-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-04-01
2024-03-18
2024-03-14
2024-03-25
2024-02-17
Funkcjonariuszka Shi Lu i śledczy Naumann. Światowo, myślisz. A później okazuje się, że to „zwykła” Warszawa… Czytasz dalej i… nic będzie zwyczajnie.
Marta Zaborowska jest autorką cyklu o Julii Krawiec (bezkompromisowej detektyw) oraz kilku samodzielnych powieści. Jej najnowsza książka „Sześć powodów, by umrzeć” opowiada o zniknięciu Miriam Macharow (kobieta wychodzi z domu w rocznicę ślubu i ślad się po niej urywa). Pół roku później na terenie starej fabryki odnaleziono jej samochód, a w nim zwęglone ciało kobiety. Na okazaniu zwłok mąż rozpoznaje Miriam, ale siostra ma wątpliwości…
Mąż Konrad, siostra Adela, Stan, Florian i Natalia, Shi Lu i śledczy Naumann czy ktoś z nich miał powód, dla którego Miriam musiała pożegnać się z życiem? Tytuł wskazuje na sześć powodów – czy znajdziesz je wszystkie?
Fabuła dzieli się na kilka perspektyw. Autorka wodzi czytelnika za nos, stosuje sprytne zwroty akcji i ukryte przekazy, kierując odbiorcę na coraz to bardziej kręte ścieżki. I o ile na początku próbowałam tworzyć historie i teorie kto z kim, po co i dlaczego, tak poddałam się mniej więcej po pierwszej ćwiartce! Każdy rozdział to inna perspektywa, co pozwala lepiej zrozumieć podejmowane przez nich decyzje, a żonglowanie między bohaterami wymaga skupienia. Może nie ma tu zbyt wartkiej akcji, bo całość to retrospekcja prowadząca do odpowiedzi na pytanie co się stało z Miriam, ale fabuła wciąga. Trochę rozczarowało mnie zakończenie, jakby oderwane od całości, napisane w innym stylu, gdzie prawie wszystkie karty odkrywane są od razu.
Skomplikowane relacje, rodzinne sekrety i cały wachlarz emocji. Lektura „Sześciu powodów, by umrzeć” była przyjemnością, a o to w czytaniu przecież chodzi. Czytajcie!
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca i agencji PRart Media. Czytanie umiliło kilka słów dedykacji od samej autorki (doceniam!).
Funkcjonariuszka Shi Lu i śledczy Naumann. Światowo, myślisz. A później okazuje się, że to „zwykła” Warszawa… Czytasz dalej i… nic będzie zwyczajnie.
Marta Zaborowska jest autorką cyklu o Julii Krawiec (bezkompromisowej detektyw) oraz kilku samodzielnych powieści. Jej najnowsza książka „Sześć powodów, by umrzeć” opowiada o zniknięciu Miriam Macharow (kobieta wychodzi z...
2024-03-04
2024-02-10
To nie jest zwyczajna biografia, która jak po sznurku prowadzi przez życie – od urodzenia do, przedwczesnej, śmierci. To opowieść o kobietach.
Marek Hłasko. Autor wyklęty. Urodził się 14 stycznia 1934 w Warszawie, zmarł nagle 14 czerwca 1969 w Wiesbaden. Edukację skończył na szkole średniej. Jego pierwsze opowiadania zostały opublikowane w 1955 roku, jednak dopiero po wydaniu w 1956 roku zbioru „Pierwszy krok w chmurach” zyskał ogólnokrajowe uznanie.
Myślę, że każdy kto na serio traktuje literaturę miał w swoim życiu epizod związany z Markiem Hłasko. Mój przypadł na przełom liceum i studiów. Jego teksty, do dziś uniwersalne, przyciągają niepokojem i niesfornością. Wtedy nie wiedziałam, że prawie każdy z nich zawiera w sobie pierwiastek kobiet, które towarzyszyły pisarzowi w trakcie ziemskiego życia.
