-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2014-04-09
2014-10-07
Radość ze słów pisanych
Ukończenie książek zawsze cieszy, szczególnie, gdy mowa tu o jakiejś serii. A już szczególnie o wyczekiwanej serii książek, najpierw śledzenie wydania za granicą, później w Polsce. Szukanie znikomych informacji, cytatów, unikanie spoilerów. Czekanie na zapowiedź, a potem odliczanie dni do długo wyczekiwanego dnia premiery, by od razu biec do księgarni i mieć ją w swoich rękach.
Wstęp ten nie jest w żadnym stopniu przesadzony, nie zmienia rzeczywistości, opisywałam w nim moje doświadczenia z książkami Cassandry Clare. Autorka zachwyciła mnie swoim "Miastem kości" wiele lat temu, a później wpadłam po samą szyję i wciąż czytałam kolejne jej powieści. Po gdzieś czterech, może pięciu latach w moich rękach znalazła się szósta część Darów Anioła, a jest nią "Miasto niebiańskiego ognia". Nie liczcie tu na obiektywną ocenę, na doszukiwanie się błędów, wciąż, nawet po całym dniu po przeczytaniu jestem w wielkiej euforii i radości, raczej szybko z niej nie wyjdę.
Instytut w Los Angeles.
Normalny dzień zostaje przerwany przez atak Mrocznych, giną wszyscy dorośli, kilka małych dzieci ukrywa się w gabinecie i dzięki portalowi przenoszą się do Instytutu w Nowym Jorku. Są jedynymi ocalałymi i mają wiadomość dla Clave.
Nowy Jork
Świat Nocnych Łowców jest zagrożony przez Sebastiana. Wraz ze swoją armią Mrocznych chce zniszczyć potomków Razjela i zesłać na Ziemie demony. Powoli zabija mieszkańców Instytutów, Nocni Łowcy nie mają pojęcia, gdzie może się ukrywać, jest nieuchwytny. Dodatkowym problemem jest też to, iż jedyną bronią, która może go zabić jest Niebiański Ogień, pod którego władaniem znalazł się Jace. Chłopak nie wie, jak na nim zapanować, jak go wykorzystać, do walki z wrogiem. Jace wie jedynie, że nie chce stać bezczynnie. Clave natomiast postanawia wysłać wszystkich wojowników do Indrisu, by ukryli się przed armią nieprzyjaciela. Nocni Łowcy mają się zebrać, by rozmawiać z Podziemnymi i razem znaleźć rozwiązanie. Czy jednak wszyscy będą skorzy do pomocy? A może ktoś zmieni stronę konfliktu?
A jak z oczekiwaniami?
Wyczekiwany finałowy tom pochłonął kilka godzin z mojego życia. Znów powróciłam do świata Nocnych Łowców i całkowicie przepadłam w jego odmętach. Autorka pokusiła się o połączenie trzech trylogii, a przynajmniej w wzmiankach i postaciach, co mnie wprost zachwyciło, bo czytałam jak do tej pory dwa cykle i wyczekuje kolejnego. Nie spodziewałam się, że nowi bohaterowie mogą mnie jeszcze czymś zaskoczyć, ale wciąż się myliłam. Cassandra Clare wprowadziła mnie w wraz z nimi w inny wymiar i to nie tylko w sferze ich poznania.
Od podszewki
Zacznę może jednak od kwestii bardziej technicznych, a mianowicie odbudowy książki. Po pierwsze była ona zdecydowanie grubsza niż poprzednie tomy, choć dla mnie to i tak było za mało. Objętość równała się też większej ilości treści. Autorka nie ukazała jedynie losów postaci z Darów, ale wyjaśniła również wątek z Diabelskich Maszyn, ukazała przynajmniej odrobinę blaski i cienie rodów Nocnych Łowców, jak również przeniosła nas do Los Angeles, gdzie poznaliśmy bohaterów serii, którą będzie mi dane czytać, mam nadzieję, za rok. Może był to chwyt marketingowy, który miał zachęcić do czytania innych książek pisarki, ale mnie, którą już dawno schwytała w swoje sidła nie trzeba długo, a nawet nie trzeba w ogóle, namawiać.
Wracając jednak do meritum. Narracja powieści wciąż się zmieniała. Autorka zaserwowała nam podgląd wydarzeń z wielu perspektyw, a dzięki temu zdecydowanie szerszy obraz na zdarzenia. Dużym plusem było to iż dopiero dzięki narracji pobocznego bohatera mogliśmy się dowiedzieć czegoś istotnego, bądź dowiedzieć się, jaki jest jego udział w sprawie.
Dużą rolę w przekazywaniu wydarzeń zyskała Emma, postać, która ma być bohaterką nowej serii Cassandry Clare "Midnhdhdhdiht". Polubiłam ją i całą grupę dzieciaków, które się z nią przyjaźniły. Podoba mi się ich różnorodność i siła. Jednak faktem jest, że to właśnie Emma jest z nich wszystkich najbardziej wyrazista i dlatego już teraz chętnie czytałabym dalszą jej historię.
Miłosne zawirowania
"Serca Nefilim są jak serca aniołów, które odczuwają każdy ludzki ból i nigdy się nie goją."
Dawni bohaterowie również mieli udział w narracji, jednak moim zdaniem za mały. Odczuwałam zdecydowany brak mojej ukochanej pary Magnusa i Aleca. Cieszyłam się każdym nawet najmniejszym skrawkiem informacji o nich. Nie będę Was oszukiwać, że było tych wzmianek aż tak niewiele, ale ja kocham ich całym sercem i chętnie poświęciłabym im całą książkę. To dzięki nim zakręciła mi się łezka w oku i to oni dostarczali mi najwięcej emocji.
Jace i Clary to związek, który przez pierwsze trzy książki mnie czarował, później autorka zbyt wiele narzucała na ich barki. Po prostu było mi ich żal i liczyłam, że uda im się utworzyć trwałą więź, której nic nie będzie w stanie przerwać. Drugim mankamentem było również to, że Jace nie był sobą, a to właśnie w nim uwielbiałam. Dopiero w tym tomie zostały mu przywrócone skrzydła i ukazał gamę swoich docinek i komentarzy. Bardzo mi tego u niego brakowało.
Relacja Simona i Isabelle była inna niż powyższe. Nie miała tak wielu problemów zewnętrznych jak wyżej wymienione, a w większej mierze wszystko opierało się na ich własnych granicach, na separacji od uczuć. Końcowe rozdziały w nimi związane doprowadzały mnie do niemałych palpitacji sercowych. Działo się.
Ostatnim punktem w sferze uczuciowej jaki poruszę jest para Mai i Jordan. To jedyny książkowy związek wprowadzony przez autorkę, którego nie trawiłam. Wszystko wydawało mi się w nim sztuczne i nienaturalne. Pomysł na rozwiązanie kwestii przez autorkę nie spodobał mi się jednak. Szczególnie z tym, co zrobiła z Maią. Jakby autorka na siłę chciała wszystkich uszczęśliwić...
Sebastian i jego niecny plan
"Jeśli nie nakłonię niebios, poruszę piekło."
Sebastian/Jonathan/ten zły, postać, która kiedyś dawno temu została zamordowana, by w nowej trylogii się odrodzić, dosłownie. Wraz z armią Mrocznych, przemienionych dzięki Piekielnemu Kielichowi Nocnych Łowców, chce zdobyć władzę nad światem. Nie liczy się z trupami, nie zna litości, dzięki demonicznemu pochodzeniu nie wie, co to miłość, czy współczucie. Jego osoba z jednej strony wzbudza współczucie, z drugiej lęk. Takie połączenia reakcji często tworzą bohaterów, o których chce się czytać, tak jest też tutaj.
Pomysłowość i wytrwałość w dążeniu do celu może w jego postaci zachwycać. Jako jedyny nie patrzy na konsekwencje i dobitnie kroczy do wyznaczonego punktu. On wręcz bawi się z Clave, które nie znając jego psychiki( jak również nie słuchając Jace i Clary, którzy jako jedyni go rozumieją) nie potrafią znaleźć sposobu, by z nim walczyć.
Inny wymiar
Jak w swoim opisie wydawnictwo MAG zdradziło czytelników Clary, Jace i jeszcze kilku innych bohaterów udadzą się do jednego z demonicznych wymiarów. W sumie chyba jako jedna z nielicznych nawet bez patrzenia na opis zabrałam się za czytanie, by dopiero po skończeniu się tego dowiedzieć, cóż, może to i lepiej. Ważne jest jednak to, że właśnie w tej krainie miało miejsce najwięcej ważnych zdarzeń. Wszystko rozgrywało się w szybkim tempie i wciąż coś nowego brało władzę nad moim umysłem. Przeskok z jednej postaci, na drugą, potem powrót na Ziemię.
Poszlaki i wskazówki
Jeszcze przed przeczytaniem tomu miałam wiele obaw, autorka często podrzucała nam wyrwane z kontekstu cytaty, które podsuwały różnorakie myśli. Często nie wróżące dobrze. Kilka z nich niestety okazało się prawdą, a przynajmniej tak, jak ja je odebrałam, ale większość nie. Autorka cały czas wodziła czytelników za nos i zmuszała do rozmyślania o serii. Najwięcej dyskusji brało się z informacji iż sześć ważnych postaci zginie. Teraz wiem już o kim mowa, Wam oczywiście tego nie zdradzę, jednak ważne jest to, że to Cassandra znów jest górą, a ja się tylko bałam...
Pewnie nie tylko ja zauważyłam, że jak do tej pory pisarka w małej mierze skupiała się na Faerie, a teraz istoty te zaczęły odgrywać większą rolę, co bardzo mi się podoba. Są przebiegłe, spytne, potrafią doskonale obiegać prawdę. Wywnioskowałam też, że będą miały spory udział w wydarzeniach w trzeciej części, po pierwsze ze względu na Marka, po drugie na pewne postanowienia. Ciekawe, czy mam racje...
Koniec końców
"Duchy to wspomnienia, a my je nosimy w sobie, bo ci, których kochamy, nie opuszczają świata."
To wcale nie miała być długa wypowiedź, miałam się zawrzeć treściwie na dwóch stronach Worda i zakończyć, ale o Darach mogę pisać i pisać. Książki Cassandry Clare czytam zawsze z wielka radością i sporym sentymentem. Uwielbiam bohaterów, ich charaktery i pomysły, jak również ich różnorodność. Wciąż mam ochotę wracać do ich przygód i z wielką chęcią to robię. Za jakiś czas znów zabiorę się za czytania cyklu, od początku do samego końca. Lata czekania się opłaciły.
Ocena książki: świetna [6/6]
Ocena serii: świetna [6/6]
Radość ze słów pisanych
Ukończenie książek zawsze cieszy, szczególnie, gdy mowa tu o jakiejś serii. A już szczególnie o wyczekiwanej serii książek, najpierw śledzenie wydania za granicą, później w Polsce. Szukanie znikomych informacji, cytatów, unikanie spoilerów. Czekanie na zapowiedź, a potem odliczanie dni do długo wyczekiwanego dnia premiery, by od razu biec do...
2014-08-11
2014-08-17
Mieliście kiedyś takie marzenie, by zrobić coś jeszcze raz, by powtórzyć coś, co zrobiliście, coś, co miało wielkie konsekwencje? Nie chcieliście cofnąć czasu i zrobić coś jeszcze raz, ale by miało to inne skutki? Ja wielokrotnie. Druga szansa brzmi dumnie, ale od teraz będzie mi się kojarzyła trochę inaczej.
Właśnie taki tytuł obrała na swoją kolejną powieść polska autorka Katarzyna Berenika Miszczuk. "Druga szansa" nie brzmi groźnie, napawa optymizmem i daje nadzieję. Jednak już okładka, nota bene niesamowita, wzburza inne uczucia. Czego więc można się spodziewać po szóstej już książce młodej pisarki?
Młoda dziewczyna budzi się w dziwnym miejscu, nie wie, gdzie jest, a co najważniejsze nie wie, kim jest. Patrząc w lustro widzi obcą osobę, ładną, zgrabną dziewczynę, ale nie może jej połączyć z własną postacią. Miejsce, w jakim się znalazła wydaje się jej obce. Dopiero pojawienie się dziwnej, pulchnej kobiety uzmysławia jej, że ma na imię Julia oraz że znalazła sie w ośrodku Druga szansa dla ludzi z problemami z pamięcią. Okazuje się, że dziewczyna nie pamięta nic ze swojej przeszłości, rodzina, dom, przyjaciele, są dla niej zamazana plamą. Pamięta jedynie błahe, nieistotne sprawy. Czy czas spędzony w ośrodku pomoże jej dojść do siebie, czy wszystko sobie przypomni?
Poprzednie książki pani Miszczuk w głównej mierze opierały się na szybkiej akcji, humorze i romansie, choć różniły się treścią, podejściem do tematu, a zwłaszcza stażem autorki, te trzy czynniki były ich głównym motywem. "Druga szansa" jest od samego początku inna. Wyczuwa się element zaskoczenia, czytelnik czuje chęć rozwiązania zagadki, która wciąż gdzieś się czai.
