rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jako studentka często szukam zajęć dorywczych, dzięki którym będę miała pieniądze na własne, drobne wydatki. Zajmowałam się już wieloma rzeczami, nigdy jeszcze nie miałam możliwości zostać kelnerką. Praca wydawała mi się mało ciekawa i męcząca. Właśnie dlatego chciałam poznać bliżej doświadczenia dziewczyny, która została jedną z pań do obsługi.

Stephanie Danler napisała powieść "Sweetbitter" wiążąc fikcyjną postać z własnymi doświadczeniami z zawodu kelnerki i przelała je na papier. Książkę zaczęłam czytać w weekend, ale już na wstępie muszę powiedzieć, że męczyłam ją długo i raz nawet zasnęłam przy niej.

Fabuła powieści nie ma w sobie niczego, co mogłoby zainteresować czytelnika. Właściwie powieść to opisy wydarzeń, które miały miejsce w restauracji, w której zaczęła pracować główna bohaterka. Czytając czułam jakby jedynym miejscem akcji była właśnie ta restauracja, co nie byłoby problemem, gdyby cokolwiek ciekawego miało tam miejsce, gdyby choć jedna postać okazała się warta czasu, by ją poznać, jednak nie zainteresowała mnie żadna z nich.

Autorka na siłę chciała dodawać filozofię do swojej książki, swoje przemyślenia, które tak naprawdę niewiele wnosiły, a właśnie one sprawiały, że książka stawała się jeszcze mniej ciekawa. Miałam problem również z smaym prowadzeniem wydarzeń, gdyż akapit rozpoczynał się często dialogiem, który nagle bym urywany, by kończyć się dopiero pod koniec akapitu z przerwą na wypad w przyszłość. Co rozumiem pod tym stwierdzeniem? Są to zabiegi autorki, w których pokazuje ona jakby wydarzenia z przyszłości dla bohaterów, nie ma to jednak formy dziennika właśnie przez ten przerwany dialog, ciężko mi więc do końca ująć czym tak naprawdę jest.

Dawno nie czytałam książki, w której nie mogłabym się uchwycić niczego, co by mnie zmusiło do jej dalszej lektury. Tutaj męczyłam się i wręcz zmuszałam, by czytać dalej i jednak skończyć powieść i jej o niej napisać. Nie poprawiło się jednak wiele od pierwszych stu stron, więc jeśli styl i Wam również nie podejdzie to nie męczcie się. Chciałabym Wam napisać coś więcej, ale naprawdę od pół godziny siedzę i nie mogę zebrać myśli, by napisać cokolwiek więcej. Ta książka wypompowała ze mnie emocje. Nie wyobrażam sobie serialu na jej podstawie tak naprawdę... A powstał.

Jako studentka często szukam zajęć dorywczych, dzięki którym będę miała pieniądze na własne, drobne wydatki. Zajmowałam się już wieloma rzeczami, nigdy jeszcze nie miałam możliwości zostać kelnerką. Praca wydawała mi się mało ciekawa i męcząca. Właśnie dlatego chciałam poznać bliżej doświadczenia dziewczyny, która została jedną z pań do obsługi.

Stephanie Danler napisała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Decyzja zapada



„Wojenna burza” to ostatni tom cyklu Victorii Aveyard, który rozpoczęła książka „Czerwona królowa”. Seria była wyjątkowo ciepło przyjęta wśród czytelników na całym świecie i wiele osób czekała na ostatni tom z wytęsknieniem. Serię zaczęłam czytać naprawdę późno, kiedy dowiedziałam się, że autorka przylatuje do Polski, ale od razu przypadła mi do gustu.



Wydawnictwo dało mi dość szybki termin na dodanie tej recenzji, więc wyjątkowo recenzję dwóch poprzednich tomów dodam po tej. To w ramach krótkiego wyjaśnienia, byście szukając nie byli zdziwieni brakiem wszystkich poprzednich wpisów. Postaram się na szybko zarysować moje wrażenia po książkach. O ile tom pierwszy naprawdę mi się spodobał, mimo lekkiej niechęci do głównej bohaterki, w tomie drugim według mnie poziom spadł. Czytanie szło mi wolniej, bo większość zachowań Mare doprowadzała mnie do szału. Wszystko jednak wróciło na właściwie tory w tomie trzecim, gdzie narracja została podzielona, a Mare zrozumiała pewne kwestie. Czas teraz, by chwilę poświęcić na tom czwarty i jak mówiła sama autorka na spotkaniu ostatni.



Trudna decyzja, którą podjął Cal sprawiła, że jego wspólna przyszłość z Mare nie będzie już taka sama. Maven wciąż chce Mare, nie podda się, zniszczy wszystko, by ją odzyskać. Cała trójka ma w sobie wiele z szaleńców, którzy teraz muszą porzucić to, co mają w sercu i skupić się na królestwie. Niestety jednak każde z nich ma inny pomysł na jego ustrój.



Najgrubsza książka w dorobku pisarki, bo jak sama mówiła, zawsze lubiła, gdy kolejne tomy miały więcej treści, szczególnie ostatnie. Nie dziwię się jej i nawet cieszę z tej ogromnej liczby stron. Powieść musi zakończyć pewną opowieść, która rozwijała się przez kilka książek. Mimo to nie zaprzeczę, że momentami czułam lekkie znużenie, gdyż autorka ma tendencję do tworzenia długich opisów, przemyśleń, w jej książkach więcej dzieje się w głowach bohaterów niż w dialogach, a także w akcji.



Czytanie „Wojennej burzy” pozwoliło mi wejść w umysły bohaterów, których wcześniej byłam bardzo ciekawa, pozwoliło dowiedzieć się, co też kryje się za ich wyborami i dlatego są, jacy są. To zdecydowanie podwyższa poziom powieści, szczególnie że jak wspominałam Mare nigdy nie była moją ulubioną bohaterką.



Jestem bardzo ciekawa, co autorka przygotuje dla swoich czytelników w kolejnych książkach i czy również okażą się takimi hitami. Mam nadzieję, że tak i mam nadzieję, że szybko trafią w nasze ręce. Jeśli jesteście fanami serii, to bierzcie ją w łapki i czytajcie, nie zawiedziecie się.

Decyzja zapada



„Wojenna burza” to ostatni tom cyklu Victorii Aveyard, który rozpoczęła książka „Czerwona królowa”. Seria była wyjątkowo ciepło przyjęta wśród czytelników na całym świecie i wiele osób czekała na ostatni tom z wytęsknieniem. Serię zaczęłam czytać naprawdę późno, kiedy dowiedziałam się, że autorka przylatuje do Polski, ale od razu przypadła mi do gustu.

...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początku tego roku obejrzałam serial Skam – wyróżniał go realizm, nieprzerysowane życie nastolatków. Ta książka przypomina mi ten serial. Jest prawdziwa, szczera – i właśnie dlatego warto ją poznać.

Na początku tego roku obejrzałam serial Skam – wyróżniał go realizm, nieprzerysowane życie nastolatków. Ta książka przypomina mi ten serial. Jest prawdziwa, szczera – i właśnie dlatego warto ją poznać.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mam Cię na oku

Już od jakiegoś czasu na mojej półce leżał przedpremierowy egzemplarz najnowszej powieści Katarzyny Bereniki Miszczuk. Polska autorka ma na swoim koncie kilka powieści młodzieżowych, sci-fi, kryminał, a teraz także thriller obyczajowy. Z jednej strony z ciekawością wyczekiwałam na "Obsesję", z drugiej jednak miałam spore obawy, bo o ile większość powieści dla nastoletnich czytelników mi się podobała, o tyle kryminał bazujący na pomyśle Agaty Christie czytało mi się średnio. Jakie wrażenie wywarła na mnie lektura? Odpowiedź znajdziecie poniżej.

Joanna Skoczek pracuje w szpitalu oddziału psychiatrycznego. Sześć miesięcy temu przeprowadziła się ponownie do Warszawy po rozwodzie z mężem. W ob skórnych piwnicach szpitala, w swojej szafce lekarka znajduje niepokojące liściki. Niedługo potem w szpitalu znaleziono trupa kobiety z czarnymi, kręconymi włosami, tak samo jak te Asi. Sprawy wydają się połączone. Czy obsesja wielbiciela jest aż tak niebezpieczna?

Liczyłam, że ta historia będzie mieć więcej napięcia i realizmu niż Pustułka, gdyż rozgrywa się w miejscu, które autorka doskonale zna, w szpitalu. Pani Miszczuk bowiem jest lekarzem, więc spodziewałam się, że realia polskiej służby zdrowia zostaną oddane bardzo dobrze. Tak też się stało. Miejscu, w jakim pracowała główna bohaterka Joanna Skoczek, daleko było do miejsc, jakie znamy z medycznych seriali, a bliżej zdecydowanie do realnych warunków, jakie w nich panują. Co zdecydowanie jest jednym z mocnych punktów powieści.

Sama główna bohaterka też szybko wzbudza sympatię. Kobieta po rozwodzie, której charakter mogłabym porównać do Bridget Jones, a samo to skojarzenie w moich myślach, sprawiło, że od razu ją polubiłam. Do tego, choć wokół niej wciąż kręcili się zainteresowani nią faceci, nie wzdychała do nich jak nastolatka. Lekarka(nie pani doktor!) ma cięty język, choć nie przesadnie, jest również zabawna.

Pozostali bohaterowie są nakreśleni dobrze, większość z nich jest realna, z łatwością mogłam ich sobie wyobrazić. Logika zaczęła się w nich jednak odrobinę burzyć w końcowych fazach książki, część z nich zeszła na dalszy plan i zniknął ich koloryt lub w innym wypadku, bohatera poznaliśmy lepiej i stracił całkowicie na autentyczności(mam tu na myśli Tomka, jako podrywacz i lekko tajemniczy chirurg był ciekawy, ale gdy nastąpił przełom w wydarzeniach, stał się dla mnie całkowicie zbędną, mdłą i nijaką postacią).