Dwie Wandy, dwie Hanny, Agnieszka, Sonia, Esther, Matka… Rozstania i powroty. Dni lepsze i gorsze momenty. Mało tu tytułowych gier miłosnych, mało tu samego Hłaski, a przecież nie każdy zna na pamięć jego inne biografie. Nie jest to tekst wybitny, ale ma coś w sobie co przyciąga i nie pozwala odłożyć. Może to ten magnetyzm Hłaski? Autorka nie narzuca czytelnikom swojego zdania, nie szuka skandalu, nie rozsiewa plotek. Z całych sił się stara przedstawić tamten czas, takim jaki był w rzeczywistości.
Biorąc pod uwagę uniwersalny wymiar twórczości Marka Hłaski Sejm RP ustanowił rok 2024 Rokiem Marka Hłaski. Na tę okoliczność Dom Wydawniczy Rebis postanowił wznowić „Miłosne gry Marka Hłaski” Barbary Stanisławczyk. To trzecie wydanie tej biografii, i jak sama autorka przyznaje czas był sprzymierzeńcem tej książki (w archiwum dotarła do nowych tekstów, kilka nowych osób zdecydowało się na rozmowę). Jeśli chcecie poznać biografię Hłaski na pierwszą lekturę wybierzcie inne biografie. Niech „Miłosne gry (…)” będą uzupełnieniem jego historii.
Pragnął miłości, a jednocześnie się jej bał. Niewiele dawał od siebie, a oczekiwał wiele. Te historie, to kawałek do układanki o Hłasce, który trafnie odsłania pełną sprzeczności i trudną osobowość pisarza. To też dowód na to, że nie był „aniołkiem”, a jego życie to nie tylko czarne i białe barwy.
Jego przedwczesne odejście jest sygnałem, że nikt nie zna całej prawdy o nim. Nie starczy listów, zdjęć i wspomnień. Bo tę prawdę znał tylko on sam.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Rebis
To nie jest zwyczajna biografia, która jak po sznurku prowadzi przez życie – od urodzenia do, przedwczesnej, śmierci. To opowieść o kobietach.
Marek Hłasko. Autor wyklęty. Urodził się 14 stycznia 1934 w Warszawie, zmarł nagle 14 czerwca 1969 w Wiesbaden. Edukację skończył na szkole średniej. Jego pierwsze opowiadania zostały opublikowane w 1955 roku, jednak dopiero po...
2024-02-04
Na dwudziestu kilku stronach mamy dwie ofiary. Śledczy z wydziału zabójstw komendy miejskiej we Wrocławiu prowadzą sprawę zabójstwa znanego aktora, który został znaleziony w jednej z melin w centrum miasta. Drugą ofiarą jest zwęglone ciało nastolatka.
Czy obie sprawy są ze sobą połączone?
Piotr Kościelny przyzwyczaił czytelników, że zwyczajowo jeńców nie bierze. Kontynuuje wątek z „Szymka” i bierze na warsztat młodocianych, którym – mocno upraszczając – łatwo nie jest. W „Nielacie” bohaterem jest Michał, od nastoletnich lat wykorzystywany seksualnie przez wujka. Ojciec chłopca wyjeżdża za granicę do pracy, po czasie urywając kontakt z polską rodziną. Matka ma problemy alkoholowe, nie interesuje się narodzoną córką, stopniowo staczając się w nałóg.
„Nielat” nie pozostawia czytelnika bez przemyśleń. Intrygujące śledztwo, mnóstwo niewiadomych i nieustanna akcji. Choć autor umiejscawia brutalną rzeczywistość w poprzednim ustroju, ma się świadomość, że nie zmienia się ona od zarania dziejów. Fabuła prowadzona jest dwutorowo – raz jesteśmy po stronie śledczych, z Chartem na czele, by za chwilę wtopić się w środowisko Michała i nieletnich oddających ciało na dworcu. Autor świetnie kreśli realia tamtych czasów, przypomnę – jest to Wrocław lat dziewięćdziesiątych, pracę policyjnego zespołu, pozbawionego nowinek technicznych ułatwiających pracę, całe śledztwo i (jak po sznurku) odnajdowanie nowych elementów. Niepodważalny jest świetny research i tytaniczna praca by poznać tajniki chłopięcej prostytucji, stręczycielstwa, patologii i szczegółów policyjnego śledztwa.
