-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant5
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant970
Biblioteczka
2013-10-23
2013-12-17
W kwietniu się dowiedziałam: nowa książka Pilcha, Jerzy Pilch napisał nową książkę, a w dodatku kryminał. Ani 5 lat przerwy nie zrobiło na mnie wrażenia, ani że podobno kryminał. Jak się okazało - słusznie, bo tekst tak samo dobry, a kryminał z tego właściwie żaden. Wrażenie zrobiło nazwisko, bo mam z nim literacki romans stulecia.
Pilch był pierwszy. (Przed nim Frances Hodgson Burnett, ale to za dziecięctwa). Pilch był tak naprawdę pierwszy, najpierw w Bezpowrotnie utraconej leworęczności, potem Spisie cudzołożnic, Moim pierwszym samobójstwie i jeszcze kilku. Po tych kilku latach (sześciu? pięciu przynajmniej, ale może i siedmiu) wciąż mnie czaruje, wciąż jest tak samo intensywny.
To było naprawdę "święto opowieści", jak zwykle u Pilcha. I znowu jest Śląsk Cieszyński, jest pan Naczelnik i jest pan Trąba, jest cały ten urok w zwyczajności. Ale jest coś jeszcze: "jak to w romansach bywa: od słowa do słowa i trup". Jest niepokój, okropne uświadomienie, poważnie boję się, jak rozwinie się to coś, co się we mnie w trakcie czytania urodziło. I co jeszcze będzie do mnie wracać.
"Miłość jest wtedy, gdy chcesz być z kimś nawet po orgazmie". Literacki orgazm był, a ja chcę dalej. I to wcale nie z przyzwyczajenia.
W kwietniu się dowiedziałam: nowa książka Pilcha, Jerzy Pilch napisał nową książkę, a w dodatku kryminał. Ani 5 lat przerwy nie zrobiło na mnie wrażenia, ani że podobno kryminał. Jak się okazało - słusznie, bo tekst tak samo dobry, a kryminał z tego właściwie żaden. Wrażenie zrobiło nazwisko, bo mam z nim literacki romans stulecia.
Pilch był pierwszy. (Przed nim Frances...
2013-11-30
Vonneguta wolę, kiedy mówi o sobie, nie o fikcji. Dehnela wolę, kiedy mówi o fikcji, nie o sobie.
Felietony, do których podeszłam, jak do felietonów - kilka ominęłam, bo mi nie pasowały do kawy, kilkoma się zachwyciłam, bo znalazły za mnie słowa. A kilka (-naście) (-dziesiąt) zapomniałam, tak jak zapomina się wczorajszą gazetę.
W jednym z tekstów pisał, że czasami tekst, który nie robi wrażenia jest po to, żeby inny fragment to wrażenie zrobił. I kilka takich zachwytów było, ale albo za mało, albo za słabych, jak na takie tło.
Albo po prostu inaczej działa humanista z zacięciem matematycznym, a inaczej ścisłowiec z zacięciem humanistycznym.
Vonneguta wolę, kiedy mówi o sobie, nie o fikcji. Dehnela wolę, kiedy mówi o fikcji, nie o sobie.
Felietony, do których podeszłam, jak do felietonów - kilka ominęłam, bo mi nie pasowały do kawy, kilkoma się zachwyciłam, bo znalazły za mnie słowa. A kilka (-naście) (-dziesiąt) zapomniałam, tak jak zapomina się wczorajszą gazetę.
W jednym z tekstów pisał, że czasami tekst,...
2013-11-16
To było tak: szłam już spać, chciałam tylko zobaczyć, o czym właściwie jest ta Królowa Margot, otworzyłam - i wpadłam po uszy. Dla mnie zaczęło się trzęsieniem ziemi - a potem napięcie już tylko rosło.
Pierwsze trzęsienie to wesele ślicznej Margot i Henryka, króla Nawarry. Drugie trzęsienie to krwawe wesele paryskie w noc świętego Bartłomieja. Potem było jeszcze trzecie, ósme i stutysięczne, aż do samego końca.
Tylko ten koniec - tak nie powinno się kończyć takich książek. Jestem zła, chociaż jakościowo było świetne.
Nie ma co się łudzić, że to wybitna książka. Możliwe nawet, że to tylko zwykłe czytadło - ale, rany, jak napisane! Im dłużej czytałam, tym bardziej otwierałam oczy, usta i serce.
Ale domyślając się, co Mario Puzo zrobił w swojej Rodzinie Borgiów, sprawdziłam jak tutaj było naprawdę. Na pewno zgadza się szkielet, na pewno zaciekawił mnie tym wszystkim - chociaż mam wrażenie, jakby Dumas potraktował historię z cudowną dowolnością. I na pewno na dobre mu to wyszło.
