-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2014-02-06
2014-06-10
2014-12-10
2014-09-01
2014-01-24
W kinach pojawił się film "Pod Mocnym Aniołem", na podstawie prozy Jerzego Pilcha pod tym samym tytułem. Zanim będę miała okazję obejrzeć pełnometrażowy obraz, chciałam zapoznać się z książką. W ten oto sposób w moje ręce trafił traktat o piciu i niepiciu. Jerzy Pilch to polski pisarz, który jest również autorem scenariuszy filmowych. Za książkę "Pod Mocnym Aniołem" w 2001 roku otrzymał nagrodę Nike. Tym bardziej ciekawiła mnie ta lektura.
Książka jest zapisem przemyśleń, podczas pobytu na oddziale dla deliryków, pisarza-alkoholika dotyczących życia oraz picia . Czy narrator jest alter ego autora? Możemy się jedynie domyślać, że Pilch serwuje nam własne doświadczenia, ale nie jest to pewne na 100%. Dlaczego? Ponieważ jak sam pisze:
"- [...]Autor to nie jest narrator i narrator to nie jest autor - tak uczą na najwyższych szczeblach polonistycznych wtajemniczeń i mają rację. Jeśli ja konstruuję postać i jeśli nawet jest to postać wzorowana na mnie samym, jeśli nawet jak ja pie i jeśli nawet ma na imię Juruś, to i tak ta postać nie jest mną, na Boga!
- Nie zgadzam się z tobą. Narrator jest zawsze tobą, z twoich myśli się bierze, w twojej głowie powstaje."*
Każdorazowy pobyt Jurka na oddziale deliryków, kończy się tym, że wracając do domu, najpierw wstępuje do lokalu "Pod Mocnym Aniołem" i tym samym rozpoczyna kolejny okres picia, po krótkim okresie niepicia. Bohater oprócz swojego filozofowania przedstawia nam kilka postaci, przebywających w szpitalu oraz ich życiorysów, zniszczonych bardziej lub mniej przez alkoholizm. Postaci te zostały odrealnione przez nadanie im przez autora specyficznych mian, na przykład mamy Doktora Granadę, Don Juana Ziobro czy Królową Kentu.
Pilch we wspaniały sposób żongluje słowem, czytanie jego monologu to czysta przyjemność. Przy okazji możemy zapoznać się ze spojrzeniem na świat z perspektywy alkoholika, dowiemy się co ma znaczenie, a raczej co znaczenia nie ma, a także kiedy alkoholik podejmuje decyzję o niepiciu i czy ma możliwość wytrwania w tej decyzji.
Książka bardzo mi się podobała, głównie dzięki stylowi autora, i jestem przekonana, że jeszcze do niej wrócę. Mam wrażenie, że kolejne czytanie pozwoli odkryć mi więcej niż podczas pierwszego. Czasami są takie właśnie książki, które przy każdym czytaniu pokazują nam coś nowego. Mnie ten temat dodatkowo interesuje, ponieważ miałam styczność z alkoholizmem, z wychodzeniem z niego oraz z powrotami w nałóg.
Podsumowując mogę napisać, że polecam wszystkim, jest to kawał dobrej prozy - naprawdę warto przeczytać.
W kinach pojawił się film "Pod Mocnym Aniołem", na podstawie prozy Jerzego Pilcha pod tym samym tytułem. Zanim będę miała okazję obejrzeć pełnometrażowy obraz, chciałam zapoznać się z książką. W ten oto sposób w moje ręce trafił traktat o piciu i niepiciu. Jerzy Pilch to polski pisarz, który jest również autorem scenariuszy filmowych. Za książkę "Pod Mocnym Aniołem" w...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-09
Hanka Lemańska to psycholożka oraz trenerka umiejętności menedżerskich i psychologicznych. Miałam już przyjemność zapoznać się z jej pierwszą książką "Chichot losu", która to bardzo mi się spodobała. Dlatego bez oporów i z dużą ciekawością sięgnęłam po "Aneczkę", która jest reklamowana przez samą autorkę jako "niepodobną do żadnej spośród znanych jej pozycji książkowych". A czy jest to trafne podsumowanie?
