-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant5
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant970
Biblioteczka
2014-07-28
2013-10-23
2014-04-17
Z książkami są dwa problemy - łatwo się w nich zakochać i trudno o nich pisać. Dobrych powieści o książkach pisać się nie da. Wyjątkiem jest Severina - jeżeli koniecznie upierać się, że to powieść o książkach.
Książki, owszem, są, i to na pierwszym planie. Razem ze złodziejką książek i księgarzem, któremu całkiem zawróciła w głowie. Ale można przejść obok tego, zapomnieć, i zobaczyć - ciepłą codzienność Gwatemali, magię spotkań przypadkowych, choć współczesnych, odszukiwania się w kwadratach ulic. I palącą potrzebę ucieczki, przemieszczania się, niebycia.
Nie ma tu mrocznej Gwatemali. Jest Gwatemala barwna, na 128 stron. Taka do oglądania pod światło. Taka do wspominania i do wracania. Taka do uśmiechania się, że na drugim końcu świata ludzie są tak podobni.
Z książkami są dwa problemy - łatwo się w nich zakochać i trudno o nich pisać. Dobrych powieści o książkach pisać się nie da. Wyjątkiem jest Severina - jeżeli koniecznie upierać się, że to powieść o książkach.
Książki, owszem, są, i to na pierwszym planie. Razem ze złodziejką książek i księgarzem, któremu całkiem zawróciła w głowie. Ale można przejść obok tego, zapomnieć,...
2014-04-13
Znowu George Smiley i znowu przerwana emerytura, ale tym razem z innego powodu i już po raz ostatni. Tym razem pozamykanie pewnych spraw Cyrku i swoich własnych, swojej największej.
Doceniłam to, co (rzecz dla mnie niezrozumiała) przeszkadzało mi w Szpiegu - niespieszna akacja, niespieszny język. Doceniłam wysiłek dla wyobraźni, jakim jest przeskok w czasie do końcówki lat siedemdziesiątych - bo dużo łatwiej jest mi wyobrazić sobie daleką przeszłość niż tą bliziutką, bo wszystko takie samo, tylko bez technologii, a ze Związkiem Radzieckim. Docenić można jeszcze dużo.
I przez te kilka dni, które od dnia przeczytania minęły, nie mogę dojść, czy to ja zmieniłam się pomiędzy Szpiegiem a Ludźmi Smileya, czy zmienił się John le Carré. Bo zmiana jest duża i zasadnicza - tam podobało mi się pierwsze pięćdziesiąt stron i zakończenie, tu cała książka. Nawet ten smutek na koniec, który się udzielił, chociaż nie chciałam.
Znowu George Smiley i znowu przerwana emerytura, ale tym razem z innego powodu i już po raz ostatni. Tym razem pozamykanie pewnych spraw Cyrku i swoich własnych, swojej największej.
Doceniłam to, co (rzecz dla mnie niezrozumiała) przeszkadzało mi w Szpiegu - niespieszna akacja, niespieszny język. Doceniłam wysiłek dla wyobraźni, jakim jest przeskok w czasie do końcówki lat...
2014-03-18
Wcale nie uważam, że lato to czas na lekkie książki. Dla mnie rok akademicki to czas na lekkie książki, bo chociaż moje studia najtrudniejsze na świecie nie są, to jednak wymagają sporo wysiłku umysłowego i na literaturę nie wystarcza go już wiele. A czasami nie wystarcza w ogóle.
W ten sposób Adios Muchachos w moich rękach. Kryminał o dziwce rowerowej z Hawany, ale kryminał mocno w stylu Chmielewskiej, i w ogóle to bardziej o dziwce niż kryminał. Akcja? 1996. Miejsce? Hawana. Trup? Tak, ale najpierw dużo seksu. A i sam trup nie taki oczywisty.