To było tak: szłam już spać, chciałam tylko zobaczyć, o czym właściwie jest ta Królowa Margot, otworzyłam - i wpadłam po uszy. Dla mnie zaczęło się trzęsieniem ziemi - a potem napięcie już tylko rosło.
Pierwsze trzęsienie to wesele ślicznej Margot i Henryka, króla Nawarry. Drugie trzęsienie to krwawe wesele paryskie w noc świętego Bartłomieja. Potem było jeszcze trzecie,...
2013-11-23
Bajki słone, pieprzne, gorzkie. Bajki na codzienność. Bajki dla dorosłych.
Bajki dla dorosłych, a ja chyba mam w sobie jeszcze za dużo dziecka, żeby w nie wpaść. Bajki wcale nie straszne, tylko takie gorzkie.
Bajki długie i bajki króciutkie na zmianę, jakby Prokopiev mówił kodem Morse'a. Bajki do czytania pojedynczo, jeden wieczór i jedna bajka, powolutku. Bajki, z których po kilku dniach zostaje tylko pamięć, że były.
Bajki, które jeszcze kiedyś przeczytam, kiedy indziej, gdzie indziej, jak sama będę już inna. Bo teraz było dziwnie.
Bajki słone, pieprzne, gorzkie. Bajki na codzienność. Bajki dla dorosłych.
Bajki dla dorosłych, a ja chyba mam w sobie jeszcze za dużo dziecka, żeby w nie wpaść. Bajki wcale nie straszne, tylko takie gorzkie.
Bajki długie i bajki króciutkie na zmianę, jakby Prokopiev mówił kodem Morse'a. Bajki do czytania pojedynczo, jeden wieczór i jedna bajka, powolutku. Bajki, z...
2013-10-16
Skandynawska Zemsta w wersji zbójnickiej, dziecięcej. Są dwa zwaśnione rody, jest zamek, w którym mieszkają, są dzieci, które się przyjaźnią mimo nienawiści rodziców, jest nawet dziura w murze. I na dodatek pasuje na koniec: "Tak jest, zgoda, A Bóg wtedy rękę poda".
Ale jest jeszcze Las Mattisa, są Wietrzydła i Pupiszonki, dzikie konie i tak mało lat, że szczęście pcha się samo. I trochę więcej strachów, i trochę więcej prawdy. Dużo bardziej podoba mi się ta wersja.
Niby powrót do Lindgren, ale w gruncie rzeczy to poznawanie od nowa. Jest inna od Tove Jansson, nie trafia do mnie tak bardzo, ale kiedyś wrócę, żeby znowu zabawić to dziecko, które zachowało się we mnie samej. Bo żeby ją czytać trzeba albo być dzieckiem, albo mieć go trochę w sobie.
Skandynawska Zemsta w wersji zbójnickiej, dziecięcej. Są dwa zwaśnione rody, jest zamek, w którym mieszkają, są dzieci, które się przyjaźnią mimo nienawiści rodziców, jest nawet dziura w murze. I na dodatek pasuje na koniec: "Tak jest, zgoda, A Bóg wtedy rękę poda".
Ale jest jeszcze Las Mattisa, są Wietrzydła i Pupiszonki, dzikie konie i tak mało lat, że szczęście pcha się...
2013-10-12
2013-10-03
Podobno każda dominikańska rodzina uważa, że spoczywa na niej klątwa. Fukú. Ale na tej rodzinie ciąży chyba naprawdę - bo "krótki i niezwykły żywot" pasuje do wszystkich z rodziny Cabral.
Junot Díaz daje sagę - egzotyczną i dość niesamowitą, przekrój przez trzy pokolenia i wiele przejawów klątwy (a może życia; "Jeżeli chcecie znać moje zdanie, takie rzeczy jak klątwy nie istnieją. Istnieje tylko życie" - powiedziała Lola).
Więc historia rodziny Cabral (później de Leon), a przy okazji potężny kawał historii Dominikany (w kilometrowych przypisach i gdzieś w tle), ale podanej lekko i ze świadomością, że dla reszty świata Dominikana właściwie nic nie znaczy.
"Nie wiedzieliście, że byliśmy pod okupacją dwukrotnie w dwudziestym wieku? Nie przejmujcie się, wasze dzieci też nie będą wiedzieć, że Amerykanie okupowali Irak."
Wszystko pachnie upałem, poprzetykane jest fantastyką (dobrze wiedzieć coś o Tolkienie i komiksach Marvela) i hiszpańskimi słowami, przesiąknięte hiszpańskimi słowami, dominikańską kulturą i historią. Prawdziwa wycieczka na Antyle.