Klimat powieści bardzo mi się spodobał. Nie był to typowy thriller, dużo tu było wątków obyczajowych, które sprawiały, że powieść nabierała lekkości i z łatwością mogłam ją poznać w jeden dzień. Mamy tu bardzo dużo możliwych rozwinięć losów bohaterki w sferze miłosnej, z jednym, który szczególnie chwycił mnie za serce. Wątki te jednak nie są nam nachalnie przedstawiane, mimo wszystko najważniejsza jest sprawa morderstw. A skoro o nim mowa, to zaskakujące było rozwinięcie wątku kryminalnego i tożsamość mordercy. Ciekawe i nietuzinkowe rozwiązanie.

"Obsesja" to bardzo dobry thriller, w którym możemy poznać lepiej życie lekarzy. Mówię tu nie tylko o ich pracy, ale również o prywatnej sferze. Katarzyna Berenika Miszczuk tym tytułem przekonała mnie, że potrafi też pisać powieści spoza nurtu młodzieżowego. Będę czekać na kolejne powieści w tym klimacie.
Ocena: bardzo dobra [5/6]

Mam Cię na oku

Już od jakiegoś czasu na mojej półce leżał przedpremierowy egzemplarz najnowszej powieści Katarzyny Bereniki Miszczuk. Polska autorka ma na swoim koncie kilka powieści młodzieżowych, sci-fi, kryminał, a teraz także thriller obyczajowy. Z jednej strony z ciekawością wyczekiwałam na "Obsesję", z drugiej jednak miałam spore obawy, bo o ile większość powieści...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kroniki Bane’a Cassandra Clare, Maureen Johnson, Sarah Rees Brennan
Ocena 7,7
Kroniki Bane’a Cassandra Clare, Ma...

Na półkach: , , ,

Szybka podróż przez stulecia

Właśnie tym był dla mnie pierwszy zbiór opowiadań ze świata Nocnych Łowców. Kroniki Bane'a to opowieść o czarowniku, którego doskonale znają fani jakiejkolwiek serii o Nocnych Łowcach. Tym razem jednak Cassandra Clare wraz z Sarą Rees Brennan oraz Maureen Johnson ukazała nam świat dokładnie z jego perspektywy.

W skład Kronik wchodzi 10 ok. pięćdziesięciostopniowych opowiadań oraz zapis z poczty głosowej czarownika po wydarzeniach z Miasta Zagubionych dusz. Co do miejsca akcji, nie było ono jednorodne. Jedno z opowiadań działo się w Peru, inne w Londynie, Paryżu, czy Nowym Jorku. Czarownik zwiedził wiele miejsc, choć doskonale wiemy, gdzie zatrzymał się najdłużej.

Nie będę opisywać fabuły opowiadań, najważniejsze dla mnie podczas lektury było to, że głównym bohaterem był właśnie Magnus - jedna z najbardziej charyzmatycznych postaci serii. Również tutaj właśnie takim go widzimy, ale poznajemy również inne strony jego osobowości i dowiadujemy się o wiele więcej o przeszłości, która w seriach była jedynie wspominana. Rozwijane są jego relacje z innymi bohaterami, a wcześniej ich historii mogliśmy się tylko domyślać.

Umiejscowienie czasowe opowieści może nie być takie łatwe, ale niedługo(po skończeniu kolejnego zbioru opowiadań z cyklu) również i za to się zabiorę. Często poprzedzają one wydarzenia z książek, czy całych serii lub mają miejsce po nich.

Warto zwrócić uwagę, że doskonale przedstawiają traktowanie magicznych istot przez Nocnych Łowców, pokazują, że, choć nie drastycznie, to jednak zmieniało się ono przez lata(choć nie tylko w pozytywnym sensie).

Kroniki Bane'a to świetne dopełnienie świata Nocnych Łowców i historii samego Magnusa. Czytając bawiłam się doskonale. Tylko dwa pierwsze opowiadania są niezwiązane z seriami Cassie, jednak ich humor pomaga szybko je poznać. Ten miesiąc zdecydowanie należy u mnie do Clare(spodziewajcie się jeszcze dwóch postów)!
Ocena: bardzo dobra [5/6]

Szybka podróż przez stulecia

Właśnie tym był dla mnie pierwszy zbiór opowiadań ze świata Nocnych Łowców. Kroniki Bane'a to opowieść o czarowniku, którego doskonale znają fani jakiejkolwiek serii o Nocnych Łowcach. Tym razem jednak Cassandra Clare wraz z Sarą Rees Brennan oraz Maureen Johnson ukazała nam świat dokładnie z jego perspektywy.

W skład Kronik wchodzi 10 ok....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Plaża, relaks i demony do zabicia

Cassandra Clare to autorka, która zasłynęła ze swoich licznych serii o nocnych łowcach. Pisarka budzi kontrowersje, jednak nie można odebrać, że ma rzesze fanów, do których i ja należę. Dla mnie to jedna z ulubionych autorek, której książki zaczęłam czytać już na początku gimnazjum i po tych latach nadal to robię.

Tym razem zabrałam się za najnowszą serię pisarki - Mroczne intrygi, która skupia się na rodzeństwie Blackthornów i Emmie Carstairs, których poznaliśmy już w ostatnim, szóstym tomie cyklu Dary Anioła(dla kogoś nowego w tym świecie problemem może być rozeznanie się w tym uniwersum, ale nie martwcie się planuję stworzyć post dla nowych fanów). We wspomnianej książce byli jednak jeszcze bardzo młodzi i wiele stracili podczas wojny z Mongensternem. Od tych wydarzeń minęło pięć lat...

Emma wciąż marzy o znalezieniu i zemście ludzi odpowiedzialnych za śmierć jej rodziców. Równocześnie odkrywa, że czuję więcej niż powinna do swojego parabatai - Juliana. Wtedy też porwany przez fearie Mark, najstarszy brat Blackthornów, zostaje zesłany do rodziny, by pomóc im w znalezieniu mordercy fearie. Chłopak nie zmienił się fizycznie, jednak mentalnie nie przypomina już brata, którego pamięta rodzina. Nocni Łowcy muszą poradzić sobie ze śledztwem bez informowania Clave o powrocie Marka ze względu na wcześniejsze wydarzenia.

Pani noc to pierwszy tom trylogii. Pamiętam, że gdy zobaczyłam jego grubość byłam zaskoczona. Już Mechaniczna Księżniczka lub Miasto niebiańskiego ognia miało dużą objętość, ale ta część to ponad 800 stron. Mimo że byłam fanką, miałam aż dwa podejścia do lektury tej książki. Teraz jednak, kiedy usłyszałam o premierze drugiego tomu, która jest zaplanowana na koniec września, nie mogłam pozostawić jej w połowie przeczytanej.

Kiedy już powróciłam do lektury wszystko poszło szybko. Akcja powieście jest dynamiczna, mimo sporej objętości, bohaterowie są dobrze nakreśleni, można łatwo ich polubić i śledzić ich losy. Nie spodziewałam się, że można nakreślić tak różnorodną, pełną indywidualności grupę. Tym bardziej cieszy, że nie tylko Emma, czy Julian dostali narrację, ale również Mark, czy Cristina. Ta ostatnia to będąca na wymianie mieszkanka Meksyku, która wnosi powiew innej kultury do Ameryki, którą jednak już dość dobrze znamy.

Dodatkowo mamy również poszerzony obraz fearie, które w poprzednich książkach nie miały aż takiego udziału w wydarzeniach, nie poznaliśmy ich zwyczajów aż tak dobrze. Mark jest doskonałym połączeniem tego jak szybko ich wpływ działa na ludzi, jacy bywają okrutni, nawet patrząc na Nocnych Łowców.

Śledztwo, którego głównym tematem jest ten tom, jest naprawdę dobrze prowadzone. Powoli, łącząc różne wskazówki bohaterowie łączyli fakty i pokazywali swoje umiejętności. Problemem dla mnie było jedynie przegadane zakończenie, gdyby nie masa dialogów "z tym złym" wszystko mogłoby się skończyć zdecydowanie inaczej.

Ostatnim aspektem, który chciałam poruszyć jest kwestia romansów. W książkach Cassie nie może ich zabraknąć i choć myślicie, że poruszyła ona już chyba wszystkie aspekty związków, trójkąty, niemożliwie miłości, nawet otwarcie się o kazirodztwo... To nie jest prawda. Uwierzcie, że w tej historii jeszcze wiele zaskoczeń w tej materii Was czeka.

Panią noc na tle książek Cassie wyróżnia jeszcze to, że tym razem Nocni Łowcy są nam jakby bliżsi, rozmawiają o Avangersach, kłócą się jak w normalnej rodzinie, problem, z jakim walczą nie jest na skalę globalną... Przybrało to mniejszą skalę, a jednak się sprawdza i to naprawdę dobrze.

Już naprawdę na koniec chciałabym wspomnieć, że w powieści są obecne nawiązania do poprzednich serii autorki, bohaterowie z innych historii mają udział w akcji, pojawiają się w niej lub są wspominani. Nie polecam więc czytać tej powieści bez znajomości innych książek, choć pewnie i tak można. Dodatkiem do powieści jest kilkudziesięciostronicowe opowiadanie, w którym możemy czytać o zaręczynach dobrze nam znanej pary z innego cyklu.

Pierwszy tom Mrocznych Intryg to naprawdę udany wstęp do nowej serii. Spodziewałam się udanej rozrywki i właśnie to otrzymałam. Nie mogę się doczekać, co czeka w kolejnym tomie i jakim bohaterem okaże się nowa postać... No już niedługo!
Ocena: bardzo dobra [5/6]

Plaża, relaks i demony do zabicia

Cassandra Clare to autorka, która zasłynęła ze swoich licznych serii o nocnych łowcach. Pisarka budzi kontrowersje, jednak nie można odebrać, że ma rzesze fanów, do których i ja należę. Dla mnie to jedna z ulubionych autorek, której książki zaczęłam czytać już na początku gimnazjum i po tych latach nadal to robię.

Tym razem zabrałam się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Co nieco z tajemnic Szeptuch


Od dawna jestem fanką książek Katarzyny Bereniki Miszczuk. Jej powieści lubię, choć nie wszystkie spodobały mi się w pełni. Z ciekawością więc sięgałam po jej nową pozycję, która miała być jednocześnie kalendarzem i dodatkiem do serii Kwiat paproci. Nie zawiodłam się, pozycja jest naprawdę ciekawa i zawiera wszystko to, co każda słowianka wiedzieć powinna - tekst na okładce nie kłamie.



