-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1159
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać415
Biblioteczka
2023-12-29
2022-04-18
2022-04-02
„Dom stu szeptów” to moje pierwsze spotkanie z autorem. Książka ta miała swój czas i było o niej nawet głośno. Postanowiłam przeczytać i cóż, bardzo się rozczarowałam.
W tej historii przenosimy się do rezydencji położonej na skraju ponurego Dartmoore. Nikt nie miał odwagi wprowadzić się do tego miejsca, poza pewnym naczelnikiem więzienia. Niespodziewana śmierć właściciela posiadłości zmusza jego dzieci do stawienia się w to przerażajace miejsce. Pomimo, że ojciec skłócił się ze swoim potomstwem, postanawia przepisać im cały swój majątek. Jego dorosłe już dzieci postanawiają wprowadzić się do Allhallows Hall, aby przedyskutować pewne kwestie. Jednak złowieszcza aura tego miejsca nie służy im dobrze. W momencie, kiedy planują powrót do swoich własnych domów, znika mały Timmy…
„Dom stu szeptów” to historia, która wciąga w swój mroczny klimat już od pierwszej strony. Autor stopniowo wprowadza czytelnika w życie kilku bohaterów, którzy chcąc nie chcąc, stawiają się w posiadłości swojego ojca, nasączonej swoją historią. I ten początek jak najbardziej potrafi zaciekawić i zaintrygować. Czuć w nim ogromny potencjał i niesamowity klimat mrocznych wrzosowisk. Lecz im głębiej w las, tym historia traci na każdej możliwej płaszczyźnie. Z powieści grozy robi się tania, żałosna i pozbawiona sensu pseudo fantastyka, która bardziej śmieszy, aniżeli przyprawia o dreszcze. Nie czułam tutaj tej grozy, momentów niepewności, czy strachu. Śmieszyła mnie absurdalność tych wszystkich bezsensownych wydarzeń. Wiem, że horror rządzi się swoimi prawami, lecz to, co zafundował Masterton nijak jest powiązane z tym gatunkiem. Fabularnie historia ta poszła w złym, rzekłabym nawet - tragicznym kierunku, przez co czytanie tej książki w pewnym momencie stało się męczarnią. Książka ta kreśli w głównej mierze obraz egzorcyzmów, zjawisk paranormalnych oraz samych demonów. I mogła wyjść z tego ogromna petarda, ale niestety, nie tutaj. Nijacy bohaterowie, słabe akcje, fabuła pozbawiona sensu, jakichkolwiek momentów strachu, niepewności, dynamiki. Samo zakończenie nad wyraz mało satysfakcjonujące. Pierwsza połowa jak najbardziej ok, później nie ma co czytać. Szczerze mówiąc nie mam ochoty pisać nawet tej recenzji. Nie chcę pamiętać o tej książce i czasie zmarnowanym na jej przeczytanie. Więc niestety nie polecam. No chyba, że dla wyrobienia własnej opinii.
„Dom stu szeptów” to moje pierwsze spotkanie z autorem. Książka ta miała swój czas i było o niej nawet głośno. Postanowiłam przeczytać i cóż, bardzo się rozczarowałam.
W tej historii przenosimy się do rezydencji położonej na skraju ponurego Dartmoore. Nikt nie miał odwagi wprowadzić się do tego miejsca, poza pewnym naczelnikiem więzienia. Niespodziewana śmierć właściciela...
2021-08-31
„Miedziaki” to tytuł, po jaki miałam ochotę sięgnąć już dawno temu. Ciągle odwlekałam to w czasie, bowiem trochę się obawiałam tej pozycji. No cóż, albo ze mną jest coś nie tak, albo jestem mało inteligentna, albo to nie był po prostu odpowiedni czas na tę lekturę, bowiem nie rozumiem jej fenomenu.
„Miedziaki” to historia rozgrywająca się w latach sześćdziesiątych XX wieku, gdzie poznajemy Elwooda Curtisa, czarnoskórego chłopca, z głową pełną marzeń, który niespodziewanie trafia do poprawczaka, zwanego Miedziakiem. Celem tego miejsca jest kształtowanie młodych przestępców, na uczciwych i dobrych ludzi. W rzeczywistości jednak, ta placówka okazuje się być piekłem na ziemi, gdzie brutalność, przemoc i wykorzystywanie seksualne stanowią jej najważniejszy punkt wychowawczy. Taka informacja widnieje na okładce książki, więc spodziewałam się historii pełnej bólu i emocji. I niestety, nie dostałam ani jedno, ani drugiego.
