-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-02-04
2015-05-04
2015-07-05
Niestety, ale należę do grona czytelników, którzy nie są powieścią Danieli Sacerdoti zachwyceni. Na kilometr wieje mi tu Cassandrą Clare. Łowcy, Nocni Łowcy. I jedni i drudzy zabijają demony. Przypadek? Nie sądzę. Po drugie: beznadziejna główna bohaterka. Sara wydała mi się trudną, zaniedbaną i nawiną nastolatką o inteligencji jeżowca. Może i była piękna, ale jakże irytująca! Jak ta dziewczyna mogła się urodzić w rodzinie Łowców i nie odziedziczyć po rodzicach i przodkach jakiejś woli walki, poczucia obowiązku bronienia ludzkości? Ona chciała z demonami rozmawiać i prowadzić negocjacje, zamiast je po prostu zabić, aby nie atakowały więcej bezbronnych ludzi. Serio? Jeśli nasz świat byłby strzeżony przed siłami zła jedynie przez Sarę Midnight, to już dawno byśmy wszyscy nie żyli. Co gorsza, główna bohaterka nie dość, że nie potrafiła nikogo ochronić, to jeszcze sama pakowała się (świadomie!) w sam środek kłopotów.
Cała recenzja:
http://przystanek-bookstock.blogspot.com/2015/07/wizje-daniela-sacerdoti.html
Niestety, ale należę do grona czytelników, którzy nie są powieścią Danieli Sacerdoti zachwyceni. Na kilometr wieje mi tu Cassandrą Clare. Łowcy, Nocni Łowcy. I jedni i drudzy zabijają demony. Przypadek? Nie sądzę. Po drugie: beznadziejna główna bohaterka. Sara wydała mi się trudną, zaniedbaną i nawiną nastolatką o inteligencji jeżowca. Może i była piękna, ale jakże...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04-30
Muszę przyznać, że kiedy wszyscy mówili o "Osobliwych i cudownych przypadkach Avy Lavender, ja w ogóle nie byłam nią zainteresowana. Uznałam, że to zapewne kolejna pozycja, którą inni się zachwycają, a mnie rozczaruje. Byłam jednak w Empiku i ta książka zdawała się krzyczeć do mnie "Kup mnie! Daj mi szansę!". Jak mogłabym przejść obok tego nawoływania obojętnie? Zakupiłam ją więc i od razu zanurzyłam się w lekturze. Na początku ciągle byłam sceptycznie nastawiona do powieści Leslye Walton, ale już po kilku stronach zostałam oczarowana i wciągnięta bez końca w niesamowitą fabułę. Byłam pod wrażeniem pomysłu autorki na tę książkę oraz jej stylu pisania, który jest lekki, delikatny i przyjemny dla odbiorcy. Nie mogłam się wprost oderwać od lektury, a jeśli już musiałam to zrobić, to bardzo niechętnie i ciągle tęskniłam za bohaterami.
Cała recenzja:
http://przystanek-bookstock.blogspot.com/2016/05/osobliwe-i-cudowne-przypadki-avy.html
Muszę przyznać, że kiedy wszyscy mówili o "Osobliwych i cudownych przypadkach Avy Lavender, ja w ogóle nie byłam nią zainteresowana. Uznałam, że to zapewne kolejna pozycja, którą inni się zachwycają, a mnie rozczaruje. Byłam jednak w Empiku i ta książka zdawała się krzyczeć do mnie "Kup mnie! Daj mi szansę!". Jak mogłabym przejść obok tego nawoływania obojętnie? Zakupiłam...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-05
2015-07-18
Swojego czasu chętnie oglądałam serial historyczny pod tytułem "Dynasta Tudorów". Jednak w pewnym momencie dowiedziałam się o istnieniu powieści, które zostały napisane na podstawie scenariusza tejże produkcji. Nie było więc innego wyjścia, niż zaprzestać oglądania serialu na pierwszym sezonie i sięgnąć po książki. Chociaż zdobyłam dwa pierwsze tomy trylogii już dawno, to dopiero teraz postanowiłam sięgnąć po część pierwszą, czyli "Król, królowa i królewska faworyta". Nawet nie spodziewałam się, że książka będzie równie ciekawa jak serial. Akcja pędzi, a ze stron buchają emocje. Tego mi było trzeba! Jedynym mankamentem powieści były braki opisów niektórych postaci. Gdybym nie obejrzała wcześniej kilki odcinków serialu, to miałabym problemy z wyobrażeniem sobie wyglądu postaci. Tym, którzy będą czytać "Dynastię Tudorów" przed obejrzeniem produkcji, może być przez to ciężko. Niemniej jednak, powieść wypada ogólnie zadziwiająco dobrze. Bardzo podobało mi się to, że autorka wszystkie fakty historyczne wyłożyła z prostotą, przez co nawet osoba, która nie przepada za historią łatwo może odnaleźć się w czytanym temacie i nie zanudzić się również przy tym na śmierć. Czytając teraz opinie użytkowników LC na temat "Króla, królowej i królewskiej faworyty", zauważyłam, że niektórzy czują się zawiedzeni tą pozycją oraz tym, jak autorka zdawkowo opisała losy bohaterów. Ja jednak powiem, że w tym wypadku ten "minimalizm" przypadł mi do gustu. Oczywiście oprócz potraktowania po macoszemu opisów wglądu postaci. Tego się nie da wybaczyć. Moim zdaniem jednak jest lepszy ten "minimalizm", niż nikomu niepotrzebne opisy rodem z "Nad Niemnem", które sprawiają, że zasypiam przy lekturze.
