Biblioteczka
2024-04-19
2024-04-15
2024-04-01
2024-04-01
2024-04-01
2024-03-18
2024-03-25
2024-03-04
2024-02-12
2024-02-05
2024-01-31
2024-01-31
2024-03-14
Przyznam szczerze, że jakiś czas temu kryminały polskich autorów zaczęłam omijać szerokim łukiem. Przez powtarzalny motyw, płaskich bohaterów i zakończenia bez zaskoczenia straciłam do tego gatunku całe serce. „Robakom w ścianie” Hanny S. Białys postanowiłam dać szansę.
AKCJA to schyłek lat 90. XX wieku, Bydgoszcz. Konflikt między Toruniem a Bydgoszczą trwa od przeszło sześciu wieków – Krzyżacy zabronili handlu z tzw. „polskim brzegiem”, w odwecie bydgoszczanie przypuszczali ataki na polskie statki; Bydgoszcz – miasto robotnicze, które od władz komunistycznych otrzymało wsparcie finansowe, Toruń – miasto inteligenckie, które było marginalizowane. Akcja „Robaków” umiejscowiona jest w Bydgoszczy, rodzinnym mieście autorki, które to ją ukształtowało i zainspirowało do napisania książki. Obecny jest porządek, by akcje powieści umiejscawiać w poprzednim stuleciu. Sentyment? Łatwiej pisać, o tym co było?
BOHATEROWIE Głównym bohaterem samoczynnie staje się komisarz Marek Bondys. I jak dla mnie jest on połączeniem wielu dotąd spotkanych bohaterów. Próbuje być oschły i niedostępny, w głębi duszy jest troskliwy i opiekuńczy. Słucha ciężkiej muzyki i… układa puzzle. Trochę za mało skupienia na innych bohaterach, co sprawia że dla czytelnika stają się oni niewidzialni.
JĘZYK I STYL Tempo powieści jest odpowiednie – nie ma przydługich fragmentów, mimo wielowątkowości łatwo można powkładać poszczególne wątki do właściwych przegródek. Mimo sporej objętości – ponad 500 stron – czyta się zaskakująco szybko. Morderca działa wyjątkowo brutalnie, na szczęście autorka oszczędziła brutalnych opisów – to duży plus. Język mieszany, momentami bardziej literacki, często powszechny, nie brak „podwórkowej gwary”. W przeważającej większości nic nie zgrzyta.
FABUŁA I GRAFIKA Ciekawym zabiegiem jest umieszczenie grafik robali w całej książce (przepraszam, że zdradzam – być może – niespodziankę). Podczas porannego spaceru z psem, młoda dziewczyna znajduje okaleczone zwłoki młodego mężczyzny. Śledztwem kieruje Bondys wraz z ekipą (oczywiście, w komisariacie pojawia się dwójka świeżaków, młodych policjantów bez doświadczenia). Czy to sprawka seryjnego? Czy śledczym uda się szybko dorwać mordercę?
Powtórzę za innymi opiniami – jak na debiut, całkiem udany; zapowiada całkiem udany cykl. Niezrozumiały był dla mnie wątek homoseksualny, jako jeden z motywów morderstwa. Śmiem twierdzić, że to próba wpisania się we wszechobecną modę. Metafora z robakami, trochę przekombinowana (być może tylko dla mnie). Powieść z pewnością przypadnie do gustu mieszkańcom Bydgoszczy, sporo tutaj elementów historii miasta czy urbanistyki.
W trakcie lektury, bawiłam się dobrze (oj, dzieje się!) – a o to w czytaniu chodzi. Czytajcie.
Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN
Przyznam szczerze, że jakiś czas temu kryminały polskich autorów zaczęłam omijać szerokim łukiem. Przez powtarzalny motyw, płaskich bohaterów i zakończenia bez zaskoczenia straciłam do tego gatunku całe serce. „Robakom w ścianie” Hanny S. Białys postanowiłam dać szansę.
AKCJA to schyłek lat 90. XX wieku, Bydgoszcz. Konflikt między Toruniem a Bydgoszczą trwa od przeszło...
2024-03-02
Martin Amis napisał powieść „Strefa interesów” w 2014 roku, w Polsce po raz pierwszy została wydana w 2015 roku. Hannah Doll jest żoną komendanta. Oficer – Golo Thomson – zakochuje się w niej, a kiedy mąż odkrywa prawdę, obojgu grozi niebezpieczeństwo. Byłaby to klasyczna historia miłosna, gdyby… nie tematyka, nie otoczenie. Akcja dzieje się w obozie koncentracyjnym, czyli w najgorszym z możliwych miejsc; mąż Hannah jest tam komendantem, a kobieta wraz z dwoma córkami stara się prowadzić w miarę normalne życie, jak na wojenny czas.