A tajemnicę można wyczuć na każdej stronie "Drugiej szansy". Pierwszym czynnikiem jest tożsamość głównej bohaterki, która nawet dla niej samej staje się zagadką. Jako że występuje tu narracja pierwszoosobowa wraz z bohaterką odczuwałam irytacje faktem, że terapia nie przynosiła pożądanych skutków, że jej przeszłość nadal była zamazana. Kolejnym punktem jest samo miejsce, "Druga szansa" skrywa wiele sekretów, zbyt mili opiekunowie, tajemnicze drzwi za kotarą, ludzie, którzy ukazują wiele różnych twarzy. Do tego dochodzą bardziej fantastyczne elementy, które aż trudno wyjaśnić. Już od pierwszych stron niepokoi nas dziwny kruk, słyszymy szepty, znajdujemy przedmioty, które widzimy w snach...
Sądzę, że właśnie ostatnimi składnikami autorka chciała podnieść grozę książki. Dla mnie był to jednak jeden z największych minusów powieści. Czytając powieść nie odczuwałam żadnego lęku. Sytuacje, które były kreowane na straszne w ogóle takie nie były. Sfera ta nie była rozbudowana i dopracowana, widać, że autorka stawia dopiero pierwsze kroki w mroczniejszych klimatach i powinna jeszcze trochę nad tym popracować. Powieść miała klimat, ale zabrakło kropki nad i, ostatniego punktu.
Początkowo wysunęłam tezę, iż autorka w dwóch pierwszych powieściach skupiała się na akcji, humorze i romansie. Wszystkie z powyższych elementów występują również w tej powieści, ale chciałam po prostu zauważyć, że na pierwszy plan wysuwa się coś innego. Pierwsze dwa rzeczowniki jeszcze jakoś można połączyć z zakładem dla obłąkanych, ale romans, jak? Sama się nad tym zastanawiałam, ale widać można.
Romans opiera się na uczuciu pomiędzy główną bohaterką, a innym pacjentem Adamem. Polubiłam go, nie był przerysowany, a nawet czasem zabawny. Ale ich uczucie akurat w tym miejscu wydawało mi się nierealne. Wolałabym by po prostu się zaprzyjaźnili. Odbierało to czas jaki autorka skupiała na bardziej interesujących mnie kwestiach.
Jak również przez to główna bohaterka wydawała mi się nastolatką, która nie była. Julia, bo takie było jej imię, miała 22 lata. Jednak jak dla mnie równie dobrze mogłaby mieć mniej. Poprzez ciągłe zagubienie, leki, brak własnej przeszłości, zdawało mi się, że wszystko przeżywa po raz pierwszy, że wszystko jest dla niej obce. Jednak powyższy związek odbierał jej cechy, które u niej lubiłam, a zwłaszcza zdrowy rozsądek. Co dziwne, dało się go wyczuć u tej postaci.
Niezwykle urzekło mnie zakończenie powieści. Spodobało mi się, gdyż było przemyślane i złożone. Autorka pisała iż jest to powieść jednotomowa, a jednak otworzyła sobie nią drzwi do kontynuacji. Mimo wszystko mam nadzieję, że to jednak historia skończona, wolę by tak zostało. Można by pomyśleć, że z sytuacji, w której znalazła się bohaterka nie ma wyjścia. Ale drzwi zostały otwarte, dwa światy w zadziwiający sposób połączone. Nie wszystko zostało wyjaśnione, ale to dobrze, wciąż pozostaje kilka pytań bez odpowiedzi, co tylko utrzymuje klimat ciągłej tajemnicy.
Muszę pochwalić również wydawcę, bo stworzył niesamowitą okładkę. Zapowiada historie z dreszczykiem i zachęca do czytania. Mimo iż nie znalazłam tu wszystkiego, na co liczyłam, jestem zadowolona z lektury. Powieść ciekawiła i nie pozwalała na długie oderwanie się od lektury. "Druga szansa" to książka zagadka. A co Ty w niej odkryjesz?
Ocena: bardzo dobra - [5-/6]
Mieliście kiedyś takie marzenie, by zrobić coś jeszcze raz, by powtórzyć coś, co zrobiliście, coś, co miało wielkie konsekwencje? Nie chcieliście cofnąć czasu i zrobić coś jeszcze raz, ale by miało to inne skutki? Ja wielokrotnie. Druga szansa brzmi dumnie, ale od teraz będzie mi się kojarzyła trochę inaczej.
Właśnie taki tytuł obrała na swoją kolejną powieść polska...
2014-04-26
Niektóre drogi są cięższe i bardziej niebezpieczne od innych. Niektóre obszary wolałyby na zawsze zostać bezludne. Niektóre przesmyki mogą być naprawdę nieprzyjemne. Niektóre miejsca walczą z człowiekiem na każdym kroku. Niektórzy ludzie zaciekle bronią swego terytorium. Niektóre szlaki spływają krwią wędrowców. Czy chcesz się wybrać w tą podróż?
Saba mieszka wraz z bratem-bliźniakiem, młodszą siostrą i ojcem nad Srebrnym Jeziorem, w którym jest naprawdę mało wody. Ich matka odeszła wiele lat temu, od tego czasu na ustach ojca nie potrafi zagościć uśmiech, a Saba nie potrafi spojrzeć z miłością na swoją siostrę - Emmi. Ich matka zginęła podczas przedwczesnego porodu, za co dziewczyna obwinia dziecko. Najlepszy kontakt ma ona ze swoim bratem, jest dla niej najważniejszy, kocha go i podziwia. Nie są najszczęśliwszą rodziną, ale moją swoje miejsce i są bezpieczni, ale do czasu. Kilka miesięcy przed letnim przesileniem do ich chaty przyjeżdżają jeźdźcy. Saba i Lugh walczą zaciekle, ale porywacze osiągają swój cel. Zabierają ze sobą jej brata, a dodatkowo zabijają jej ojca. Dziewczyna wie, że musi znaleźć brata, wyrusza na poszukiwania, obiecała Lughowi, że go znajdzie.
„Bo wszystko jest napisane. Wszystko jest ustalone.
Życie tych, którzy się narodzili.
Życie tych, którzy wciąż czekają na swoje narodziny.
Wszystko zapisano w gwiazdach na początku świata.”
Wiedziałam od samego początku, że muszę przeczytać tę książkę, że muszę poznać historię, która zachwyciła już tak wiele osób. Rzadko czytam książki zaraz po kupieniu, gdy nie są to kontynuację, ale z tą zrobiłam wyjątek. „Krwawy szlak” zaczęłam czytać, gdy tylko książka wpadła w moje ręce. I nie żałuję. Pierwsza część Kronik Czerwonej Pustyni niesamowicie mi się spodobała, była brutalna, prawdziwa i pełna zwrotów akcji. Moira Young stworzyła historię, którą chcę poznać dalej. Ale najpierw postaram się i Was zachęcić do jej lektury.
Od pierwszych rozdziałów w oczy rzuca się, że świat, w jakim żyją bohaterowie odbiega od współczesnego, w jakim żyjemy my. Najpierw autorka ukazała mi krajobraz prawie pustynny, w którym zamiera życie, w którym jedynymi ludźmi jest rodzina Saby. Dzięki temu doskonale możemy dostrzec relacje między członkami rodziny, w dużej mierze napięte. Szczególnie ukazana jest wrogość Saby i Emmi, mocna więź między bliźniakami, napięcie między ojcem, a synem. Każda z osób próbuje łagodzić spory pomiędzy resztą, ale nie zawsze się to udaje. Często padają mocne słowa, których można żałować, ale dopiero po wypowiedzeniu. Patrząc na taką rodzinę nie widać pełnego obrazu miłości, ale chce się, by on tam był. To napięcie pomiędzy członkami uderza w czytelnika, wielokrotnie podczas początkowej lektury chciałam odłożyć książkę, ale nie zrobiłam tego.
W dalszej części powieści odkrywają się przed nami nowe terytoria, nowe miejsca i poznajemy część genezy tego świata. Oczami wyobraźni na pustyni widziałam stare domy, samochody, wieżowce, inne pojazdy, które znajdują się w naszych realiach. Jednak były one zasypane przez piasek, niedostępne, znoszone. Tak jakby nasza cywilizacja została zasypana tonami piasku. Nie przypomina sobie, by autorka dokładnie podoła, co stało się z większością ludności, jednak patrząc na tamtejsze zmiany pogody i klimat można się wiele domyślić.
Główna bohaterka jest zarazem narratorką powieści, patrzymy na wydarzenia jej oczami. W odbiorze treści w ogóle to nie przeszkadza. Główna bohaterka jest silna, bezkompromisowa i pewna tego, do czego dąży, taka sama jest jej narracja. Nie ma tu rozbudowanych przemyśleć, jest plan, działanie, a czasem nawet brak planu, a jedynie luźne pomysły. Jednak nie narracja jest w książce najbardziej ciekawa, a budowa. Tekst został pozbawiony typowych dla rozmów myślników. Sądzę, że niektórym zwłaszcza w początkowej fazie może to utrudnić czytanie, ale szybko da się przyzwyczaić. Wszystkie treści i te, które myśli bohaterka i te, które są rozmowami są nam przekazywane w ten sam sposób, bez żadnych wyróżnień. Dodane są jednak takie treści, jak np. „Powiedziała Emmi”, czy” krzyknęłam”. Moim zdaniem, gdy już dowiemy się, co i jak, czytanie idzie gładko i urozmaicenie to nie sprawia trudności, a dodaje powieści nowego wyrazu.
Nie tylko postać głównej bohaterki jest dobrze wykreowana, ale również postaci poboczne. W książce początkowo poznajemy ich mało, ale z biegiem akcji ich liczba coraz bardziej się zwiększa. Pojawiają się nowi przyjaciele, ale również wrogowie. Każda z postaci zapada w pamięć, nie zawsze imieniem, ale czynami, czy charakterem.
Jedną z ciekawszych postaci jest tajemniczy, arogancki Jack. Nie będę ukrywać, że takie męskie osobowości zawsze zapadają mi głęboko w pamięć. Jak się pewnie domyślacie to właśnie on wraz z Sabą tworzy główny związek w książce. Autorka jednak nie stworzyła nierealnej więzi, a relacje, które tworzy się powoli. Urocze były ich sprzeczki, przekomarzania i prawdziwe kłótnie. To osoby z mocnymi charakterami i nie obyło się bez zgrzytów. Warto też zauważyć, że ich więź nie wybija się ponad wydarzenia główne, jest on wątkiem pobocznym i nie odgrywa kluczowej roli. Saba w narracji również nie rozpływa się nad pozytywami Jacka, a próbuje zniszczyć w sobie kiełkujące uczucie. Choć jej próby są bezowocne ciekawie się na nie patrzy.
Najważniejszą kwestią w całej książce jest poszukiwanie brata Saby. Chłopak został porwany przez jeźdźców, jednak nie było to zwykłe porwanie. Ono swoje korzenia miało zdecydowanie wcześniej, ale fakty z nim związane poznajemy stopniowo. Cała droga Saby za bratem przebiega burzliwie, to nie jest spokojna wyprawa, ale pewna przeciwności i niebezpieczeństw. Dziewczyna co chwila napotyka na nowe kłopoty, a największe czekały ją w odwiedzanym mieście. Uważam, że pomysł na takie położenia był niesamowicie intrygujący i nowatorki. Jeszcze nie spotkałam się z taką wersją areny do walki. Autorka pomijała w sporej mierze brutalność tego miejsca, ale można sobie dokładnie wyobrazić, co tam się działo. Aż ciarki przechodzą, powrót do walk gladiatorów...
„Martwe jezioro. Martwa ziemia. Martwe życie.”
Warto też zauważyć, że do czytania zachęca również okładka, wygląda ciekawie i wyróżnia się na tle innych powieści tego typu. Pasuje do treści, obrazuje doskonale miejsce, w jakim żyła bohaterka. Mam nadzieję, że kolejne tomy będą dopasowane poziomem do tej grafiki.
Podróż przez Czerwoną Pustynię była ciężka, niebezpieczna, pełna przygód i niespodzianek, choć nieczęsto przyjemnych. Jednak szlak pokonałam z podniesioną głową, teraz u celu mogę jedynie czekać na dalszy przebieg wypadków. „Krwawy szlak” to niebezpieczne miejsce, mnie wciągnęło w swoje sidła. Uważaj, bo możesz być następna/y!
Ocena: świetna [6/6]
Niektóre drogi są cięższe i bardziej niebezpieczne od innych. Niektóre obszary wolałyby na zawsze zostać bezludne. Niektóre przesmyki mogą być naprawdę nieprzyjemne. Niektóre miejsca walczą z człowiekiem na każdym kroku. Niektórzy ludzie zaciekle bronią swego terytorium. Niektóre szlaki spływają krwią wędrowców. Czy chcesz się wybrać w tą podróż?
Saba mieszka wraz z...