Ta historia niemiłosiernie mnie znużyła. Męczyłam ją, a ona męczyła mnie. „Miedziaki” to powieść skupiająca się na segregacji rasowej, prześladowaniach, nietolerancji i skreśleniu człowieka z listy społeczeństwa, tylko dlatego, że ma inny odcień skóry. I to naprawdę potrafi w jakiś sposób wpłynąć na uczucia, poruszyć najmniejszą strunę emocji. Książka również w bardzo dosadny sposób przedstawia pobyt czarnoskórego chłopca w zakładzie poprawczym, co także wywołuje nielekki ból w okolicach serca. Jednak na tle całej tej powieści takich fragmentów jest niestety tylko garstka. Taka kropla w morzu. Toporny styl pisania, niesamowicie odpycha, a wplecenie nic nieznaczących fragmentów, powoduje jeszcze gorsze znużenie. Podczas czytania miałam wrażenie, że w moim egzemplarzu brakuje kilku kartek, bowiem Autor przeskakuje z jednej niedokończonej kwestii w drugą, przez co momentami ciężko się połapać, o co mu tak naprawdę chodzi. Mam wrażenie, że chciał wrzucić do jednego worka niemalże wszystko, co przyszło mu do głowy, lecz nie do końca mu to wyszło. Ma się w pewnych momentach wrażenie, że to taka książka kompletnie pozbawiona fabuły.
Nie twierdzę, „Miedziaki” to na pewno ważna pozycja, nakreślająca problem nietolerancji, oraz funkcjonalności placówek wychowawczych. To potrafi złamać, pod warunkiem, że czytelnik zamknie oczy i sam to sobie wszystko wyobrazi, bowiem ta książka jest tak wyprana z jakichkolwiek uczuć i emocji, że aż przykro. Miałam wrażenie, że czytam taki wystukany na szybko reportaż, aniżeli pełną poruszenia powieść. Niestety, ale nie kupuję tego. Nie rozumiem jej wielkości. Dla mnie to chyba największe rozczarowanie tego roku i cieszę się, że mam już tę powieść za sobą.
„Miedziaki” to tytuł, po jaki miałam ochotę sięgnąć już dawno temu. Ciągle odwlekałam to w czasie, bowiem trochę się obawiałam tej pozycji. No cóż, albo ze mną jest coś nie tak, albo jestem mało inteligentna, albo to nie był po prostu odpowiedni czas na tę lekturę, bowiem nie rozumiem jej fenomenu.
„Miedziaki” to historia rozgrywająca się w latach sześćdziesiątych XX...
2019-10-01
2020-05-12
Prawdziwa historia osobistej asystentki saudyjskiej księżniczki, która po kursie kamerdynerskim wyjeżdża do Arabii Saudyjskiej, gdzie zaczyna pracę jako służba za drzwiami arystokratycznego pałacu...
Bardzo lubię książki o tej tematyce, przeczytałam ich już całkiem sporo, jednak "za drzwiami pałacu" okazała się dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Poza tym, że książka jest lekka, szybko się ją czyta i nie przeraża swoją objętością, nic więcej dobrego powiedzieć nie mogę.
Mam wrażenie, że ta książka została napisana na kolanie. Zdecydowanie nic nie wiosła do mojego życia, ani nie wzbogaciła mnie o dodatkową wiedzę, na którą liczyłam. O Arabii Saudyjskiej i rodzinie królewskiej nie dowiedziałam się dosłownie NIC, a jak już pojawiła się jakaś wzmianka na te tematy, to nie było to nic odkrywczego, nic o czym człowiek by nie wiedział. Szkoda, wydaje mi się, że jeśli ktoś porusza tematy danej religii, kraju, czy arystokracji- powinien odnieść się do tego w stu procentach. Tutaj niestety tego nie było. Książka fabularnie kręci się wokół życia głównej bohaterki, jej lepszych i gorszych dni w pałacu, czy też wokół zakazanej miłości, przeplatanej balami i imprezami na pustyni, które również były omówione (w moim odczuciu) po łebkach. I gdyby to wszystko zostało bardziej rozwinięte to może miałabym przed sobą naprawdę dobrą książkę. Niestety wyszło z tego chaotyczne i momentami nielogiczne opowiadanie, które zostało wyprane z jakichkolwiek uczuć, przemyśleń, czy wiedzy na tematy, które w tej książce zostały poruszone.
Plus za całkiem zgrabne zobrazowanie służby, która pełniła funkcje w pałacu. Tutaj autorka całkiem dobrze rozwinęła wątek, gdzie z łatwością można zauważyć z czym zmagały się pracujące tam kobiety, jakie obowiązki były im narzucane, oraz jak je tam traktowano. To były zdecydowanie najbardziej interesujące wątki w książce, dlatego daję 3/10.
Ogólnie nie polecam. Myślę, że na rynku jest masa lepszych i bardziej wartościowych książek o tej tematyce, z których czytelnik dowie się więcej.