Cała recenzja:
http://przystanek-bookstock.blogspot.com/2015/07/dynasta-tudorow-krol-krolowa-i.html
Swojego czasu chętnie oglądałam serial historyczny pod tytułem "Dynasta Tudorów". Jednak w pewnym momencie dowiedziałam się o istnieniu powieści, które zostały napisane na podstawie scenariusza tejże produkcji. Nie było więc innego wyjścia, niż zaprzestać oglądania serialu na pierwszym sezonie i sięgnąć po książki. Chociaż zdobyłam dwa pierwsze tomy trylogii już dawno, to...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-06
Są ludzie, którzy serię "After" uwielbiają i są tacy, którzy tak tych książek nienawidzą, że nie mogą patrzeć nawet na ich okładki. Zrobiłam rozeznanie i stwierdziłam, że ta druga grupa czytelników jest zdecydowanie większa. I ostatnio dołączyła do niej jeszcze jedna osoba. czyli ja. Moim życzeniem jest, aby Anna Todd już więcej nie pisała. Bo wiecie, "After" to taki koszmarek literacki. Jeden z tych gniotów, które powinno się palić na stosie razem z ich autorami. Nie żeby coś, no ale proszę Was! Ponad 600 stron (a kolejne tomy mają ich nawet 700-800) o tym, jak Tessa i Hardin (czyli główni bohaterowie) kłócą się i potem godzą? Niby nic w tym złego nie ma, ale jednak cała ta książka na tym polega. Kłótnia-zgoda-kłótnia-wyznania miłosne-kłótnia-zgoda-miłość-jeszcze trochę kłótni-problemy-zgoda-wyznania i tak przez całe 600 stron. Bez przesady. Jednak największy problem stanowili bohaterowie tej pseudopowieści. Gdyby Tessa używała czasem narządu, zwanego mózgiem, a Hardin nie zachowywał się jak rozkapryszony 12- latek, książka zakończyłaby się po jakichś 200 stronach bez całej tej dramy i wszyscy żyliby długo i szczęśliwie. Ale nie! On ma problem, potem ona się obraża, bo on ma problem, on chce ją przeprosić, ale sam się obraża, bo ona jest obrażona, bo on miał problem. Pogubiliście się przy czytaniu tego zdania? Tak? Bardzo dobrze, bo to byłam ja podczas czytania "Płomienia pod moją skórą".
Cała recenzja:
http://przystanek-bookstock.blogspot.com/2016/02/after-pomien-pod-moja-skora-anna-todd.html
Są ludzie, którzy serię "After" uwielbiają i są tacy, którzy tak tych książek nienawidzą, że nie mogą patrzeć nawet na ich okładki. Zrobiłam rozeznanie i stwierdziłam, że ta druga grupa czytelników jest zdecydowanie większa. I ostatnio dołączyła do niej jeszcze jedna osoba. czyli ja. Moim życzeniem jest, aby Anna Todd już więcej nie pisała. Bo wiecie, "After" to...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-27
Całość recenzji:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2019/07/basn-andersena-opowiedziana-na-nowo.html
Najmniej istotna jest tu fabuła. Jeśli ktoś zna oryginalną wersję tej historii, to nie będzie absolutnie niczym zaskoczony. Tylko że w przypadku książki Louise O'Neill właśnie nawet nie chodzi o to, by zostać zaskoczonym. Nie chodzi o pościgi, wybuchy i zwroty akcji. Tutaj liczy się przede wszystkim psychologia bohaterów i poruszenie pewnych kwestii społecznych, o których wiele osób boi się lub po prostu nie chce mówić. To powieść, która skłania do refleksji i której nie wystarczy przeczytać. Ona wymaga zastanowienia i, co najważniejsze, otwiera pole do dyskusji.
"Pod Taflą" to powieść, która może dodać wiary w siebie i swoją siłę oraz umiejętności, szczególnie młodym dziewczętom. Takie książki są potrzebne aby ukazywały, że nie należy się bać walczyć o swoje prawa i wyrażać sprzeciw, kiedy czują, że ktoś nie zachowuje się wobec nich odpowiednio.
Uważam, że "Pod Taflą" to bardzo potrzebna we współczesnym świecie powieść, która pokazuje, że to w grupie tkwi siła i trzeba okazywać sobie wsparcie, a przy tym doda młodszemu pokoleniu siły we własne możliwości. Bardzo się cieszę, że książka została wydana w Polsce, bo jest to naprawdę wartościowa lektura. Trzeba po prostu wiedzieć, czego w niej szukać.
Całość recenzji:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2019/07/basn-andersena-opowiedziana-na-nowo.html
Najmniej istotna jest tu fabuła. Jeśli ktoś zna oryginalną wersję tej historii, to nie będzie absolutnie niczym zaskoczony. Tylko że w przypadku książki Louise O'Neill właśnie nawet nie chodzi o to, by zostać zaskoczonym. Nie chodzi o pościgi, wybuchy i zwroty akcji....