2014-08-08
Zachwiana równowaga
Nieporuszona niczym tafla wody. Cisza, niezmącony spokój. Woda nie porusza się, nic się niszczy oazy, jaka nastała. Statek bez lęku stoi w samym środku bezkresu. Nagle jednak szczęście znika. Morze zaczyna się poruszać. Fale tworzą wielkie języki. Statek od dawna stojący w miejscu zaczyna się poruszać. Wiatr się nasila. Niebo staje się ciemne. Nadchodzi, a może odchodzi. Hałasy są wszędzie, niebezpieczeństwo otacza statek. Nikt nie jest już bezpieczny... Znika spokój!
Są w naszym życiu takie wydarzenia, które rujnują wszystko, co planowaliśmy, co chcieliśmy osiągnąć. Chwile, które niszczą przyszłość. Tak właśnie stało się z Nastyą, jedno wydarzenie doprowadziło do tego, że straciła wszystko, co kochała. Zerwała swój kontakt ze światem zewnętrznym, kompletnie się od niego oderwała. Wszelkie reakcje i informacje ogranicza do minimum. Do czasu...
Są w naszym życiu takie wydarzenia, które nas odmieniają, straty, których nie da się zapomnieć, które nas piętnują. Tak właśnie stało się z Joshem, niegdyś dusza towarzystwa, teraz stojący na uboczu, oddalający się od ludzi, całkowicie pochłonięty swoją pasją. Tworzy wokół siebie pole siłowe, które odpycha wszystkich wokół. Chcę być sam i żyć ze swoim bólem bez świadków. Do czasu...
Powieść Katji Millay czytałam już w zeszłym roku, wtedy właśnie wszyscy czytelnicy, WSZYSCY, zachwycali się tym tytułem i historią bohaterów. Płakali po jej zamknięciu, czuli smutek, radość, mieszaninę wszelkich typów emocji. Wydałam się wtedy inna, bo mi "Morze spokoju" nie spodobało się w pełni.
Przykro mi to pisać, ale powieść nie była mnie dla niczym fascynującym, czy odkrywczym. Czytałam ją, zachwycałam się kreacją bohaterów, wizją autorki, ale nie czułam tej gamy emocji, na którą liczyłam, której chciałam doświadczyć po rekomendacjach innych czytelników. Bo może spokoju to piękna historia, tak jak jest napisane na okładce, ale ta piękna historia do mnie nie trafiła.
Czułam przeciążenie problemami bohaterów. To było za wiele, moim zdaniem, na barki tak młodych ludzi i to całkowicie odpychało mi od tej powieści. Autorka na siłę chciała ich doświadczyć. Szczególnie Josh czytając o nim nie mogłam wyzbyć się współczucia, tego, że nie powinien on przeżyć tak wiele. Nastya zaś dla mnie dramatyzowała. Rozumiem ból, jaki musiała odczuwać po stracie swojego ukochanego zajęcia, swojej pasji, jednak jak to się umywało do problemy tego chłopaka... A jeszcze to on ją musiał wspierać.
"Morze spokoju" to piękna opowieść, jednak nie dla mnie. Kolejny raz, czytając powieść z tego gatunku, nie czułam pełnej fascynacji opowieścią. Nie wiem, co jest tego przyczyną. Katya Millay potrafi pisać, a dla miłośników gatunku, może nawet być najlepszą z autorek. Więc jeśli książki jeszcze nie czytaliście to właśnie Wam ją polecam.
Ocena: dobra- [4-/6]
Zachwiana równowaga
Nieporuszona niczym tafla wody. Cisza, niezmącony spokój. Woda nie porusza się, nic się niszczy oazy, jaka nastała. Statek bez lęku stoi w samym środku bezkresu. Nagle jednak szczęście znika. Morze zaczyna się poruszać. Fale tworzą wielkie języki. Statek od dawna stojący w miejscu zaczyna się poruszać. Wiatr się nasila. Niebo staje się ciemne....
2014-07-09
Małe dziewczynki marzą o byciu księżniczkami, mieszkaniu w zamkach i spędzaniu czasu ze swym ukochanym księciem z bajki, który nie ma żadnych wad. Ale czy życie księżniczki to jedynie piękne suknie, bale, tańce i rozrywki? A może jednak musi ona robić coś więcej?
America wciąż ma wiele dylematów. Wie, że Maxon kocha tylko ją i jest skłonny przerwać eliminacje, jeśli tylko ona wyrazi taką wolę. Dziewczyna nie wie, jednak czy naprawdę go kocha. Wciąż bliski jest jej również Aspen, który mimo zerwania wciąż chce z nią być. Jednak to tylko jeden z problemów. America nie wie, czy nadaje się na królową, czy ta funkcja jest dla niej odpowiednia. Maxon stawia ja w trudnej sytuacji, daje jej czas do namysłu, ale jest go coraz mniej.
Pierwszy tom serii Kiery Cass niesamowicie mi się spodobał, nie była to wyszukana lektura, nic ambitnego, ani zmieniającego moje poglądy, jednak książka wniosła powiew świeżości do literatury młodzieżowej. Autorka skrzenie połączyła świat telewizji oraz powszechnie znane motywy z baśni. Kogoś uwielbiającego takie klimaty, jak ja, mogła bez reszty pochłonąć ta historia. Ze mną tak się stało. Jednak do tomu drugiego podchodziłam z dużym niepokojem i rezerwą. Większość napotkanym przeze mnie recenzji "Elity" ukazywała ją w mało przystępnym świetle.
Opis, który przytoczyłam w dużej mierze mógłby być opisem całej książki. America wciąż zastawiała się, czy jest godna miana księżniczki oraz którego chłopaka wybrać. Wciąż była niezdecydowana, niepewna siebie i muszę przyznać, że trochę mnie irytowała. Zamiast otwarcie powiedzieć Maxonowi, że chce z nim być, ta odsuwała się od niego, szła wypłakać Aspenowi, a potem dziwiła się, że książę nie chce z nią spędzać całego swojego czasu. Przecież musiał mieć plan awaryjny, gdyby America nie chciała zostać jego żoną. Z drugiej strony on też już nie był tak święty, ma sporo na sumieniu. Jedna sprawa szczególnie mnie uderzyła, ale nie będę dokładnie jej opisywać, gdyż była to najmocniejsza i najbardziej zaskakująca scena w książce. Mimo że autorka wiele sprostowała, teraz Maxon stracił trochę w moich oczach.
Podczas czytania tej części trochę lepiej poznałam przeciwniczki głównej bohaterki, jak również postaci w jej otoczeniu. Do tej pory wszystko było zamazane, niejasne, autorka wszystko uogólniała i nie pozwalała nam się z nikim poznać. Czułam, że tylko Americe jako tako poznałam, ale reszta była dla mnie niewiadomą. Teraz gdy zostało mniej dziewczyn pani Cass trochę lepiej przyłożyła się do kreowania ich charakterów. Wciąż mam jednak do tej sfery zastrzeżenia.
Z kwestii postaci przejdźmy do związków. Pisarka wykreowała nam trochę dziwny trójkąt, a właściwie to trudno nazwać tę figurę. America wybiera pomiędzy swoim dawnym chłopakiem, teraz strażnikiem Aspenem, a Maxonem. Książę nic nie wie o konkurencji, co po przeczytaniu tej powieści, wyszło wszystkim zainteresowanym Americą na korzyść. Sprawa jednak jeszcze trochę się komplikuje, bo poza główną bohaterką i rękę księcia ubiega się też (obecnie) pięć innych panien. I tu rodzą się problemy. Maxon nie jest zazdrosny o Mer, gdyż nie wie, że ona ma adoratora w postaci gwardzisty, zaś Aspen mimo straty szansy(w końcu sam ją rzucił) wciąż walczy. America zaś jest zagubiona, nie wie, co czuję, raz całuje jednego, raz drugiego, jest zazdrosna o inne kandydatki. Pomieszanie z popłataniem, ale gdy się to czyta zrozumieć jest łatwo. Czasem nierealność tego pomysłu aż mnie przytłacza i zastanawiam się, jak komuś udało się coś takiego wymyślić... Ale udało się.
Dodać muszę, że nawet przyjemnie się "Elitę" czytało. Autorka nie stworzyła wybitnej powieści, ale książce, która ma nas rozbawić. Sądzę, że jeśli ktoś podejdzie do niej z dystansem może mieć sporo radości z czytania. Jeśli przemilczy pełne drobne niuanse. Świetnym zagraniem wydawnictwa było zatrzymanie oryginalnych okładek, nie będę ukrywać, że one również miały swój mały wkład w zakup książki. Są bajkowe i doskonale pasują do treści.
Ocena: dobra [4/6]
Małe dziewczynki marzą o byciu księżniczkami, mieszkaniu w zamkach i spędzaniu czasu ze swym ukochanym księciem z bajki, który nie ma żadnych wad. Ale czy życie księżniczki to jedynie piękne suknie, bale, tańce i rozrywki? A może jednak musi ona robić coś więcej?
America wciąż ma wiele dylematów. Wie, że Maxon kocha tylko ją i jest skłonny przerwać eliminacje, jeśli tylko...
2014-04-27
Księżniczka miesiąca
Gdy byłam młodsza baśnie, historie o księżniczkach wydawały mi się takie piękne. Biedna dziewczyna spotyka na swej drodze księcia, który całkowicie zmienia jej życie lub ratuje z opresji. Ale czy w normalnym życiu łatwo trafić na księcia z bajki, rycerza na białym koniu? Teraz wydaje się to tak nierealne. A jednak czytanie, czy oglądanie ekranizacji baśni wciąż jest przyjemne. Wciąż to robię i wcale się tego nie wstydzę.
Dlatego bez dłuższego zastanowienia postanowiłam kupić „Rywalki”. Jednak książka to nie jest zwykła opowieść o dziewczynie, która zakochała się w księciu. Kiera Cass połączyła znane motywy baśniowe, przeniosła akcje gdzieś w przyszłość, a rywalizacja o księcia przybrała postać współczesnego realisty show. Brzmi zaskakująco? Uwierzcie mi, że tak jest.
Ami jest Piątką, nie żyję biednie, jednak też nie powodzi jej się najlepiej. Pochodzi z grupy artystów, którzy mają pracę najczęściej przy większych uroczystościach, pracują wtedy dla Dwójek, czy Trójki umilają im czas grą lub śpiewem. Dziewczyna lubi to, co robi, jednak wie, że jest coraz ciężej. Jej matka chce by znalazła jak najlepszą partię, najlepiej kogoś z Czwórek, marzy o lepszym starcie dla niej, jednak Ami potajemnie spotyka się z Szóstką, z kimś z kim nie ma szans na dostatnie życie. Nikt o tym nie wie, jednak ona chce spędzić z nim resztę życia.
Pewnego dnia matka zaczyna namawiać dziewczynę do wzięcia udziału w Eliminacjach, w których na oczach widzów ma być ukazana rywalizacja o serce księcia. Dziewczyna nie chce się zgodzić, choć wie, że ślub z księciem na stałe zmieniłby status jej rodziny na Jedynki. Ciąg późniejszych zdarzeń wpływa jednak na odwrotną decyzje. Jednak czy dziewczyna ma szansę, by to ona została wybrana. Przecież konkuruje z nią 34 inne dziewczyny. Czy to ona zdobędzie serce księcia Maxona?
„Jeśli twoje życie naprawdę stanęło na głowie, to znaczy, że ona musi gdzieś tu być. Prawdziwa miłość zwykle jest okropnie niewygodna.”
Kiera Cass w swojej książce wykazała się ciekawym i niespotykanym pomysłem, po części baśniowym, po części współczesnym. Niektórym pewnie może się to wydawać dziwne, pewnie dla mnie też by tak było nawet po lekturze, gdyby nie główna bohaterka. Jako jedyna z kandydatek nie liczy na związek z księciem, nie chce jego względów, a jedynie marzy o pomocy swojej rodzinie. Dzięki jej zachowaniu możemy lepiej poznać księcia, bez upiększeń, prawdziwego. Dziewczyna mówi co myśli, jednak w jej charakterze była jedna rysa. Były chłopak, dziewczyna wciąż o nim myślała, a tak naprawdę w mich oczach nie był on jej wart, nie chciał o nią walczyć, poddał się, wolał odpuścić. Robił to z dobrych pobudek, ale jednak ją zostawił. A ona wciąż o nim rozmyślała, rozumiem, że strata ukochanej osoby boli, ale to co zrobiła potem było okropne.
Ale wróćmy do postaci księcia Maxona, dzięki początkowej postawie Ami możemy powoli dostrzegać jego pozytywy, poznawać go lepiej, zauważać wady. Dzięki temu, że zostają przyjaciółmi oczami dziewczyny. Pomiędzy chłopakami, Aspenem i księciem, można zauważyć liczne różnice. Są jak ogień i woda, nie tylko ze względu na charakter, ale i pochodzenie, zachowanie. Różni ich naprawdę wiele. Nie ma co ukrywać, ale po przeczytaniu „Rywalek” jestem zakochana w Maxonie. To prawdziwy książę z bajki, ale kompletnie nie przeszkadza mi to, że jest prawie idealny. Dlatego wciąż mu kibicowałam. Ami musi go wybrać, nie ma inne opcji.