Tuż przed lekturą miałam kompletnie inne oczekiwania co do książki. Niestety, tym razem się zawiodłam. Liczyłam na fabularyzowaną relację z obozu, tragiczne losy i przejmujące historie. Tu akcja dzieje się z perspektywy nie więźniów, ale osób pracujących w obozie. Kolejne dni niosą zobojętnienie i mechaniczne wykonywanie czynności. Większość tekstu opiera się na rozmowach oficerów SS – trudno mi było przebrnąć przez szarpane dialogi, wręcz dominował w nich chaos i zachwiana moralność. Przez większość lektury miałam wrażenie, że zmierzamy donikąd. Szalę przeważyła duża ilość nieprzetłumaczonych zwrotów z obcych języków, co jeszcze bardziej utrudniało zrozumienie.
Mimo sugestywnej scenerii i dramatycznych wydarzeń większość tekstu nie wzbudziła we mnie głębszych uczuć. Przez poszczególne strony przemykałam właściwie bez refleksji. Jedynie podrozdziały z perspektywy Szmula – „grabarza o najdłuższym stażu” zrobiły na mnie wrażenie. Realistyczne, niepozbawione szczegółów.
Dopiero posłowie wyjaśnia, że Amis wzorował swoich bohaterów na autentycznych postaciach. I tak: Paul Doll wzorowany jest na Rudolfie Hoessie; połączenie dwóch najgorszych obozowych strażniczek – Irmy Grese i Ilse Koch ma swoje odbicie w Ilse Grese; Golo Thomson to Martin Bormann.
Nie ganię, ale i nie chwalę. Powieści o tematyce wojennej powinny znaleźć specjalne miejsce na półce u każdego czytelnika. Autor ma niewątpliwie dobre i inteligentne pióro, niestety nie przypadło mi ono do gustu.
„Strefa interesów” wyreżyserowana przez Jonathana Glazera trafi do polskich kin na początku marca. Film uzyskał sześć nominacji do Oscara. Z dużą ciekawością czekam na tę ekranizację – może filmowa wersja bardziej mnie przekona.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Rebis
Martin Amis napisał powieść „Strefa interesów” w 2014 roku, w Polsce po raz pierwszy została wydana w 2015 roku. Hannah Doll jest żoną komendanta. Oficer – Golo Thomson – zakochuje się w niej, a kiedy mąż odkrywa prawdę, obojgu grozi niebezpieczeństwo. Byłaby to klasyczna historia miłosna, gdyby… nie tematyka, nie otoczenie. Akcja dzieje się w obozie koncentracyjnym, czyli...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-17
Funkcjonariuszka Shi Lu i śledczy Naumann. Światowo, myślisz. A później okazuje się, że to „zwykła” Warszawa… Czytasz dalej i… nic będzie zwyczajnie.
Marta Zaborowska jest autorką cyklu o Julii Krawiec (bezkompromisowej detektyw) oraz kilku samodzielnych powieści. Jej najnowsza książka „Sześć powodów, by umrzeć” opowiada o zniknięciu Miriam Macharow (kobieta wychodzi z domu w rocznicę ślubu i ślad się po niej urywa). Pół roku później na terenie starej fabryki odnaleziono jej samochód, a w nim zwęglone ciało kobiety. Na okazaniu zwłok mąż rozpoznaje Miriam, ale siostra ma wątpliwości…
Mąż Konrad, siostra Adela, Stan, Florian i Natalia, Shi Lu i śledczy Naumann czy ktoś z nich miał powód, dla którego Miriam musiała pożegnać się z życiem? Tytuł wskazuje na sześć powodów – czy znajdziesz je wszystkie?
Fabuła dzieli się na kilka perspektyw. Autorka wodzi czytelnika za nos, stosuje sprytne zwroty akcji i ukryte przekazy, kierując odbiorcę na coraz to bardziej kręte ścieżki. I o ile na początku próbowałam tworzyć historie i teorie kto z kim, po co i dlaczego, tak poddałam się mniej więcej po pierwszej ćwiartce! Każdy rozdział to inna perspektywa, co pozwala lepiej zrozumieć podejmowane przez nich decyzje, a żonglowanie między bohaterami wymaga skupienia. Może nie ma tu zbyt wartkiej akcji, bo całość to retrospekcja prowadząca do odpowiedzi na pytanie co się stało z Miriam, ale fabuła wciąga. Trochę rozczarowało mnie zakończenie, jakby oderwane od całości, napisane w innym stylu, gdzie prawie wszystkie karty odkrywane są od razu.
Skomplikowane relacje, rodzinne sekrety i cały wachlarz emocji. Lektura „Sześciu powodów, by umrzeć” była przyjemnością, a o to w czytaniu przecież chodzi. Czytajcie!
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca i agencji PRart Media. Czytanie umiliło kilka słów dedykacji od samej autorki (doceniam!).