Daniel Chavarria urodził się w Urugwaju, ale żyje na Kubie i pisze bardziej jak Junot Díaz, niż jak Cortázar albo Marquez. Jakby wyspiarskość dobrze robiła pisarzom, dodawała słońca. Podobny w tym upał jak u Díaza, podobna niepowaga (chociaż tutaj już w niepoważnym temacie). Tylko efekt nieco inny.
Kryminał bez wstrzymanego oddechu, coś jak dobrze znany żart, który ciągle śmieszy (a jeżeli kogoś jednak nie, to zostają dobre opisy, obrazowe). Przyjemna historia z przyjemnym zakończeniem i kiedy odkładałam ją na półkę, było mi całkiem dobrze - można wracać, Adios Muchachos na rok akademicki jest w sam raz.
Wcale nie uważam, że lato to czas na lekkie książki. Dla mnie rok akademicki to czas na lekkie książki, bo chociaż moje studia najtrudniejsze na świecie nie są, to jednak wymagają sporo wysiłku umysłowego i na literaturę nie wystarcza go już wiele. A czasami nie wystarcza w ogóle.
W ten sposób Adios Muchachos w moich rękach. Kryminał o dziwce rowerowej z Hawany, ale...
2014-02-17
Zaczyna się od tego, że liczysz strony, żeby sprawdzić, czy jakieś nie wypadły i czy na pewno książka ma się zaczynać od rozdziału drugiego. Potem czytasz rozdział trzeci, a potem spotykasz piąty i już widzisz, że to są liczby pierwsze.
Cała książka jest jakaś taka.
Ten chłopiec ma Aspergera. Ma Aspergera i dlatego zawsze będą o nim mówić ten chłopiec. Bo rozumie wszystko dosłownie, nie łapie aluzji, nie rozumie nawet przenośni. Bo czasami bardzo długo milczy i nie można dojść, dlaczego. Bo bywa, że nie je i też nie rozumiesz, a nie możesz się uspokajać, że to zwykłe grymaszenie. Bo ma zasady według niego nieprzekraczalne, a które dla normalnych ludzi nie mają sensu. Tak się dorosły nie zachowuje.
Ten chłopiec ma Aspergera i dlatego ta książka to kawał dobrej roboty. Moja wiedza o Aspergerze jakaś już tam była (trochę Mary i Max (2009), a trochę znajoma), ale i tak to było odkrywanie. Zrobiłam sobie z tego podręcznik, jakiś czas później odtwarzałam sobie wszystkie sceny jeszcze raz, bo co ma zrobić człowiek, który na żywo zetknie się z zespołem Aspergera? Przecież my nic nie wiemy, ani o Aspergerze, ani o spektrum autyzmu w ogóle. Prawie nic.
Więc jeżeli tylko ta książka to prawda - to jest jedną z potrzebniejszych.
Zaczyna się od tego, że liczysz strony, żeby sprawdzić, czy jakieś nie wypadły i czy na pewno książka ma się zaczynać od rozdziału drugiego. Potem czytasz rozdział trzeci, a potem spotykasz piąty i już widzisz, że to są liczby pierwsze.
Cała książka jest jakaś taka.
Ten chłopiec ma Aspergera. Ma Aspergera i dlatego zawsze będą o nim mówić ten chłopiec. Bo rozumie wszystko...
2014-03-08
2014-02-22
Wiem, że ta historia nie zdarzyła się naprawdę. Wiem, bo po pierwsze to książka, a po drugie sam autor mówi, że to niemożliwe, bo pieniądze kłócą się z klasztorem, a złamane serce z umieraniem ze zgryzoty. Ale gdybym dostała powód bardziej rzeczywisty niż wrażenie, uwierzyłabym we wszystko jak małe dziecko.
Z miejsca uwierzyłabym w śliczną markizę de Merteuil (w książce o jakąś połowę młodsza niż w filmie), w sposób życia hrabiego de Valmont, w to, że dziewczęta miewały takie problemy jak Cecylia i że dla zemsty można przewrócić do góry nogami życie tylu ludzi.