Konkurentki o rękę księcia są całkowicie różne. Pochodzą z różnych grup społecznych. Wszystkie, mimo różnych charakterów, trafiły w to samo miejsce. Jednak jeśli sądzicie, że wszystkie, poza Ami, są tu z miłości do księcia, to mocno się mylicie. Wiele z nich liczy na podniesienie swojego statusu, na zostanie Jedynką, czyli najważniejszą i nieliczną grupą w państwie. To ukazuje jak różne są charaktery ludzi, że wysoka pozycja niczego nie zmienia, że chce się więcej. Choć wybory mają być jedynie pozorną rywalizacją, wcale tak nie jest. Dziewczyny naprawdę walczą. Może nie używają do tego celu pieści, ale jednak podstępem, słodkimi słówkami próbują wygryźć konkurencję. Niektórym nieźle to wychodzi.
Sądzę, że ważną kwestią jest tu segregacja klasowa. Motorem walki niektórych dziewczyn jest podniesienie swego statusu społecznego, przejście z niższej klasy do wyższej. Dlaczego jest to takie ważne? Przywileje, bogactwa to wszystko łączy się z małym numerkiem, który od urodzenie jest do przyczepiany do osoby. Ludzie z wyższej klasy chcą pobrać się z osobą z jeszcze wyższej półki, jednak to wcale nie jest takie łatwe. Niektórzy nie mają takiej szansy i na wasze zostają w tej samej grupie. Jednak przybliżę Wam odrobinę ten podział. Jedynki to najważniejsi w państwie, rodzina królewska, mają wszelkie bogactwa, opływają w luksusy, odrobinę niżej są Dwójki, potem Trójki, w książce opisane dość słabo, jednak można były dowiedzieć się, że powodzi im się dobrze. Niżej są Czwórki, pracujący z fabrykach, sklepach, nie muszą martwić się głodem, żyją szczęśliwie. Pod nimi znajdziemy Piątki, do których należą artyści, poeci, malarze, pisarze, śpiewacy, tacy jak Ami i jej rodzina. Szóstki są grupą porządkowych, sprzątają, dbają o domy, służą wyżej urodzonym, pod nimi znajdują się jedynie Siódemki i osoby bez grup, żebracy, biedni, włóczędzy, wciąż cierpiący głód, choroby. Segregacja klasowa jest dość rygorystyczna, trudno zmienić grupę, najgorzej mają ci, którzy znajdują się najniżej. Powrót do średniowiecza?
Nie będę wprowadzać Was w błąd, nie tylko opis zachęcił mnie do zakupu książki, nie tylko ciekawy pomysł, ale w dużej mierze miała na to wpływ oprawa graficzna. Okładka „Rywalek” jest niesamowita, bajkowa. Od razu kojarzy mi się z klimatem powieści, główną bohaterką. Cieszę się, że wydawnictwo jej nie zmieniło. Sądzę, że sporo czytelniczek(chłopcy raczej nie czytują podobnych historii) zostanie nią zachęconych do lektury.
Piękne suknie, cudowne i eleganckie dziewczyny, przystojny książę i rywalizacja o jego względy. Dodatkową motywacją korona i liczne przywileje. Tu obowiązują surowe zasady, walcz i nie daj się pokonać, bo na Twoje miejsce czeka pięć innych pań. Chcesz się przyłączyć?
Ocena: świetna [6/6]
Księżniczka miesiąca
Gdy byłam młodsza baśnie, historie o księżniczkach wydawały mi się takie piękne. Biedna dziewczyna spotyka na swej drodze księcia, który całkowicie zmienia jej życie lub ratuje z opresji. Ale czy w normalnym życiu łatwo trafić na księcia z bajki, rycerza na białym koniu? Teraz wydaje się to tak nierealne. A jednak czytanie, czy oglądanie ekranizacji...
2014-07-29
Bomba z opóźnionym zapłonem
Każdy ma w życiu coś do czego dąży. Dla niektórych będą to wielkie osiągnięcia, dla innych mniejsze codzienne cuda. Jedno będą chcieli zwyciężyć olimpiadę, inni znaleźć szczęście w życiu. Kolejni marzą o cudownym domu, inni o zawodzie marzeń. Ktoś chcę wynaleźć lek na raka, ktoś inny przebiec jeszcze trzysta metrów. Cel jest ważny, bez niego nie rozwijamy się, stoimy w miejscu. Niektóre cele jednak odbiegają daleko od dążeń innych ludzi, są inne, wyróżniające się, odmienne. A jakie jest cel bohaterów powieści Johna Greena "Szukając Alaski"?
Miles jest chłopakiem, który przez całe swoje życie był samotnikiem, stał na uboczu, nie miał przyjaciół, a jego pasją było zapamiętywanie ostatnich słów sławnych ludzi. Liczył, że studia go zmienią, że szkoła, w której uczył się jego ojciec pomoże mu znaleźć przyjaciół. Tak trafił do Culver Creek, szkoły z internatem. Poznał tam Alaskę, Pułkownika... I nic już nie było takie jak dawniej.
Jedna książka coś mi odebrała, coś mi dostarczyła, coś we mnie poruszyła i była to właśnie powieść Johna Greena. Dzięki "GNW" i emocjach, jakie wypłynęły ze mnie podczas jej czytania. Po takiej książce oczekiwania są ogromne. Liczyłam na przynajmniej w przybliżeniu tak duże ilości pytań i niewiadomych...
Ta książka wpłynęła na mnie inaczej. Nie mówię od razu, że była zła. Jedynie nie wywołała takiej gamy Jej konstrukcja przypominała mi drogę do wybuchu bomby jądrowej. Najpierw długie przygotowania, opracowywanie planów, założeń, poznanie różnych rozwiązań. Następnie szybki, niebezpieczny, lekko niezrozumiały wybuch. A potem lot w drogą stronę szybszy, gwałtowniejszy, z powolnym spadaniem. Pomysł znakomity, jednak mam pewne ale...
Mowa tu w głównej mierze o bohaterach, byli prawdziwi, ale równocześnie sztuczni. To nie byli superbohaterowie, ludzie idealni, mieli wady, byli irytujący, ale z drugiej strony wyczuwałam jakby w ciała w młodych ludzi autor zamknął dorosłych z wieloletnim doświadczeniem życiowych. Ich postaci były sprzeczne. Nie mogłam przez to ich polubić, zrozumieć, poznać. Czytałam o zdarzeniach z ich udziałem, ale nie miałam z tego żadnej radości. Przez całą książkę nie miałam ochoty na ich poznawanie. Żadnego, czy to głównego Milesa, czy też jego ukochanej Alaski, czy przyjaciela Pułkownika. Wciąż są dla mnie obcy.
Podobały mi się jedynie ich idee, cele, to że nie chcieli być szarym punktem w społeczeństwie, kolejną komórką ludzką. To że szukali wyjścia z labiryntu, czasem nawet sami tego nie pojmując było wielkie. Nie każda jednak z obranych przez nich dróg była słuszna. Ale jak powszechnie wiadomo labirynty są pełne pułapek i niebezpieczeństw.
Tykająca bomba wybuchła gdzieś w środku książki. Odliczanie do niej trwało, więc odczuwałam wyczekiwanie, co też może się stać. Jednak nawet mimo zmniejszającej się ilości dni trudno było podejrzewać taki zwrot zdarzeń. Dla mnie to był jednak też punkt najmocniejszy, taka wyżyna w książce otoczona depresjami.
"Szukając Alaski" to książka, którą wymęczyłam. Czytałam ją długo, jednak nie miała w moich oczach jedynie słabych stron. Zbyt duże wymagania mogą niszczyć radość z czytania. Jednak chyba nie tylko one zaważyły na mojej ocenie.
Ocena: średnia-[3-/6]
Bomba z opóźnionym zapłonem
Każdy ma w życiu coś do czego dąży. Dla niektórych będą to wielkie osiągnięcia, dla innych mniejsze codzienne cuda. Jedno będą chcieli zwyciężyć olimpiadę, inni znaleźć szczęście w życiu. Kolejni marzą o cudownym domu, inni o zawodzie marzeń. Ktoś chcę wynaleźć lek na raka, ktoś inny przebiec jeszcze trzysta metrów. Cel jest ważny, bez niego nie...
2012-07-13
Są w moim życiu takie książki, które mogę czytać wciąż, i wciąż, i wciąż. Choć doskonale znam zakończenie, wiem co zrobią bohaterowie, jej ponowne czytanie sprawia mi taką samą przyjemność, jak za pierwszym razem, może nawet większą, bo wciąż coś ciekawego odkrywam. Czy Ty też tak masz? Wstęp ten miał Wam pokazać, jak wielki sentyment łączy mnie z książką, w właściwie całą serią, które tu opiszę. Za „Trylogię czasu” zabrałam się już trzeci raz. Po drugim przeczytaniu zrecenzowałam już tom I i II, jednak nadal w kolejce czekała „Zieleń szmaragdu”, tym razem opiszę właśnie ją.
Gwen to niby typowa nastolatka, lubiąca kino, ucząca się przeciętnie, poza dziwaczną rodziną niczym się nie wyróżniała, jednak do czasu. Gwendolyn odkryła, że może przenosić się w czasie, jest ostatnią z dwunastu podróżników i jak mówi przepowiednia, ma w sobie magię kruka. Razem z Gedeonem, jedenastym z kręgu, przenosi się między epokami i próbuję dołączyć do chronografu krew wszystkich podróżniczków. Gdy im się to uda, ze świata mają zniknąć wszelkie choroby, ma wydarzyć się cos niezwykłego. Jednak jest kilka osób, które w to nie wierzyły. Czy Gwendolyn będzie ślepo podążać za wskazówkami hrabiego, czy może na własną rękę będzie próbowała rozwikłać tajemnice?
Przeczytaj, a wszystkiego się dowiesz.
„Skacz - i lecąc w dół, pozwól, by wyrosły ci skrzydła”
Czas bez granic
To teraz będzie naprawdę długo, bo będę się żalić, zachwycać, ale przejdźmy do rzeczy. Trylogia czasu dla mnie jest jednolitą historią, którą przynajmniej ja, zawsze czytam w całości. Jeśli już sięgnę po tom pierwszy, to nie ma szans bym zaraz nie zabrała się za kolejny, tak działa na mnie ta seria. To musi oznaczać, że książka jest dobra, gdy wciąga w swoje sidła na długi czas. W książce główną rolę odgrywają podróże w czasie, one są sensem całej serii. Cała otoczka, która wokół nich się dzieje, jest bardzo złożona i ciekawa. Podoba mi się to, że to podróżnicy zrobią w przeszłości ma wielki wpływ na przyszłość, bardzo racjonalne rozwiązanie. Jednak sporo spraw pozostawia pytania, czasem trudno zrozumieć, jak to wszystko mogło być możliwe. Choć niby jest to niewymagająca powieść, która ma umilić czas, jeśli ktoś głębiej się zastanowi to doszukuje się niezwykłych aspektów. Według mnie autorka musiała sporo czasu spędzić na łączeniu faktów, na dokładaniu nam lekkich wskazówek, co do rozwiązania. Wszystko tu łączy się w wspólną całość.
„Dosis sola venenum facit(tylko dawka czyni substancję trucizną).”
Zagadka
Co kryje się w chronografie? Ta tajemnica od wielu wieków była owiana legendą, wszystko już dawno, by się wyjaśniło gdyby Lucy i Paul nie okradli pierwszej maszyny, druga z nich nie miała krwi wszystkich podróżników, Gideon spędził długi czas na próbach nakłonienia kolegów do dania mu kilku kropli krwi. Jednak jak ta zagadka zostanie rozwiązana? Wszystko wyjaśniło się w tym tomie, ogólnie nie była to dla mnie wielka niespodzianka, jednak jej skutki, to było coś. Powiem Wam, że możecie liczyć na wiele akcji i niebezpieczeństw, czyli to co czytelnicy lubią najbardziej.
Bohaterowie
W książce występuję narracja pierwszoosobowa, narratorem jest Gwendolyn. Jednak jest sposób przedstawiana informacji nie był zły, przyjemnie się czytało patrząc na wszystko jej spojrzeniem. Jednak momentami mnie irytowała, najbardziej w początkowych fragmentach, gdy bardzo użalała się nad sobą. W sumie ją rozumiałam, ale czasem chciałam krzyknąć dziewczyną, weź się w garść. Do tego, mimo wielkiej sympatii do tej bohaterki, nie mogę powiedzieć, by była nad wyraz inteligentna, często zdarzało się, że inni musieli jej sporo tłumaczyć, ale można jej to wybaczyć, bo była kompletnie nowa w tym świecie.
„... Nie chcemy żeby twoja wścibska ciotka dorwała nas, kiedy znajdziemy diamenty. - Jakie diamenty? - Raz pomyśl optymistycznie - Xemerius już odlatywał z łopotem - A co byś wolała? Diamenty czy zgniłe szczątki rozwiązłej pokojówki. To wszystko kwestia nastawienia. Spotkamy się przed grubym wujem z chabetą.”