Prawdziwa historia osobistej asystentki saudyjskiej księżniczki, która po kursie kamerdynerskim wyjeżdża do Arabii Saudyjskiej, gdzie zaczyna pracę jako służba za drzwiami arystokratycznego pałacu...
Bardzo lubię książki o tej tematyce, przeczytałam ich już całkiem sporo, jednak "za drzwiami pałacu" okazała się dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Poza tym, że książka jest...
2020-04-10
Hagfors, kwiecień. Anna-Karin - pracownica opieki społecznej, nie wraca na noc do domu. Ze względu na jej pracę, w której niejednokrotnie jej grożono, mąż Anny zgłasza jej zaginięcie. Następnego dnia znajduje samochód żony, w którym są ślady krwi. Polica bierze sprawy w swoje ręce i robi wszystko, żeby odnaleźć zaginioną. W tym samym czasie Magdalena Hansson, wraca do pracy w lokalnej gazecie, gdzie ma napisać artykuł o Annie-Karin. Magdalena bardzo angażuje się w tę sprawę, podejmując ryzyko, które otworzy jej drzwi pełne przemocy, a także zbrodni.
Na wstępnie chciałabym napisać, że to czwarta część cyklu np „Magdalena Hansson”. Nie czytałam poprzednich tomów, ale brak ich znajomości ani odrobinę nie wpłynął na moją lekturę. I to chyba jeden z nielicznych plusów tej książki :)
Śmiało mogę powiedzieć, że jestem rozczarowana. Nie ukrywam- pierwsze strony książki nawet mnie wciągnęły i miałam wrażenie, że zapowiada się fajna lektura, która urozmaici mi popołudnie. Jednak po jakimś czasie coś się zepsuło. Złapałam się na tym, że odpływam myślami, które w żaden sposób nie były powiązane z tą historią. Czyli krótko mówiąc, straciłam zainteresowanie. Nie mówię, książka ma w sobie wszystko, czego potrzebuje od dobrego kryminału - zagadkę, ciągle pojawiające się i momentami zaskakujące tropy, tajemniczość i zaginięcie, jakim jest motyw przewodni książki. Jednak w połączeniu z wątkiem obyczajowym czułam ogromny przesyt. Tego było zdecydowanie za dużo jak na jeden tom. Bardzo lubię kryminały z wątkiem obyczajowym, jednak tutaj dramaty i przeciwności losu tak licznych bohaterów wprowadziły do tej historii lekki chaos, który w pewnym momencie zaczął mnie nużyć i drażnić.
„Nasza słodka tajemnica” porusza również temat, jakim jest przemoc w rodzinie. Szkoda, że ten wątek został tak słabo rozwinięty, szczególnie, że takie sytuacje trzeba nagłaśniać! Autorka miała tutaj duże pole do popisu, jednak w ogóle tego nie wykorzystała. Choć nie ukrywam, były wątki, które mnie poruszyły, jednak nie wywołały we mnie też niewiadomo jakich emocji. A śmiało mogę powiedzieć, że jestem osobą wrażliwą na takie tematy. Więc brak tych większych emocji już sam w sobie pokazuje, że autorka po prostu spieprzyła temat.
Zagadka kryminalna również nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Nie ukrywam, miała w sobie jakieś momenty zaskoczenia i dość ciekawe tropy, jednak tak czy inaczej była dość przewidywalna, pojawił się mało oryginalny schemat, który można spotkać w niejednej historii.
Jeśli ktoś ma tę książkę w swojej biblioteczce, owszem, można przeczytać. Jeśli nie - nie warto wydawać na nią pieniędzy, bo na rynku jest masa lepszych i bardziej wartościowych książek. W moim odczuciu to taki harlequin w dziale kryminału, który nikogo raczej z kapci nie wyrwie.
Ps. Tekst z okładki krzyczy „taką powieść chciałaby napisać Camilla Läcberg”. Nie, myślę, że by nie chciała :)
Hagfors, kwiecień. Anna-Karin - pracownica opieki społecznej, nie wraca na noc do domu. Ze względu na jej pracę, w której niejednokrotnie jej grożono, mąż Anny zgłasza jej zaginięcie. Następnego dnia znajduje samochód żony, w którym są ślady krwi. Polica bierze sprawy w swoje ręce i robi wszystko, żeby odnaleźć zaginioną. W tym samym czasie Magdalena Hansson, wraca do pracy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-13
2019-03-23
2019-02-27
2019-02-27
2019-01-25
2019-01-19
W końcu udało mi się skończyć tę książkę! Przebrnięcie przez nią było dla mnie nie lada wyzwaniem. Nie dałam rady czytać jej w papierze, więc odpaliłam ją w audio, bowiem nie lubię porzucać niedokończonych książek. Zawsze wierzę, że Autor jeszcze mnie czymś zaskoczy. Niestety, nie w tym przypadku. Nawet audio było męczarnią. A szkoda, bo cenię sobie twórczość Pana Małeckiego, lecz tym razem obyło się bez fajerwerków i jakiegokolwiek zaskoczenia.