Zwykły - niezwykły kalendarz. Nie jest to typowy kalendarz na jeden rok, ale kalendarz z nieokreślonym rokiem, w którym spokojnie można wpisać rocznice, urodziny i zawsze o nich pamiętać. Sama już tak zrobiłam. Klasyczny kalendarz na 3 lata znajduje się z tyłu, dzięki niemu można się dowiedzieć, w który dzień tygodnia wypadnie interesująca nas data. Koniec miesiąca to też miejsce na podsumowanie miesiąca.

W ogromnej mierze stawia się w tym kalendarzu na słowiańską kulturę. Wypisane są tu święta słowiańskie, opisane najważniejsze bóstwa, za to odpowiadały... Z kulturą dawnych Słowian nie miałam za wiele styczności, więc z ciekawością dowiadywałam się, w co wierzyli nasi przodkowie, jak świętowali i kiedy.



Poza tym mamy tu też masę ważnych informacji związanych z profesją Szeptuch. Rady dotyczące roślin, jak je wykorzystywać, kiedy zbierać, jak postrzegali je ludzie dawniej i do czego wykorzystywali, a także przepisy na nalewki, uroki i zwykle ciasta. Szeptucha daje też rady, co zrobić, by zostać lepszym gospodarzem, czy jak dbać o dobre jajka od kur.


Poza tym znajdziemy tu coś ciekawego dla fanów Kwiatu paproci. Znajdują się tu bowiem fragmenty z trzech opublikowanych książek serii oraz kilka cytatów z niepublikowanego finału serii. Co ważne mamy tu również opowieść jak Jaga stała się Szeptuchą. Ponadto znajdziemy tu również testy i ilustracje dopełniające całości.


Muszę przyznać, że jestem niezwykle zadowolona z lektury. Nie spodziewałam się, że aż tyle treści będzie zawierał Sekretnik Szeptuchy. To miły dodatek do serii, ale również naprawdę przydatny notes, który na pewno będzie mi służył przez długi czas.

Ocena: bardzo dobra [5/6]

Co nieco z tajemnic Szeptuch


Od dawna jestem fanką książek Katarzyny Bereniki Miszczuk. Jej powieści lubię, choć nie wszystkie spodobały mi się w pełni. Z ciekawością więc sięgałam po jej nową pozycję, która miała być jednocześnie kalendarzem i dodatkiem do serii Kwiat paproci. Nie zawiodłam się, pozycja jest naprawdę ciekawa i zawiera wszystko to, co każda słowianka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trudna do zakwalifikowania


Moja pierwsza przygoda z twórczością Guillaume Musso była, i w mojej głowie wciąż jest, niezwykle zaskakująca. Wciąż zastanawiam się jak odebrać zakończenie, jak zrozumieć "Tę chwilę". Bo jednocześnie mogłaby być to powieść fantasy, z drugiej zaś nie. I teraz wciąż mam zagwozdkę jak to ugryźć, wiem jednak jedno: to naprawdę coś dobrego.

Latarnia morska na odludziu. Arthur dostaje ją w spadku od ojczyma i ma jedynie się nią opiekować, ale nie zaglądać do piwnicy, ponoć to ona spowodowała wieloletnie zniknięcie jego przyszywanego dziadka, który teraz znajduje się w zakładzie dla obłąkanych. Jednak ciekawość zwycięża i Artur też znika, ale na chwilę...
Takiej intrygującej i innej powieści dawno nie czytałam. Sama budowa jest już zaskakująca. Pierwszoosobowa narracja Arthura pomaga wywołać efekt niepewności, niewiedzy, co do sytuacji. Raz narracja się zmienia i na jeden rok przejmuję ją Lisa. Sama powieść dzieli się na pięć części, te zaś na rozdziały i podrozdziały, zwykle określane latami, w jakich dzieje się akcja, ułatwiające orientacje w szybko zmieniających się wydarzeniach.

Choć akcja powieści jest dynamiczna, tak naprawdę niewiele się w niej dzieje. Przeczy to jednak temu, że nie mogłam się od niej oderwać. Powieść intryguje, buduje emocje poprzez niepewność, chęć odkrycia, co tak naprawdę ma miejsce i przez dialogi, które odkrywają przed nami sekrety.

Bohaterów nie odnajdziemy za wielu. Mamy tu głównego bohatera, młodego lekarza, jego ojca, dziadka, Lisę, spotkaną niby przypadkowo dziewczynę... Niewielu, a potrafili oni stworzyć historię, w której trudno nie przepaść i się nie pogubić. A ja to właśnie w niej uwielbiam. Jest taka inna, świeża. Ciekawa, naprawdę ciekawa.

Każdy rozdział otwiera niesamowicie dopasowany cytat, dzięki którym jeszcze lepiej autor wprowadza nas w każdy nowy moment życia głównego bohatera. Tak szybko mijające lata sprawiają, że to że my możemy przeżywać życie tak jak przeżywamy nabiera większej wartości, a dlaczego przekonacie się czytając.

Ta chwila mnie zaskoczyła, początek nie wróżył tak intrygującej historii. Jestem niesamowicie pozytywnie zaskoczona i z chęcią będę kontynuowała moją przygodę z autorem, którego po raz pierwszy poznałam czytając właśnie tę historię. Też jesteście ciekawi, co kryje Ta chwila?
Ocena: bardzo dobra [5/6]

Trudna do zakwalifikowania


Moja pierwsza przygoda z twórczością Guillaume Musso była, i w mojej głowie wciąż jest, niezwykle zaskakująca. Wciąż zastanawiam się jak odebrać zakończenie, jak zrozumieć "Tę chwilę". Bo jednocześnie mogłaby być to powieść fantasy, z drugiej zaś nie. I teraz wciąż mam zagwozdkę jak to ugryźć, wiem jednak jedno: to naprawdę coś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Naznaczona

Do napisania tej recenzji zbierałam się dłuższy czas, nie mam pojęcia, czym było to spowodowane, gdyż powieść czytało mi się dobrze, szybko i przyjemnie. Skaza to jedna z tych pozycji, które nastolatki mogą pokochać, a nawet starsi czytelnicy mogą się czytając ją dobrze bawić. Zdradzę Wam, że ta historia to moje pierwsze spotkanie z Cecelią Ahern i od razu zachęciło mnie do poznanie mniej fantastycznej, czy antyutopijnej twórczości.

Celestine nigdy się nie buntowała, postępowała tak jak powinna zawsze, to jej siostra była inna, lekko niedopasowana, ale to właśnie ona wstała, kiedy staruszek się dusił, to właśnie ona chciała mu pomóc, choć to było zakazane. On był Naznaczonym, nikt się nim nie przejmował, sama nie wiedziała, dlaczego wstała. Teraz nawet znajomości jej nie pomogą, zostanie naznaczona, to przesądzone...

Podobne powieści już się pojawiały, to fakt. Jednak tutaj głównym atutem jest intrygująco zarysowana główna bohaterka, do tego dość mocno połączona z najważniejszymi osobistościami, twórcami systemu, co nie zdarza się często. Celestine to logiczna dziewczyna, więc naprawdę nie sposób jej nie polubić, szczególnie po tym, co ją spotkało.

Ostatnie zdanie książkowego opisu jest dość mylące, tak naprawdę relacja bohaterów w nim wspomnianych dopiero rodzi się w tej książce i cieszę się, że wszystko miało miejsce tak powoli. Sądzę, że ten zabieg miał przyciągnąć żądne romansu dusze, jednak tutaj nie jest to tak ważne. Liczy się bardziej ukazanie systemu.

O skoro o nim mowa, opiera się na napiętnowaniu ludzi, którzy popełnili się jakichś przewinień, zależnie od ich wagi, czy stylu zostają one umieszczone w innych miejscach: na języku, czole, dłoni, piersi lub pięcie. Do tego wszyscy muszą nosić oznaczania, by każdy wiedział, z kim ma do czynienia, jeśli znamienia jednak nie widać.

Skaza to jedna z tych serii, która zaczyna się dobrze i z ciekawością czekam na jej rozwinięcie, intrygująco wprowadziła w temat, jednocześnie jednak bazując na tym, co znamy. Ciekawi mnie, w jakim kierunku będzie to wszystko podążać.
Ocena: dobra [4/6]

Naznaczona

Do napisania tej recenzji zbierałam się dłuższy czas, nie mam pojęcia, czym było to spowodowane, gdyż powieść czytało mi się dobrze, szybko i przyjemnie. Skaza to jedna z tych pozycji, które nastolatki mogą pokochać, a nawet starsi czytelnicy mogą się czytając ją dobrze bawić. Zdradzę Wam, że ta historia to moje pierwsze spotkanie z Cecelią Ahern i od razu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czy wspominałam, że potrzebuję trzeciego tomu?


Dlaczego? Bo wszystko się posypało... A miało być tak pięknie! Ale nie chcę nic zdradzać, wiecie, że powieść, o której właśnie piszę - Czy wspominałem, że Cię potrzebuję? jest drugą częścią trylogii Dimily. Pierwsza zakończyła się dość niespodziewanie i tutaj też autorka wysunęła ten sam zabieg. Estelle Maskame nie stworzyła bowiem prostej jednotomowej historii, ale długą historię, która ciekawi, ale po części też dłużącej się opowieści, więcej za chwilę, najpierw fabuła.

Minęły dwa lata od burzliwego związku Eden i Tylera. Przybrane rodzeństwo wciąż utrzymywało kontakt, ale na sporą odległość. Przyszły jednak wakacje, które mieli spędzić wspólnie w Nowym Jorku. Czy odżyją dawne uczucia?

Na wstępie muszę powiedzieć, że powieść nie jest niczym zbereźnym, oni nie są spokrewnieni, w ogóle. Mimo to w moich oczach ich związek był zły z innych powodów. Eden miała chłopaka. Miała i nic sobie z tego nie robiła. Od razu musiałam to powiedzieć, bo nie mogłam znieść tej dziewczyny. I to ona robiła wyrzuty Tylerowi. Ona? Irytowała mnie, podejmowała niewłaściwie, niemoralne decyzje...

"Nie wiem, jak powinien się czuć człowiek, który kogoś kocha (…) ale jeśli miłość oznacza, że człowiek myśli o drugiej osobie w każdej sekundzie dnia… Jeśli oznacza, że cały twój nastrój poprawia się, gdy ta osoba jest w pobliżu… Jeśli oznacza, że zrobiłbyś dla tej osoby absolutnie wszystko (…) to jestem w tobie bezgranicznie zakochany."