Uwierzyłabym, bo to wszystko mam za oknem, i chyba największym pocieszeniem tej książki (chociaż gorzkim) było poczucie, że ludzie się nie zmieniają. Z naszym pokoleniem jest wszystko w porządku, od zarania jesteśmy tacy sami.
Uwierzyłabym, bo wciąż wydaje mi się dziwne, żeby jedna osoba mogła napisać tyle listów w tak różnych, autentycznych stylach. W listach markiza była markizą, a Cecylia Cecylią, nawet jeżeli naśladował ją Valmont. Listy były prześmiewcze, były czułe, były ckliwe, z uczuciami i osobowością na wierzchu.
I jeszcze to rokoko, co się z kartek wylewa. Uwierzyłabym we wszystko.
Wiem, że ta historia nie zdarzyła się naprawdę. Wiem, bo po pierwsze to książka, a po drugie sam autor mówi, że to niemożliwe, bo pieniądze kłócą się z klasztorem, a złamane serce z umieraniem ze zgryzoty. Ale gdybym dostała powód bardziej rzeczywisty niż wrażenie, uwierzyłabym we wszystko jak małe dziecko.
Z miejsca uwierzyłabym w śliczną markizę de Merteuil (w książce o...
2014-03-02
Wałkowanie Ameryki Małka Wałkuskiego - jestem urzeczona tytułem. Treścią może nie urzeczona, ale podobała mi się ta podróż przed dusze, ciała i kraj Amerykanów.
Dla mnie była to podróż po wiedzę, bo chociaż Ameryka faktycznie jest wszechobecna, to jednak mimochodem i nie zawsze wprost. Podróż po wiedzę i po zrozumienie.
Kawał dobrej dziennikarskiej roboty, masa informacji, dużo przyjemnie spędzonego czasu. W tym momencie świetna zabawa, ale nie wiem, ile jeszcze będzie aktualna. Przeczytałam nieco ponad rok po wydaniu książki i już czuję brak. Wielką zaletą tej książki jest jej teraźniejszość, u mnie jest tak, a w Ameryce patrzą na to zupełnie inaczej, można na chwilę zmienić spojrzenie i sposób myślenia. Tylko nie wiem, jak długo będzie to możliwe.
Wałkowanie Ameryki Małka Wałkuskiego - jestem urzeczona tytułem. Treścią może nie urzeczona, ale podobała mi się ta podróż przed dusze, ciała i kraj Amerykanów.
Dla mnie była to podróż po wiedzę, bo chociaż Ameryka faktycznie jest wszechobecna, to jednak mimochodem i nie zawsze wprost. Podróż po wiedzę i po zrozumienie.
Kawał dobrej dziennikarskiej roboty, masa...
2014-02-23
Chodź, opowiem ci, co to ład przestrzenny. To takie zagospodarowanie przestrzeni, żeby było ładnie i funkcjonalnie, ale na które zawsze brakuje pieniędzy albo wyobraźni.
"Ład przestrzenny to jest coś, o czym każdy w Polsce słyszał, ale nikt od dawna tego nie widział."
Chodź, opowiem ci, co to historia. To jest to, czym dostajesz po oczach, kiedy jeździsz po kraju. Tylko w najgorszej formie, tandetnej i adaptowanej.
Chodź, opowiem ci, co znaczy słowo ładnie. To jest to coś, w czym nigdy nie dojdziemy do zgody. Szczególnie z architektami i urbanistami.
Chodź, opowiem ci, co to krajobraz. Zresztą, przecież każdy to wie, tylko kto by się nim przejmował?
Chodź, opowiem ci, co to odpowiedzialność za miasta, ulice, ich estetykę i funkcjonalność. To to coś, co na tobie ciąży, a o czym całkiem zapominasz.