„Nielat” pozostawia czytelnika z poczuciem smutku i bezradności. Gdy myślę o powieściach Kościelnego, mam jeden wniosek: jego historie nie mają happy endu. Nawet jeśli śledztwo dobiega końca, nikt nie czuje satysfakcji, nikt nie jest zadowolony. Ogrom ciężkich tematów wstrząsa, przytłacza i skłania do refleksji.
Czytajcie, warto.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Agencji PRart Media oraz Wydawnictwu Czarna Owca
Na dwudziestu kilku stronach mamy dwie ofiary. Śledczy z wydziału zabójstw komendy miejskiej we Wrocławiu prowadzą sprawę zabójstwa znanego aktora, który został znaleziony w jednej z melin w centrum miasta. Drugą ofiarą jest zwęglone ciało nastolatka.
Czy obie sprawy są ze sobą połączone?
Piotr Kościelny przyzwyczaił czytelników, że zwyczajowo jeńców nie bierze....
2024-02-12
2024-02-05
2024-01-31
2024-01-31
2024-04-15
2024-04-01
2024-04-01
2024-03-02
Martin Amis napisał powieść „Strefa interesów” w 2014 roku, w Polsce po raz pierwszy została wydana w 2015 roku. Hannah Doll jest żoną komendanta. Oficer – Golo Thomson – zakochuje się w niej, a kiedy mąż odkrywa prawdę, obojgu grozi niebezpieczeństwo. Byłaby to klasyczna historia miłosna, gdyby… nie tematyka, nie otoczenie. Akcja dzieje się w obozie koncentracyjnym, czyli w najgorszym z możliwych miejsc; mąż Hannah jest tam komendantem, a kobieta wraz z dwoma córkami stara się prowadzić w miarę normalne życie, jak na wojenny czas.
Tuż przed lekturą miałam kompletnie inne oczekiwania co do książki. Niestety, tym razem się zawiodłam. Liczyłam na fabularyzowaną relację z obozu, tragiczne losy i przejmujące historie. Tu akcja dzieje się z perspektywy nie więźniów, ale osób pracujących w obozie. Kolejne dni niosą zobojętnienie i mechaniczne wykonywanie czynności. Większość tekstu opiera się na rozmowach oficerów SS – trudno mi było przebrnąć przez szarpane dialogi, wręcz dominował w nich chaos i zachwiana moralność. Przez większość lektury miałam wrażenie, że zmierzamy donikąd. Szalę przeważyła duża ilość nieprzetłumaczonych zwrotów z obcych języków, co jeszcze bardziej utrudniało zrozumienie.
Mimo sugestywnej scenerii i dramatycznych wydarzeń większość tekstu nie wzbudziła we mnie głębszych uczuć. Przez poszczególne strony przemykałam właściwie bez refleksji. Jedynie podrozdziały z perspektywy Szmula – „grabarza o najdłuższym stażu” zrobiły na mnie wrażenie. Realistyczne, niepozbawione szczegółów.
Dopiero posłowie wyjaśnia, że Amis wzorował swoich bohaterów na autentycznych postaciach. I tak: Paul Doll wzorowany jest na Rudolfie Hoessie; połączenie dwóch najgorszych obozowych strażniczek – Irmy Grese i Ilse Koch ma swoje odbicie w Ilse Grese; Golo Thomson to Martin Bormann.
Nie ganię, ale i nie chwalę. Powieści o tematyce wojennej powinny znaleźć specjalne miejsce na półce u każdego czytelnika. Autor ma niewątpliwie dobre i inteligentne pióro, niestety nie przypadło mi ono do gustu.