Mimo wszystko książkę szła mi lekko, czytałam ją szybko, ze sporą ciekawością, jak to jednak będzie. Naturalność wypowiedzi bohaterów, dialogi pomiędzy nimi były normalne, jak w rozmowie. To sprawiało, że strony przelatywały mi z zawrotna szybkością, czym spowodowałam, że moje rozdrażnienie główną bohaterką malało.

Kreacja bohaterów, jeśli miałabym oceniać ją ogólnie, patrząc na wszystkie postaci, jest naprawdę dobra. Bohaterowie są jak żywi, mają wady i to sprawia, że są prawdziwi. Mówią, robią to, co ludzie w ich wieku, choć może z lekkim podkreśleniem złego środowiska. Mają problemy, cieszą się, żyją, a to wszystko jest takie realne.

"Tak to już jest z odległością: albo sprawia, że oddalasz się od kogoś, albo uświadamia ci, jak bardzo go potrzebujesz."

Powieść to romans, romans i tylko romans. Nie zawiera żadnej sprawy kryminalnej, przeszłość bohaterów również jest nam znana, brakowało mi więc elementu zaskoczenia, który pojawił się w poprzednim tomie.

Jestem zdania, że powieść Estelle Maskame jest przyjemną lekturą, ale liczyłam po niej na trochę więcej. Poprzedni tom mnie w pewien sposób zahipnotyzował, ten już nie miał takiego efektu. Mimo to przez zakończenie, z jednej strony zaskakujące, z drugiej denerwujące, chcę czytać dalej...
Ocena: dobra-[4-/6]

Czy wspominałam, że potrzebuję trzeciego tomu?


Dlaczego? Bo wszystko się posypało... A miało być tak pięknie! Ale nie chcę nic zdradzać, wiecie, że powieść, o której właśnie piszę - Czy wspominałem, że Cię potrzebuję? jest drugą częścią trylogii Dimily. Pierwsza zakończyła się dość niespodziewanie i tutaj też autorka wysunęła ten sam zabieg. Estelle Maskame nie stworzyła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Skusiła mnie okładka


Wielokrotnie pewnie chwytaliście za książkę w księgarni tylko dlatego, że okładka Was zafascynowała. Większość z nas to przecież wzrokowcy... Nie ukrywam, że kiedy spojrzałam na okładkę Bez pamięci wiedziałam, że powieść muszę poznać. Grafik wiedział, co robi, by zainteresować czytelnika! Nie sądzicie?

Warto nadmienić, że historię stworzyła polska autorka, Martyna Kubacka. Pisarka ma na swoim koncie już jedną powieść - Bezczelna. Nie miałam okazji jej czytam, ale słyszałam, że została przyjęta dość dobrze, to wystarczyło mi, by bez czytania opisu(tak świetny pomysł Patrycjo!) zgłosić się do Book Touru, który zorganizowała na swoim blogu Cyrysia. Jeśli tak ja wolicie pozostać w błogiej nieświadomości omińcie kolejny akapit, teraz bowiem przestawię Wam opis tej powieści.

Dziewczyna budzi się w obcym łóżku, nie pamięta kim jest, jaka jest, nie pamięta swojej przeszłości. W jej życiu pojawia się niezwykle przystojny facet, który mówi jej, że jest jej narzeczonym. Czy to na pewno prawda? Czy ten piękny dom, jego opowieści to nie mistyfikacja?

Powieść polskiej pisarki jest cieniutka, nie spodziewałam się więc zawiłej historii i niesamowitych zwrotów akcji, a mimo to zaskoczyłam się na niej negatywnie. Nie mogę powiedzieć, że nie była to lekka lektura, bo była, jednak zabrakło jej tajemniczości, lekkiej nutki niepokoju, której po niej oczekiwałam.

Narracja pierwszoosobowa, w tym podzielona na aż trzy postaci, mowa tu o naszej, na razie, bezimiennej bohaterce, jej domniemanym narzeczonym i gosposi. Każde z nich, a także kolejny bohater, który rozwinie relację z pomocą domową, niesie na swoich barkach piętno trudnej przeszłości. Wracając jednak to takiego rozdziału narracji, nie sprawia ona, że wiele można przed czytelnikiem ukryć. Mimo to autorka próbowała. Po części się udało, tyle że...

"jutro jest nowy rozdział powieści naszego życia i tylko od nas zależy, czy będziemy kontynuować wątek z poprzedniej strony, czy zdecydujemy się na nieoczekiwany zwrot akcji."

Tyle, że to było jedno z najgorszych rozwiązań. Byłam niesamowicie rozczarowana, tym jak autorka poprowadziła tę naprawdę świetną możliwość do historii. Amnezja mogła okazać się wszystkim, a jednak wybrała TAKIE rozwiązanie i byłam lekko zdenerwowana, co tu dużo pisać.

Muszę powiedzieć, że nie podobał mi się również rozwój dwóch równoległych związków. Były one niezwykle płytkie, bohaterowie od razu przechodzili do wielkich miłości, co było spowodowane wyglądem zewnętrznym, a także smutnymi historiami przeszłości bohaterów, którzy nawzajem sobie je opowiadali. Niby Bez pamięci, a jednak wciąż to rozgryzali...

Mimo to w jakimś stopniu prowadzenie historii mi się spodobało. Z jednej strony sądzę, że oba wątki można by lepiej, dokładniej rozwinąć, dzięki czemu relacje nabrałyby realizmu. Tak krótka forma odpowiada bardziej pociągowi fizycznemu, zauroczeniu, a nie szczerej miłości, a przynajmniej moim zdaniem. Mimo to polubiłam w jakimś stopniu historie i może dlatego chciałabym, by było o nich więcej.

Bez pamięci nie jest bowiem powieścią złą, beznadziejną. Ot zwykła lektura, która mogłaby być lepsza, gdyby bardziej rozwinąć wszystkie wątki. A tak mamy wiele opowieści, jednak dość uproszczonych. Autorka ma lekki styl, to się broni, nie jest to jednak powieść, do której chciałabym wracać.
Ocena: średnia [3/6]

Skusiła mnie okładka


Wielokrotnie pewnie chwytaliście za książkę w księgarni tylko dlatego, że okładka Was zafascynowała. Większość z nas to przecież wzrokowcy... Nie ukrywam, że kiedy spojrzałam na okładkę Bez pamięci wiedziałam, że powieść muszę poznać. Grafik wiedział, co robi, by zainteresować czytelnika! Nie sądzicie?

Warto nadmienić, że historię stworzyła polska...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wymuszona wyprawa


Dotychczas dla osobliwych dzieci dom Pani Peregrine był ostoją. W dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu. Zawieszone w czasie miejsce pozwalało im na zawsze pozostawiać dziećmi, jednak spokój został zmącony. Teraz niezwykłe dzieci wraz z ich opiekunką na stałe zmienioną w ptaka muszą uciekać przed głucholcami i szukać innych pętli, w których mogliby oczekiwać na pomoc.

Powyższy, krótki opis przedstawia wydarzenia, które miały miejsce w niedawno czytanej przeze mnie historii - Mieście cieni. Jest to kontynuacja Osobliwego domu Pani Peregrine, co dumnie widnieje na okładce. Ramsom Riggs zafascynował mnie swoją pierwszą powieści, gdyż niezwykle oryginalnie podszedł on do elementu tworzenia swojej powieści, wykorzystał ku temu stare zdjęcia.

To właśnie dawne fotografie tworzyły jego historię, nadawały jej głębi i charakteru. To one były motorem do napisania książki, do rozwinięcia zamkniętych w nich opowieściach. W tym tomie jest to kontynuowane, tak samo jak losy bohaterów. Mamy po raz kolejny wiele szokujących zdjęć, które fascynującą. W ogóle mnie nie dziwi, że autor chciał je wykorzystać, pokazać szerokiemu gronu odbiorców.

"Śmiech nie sprawia, że złe rzeczy stają się gorsze, podobnie jak nie staną się lepsze dzięki łzom. Śmiech nie oznacza, że jest nam wszystko jedno albo, że zapomnieliśmy. Świadczy tylko o tym, że jesteśmy ludźmi."

Recenzję miałam zacząć od informacji, że nowa powieść autora spodobała mi się zdecydowanie bardziej niż pierwsza. Pamiętam, że Osobliwy dom przyjęłam dość ozięble ze względu na spore oczekiwania wywołane przez trailer książki, który był niesamowity, jednak teraz wiedząc, czego mogę się spodziewać z wielką przyjemnością otwierałam tę powieść i przekonałam się, że ta historia niesamowicie wciąga. A przecież ja wiek bohaterów już dawno przekroczyłam... Dzieckiem już raczej nie jestem.Właśnie dlatego sądzę, że powieść ta mogłaby się spodobać czytelnikom w każdym wieku.

Skoro mowa o bohaterach... Osobliwość w tytule doskonale pasuję, by ich ogólnikowo opisać. To naprawdę niesamowite osobowości i nie piszę tu jedynie o ich niezwykłych umiejętnościach, większości z nich nie da się nie polubić, nawet mimo ich wad. Wyjątek stanowi dla mnie główny bohater - Jacob i dziewczyna, która skradła jego serce - Emma. Muszę niestety powiedzieć, że ta dwójka momentami działami na nerwy, wątek miłosny w tej powieści, jak dla mnie, nie był potrzebny, więc przymknięcie na niego oka, pozwalało na prawdziwe cieszenie się z lektury.

Zaczęłam o osobliwościach, a przeszłam do wad, poza wyżej wspomnianą nie widzę ich wiele, jak na powieść dla młodzieży, jest ona wręcz niesamowita, do tego sądzę, że czytelników młodszych może nawet lekko przerażać, dla mnie była po prostu klimatyczna, naprawdę cudownie klimatyczna.