2019-10-17
Całą recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2019/10/nowy-jork-pudeko-i-krawat-w-hot-dogi.html
Pierwsze określenia, jakie nasuwają mi się na myśl po przeczytaniu A jeśli to my, to słowa takie jak: uroczy, zabawny, zaskakujący, słodki, radosny, ciepły. Warto jednak dodać, że pod tą otoczką znajduje się o wiele, wiele więcej, niż możnaby się na pierwszy rzut oka spodziewać. Szczerze mówiąc, właśnie takiej książki się spodziewałam: urokliwej, na poprawę humoru i... nic ponadto. Mimo to Silvera i Albertalli zaskoczyli mnie. Bardzo się cieszę, że nie poszli w stronę słodkopierdzącej historii miłości dwóch nastoletnich chłopaków. Owszem, momentami jest uroczo, ale mieści się to w granicach normy, nie jest przesadzone. Ba! Są sytuacje, które niszczą nawet tę otoczkę, są swojego rodzaju rysą na idealnej (na swój nieidealny sposób) historii. Mam tu głównie na myśli mężczyznę, który nie jest tolerancyjny wobec osób homoseksualnych. Ale też konflikty, które pojawiają się na przykład między Arthurem, Benem oraz ich przyjaciółmi. Także sytuacje rodzinne chłopców są powodem zatroskania czytelnika. To w jakiś sposób burzy harmonię w tej powieści, ale z drugiej strony to "zło" równoważy całe dobro, które spotyka bohaterów, tak jak to również w prawdziwym życiu bywa. Autorom udało się zachować balans i, moim zdaniem, nie przegięli ani w jedną, ani w drugą stronę. Co więcej, jestem zadowolona z tego, że ktoś nareszcie pokazał, że pierwsze spotkanie to nie wiatr we włosach i slow motion, jak w holywoodzkich filmach, ale traf losu i różne możliwe wpadki. Albertalli i Silvera pokazali też, że pierwsze randki mogą okazać się totalnymi katastrofami i nie toczą się zgodnie z wymyślonymi przez nas scenariuszami. Myślę, że to ważne, by uświadamiać młodzież, że w życiu pojawiają się różne zgrzyty i niedoskonałości, a jeszcze lepiej, żeby się potem nie poddawać i próbować. I za to autorom dziękuję.
Jeśli chodzi o bohaterów, to są to postaci, jakie ja sama chciałabym spotkać w prawdziwym życiu. Arthur to ten typ osoby, która zawsze poprawia innym humor i podtrzymuje rozmowę. Jest też wrażliwym chłopakiem, marzycielem i niepoprawnym romantykiem, który wierzy w przeznaczenie i miłość od pierwszego wejrzenia rodem z musicalu. Ben natomiast jest cichy, twardo stąpa po ziemi i pracuje nad swoją książką, która ma być nowym Harrym Potterem, a do tego leczy złamane serce. Słowem, są jak ogień i woda, ale świetnie się uzupełniają. Z drugiej jednak strony ani oni sami, ani relacja pomiędzy nimi nie jest wyidealizowana. Chłopcy mają swoje wady, czasem zrobią lub powiedzą coś głupiego i sprzeczają się ze sobą. Ale to działa tylko na ich korzyść, bo wydają się autentyczni. Mimo tego, że książka jest skupiona na Benie i Arthurze, to postacie poboczne również zostały dobrze napisane. I chociaż nie mamy okazji poznać ich tak dobrze jak głównych bohaterów, to i tak czujemy, jakbyśmy przebywali w ich obecności całe życie.
To, co jeszcze mnie zachwyciło w powieści A jeśli to my to nawiązania do popkultury. Autorzy czerpią z niej pełnymi garściami. Dlatego książka jest pełna odniesień do Harry'ego Pottera, Gwiezdnych wojen, a także musicali: Upiora w operze, Hamiltona, Nędzników, czy Drogi Evanie Hansenie.Osoby, dla których drugim Broadway jest drugim domem (ja) będą bardzo zadowolone z tych smaczków. Z drugiej jednak strony jeśli ktoś nie jest tak głęboko osadzony w kulturze, może mieć po prostu problemy ze zrozumieniem żartów sytuacyjnych nawiązujących jednocześnie do tych tworów.
Podsumowując, A jeśli to my, to urocza i zabawna, ale nie wyidealizowana powieść, która pokazuje zarówno blaski, jak i cienie pierwszych nastoletnich relacji międzyludzkich. Skupia się nie tylko na zakochaniu, ale też problemach młodych ludzi z przyjaciółmi czy rodzicami. Uważam, że ta książka jest idealna dla osób w wieku dorastania, które dopiero szukają własnej drogi w życiu. Mimo poruszanych tutaj problemów, lektura A jeśli to my będzie w stanie wywołać uśmiech na niejednej twarzy. Gwarantuję!
Całą recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2019/10/nowy-jork-pudeko-i-krawat-w-hot-dogi.html
Pierwsze określenia, jakie nasuwają mi się na myśl po przeczytaniu A jeśli to my, to słowa takie jak: uroczy, zabawny, zaskakujący, słodki, radosny, ciepły. Warto jednak dodać, że pod tą otoczką znajduje się o wiele, wiele więcej, niż możnaby się na pierwszy rzut oka...
2020-05-16
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/
Ogólnie książka jest bardzo ciekawa, jeśli kogoś interesuje to, jaki taka, bądź co bądź, nietypowa praca ma wpływ na życie człowieka. Co prawda Fox opisała niektóre misje i szkolenia, ale mimo wszystko jest tego niewiele w stosunku do jej prywatnego życia. Przyznam szczerze, że ten fakt trochę mnie rozczarował, bo zamiast czytać w większej mierze o tym, jak naprawdę ta praca wygląda, musiałam zapoznawać się z problemami rodzinnymi autorki. Wydaje mi się, że powinno być raczej na odwrót, bo to sugeruje i tytuł, i opis tej książki. Uważam, że Fox za bardzo skupiła się na prywacie i, bądźmy szczerzy, na sobie i trzeba przyznać, że nie tego oczekiwałam od tej książki. Miałam nadzieję, że dowiem się jak najwięcej o jej pracy i w ogóle o tym, jak kobiety są traktowane w tak stereotypowo postrzeganym męskim środowisku. Jak dla mnie książka "Tajne życie. Kobieta w służbie CIA" okazała się lekkim rozczarowaniem. Nie mówię, że jest zła, czy źle napisana, ale "produkt" jest raczej "niezgodny z opisem". Nie odradzam jej, wręcz przeciwnie, ale trzeba mieć ten fakt na uwadze.