„Strefa interesów” wyreżyserowana przez Jonathana Glazera trafi do polskich kin na początku marca. Film uzyskał sześć nominacji do Oscara. Z dużą ciekawością czekam na tę ekranizację – może filmowa wersja bardziej mnie przekona.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Rebis
Martin Amis napisał powieść „Strefa interesów” w 2014 roku, w Polsce po raz pierwszy została wydana w 2015 roku. Hannah Doll jest żoną komendanta. Oficer – Golo Thomson – zakochuje się w niej, a kiedy mąż odkrywa prawdę, obojgu grozi niebezpieczeństwo. Byłaby to klasyczna historia miłosna, gdyby… nie tematyka, nie otoczenie. Akcja dzieje się w obozie koncentracyjnym, czyli...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-14
Sześćdziesiąt osiem lat temu w Ameryce, 25 kwietnia 1955 roku miało miejsce pewne wydarzenie – masowa transformacja kobiet. Zjawisko niezrozumiane, nierozpoznawalne, bezprecedensowe. Tego dnia 642 987 Amerykanek jednocześnie przeistoczyło się w… smoki.
„Kiedy kobiety były smokami” Kelly Barnhill opowiada historię Alex i jej rodziny. Matka Alex nie uległa przesmoczeniu podczas masowego przeistoczenia, za to smokiem stała się Marla – ciotka Alex, siostra matki – która w jednej chwili znika z ich rodziny. Córki Marli (Beatrice) staje się… siostrą Alex. Od tego czasu dziewczynki razem dorastają, a Alex wciela się w rolę matki Beatrice. Przez to, że o przedziwnym zjawisku nie mówi się publicznie Alex nie może zrozumieć co się wokół niej dzieje. Historia dziewczynek przeplatana jest fragmentami artykułu „Z krótkiej historii smoków” autorstwa doktora nauk medycznych H.N. Gantza. Materiał ten trafił na cenzorską listę, a cały nakład nakazano zniszczyć.
Przed lekturą miałam obawy, że fantastyczność zdominuje treść, a nie jest to mój ulubiony gatunek literacki. Wątek smoków został interesująco przedstawiony. Masowa transformacja kobiet z jednej strony była poddana badaniom, z drugiej zaś poszczególne mniejsze i większe transformacje były wymazywane z pamięci, kontynuując mozolny proces zapominania. Kiedy smoki próbują wrócić do swoich byłych domów ich rodziny stopniowo ich nie akceptują, podtrzymując zapomnienie. Z czasem smoczyce stają się stałym elementem miast.
To powieść obyczajowa, z mocno rozwiniętym wątkiem fantasy. Fabuła biegnie niespiesznie, choć bardzo interesująco. Nie potrafiłam tu znaleźć elementów wyrwania się kobiet spod patriarchatu i dehumanizacji, za to znalazłam sporo metafor. Trudno mi wpasować smoka w symbol osiągnięcia niezależności. Smoki są ogromne, mają łuski, ogony, wielkie łapska i zieją ogniem. Niezależność zaś jawi się jako zielone pole, lekkość, latające motylki, szczyty górskie i niczym nieograniczona przestrzeń. Możliwość przeobrażenia się w smoka drzemie w każdej kobiecie – to siła. Potencjał do zmiany niestety nie do końca jest zależny od jej woli, może nastąpić samoczynnie, w każdej chwili.
Gdyby z całej powieści wymazać smoki otrzymamy obraz zamkniętej w sobie, samotnej na wskroś i nieszczęśliwej nastolatki. Poklatkowana codzienność. Dziewczyna musi walczyć z przeciwnościami losu. Przyjdzie jej żyć w rodzinie, która się ze sobą nie komunikuje, nie chce mówić o przeszłości, czym jej członkowie wyrządzają sobie ogromną krzywdę. Z drugiej strony Alex chce poznać rozwiązanie zagadki tajemniczych przemian kobiet w smoki, nie zdając sobie sprawy, że rozwiązanie leży tak blisko.