"Po prostu wierzę, że ważnymi sprawami w życiu nie rządzi przypadek. Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Ty też zjawiłeś się tu nie bez przyczyny, na pewno nie po to, żeby przegrać i umrzeć."
Tym razem nie odkrywamy już tak wiele sekretów, przyzwyczajamy się do niezwykłości, stąd pies z fajką i jeszcze gadający, czy dziewczynka z dziurą w brzuchu, nie robią aż tak wielkiego wrażenia. Choć może źle to ujęłam, robią, jednak tu wydaje się to tak naturalne, tak pasujące, że nie można by tego wyrzucić. Tak samo wszystkie dzieciaki, one tworzą tę historię i każdy z nich dokłada coś od siebie dla tej opowieści. Nie można im nie kibicować, mało tego chce się, by wszyscy wyszli cało z opresji i wykonali swoją misję.

Zakończenie powieści było dość przejmujące. Nastąpił nagły zwrot akcji, który namieszał w historii i otworzył furtkę do trzeciego tomu. Byłam całkowicie zaskoczona, kto pojawił się w ostatnich scenach, to mnie naprawdę zaskoczyło... Sądzę, że to również wpłynęło na mój niezwykle pozytywny odbiór tej części.

Miasto cieni to świetna kontynuacja. Po raz kolejny autor w niesamowity sposób kreuje swoją historię za pomocą klimatycznych zdjęć i doskonale dobranych do nich słów. Bez fotografii ta książka wiele by traciła. Nie mogę się doczekać lektury kolejnego tomu.
Ocena: bardzo dobra [5/6]

Wymuszona wyprawa


Dotychczas dla osobliwych dzieci dom Pani Peregrine był ostoją. W dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu. Zawieszone w czasie miejsce pozwalało im na zawsze pozostawiać dziećmi, jednak spokój został zmącony. Teraz niezwykłe dzieci wraz z ich opiekunką na stałe zmienioną w ptaka muszą uciekać przed głucholcami i szukać innych pętli, w których mogliby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Smutne pożegnanie?


Trochę tak traktuję ostatnią książkę z cyklu Kroniki Podziemia. Po jej skończeniu nie od razu mogłam się zabrać za recenzję, musiałam przeczekać kilka godzin, gdyż trochę się zasmuciłam, że to już koniec, że już koniec przygód Gregora, że ten oryginalny świat już pozostawię za sobą... Zaczynając serię miałam wrażenie jakbym cofnęła się do dzieciństwa, a kończąc tom piąty Gregor i Kod Pazura czułam jakbym znów stawała się dorosła, a tego nie lubię. Kto nie chciałby być dłużej dzieckiem? Nawet jeśli ta historia nie jest do końca tym, co utożsamia się z bezpieczeństwem i ciepłem.

Suzanne Collins bowiem doskonale poprowadziła tę opowieść. To tak naprawdę nie jest wesoła bajeczka o przygodach kolejnego chłopaka, który ma dar, ale opowieść o radzeniu sobie ze stratą bliskich, z odmiennością... To wszystko tu wychodzi i ostatnie strony pozostawiają pewien niedosyt i masę pytań. Warto też nadmienić, że autorka zebrała tutaj wątki z poprzednich książek, mogłoby się wydawać, że nieistotne, jednak doprowadziły one do tego, że teraz ta historia jest tak doskonała. Wątki tutaj się zazębiają, poniżej wyjaśnię, co też możemy w tej opowieści znaleźć.

"jeśli uciekamy przed tym, czego się boimy, to coś i tak zawsze nas dogoni."

Gregor dowiaduję się, czego dotyczy ostatnia, najbardziej tajemnicza przepowiednia założyciela miasta... Dowiaduję się, że ma zginąć w bitwie, jego siostra ma złamać Kod Pazura... Bitwa w Podziemiu rozgorzała, szczury przeciw ludziom, nietoperzom i myszom... Inne nacje również włączają się w konflikt, pojawiają się nowe osobniki, których w nich w Regali od dawna nie widział. Gregor musi walczyć, wiele osób liczy na niego i jego umiejętności Furiasty.

Muszę powiedzieć, że cała opowieść Suzanne Collins była doskonale przemyślana. Od początku utrzymywała w miarę równy poziom, trzymała czytelnika(nie tylko młodego) w napięciu i nie pozwalała na nudę, by na koniec zaskoczyć czymś jeszcze lepszym! Bo tu walki, akcji, niespodzianek było jeszcze więcej niż zwykle. Dla mnie punktem, który całkowicie odmienił powieść było pojawienie się nowej postaci w Podziemiu, kogoś, kogo naprawdę nie spodziewałam się tam zobaczyć, nagle wszystko stało się jeszcze bardziej intrygujące, bo postać ta wpłynęła na zachowanie kilku innych.

Zaskakujące było jak bardzo zżyłam się z bohaterami, jak im kibicowałam i bałam się o nich. Zakończenia, w których bohaterowie byli w niebezpieczeństwie albo w których umierali były naprawdę bolesne. Autorka nie szczędzi młodego czytelnika, w jej powieściach występują okropieństwa, śmierć i walka są na porządku dziennym.

"- Ona nie jest księżniczką! Księżniczką jest Botka!
- A jeśli księżniczka ma siostrę to ta siostra nazywa się...? - zapytał Ripret.
- Niech Ci będzie księżniczka!(...)Ale to tylko bzdety wymyślone przez karaluchy! Mnie jakoś nikt nie nazywa księciem.
- No, jeśli cię to martwi, to od tej pory będziesz księciem Gregorem."

Na szczęście pozytywnym wydźwiękiem jest również humor, co dowodzi powyższy cytat. Do tego wciąż liczymy na pokój, na zakończenie starcia. Nie jest to łatwe. Autorka poprzez nietolerancję zwierząt i ludzi w Podziemi pokazuje jak zbudowany jest również nasz świat, to uderza. W ostatnich scenach nawet dosadnie autorka poprzez myśli głównego bohatera pokazuje, że i my w Nadziemiu musimy się zmienić.

Jedynie co mnie lekko denerwowało w całej serii to to, że autorka dzieciom dała największą władzę. Dwunastolatek ratuję świat, a dorośli się jedynie patrzą. Rodzice w ogóle nie mają tu wiele do gadania... Nie jest to jednak argument zbyt mocny, gdyż taka miała być ta książka, miała być dla dzieci, stąd bohaterami dzieci.

Gregor i Kod Pazura to doskonałe zwieńczenie serii. W tym tomie znalazłam odpowiedzi na dręczące mnie pytania, pozamykane zostały wątki, a mimo to wciąż pozostaje nadzieja, że może jednak ta historia będzie trwać dalej. Suzanne Collins od dzisiaj nie jest dla mnie jedynie autorką Igrzysk Śmierci, ale także wybitnego cyklu o Gregorze Wojowniku.
Ocena: świetna- [6-/6]

Smutne pożegnanie?


Trochę tak traktuję ostatnią książkę z cyklu Kroniki Podziemia. Po jej skończeniu nie od razu mogłam się zabrać za recenzję, musiałam przeczekać kilka godzin, gdyż trochę się zasmuciłam, że to już koniec, że już koniec przygód Gregora, że ten oryginalny świat już pozostawię za sobą... Zaczynając serię miałam wrażenie jakbym cofnęła się do dzieciństwa, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Znają się od lat...


Charlie ma trzech braci, ojca policjanta i bliskiego przyjaciela Bradena, który mieszka w domu obok. Jest typową chłopczycą, uwielbia sport, nie maluje się i nosi modnych ciuchów. Jednak kolejny mandat za przekroczenie prędkości wpływa na to, że dziewczyna musi rozpocząć dorywczą pracę. Trafia do butiku z ekscentryczną szefową i to zaczyna ją zmieniać. Odtąd Charlie zaczyna mieć dwie osobowości, czy w końcu je połączy?

Nowej powieści Kasie West naprawdę mocno wyczekiwałam. Uwielbiam jej lekki, niewymuszony styl, w którym potrafi oddać uczucia nastolatków i ich zawirowania związane z odkrywaniem samych siebie, swojej przeszłości, czy radzeniem sobie z problemami. Jej bohaterowie są tacy jak my, co sprawia, że z łatwością się o nich czyta.

W Chłopaku z sąsiedztwa nie było wyjątku. Szybko polubiłam bohaterów, naprawdę wszystkich, gdyż każdy z nich miał pozytywne cechy, których nie dało się nie lubić. Najbardziej pozytywnie odebrałam główną bohaterkę. Charlie nie była ideałem, podejmowała złe, niewłaściwe decyzje, ale można jej to wybaczyć, gdyż dopiero odkrywała siebie i próbowała poradzić sobie z traumą dotyczącą śmierci jej matki. Jej poszukiwania siebie były ciekawym doświadczeniem dla mnie jako czytelniczki, naprawdę obserwowałam jej rozwój, walkę ze sobą.

"zakochanie się w kimś, kto wolał być twoim przyjacielem – należało nazwać torturą, bez dwóch zdań".

Pozostali bohaterowie nie byli jedynie tłem, choć może nie mieli tak znaczącej roli, ja wierzyłam, że oni istnieją, darzyłam ich sympatią. Branden najbardziej wybijał się na tle ich wszystkim, co nie może dziwić, gdyż był tytułowym bohaterem. W jego relacji z Charlie mogłam obserwować prawdziwą przyjaźń, która powoli zmieniała się w coś innego, a przynajmniej z jednej strony powoli... Ich uczucie było momentami wzruszające, czasem zabawne, ich nieudolne próby zatrzymania przyjaźni, wyznawania uczuć, czy odpychania siebie, to było coś, co naprawdę dostarczało wrażeń i rozrywki.

Przedpremierowa lektura powieści zawsze dostarcza więcej radości, w tym wypadku efekt był spotęgowany przez niezwykłą, pozytywną energię bijącą z każdej strony. Mimo problemów, wszystko jawi się w jasnych barwach. Na szczęście autorka nie przesadziła z lukrem, a sprawiła, ze jest on zjadliwy, a nawet sprawia, że chcę się więcej...

"Jak spotkasz gościa imieniem Frederick, powiedz mu, że wciąż wisi mi dwa dolary. Tęsknię.
Odpisałam: Mam powiedzieć Frederickowi, że wisi ci dwa dolary i że za nim tęsknisz?"

Chłopak z sąsiedztwa to przyjemna i pozytywna lektura, choć nie pozbawiona pewnych zawirowań, które nadają jej tego czegoś, dzięki czemu chcę się ją poznać od razu. Kasie West już drugi raz dostarczyła mi doskonałej rozrywki, jej bohaterów nie da się nie lubić. Sami się przekonajcie!
Ocena: bardzo dobra [5/6]

Znają się od lat...