Myślałam, że to bardziej dowcip, trochę śmiechu i delikatny wtór do delikatnych narzekań - a to książka całkiem na serio, tak serio, że momentami boli. Od otwarcia oczu i od prawdy, bo to wszystko jest koło mnie, tuż tuż.
Kumple mojego brata mieszkają na osiedlach w szczerym polu, skąd do sklepu daleko, do szkoły daleko, do kościoła kilka kilometrów. Odra zarasta, otwieranie śluz jest dyktowane kalendarzem a nie pogodą, kanał miejski to muł i trzciny, a na terenach zalewowych wciąż są budowane domy. Obok mieszkania chłopaka jest strzeżone osiedle (płot wysoki, a jakże), przez które czasem chodzę dla skrócenia drogi. Mieszkańcy z kamienicy przy Kazimierza Wielkiego nie chcieli zdjęcia bilbordu po zakończeniu remontu, bo woleli pieniądze za zasłonięte okna. I mogłabym tak dalej podawać przykłady obserwacji Filipa Springera, a przecież nie zwracałam na to specjalnej uwagi.
Książka zostawila mnie z okropnym uczuciem niesmaku, ale nie po tym, co przeczytałam, ale po tym, co widzę dookoła. Otworzyła oczy jeszcze szerzej, pokierowała wzork na parę spraw. Oby nie tylko mój.
"Bože, Bože - řekl bílý králík."
Chodź, opowiem ci, co to ład przestrzenny. To takie zagospodarowanie przestrzeni, żeby było ładnie i funkcjonalnie, ale na które zawsze brakuje pieniędzy albo wyobraźni.
"Ład przestrzenny to jest coś, o czym każdy w Polsce słyszał, ale nikt od dawna tego nie widział."
Chodź, opowiem ci, co to historia. To jest to, czym dostajesz po oczach, kiedy jeździsz po kraju....
2014-01-20
Wiek osiemnasty był wiekiem smrodu. "I, rzecz jasna, najbardziej śmierdziało w Paryżu". I, rzecz jasna, o smród i zapach w tym wszystkim chodzi. I o dar.
Grenuille, brzydki, ale zdolny. Zdolny, ale niechciany. Niechciany, ale z wielką wolą walki. I tak się rodzą największe nieszczęścia. I najpiękniejsze pachnidło na świecie.
Pachnidło jest jak staroniemiecka baśń. Trzy słowa i od razu wpadłam w świat braci Grimm. Kolejne trzy słowa i jak dziecko zapomniałam o wszystkim innym.
U braci Grimm lubię to okrucieństwo (tak bardzo dziecięce). Tu też. W nieprzejmowaniu się złem, brudem i okrucieństwem jest coś strasznego i dość niesamowitego. W ludzkim traktowaniu (dla nas) nieludzkości.
Tylko w baśni zło powinno przegrać w sposób oczywisty, a tu nie mogę dojść, o co chodzi. Dlaczego każdy, kogo zostawiał Grenuille, źle kończył, możliwie najgorzej dla siebie? Dlaczego on sam tak skończył? I co w tym wszystkim Süskind ukrył? To chyba pierwsza książka, której porządne, naukowe opracowanie chciałabym przeczytać.
Pachnidło zawładnęło mną mocno. Prawie jak tamto pachnidło.
Wiek osiemnasty był wiekiem smrodu. "I, rzecz jasna, najbardziej śmierdziało w Paryżu". I, rzecz jasna, o smród i zapach w tym wszystkim chodzi. I o dar.
Grenuille, brzydki, ale zdolny. Zdolny, ale niechciany. Niechciany, ale z wielką wolą walki. I tak się rodzą największe nieszczęścia. I najpiękniejsze pachnidło na świecie.
Pachnidło jest jak staroniemiecka baśń. Trzy...