W każdej zamkniętej grupie czy społeczności funkcjonuje temat tabu – u Barnhill są to smoki. Klaustrofobiczne życie rodzinne owiane jest bajkową atmosferą, jakby autorka chciała zmiękczyć krzywizny egzystencji Alex. Siłą Alex jest to, że próbuje sklejać to, za co bierze odpowiedzialność, jednocześnie nie gubiąc ścieżki własnego rozwoju.
„Kiedy kobiety były smokami” Kelly Barnhill to oryginalna opowieść o kobietach, przekraczaniu granic, samotności i sile kobiet. Pamiętajcie, że to nie jest książka skierowana przeciwko mężczyznom. Barnhill umacnia w przekonaniu, że warto wierzyć w lepsze jutro. Dominuje rozgoryczenie, niezrozumienie i niesprawiedliwość. Mówi o odwadze, niewyczerpanej potrzebie niezależności, gniewie, tęsknocie i wybaczaniu. To piękny obraz kobiecej solidarności. To też komunikat dla mężczyzn: „Strzeżcie się kobiet!”.
Powieść Kelly Barnhill o nietypowej transformacji kobiet polecam czytelnikom, którzy chcą wyjść z bezpiecznej strefy komfortu. Czasem warto. Przy smokach mi się udało.
Współpraca ze Sztukater.pl
Sześćdziesiąt osiem lat temu w Ameryce, 25 kwietnia 1955 roku miało miejsce pewne wydarzenie – masowa transformacja kobiet. Zjawisko niezrozumiane, nierozpoznawalne, bezprecedensowe. Tego dnia 642 987 Amerykanek jednocześnie przeistoczyło się w… smoki.
„Kiedy kobiety były smokami” Kelly Barnhill opowiada historię Alex i jej rodziny. Matka Alex nie uległa przesmoczeniu...
2023-04-04
Już nie Łabędź, a Guderian. Anna Guderian.
Przez niedopatrzenie sięgnęłam po kontynuację losów Anny i Gustawa, bez znajomości pierwszej części. „Żona nazisty” Sylwii Trojanowskiej przenosi bohaterów do Szczecina, jest koniec 1939 roku. Polska znajduje się pod niemiecką okupacją, Szczecin to miasto w większości zamieszkane przez nazistów. Polki, zmuszane są do ciężkiej pracy, najczęściej w szwalniach. Pod fałszywym nazwiskiem Anna przyjeżdża do Szczecina, razem z „mężem”, Gustawem (a właściwie do Stettina – bo wszystkie ulice, miejsca w mieście i poza nim mają zachowane niemieckie nazwy). W nowym miejscu czuje się nieswojo i obco, na domiar złego na każdym kroku spotyka nazistów. Choć Anna i Gustaw żyją ze sobą, dzielą dwa różne od siebie światy. Czytelnicy pierwszej części dylogii wiedzą, że rodzinna Anny została bestialsko zamordowana, a Gustaw ocalił Annie życie. Teraz Anna ma przed sobą nieludzkie zadanie – musi stać się Niemką.
Literatura około wojenna kontynuuje swoją dobrą passę. Praktycznie nie ma miesiąca żeby na półki księgarni nie trafiła powieść z tego gatunku (bazująca na prawdziwych wydarzeniach i postaciach; całkowita fikcja tocząca się w czasach wojennych). „Łabędź” i „Żona nazisty” Sylwii Trojanowskiej również wpisują się w ten trend. Pokazują wojnę z innego punktu widzenia, do którego mogą być przyzwyczajeni czytelnicy. Część drugą czyta się zaskakująco dobrze, autorka ma lekki styl, choć pisze o rzeczach ważnych i trudnych. Potrafi przekonać do siebie czytelnika, zarówno klimatem jak i kreacją bohaterów. A że zaczęłam od drugiej części? To nic. Autorka sprytnie przemyca wątki i nawiązuje do „Łabędzia”.
