. A właściwie zacząłby się, gdyby rozbieranie oczami można było za początek takowego uznać. Bardzo szybko bohaterka jest gotowa na seks ze swoim oprawcą. Do faktycznego stosunku dochodzi zresztą niedługo po tym, jak Laura orientuje się, że właściwie nie miałaby nic przeciwko, by Massimo ją zaspokoił. Zwłaszcza że – jak dowiaduje się czytelnik – jej poprzedni partner nie był jakoś szczególnie zainteresowany zabawami łóżkowymi, a bohaterka apetyt na seks ma spory. Psychologicznie jednak jest to zwyczajnie głupie. O ile byłabym w stanie uwierzyć w stopniowo rozwijający się, namiętny związek między porywaczem a ofiarą (niepewność co do tego, czy to prawdziwe uczucie, czy raczej syndrom sztokholmski, też byłaby ciekawa),o tyle szybkie budowanie relacji z mafiosem (raptem kilka dni?) jest dla mnie zmarnowaną okazją na ciekawą opowieść.
Inna sprawa, że to zabójcze tempo odbiera całej powieści tę seksualną lepkość, napięcie wynikające z oczekiwania. Początkowo Massimo mówi Laurze, że będzie musiała sama do niego przyjść i poprosić o stosunek. Bohaterowie nie potrafią się jednak opanować, co zresztą oboje werbalizują (zarówno w rozmowie, jak i w formie wewnętrznego monologu). Seks między Laurą a Massimo nie jest więc niczym zaskakującym ani wyjątkowym. Kiedy do niego dochodzi, nie budzi to szczególnych emocji, chociaż autorka dwoi się i troi, by czytelnika w jakiś sposób zaszokować. Wielu czytelników dało się jednak złapać w tę pułapkę. Nie wiem, jak to możliwe, że w XXI wieku – czasie łatwego dostępu do porno i wszelkich erotycznych zabawek – kogoś jeszcze szokują opisy palców wkładanych do pochwy czy odbytu albo penisów we wzwodzie. Przypominam tylko, że bestsellerowe „50 twarzy Greya” to historia z BDSM w tle.
Zresztą to chyba właśnie „przyzwyczajenie” do BDSM jest problemem „365 dni”. Czytelnicy przyzwyczaili się już bowiem do historii z zabawami w kontrolę. W tych historiach jednak zawsze są jakieś hasła bezpieczeństwa. U Lipińskiej wszystko zaś dzieje się tu i teraz, nagle, bez zapowiedzi. A przynajmniej tak to ma wyglądać… Weźmy scenę w samolocie (to pierwsze dwie czy trzy strony książki),w której Massimo – podniecony wcześniej przez swoją wyobraźnię – postanawia wykorzystać zainteresowanie stewardessy i ulżyć swoim popędom. Bez ceregieli zamyka dziewczynę w prywatnej kabinie i wpycha jej członek do ust, myśląc przy tym, jak lubi, kiedy partnerki krztuszą się jego penisem. Niby pyta ją o zgodę, ale... co niby miała zrobić zamknięta sam na sam z szefem mafii w jego prywatnym samolocie? Odmówić? Takie mniej więcej pytania zadają przeciwniczki wizji Lipińskiej, zapominając o informacjach pobocznych – że stewardessa nowa nie jest, a zachcianki Massima to powszechnie znana sprawa. W teorii więc, robiąc do niego maślane oczy, doskonale wiedziała, na co się pisze. Więcej: chciała zostać podobnie potraktowana.
I to się właśnie w głowie przeciętnemu wyznawcy pozycji misjonarskiej nie mieści. No bo jak można chcieć się dusić czyimś penisem? Jak można chcieć seksu opartego na nieprzewidywalnej dominacji? Otóż można. I kobieta też może. Może chcieć, żeby ją tak ktoś do ściany przyszpilił, pociągnął za włosy i nawet nieco poddusił. Nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem, że nie jest to wizja, która do sporej części czytelników zwyczajnie nie przemawia, ale zaskakuje mnie ta nietolerancja wobec podobnych pragnień innych. Skoro akceptujemy „50 twarzy Greya” i pokoje zabaw, to dlaczego nie jesteśmy w stanie zaakceptować czegoś mniej… przygotowanego? Zwłaszcza że wszystkie opisane w książce stosunki, choć dość gwałtowne i nagłe, odbywają się między ludźmi, którzy w jakimś stopniu się znają. Ich „nie” to zwykle część gry, ich pełna trwogi i oczekiwania uległość – także.