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/
Ogólnie książka jest bardzo ciekawa, jeśli kogoś interesuje to, jaki taka, bądź co bądź, nietypowa praca ma wpływ na życie człowieka. Co prawda Fox opisała niektóre misje i szkolenia, ale mimo wszystko jest tego niewiele w stosunku do jej prywatnego życia. Przyznam szczerze, że ten fakt trochę mnie rozczarował, bo...
2022-03-22
Recenzja z profilu:
https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
Victoria Schwab zajmuje jedno z czołowych miejsc w moim rankingu ulubionych autorów/autorek, ponieważ pisane przez nią historie nigdy mnie nie rozczarowują. Sami więc rozumiecie, że wręcz musiałam sięgnąć po „Mroczną kryptę”.
"Mroczna krypta" to na pozór typowa fantastyka młodzieżowa: mamy tu dużo przygód, tajemnic i zagadek, a także odrobinę wątku romansowego, który jest jednak na tyle subtelny, że stanowi przyjemne uzupełnienie powieści. Główna bohaterka jest nastolatką (adekwatnie do wieku docelowej grupy odbiorczej), jednak jest na tyle dojrzała, że jej wiek nie przeszkodzi w lekturze i tym starszym czytelnikom. Mac można polubić od razu – nie tylko za jej odwagę i determinację, ale też za to, że jest zwyczajnie nieidealna, przez co łatwo jest się z nią utożsamić. Również bohaterowie drugoplanowi potrafią skraść serce (Wesley) lub zaintrygować (Owen).
W tej historii kryją się jednak pewien mrok i smutek, momentami wręcz melancholia. Jest to jak najbardziej zrozumiałe, w końcu mamy tu do czynienia ze śmiercią. Schwab pisze w sposób lekki i przyjemny, ale czasem nawet jedno zdanie lub wtrącenie potrafi skłonić czytelnika/czytelniczkę do refleksji nad samym/ą sobą i przemijaniem, co już stawia jej teksty o półkę wyżej od przeciętnych „młodzieżówek”. Swoją drogą: zauważyliście/łyście, że motyw śmierci, próby jej uniknięcia, życia pozagrobowego i innych wymiarów przewija się prawie w każdej powieści tej autorki? Lecz bez obaw – książki te bynajmniej nie są wtórne; bowiem każda z nich stanowi inną wariację na temat ww. motywów i przedstawia je z różnych punktów widzenia. Moim zdaniem jest to już jednak coś charakterystycznego dla prozy Schwab.
Wydanie dwóch części z cyklu "Archiwum" w jednym tomie to również rzecz warta uznania, ponieważ po przeczytaniu pierwszej części można od razu delektować się jej kontynuacją. Moim zdaniem Mroczna krypta to pozycja zdecydowanie warta uwagi. Archiwum skrywa jednak jeszcze wiele tajemnic, więc mam nadzieję, że będzie mi jeszcze dane wrócić do świata Mackenzie.
Recenzja z profilu:
https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
Victoria Schwab zajmuje jedno z czołowych miejsc w moim rankingu ulubionych autorów/autorek, ponieważ pisane przez nią historie nigdy mnie nie rozczarowują. Sami więc rozumiecie, że wręcz musiałam sięgnąć po „Mroczną kryptę”.
"Mroczna krypta" to na pozór typowa fantastyka młodzieżowa: mamy tu dużo...
2022-06-28
Akcja trylogii Chokshi rozpoczyna się w Paryżu w 1889 r., kiedy do zamożnego poszukiwacza skarbów, Séverina, zwraca się o pomoc Zakon Babel. W zamian za pomoc chłopak otrzymuje propozycję dostępu do skarbu, do należnego mu dziedzictwa. Séverin będzie potrzebował przy tym pomocy specjalistów: matematyczki z długiem do spłacenia, historyka, który nie może wrócić do domu, tancerki o ponurej przeszłości i kogoś, kto jest mu bratem, choć nie łączą ich więzy krwi.
"The Gilded Wolves" to świetny przykład na to, że można połączyć dynamiczną fabułę ze stworzeniem pełnowymiarowych, wiarygodnych postaci. Z jednej strony czytamy więc o tajemnicach, zagadkach i przeszkodach, na jakie trafiają nasi bohaterowie, ale z drugiej możemy się zapoznać również z nimi samymi. Przysięgam, że nie sposób ich nie polubić. Pod tym względem TGW przypomina „Szóstkę wron” Bardugo. „Paczka” Séverina to ludzie o zupełnie różnych osobowościach i którzy – odrzuceni przez społeczeństwo – stworzyli razem coś na kształt rodziny, którą samą sobie wybrali. Według mnie rys psychologiczny bohaterów i nakreślenie relacji pomiędzy nimi jest najmocniejszym punktem tej trylogii. Chokshi nie uprawia tutaj tzw. „drewnianej ekspozycji”, ale pokazuje wszystko za pomocą konkretnych scen i dialogów, by czytelnicy mogli wyciągać samodzielne wnioski. Oprócz tego nie brak tu humoru sytuacyjnego, który najczęściej wnoszą chaotyczny Enrique i melodramatyczny Hypnos.