„Żona nazisty” dotyka dwóch światów – Polska gdzie toczy się wojna, Niemcy przeświadczeni o swojej potędze. Polacy giną, Polski skazywane są na ciężką pracę. Niemcy świętują, bawią się i wyprawiają przyjęcia. Do tego wątek dobrego nazisty niestety sprawia, że nową powieść Trojanowskiej odbiera się na zasadzie kalki – podobne historie, w innym powieściach. Na szczęście wszystko ratuje zakończenie, które choć lekko spłycone w porównaniu do innych wątków, naprawdę zaskakuje.
Siła miłości, odwaga, głęboko skrywane sekrety i trudne wybory to siła napędowa powieści. Zagadkowym bohaterem jest Gustaw, oddany Annie, jednocześnie mający swoje tajemnice. Czasem żeby przeżyć, trzeba mówić językiem wroga, trzeba opowiedzieć się po jego wroga. Tło historyczne przedstawione jest z dużym dopracowaniem i w najdrobniejszych szczegółach, zauważa się włożoną pracę w research i budowanie fabuły. By jeszcze lepiej oddać charakter i historyczną prawdę mamy wątki oparte na prawdziwych postaciach i wydarzeniach.
Historia Anny i Gustawa to fikcja literacka, choć pewnie tamtych czasach żyła niejedna Polka, która pokochała Niemca, która musiała wyzbyć się tożsamości i wcielić w nową rolę. Fabuła dylogii Trojanowskiej inspirowana jest realiami niemieckiego Szczecina i Bornego Sulinowa (z lat 1939-1945).
Nie jest to łatwa opowieść – wiele wymiarów, przedstawienie wydarzeń z różnej perspektywy, trudny wojenny czas, skomplikowane relacje międzyludzkie, przeżywane dramaty i życiowe zawirowania. Trojanowska poradziła sobie dobrze z tym zadaniem, pewnie dzięki ogromnej pasji, empatii i energii. Nie jest to wybitna powieść – może przez przesyt tematyką, może przez to, że nie jest odkrywcza, a może przez niezbyt trafiony tytuł; choć niezaprzeczalnie czyta się dobrze. Czytelnik może śledzić przemianę Anny z polskiej dziewczyny, fordońskiego Łabędzia w żonę Niemca, żonę nazisty. Jest trochę infantylnie, trochę zbyt błaho – jednak dla samego zakończenia, warto!
Współpraca ze Sztukater.pl
Już nie Łabędź, a Guderian. Anna Guderian.
Przez niedopatrzenie sięgnęłam po kontynuację losów Anny i Gustawa, bez znajomości pierwszej części. „Żona nazisty” Sylwii Trojanowskiej przenosi bohaterów do Szczecina, jest koniec 1939 roku. Polska znajduje się pod niemiecką okupacją, Szczecin to miasto w większości zamieszkane przez nazistów. Polki, zmuszane są do ciężkiej...
2023-03-28
Jedenastoletnia Fiona przeprowadza się wraz z rodziną do sennego miasteczka Lost Lake. Nikt nie pyta dziewczynki o zdanie… Jej siostra jest utalentowaną łyżwiarką, przeprowadzka ma ułatwić jej dojazdy na treningi. Fiona traci dotychczasowe życie - przyjaciół, dawny dom i szkołę. W tej sytuacji między siostrami narasta coraz więcej konfliktów, złych emocji i wzajemnego żalu. Są wakacje, a nowe miasteczko wydaje się nudne i senne, choć legenda głosi, że grasuje tu zjawa zwana Poszukiwaczem. Pewnego dnia w starej bibliotece Fiona znajduje książkę. To historia dwóch sióstr – Hazel i Pearl – pełna rodzinnych tajemnic, opowiada o tragicznym zniknięciu. Powieść wciąga Fionę bez reszty, ale… książka nagle znika!