Podobno każda dominikańska rodzina uważa, że spoczywa na niej klątwa. Fukú. Ale na tej rodzinie ciąży chyba naprawdę - bo "krótki i niezwykły żywot" pasuje do wszystkich z rodziny Cabral.
Junot Díaz daje sagę - egzotyczną i dość niesamowitą, przekrój przez trzy pokolenia i wiele przejawów klątwy (a może życia; "Jeżeli chcecie znać moje zdanie, takie rzeczy jak klątwy nie...
2013-09-23
Kair. Nil. I haszysz. Przez wszystkie strony upał, duchota i odrętwienie. I rozmowy, rozmowy, rozmowy nad Nilem.
Miałam nadzieję znaleźć tu coś na kształt Gry w klasy Cortázara, przynajmniej taki sam klimat, ale to ledwie podobne. Dostałam za to niesamowity język, pierwszy raz tak bardzo byłam na miejscu i pierwszy raz czytając autora spoza Europy, widziałam faktycznych bohaterów, a nie białych. Oszczędny w słowach, a plastyczny.
I znalazłam niesamowity talent, jeszcze inną stronę arabskiej literatury - i chociaż Rozmowy nad Nilem upłynęły mi dobrze, ale bez zachwytów, to narobiły ogromnego apetytu. Już po tym widać, że nie bez powodu ten Nobel.
Kair. Nil. I haszysz. Przez wszystkie strony upał, duchota i odrętwienie. I rozmowy, rozmowy, rozmowy nad Nilem.
Miałam nadzieję znaleźć tu coś na kształt Gry w klasy Cortázara, przynajmniej taki sam klimat, ale to ledwie podobne. Dostałam za to niesamowity język, pierwszy raz tak bardzo byłam na miejscu i pierwszy raz czytając autora spoza Europy, widziałam faktycznych...
2013-08-29
2013-09-21
Bohaterka Chmielewskiej to taka trzpiotka, której język jeszcze nie do końca dorósł. Taka trzpiotka, z którą spotyka się w kawiarni i która opowiada do wszystko pomiędzy kawą a croissantem (on migdałowy, a ona czarna). Przyjaciółka od trzech minut albo od półwieku.
I po roku wracam do tej trzpiotki, J. Chmielewskiej, do kolejnej awantury, aż dziw, że jej się to mieści w życiorysie. Dwie głowy, wokół jednej kręci się kryminał, wokół drugiej romans. Jedna własna i męcząca, druga podrzucona i męcząca jeszcze bardziej.
Lubię Chmielewską. I tą z okładki, i tą spomiędzy kartek. Tym razem obie w nieco słabszym wydaniu, ale wciąż przyjemnie.
Bohaterka Chmielewskiej to taka trzpiotka, której język jeszcze nie do końca dorósł. Taka trzpiotka, z którą spotyka się w kawiarni i która opowiada do wszystko pomiędzy kawą a croissantem (on migdałowy, a ona czarna). Przyjaciółka od trzech minut albo od półwieku.
I po roku wracam do tej trzpiotki, J. Chmielewskiej, do kolejnej awantury, aż dziw, że jej się to mieści w...
2013-06-20
Zmysłowy to dobre słowo, bo na fali wakacji, erotyki w literaturze i zachwytów Izabeli trafiłam na tekst ładny, a seksowny. Rzecz rzadka.
Właściwie żadnego z autorów nie znałam, ale o każdym słyszałam. I to był chyba dobry start - dla Chutnik (jej opowiadanie na początek do strzał w dziesiątkę, jest rewelacyjne i szkoda, że ona cała taka chyba nie jest), dla Kuczoka (zniesmaczył mnie trochę na koniec, ale i dał literaturę, jakiej szukałam), nawet dla Dukaja, przez którego tekst co prawda nie przebrnęłam, bo taka dawka słowotwórstwa była ponad mnie, ale mnie zaciekawił i niedługo zacznę podbierać jego książki.
A reszta? Po trzech miesiącach prawie nic nie pamiętam. Tyle tylko, że było przyjemnie.
Zmysłowy to dobre słowo, bo na fali wakacji, erotyki w literaturze i zachwytów Izabeli trafiłam na tekst ładny, a seksowny. Rzecz rzadka.
Właściwie żadnego z autorów nie znałam, ale o każdym słyszałam. I to był chyba dobry start - dla Chutnik (jej opowiadanie na początek do strzał w dziesiątkę, jest rewelacyjne i szkoda, że ona cała taka chyba nie jest), dla Kuczoka...
2013-09-15
2013-09-13
Khalil Gibran dał mi prozę poetycką, dał mi obrazy (obrazy, nie zdjęcia) Bejrutu i dał mi dużo arabskiego ducha. Historia miłości, taka śpiewna, że prawie Pieśń nad pieśniami. A jeszcze bardziej historia kobiety nie swoich czasów.