Na przestrzeni trylogii podróżujemy z Paryża do mroźnej Rosji, by w końcu trafić do Wenecji. W naturalny sposób pozwala to autorce uniknąć fabularnej monotematyczności, bowiem co kraj, to nowe informacje i struktury Zakonu. Razem z bohaterami rozwiązujemy więc kolejne zagadki rodem z Indiany Jonesa, co działa (przynajmniej na początku) niezwykle angażująco. Po pewnym czasie staje się to jednak dosyć monotonne: nieważne, co stanie postaciom na przeszkodzie, one sobie z tym poradzą, bo akcja musi iść do przodu. Przez brak owego czynnika niepewności fabuła zostaje pozbawiona napięcia. Jest to mój największy zarzut wobec tej serii.
Mimo, że finał trylogii łamie serce, to i tak jest udany, można powiedzieć, że jest słodko-gorzki, i stanowi piękną klamrę dla wszystkich trzech tomów, a na podstawie epilogu "Bestii z brązu" mogłaby powstać cała powieść w stylu „Addie LaRue”.
Akcja trylogii Chokshi rozpoczyna się w Paryżu w 1889 r., kiedy do zamożnego poszukiwacza skarbów, Séverina, zwraca się o pomoc Zakon Babel. W zamian za pomoc chłopak otrzymuje propozycję dostępu do skarbu, do należnego mu dziedzictwa. Séverin będzie potrzebował przy tym pomocy specjalistów: matematyczki z długiem do spłacenia, historyka, który nie może wrócić do domu,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-05-15
Bardzo przeciętna pozycja. Sztuczne dialogi, drewniana ekspozycja, a sam Dior znajduje się na drugim planie i stanowi pretekst do przedstawienia innej historii.
Bardzo przeciętna pozycja. Sztuczne dialogi, drewniana ekspozycja, a sam Dior znajduje się na drugim planie i stanowi pretekst do przedstawienia innej historii.
Pokaż mimo to2022-03-29
Recenzja z profilu:
https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
Pseudonimem „Dakann” posługuje się w Internecie Grzegorz Barański (w dalszej części G.B) – jedna z najbardziej znanych, a na pewno jedna z najdłużej działających na polskim YT osób. Jego kanał „Piątek” zgromadził sporo fanów i właśnie do tego serialu internetowego nawiązuje też luźno nowela G.B. Trzeba jednak zaznaczyć, że znajomość „Piątku” nie jest wymagana i bez trudu można odnaleźć się w fabule „Toski”.
„Toska” to swojego rodzaju sprawozdanie o 24 godzinach z życia współczesnego trzydziestolatka. Piątkowy wieczór przeradza się jednak szybko w ciąg zdarzeń, wywołujących masę przemyśleń głównego bohatera.
Przyporządkowuję „Toskę” do gatunku epickiego, jakim jest nowela głównie ze względu na jednowątkowość i krótki czas rozgrywania akcji. Mamy tu do czynienia z narratorem pierwszoosobowym, siłą rzeczy subiektywnym w swoich osądach i przemyśleniach, co oczywiście działa na plus, ponieważ pozwala zmniejszyć dystans czytelnika/czytelniczki do opisywanych wydarzeń.
W niektórych opiniach G.B. jest zarzucana zbyt mała ilość bohaterów i wątków pobocznych oraz w ogóle oszczędne w środkach opisy. Kompozycyjnie „Toska” wpisuje się jednak w formę strumienia świadomości (o czym świadczą chociażby luźne skojarzenia wtrącane przez narratora). Technika ta ma odwzorowywać naturalny przebieg myśli bohatera, więc fragmentaryczność świata przedstawionego jest jak najbardziej na miejscu. Ktoś mógłby posądzić mnie o nadinterpretację, jednak śledząc G.B. można zauważyć, że klasyka literatury nie jest mu obca, więc moim zdaniem wiedział, co robi i jaki efekt chce osiągnąć.
Autor odwołuje się do literatury światowej i do popkultury również bezpośrednio, co także cieszy. W „Tosce” na pierwszy plan wysuwa się jednak melancholia i swojego rodzaju ból, wynikający z istnienia oraz takiej, a nie innej konstrukcji współczesnego świata. Do noweli G.B. można co prawda podejść na luzie, dla śmiechu, ale prędzej czy później również i czytelnikowi/czytelniczce udziela się wisielczy nastrój głównego bohatera. Znajdują się tu co prawda humor, ironia i absurd, które w połączeniu z naturalistycznymi opisami mogą wywoływać śmiech, jednak w dalszym ciągu jest to tzw. „śmiech przez łzy”. Odnosi się on nie tylko do egzystencji jednostki ale stanowi też komentarz do zachowań całych grup społecznych, subkultur jak i w ogóle narodu polskiego.
Przez „Toskę” przewija się również wiele postaci drugoplanowych – mniej lub bardziej groteskowych w swoim zachowaniu czy wyglądzie, a na pewno (przynajmniej dla autora) symbolicznych. To pozwala zastanawiać się, czy mamy do czynienia z jawą, snem, alkoholowymi zwidami głównego bohatera, czy może jego podróżą w głąb siebie. Pozostawia to pole wyobraźni i interpretacji, podobnie jak robi to otwarte zakończenie.
Recenzja z profilu:
https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
Pseudonimem „Dakann” posługuje się w Internecie Grzegorz Barański (w dalszej części G.B) – jedna z najbardziej znanych, a na pewno jedna z najdłużej działających na polskim YT osób. Jego kanał „Piątek” zgromadził sporo fanów i właśnie do tego serialu internetowego nawiązuje też luźno nowela G.B. Trzeba...
2022-03-06
Recenzja z: https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
„Akuszerki” to powieść, na której premierę czekało na bookstagramie wiele osób i przyznam, że sama zaliczałam się do tego grona, głównie ze względu na intrygujący opis.