Mamy tu dwie historie oraz dwie pary bohaterów, które dzieli jednak sto lat! Co wydarzyło się dawno temu w Lost Lake? Czy Poszukiwacz istnieje naprawdę? Jaka jest historia Hazel i Pearl? Dlaczego Fiona nie może poznać prawdy?
„Tajemnica Lost Lake” Jacqueline West ma formę szkatułkową, czyli opowieść w opowieści. Wątek nadrzędny to historia Fiony i tajemniczej książki, z drugiej strony towarzyszymy Fionie w trakcie lektury, tym samym poznając historię Hazel i Pearl. Niemym bohaterem jest stara książka. Nie ma jej w katalogu. Ma tajemną zdolność znikania i pojawiania się w różnych miejscach. Z biegiem lektury Fiona dostrzega podobieństwa między fabułą czytanej powieści a miasteczkiem, które powodują zacieranie granicy między fikcją a rzeczywistością.
„Tajemnica Lost Lake” skierowana jest do młodszego czytelnika. Ta powieść przygodowa łączy historię współczesnych dziewczynek i dwóch sióstr żyjących przed laty. Autorka stopniowo buduje napięcie i tworzy klimat grozy. By wzmocnić zaciekawienie czytelnika umiejętnie zawiesza opowieść w najciekawszym momencie. Historia przedstawiona jest głównie z perspektywy Fiony, przez jej pryzmat pokazany jest konflikt między rodzeństwem, narastające napięcie i brak komunikacji. To opowieść o tym, że każdy ma prawo się bać i popełniać błędy. Udowadnia, że istotne jest by mieć obok siebie osobę, na którą można liczyć w każdej sytuacji, niezależnie od sprzeczek i wzajemnych pretensji.
Trudno nie współczuć Fionie – dziewczynka ma prawo czuć się niechciana, nierozumiana i rozczarowana. Rodzice nieświadomie spychają ją na drugi plan, tłumacząc – najbardziej sobie – że to dla dobra siostry. Z biegiem historii Fiona uświadamia sobie, że siostra też nie ma łatwo – sporo się od niej wymaga, traci najlepsze lata dorastania poświęcając czas na wyczerpujące treningi. Istotne jest, że Fiona sama dochodzi do tych wniosków, pod wpływem doświadczeń i przeżyć.
Motyw biblioteki zajmuje w książce nie miało miejsca. To arcy ciekawy wątek, rzadko pojawiający się w literaturze. Bibliotekarzom i bibliotekarkom jest również dedykowana opowieść.
Ciemny las, tajemnicza postać i milczące miasteczko to siła napędowa powieści. Całość ma swój klimat – otwierasz pierwszą stronę i przenikasz do innego, uroczo staroświeckiego świata (owszem Fiona korzysta z tabletu, ale kocha stare biblioteczne woluminy i lubi jeździć na rowerze). Autorka ma niezłe pióro, plastyczny język i styl. Historie o Lost Lake wieńczy przesłanie dotyczące rodzeństwa i rodzicielstwa, konieczność dbania o siebie i pielęgnowanie relacji. „Tajemnica Lost Lake” przykuwa uwagę nie tylko barwną i szczegółową okładką, zdobieniami przed każdym rozdziałem, ale przede wszystkim aurą. Napięcie, szczypta przygody, siostrzane relacje, pierwiastek paranormalny, zwykłe ludzkie emocje i rodzinne tajemnice skuszą niejednego czytelnika, niezależnie od wieku.
Współpraca ze Sztukater.pl
Jedenastoletnia Fiona przeprowadza się wraz z rodziną do sennego miasteczka Lost Lake. Nikt nie pyta dziewczynki o zdanie… Jej siostra jest utalentowaną łyżwiarką, przeprowadzka ma ułatwić jej dojazdy na treningi. Fiona traci dotychczasowe życie - przyjaciół, dawny dom i szkołę. W tej sytuacji między siostrami narasta coraz więcej konfliktów, złych emocji i wzajemnego żalu....
więcej mniej Pokaż mimo to
Przyznam szczerze, że jakiś czas temu kryminały polskich autorów zaczęłam omijać szerokim łukiem. Przez powtarzalny motyw, płaskich bohaterów i zakończenia bez zaskoczenia straciłam do tego gatunku całe serce. „Robakom w ścianie” Hanny S. Białys postanowiłam dać szansę.
