-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński4
Biblioteczka
2024-05-06
2024-05-03
Sprawa Trybecza jest jak Trójkąt Bermudzki. Ludzie znikają tam bez śladu i najczęściej nigdy już się nie znajdują.
Jeśli ktoś lubi legendy, straszne historie opowiadane przy ogniskach, mistyczne zjawiska... Trybecz jest zagadką, która bez wątpienia go wciągnie.
Autor potęguje napięcie stopniowo. Na wejściu nie spodziewamy się niczego niebezpiecznego, ot facet z pośredniaka dostaje skierowanie do pomocy przy jakichś budowlano-syfiastych robotach, podczas których znajduje sejf. W sejfie zaś dokumenty i nagrania, od których nie ma już odwrotu. Historia w nich zawarta wciąga naszego głównego bohatera coraz głębiej, aż do otchłani szaleństwa. Z każdą stroną atmosfera gęstnieje i w pewnym momencie sami już nie wiemy, co mamy o tym wszystkim myśleć. Może sami tracimy zmysły zaczynając stopniowo wierzyć w najbardziej, wydawałoby się, nieprawdopodobne scenariusze.
"Szczelina" jest bramą. Przejście przez nią oznacza, że nie ma już odwrotu.
Sprawa Trybecza jest jak Trójkąt Bermudzki. Ludzie znikają tam bez śladu i najczęściej nigdy już się nie znajdują.
Jeśli ktoś lubi legendy, straszne historie opowiadane przy ogniskach, mistyczne zjawiska... Trybecz jest zagadką, która bez wątpienia go wciągnie.
Autor potęguje napięcie stopniowo. Na wejściu nie spodziewamy się niczego niebezpiecznego, ot facet z...
2024-04-29
Nie można nie odnieść wrażenia, że Ewa chyba faktycznie kochała Adama tylko dlatego, że był jej i był mężczyzną. Ewa wnosiła w życie Adama wszystko, czego on myślał, że nie potrzebuje, ale jednak bez niej czegoś mu brakowało. Nawet, kiedy zostali przepędzeni z raju, mieli swój raj.
Utwór pokazuje nam także różnice w postrzeganiu świata przez mężczyznę i kobietę. O ile w opisy Adama skupiają się raczej na konkretach, Ewa opisuje swoje odczucia i emocje. W obu jednak przypadkach humor miesza się z liryzmem. Pamiętniki ich obojga opowiadają o początku ludzkości, który jednocześnie jest jego końcem. Ewa wskazuje nam w końcu na topiące się i spadające z firmamentu nieba gwiazdy. Apokaliptyczna wskazówka przypomina, że nasz czas się kiedyś kończy.
Twórzmy raj na ziemi, póki czas.
Nie można nie odnieść wrażenia, że Ewa chyba faktycznie kochała Adama tylko dlatego, że był jej i był mężczyzną. Ewa wnosiła w życie Adama wszystko, czego on myślał, że nie potrzebuje, ale jednak bez niej czegoś mu brakowało. Nawet, kiedy zostali przepędzeni z raju, mieli swój raj.
Utwór pokazuje nam także różnice w postrzeganiu świata przez mężczyznę i kobietę. O ile w...
2024-04-28
Niedopracowane, krótkie opowiadanie, które miało zachęcać do przeczytania serii, a paradoksalnie -moim zdaniem- lepiej "siada", jak już zna się przynajmniej część tej historii.
Niedopracowane, krótkie opowiadanie, które miało zachęcać do przeczytania serii, a paradoksalnie -moim zdaniem- lepiej "siada", jak już zna się przynajmniej część tej historii.
Pokaż mimo to2024-03-31
Jak to się dzieje, że potrafimy się tak od siebie różnić, a jednocześnie być tak bardzo podobni? Ten taniec pomiędzy podobieństwami, a różnicami jest w pewien sposób istotą profilowania. Tę istotę oraz niuanse próbuje przed nami odkryć Jan Gołębiowski - jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich profilerów. Człowiek, którego w zasadzie nic już nie dziwi, choć wciąż wiele zdumiewa. Człowiek, który nie myli lęku ze strachem.
Żeby dojść do sprawcy, trzeba najpierw poznać jego ofiarę. Zrozumieć, czemu ten ktoś chciał ją zabić lub co sprawiło, że musiał. Gołębiowski nie boi się przyznać, że ofiara często przyczynia się do zbrodni, choćby nieświadomie. Nie oznacza to jednak, że jest jej winna. To dwie różne sprawy. Jej sposób bycia, jakiś gest, słowo, mogło sprowokować sprawcę, który odebrał zachowanie ofiary jak byk odbiera machanie mu przed nosem czerwoną płachtą. Z punktu widzenia ofiary, mogło być to nawet coś, co powinno zabójcę odstraszyć. Nie wyszło. Teraz profiler musi zrozumieć, dlaczego.
Gołębiowski odziera ten zawód z aury magii i tajemnicy, którą obrusł przez różnego rodzaju filmy, i seriale. Zdejmuje z tej profesji kostium superbohatera. Ale też, przede wszystkim, pokazuje, czym ta praca jest naprawdę.