Książka Blanki Lipińskiej nie jest zła z powodu scen seksu. Te opisane są całkiem sprawnie, bez zbędnych szczegółów, komicznej plątaniny kończyn i żałosnych synonimów dla penisa czy łechtaczki. Niestety, z czasem zaczyna być coraz bardziej widoczne podobieństwo tych opisów i całość robi się nijaka. Tak czy siak, fajnie, że ludzie mogą się w „365 dniach” przespać ze sobą bez ślubu i nie robić z tego wielkiego halo. Szkoda jednak, że wszystkie te seksualne ekscesy następują tak szybko. Gdyby bohaterowie poznali się w klubie i poszli ze sobą do łóżka, a potem by to radośnie powtarzali, nie miałabym uwag. Jak jednak można z taką łatwością oddać się komuś, kto grozi twojej rodzinie?
W „365 dniach” męczyły mnie również takie rzeczy, jak ignorowanie pewnych wątków, porażająca wręcz płytkość głównej bohaterki (niepotrzebnie upodobnionej pod pewnymi względami do autorki książki) czy absurdalne zachowania Massima (szczególnie w kontekście jego pozycji, jak nieumiejętność panowania nad sobą). Książka jest momentami przerysowana do granic możliwości, co przesłania jej zalety. Postaci są niewiarygodne i zwyczajnie irytujące. Wątek chorego serca protagonistki, który pojawia się z niewiadomego powodu i wraca w przypadkowych momentach (też nie wiadomo po co),za każdym razem wywoływał na mojej twarzy zdziwienie. To jednak nic w porównaniu z historią dotyczącą dziecka. Nie będę tu o niej pisać, ale jak dla mnie – jakkolwiek można by uznać to rozwiązanie fabularne za w pewnym sensie dekonstrukcyjne – stanowiła gwóźdź do trumny „365 dni”.
Bardzo się cieszę, że erotyczną powieść wreszcie napisał ktoś taki jak Blanka Lipińska – kobieta, która wygląda, jakby była stworzona na rozkładówkę (sesję w CKM-ie widziałam i potwierdzam, że jest na czym oko zawiesić),i która nie boi się o seksie mówić wprost. Ubolewam jednak bardzo, że cała ta seksualna otwartość została przesłoniona w „365 dniach” przez fatalnie poprowadzoną historię i bohaterów, których trudno polubić i zrozumieć. Cel przyświecający autorce był więc zacny, ale droga do niego – powieść – okazała się po prostu kiepska.
Alicja Górska
Oceny
Książka na półkach
- 13 148
- 1 586
- 1 470
- 295
- 258
- 256
- 188
- 184
- 160
- 79
OPINIE i DYSKUSJE
Patrząc ogólnie na całą historie to jako erotyk nie jest wcale, aż taka zła. Styl pisania jest lekki, więc czyta się ją bez większych problemów. Głowna postać mnie denerwowała tym, że nie próbowała się zbyt długo bronić i nagle z niczego się bardzo zakochała, była przy tym bardzo naiwna i głupia. Kiedy jednak zobaczyła, że nie jest tak kolorowo jakby chciała i pojawił się ktoś jej zdaniem lepszy to od razu zmieniła się też jej miłość, czyli tak mocno jednak nie kochała. Poza tym w książce jest zbyt dużo opisów garderoby głównej bohaterki i za dużo scen erotycznych w pewnym momencie po prostu przewraca się strony, żeby dotrzeć do dialogu bo ma się ich dość. Co do ekranizacji, zostawię to bez komentarza.
Patrząc ogólnie na całą historie to jako erotyk nie jest wcale, aż taka zła. Styl pisania jest lekki, więc czyta się ją bez większych problemów. Głowna postać mnie denerwowała tym, że nie próbowała się zbyt długo bronić i nagle z niczego się bardzo zakochała, była przy tym bardzo naiwna i głupia. Kiedy jednak zobaczyła, że nie jest tak kolorowo jakby chciała i pojawił się...
więcej Pokaż mimo toProstracja oszczędziła mi czytania, ale ocenę wystawić muszę, bo nie potrafię zrozumieć JAK MOŻNA romantyzować przemoc i gw*łt? Autorka powinna iść na terapię i cieszyć się, że nie doświadczyła prawdy na własnej skórze.