Charlie ma trzech braci, ojca policjanta i bliskiego przyjaciela Bradena, który mieszka w domu obok. Jest typową chłopczycą, uwielbia sport, nie maluje się i nosi modnych ciuchów. Jednak kolejny mandat za przekroczenie prędkości wpływa na to, że dziewczyna musi rozpocząć dorywczą pracę. Trafia do butiku z ekscentryczną szefową i to zaczyna ją zmieniać....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

O pewnym błędzie i jego konsekwencjach


Każdy z nas popełnia błędy, to oczywiste. Nikt nie jest nieomylny i wszechwiedzący. W życiu napotykamy na sytuacje, które nas przerastają, z którymi nie wiemy jak sobie poradzić, jak do nich podejść, wtedy próbujemy jakoś sobie z nimi poradzić, co niejednokrotnie nie wychodzi tak jakbyśmy chcieli, stąd błędy. Nasze życie jest nimi usłane. Błędy często doprowadzają do nieprzewidzianych konsekwencji, niestety nierzadko nieprzyjemnych i to nie tylko dla nas.

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego w moim wstępie tak wiele skupiam się na błędach. Wszystko, co wyżej napisałam jest przecież prawdą, ale dlaczego o tym piszę właśnie teraz? Otóż w poniedziałek przeczytałam drugi tom cyklu Off-campus Elle Kennedy, a nosi on tytuł właśnie Błąd. Od tego wszystko się więc zaczęło. Pewnie zauważyliście, że tyle wspominałam o Układzie, w którym się zakochałam, ale niestety wciąż nie ma jego recenzji, nie martwcie się, będzie. Najpierw jednak musiałam Wam napisać o tym tomie, ze względów recenzenckich... Nie będę już przedłużać, poniżej o czym jest ten tom.

Logan ma na uczelni status gwiazdy, dziewczyny lgną do niego, jednak jedyna, która go interesuje, jest zajęta, a co najgorsze to dziewczyna jego najlepszego kumpla. By o tym nie myśleć umawia się z dziewczynami na jedną noc. Kiedy poznaje Grace miał jednak inny plan, chciał napić się z kumplem, jednak zapomniał telefonu i wpadł do pokoju nieznajomej dziewczyny. Zaczęli oglądać film, a potem się całować i robić coś więcej. Nie wziął jej numeru, jednak wciąż o niej myślał. Kolejne spotkani było nieuniknione.

"- Co robisz? - pytam szeptem.- Patrzyłaś na mnie tak, jakbyś chciała, bym cię pocałował. - Powieki opadają na jego niebieskie oczy. - I pomyślałem sobie, że właśnie to zrobię."

Od razu muszę napisać, że tom drugi był słabszy od pierwszego, może nie diametralnie, ale nie wciągnął mnie tak jak poprzedni, a bohaterowie nie wywoływali aż tak dużych palpitacji serca. Wciąż jednak historia porywała, czytało ją się szybko z dużą ciekawością, choć byłaby ona jeszcze większa, gdyby nie opis wydawnictwa, który zdradza ponad połowę powieści.

Styl Elle Kennedy mimo to jest niewiarygodny. Ta kobieta ma w sowim piórze coś, co jest wprost niezwykłe. Dialogi są nienaciągane, myśli bohaterów nie wydają się zbyt napuszone, a naprawdę adekwatne do sytuacji. Naprawdę z łatwością można wczuć się w historię i nie chcieć przerywać czytania, wiem z doświadczenia.

Tym razem bohaterami głównymi jest najlepszy przyjaciel Garreta, Logan, który nie wywołał u mnie obsesji na swoim punkcie, mimo wszystko bardzo go polubiłam i kibicowałam mu. Grace natomiast kompletnie nie umywa się do Hannah, jest cichsza, nie tak zabawna, mimo to była na tyle ciekawa i co ważne, nie miała jakichś wielkich bagaży psychicznych, więc wyróżniała się na tle bohaterek NA.

"- Tak, lubiłam cię.- Więc skupmy się na tym - mówię szorstko. - Na dobrych momentach. Schrzaniłem, ale obiecuję, że ci to wynagrodzę. Nie chcę nikogo innego. Chcę tylko jeszcze jednej szansy."

Tym razem autorka również podzieliła narrację na dwójkę głównych bohaterów, choć to Logan w niej przewodził i więcej wydarzeń było ukazanych z jego perspektywy, dzięki czemu mogliśmy więcej czasu spędzić ze znanymi nam bohaterami, zwłaszcza z hokeistami. Miło było po raz kolejny czytać o dobrze mi znanych bohaterach.

W całej powieści przebieg zdarzeń podobał mi się i to nawet bardzo, jednak do pewnego momentu. Przeskok czasowy był dziwnym zabiegiem, który zdecydowanie spowolnił akcję i jak dla mnie nie był potrzebny. Brakowało mi też większej iskry między bohaterami, było gorąco, było słodko, ale nie aż tak jak przy parze z Układu. Autorka pierwszym tomem postawiła sobie naprawdę wysoko poprzeczkę.

Przeczytanie powieści Błąd w żadnym razie nie było błędem. To była przyjemna, wciągająca i dostarczająca sporej dawki emocji lektura. Tom pierwszy jak dla mnie był jeszcze lepszy, ale mimo to z niecierpliwością czekam na kolejny. (No bo Dean...)
Ocena: bardzo dobra [5/6]

O pewnym błędzie i jego konsekwencjach


Każdy z nas popełnia błędy, to oczywiste. Nikt nie jest nieomylny i wszechwiedzący. W życiu napotykamy na sytuacje, które nas przerastają, z którymi nie wiemy jak sobie poradzić, jak do nich podejść, wtedy próbujemy jakoś sobie z nimi poradzić, co niejednokrotnie nie wychodzi tak jakbyśmy chcieli, stąd błędy. Nasze życie jest nimi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Sława siatkówki


Jak pewnie większość z Was wie jestem wielką fanką siatkówki. Śledzę występy naszej reprezentacji, oglądam mecze ligowe, nawet na żywo, do tego z wielką chęcią czytam o siatkówce i o siatkarzach. Dlatego kiedy na księgarnianych półkach zobaczyłam autobiografię Giba. W punkt od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać.

Siatkówka w Brazylii, od kiedy pamiętam, miała się bardzo dobrze. Dopiero jednak w erze trenera Bernardinha tamtejsi gracze stali się potęgą, która wygrywała większość wielkich imprez. Jedną z gwiazd współczesnej drużyny był Giba, przyjmujący, wielokrotnie nagradzany jako najlepszy zawodnik całych zawodów. Wraz ze swoją drużyną zdobył Mistrzostwo Olimpijskie, dwa wicemistrzostwa, a to tylko początek tytułów, jakie ma na koncie. Giba. W punkt to właśnie jego opowieść.

Nie jest to pierwsza czytana przeze mnie autobiografia siatkarza, gdyż nie tak dawno czytałam historię Pawła Zagumnego, naszego znakomitego rozgrywającego. Mimo wszystko trudno mi porównać obie powieści. Zagumny ma chłodny analityczny umysł, do tego to Polak, zaś Brazylijczyk Giba jest w gorącej wodzie kąpany, ma na swoim koncie liczne skandale. Tych dwóch panów różni się całkowicie. No może poza jednym elementem, chęcią zwycięstwa.

Autobiografia Giby, której współtwórcą jest Luiz Paulo Montes, dziennikarz, jak dla mnie była trochę bajkowa. Opowieść o Gibie rozpoczyna się od historii z chorobą, kiedy był dzieckiem i jego cudownym uzdrowieniu, choć lekarze nie dawali mu szans. Podobnych wypadków jest tu więcej. Opowieść skupia się w mniejszej części na grze, a na życiu prywatnym gracza, na jego tranferach, zmianach trenerów...

Książkę czyta się lekko, szybko, język jest niezwykle prosty, przyjemny. Nie jest to wybitnie napisana historia, ale fan siatkówki, który tym bardziej interesował się jedną z najlepszych ekip świata, na pewno będzie zadowolony. Giba nie skupia się na swoich porażkach, myśli pozytywnie, a nawet jeśli uważa, że popełnił błąd, nie wstydzi się tego. Też jest człowiekiem. W jego autobiografii możemy poznać go z tej ludzkiej strony, choć bogiem siatkówki był na pewno.
Ocena: bardzo dobra [5/6]

Sława siatkówki


Jak pewnie większość z Was wie jestem wielką fanką siatkówki. Śledzę występy naszej reprezentacji, oglądam mecze ligowe, nawet na żywo, do tego z wielką chęcią czytam o siatkówce i o siatkarzach. Dlatego kiedy na księgarnianych półkach zobaczyłam autobiografię Giba. W punkt od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać.

Siatkówka w Brazylii, od kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Twarz to maska


Maska, którą potrafimy dowolnie zmieniać, kształtować, wykrzywiać... Sprawiać, by ludzie postrzegali nas inaczej, lepiej, nie dostrzegali wad lub bardziej patrzyli na zalety. Zakładamy ją, by coś ukryć, by nie pokazać prawdziwego siebie, osoby, którą jesteśmy naprawdę. Dostosowujemy się do otoczenia, do presji rówieśników, do tego czego oczekują po nas rodzice, nauczyciele. Ta maska może być barierą, na której rysy wywołuje sen...

Sen jest czymś, co całkowicie nas otwiera, ukazuje naszą duszę. W nim jesteśmy prawdziwi. Po części właśnie tak odebrałam pomysł Brenny Yovanoff, której powieść Wyśnione miejsca właśnie dziś skończyłam. Po opisie oczekiwałam magicznej historii, w której bohaterowie podróżują w sennych krainach, no cóż oczekiwałam fantasy. Jednak to co otrzymałam jest może mniej magicznej, może mniej niezwykłe, jednak mimo wszystko intrygujące, niecodzienne i prawdziwe. To jednocześnie fantastyczny, z drugiej zaś strony niezwykle trafny obraz nastolatków, ich życia, hierarchii w jakieś się znajdują i problemów, z jakimi muszą sobie radzić.