Akcja powieści zaczyna się w 1885 roku, a jej główną bohaterką jest Franciszka, która przez zbieg okoliczności zaczyna pomagać okolicznym kobietom przy porodach, a w końcu dzięki nieoczekiwanemu wsparciu zaczyna naukę w krakowskiej szkole położnych. Gdy wraca do rodzinnej wsi, boleśnie zderza się z wiejską biedną i zabobonną rzeczywistością.
Na początku lektury obawiałam się, że historia ta może otrzeć się o idealizowanie macierzyństwa i „cudu narodzin”. Na szczęście moje obawy zostały szybko rozwiane, autorka w żadnym razie nie ociera się o patos, niczego nie upiększa, a narracja, którą prowadzi jest momentami wręcz naturalistyczna. Można tu jednak wyczuć wielkie zrozumienie dla kobiecych przeżyć i znaleźć tu każdą emocję – od radości po niewysłowiony smutek, jak to zresztą w życiu bywa. Realizm opisów i wydarzeń to moim zdaniem, jeden z najmocniejszych aspektów „Akuszerek”, ponieważ właśnie dzięki niemu fabuła książki zyskuje cechy opowieści snutej przez dojrzałą i doświadczoną przez życie kobietę. Jest to coś, co może kojarzyć się z historiami opowiadanymi nam przez nasze mamy, babcie czy prababcie i właśnie dlatego nas tak porusza. Warto przy tym wspomnieć, że inspiracją dla autorki była historia jej własnej prababki, która pojawia się zresztą na kartach książki.
„Akuszerki” to jednak nie tylko 700 stron historii położnictwa, ale również portret polskiej wsi przełomu XIX i XX w. Kolejną mocną stroną powieści S. Jakubowskiej jest więc niesamowity klimat, uzyskany wspomnianymi realistyczno-naturalistycznymi opisami, jak również dialektyzacją języka, który jest żywy i obrazowy. Myślałam, że trafne odtworzenie atmosfery dawnej wsi jest już współcześnie niemożliwe. A jednak! Autorka udowodniła w „Akuszerkach”, że jak najbardziej można to zrobić i że ona to potrafi. Pod względem estetyki można więc porównać jej powieść do znanych nam ze szkoły „Chłopów” czy „Wesela”.
Co jednak najbardziej mnie ujęło w trakcie lektury, to zrównoważenie między dwoma skrajnymi przeciwieństwami. Fabuła powieści obejmuje bowiem ponad 60 lat, więc siłą rzeczy prędzej czy później musiała pojawić się w niej, zaraz obok narodzin, śmierć. Nie można przy tym nie wspomnieć o wpływie wszelkich wydarzeń historycznych na to małe, wiejskie społeczeństwo, które w rezultacie końcowym staje się powierzchnią projekcyjną dla tragedii całego narodu polskiego. Jednak okazuje się, że życie potrafi zrodzić się na tle nawet najbardziej dramatycznych wydarzeń. Fabuła „Akuszerek” zyskuje tym samym strukturę „kręgu życia” – jedne osoby odchodzą, na ich miejsce przychodzą nowe, jednak balans i równowaga zawsze są zachowane. Jest w tym coś przejmującego i wzruszającego, prawda?
Podsumowując, „Akuszerki” to świetna, poruszająca i bardzo klimatyczna powieść o kobietach i kobiecości, blaskach i cieniach macierzyństwa, a przede wszystkim o nierozerwalności życia i śmierci. Jest to wyśmienita lektura, która na długo pozostaje w pamięci.
Dziękuję wydawnictwu Relacja za możliwość zrecenzowania „Akuszerek”.
Recenzja z: https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
„Akuszerki” to powieść, na której premierę czekało na bookstagramie wiele osób i przyznam, że sama zaliczałam się do tego grona, głównie ze względu na intrygujący opis.
Akcja powieści zaczyna się w 1885 roku, a jej główną bohaterką jest Franciszka, która przez zbieg okoliczności zaczyna pomagać okolicznym...
2019-10-29
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com
Zawsze i na zawsze to już ostatni tom z cyklu O chłopcach. I z tego też powodu lektura jest tak stresująca, ponieważ czytelnik chce aby losy bohaterów ułożyły się po jego myśli. Dlatego też oderwanie się od lektury jest wręcz niemożliwe. Czytelnik nie spocznie, dopóki nie dowie się, co z jego ulubionymi postaciami. Z tego można wywnioskować, że w Zawsze i na zawsze nie brakuje napięcia i zwrotów akcji, oczywiście na miarę powieści obyczajowej. Na początku obawiałam się, czy ta historia przeciągnięta na 3 tomy, to nie będzie zbyt wiele szczęścia na raz. Nie zrozumcie mnie źle, lubię czytać o Larze Jean i jej bliskich, ale uważam, że nieumiejętnie poprowadzona fabuła potrafi zepsuć nawet najlepsze powieści. Na szczęście, okazało się, że moje obawy były niepotrzebne, a Zawsze i na zawsze nie odstaje od poprzednich części. Problemy, na które tutaj natrafiają bohaterowie nie są ani zbyt wydumane, ale też nie wtórne. Totalnie rozumiem niepewność Lary Jean i Petera, jeśli chodzi o wybieranie studiów i decydowanie w tak młodym wieku o całej swojej przyszłości. Sama przecież nie tak dawno to przeżywałam. Uważam, że powieść Jenny Han oprócz źródła rozrywki stanowi swojego rodzaju pocieszenie i być może wskazówkę dla osób, które stoją na życiowym rozdrożu, nie tylko jeśli chodzi o wspominaną wcześniej edukację. Co więcej również wątki poboczne poruszają takie problemy, jakie możemy napotkać w życiu codziennym i w pewien sposób pokazują, jak można sobie z nimi radzić. Myślę, że taka funkcja edukacyjna w literaturze, a już szczególnie tej skierowanej do młodzieży, jest bardzo ważna.