Zdradzę Wam, że zakochałam się po uszy, pewnie myślicie, że w Gideonie, a właśnie, że nie. Ja kocham Xaweriusa, najzabawniejszego demona-krogulca jakiego znam. Uwielbiam wszystkie jego wypowiedzi, zawsze potrafił powiedzieć coś tak zabawnego, że nawet najniebezpieczniejsze momenty nie obyły się bez salw śmiechu.
„... W rzeczywistości serca są zrobione z całkiem innego materiału. Chodzi o materiał bardziej znacznie bardziej plastyczny i nietłukący, który zawsze odzyskuje swój pierwotny kształt. Wykonany wegług tajnej receptury. Marcepan!”
„Nie da się zatrzymać czasu, lecz dla miłości czas może stanąć w miejscu.”
Miłość
Związek Gwen i Gideona miał w „trylogii czasu” wiele wzlotów i upadków, sporo razy dziwiłam się ich relacji, jednak zawsze im kibicowałam, liczyłam, że będą razem. Denerwowało mnie dość często zachowanie Gideona, który był według mnie kompletnie niezdecydowany. Nie wiedziałam po której ze stron się odpowie, lecz zawsze liczyłam, że wybierze właściwie. Jednak nie tylko to mnie irytowało, najgorsze były te ich rozstania, przez nie Gwen ryczała kilka dni, by po raz kolejny, bez żadnych wyjaśnień, co do poprzedniej kłótni, całować go i doprowadzić do kolejnej sprzeczki. Czasem to się już robiło nudne, bo ile można. Jednak dobrze, że to wszystko się działo, gdyby wszystko układało się ładnie i pięknie, nie było by tej przyjemności czytanie i choć odrobiny niepewności o los związku.
Podsumowanie
Reasumując, cała „Trylogia czasu” pewnie na długo pozostanie moją ulubioną serią z podróżami w czasie. „Zieleń szmaragdu” czyta się bardzo szybko, powiem nawet, że w zastraszającym tempie, książka zapada w pamięć i uprzyjemnia czas. „Trylogia Czasu” na długo zagości w moim sercu.
Są w moim życiu takie książki, które mogę czytać wciąż, i wciąż, i wciąż. Choć doskonale znam zakończenie, wiem co zrobią bohaterowie, jej ponowne czytanie sprawia mi taką samą przyjemność, jak za pierwszym razem, może nawet większą, bo wciąż coś ciekawego odkrywam. Czy Ty też tak masz? Wstęp ten miał Wam pokazać, jak wielki sentyment łączy mnie z książką, w właściwie całą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-07-12
Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Nawet kilka dni po przeczytaniu książki nadal ją wspominam, rozmyślam o niej. Chciałam wrócić tylko do pierwszej części, bo wypożyczyłam ją z biblioteki, a później sięgnąć po kontynuacje, za kilak dni, tygodni, jednak nie dałam rady. Zakończenie było bardzo intrygujące, po chwili sięgałam już po e-booka i czytałam z wielką radością. Teraz książka za mną, a ja od kilku dni próbuję coś o niej napisać i mi nie wychodzi. Czuję się z tym okropnie, ale nie umiem wyrazić słowami mojego szczęście po przeczytaniu tej powieści. Tak się zagalopowałam, że nawet o tylu nie wspomniałam już się za to zabieram...
„Błękit szafiru” to cudowna, bajkowa powieść Kerstin Gier. Czy po przeczytaniu pierwszej części nie korciło Cię, by przeczytać kolejną? Tą książkę po prostu pożarłam, nie odrywałam się od niej, aż nie skończyłam, tego dnia dzień mijał, a ja tego nie zauważałam, dawno żadna historia tak mnie nie wciągnęła, a przecież czytałam już drugi raz....
Główna bohaterka to zwykłą nastolatka, chodząca do normalnej szkoły, mająca zabawnych przyjaciół. Jednak tu wszystko, co zwykłe się kończy. Gwendolyn ma niezwykłą rodzinę, niezwykła zajęcia pozaszkolne, rozmawia z duchami, a do tego podróżuję w czasie. Jakby tego było mało właśnie pocałowała Gedeona, z którym razem przenosi się między epokami. Pocałunek tak ja zaskoczył, że nie zauważyła, kiedy wrócili do własnej epoki(wracali z herbatki w XX wieku) i nie rozpoznała, że obok niej lata sobie duch, a właściwie demon, Xemerius. Na chwile zapomniała o swoich problemach, ale one szybko wróciły...
Dziewczyna nie jest pewna, czy Lucy i Paul na pewno byli oszustami, nie zna ich, próbuję zgłębić tą sprawę. Wszystko potęguję również fakt, że uważa hrabię za niebezpiecznego człowieka, nie chce mu zaufać. Gwen musi pamiętać, że ufać może tylko sobie. Rozpoczyna śledztwo na własną rękę. Czy uda jej się odkryć prawdę?
Porywająca historia, poza czasem, która zachwyciła już niejednego czytelnika. Ja należę do grona osób, które serię ubóstwiają jej humor, zagadki i postacie są ciekawie dobrane, każda z tych cech jest wyrazista, nadaje charakter. Nie można obok tej książki przejść obojętnie.
Bardzo podoba mi się tajemniczy klimat książki, główna bohaterka cały czas poznaje tajemnice, nikt z grona Strażników nie chce jej zaufać. Dziewczyna musi sama rozwiązywać wiele zagadek. A gdy tylko poznajemy jakiś nowy fakt, rodzi się jeszcze dziesięć innych pytań. Sprawa bardzo zawiłą i niebezpieczna. Cały czas zastanawiałam się, co kryję chronograf, jak ten przedmiot(?) wpłynie na historię, czy naprawdę uleczy wszystkie choroby? To chyba by było za piękne...
Chyba wiele razy już wspominałam, ale więcej nie zaszkodzi. Uiwlebiam humor autorki, choć główny wątek książki może nie jest szczególnie śmieszny, to dzięki bohaterom i przezabawnym wypowiedziom książka nabiera jeszcze ciekawszej wymowy. Leslie, przyjaciółka Gwen, zawsze wie, jak ją pocieszyć, a przy większości jej wypowiedzi miałam uśmiech na ustach. Komicznie książkę urozmaica Xemerius, ten demon jest do prawdy przekomiczny, pękałam ze śmiechu przy wielu jego tekstach. Ach szkoda, że ja nie rozmawiam z duchami, może spotkałabym tak cudownego krogulca.
Książkę uważam za świetną pozycję relaksacyjną, pełna humoru, zagadek książka trawi do wielu czytelników. Ja ją po prostu pochłonęłam. Choć czytałam dwa razy cały czas dawał tyle samo radości. To była idealna pozycja dla mnie, kochającej czytać o podróżach w czasie.
Ocena 10/10
Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Nawet kilka dni po przeczytaniu książki nadal ją wspominam, rozmyślam o niej. Chciałam wrócić tylko do pierwszej części, bo wypożyczyłam ją z biblioteki, a później sięgnąć po kontynuacje, za kilak dni, tygodni, jednak nie dałam rady. Zakończenie było bardzo intrygujące, po chwili sięgałam już po e-booka i czytałam z wielką radością. Teraz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-07-11
Przeszłości blask ...
Wyobrażaliście sobie kiedyś, że czas nie ma dla Was granic, że możecie cofnąć się do każdych czasów, o których tylko pomyślicie, uważalibyście to za dar? Ja zawsze marzyłam o podróżach w czasie, często oglądałam o tym filmy, a teraz gdy sporo czytam, lubię wracać do takich klimatów. Kojarzy mi się to z magią, siłą, którą trudno zrozumieć. Nie ważne jest dla mnie, czy podróżnicy przenoszą się w lata z przed ich życia, czy w przyszłość, ja po prostu uwielbiam tą tematykę.
Jedną z książek, która mnie zafascynowała jest powieść niemieckiej pisarki Kerstin Gier „Czerwień rubinu”. Ale nie tylko tematyka o podróżach w czasie mnie do niej przyciągała Seria ma cudne okładki, nawet napisy na nich nie rażą w oczy, lecz jeszcze umacniają w przekonaniu, że tam wszystko jest na swoim miejscu. To tego tytuł cyklu „Trylogia Czasu” i wszystkie tytuły książek, według mnie są magiczne i bajkowe. Uwielbiam takie klimaty. Musiałam ją przeczytać.
„Rubin czerwony, magią kruka obdarzony G-dur zamyka krąg przez Dwunastu utworzony”
Gwendolyn jest z pozoru zwykła nastolatką, chodzi do szkoły, ma przyjaciółkę, której mówi o wszystkim, jest przeciętną uczennicą. Jednak tu kończy się życie normalnej nastolatki i zaczyna niezwykła historia. Dziewczyna widzi duchy i rozmawia z nimi, a do tego należy do rodziny, w której żeńska część rodu, co kilka pokoleń otrzymuję gen podróży w czasie. Jej kuzynka Charlotte od wielu lat uczęszcza na lekcje fechtunku, manier, języków, wszyscy są pewni, że to ona odziedziczyła niezwykły gen.
Jednak to Gwen co raz częściej łapią bóle brzucha, mdłości, gdy pewnego dnia wychodziła z domu po cukierki dla swojej ciotki, nagle wszystko się zmieniło, krajobraz przed jej domem szybko się zmienił, a ona nie widzi, znanych jej przedmiotów, coś się zmieniło. Wraca do domu, chce zadzwonić do drzwi, nagle drzwi otwiera lokaj, dobrze jej znany, to on pracuję w ich domu. Zaczyna podejrzewać, że ktoś okropnie się pomylił w względem Charlotty. Od tego dnia jej świat odwraca się do góry nogami, a ona zastaję wciągnięta w międzyczasową przygodę.
Książkę czytałam z wielką przyjemnością, dokładniej to połykałam litery w tempie ekspresowym, pierwszy raz czytałam ją w wakacje, potem w ferie, poświęciłam na nią kilka godzin z mojego życia, oderwałam się dwukrotnie od rzeczywistości, siedziałam, leżałam tylko z tą książką, chyba trochę za bardzo się wciągnęłam....
Temat podróży w czasie od zawsze mnie fascynował, każda autorka, autor ma inny obraz takiego świata, ten bardzo przypadł mi do gustu. Jest to świetna książka, by się odprężyć, zrelaksować, niestety według mnie nie da się jej przerwać, jak już siądziesz, to będziesz musiał skończyć, drogi czytelniku, nie ma zmiłuj. Ja miałam jeszcze ten problem, ze wypożyczyłam z biblioteki tylko pierwszą część, a zakończenie w takim momencie, to nie było miłe, zaczęłam czytać ebooka zaraz po tym, potem musiałam sięgnąć po kolejną, czemu te zakończenia są tak intrygujące? Chyba troszkę odbiegłam od tematu. Nie mogłam się od niej oderwać, czułam, że historia da mi spokój dopiero, gdy przeczytam całą.
Książka to niby normalna opowieść o życiu nastolatki, poznajemy jej przyjaciół, klasę, problemy szkolne, niczym każdej dziewczyny, jednak jest jedna różnica, Gwendolyn jest niezwykła, ma dar, z którego nie potrafi korzystać, a do tego widzi duchy, czy to nie cudowne. Właśnie na tym opiera się lekkość książki, że ten niecodzienny motyw jest tak idealnie wpleciony, czytelnik może się poczuć, jakby to naprawdę było możliwe. A do tego wielkim plusem książki jest humor, zabawne teksty, śmieszne anegdoty, wueilbiam, mogłabym tu dodać bardzo dużo wypowiedzi Leslie, przyciółki Gwen, czasem samej Gwendolyn, jej kolegów, , czytanie ich wypowiedzi to sama przyjemność.
"- Znowu rozmawiałaś z niszą, Gwendolyn? Dokładnie to widziałem.
- Tak, Gordonie, to jest moja ulubiona nisza. Obraża się, jeśli z nią nie porozmawiam."
Bohaterowie są świetnie wykreowani. Gdy autorka postanowiła, że ktoś będzie wredny, to czytelnik, też nie z bardzo go polubi, bo cała jego natura odpycha. Zaś jeśli ktoś jest zabawny, śmieszny i niecodzienny, cały czas taki będzie. Bardzo polubiłam Leslie, jest prześmieszna, potrafi mnie rozbawić, a do tego jest bardzo inteligentna, ja nie wiem, co by bez niej poczęła Gwen. Zachowanie głównej bohaterki dość często mnie irytowało, zachowywała się czasem bardzo dziecinnie i często nie rozumiała prostych faktów. Zaś Gideon on na początku mnie denerwował, cały czas myślałam, że to jakiś bufon, nie wiedziałam, czym(oczywiście oprócz wyglądu) miał zauroczyć Gwen. Ale miłość ślepa jest...