Tytułowa Aneczka jest zahukaną trzydziestolatką wychowaną w matriarchalnej rodzinie, w której prym wiodą cztery siostry. Jest też jeden mężczyzna - ojciec Aneczki, ale jest to prawie nieobecny w domu i nieangażujący się za bardzo w życie rodzinne lekarz. Dziewczyna przez całe życie nie miała swojego zdania, ciotki decydowały jak ma się ubierać, jak ma wyglądać, a nawet kiedy się odzywać. Przez to jest tak zwaną szarą myszką - dosłownie. Ubiera się w czernie i szarości, włosy koloru mysiego nietwarzowo ułożone, cicha i potulna, niewidoczna i przeciętna. Poza domem radzi sobie trochę lepiej niż w towarzystwie ciotek i matki: pracuje w gazecie i zajmuje się działem psychologicznym. Jednak kiedy podpada żonie szefa trafia do znienawidzonego przez wszystkich działu porad, gdzie odpowiada na listy czytelników. Wstępem do późniejszych nietypowych wydarzeń jest dziwny list z prośbą o poradę, przesłany przez zdradzanego męża. Jakie znaczenie ma ta niepozorna korespondencja? Czy będzie ona miała wpływ na życie Aneczki? Co się stało, że niepozorna do tej pory dziewczyna zaczyna przyciągać adoratorów?
Historia nie jest zaskakująca, a nawet rzekłabym, że jest przewidywalna. Nie mniej jednak czyta się ją z ogromną przyjemnością, bohaterowie są wyraziści i dobrze nakreśleni, jedni są sympatyczni, inni wywołują mieszane uczucia. Zwłaszcza ciotki są tu elementem drażniącym. Główna bohaterka także potrafi doprowadzić do tzw. "opadnięcia witek" - 30 lat na karku, a zero asertywności, nawet buntu nastoletniego nie przeszła. Jednak podczas lektury towarzyszymy Aneczce w metamorfozie w kobietę zdecydowaną, broniącą własnego zdania, drobnymi kroczkami, jakby mimochodem, widzimy pojedyncze zmiany w charakterze.
Generalnie książka jest ciekawa i optymistyczna, napisana lekko i przystępnie. Czyta się ją szybko i z zainteresowaniem. Polecam wszystkim lubiącym kobiece opowieści.
Hanka Lemańska to psycholożka oraz trenerka umiejętności menedżerskich i psychologicznych. Miałam już przyjemność zapoznać się z jej pierwszą książką "Chichot losu", która to bardzo mi się spodobała. Dlatego bez oporów i z dużą ciekawością sięgnęłam po "Aneczkę", która jest reklamowana przez samą autorkę jako "niepodobną do żadnej spośród znanych jej pozycji...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-19
Od jakiegoś czasu staram się poznawać twórczość polskich autorów, z którymi nie miałam wcześniej do czynienia. Z reguły kończy się to konkluzją "jak ja mogłam tyle czasu żyć w nieświadomości i nie znać takiego pisarza/pisarki?!". Tak było w przypadku Małgorzaty J. Kursy, Magdaleny Witkiewicz czy Eweliny Kłody. Teraz mogę dorzucić kolejne nazwisko do tej listy - Danuta Noszczyńska. W książkę "Luizę pilnie sprzedam" zaopatrzyłam się na jakiejś książkowej wyprzedaży, nie do końca będąc przekonaną czy faktycznie ją chcę. Po lekturze mogę jedynie stwierdzić, że oj tak, chcę.
"Luizę pilnie sprzedam" to historia pewnej dziewczyny Luizy, wychowywanej przez ojca - drobnego kanciarza i kombinatora. Na 21 urodziny córki tatuś robi jej prezent i zabiera ją do kasyna, gdzie w ferworze zabawy przegrywają czterysta tysięcy złotych. Problem polega na tym, że te pieniądze nie należały do nich, tylko zostały przekazane tatusiowi na przechowanie przez Strasznego Mafioza. Teraz muszą wykombinować jak odzyskać forsę, żeby rzeczony Mafiozo się nie zdenerwował. Czy odpowiednim rozwiązaniem będzie wydanie córki za bogatego staruszka? Wydaje się, że to powinno rozwiązać wszystkie problemy Luizy i jej ojca, ale czy na pewno?