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com
Zawsze i na zawsze to już ostatni tom z cyklu O chłopcach. I z tego też powodu lektura jest tak stresująca, ponieważ czytelnik chce aby losy bohaterów ułożyły się po jego myśli. Dlatego też oderwanie się od lektury jest wręcz niemożliwe. Czytelnik nie spocznie, dopóki nie dowie się, co z jego ulubionymi postaciami. Z...
2015-04-18
To moje pierwsze spotkanie z książkami Matthew Quicka, ale wiem, że nie ostatnie. Dlaczego? Bo powieść "Prawie jak gwiazda rocka" zauroczyła mnie do tego stopnia, że mam ochotę na więcej! Książka jest napisana zgodnie z domeną Quicka, czyli "Pozytywnym myśleniem". Pierwsze skojarzenie z "Prawie jak gwiazda rocka" to ciepło, lekkość pisania i wyrażania myśli oraz swojego rodzaju magnetyzm, który przyciąga czytelnika do powieści, gdy tylko ją odłoży.
Cała recenzja:
http://przystanek-bookstock.blogspot.com/2015/04/prawie-jak-gwiazda-rocka-matthew-quick.html
To moje pierwsze spotkanie z książkami Matthew Quicka, ale wiem, że nie ostatnie. Dlaczego? Bo powieść "Prawie jak gwiazda rocka" zauroczyła mnie do tego stopnia, że mam ochotę na więcej! Książka jest napisana zgodnie z domeną Quicka, czyli "Pozytywnym myśleniem". Pierwsze skojarzenie z "Prawie jak gwiazda rocka" to ciepło, lekkość pisania i wyrażania myśli oraz swojego...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-01-20
Matthew Quick jest często porównywany do Johna Greena. Ja uważam jednak, że jest o wiele lepszym pisarzem od Pana Zielonego. Jego bohaterowie są prawdziwi, naturalni. Nie są nastolatkami, którzy w sztuczny sposób wydają się być ponadprzeciętni. Ich myśli są głębokie, ale mimo wszystko, wydają się być na miejscu, nie tak jak u Greena- upchnięte na siłę i na poziomie filozofa na emeryturze. "Niezbędnik obserwatorów gwiazd" to moje drugie spotkanie z Matthew Quickiem. "Prawie jak gwiazda rocka" bardzo mi się podobała. Z "Niezbędnikiem..." nie było inaczej. Ta powieść mnie pochłonęła. Każdy kolejny rozdział zachęcał do rozpoczęcia kolejnego, przez co książkę przeczytałam naprawdę szybko. Spędziłam dwa przyjemne wieczory z Finleyem i Numerem 21, za co jestem panu Quickowi wdzięczna. "Niezbędnik obserwatorów gwiazd" to książka, która bawi, uczy i porusza do głębi. Oprócz tego autor przepięknie nawiązał w niej do Harry'ego Pottera. I chociaż powieść porusza wiele trudnych tematów, jak na przykład dorastanie, przyjaźń, brak akceptacji, to i tak potrafi podnieść na duchu i ukazać nam, że zawsze jest jakieś światełko w tunelu.
Cała recenzja:
http://przystanek-bookstock.blogspot.com/2016/01/musimy-cos-zmienic-sandy-hall.html
Matthew Quick jest często porównywany do Johna Greena. Ja uważam jednak, że jest o wiele lepszym pisarzem od Pana Zielonego. Jego bohaterowie są prawdziwi, naturalni. Nie są nastolatkami, którzy w sztuczny sposób wydają się być ponadprzeciętni. Ich myśli są głębokie, ale mimo wszystko, wydają się być na miejscu, nie tak jak u Greena- upchnięte na siłę i na poziomie filozofa...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-18
Znowu wiele szumu o nic. Jestem rozczarowana. "Cyrk nocy" miał mnie porwać do swojego świata, oczarować baśniowymi i magicznymi motywami, a ja po prostu z każdą kolejną przeczytaną stroną byłam coraz bardziej znudzona i niecierpliwie czekałam na moment, w którym dotrę do ostatniej strony. Trudno mi zrozumieć te wszystkie pozytywne opinie na temat tej książki. Dla mnie jest to kolejne "dzieło" z kategorii "dziś czytałam, jutro już zapomnę". Oczywiście, nie twierdzę, że "Cyrk nocy" jest beznadziejny niczym "After", czy "Kwiaty na poddaszu", ale jednak spodziewałam się czegoś więcej. Muszę przyznać, że sama koncepcja powieści jest ciekawa i interesująca, dlatego tak bardzo żałuję, że książka nie przypadła mi do gustu. Postaci były sztuczne i widać było, że autorka koniecznie chciała włożyć w ich usta jakąś złotą myśl, żeby czytelnikowi wydawało się, że powieść go czegoś nauczyła. Dwójka głównych bohaterów, czyli Celia i Marco zostali prawdopodobnie najgorzej skonstruowani. Ta "rywalizacja" i "romans" między nimi nie wzbudziły we mnie wielkich emocji, a jedynie przywołały na usta ironiczny uśmieszek. Przyznaję, czytałam gorsze książki, ale "Cyrk nocy" jest gdzieś tak po środku mojego rankingu. Niby nie najgorzej, ale jednak bez szału.