Jak to się dzieje, że potrafimy się tak od siebie różnić, a jednocześnie być tak bardzo podobni? Ten taniec pomiędzy podobieństwami, a różnicami jest w pewien sposób istotą profilowania. Tę istotę oraz niuanse próbuje przed nami odkryć Jan Gołębiowski - jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich profilerów. Człowiek, którego w zasadzie nic już nie dziwi, choć wciąż wiele...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-30
Jeśli wydawało wam się kiedyś, że wasza praca jest ciężka, to możecie teraz zweryfikować swoje spostrzeżenia. Jeśli myśleliście, że ochrona zdrowia w Polsce kuleje, to z tej książki dowiecie się, jak bardzo. Jeśli zastanawialiście, czego potrzeba, żeby było lepiej, to w każdym rozdziale coś znajdziecie.
Jako córka pielęgniarki trochę w swoim życiu widziałam, to takie turbodoładowanie, po którym stajesz się odporny/obojętny na wiele sytuacji. Potem sama wybrałam sobie zawód, który czasem też zagląda tam, gdzie inni nie chcą. Wiele rzeczy więc, siłą rzeczy, wiem "od kuchni", a jednak słuchając tej książki zaskoczyłam się już niemal na starcie. Może dlatego, że byłam tak pewna, że powinno być inaczej, że nigdy tego nie sprawdziłam. Mój błąd. Żyjemy w państwie, które jest "dość" niebezpiecznie ulokowane jeśli chodzi o potencjał wojenny, aktualnie rosyjskie rakiety robią sobie wycieczki na nasz teren... a nie wiemy, ilu mamy ratowników medycznych. Nie prowadzimy żadnego rejestru, nie wiemy, ilu wyjechało, ilu możemy zmobilizować, ect. Kto i kiedy obudzi się z ręką w nocniku?
Ostatecznie nie ma tu jednak niczego - jak dla mnie - bardzo odkrywczego. Trzeba jednak przyznać, że pospolitość języka sprawia, że dobrze i lekko się tego słucha. Książka jest cienka, biorąc pod uwagę powtórki, można by ją jeszcze trochę skrócić.
P.S. Ostrzegam, że Yanek opowiada też trochę o swoich doświadczeniach z białoruskiej granicy. Wiem, że wielu ten temat triggeruje i budzi kontrowersje.
Jeśli wydawało wam się kiedyś, że wasza praca jest ciężka, to możecie teraz zweryfikować swoje spostrzeżenia. Jeśli myśleliście, że ochrona zdrowia w Polsce kuleje, to z tej książki dowiecie się, jak bardzo. Jeśli zastanawialiście, czego potrzeba, żeby było lepiej, to w każdym rozdziale coś znajdziecie.
Jako córka pielęgniarki trochę w swoim życiu widziałam, to takie...
2024-03-11
"Bebechy" mają podobny klimat do starego, animowanego serialu "Było sobie życie". Adam Mirek z podobną lekkością, ale i dokładnością tłumaczy czytelnikom, co dzieje się w ich ciałach od rana do nocy; kiedy się budzą, jedzą, ćwiczą na wfie, skaleczą, bawią na placu zabaw, uczą, myją się, czy śpią. Całość uatrakcyjniają ilustracje.
Czekam na kolejną książkę. Jest jeszcze trochę nieporuszonych tu tematów, które w końcu także trzeba dzieciom wyjaśnić.
P.S. Całość można przeczytać w max 5h
"Bebechy" mają podobny klimat do starego, animowanego serialu "Było sobie życie". Adam Mirek z podobną lekkością, ale i dokładnością tłumaczy czytelnikom, co dzieje się w ich ciałach od rana do nocy; kiedy się budzą, jedzą, ćwiczą na wfie, skaleczą, bawią na placu zabaw, uczą, myją się, czy śpią. Całość uatrakcyjniają ilustracje.
Czekam na kolejną książkę. Jest jeszcze...
2024-03-05
Nie mam nic przeciwko odzieraniu ludzi z majestatu, nie wychodzę z założenia, że o zmarłych należy mówić dobrze albo wcale. Wręcz przeciwnie, każdy człowiek ma w sobie zarówno jasne, jak i ciemne strony. Szarość nie wyklucza geniuszu czy talentu. Stąd koncept przedstawienia Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej od strony, o której zazwyczaj się w jej przypadku nie mówiło, wydawał mi się kuszący i faktycznie przez jakieś 100 stron był. Dalej jednak, zaczął mnie nużyć i zwyczajnie męczyć.
Arael Zurli podkreśla nam z uporem maniaka, jak małostkową, nieżyciową, egoistyczną i zwyczajnie ch*** osobą była poetka. Powtarza się wielokrotnie przywołując po kilka razy niektóre zapiski czy sytuacje. Książka ma 288 stron, równie dobrze mogłaby skończyć się po 140. Zresztą, patrząc na wydanie, to niewykluczone, że tak by właśnie było, gdyby wydawnictwo Bellona nie powiększyło fontu, nie zrobiło oddzielnych stron na przypisy po każdym rozdziale czy zmniejszyło marginesy...