2014-01-27
Po skończeniu książki przesłuchałam Norwegian Wood Beatlesów miliard razy. W kółko i w kółko, bo - chyba naprawdę - nic nie pasuje tak bardzo. I razem z głosem Lennona powoli docierało do mnie, co właśnie przeczytałam.
Watanabe, Naoko i Midori. Po pierwsze to, co widać - samobójstwa, wszechpotrzeba uczciwości, japońska codzienność przez kilka słów. Po drugie to, co rozbroiło moją głowę całkowicie - bezradność, ale nie bezradność całkowita, nie bezradność wobec determinizmu, ale wobec... przypadku?
Dla mnie to było lustro, które się roztrzaskało. Pękło z wielkim hukiem. Przesłuchałam Norwegian Wood Beatlesów miliard razy, bo trochę nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. A z głosem Lennona coraz mocniej docierało do mnie, co właśnie przeczytałam.
... isn't it good, norwegian wood?
Po skończeniu książki przesłuchałam Norwegian Wood Beatlesów miliard razy. W kółko i w kółko, bo - chyba naprawdę - nic nie pasuje tak bardzo. I razem z głosem Lennona powoli docierało do mnie, co właśnie przeczytałam.
Watanabe, Naoko i Midori. Po pierwsze to, co widać - samobójstwa, wszechpotrzeba uczciwości, japońska codzienność przez kilka słów. Po drugie to, co...
2014-01-17
Na Zamku Książ byłam raz. Była jesień, kręciły się koty, a ja - chociaż na krótko, to mocno - zakochałam się w księżnej Daisy. I teraz Bator obudziła we mnie dawne tęsknoty.
Może dlatego Ciemno, prawie noc przyciągnęło mnie tak mocno. A może dlatego, że to mocno kobieca książka, dziwnie delikatna jak na kryminał i całkiem nowa dla mnie klasa opowieści.
Joanna Bator pokazuje Wałbrzych, z którego zrobiła miasto legend i demonów. Pokazuje miasto brudu, biedy, tanich sensacji, zatrzymywanych dla siebie wspomnień, bo pełnych bólu, strachu i wątpliwości. Demony nasze historie opowiadają. I kawałek dobra zaplątany w to wszystko, malutki kawałek dobra.
Kawałek dobra, o który nie łatwo. Który nie łatwo jest zdobyć i na który nie łatwo się zdobyć.
Dziwi mnie to wrażenie delikatność, bo delikatności prawie w tym nie ma. Chociaż właściwie ta brutalność to tylko po wierzchu; dotkliwa, ale tylko po wierzchu. Obrzydliwa, ale tylko po wierzchu. Raz mnie uderzyło w głowę, ale nie bolało, bardziej byłam zdziwiona.
W ogóle cała książka jest mocno po wierzchu. Przyciągnęła mnie mocno, wracałam chętnie, ale książka się skończyła i przyciąganie też się skończyło. Nie, żeby czar prysł, ale coś się skończyło i w głowie pozostało nie za wiele. W sercu jeszcze mniej. Po tygodniu od skończenia pozostał obraz palmiarni i wrażenie przyjemnej książki. I ochota pojechania na Książ.
To pierwsza przeczytana przeze mnie książka nagrodzona Nike i zachodzę w głowę, czy zasłużyła. Nie wiem. Dobrze, że zwrócono na nią większą uwagę, bo uwagę zwrócić warto, zauważyć warto, przeczytać warto. Nie wiem tylko, czy jest po co wysilać się na zapamiętywanie. Język i tak zapamiętuje się sam, no a reszta.
"Matka boska kura nioska co ma skrzydła dwa. Pod skrzydłami pod kołdrami niech pochowa nas."
Na Zamku Książ byłam raz. Była jesień, kręciły się koty, a ja - chociaż na krótko, to mocno - zakochałam się w księżnej Daisy. I teraz Bator obudziła we mnie dawne tęsknoty.