Bardzo spodobała mi się też okładka książka, jest bajeczna... Chyba najładniejsza z polskich okładek, jakie jak na razie widziałam. Ich twórczynią jest pani Katarzyna Borkowska. Gdy widziałam kolejne nie mogłam się nadziwić, jakie są cudowne, łączą się motywem mechanizmu i kolorystycznie pasują do tytuły i diamentu. Nawet napisy, które w wielu książkach rażą w oczy, tu pasują idealnie i dopełniają całości. Cudo.
Książka według mnie jest wspaniała, uwielbiam do niej wracać, bo zawsze odkrywam ja na nowo. Mam nadzieję, że częściej będę trafiać na tak cudowne pozycje. Wątek podróży w czasie nadal mnie fascynuję, chętnie będę sięgać po kolejne książki z tym tematem. Wyczekuję też filmu na podstawie książki, choć nie oczekuję po nim zbyt wiele.
Ocena 9/10.
Przeszłości blask ...
Wyobrażaliście sobie kiedyś, że czas nie ma dla Was granic, że możecie cofnąć się do każdych czasów, o których tylko pomyślicie, uważalibyście to za dar? Ja zawsze marzyłam o podróżach w czasie, często oglądałam o tym filmy, a teraz gdy sporo czytam, lubię wracać do takich klimatów. Kojarzy mi się to z magią, siłą, którą trudno zrozumieć. Nie ważne...
2014-06-19
Kasa to nie wszystko. Ale za coś trzeba żyć...
Kiedy jest się początkującą łowczynią nagród na rodzaj ofert nie można narzekać, trzeba brać to, co dają. Nawet jeśli zaczęło się sporym osiągnięciem i złapaniem niebezpiecznego byłego policjanta, dodatkowo zwanego swoim eks. Tym razem jednak coś zaleciało trupem i to dość nieprzyjemnie. Ktoś ukradł jednemu z miejscowych grabarzy sporo najzwyklejszych trumien, bez żadnych ozdób, niczego na co panuje moda w Trenity. Kto i po co mógł coś takiego zrobić?
Stephanie Plum to trzydziestoletnia kobieta z nieszczęściem do facetów i utrzymywaniem stałej pracy. Po tym jak złapała swojego byłego poszukiwanego przez miejscowe władze postanowiła, że zostanie łowcą głów i będzie łapać zbiegów. Tym razem miałam okazje zapoznać się z drugim tomem jej przygód, a mianowicie "Po drugie dla kasy". Janet Evanovich sugestywnie daje nam do zrozumienia, dlaczego nasza kochana Śliwieczka porwała się na tak niebezpieczne zajęcie.
Tom ten w moim odczuciu był jeszcze zabawniejszy niż pierwszy. Może to dzięki postaci babki Mazurowej, która pojawiała się zdecydowanie częściej, czy dużej ilości pogrzebów, które zamiast wywoływać w mojej osobie powagę bardziej śmieszyły. Do tego wiele zabawnych sytuacji, które powodował były "więzień" Step i ciągłe próby wyswatania jej przez całą rodzinę.
Jednak Śliweczka to nie tylko humor, ale również wiele akcji. Tym razem główną sprawą, jaką zajmuje się główna bohaterka jest sprawa trumien. Czasem zastanawiam się jak to możliwe, że takie małe miasto mieści tyle możliwości zbrodni, w końcu autorka napisała już dwadzieścia książek z Stephanie. Ale cóż tu każdy ma przy sobie broń, każdy wie wszystko, o każdym, więc pewnie wiele osób próbuję wyjść na przeciw i jednak coś ukryć.
Nieudolne próby samodzielnego śledztwa szybko skończyły by się fiaskiem, jednak główna bohaterka ma do pomocy wielu przyjaciół, jak również kontakty z największymi miejscowymi plotkarami. Wielką tajemnicą jest dla mnie jej przyjaciel po fachu Ranger, wiem o nim prawie nic, a tu irytuje, ale mam nadzieję, że to się zmieni, a autorka jedynie stopniuje nam napięcie na jego temat. Kolejnym pomocnikiem jest Morelli, uwielbiam jego pewność siebie i to jak zachowuje się przy Stephanie. Cieszę się jednak, że nie są ze sobą, to by wszystko zepsuło.
Okładka drugiego tomu różni się od pierwszego, szczególnie postacią modelki, bo w moim odczuciu, są to te same panie, co wydaję się trochę dziwne, bo nie pamiętam, by główna postać ulegała jakiejś zatrważającej transformacji. Jej ogólna konwencja jednak mi się podoba i nie mam do niej większych zastrzeżeń.
Połączenie akcji i ogromnej ilości zabawnych tekstów i zachowań babki Mazurowej nie pozwalają na pominięcie tego tomu. Wciąż będę miała przed oczami jej liczne wizyty w domach pogrzebowych, bo uśmiałam się przy nich, co nie miara. Oby ten humor się utrzymał w kolejnych tomach.
Ocena: bardzo dobra [5/6]
Kasa to nie wszystko. Ale za coś trzeba żyć...
Kiedy jest się początkującą łowczynią nagród na rodzaj ofert nie można narzekać, trzeba brać to, co dają. Nawet jeśli zaczęło się sporym osiągnięciem i złapaniem niebezpiecznego byłego policjanta, dodatkowo zwanego swoim eks. Tym razem jednak coś zaleciało trupem i to dość nieprzyjemnie. Ktoś ukradł jednemu z miejscowych...
2014-02-28
Zagadki są po to, by je odkrywać. A najlepiej wiedzą o nim ciekawi świata gimnazjaliści, czyli Felix, Net i Nika. Tym razem uczniowie warszawskiego gimnazjum maja rzez tydzień opiekować się przyjezdnymi obcokrajowcami, którzy przyjechali na wymianę szkolną. Jednak, czy to nie byłoby za normalne dla naszej kochanej paczki? Oczywiście, że tak! Tym razem również nie obędzie się bez wpadek, gaf i wielu niespodzianek. Bohaterowie będę próbowali odnaleźć skarb ukryty głęboko w odmętach Czerwonej Hańczy. Kto by pomyślał, że ich odkrycie okażę się tak niecodzienne.
W jakiej książce możemy odnaleźć tych bohaterów? Oczywiście w dwunastej części cyklu Rafała Kosika czyli „Felix, Net i Nika oraz Sekret Czerwonej Hańczy”. Niektórym mogłoby się zdawać, że dwanaście części to dużo, ale w tym przypadku tak nie jest. Po przeczytaniu każdej ksiązki czuję się niedosyt i czeka na więcej, bo przygody tej niezwykłej drużyny bardzo mocno wciągają w swoje sidła, jak również rozbawi i to naprawdę mocno.
O zabawnym aspekcie książki może zaświadczyć cała moja rodzina, bo podczas praktycznie całej lektury zaśmiewałam się na głos. Cieszę się, że sytuacja ta działa się w domu, a nie jakimś miejscu publicznym, bo wyglądałoby to naprawdę dziwnie. Były momenty, dzięki którym nie mogłam przestać się śmiać, ale to nie wszystko. Śmiałam się na głos, czym doprowadzałam moją młodszą siostrę do białej gorączki, nie mogła zrozumieć, jak można się tak śmiać podczas czytania. Ale przecież nie miała ona w rękach tej książki.
Czas jednak wrócić do wątków, które były główną fabułą powieści. Jedną z nich była szkolna wymiana, jak się pewnie domyślacie to ona już wywoływała moje salwy śmiechu. Zdarzenia, jakie wynikały z różności językowych, kulturowych i jeszcze innych niezwykle bawiły. Szkoła, do której uczęszczali przyjaciele, miała na ten okres niezwykle się przygotować, niestety jak to zwykle bywa w ich gimnazjum, z planów wyszło nie wiele. Przez, co dyrektor Stokrotka musiał wciąć sprawy w swoje ręce. Z czego wynikały kolejne komiczne sytuacje. Cała ta sprawa ogromnie bawiła. Dla zaznajomionych z serią, wyobraźcie sobie obcokrajowców, którzy wpadają na ogromną, śliniącą się Rosiczkę w pracowni biologicznej i profesora, który przez cały wykład obgryza paznokcie. Mnie ten obrazek wciąż bawi. Takich scenek było więcej, nie sposób jednak o nich wszystkich wspomnieć.
Kolejnym poruszanym na łamach ksiązki tematem było wyprawa nad jezioro i przygotowania do niej. Po tytule spodziewałam się, że będzie tu więcej wydarzeń związanych właśnie z Czerwoną Hańczą i jej sekretem, ale cała ta historia rozegrała się niezwykle szybko, to nie ona odgrywała pierwsze skrzypce. Choć nie mogę też powiedzieć, że był to zły zabieg, po prostu po samym tytule liczyłam na większe rozwinięcie owej kwestii.
Trzecią sprawą, o której chciałam napisać są media. Wbrew wszelkim pozorom, odgrywają tu one wielką wagę. Jedno ze zdarzeń, istotnych dla całej historii, działo się właśnie z ich powodu. Media odegrały też rolę w oczernieniu gimnazjum. Autor ukazał dość przerysowany, ale na pewno po części prawdziwy ich obraz. Dla czytającego młodego czytelnika ten aspekt będzie równie mocno czytelny, co dla starszego odbiorcy, a przynajmniej ja to tak oceniam.
Ciekawym pomysłem, który do swojej historii dodał pisarz jest prolog i epilog, zwięzłe w treści, ale niezwykle tajemnicze, wiele nie wyjaśniające, ale połączone z tematem, który poruszałam wyżej. Po części ciekawi mnie, czy owa postać, która się w nich znajdowała zostanie jakoś rozwinięta. Choć chyba wolałabym, by została taka zakryta, utajniona.
Pominę w tej wypowiedzi postaci, które w niej znajdziemy, gdyż paczka i ich przyjaciele jest już, jak sądzę, dobrze znana stałemu czytelnikowi. Pokrótce mogę napisać, że są niezwykle inteligentni, sprytni i nienawidzą siedzieć bezczynnie, choć często mówią inaczej, zwłaszcza Net. Mają ogromne poczucie humoru, uwielbiają się przekomarzać, a teksty Neta są już dla mnie kultowe. Żałuję tylko, że nie zapisywałam ich sobie, bo wiele z nich nawet wyrwane z kontekstu są bardzo zabawne. Przyjaciele z klasy zaś są zróżnicowani, mocno wyrysowani, autor wyznaczył ich zalety i wady w widoczny dla każdego sposób, niezwykle czytelnie.
Czas na pochylenie się nad oprawą graficzną powieści. Zacznę od okładki, która niezwykle mocno nawiązuje do najważniejszych wydarzeń, które mają miejsce w końcowych momentach książki, wiec nie będę ich wyjaśniać. Przedstawione na niej postaci są już coraz doroślejsze, autor z każdą okładką lekko ich postarza, to nie są już ci sami pierwszoklasiści. Nie pamiętam, czy podczas którejkolwiek z moich wypowiedzi pisałam choć kilka zdań o wewnętrznych obrazkach. Gdy otworzy się książkę od razu na pierwszej stronie rzuca się w oczy ciekawa, zabawna zbieranina obrazków, które nawiązują do książki w jakiś sposób. Są tam cytaty, zdjęcia, rysunki. A wszystko to jest niezwykle charakterystyczne i pasuję do treści opowieści.
Podsumowując, pan Kosik kolejny raz zaskoczył mnie niezwykle pozytywnie. Historia zawarta na łamach dwunastej części jego cyklu była zabawna, wciągająca i interesująca. Nie mogłam się od niej oderwać i jeszcze raz mogę tylko się cieszyć, że z jej czytaniem trafiłam w okres ferii i miałam to wiele czasu, którego nic mi nie zakłócało. Mam nadzieję, że kolejna część niedługo ujrzy światło dzienne, bo im więcej tak miłych czytelniczych zaskoczeń tym lepiej.
Ocena: świetna [6/6]
Zagadki są po to, by je odkrywać. A najlepiej wiedzą o nim ciekawi świata gimnazjaliści, czyli Felix, Net i Nika. Tym razem uczniowie warszawskiego gimnazjum maja rzez tydzień opiekować się przyjezdnymi obcokrajowcami, którzy przyjechali na wymianę szkolną. Jednak, czy to nie byłoby za normalne dla naszej kochanej paczki? Oczywiście, że tak! Tym razem również nie obędzie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-04-22
Biała sukienka skąpana we krwi...
Kiedyś jej sukienka była śnieżnobiała. Chciała wyjść w niej na tańce. Chciała poczuć się wolna. Ale nie było jej to dane. Teraz sukienka ucieka krwią. Widać jedynie prześwity bieli. Ale dziewczyna wciąż pamięta te noc. Pamiętną noc końca jej życia. Kiedy jej biała sukienka tonęła w kałuży krwi.
Po „Annie we krwi” spodziewałam się wiele. Okładka przywodziła na myśl straszne historie, niepokojące tajemnice i zjawę, która choć kiedyś była niewinna, teraz nie ma żadnych skrupułów i zabija każdego napotkany na swej drodze człowieka. Jednak Kendare Blake stworzyła całkowicie inną historię. Jej zjawa wcale nie jest taka jakieś się spodziewałam, jej książka wcale nie jest taka jakieś się spodziewałam. Więc jaka jest?