Prostracja oszczędziła mi czytania, ale ocenę wystawić muszę, bo nie potrafię zrozumieć JAK MOŻNA romantyzować przemoc i gw*łt? Autorka powinna iść na terapię i cieszyć się, że nie doświadczyła prawdy na własnej skórze.
Pokaż mimo toMam ogromną nadzieję, że żadna nastolatka nie przeczyta tej książki i nie pomyśli, że "też by tak chciała". Nie rozumiem motywu zakochania się w oprawcy, tego całego syndromu Sztokholmskiego, nie wiem jak zamiast strachu, można odczuwać pożądanie. Czytając twórczość Pani Blanki wielokrotnie doznałam poczucia odrzucenia i zniesmaczenia. Uważam to za tani erotyk, zdecydowanie nie chcę jej czytać ponownie i na pewno nikomu jej nie polecę.
Mam ogromną nadzieję, że żadna nastolatka nie przeczyta tej książki i nie pomyśli, że "też by tak chciała". Nie rozumiem motywu zakochania się w oprawcy, tego całego syndromu Sztokholmskiego, nie wiem jak zamiast strachu, można odczuwać pożądanie. Czytając twórczość Pani Blanki wielokrotnie doznałam poczucia odrzucenia i zniesmaczenia. Uważam to za tani erotyk, zdecydowanie...
więcej Pokaż mimo toSpołecznie szkodliwy gniot.
Społecznie szkodliwy gniot.
Pokaż mimo toAż ciężko się przyznać, że udało mi się przez nią przebrnąć..
Aż ciężko się przyznać, że udało mi się przez nią przebrnąć..
Pokaż mimo toNawet 1 gwiazdka to za dużo. Grafomania w najgorszym stylu...
Ps. Czy jakiś korektor przeczytał tą twórczość przed wysłaniem do druku? Ilość błędów powala.
Nawet 1 gwiazdka to za dużo. Grafomania w najgorszym stylu...
Pokaż mimo toPs. Czy jakiś korektor przeczytał tą twórczość przed wysłaniem do druku? Ilość błędów powala.
Póki co jest w podium książek po których musiałam przemywać oczy rozpuszczalnikiem. Pośmiałam się, straciłam wiarę w polskie romansidła.
Póki co jest w podium książek po których musiałam przemywać oczy rozpuszczalnikiem. Pośmiałam się, straciłam wiarę w polskie romansidła.
Pokaż mimo toOj Blania, Blania. Tyle ile zwolenników, tyle przeciwników jej twórczości. Książka nawet fajna. Język też przystępny, ale tematyka butów i ciuchów na co drugiej stronie to porażka. Normalnie aż mi niedobrze od tych wszystkich firm modowych ,,La botę i srę,''.
Oj Blania, Blania. Tyle ile zwolenników, tyle przeciwników jej twórczości. Książka nawet fajna. Język też przystępny, ale tematyka butów i ciuchów na co drugiej stronie to porażka. Normalnie aż mi niedobrze od tych wszystkich firm modowych ,,La botę i srę,''.
Pokaż mimo toKsiążka z gatunku erotyku. Sporo wylało się na nią hejtu jak i na samą autorkę ale uważam że jako gatunek erotyczny nie jest zła - czytałam gorsze a ta jest dobra. Ekranizacja plus za muzykę i efekty. Niestety fabuły tam brak.
Książka z gatunku erotyku. Sporo wylało się na nią hejtu jak i na samą autorkę ale uważam że jako gatunek erotyczny nie jest zła - czytałam gorsze a ta jest dobra. Ekranizacja plus za muzykę i efekty. Niestety fabuły tam brak.
Pokaż mimo toFilm był jak albański teledysk, ale książka tak zła, że aż zabawna. Wręcz pastisz, choć pewnie niezamierzony. Z drugiej strony, czytałem gorsze rzeczy spośród nominowanej do nagród "literatury pięknej".
Film był jak albański teledysk, ale książka tak zła, że aż zabawna. Wręcz pastisz, choć pewnie niezamierzony. Z drugiej strony, czytałem gorsze rzeczy spośród nominowanej do nagród "literatury pięknej".
Pokaż mimo to