AKCJA to schyłek lat 90. XX wieku, Bydgoszcz. Konflikt między Toruniem a Bydgoszczą trwa od przeszło sześciu wieków – Krzyżacy zabronili handlu z tzw. „polskim brzegiem”, w odwecie bydgoszczanie przypuszczali ataki na polskie statki; Bydgoszcz – miasto robotnicze, które od władz komunistycznych otrzymało wsparcie finansowe, Toruń – miasto inteligenckie, które było marginalizowane. Akcja „Robaków” umiejscowiona jest w Bydgoszczy, rodzinnym mieście autorki, które to ją ukształtowało i zainspirowało do napisania książki. Obecny jest porządek, by akcje powieści umiejscawiać w poprzednim stuleciu. Sentyment? Łatwiej pisać, o tym co było?
BOHATEROWIE Głównym bohaterem samoczynnie staje się komisarz Marek Bondys. I jak dla mnie jest on połączeniem wielu dotąd spotkanych bohaterów. Próbuje być oschły i niedostępny, w głębi duszy jest troskliwy i opiekuńczy. Słucha ciężkiej muzyki i… układa puzzle. Trochę za mało skupienia na innych bohaterach, co sprawia że dla czytelnika stają się oni niewidzialni.
JĘZYK I STYL Tempo powieści jest odpowiednie – nie ma przydługich fragmentów, mimo wielowątkowości łatwo można powkładać poszczególne wątki do właściwych przegródek. Mimo sporej objętości – ponad 500 stron – czyta się zaskakująco szybko. Morderca działa wyjątkowo brutalnie, na szczęście autorka oszczędziła brutalnych opisów – to duży plus. Język mieszany, momentami bardziej literacki, często powszechny, nie brak „podwórkowej gwary”. W przeważającej większości nic nie zgrzyta.
FABUŁA I GRAFIKA Ciekawym zabiegiem jest umieszczenie grafik robali w całej książce (przepraszam, że zdradzam – być może – niespodziankę). Podczas porannego spaceru z psem, młoda dziewczyna znajduje okaleczone zwłoki młodego mężczyzny. Śledztwem kieruje Bondys wraz z ekipą (oczywiście, w komisariacie pojawia się dwójka świeżaków, młodych policjantów bez doświadczenia). Czy to sprawka seryjnego? Czy śledczym uda się szybko dorwać mordercę?
Powtórzę za innymi opiniami – jak na debiut, całkiem udany; zapowiada całkiem udany cykl. Niezrozumiały był dla mnie wątek homoseksualny, jako jeden z motywów morderstwa. Śmiem twierdzić, że to próba wpisania się we wszechobecną modę. Metafora z robakami, trochę przekombinowana (być może tylko dla mnie). Powieść z pewnością przypadnie do gustu mieszkańcom Bydgoszczy, sporo tutaj elementów historii miasta czy urbanistyki.
W trakcie lektury, bawiłam się dobrze (oj, dzieje się!) – a o to w czytaniu chodzi. Czytajcie.
Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN
Przyznam szczerze, że jakiś czas temu kryminały polskich autorów zaczęłam omijać szerokim łukiem. Przez powtarzalny motyw, płaskich bohaterów i zakończenia bez zaskoczenia straciłam do tego gatunku całe serce. „Robakom w ścianie” Hanny S. Białys postanowiłam dać szansę.
więcej Pokaż mimo toAKCJA to schyłek lat 90. XX wieku, Bydgoszcz. Konflikt między Toruniem a Bydgoszczą trwa od przeszło...