Może dlatego Ciemno, prawie noc przyciągnęło mnie tak mocno. A może dlatego, że to mocno kobieca książka, dziwnie delikatna jak na kryminał i całkiem nowa dla mnie klasa opowieści.
Joanna Bator...
2014-01-07
Nie przeszkadzało mi, że romans, bo głęboko wierzę, że wszystko da się dobrze napisać. I to mógłby być dowód - gdyby tylko wykorzystać potencjał.
Autor jest dziennikarzem. Autor napisał już kilka książek. Autor powinien być dobry, przynajmniej przyzwoity - a pisze jak siedemnastolatka. (Próbowałam zwalić na tłumaczkę, ale się nie da).
Autor miał w głowie coś niesamowitego, ale w ogóle sobie z tym nie poradził.
Bo historia jest przyjemna. Transatlantyk Cap Polonio, czar starego tanga granego bez znajomości nut dla dziwek i alfonsów, szachy, echa wojny domowej w Hiszpanii, kradzieże, dużo ładnie połaczonych ze sobą wątków, chociaż trochę za mocno rozciągniętych.
I jeżeli zaciśnie się zęby, można się zakochać. Jeżeli zignoruje się, że autor nie docenia swoich czytelników, że nie wierzy w ich wyobraźnię, przeszczegóławiając każdą scenę, że kręci się wokół tych samych słów, spostrzeżeń i gestów, że w kółko oczy koloru miodu, w kółko linia szyi, w kółko strząsanie popiołu na ziemię (jakby popielniczki nie istniały), w kółko ignorowanie mody. Jeżeli przymknie się oko na to, że nie dał szansy czytelnikowi wyłapać tych wszystkich subtelności i aluzji, które bohaterowie chwytali w lot, na dosyć nieudany obraz mody, na sztuczną już nawet nie zmysłowość (bo w całej książce najbardziej zmysłowa była używana przeze mnie zakładka, Egon Schiele przywieziony z Wiednia).
Jeżeli zaciśnie się zęby, może być ciekawie, bo to książka w swej nieambitności całkiem przyjemna, nieabsorbująca, dobra do czytania z doskoku. Jeżeli przebrnie się przez pierwsze sto stron (z pięćset trzydziestu) można się całkiem dobrze bawić.
Nie przeszkadzało mi, że romans, bo głęboko wierzę, że wszystko da się dobrze napisać. I to mógłby być dowód - gdyby tylko wykorzystać potencjał.
Autor jest dziennikarzem. Autor napisał już kilka książek. Autor powinien być dobry, przynajmniej przyzwoity - a pisze jak siedemnastolatka. (Próbowałam zwalić na tłumaczkę, ale się nie da).
Autor miał w głowie coś niesamowitego,...
2013-12-17
W kwietniu się dowiedziałam: nowa książka Pilcha, Jerzy Pilch napisał nową książkę, a w dodatku kryminał. Ani 5 lat przerwy nie zrobiło na mnie wrażenia, ani że podobno kryminał. Jak się okazało - słusznie, bo tekst tak samo dobry, a kryminał z tego właściwie żaden. Wrażenie zrobiło nazwisko, bo mam z nim literacki romans stulecia.
Pilch był pierwszy. (Przed nim Frances Hodgson Burnett, ale to za dziecięctwa). Pilch był tak naprawdę pierwszy, najpierw w Bezpowrotnie utraconej leworęczności, potem Spisie cudzołożnic, Moim pierwszym samobójstwie i jeszcze kilku. Po tych kilku latach (sześciu? pięciu przynajmniej, ale może i siedmiu) wciąż mnie czaruje, wciąż jest tak samo intensywny.
To było naprawdę "święto opowieści", jak zwykle u Pilcha. I znowu jest Śląsk Cieszyński, jest pan Naczelnik i jest pan Trąba, jest cały ten urok w zwyczajności. Ale jest coś jeszcze: "jak to w romansach bywa: od słowa do słowa i trup". Jest niepokój, okropne uświadomienie, poważnie boję się, jak rozwinie się to coś, co się we mnie w trakcie czytania urodziło. I co jeszcze będzie do mnie wracać.