Cała recenzja:
http://przystanek-bookstock.blogspot.com/2016/02/cyrk-nocy-erin-morgenstern.html
Znowu wiele szumu o nic. Jestem rozczarowana. "Cyrk nocy" miał mnie porwać do swojego świata, oczarować baśniowymi i magicznymi motywami, a ja po prostu z każdą kolejną przeczytaną stroną byłam coraz bardziej znudzona i niecierpliwie czekałam na moment, w którym dotrę do ostatniej strony. Trudno mi zrozumieć te wszystkie pozytywne opinie na temat tej książki. Dla mnie jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-05
Która z nas będąc małą dziewczynką, nie marzyła o tym by być księżniczką z baśni, mieć u swego boku przystojnego księcia i mieszkać w pięknym pałacu? Jednak w pewnym momencie podrosłyśmy i zderzyłyśmy się z szarą rzeczywistością. "Takie rzeczy nie dzieją się naprawdę", myślałyśmy. Anna Moczulska postanowiła udowodnić nam, że baśniowe historie zdarzały się w realnym życiu, opisując losy słynnych kobiet. O tej książce dowiedziałam się przypadkiem. Czy żałuję jej zakupu? Zdecydowanie nie! Lektura tej pozycji okazała się być dla mnie bardzo ciekawą lekcją historii. Ciekawą dlatego, że zamiast na mężczyznach i polityce, skupiono się na kobietach, przedstawiając czytelnikowi ich życiorysy przy pomocy nawiązań do baśni. I tak możemy przeczytać o kobietach, które odegrały role Śpiących Królewien, Pięknych (tych od Bestii), Kopciuszków, Królewien Śnieżek i Księżniczek na ziarnku grochu. Kiedy dowiedziałam się, że Anna Moczulska opisała też cesarzową Sisi, wtedy wiedziałam, że muszę sięgnąć po tę pozycję. Lektura tej książki była dla mnie bardzo miłym doświadczeniem. Podczas czytania nie było miejsca na nudę. Losy "słynnych kobiet" zostały przedstawione w sposób ciekawy, z lekką dozą ironii. Rozdziały książki są dosyć krótkie, więc czytelnik nie ma uczucia nadmiaru informacji. Wszystko jest wyjaśnione pokrótce, ale jednak dokładnie. Ubolewam jednak nad tym, że pani Moczulska potraktowała po macoszemu cesarzową Elżbietę, opisując tylko jej zamiłowanie do własnej urody i ukazując ją jako płytką, zadufaną w sobie osobę. Owszem, Sisi dbała o swój wygląd (i to przesadnie), była egocentryczna, jednak jej psychika była tak złożona, że do dzisiaj ta kobieta pozostaje dla nas tajemnicą, a o jej życiu można by pisać setki stron, a nie jak autorka tylko kilka i pozbawiając Sisi barwności. Jednak ci, którzy chcą zacząć przygodę z historią, powinni sięgnąć po książkę Anny Moczulskiej, właśnie ze względu na tę zwięzłość. Z własnego doświadczenia wiem, że ilość dat i nazw własnych potrafi skutecznie zniechęcić do lektury. Ale w tej pozycji tego nie znajdziecie. To mogę Wam zagwarantować. Jedyne co mnie irytuje, to zawarcie w tytule wyrazu "bajka". Otóż, warto wiedzieć, że bajka to utwór wierszowany z morałem, gdzie cechy ludzkie są uosobione w postaci zwierząt. Przykładem bajki są "Ptaszki w klatce" Ignacego Krasickiego. Natomiast "Królewna Śnieżka", "Piękna i "Bestia" to baśnie, czyli utwory epickie o walce dobra ze złem, gdzie dobro zawsze (albo prawie zawsze) zwycięża. Jest to typowy błąd merytoryczny i bardzo mnie on razi. Dziwię się, że ta książka przeszła tak długą drogę przez redakcję i korektę, a nikomu nawet nie przeszło przez myśl, że bajka i baśń to nie to samo. W tym momencie przemówił przeze mnie prawdziwy humanista. Jednak mimo tego błędu, który w końcu nie jest aż tak istotny, gorąco polecam Wam dzieło Anny Moczulskiej!
Cała recenzja:
http://przystanek-bookstock.blogspot.com/2015/09/bajki-ktore-zdarzyy-sie-naprawde.html
Która z nas będąc małą dziewczynką, nie marzyła o tym by być księżniczką z baśni, mieć u swego boku przystojnego księcia i mieszkać w pięknym pałacu? Jednak w pewnym momencie podrosłyśmy i zderzyłyśmy się z szarą rzeczywistością. "Takie rzeczy nie dzieją się naprawdę", myślałyśmy. Anna Moczulska postanowiła udowodnić nam, że baśniowe historie zdarzały się w realnym życiu,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ochoczo sięgnęłam po "Złotą skórę", bo czułam, że Carla Montero znowu mnie nie zawiedzie. I tak się też stało. Dałam się wciągnąć w świat wiedeńskich artystów początku XX wieku. Autorka napisała świetny kryminał, który trzyma w napięciu i zaskakuje od pierwszej do ostatniej strony. Miałam podejrzenia co do tego, kim mógłby być morderca, jednak moje myślenie okazało się błędne i zostałam na końcu książki zaskoczona.
Cała recenzja:
http://przystanek-bookstock.blogspot.com/2015/05/zota-skora-carla-montero.html
Ochoczo sięgnęłam po "Złotą skórę", bo czułam, że Carla Montero znowu mnie nie zawiedzie. I tak się też stało. Dałam się wciągnąć w świat wiedeńskich artystów początku XX wieku. Autorka napisała świetny kryminał, który trzyma w napięciu i zaskakuje od pierwszej do ostatniej strony. Miałam podejrzenia co do tego, kim mógłby być morderca, jednak moje myślenie okazało się...
więcej Pokaż mimo to