Funkcjonariuszka Shi Lu i śledczy Naumann. Światowo, myślisz. A później okazuje się, że to „zwykła” Warszawa… Czytasz dalej i… nic będzie zwyczajnie.
Marta Zaborowska jest autorką cyklu o Julii Krawiec (bezkompromisowej detektyw) oraz kilku samodzielnych powieści. Jej najnowsza książka „Sześć powodów, by umrzeć” opowiada o zniknięciu Miriam Macharow (kobieta wychodzi z...
2024-02-10
To nie jest zwyczajna biografia, która jak po sznurku prowadzi przez życie – od urodzenia do, przedwczesnej, śmierci. To opowieść o kobietach.
Marek Hłasko. Autor wyklęty. Urodził się 14 stycznia 1934 w Warszawie, zmarł nagle 14 czerwca 1969 w Wiesbaden. Edukację skończył na szkole średniej. Jego pierwsze opowiadania zostały opublikowane w 1955 roku, jednak dopiero po wydaniu w 1956 roku zbioru „Pierwszy krok w chmurach” zyskał ogólnokrajowe uznanie.
Myślę, że każdy kto na serio traktuje literaturę miał w swoim życiu epizod związany z Markiem Hłasko. Mój przypadł na przełom liceum i studiów. Jego teksty, do dziś uniwersalne, przyciągają niepokojem i niesfornością. Wtedy nie wiedziałam, że prawie każdy z nich zawiera w sobie pierwiastek kobiet, które towarzyszyły pisarzowi w trakcie ziemskiego życia.
Dwie Wandy, dwie Hanny, Agnieszka, Sonia, Esther, Matka… Rozstania i powroty. Dni lepsze i gorsze momenty. Mało tu tytułowych gier miłosnych, mało tu samego Hłaski, a przecież nie każdy zna na pamięć jego inne biografie. Nie jest to tekst wybitny, ale ma coś w sobie co przyciąga i nie pozwala odłożyć. Może to ten magnetyzm Hłaski? Autorka nie narzuca czytelnikom swojego zdania, nie szuka skandalu, nie rozsiewa plotek. Z całych sił się stara przedstawić tamten czas, takim jaki był w rzeczywistości.
Biorąc pod uwagę uniwersalny wymiar twórczości Marka Hłaski Sejm RP ustanowił rok 2024 Rokiem Marka Hłaski. Na tę okoliczność Dom Wydawniczy Rebis postanowił wznowić „Miłosne gry Marka Hłaski” Barbary Stanisławczyk. To trzecie wydanie tej biografii, i jak sama autorka przyznaje czas był sprzymierzeńcem tej książki (w archiwum dotarła do nowych tekstów, kilka nowych osób zdecydowało się na rozmowę). Jeśli chcecie poznać biografię Hłaski na pierwszą lekturę wybierzcie inne biografie. Niech „Miłosne gry (…)” będą uzupełnieniem jego historii.
Pragnął miłości, a jednocześnie się jej bał. Niewiele dawał od siebie, a oczekiwał wiele. Te historie, to kawałek do układanki o Hłasce, który trafnie odsłania pełną sprzeczności i trudną osobowość pisarza. To też dowód na to, że nie był „aniołkiem”, a jego życie to nie tylko czarne i białe barwy.
Jego przedwczesne odejście jest sygnałem, że nikt nie zna całej prawdy o nim. Nie starczy listów, zdjęć i wspomnień. Bo tę prawdę znał tylko on sam.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Rebis
To nie jest zwyczajna biografia, która jak po sznurku prowadzi przez życie – od urodzenia do, przedwczesnej, śmierci. To opowieść o kobietach.
Marek Hłasko. Autor wyklęty. Urodził się 14 stycznia 1934 w Warszawie, zmarł nagle 14 czerwca 1969 w Wiesbaden. Edukację skończył na szkole średniej. Jego pierwsze opowiadania zostały opublikowane w 1955 roku, jednak dopiero po...
2024-02-04
Na dwudziestu kilku stronach mamy dwie ofiary. Śledczy z wydziału zabójstw komendy miejskiej we Wrocławiu prowadzą sprawę zabójstwa znanego aktora, który został znaleziony w jednej z melin w centrum miasta. Drugą ofiarą jest zwęglone ciało nastolatka.
Czy obie sprawy są ze sobą połączone?
Piotr Kościelny przyzwyczaił czytelników, że zwyczajowo jeńców nie bierze. Kontynuuje wątek z „Szymka” i bierze na warsztat młodocianych, którym – mocno upraszczając – łatwo nie jest. W „Nielacie” bohaterem jest Michał, od nastoletnich lat wykorzystywany seksualnie przez wujka. Ojciec chłopca wyjeżdża za granicę do pracy, po czasie urywając kontakt z polską rodziną. Matka ma problemy alkoholowe, nie interesuje się narodzoną córką, stopniowo staczając się w nałóg.