"Miłość jest wtedy, gdy chcesz być z kimś nawet po orgazmie". Literacki orgazm był, a ja chcę dalej. I to wcale nie z przyzwyczajenia.
W kwietniu się dowiedziałam: nowa książka Pilcha, Jerzy Pilch napisał nową książkę, a w dodatku kryminał. Ani 5 lat przerwy nie zrobiło na mnie wrażenia, ani że podobno kryminał. Jak się okazało - słusznie, bo tekst tak samo dobry, a kryminał z tego właściwie żaden. Wrażenie zrobiło nazwisko, bo mam z nim literacki romans stulecia.
Pilch był pierwszy. (Przed nim Frances...
2013-11-30
Vonneguta wolę, kiedy mówi o sobie, nie o fikcji. Dehnela wolę, kiedy mówi o fikcji, nie o sobie.
Felietony, do których podeszłam, jak do felietonów - kilka ominęłam, bo mi nie pasowały do kawy, kilkoma się zachwyciłam, bo znalazły za mnie słowa. A kilka (-naście) (-dziesiąt) zapomniałam, tak jak zapomina się wczorajszą gazetę.
W jednym z tekstów pisał, że czasami tekst, który nie robi wrażenia jest po to, żeby inny fragment to wrażenie zrobił. I kilka takich zachwytów było, ale albo za mało, albo za słabych, jak na takie tło.
Albo po prostu inaczej działa humanista z zacięciem matematycznym, a inaczej ścisłowiec z zacięciem humanistycznym.
Vonneguta wolę, kiedy mówi o sobie, nie o fikcji. Dehnela wolę, kiedy mówi o fikcji, nie o sobie.
Felietony, do których podeszłam, jak do felietonów - kilka ominęłam, bo mi nie pasowały do kawy, kilkoma się zachwyciłam, bo znalazły za mnie słowa. A kilka (-naście) (-dziesiąt) zapomniałam, tak jak zapomina się wczorajszą gazetę.
W jednym z tekstów pisał, że czasami tekst,...
2013-11-16
To było tak: szłam już spać, chciałam tylko zobaczyć, o czym właściwie jest ta Królowa Margot, otworzyłam - i wpadłam po uszy. Dla mnie zaczęło się trzęsieniem ziemi - a potem napięcie już tylko rosło.
Pierwsze trzęsienie to wesele ślicznej Margot i Henryka, króla Nawarry. Drugie trzęsienie to krwawe wesele paryskie w noc świętego Bartłomieja. Potem było jeszcze trzecie, ósme i stutysięczne, aż do samego końca.
Tylko ten koniec - tak nie powinno się kończyć takich książek. Jestem zła, chociaż jakościowo było świetne.
Nie ma co się łudzić, że to wybitna książka. Możliwe nawet, że to tylko zwykłe czytadło - ale, rany, jak napisane! Im dłużej czytałam, tym bardziej otwierałam oczy, usta i serce.
Ale domyślając się, co Mario Puzo zrobił w swojej Rodzinie Borgiów, sprawdziłam jak tutaj było naprawdę. Na pewno zgadza się szkielet, na pewno zaciekawił mnie tym wszystkim - chociaż mam wrażenie, jakby Dumas potraktował historię z cudowną dowolnością. I na pewno na dobre mu to wyszło.
To było tak: szłam już spać, chciałam tylko zobaczyć, o czym właściwie jest ta Królowa Margot, otworzyłam - i wpadłam po uszy. Dla mnie zaczęło się trzęsieniem ziemi - a potem napięcie już tylko rosło.
Pierwsze trzęsienie to wesele ślicznej Margot i Henryka, króla Nawarry. Drugie trzęsienie to krwawe wesele paryskie w noc świętego Bartłomieja. Potem było jeszcze trzecie,...