Podobno Khalil Gibran to miłość, bunt i wolność. Ja w nim widzę jeszcze głęboką wiarę w przyrodę, zresztą wiarę w ogóle. A w Połamanych skrzydłach najpiękniejszą z modlitw.
"Zlituj się Panie i daj siłę wszystkim połamanym skrzydłom".
I widziałam w tym Teheran z Kurczaka ze śliwkami, a w Salmie - Irâne. I widziałabym to jako oniryczny film krótkometrażowy, koniecznie niemy, koniecznie z muzyką na skrzypcach.
Jestem tylko zawiedziona wydaniem. Prześliczna okładka, ciekawy format, ale w środku - źle sformatowany tekst, na kilku stronach prześwitujący druk, a samą książkę źle się trzyma. Chociaż i tak dobrze, że po tych stu latach wreszcie ktoś Połamane skrzydła przetłumaczył.
Khalil Gibran dał mi prozę poetycką, dał mi obrazy (obrazy, nie zdjęcia) Bejrutu i dał mi dużo arabskiego ducha. Historia miłości, taka śpiewna, że prawie Pieśń nad pieśniami. A jeszcze bardziej historia kobiety nie swoich czasów.
Podobno Khalil Gibran to miłość, bunt i wolność. Ja w nim widzę jeszcze głęboką wiarę w przyrodę, zresztą wiarę w ogóle. A w Połamanych...
2013-09-09
Lot nad kukułczym gniazdem myliłam kiedyś z Paragrafem 22, kiedyś też podczytywałam na matematyce w liceum i widziałam sanitariuszy i Wielką Oddziałową jako roboty z komiksów.
A teraz nie wiem, co powiedzieć. Często Lot... mnie nużył i ciągnął się trochę za bardzo, ale też końcówka coś mi przestawiła w głowie. I wydaje się być jedną z tych książek, które dojrzewają w człowieku i dopiero później, później pokazują, o co chodziło. Nie muszą porywać w trakcie, muszą porwać po wszystkim.
I chyba doceniam Lot nad kukułczym gniazdem - ale jestem za mało męska, żeby docenić go w pełni.
Lot nad kukułczym gniazdem myliłam kiedyś z Paragrafem 22, kiedyś też podczytywałam na matematyce w liceum i widziałam sanitariuszy i Wielką Oddziałową jako roboty z komiksów.
A teraz nie wiem, co powiedzieć. Często Lot... mnie nużył i ciągnął się trochę za bardzo, ale też końcówka coś mi przestawiła w głowie. I wydaje się być jedną z tych książek, które dojrzewają w...
2013-09-03
Prorok w pierwszym odbiorze był dla mnie książką do czytania w dżinsach i białym podkoszulku, gdzieś po drodze i nonszalancko, bo tak najlepiej trafiają duże słowa. Potem stał się książką do czytania w zatrzymaniu, wszystko już jedno gdzie - byle w stop-klatce.
Czasami wierzę, że mądrość jest w ludziach i trzeba tylko odpowiednich narzędzi, żeby ją ze skrytek duszy wydobyć. I jeżeli tak jest, to Prorok może się nadać.
Prorok w pierwszym odbiorze był dla mnie książką do czytania w dżinsach i białym podkoszulku, gdzieś po drodze i nonszalancko, bo tak najlepiej trafiają duże słowa. Potem stał się książką do czytania w zatrzymaniu, wszystko już jedno gdzie - byle w stop-klatce.
Czasami wierzę, że mądrość jest w ludziach i trzeba tylko odpowiednich narzędzi, żeby ją ze skrytek duszy...
2013-09-02
2013-08-31
2013-08-25
2013-08-24
Cygan śpiewa, kiedy jest szczęśliwy albo kiedy go boli, tak że aż serce rozdziera. I to jest taka piosenka, z tytułu i z treści, historia szczęścia i nieszczęścia, niedopasowania, ogromnego bólu i kawałka akceptacji trochę wbrew sobie. Naturalistyczna, słowa ładne i dosadne, tak też można.
Często mnie bolało, często było mi niedobrze, trochę smutno, trochę wstyd. Niepewnie.
Chyba najlepszy hymn na cześć wolności, jaki słyszałam.
Cygan śpiewa, kiedy jest szczęśliwy albo kiedy go boli, tak że aż serce rozdziera. I to jest taka piosenka, z tytułu i z treści, historia szczęścia i nieszczęścia, niedopasowania, ogromnego bólu i kawałka akceptacji trochę wbrew sobie. Naturalistyczna, słowa ładne i dosadne, tak też można.
więcej Pokaż mimo toCzęsto mnie bolało, często było mi niedobrze, trochę smutno, trochę wstyd....