„Nielat” nie pozostawia czytelnika bez przemyśleń. Intrygujące śledztwo, mnóstwo niewiadomych i nieustanna akcji. Choć autor umiejscawia brutalną rzeczywistość w poprzednim ustroju, ma się świadomość, że nie zmienia się ona od zarania dziejów. Fabuła prowadzona jest dwutorowo – raz jesteśmy po stronie śledczych, z Chartem na czele, by za chwilę wtopić się w środowisko Michała i nieletnich oddających ciało na dworcu. Autor świetnie kreśli realia tamtych czasów, przypomnę – jest to Wrocław lat dziewięćdziesiątych, pracę policyjnego zespołu, pozbawionego nowinek technicznych ułatwiających pracę, całe śledztwo i (jak po sznurku) odnajdowanie nowych elementów. Niepodważalny jest świetny research i tytaniczna praca by poznać tajniki chłopięcej prostytucji, stręczycielstwa, patologii i szczegółów policyjnego śledztwa.
„Nielat” pozostawia czytelnika z poczuciem smutku i bezradności. Gdy myślę o powieściach Kościelnego, mam jeden wniosek: jego historie nie mają happy endu. Nawet jeśli śledztwo dobiega końca, nikt nie czuje satysfakcji, nikt nie jest zadowolony. Ogrom ciężkich tematów wstrząsa, przytłacza i skłania do refleksji.
Czytajcie, warto.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Agencji PRart Media oraz Wydawnictwu Czarna Owca
Na dwudziestu kilku stronach mamy dwie ofiary. Śledczy z wydziału zabójstw komendy miejskiej we Wrocławiu prowadzą sprawę zabójstwa znanego aktora, który został znaleziony w jednej z melin w centrum miasta. Drugą ofiarą jest zwęglone ciało nastolatka.
Czy obie sprawy są ze sobą połączone?
Piotr Kościelny przyzwyczaił czytelników, że zwyczajowo jeńców nie bierze....
Literatura skandynawska zajmuje na mojej półce szczególne miejsce. Srogi i zimny klimat, bohaterowie z charakterem, nie zawsze szczęśliwe zakończenie historii. „Dni w historii ciszy” Merethe Lindstrøm to kolejne spotkanie, tym razem z pisarką z Norwegii.
Eva i Simon od wielu lat są małżeństwem. Mają własny dom i pomoc sprzątającą. Ich trzy dorosłe córki już dawno wyprowadziły się z rodzinnego domu, mają własne rodziny. W życie małżonków wkradła się rutyna, ale jest to dla nich bezpieczny grunt. Wiele lat temu zawarli pakt, że nie będą rozmawiać o przeszłości. Z upływem lat okazuje się, że zmowa milczenia nie przynosi nic dobrego – Simon rozpamiętuje historię rodziny, Eva coraz częściej wraca do wydarzenia sprzed lat kiedy do ich domu wkradł się intruz. Simon – zamyka się w sobie, kontakt z otoczeniem ogranicza do komunikatywnych wyrażeń, powitania i podziękowania, by z czasem zamilknąć na dobre. Eva próbuje wyrwać się dominującej izolacji i ciszy.
„Dni w historii ciszy” pozbawione są wartkiej akcji, ba! akcji w ogóle tu nie znajdziecie. Co prawda rozpoczyna się rodem z thrillerów, ale to dramat rodzinny, w którym głównym bohaterem jest cisza rodzinnej tajemnicy. Narracja jest pierwszoosobowa, co jeszcze bardziej potęguje rosnącą między Evą i Simonem ciszę. To historia o relacjach w rodzinie, przeszłości, która mackami wkrada się w teraźniejszość, traumie przekazywanej na kolejne pokolenia, pragnieniach i samotności. To też historia o przemijaniu – Eva akceptuje starość, choć nie do końca jest zadowolona z postępującej ułomności ciała i umysłu. Niektórych czytelników ta powieść nie zadowoli (a nawet poczują znużenie w trakcie lektury) – jest monotonna, w dużej części przygnębiająca.
Życie nie jest czarno-białe. Nie ma rzeczy oczywistych. Nie ma prostych rozwiązań. „Dni w historii ciszy” nie są książką wybitną, ale mogą być odskocznią od książek, które czytamy na co dzień.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu ArtRage.
Literatura skandynawska zajmuje na mojej półce szczególne miejsce. Srogi i zimny klimat, bohaterowie z charakterem, nie zawsze szczęśliwe zakończenie historii. „Dni w historii ciszy” Merethe Lindstrøm to kolejne spotkanie, tym razem z pisarką z Norwegii.
więcej Pokaż mimo toEva i Simon od wielu lat są małżeństwem. Mają własny dom i pomoc sprzątającą. Ich trzy dorosłe córki już dawno...