"Żeby znaleźć kogoś, kto naprawdę cię rozumie, trzeba mieć farta, ale potem wszystko zależy od ciebie. Jeśli pokazujesz ludziom, że są dla ciebie ważni, zapamiętają to."

Waverly doskonale poznała obyczaje rządzące szkołą średnią, wie z kim się zadawać, wie jak się zachowywać, uczy się doskonale, jednak to nie jest prawdziwa ona, prawdziwa ona nie potrafi się nigdzie dopasować, nie może spać i biega po nocach, by nie myśleć. Marshall nie może poradzić sobie z problemami w domu, odczuwa więcej niż chce, a napływające uczucia potrafią ukryć jedynie alkohol i trawka. Ta dwójka mogłaby się nigdy nie spotkać, ale kiedy ona zasypia wdychając esencje ze świecy, wtedy pojawia się przy nim, jakby to był sen... Ale czy jest tak na pewno?


Wyśnione miejsca nie jest typową powieści młodzieżową, nie jest to też fantasy, mimo nadnaturalności spotkań, nie wyczuwam tu magicznej otoczki powieści, jest ona niezwykle realna. Klimat jest dość chłodny, główna bohaterka jest niezwykle twardą stąpającą po ziemi postacią, kalkuluje swoje działania, więcej myśli niż działa. Każdy jej krok od razu ma swoje następstwa. Jednak niecodzienne nocne wyprawy są dla jej racjonalnego umysłu czymś, co zmusza ją do sprawdzenia tego, do doświadczeń. Nie spotkałam się jeszcze z taką postacią i z przyjemnością o niej czytałam, choć początkowo musiałam się do jej chłodnego podejścia przyzwyczaić.


Główny bohater, również pierwszoosobowy narrator, różni się od Waverly. Dziewczyna jest jakby wyłączona na uczucia, zaś on odczuwa za wiele, a to doprowadza go do tego, że sięga po używki, a także po szybki seks. Dziewczynę zauważa od dawna, ale jego niska samoocena nie pozwala mu rozpocząć z nią normalnej rozmowy. To typ trochę depresyjny. W opisie był przedstawiany jako bad boy, dla mnie jednak jest człowiekiem złamanym, którym musi poradzić sobie, z czym, co go przerasta. Jednocześnie było mi go żal, z drugiej strony zastanawiałam się, czemu nic z tym nie robi. Czytając cieszyłam się, że jego narracji jest mniej, gdyż nie mogłam zbyt mocno wczuć się w jego postać, coś mi w nim nie pasowało.

"Ludzie są tak jakby otępiali. Zwykle myślą tylko o sobie, nawet jeśli wcale nie mają takiego zamiaru."

Związek dwójki głównych postaci był dość niejasny, zdecydowanie niepewny. Nie wiedziałam jak się potoczy, mogłam to tylko przeczuwać. Ta dwójka to postaci, które do siebie pasują i nie pasują, są przeciwieństwami, a niekiedy są tacy sami. Czytając ich historie zastanawiałam się, dlaczego ona nie rozumie czegoś tak prostego, oczywistego, a dlaczego on nie może jej zrozumieć, jeszcze lepiej poznać.

Niejasną otoczkę snów, w której spotykają się "inne wcielania" bohaterów, nie mogłam nijak zakwalifikować do YA, to coś jak z Never Never, które niedawno czytałam. Niby wszystko grało, ale w końcu to nie jest fantastyka, a zabieg ten można by poprowadzić inaczej. Właśnie ten aspekt powieści był jak dla mnie najmniej udany, niepasujący do reszty.

Wyśnione miejsca to powieść intrygują, choć niepozbawiona wad. Czyta się ją szybko z rosnącym zainteresowaniem, z chęcią bliższego poznania bohaterów. Wyrzuciłabym ten fantastyczny aspekt, który nie został nijak wyjaśniony, dopracowałabym lekko relacje między bohaterami, a powieść byłaby genialna.
Ocena: dobra [4/6]

Twarz to maska


Maska, którą potrafimy dowolnie zmieniać, kształtować, wykrzywiać... Sprawiać, by ludzie postrzegali nas inaczej, lepiej, nie dostrzegali wad lub bardziej patrzyli na zalety. Zakładamy ją, by coś ukryć, by nie pokazać prawdziwego siebie, osoby, którą jesteśmy naprawdę. Dostosowujemy się do otoczenia, do presji rówieśników, do tego czego oczekują po nas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Witaj!

Jeśli to czytasz to prawdopodobnie umarłeś... Nie martw się jednak. Twoja śmierć przyniosła Ci chwałę(już na wieczność)! Odyn wybrał właśnie Ciebie(choć nie osobiście). Godne powinszowania(hip hip hura!). Skąd to wiem? To Hotel Walhalla. Inaczej by Cię tu nie było. Książka, którą dla Ciebie recenzuję jest dostępna tylko w tym miejscu. To przewodnik, który pomoże Ci odnaleźć się w nowej sytuacji. Przecież nie możesz czuć się zagubiony, czeka Cię Ragnarok.

Pomysłodawcą książki jest dyrektor hotelu Rick Riordan Helgi. Pracę te w większości zlecił jednak Hundingowi, który jak wielokrotnie powtarzał zadowolony w pełni nie był. On też wprowadzi Cię w świat bogów, istot, o których mogłeś nigdy wcześniej nie słyszeć(nie wszyscy wyznają wiarę w bogów nordyckich w tych czasach), a także da Ci rady jak przeżyć(hahaha) w tym miejscu... Zapraszamy do lektury Hotelu Walhalla. Przewodnika po światach nordyckich.

Wstęp mamy już za sobą. Drogi einherjarze pewnie chciałbyś się dowiedzieć, co dokładnie zawiera ta jakże ważna dla Ciebie pozycja? Otóż znajdziesz tu po pierwsze informacje o światach nordyckich, bogach(nie tylko suche fakty, ale także najświeższe plotki, niepotwierdzone fakty i historie, które opisywałyby największe światowe magazyny, no i trochę historii), istotach magicznych, jak olbrzymy(sieją postrach na kartach tego przewodnika, ale tworzą też poezję), elfy, krasnoludy, walkirie(kilka dni z życia walkirii), czy norny(poznaj swoje przeznaczenia, u mnie wyszło: nieustraszony, ofiara, zdrada, ktoś mi to wyjaśni?). Na koniec garść informacji o fantastycznych stworzeniach i słowniczek, jakbyś jeszcze wszystkiego nie spamiętał(masz wieczność, a przynajmniej wieczność do Ragnaroku).

Niektóre postaci w przewodniku są opatrzone fotografiami, jednak niestety nie wszystkie(ale mamy wieczność na ich osobiste poznanie...), mimo wszystko wolałabym wiedzieć, kogo mogę spotkać. Muszę Ci wyznać, że im więcej czytałam o światach nordyckich, tym bardziej byłam w szoku. Sądzę, że i Ty będziesz. Żałuję, że przewodnik ma tak mało stron, czyta się go lekko, olbrzym(mimo kilku momentów) piszę lekko i zabawnie z nutką <nie chcę mi się> w tle. Mimo rozleniwienia pomaga w zrozumieniu zasad, wszystko prosto wyraźnie.

Hotel Walhalla to przewodnik, który każdy fan Riordana fan mitologii nordyckiej gość hotelu powinien mieć na półce. Przedmowa i mowa na zakończenie dyrektora tylko w tym utwierdzają. Oby lektura przepłynęła Wam w spokoju, bez żadnego uszczerbku na Waszym ciele.
Ocena: dobra [4/6]

Witaj!

Jeśli to czytasz to prawdopodobnie umarłeś... Nie martw się jednak. Twoja śmierć przyniosła Ci chwałę(już na wieczność)! Odyn wybrał właśnie Ciebie(choć nie osobiście). Godne powinszowania(hip hip hura!). Skąd to wiem? To Hotel Walhalla. Inaczej by Cię tu nie było. Książka, którą dla Ciebie recenzuję jest dostępna tylko w tym miejscu. To przewodnik, który pomoże Ci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Gorzki związek


W życiu nie zawsze znajdujemy szczęśliwe zakończenie. Nie zawsze wszystko się udaje. Nie można wszystkiego przewidzieć. Nie można zawsze trzymać się utartych zasad. Życie to podejmowanie wyborów, za które niekiedy trzeba płacić. Właśnie dlatego ta historia nie jest szczęśliwa. Pozostawia gorzki posmak. Jest jak gorzka czekolada schowana w opakowaniu po słodkiej, liczysz na słodycz, a potem pozostaje cierpki posmak na języku...

Mojżesz swoje imię otrzymał po proroku. Tak jak staro testamentowy Mojżesz został znaleziony w koszu i tak jak on miał dar. Tu jednak podobieństwa się kończą. Bowiem matka chłopaka była narkomanką, a on trafiał od dalekiego członka rodziny do kolejnego. Aż trafił do prababki Gigi. Tu po raz pierwszy poczuł się jak w domu, przynajmniej po części.
Georgia dostawała ostrzeżenia, z każdej strony, nawet od niego, ale ona była zafascynowana swoim sąsiadem. Był inny, odmienny i choć ją odpychał, ona wiedziała, że coś do niej czuje. Jego historia ją fascynowała, to jak malował, dlaczego to robił, ona chciała się dowiedzieć. Chciała mu pomóc...
Amy Harmon stworzyła małe cudo. Piękna, przyciągająca wzrok okładka Praw Mojżesza to nie wszystko, co skrywa ta książka. Pisarka stworzyła opowieść, która irytuje, nurtuje, wzrusza, porusza... Podczas czytania książką chciałam rzucać, a jednocześnie ją pokochałam. Może i historia nie kończy się happy endem, ale wciąż się na niego liczy...

Styl autorki mogłabym uznać jako połączenie stylu Jandy Nelson (z Oddam ci słońce) z Mią Sheridan. I to naprawdę dobre połączenie! Obie wcześniej wspomniane pisarki piszą fenomenalnie, ich styl całkowicie do mnie trafia, więc z tą powieścią nie mogło być inaczej. Kolizja doprowadziła bowiem do wielkiego wybuchu.