Cas to niezwykły nastolatek, po ojcu otrzymał nóż, którym zabija zmarłych. Tak, zabija zmarłych. Razem z matką wciąż przenoszą się z miejsca na miejsce, by chłopaków mógł zabijać nowe potwory. Tym razem jednak chłopak trafił na ducha innego pokroju, ducha z którym nie może się mierzyć w otwartej walce, ducha silniejszego od wszystkich, z którymi walczyć do tej pory. Anna będzie jego najtrudniejszym zadaniem, możliwe że ostatnim.
„Anna we krwi” nie ma w sobie takiego klimatu, na jaki liczyłam. Przyznam się, że nie czytałam wcześniej opisu książki, przed przeczytaniem nie wiedziałam, na co się porywam i miałam kompletnie inne wyobrażenia, może to przez to czuję się taka zawiedziona. Po pierwsze zaskoczeniem była dla mnie narracja, okazało się bowiem, że przedstawia ją chłopak, nastolatek, który zajmuje się zabijaniem duchów. Chłopak nie jest nikim niezwykłym, poza jego zajęciem nie wyróżnia się praktycznie niczym, jego osoba nie wzbudziła mojej największej sympatii, jednak też nie działała na mnie drażniąco. Właśnie to burzyło całą magiczną otoczkę, jaką tworzyłam przed przeczytaniem powieści. Chłopak był normalny, nie był szalony, nie był tajemniczy... Po prostu przejął fach po zmarłym ojcu i czekało go kolejne zadanie.
Podczas tej recenzji będzie Wam się mogło wydawać, ze książka mi się nie spodobała, ale tak nie jest. Książka była ciekawa, ale mimo tematu duchów jaki poruszała była kompletnie zwyczajna. Nie uwierzycie, ale nawet pojawił się tu wątek miłosny, pomiędzy łowcą duchów, a duchem. Tu było dla mnie sporym szokiem, dziewczyna potrafi zabić każdego kogo spotka, a jednak ma w sobie tyle delikatności, jest tajemnicza, nie chcę pamiętać swych zbrodni i brzydzi się temu, co robiła. Ich relacja była dla mnie od samego początku oczywista, nie było żadnej wrogości, a jedynie fascynacja uczuciami i relacjami, jakie między nimi zachodzą.
Jednak, gdy już przełknęłam gorzką prawdę, że moje wyobrażenia nigdy się nie spełnią, zaczęłam czytać z większą przyjemnością i lekkością. Bo uwierzcie mi ksiązka nie jest zła, po prostu czegoś innego się spodziewałam, co będę chyba w tej wypowiedzi powtarzać do znudzenia. Pani Blake wplotła do wydarzeń wiele akcji i ciekawych niespodzianek.
Na pierwszy plan wybija się próba zabicia Anny. Cas tworzy wiele planów, poznaje nowych przyjaciół, którzy próbują mu pomóc, jednak rodzące się pomiędzy zjawą, a jej łowcą uczucie wszystko to utrudnia. Chłopak gubi się w swoich uczuciach, nie wie, w co ma wierzyć. Wie, że Anna zabijała, ale chcę ja pomóc, chcę ja uwolnić. Dziewczyna boi się tego, co zrobiła, nachodzą ją wizje i również pragnie zmian, chcę odnaleźć spokój i ukojenie.
W kolejnych etapach powieści na pierwszy plan wybija się niezwykła historia śmierci ojca chłopaka i związane z tym przeciwności oraz dalsze wypadki. Cas dokładnie nie wie, jaki duch, czy inne stworzenie zabijało ojca, ale chce z nim walczyć. Ten wątek wydaje mi się jednym z najciekawszych w całej książce, pomysł wydał mi się oryginalny, wydarzenia zaskakiwały, tak samo jak powiązywanie faktów. Żałowałam jednie, że autorka nie pokusiła się o trochę strasznie stworzenie, jakoś tak niemrawo wyszło.
W całej powieści brakowało mi uczucia lęku, zagubienia, chciałam by książka jakoś mocniej na mnie wpłynęła, jednak to nie miało miejsca. Pamiętam jedynie jeden moment, opis śmierci Anny, po którym byłam zniesmaczona, jednak nie jego obrzydliwością, a raczej wyobrażeniem sobie sytuacji i znalezieniem się w skórze biednej, bezbronne dziewczyny, która przez całe życie była źle traktowana, a potem skazana na tak okrutny los.
Autorka pisze lekko, prosto, a jednocześnie potrafi przelać na karty wiele obrazów, czytając mogłam doskonale wyobrażać sobie sytuacje. Opisy nie były rozbudowane, w moim odczuciu łączyło się to z postacią narratora, która była stylizowana na chłopaka, który twardo stąpa po ziemi, mimo fachu jakim się zajmuje. Jednak nie przeszkadzało to w odczytywaniu wielu znaczeń, w obrazowaniu wydarzeń.
Okładka ksiązka jest według mnie jej największym plusem. W gruncie rzeczy to dzięki niej kupiłam tą książkę nawet nie czytając opisu, a jedynie powołując się na wrażenie innych. Grafika jest przepiękna, mroczna, ale jednocześnie delikatna, obrazuje to, co chciałam czytać, na jaki klimat liczyłam.
„Anna we krwi” to książka zwyczajnie niezwyczajna. Można po niej oczekiwać tego, czym zupełnie nie jest, czego byłam doskonałym przykładem. Jednak po oderwaniu się od mojej wizji powieść mnie wciągnęła. Czytałam ją bez większego pośpiechu, ale polubiłam bohaterów, a rozpoczęte wątki i zakończenie mnie zaciekawiło. Historia nie była krwawa. Jednak jedna scena uderzyła we mnie głęboko. Biała sukienka skąpana we krwi...
Ocena: dobra- [4-/6]
Biała sukienka skąpana we krwi...
Kiedyś jej sukienka była śnieżnobiała. Chciała wyjść w niej na tańce. Chciała poczuć się wolna. Ale nie było jej to dane. Teraz sukienka ucieka krwią. Widać jedynie prześwity bieli. Ale dziewczyna wciąż pamięta te noc. Pamiętną noc końca jej życia. Kiedy jej biała sukienka tonęła w kałuży krwi.
Po „Annie we krwi” spodziewałam się wiele....
2014-07-03
2014-12-30
Starcie z nieczystym królem
Jako ostatni dziś chciałabym przedstawić jeszcze jeden tom Egzorcysty, tomik 8, który również niedawno miałam okazje czytać. Tom ten na okładce ma Kuro, czyli chowańca Rina. Kot jest epicki, bo po pierwsze mówi, a po drugie potrafi zmienić swoją wielkość i stać się tak dużym, że Rin może na nim jeździć. Uwielbia też jeść, jak tu go nie kochać? Pod obwolutą znalazłam zabawne obrazki na jego temat. W tomiku zaś ma ważną rolę, pojawił się zdecydowanie częściej niż zwykle.
Jednak nie Kuro jest głównym motorem wydarzeń, a kolejne etapy walki z nieczystym królem, który przybrał już prawie formę końcową i jedynie najwyższy kapłan z pomocą Feniksa jest wstanie choć na chwile go zablokować, by Rin stosując swoją moc i miecz Koma mógł trafić dobrze osłonięte serce. Jest tylko jeden mały problem, Rin nie może wyciągnąć miecza z pochwy...
Autorka zaserwowała nam przejście z wydarzeń przy jednym bohaterze do kolejnego, jeśli pisałam, że poprzedni tom miał wiele akcji, to ten składał się jedynie z niej. Kartki przerzucałam w zawrotnym tempie. Kreska, jak i w poprzednim tomiku, była świetna, czytelna i pozwalała na odnalezienie się w zawirowaniach bitewnych bez problemu.
Jak się dowiedziałam, tom 9 (zaplanowany był na styczeń) będzie kończył wątek nieczystego króla. Czuję, że będzie się działo. A do tego na okładce Shura, którą w ostatnich tomach bardzo polubiłam.
Ocena: świetna [6/6]
Starcie z nieczystym królem
Jako ostatni dziś chciałabym przedstawić jeszcze jeden tom Egzorcysty, tomik 8, który również niedawno miałam okazje czytać. Tom ten na okładce ma Kuro, czyli chowańca Rina. Kot jest epicki, bo po pierwsze mówi, a po drugie potrafi zmienić swoją wielkość i stać się tak dużym, że Rin może na nim jeździć. Uwielbia też jeść, jak tu go nie kochać?...
2014-10-20
Uwolnienie nieczystego króla
Drugą z przedstawionych w zestawieniu mang jest "Ao no exorcist" tom 7. Kazue Kato od tomu piątego rozpoczęła wątek z nieczystym królem, który w tym tomie nie ma jeszcze rozwiązania, ale nareszcie wydarzenia doprowadziły do starcia.
Todo spowodował uwolnienie nieczystego króla poprzez dołączenie mu jego oczu, teraz demon rośnie w siłę. Najwyższy kapłan sekty Myoda chcę sam stawić mu czoło, a właściwie nie sam, a z pomocą chowańca Karury, inaczej Feniksa. Dzięki temu, że napisał list do Rina poznajemy jego sekrety i tajemnice zakonu, który dotąd był dla czytelnika ogromną zagadką.
Tom przyniósł więc wiele odpowiedzi i naprawdę dużą ilość akcji, każda strona obfituje w starcia i potyczki lub w odkrywanie dawnych sekretów i historii. Bohaterowie wciąż się rozwijają, ukazują swoje nowe oblicza. Rin, mój ulubiony i przy okazji główny bohater, musi zmierzyć się ze swoimi słabościami i spróbować odzyskać zaufanie przyjaciół, którzy wciąż widzą w nim syna Szatana.
Tomik ten miał być w głównej mierze poświęcony Konekomaro, który został przedstawiony na okładce, ale tak się nie stało, gdyż wydarzenia z nieczystym królem przysłoniły prawie całkowicie jego postać. Mimo wszystko pod obwolutą można zobaczyć dwa zabawne obrazki na jego temat, a szczególnie na temat jego kompleksu, czyli niskiego wzrostu. Przeurocze i komiczne. ;)
Ocena: bardzo dobra + [5+/6]
Uwolnienie nieczystego króla
Drugą z przedstawionych w zestawieniu mang jest "Ao no exorcist" tom 7. Kazue Kato od tomu piątego rozpoczęła wątek z nieczystym królem, który w tym tomie nie ma jeszcze rozwiązania, ale nareszcie wydarzenia doprowadziły do starcia.
Todo spowodował uwolnienie nieczystego króla poprzez dołączenie mu jego oczu, teraz demon rośnie w siłę....
2014-12-22
List z przyszłości
Jako pierwszą przedstawię Wam mangę nowo rozpoczętą, nie tylko przeze mnie, ale i przez wydawnictwo. "Orange" bo taki jest tytuł została stworzona przez Takano Ichigo. Już patrząc na samą okładkę wiedziałam, że mi sie spodoba. Otwierając, pierwsze co rzuca się w oczy jest wyśmienita, czytelna i dokładna kreska. Dalej poznajemy już tylko treść.
Opowiada ona o młodej dziewczynie, uczennicy liceum, nieśmiałej, cichej i uczynnej. Pewnego dnia, gdy pierwszy raz ma się spóźnić do szkoły, na stole widzi list, który jest zaadresowany do niej. Śpiesząc się nie czyta go od razu. Okazuje się, że to list z przyszłości, który ona sama do niej napisała, by zmienić to, czego żałuje...
Przewracając strony coraz mocniej czułam wypływając ze stron magię i przyciąganie. Mimo przepełnia stron(i bohaterów) urokiem i słodyczą nie czułam przesycenia i niesmaku. Wszystko było wyważone, romans nie był nachalny, a poznając fakty z przyszłości zaczęłam odkrywać jego ciemniejszą stronę, która dodawała dreszczyku napięcia i wyczekiwania na dalszy rozwój wypadków. Po prostu opowieść mnie wciągnęła, że kolejny tomik już za mną, wyczekujcie kolejnej porcji wrażeń.
Ocena: świetna [6/6]
List z przyszłości
Jako pierwszą przedstawię Wam mangę nowo rozpoczętą, nie tylko przeze mnie, ale i przez wydawnictwo. "Orange" bo taki jest tytuł została stworzona przez Takano Ichigo. Już patrząc na samą okładkę wiedziałam, że mi sie spodoba. Otwierając, pierwsze co rzuca się w oczy jest wyśmienita, czytelna i dokładna kreska. Dalej poznajemy już tylko treść.
Opowiada...
2014-03-08
Uwaga na kolce...
Jest gdzieś daleko miejsce, gdzie królują maszyny, gdzie wszystko jest realne, twarde, rzeczywiste, tam nie ma marzeń. To królestwo pary, to królestwo żelaza, to królestwo pracy i ładu. Ale nawet w idealnym, uporządkowanym miejscu trafiają się pewne rysy, pewne zadrapania. Skazy w systemie. A jedną z takich skaz jest rodzina Aoife.