Początek wcale mnie nie zachwycił, miałam problem z tym, żeby dobrze wciągnąć się w akcję. Ale po kilkunastu stronach wydarzenia zaczęły nabierać tempa, przyzwyczaiłam się do specyficznego języka powieści i nie mogłam się już oderwać. Największym atutem tej książki jest nieprzewidywalność. Kiedy wydaje nam się, że doskonale wiemy co się wydarzy za chwilę, to wtedy autorka tak zgrabnie nami manewruje, wyprowadzając na manowce, że to co nam się wydawało wcale nie następuje, a zdarzenia kierują nas ku kolejnym zwrotom akcji.
Postaci są dobrze wykreowane, ciekawe i odpowiednio tajemnicze. Na tyle tajemnicze, że niekoniecznie jesteśmy w stanie domyślać się panujących relacji, chociaż i te udaje się czasami przewidzieć. Jedynym mankamentem jest język, którym posługują się bohaterowie. Na początku był dla mnie strasznie męczący, chociaż jak najbardziej na miejscu biorąc pod uwagę sylwetki postaci. Jednakże, jak już zauważyłam, po kilkunastu stronach można się do niego przyzwyczaić i wtedy lektura staje się czystą przyjemnością.
Biorąc pod uwagę powyższe mam nadzieję zapoznać się z innymi książkami tej autorki, żeby sprawdzić czy będą równie dobre, a może nawet lepsze. A "Luizę..." polecam wszystkim, którzy lubią nietuzinkowe powieści.
Od jakiegoś czasu staram się poznawać twórczość polskich autorów, z którymi nie miałam wcześniej do czynienia. Z reguły kończy się to konkluzją "jak ja mogłam tyle czasu żyć w nieświadomości i nie znać takiego pisarza/pisarki?!". Tak było w przypadku Małgorzaty J. Kursy, Magdaleny Witkiewicz czy Eweliny Kłody. Teraz mogę dorzucić kolejne nazwisko do tej listy - Danuta...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-07
2014-01-26
2014-12-09
2014-09-28
2014-12-23
2014-12-18
Wspaniała książka pełna ciepłych okołowigilijnych opowieści. Na pewno będę do niej wracała. Cudowny klimat wyziera z każdego opowiadania.
Wspaniała książka pełna ciepłych okołowigilijnych opowieści. Na pewno będę do niej wracała. Cudowny klimat wyziera z każdego opowiadania.
Pokaż mimo to2014-12-07
2014-11-19
Dawno się tak nie męczyłam przy literaturze kobiecej. Kompletnie do mnie nie przemówił styl autorki, wiele wątków w moim odczuciu było totalnie bez sensu... Pozostałym częściom mówię zdecydowane nie.
Dawno się tak nie męczyłam przy literaturze kobiecej. Kompletnie do mnie nie przemówił styl autorki, wiele wątków w moim odczuciu było totalnie bez sensu... Pozostałym częściom mówię zdecydowane nie.
Pokaż mimo to2014-10-31
2014-10-23
2014-10-04
2014-09-29
2014-09-21
4 luty 2014
Droga Kasieńko!
Pamiętasz jak jakiś czas temu zachwycałam się fenomenalną książką Magdaleny Witkiewicz "Szkoła żon"? Tobie też się bardzo spodobała i nie ma w tym nic dziwnego. Podejrzewam, że wiele kobiet po jej lekturze przeanalizowało swoje związki i zaczęło robić coś tylko dla siebie i dla własnego zadowolenia. Oczywiście nie wspominam tej książki bez przyczyny. Wyobraź sobie, że już jest!! Kontynuacja tej rewelacyjnej powieści pojawiła się już w księgarniach, a ja właśnie zasiadam w fotelu z moim własnym egzemplarzem "Pensjonatu marzeń"...
6 luty 2014
Już jestem po lekturze, zajęło mi to "aż" 1,5 dnia, ponieważ dawkowałam sobie tę przyjemność, nie chciałam aby za szybko skończyła moja przygoda z "Pensjonatem marzeń". Tak jak Ci pisałam, jest to kontynuacja "Szkoły żon", a zatem jesteśmy świadkami dalszych losów, poznanych wcześniej bohaterek: Julki, Miśki, Marty i Jadwigi. Oprócz nich pojawia się także Agnieszka - osobista trenerka fitness, dzięki której Marta rozpoczęła pozbywanie się zbędnych kilogramów.