Sądzę, że już ten początek może wydawać się lekko zwariowany i nieskładny, ale to wszystko przez sporą dawkę emocji, których dostarczyła mi ta książka. Skupię się choć trochę na faktach, a nie uczuciach, zwłaszcza nie na własnych uczuciach, gdyż było ich podczas lektury naprawdę sporo, ta książka nie jest taka, jaką ją sobie wyobrażacie, naprawdę.

Po pierwsze powieść zawiera podwójną narrację, co zawsze lubię, pozwala ona na spojrzenie na wydarzenia z dwóch perspektyw. Tu narratorami jest dwójka głównych bohaterów. Bohaterowie znacznie różnią się od siebie, a przynajmniej jest tak w pierwszej części(o tym za chwilę). Ona jest osobą otwartą, szczerą do bólu, upartą, kocha konie, on ma swoją listę zasad, które przestrzega, jest zamknięty w sobie, ma duszę artysty, a zwierzęta się go boją.

Po drugie cała powieść podzielona jest na dwie części PRZED i PO, które dzieli aż 7 lat różnicy, części te wpływają na bohaterów i zmieniają ich. Książka zawiera także prolog i epilog, z tym że ten drugi jest dłuższy. Prolog od razu wrzuca nas na głęboką wodę i niczym okładka krzyczy, że ta historia nie skończy się dobrze, a już na pewno nie tak jakbyśmy chcieli.

Po trzecie związek między bohaterami nie jest sztampowy. Początkowo Georgię zainteresował nie wygląd chłopaka, ale to że według niej, potrzebuje on pomocy, szybko jednak się to zmienia i nawiązuję się pomiędzy nimi relacja, w której to ona jest stroną, która walczy, by ich uczucie przetrwało.Wielokrotnie miałam za złe Mojżeszowi, że postępował tak jak postępowałam. Byłam nim zafascynowana, a jednocześnie go nienawidziłam, za to co robi dziewczynie. Ją z znów bardzo polubiłam za bezpośredniość i charakter, mimo to nie mogłam znieść tego, że nie potrafi sobie odpuścić.

Po czwarte nie jest to jedynie romans. Powieść ma w sobie nutkę szaleństwa, czym kojarzy mi się odrobinę z Marą Dyer. Występują w niej zjawiska nadnaturalne, które trudno wyjaśnić. Sztuka też gra sporą rolę. Nie mogłabym też zapomnieć, że w tle wciąż pojawia się sprawa kryminalna, której karty są powoli odkrywane.

Wszystkie te elementy tworzą niezwykłą, lekko osobliwą powieść. Sądzę, że na długo nie zapomnę powieści Prawo Mojżesza. Nie zapomnę też o prawach Georgii... Powieść bolesna, niepozbawiona humoru, bawiąca się konwencją, lekko nierealna. Musicie sami ją ocenić, poznać. Mnie oczarowała.
Ocena: świetna [6/6]

Gorzki związek


W życiu nie zawsze znajdujemy szczęśliwe zakończenie. Nie zawsze wszystko się udaje. Nie można wszystkiego przewidzieć. Nie można zawsze trzymać się utartych zasad. Życie to podejmowanie wyborów, za które niekiedy trzeba płacić. Właśnie dlatego ta historia nie jest szczęśliwa. Pozostawia gorzki posmak. Jest jak gorzka czekolada schowana w opakowaniu po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wiedziała, że jest inna.


Przeklęta, tytuł nowej powieści młodej polskiej pisarki Igi Wiśniewskiej, współtworzącej również bloga Książkowir, przynosi mi sporo skojarzeń. Najpierw z klątwą, którą zła czarownica rzuca na niczego nieświadome, biedne dzieciątko, najczęściej królewską córkę. Potem pomyślałam o jakiejś postaci z horroru... Przed przeczytaniem wciąż wymyślałam ciekawe interpretacje, a Wy o czym najpierw pomyśleliście?

Samolot. Kilkanaście osób i jedno ciało. Kto zginął?
Cofamy się wydarzeniami do momentu, który doprowadza do podróży samolotem, poznajemy bohaterów, dowiadujemy się, dlaczego wyruszyli w podróż, jaki był plan, co się nie udało. Zaczynamy od końca, by potem przejść do wydarzeń istotnych, doprowadzających nas do tego istotnego zdarzenia.

Najlepszym przykładem podobnego zabiegu jest czytana przeze mnie w szkole lektura "Granica", więc jeśli też ją znacie, to doskonale wiecie, o czym tutaj piszę. Tematycznie powieści są całkowicie różne, jednak ich kompozycja wydaje się podobna. W Przeklętej mamy wielu narratorów, tak samo we wspomnianej Granicy, każdy bohater ma głos, dodaje coś do ogólnego zarysu powieści. Tutaj jednak skończę z porównaniami ze szkolną lekturą (która nota bene polubiłam).

Powieść Igi Wiśniewskiej wyróżnia się na tle powieści fantasy i to nie tylko polskich. Wiecie doskonale, że uwielbiam urban fantasy, ale tutaj byłam zaskakiwana na każdym kroku. Wspomniana już wcześniej narracja została podzielona między bohaterów drugoplanowych, czasem nawet epizodycznych. Dopiero na ostatnich stronach książki narracja została oddana głównej bohaterce i to zaledwie na dwa rozdziały. Dlaczego więc piszę, że była to główna postać skoro nawet nie przekazywała nam swojego punktu widzenia? Wydarzenia kręciły się wokół niej, zawsze była obecna, miała wpływ na bohaterów, ich działania.

Miriam była zagadką. Jej relacja z siostrzeńcem, z innymi ludźmi, jej zachowanie - to sprawiało, że chce się ją lepiej poznać. Jej przeznaczenie poznałam jednak dopiero w rozdziałach, kiedy przejęła narracje. Dotąd była pełną tajemnic, skrytą postacią z niezliczonymi talentami. Niesamowicie mnie ciekawiła i sądzę, że każdy czytelnik czytając rozdziały z jej udziałem chciałby, by w końcu ona pokazała kim jest, co ukrywa.

"- Pewien człowiek powiedział kiedyś, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.[Miriam]- Kim był ten człowiek? - zapytałam, unosząc herbatę do ust.- Niemieckim ministrem propagandy. - Błysnęła zębami w uśmiechu, a ja oparzyłam się herbatą."

Nie zapominajmy, że jest to powieść fantasy. Mamy tutaj miasto, w którym zbiegają się ścieżki mocy, które przyciągają istoty nadnaturalne. Żyją one w ukryciu kierowane przez zmiennokształtnych. Dotąd porządek był zachowywany, ale ktoś zaczyna polować na najsilniejsze istoty przy użyciu czarnej magii. Miriam jako jedyna jest odpowiednia, by wytropić zabójcę, pomaga przywódcy zmiennokształtnych w jego złapaniu.

Może Wam się wydać dziwne, że dopiero teraz napisałam, co jest głównym tematem książki, ale zaraz po skończeniu powieści byłam tak zachwycona, że ciężko było mi przelać własne myśli na ekran monitora. Wciąż żyję emocjami, które wywołał epilog. Był naprawdę świetny! Nie mogę Wam napisać, o co chodziło, zapewniam jednak, że to jest coś szokującego.

"W którymś momencie zdałem sobie sprawę, że Miriam nie truchta już obok mnie. Odwróciłem się gwałtownie i ujrzałem ją na końcu ulicy, otoczoną wianuszkiem mężczyzn, których trudno byłoby posądzić o czyste intencje. Jeden z nich spuścił spodnie. (...) Przed ciosem powstrzymał mnie głos Miriam. Przechyliła głowę, patrząc na członek mężczyzny i powiedziała tonem, którym równie dobrze mógł należeć do znudzonego labradora:-Kiedy ostatni raz widziałam coś tak małego, wypełzło z dziury w jabłku."

Szukając teraz w głowie jakichś ciemnych stron powieści do głowy przychodzi mi jedna. Cała sprawa mogłaby być rozwiązana, gdyby Miriam po prostu zdradziła, co wie. A ona to skrywała. Wyszukiwanie rozwiązania w książkach na chybił trafił wydawało się trochę naciągane bez względu na to ile trwało. Tutaj właśnie znalazłabym ten punkt, w którym książka kuleje.

Jeśli zaś chodzi o resztę wydarzeń, zdarzenia losowe, czy pozostałe wątki były prowadzone bardzo dobrze. Akcja była szybka, sprawiała, że nie można było odejść od lektury, aż chciało się w nią zagłębić na dłużej. Walki, szczególnie pomiędzy zmiennokształtnymi, były doskonale ukazane. Starcia były niezwykle realistyczne, łatwo je było sobie wyobrazić.


"- W porządku poradzę sobie.- Jesteś pewna?- Jak podatków."


Powieść wyróżnia się na tle powieści urban fantasy tym, że nie było tu żadnych scen seksu. Autorka zgrabnie ukazywała relacje międzyludzkie, a poprzez niedopowiedzenia budowała gorący klimat między bohaterami. Nie był to jednak temat tabu, po prostu nie był nadmiernie afiszowany. Bardzo mi się to podobało, gdyż napięcie między bohaterami było wyczuwalne, jednak jego rozładowanie było jakby za kotarą.

Coraz bardziej zaczynam się rozpisywać, ale muszę jeszcze wspomnieć o humorze, którym ta powieść mnie urzekła! Całkowicie zakochałam się w Miriam, była bohaterką, która mimo swojej tajemniczości potrafiła też zażartować, rozładować lub naładować atmosferę swoim ciętym językiem i sarkazmem. Kolejny powód, by ją uwielbiać.

Patrząc na powieść po jej skończeniu widać, że to nie jest pomysł nieprzemyślany, bynajmniej odbieram ją jako historię dopracowaną, intrygującą i z klimatem. Nie wspomniałam o nim wcześniej, ale poza tajemniczością jest dość mrocznie, nadnaturalnie. Właśnie na takie polskie książki czekam!
Ocena: bardzo dobra+ [5+/6]

Wiedziała, że jest inna.


Przeklęta, tytuł nowej powieści młodej polskiej pisarki Igi Wiśniewskiej, współtworzącej również bloga Książkowir, przynosi mi sporo skojarzeń. Najpierw z klątwą, którą zła czarownica rzuca na niczego nieświadome, biedne dzieciątko, najczęściej królewską córkę. Potem pomyślałam o jakiejś postaci z horroru... Przed przeczytaniem wciąż wymyślałam...

więcej Pokaż mimo to