Całą rodzina Aoife zarażona jest Nekrowirusem, wirusem, który powoduję szaleństwo. Matka zamieszkuję coraz to nowe ośrodki dla umysłowo chorych, a brat Conrad przez chorobę trzymał jej nóż przy gardle. Dziewczyna wie, że i ją czeka to, co resztę, nie tylko ona to wie, huczy też cała szkoła. Zawsze była blisko z bratem, ale gdy on uciekł, został jej tylko Cal, chudy, ekscentryczny chłopak, który doskonale ją rozumie. Prosi go więc o przysługę. Razem muszą odszukać Conrada, który zostawił tylko jedną, krótka wiadomość. Jednak Aoife wie, co musi zrobić. Porzuca swoje dotychczasowe życie i wyrusza do miejsc, w których nigdy nie powinna się znaleźć...
Historię Aoife poznałam dzięki powieści Caitlin Kittredge „Żelazny cierń”. Jest to pierwsza część serii, w której króluje stal, maszyny i technologia z przed lat. W Polsce nie zostały wydane kolejne części cyklu, więc moja przygoda z twórczością autorki będzie musiała zakończyć się na pierwszym tomie. Ale jak przedstawiają się moje wrażenia po lekturze? O tym zaraz Wam napiszę.
„- Magia nie istnieje, Aoife. To tylko placebo głupich.”
„Żelazny cierń” był książką, po której nie wiedziałam, czego się spodziewać, niby opis sporo mówił, niby czytałam jej recenzje, ale jakoś nie mogłam sobie wyrobić opinii. Zaraz po jej kupieniu zafascynował mnie początek, dziewczyna, która przemierza zakłady dla obłąkanych... Temat ciekawy, prawda? Ale poprzestałam wtedy na jednej stronie. Stała na półce ze dwa lata, a teraz przypomniałam sobie o niej, gdyż zachęciło mnie do tego wyzwanie. Ale odbiegam od tematu. Przed przeczytaniem nie miałam ogromnych oczekiwań, więc do lektury podeszłam spokojnie. Książka wywołała u mnie pozytywne uczucia. Historia może nie rozwinęła się tak interesująco, jak mówiła pierwsza kartka, ale i tak nie nudziłam się. Czytałam bez dłuższych przerw i raczej chciałam dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. Nie będę jednak ukrywać, że zdarzały się gorsze momenty, a była nim dla mnie chyba środkowa faza, ani jeszcze historia się w pełni nie rozwinęła, ani początkowe zdarzenia nie przyspieszyły. Mimo tej chwilowej niewładności, dalej szło gładko.
Może czas na krótki opis charakteru głównej bohaterki i reszty postaci. Aoife jest silną i zdecydowaną osobą, naprawdę ją polubiłam, bo nie bała się ryzykować, ale jednocześnie nie robiła rzeczy, które były irracjonalne i po prostu głupie. Czasem przeszkadzał mi jedynie jej wiek, 15 lat to dla naprawdę mało, ale ksiązki rządzą się innymi prawami. Co mogę powiedzieć o innych bohaterach? W sumie nie ma ich wielu, a przynajmniej tych, którzy odgrywają jakoś większą rolę. Początkowo lekko irytował mnie przyjaciel Aoife, ale później, gdy poznałam go lepiej rósł w moich oczach, a do tego ten nagły zwrot w jego charakterze, byłam naprawdę zaskoczona. W akcji wybija się również Dean, który był ich przewodnikiem podczas poszukiwań Conrada. Nie będę ukrywać, ze lubię takie postaci, tajemnicze, jakby oddalone, ale z drugiej strony widać, że im zależy. Do tego duet tych dwóch panów zawsze dodawał koloru wydarzeniom, poprzez ciekawe rozgrywki słowne i dogryzanie sobie nawzajem. Wnosiło to trochę humoru do całej powieści.
Krótko chciałabym też opisać relacje uczuciowe pomiędzy bohaterami wyżej wymienionymi. Niestety jest to bardzo, ale to bardzo przewidywalne. Dziewczyna nielubiana w szkole, ma jedynie jednego przyjaciela, który skrycie siew niej podkochuje, ale ona tego nie zauważa. Podczas niebezpiecznych wędrówek i przygód na ich drodze pojawia się tajemniczy nieznajomy, który powoli, acz dokładnie porywa serce głównej bohaterki. Schematycznie? Niestety tak, bardzo często można podobny pomysł znaleźć w innych książkach, cieszę się, że cały pomysł na historię wypadł zdecydowanie ciekawiej.
„Ci, którzy nie znają historii, skazani są na jej powtarzanie”
Trochę późno, ale lepiej niż wcale poruszę sprawę świata, w jakim rozgrywa się akcja. Właściwie w powieści występują dwa wymiary, jeden, w którym żyje bohaterka, drugi zaś, który ukazuję nam się w dalszej części lektury. Świat realny poznajemy dość dobrze, jest to miejsce, gdzie ludzie żyją wedle ściśle określonych reguł, nie liczy się fantazja, ani wyobraźnia. Za wszelkie przejawy szaleństwa, wykraczania poza ramy ludzie są karani, dość agresywnymi metodami, do czego wykorzystuje się maszyny parowe. W całej krainie największe miejsce odgrywają właśnie maszyny, żelazo. To świat, w którym rządzi racjonalny umysł i nie mam tu na myśli jedynie przenośni, ale również władzę. Ludziom wmawiana jest ich racja, jednak dopiero w późniejszych etapach można naprawdę przekonać się, co ukrywa.
Zaczęłam o jednym świcie, czas więc poruszyć kwestie drugiego wymiaru. Jest on zdecydowanie bardziej fantazyjny, ale nie bajkowy. Istoty, które w nim spotykamy są mroczne, zawistne, okrutne. Miejsce nie zachęca do podróży, wzbudza fascynację, ma w sobie wiele tajemnicy, przez co jest ciekawy. Poznajemy jedynie jego obrzeża, nie znamy go nawet w małej części, dlatego tak ciekawi.
Na koniec chciałabym napisać kilka słów o okładce. Od początku mnie ona zafascynowała, tajemniczy plener, dziewczyna z tajemnicą, a do tego ładnie wkomponowane napisy. Wszystko to tworzy spójną całość. Do tego obraz zapada w pamięć.
Podsumowując moje wrażenia, jestem naprawdę mile zaskoczona, nie liczyłam po powieści na wiele, ale czytało się ją naprawdę przyjemnie. Historia mnie wciągnęła, cała opowieść była dość nietuzinkowa, może poza wątkiem romantycznym, ale jestem to w stanie wybaczyć.
Ocena: bardzo dobra [5/6]
Uwaga na kolce...
Jest gdzieś daleko miejsce, gdzie królują maszyny, gdzie wszystko jest realne, twarde, rzeczywiste, tam nie ma marzeń. To królestwo pary, to królestwo żelaza, to królestwo pracy i ładu. Ale nawet w idealnym, uporządkowanym miejscu trafiają się pewne rysy, pewne zadrapania. Skazy w systemie. A jedną z takich skaz jest rodzina Aoife.
Całą rodzina Aoife...
Czy jest to osoba, która choć raz nie słyszała o Bridget Jones? Wiecie, kto to taki? To kobieta jednocześnie zwyczajna jak każda z nas, ale z drugiej strony niezwykła, zabawna i nietuzinkowa. Bo komu przydarzałyby się takie przygody? Tylko Bridget.
Bridget poznałam najpierw w wersji filmowej. Polubiłam ją, jej charakter, jej wpadki i jej obsesyjną walkę o schudnięcie. Jednak film miał swoje źródło w powieści, a dokładniej w „Dzienniku Bridget Jones” Helen Fielding. Trochę obawiałam się, że książka będzie sporo słabsza od swej ekranizacji, że nie rozbawi mnie tak mocno, a jednak.
„Dziennik” okazał je lekką, przyjemną i wciągającą lekturą. Zaczęłam ją czytać w autobusie, planowałam czytać każdego dnia po kilka rozdziałów(dni), jednak utrzymałam się w postanowieniu zaledwie dwa dni. Później zaczęłam czytać ją również w domu. To lektura na raz, trudno rozłożyć jej czytanie w czasie.
Budowa powieści przypomina dziennik. W każdym miesiącu bohaterka przedstawia nam najważniejsze zdarzenia z kilku-kilkunastu dni. Na początku każdego dnia bohaterka spisuje ilość kalorii, wypalonych papierosów, jednostki alkoholu i wagę, później dochodzą jeszcze inne wartości. Jest to coś, co łączy każdy opisany dzień, często Bidet dodaje też komentarze, co myśli o swoim wyniku. Już początek opisu zapowiada niekiedy ciekawy dzień.
„Nie będę wpadać w depresję z powodu braku faceta - mam osiągnąć równowagę wewnętrzną oraz pewność siebie i czuć się osobą pełnowartościową i kompletną bez faceta, bo to najlepszy sposób, żeby faceta znaleźć.”
Wydarzenia, w jakich bierze udział główna bohaterka raz są niebywale normalne, takie jak praca, uroczystości rodzinne, a niekiedy kompletnie pokręcone, najczęściej za sprawą jej osoby. Bo gdzie pojawia się Jones tam jest impreza. Najbardziej zabawne sytuacje pojawiają się wtedy, gdy Bridget sądzi coś, co kolejnego dnia okazuje się kompletnie inne, zmienione, odmienne. Można się wtedy nieźle uśmiać. Taka sytuacja miała miejsce, gdy przychodziły do niej zaproszenia na imprezy. Biedna Bridget...
Książka nie byłaby tak zabawna, gdyby nie główna postać. To Bridget skleja całą fabułę, to ona dzięki swojej naturalności zyskuje rzeszę czytelników. Główna bohaterka jest żywiołowa, wciąż zaskakuje, jest zabawna i pochodzi z innej planety. Jest pozytywnie zakręcona. Niesamowicie bawiły mnie jej kłopoty, jej problemy, które sama stwarzała, ciągły brak czasu, stała dieta, która wcale nie skutkowała i nie była w ogóle potrzebna, walka z paleniem z alkoholem, problemy z chłopakami, rodzina, która wciąż chciała ją zeswatać, randki z szefem, kłopoty w pracy. Można powiedzieć, że wiele osób mogłoby się znaleźć w jej sytuacji, ale ona zawsze wychodziła z podniesioną głową, nawet jeśli tylko przebrała się na przyjęcie, a reszta gości była niesamowicie elegancka. Bridget potrafi wyjść z każdej sytuacji.
„Pomyślałam, że to trochę śmieszne, nosić nazwisko Darcy i stać samotnie na przyjęciu, z dumną i nieprzystępną miną. To tak jakby nazywać się Heathcliff i spędzić cały wieczór w ogrodzie, krzycząc: 'Cathy' i waląc głową w drzewo.”
Oprócz głównej bohaterki pojawiają się też inni bohaterowie. Znajomi z pracy, szalona rodzinka, przyjaciele. Wszyscy tworzą obraz normalnych ludzi, których można spotkać wszędzie. No może poza dwoma panami, którzy skradli jej serce. Pierwszym jest jej szef, podrywacz. Mężczyzna, w którym Jones podkochiwała się od wielu lat, jednak czy związek z człowiekiem, który chce tylko jednego, ma sens? Drugi facet to pan Darcy, od razu porównania do „Dumy i Uprzedzenia”. W sumie tu też Darcy grał niedostępnego, trochę chłodnego, jednak zawsze eleganckiego(no może poza sweterkiem w romby) i ułożonego. Wiecie pewnie, komu cały czas kibicowałam?
Pewnie sądzicie, że na sprawach sercowych, na pracy i diecie się skończy. Wcale nie! Autorka zafundowała nam również ciekawą sprawę z matką Bridget. Kobieta po wielu latach małżeństwa chciała się rozerwać, odejść od męża i szukać szczęścia u boku innego. Tak też zrobiła, z czego wynikła ciekawa historia. Dodatkowo ukazywane są nam problemy przyjaciół Jones, normalne sprawy, kłopoty w związkach. Cała ta otoczka tworzy żywą i życiową historię. Od razu chce się zaprzyjaźnić z taką dziewczyną, chcę się ją bliżej poznać.
Podsumowując, lektura „Dziennika” była szybka, łatwa i niezwykle przyjemna. Polubiłam główną bohaterkę, jej charakter i postanowienia, które próbuję wypełnić. Jeśli szukasz lektury, która Cię rozbawi, pozwoli się odprężyć i na chwilę zapomnieć o codziennym dniu, może to coś dla Ciebie.
Ocena: bardzo dobra [5/6]
Czy jest to osoba, która choć raz nie słyszała o Bridget Jones? Wiecie, kto to taki? To kobieta jednocześnie zwyczajna jak każda z nas, ale z drugiej strony niezwykła, zabawna i nietuzinkowa. Bo komu przydarzałyby się takie przygody? Tylko Bridget.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBridget poznałam najpierw w wersji filmowej. Polubiłam ją, jej charakter, jej wpadki i jej obsesyjną walkę o schudnięcie....