Historia ta skupia się na tajemniczym zaginięciu z 1986 roku. Kama Kosowska, dziennikarka, wraca do Torunia, gdzie otrzymuje propozycję udziału w programie, który skupia się na tym właśnie zaginięciu. Wtedy bez śladu przepadł również Piotrek Janocha - jej siedmioletni kolega z dzieciństwa. Kama jest ostatnią osobą, która widziała małego Piotrka żywego. Po wielu latach w ręce komisarza Lesława Korcza wpadają akta starej sprawy, w których ten widzi pewne nieścisłości, gdzie główne podejrzenia padają na ojca Kamy - emerytowanego policjanta. Czy policji i samej Kamie uda się dość do prawdy? Co wydarzyło się tamtego tragicznego i upalnego lata? I gdzie jest Piotrek Janocha?
"Zmora" to historia, której akcja rozrywa się na przestrzeni dwóch ram czasowych, gdzie dramat z przeszłości miesza się z uporządkowanym życiem głównych bohaterów. Mało tego, powieść ta została przedstawiona z perspektywy nie tylko samej Kamy, ale i komisarza Korcza. Uwielbiam taki zabieg w literaturze, bowiem czytelnik nie tylko przeskakuje z jednej ramy czasowej w drugą, ale i z łatwością może zaobserwować pewne sytuacje oczami różnych osobowości, oraz precyzyjnie wejść w głąb ich psychiki. Lecz niestety nie tutaj. Bohaterowie tej powieści zostali całkowicie pozbawieni chociażby najmniejszej kreacji. Beznamiętni, płytcy, nie wyróżniający się niczym szczególnym. Bohaterowie bez polotu, jakiejkolwiek iskry. Czegoś, co mogłoby do nich przyciągnąć czytelnika. Fabuła również w niczym nie pomaga, bowiem to jedna z tych książek, pozbawionych jakiejkolwiek fabuły! Wprawdzie początek zapowiadał się naprawdę świetnie, już sam prolog obiecywał fajną historię, lecz nie trwało to długo. Przez ponad dwieście stron w tej książce nie dzieje się praktycznie nic! Oczywiście poza mało znaczącymi opisami, które totalnie nic nie wnoszą do tej powieści, niesamowicie nużą i na próżno szukać w nich chociażby odrobiny kryminału/sensacji. Jak dla mnie to mega rozwleczona, totalnie przegadana, nudna i odbiegająca od głównego wątku powieść obyczajowa, niż trzymający w napięciu kryminał, na jaki liczyłam. Końcówka faktycznie, potrafi zrobić wrażenie, lecz na tle całej tej powieści to zdecydowanie za mało. Jedyne co podobało mi się w tej historii to świetne nakreślenie wątków dzieci i ich dzieciństwa. "Zmora" w fajny i dość przerażający sposób pokazuje, jak gnębienie dziecka w młodości przez rówieśników ma wpływ na jego psychikę i dalszą funkcjonalność w społeczeństwie. Niestety pewne sytuacje zawarte w tej książce są w tych czasach na pożytku dziennym, także fajnie, że Autor poruszył ten wątek.
Mimo wszystko, "Zmora" to powieść, której niestety nie potrafię polecić. To pozycja pozbawiona wszelkiej dynamiki, momentów zaskoczenia, zwrotów akcji, czy dreszczyku emocji, jaki powinien towarzyszyć czytelnikowi podczas czytania książki zaliczającej się do tego gatunku literackiego. Nijacy bohaterowie, oraz ich dialogi w żaden sposób nie ratują tej powieści - przeciwnie, jeszcze bardziej ją psują. Jak dla mnie to była bardzo monotonna i mało interesująca powieść, która w żaden sposób mnie nie zaciekawiła.
Ta książka miała naprawdę ogromny potencjał. Można było stworzyć z niej coś fantastycznego, bowiem temat jak najbardziej intryguje, sam opis również, lecz środek... Niestety nie.
W końcu udało mi się skończyć tę książkę! Przebrnięcie przez nią było dla mnie nie lada wyzwaniem. Nie dałam rady czytać jej w papierze, więc odpaliłam ją w audio, bowiem nie lubię porzucać niedokończonych książek. Zawsze wierzę, że Autor jeszcze mnie czymś zaskoczy. Niestety, nie w tym przypadku. Nawet audio było męczarnią. A szkoda, bo cenię sobie twórczość Pana...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to