2013-11-23
Bajki słone, pieprzne, gorzkie. Bajki na codzienność. Bajki dla dorosłych.
Bajki dla dorosłych, a ja chyba mam w sobie jeszcze za dużo dziecka, żeby w nie wpaść. Bajki wcale nie straszne, tylko takie gorzkie.
Bajki długie i bajki króciutkie na zmianę, jakby Prokopiev mówił kodem Morse'a. Bajki do czytania pojedynczo, jeden wieczór i jedna bajka, powolutku. Bajki, z których po kilku dniach zostaje tylko pamięć, że były.
Bajki, które jeszcze kiedyś przeczytam, kiedy indziej, gdzie indziej, jak sama będę już inna. Bo teraz było dziwnie.
Bajki słone, pieprzne, gorzkie. Bajki na codzienność. Bajki dla dorosłych.
Bajki dla dorosłych, a ja chyba mam w sobie jeszcze za dużo dziecka, żeby w nie wpaść. Bajki wcale nie straszne, tylko takie gorzkie.
Bajki długie i bajki króciutkie na zmianę, jakby Prokopiev mówił kodem Morse'a. Bajki do czytania pojedynczo, jeden wieczór i jedna bajka, powolutku. Bajki, z...
2013-10-16
Skandynawska Zemsta w wersji zbójnickiej, dziecięcej. Są dwa zwaśnione rody, jest zamek, w którym mieszkają, są dzieci, które się przyjaźnią mimo nienawiści rodziców, jest nawet dziura w murze. I na dodatek pasuje na koniec: "Tak jest, zgoda, A Bóg wtedy rękę poda".
Ale jest jeszcze Las Mattisa, są Wietrzydła i Pupiszonki, dzikie konie i tak mało lat, że szczęście pcha się samo. I trochę więcej strachów, i trochę więcej prawdy. Dużo bardziej podoba mi się ta wersja.
Niby powrót do Lindgren, ale w gruncie rzeczy to poznawanie od nowa. Jest inna od Tove Jansson, nie trafia do mnie tak bardzo, ale kiedyś wrócę, żeby znowu zabawić to dziecko, które zachowało się we mnie samej. Bo żeby ją czytać trzeba albo być dzieckiem, albo mieć go trochę w sobie.
Skandynawska Zemsta w wersji zbójnickiej, dziecięcej. Są dwa zwaśnione rody, jest zamek, w którym mieszkają, są dzieci, które się przyjaźnią mimo nienawiści rodziców, jest nawet dziura w murze. I na dodatek pasuje na koniec: "Tak jest, zgoda, A Bóg wtedy rękę poda".
Ale jest jeszcze Las Mattisa, są Wietrzydła i Pupiszonki, dzikie konie i tak mało lat, że szczęście pcha się...
2013-10-12
Cygan śpiewa, kiedy jest szczęśliwy albo kiedy go boli, tak że aż serce rozdziera. I to jest taka piosenka, z tytułu i z treści, historia szczęścia i nieszczęścia, niedopasowania, ogromnego bólu i kawałka akceptacji trochę wbrew sobie. Naturalistyczna, słowa ładne i dosadne, tak też można.
Często mnie bolało, często było mi niedobrze, trochę smutno, trochę wstyd. Niepewnie.
Chyba najlepszy hymn na cześć wolności, jaki słyszałam.
Cygan śpiewa, kiedy jest szczęśliwy albo kiedy go boli, tak że aż serce rozdziera. I to jest taka piosenka, z tytułu i z treści, historia szczęścia i nieszczęścia, niedopasowania, ogromnego bólu i kawałka akceptacji trochę wbrew sobie. Naturalistyczna, słowa ładne i dosadne, tak też można.
więcej Pokaż mimo toCzęsto mnie bolało, często było mi niedobrze, trochę smutno, trochę wstyd....