Dzięki "Pensjonatowi..." dowiadujemy się jak udało się bohaterkom wykorzystać, zdobytą w Zmysłowej Szkole Żon, wiedzę. Czy szczęście, które odnalazły podczas cudownego turnusu, nadal jest obecne w ich życiu? Czy pamiętają o tym, żeby dbać o siebie i sprawiać sobie mniejsze i większe przyjemności? Oprócz tego staje przed nimi nie lada wyzwanie, a mianowicie utworzenie drugiego oddziału Szkoły, tym razem na Kaszubach. Jak poradzą sobie z tym zadaniem? Czy uda im się wszystko zorganizować w taki sposób, aby podjęte działania zakończyły się sukcesem? Teraz możesz się tylko domyślać odpowiedzi na te pytania, aby je poznać musisz, po prostu musisz, przeczytać tę książkę.
Wszystkie postaci są wyraziste i bardzo dobrze nakreślone. Oprócz głównych bohaterek znaczącymi postaciami są mężczyźni - mężczyźni ważni dla tychże bohaterek. Można by się spodziewać, że skoro w zamyśle kobiety są dobre i wspaniałe, to dla równowagi faceci będą beznadziejni i do niczego, ale tak nie jest. Panowie to także pozytywne osoby, które miewają czasami gorsze, czasami lepsze dni, tak samo jak i panie. Dokładnie tak jak w życiu. Nawet notorycznie zdradzający Jadwigę Roman, ma w sobie coś takiego, że nie byłam w stanie go definitywnie znielubić. To dzięki autorce, która ma talent do kreowania rzeczywistych postaci, takich, w których dojrzymy cechy podobne do naszych, naszych bliskich lub znajomych. W ten sposób w każdym bohaterze możemy dojrzeć siebie lub kogoś z naszego otoczenia. Realizm widać także w tym, że każda z bohaterek ma jakiś problem, z którym musi sobie poradzić, na szczęście przyjaźnie nawiązane na Mazurach okazują się pomocne.
Nie mogę nie wspomnieć Ci o tym, że "Pensjonat marzeń" to także powieść erotyczna, ale takie erotyki to ja mogę czytać. Tobie na pewno też się spodoba, ponieważ sceny erotyczne są idealnie wkomponowane w fabułę, a powieść nie jest nimi przeładowana. Nie są wulgarne oraz nie epatują seksem, są za to zwiewne, zmysłowe i podniecające. Czytałam je z ciekawością, radością oraz wypiekami na twarzy. Magdalena Witkiewicz w doskonały sposób połączyła zwykłe wydarzenia z tymi nasyconymi erotyzmem, dzięki czemu lektura jest ogromnie satysfakcjonująca.
Podsumowując pozostaje mi napisać, że "Pensjonat marzeń" jest znakomitą powieścią. Nie mogłam się od niej oderwać, ale specjalnie powoli czytałam, ponieważ nie chciałam się rozstawać z bohaterkami, które niezmiernie polubiłam. Zawdzięczam to autorce, która w perfekcyjny sposób potrafi ubrać w słowa otaczającą nas rzeczywistość i przenieść ją do świata opisywanego. Książka jest po prostu wspaniała i spodoba się wszystkim kobietom, zwłaszcza tym, które miały już możliwość zapoznać się z dziewczynami w "Szkole żon".
Nie przedłużając, Kasieńko, mogę Ci napisać tylko, żebyś pędziła do księgarni i zaopatrzyła się we własny egzemplarz, bo to jest absolutny "must have" na książkowej półce, obok "Szkoły żon", oczywiście. A Magdalena Witkiewicz po raz kolejny udowodniła, że zasługuje na miano ulubionej pisarki wielu, wielu kobiet.
4 luty 2014
więcej Pokaż mimo toDroga Kasieńko!
Pamiętasz jak jakiś czas temu zachwycałam się fenomenalną książką Magdaleny Witkiewicz "Szkoła żon"? Tobie też się bardzo spodobała i nie ma w tym nic dziwnego. Podejrzewam, że wiele kobiet po jej lekturze przeanalizowało swoje związki i zaczęło robić coś tylko dla siebie i dla własnego zadowolenia. Oczywiście nie wspominam tej książki bez...