Osoba autorska zarzuca pod koniec Jasnorzewskiej, że kiedy jej żywot dobiegał końca, nie pomyślała w swym egoizmie o mężu i dalej czyniła notatki opowiadające bezlitośnie o tym, czego na łożu śmierci doświadczała. Otóż moim zdaniem, jej prywatne notatki były jej prywatnymi notatkami, wiele osób prowadziło i prowadzi dzienniki także jako formę terapii. Dlaczego ktokolwiek miałby się w nich kiedykolwiek cenzurować? Mąż mógł nie czytać. Może wręcz nikt nie powinien, ale wiemy, jak jest. Jesteśmy ciekawi prywatnych myśli, życia tych, których znamy z ich twórczości. Być może jednak pod tym kątem to my jesteśmy egoistami, a nie Ci, którzy pozwalają sobie na szczerość w prywatnych dziennikach.
Nie mam nic przeciwko odzieraniu ludzi z majestatu, nie wychodzę z założenia, że o zmarłych należy mówić dobrze albo wcale. Wręcz przeciwnie, każdy człowiek ma w sobie zarówno jasne, jak i ciemne strony. Szarość nie wyklucza geniuszu czy talentu. Stąd koncept przedstawienia Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej od strony, o której zazwyczaj się w jej przypadku nie mówiło, wydawał mi...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-03
Koszmar, który nam się śni, jest realny dopóki się nie obudzimy. Tak i tu, przez ponad 400 stron pławiąc się w plugastwach, rozkładzie i szaleństwie, balansując na granicy naturalizmu i turpizmu, przyprawiając całość surrealizmem, dotykając starości w najmniej szlachetnym wydaniu, który wzbudzić w nas może lęk, nie wiemy, czy się obudzimy. Być może wcale nie śnimy.
Krążąc po korytarzach Domu stworzonego przez José Donoso łatwo stać się niewolnikiem lęku. Każdy kąt utkany jest tu brudem i smrodem (nadchodzącej) śmierci. Ciężko stwierdzić w pewnym momencie, czym jest normalność, bowiem to, co normalne, staje się tu wynaturzone, a to, co potworne, staje się jak najbardziej normalne.
Przeznaczeniem Domu jest zniknąć z powierzchni ziemi. Tak, jak i znikniemy my wszyscy. Z naszymi tobołkami wspomnień, pamiątek i tajemnic...
Koszmar, który nam się śni, jest realny dopóki się nie obudzimy. Tak i tu, przez ponad 400 stron pławiąc się w plugastwach, rozkładzie i szaleństwie, balansując na granicy naturalizmu i turpizmu, przyprawiając całość surrealizmem, dotykając starości w najmniej szlachetnym wydaniu, który wzbudzić w nas może lęk, nie wiemy, czy się obudzimy. Być może wcale nie śnimy.
Krążąc...
2024-02-19
To zdecydowanie najsłabsza część całej trylogii. Z początku zapowiada się ciekawie, Pip radzi sobie z PTSD (czy może bardziej sobie nie radzi), pojawia się nowa sprawa, na pozór zamknięta, ale jakoś zbyt podobna w niektórych zignorowanych przez policję szczegółach do tego, co się dzieje wokół naszej głównej bohaterki. Do 300 strony jest nieźle, choć niebezpiecznie w mojej głowie pojawiały się pomysły, w którym kierunku ta książka może pójść. I niestety tam poszła.
Z jednej strony oczywiście rozumiem głębokie poczucie niesprawiedliwości, przekonanie, że nie ma co liczyć na system, że wielokrotnie służby i sąd już zawiodły... Sama też miałam ochotę potrząsnąć Hawkinsem, ale...
Cieszę się, że ostatecznie wszystkie wątki się zamknęły. Nie wiem tylko, czy tak do końca kupuję przemianę głównej bohaterki, choć niektóre sytuacje są w stanie nas popchnąć do różnych rzeczy, które na dany moment wydają nam się najlepszym rozwiązaniem. Czy takie są zawsze? Chyba wolałabym, żeby Pip poszła tą drugą drogą...
To zdecydowanie najsłabsza część całej trylogii. Z początku zapowiada się ciekawie, Pip radzi sobie z PTSD (czy może bardziej sobie nie radzi), pojawia się nowa sprawa, na pozór zamknięta, ale jakoś zbyt podobna w niektórych zignorowanych przez policję szczegółach do tego, co się dzieje wokół naszej głównej bohaterki. Do 300 strony jest nieźle, choć niebezpiecznie w mojej...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-14
Grzeczna dziewczynka obiecała sobie, że już nigdy nie będzie bawić się w detektywa. Za dużo ją to kosztowało ostatnim razem, a poza tym zauważyła, że zatracając się w śledztwie zatraca także samą siebie. Jak nie trudno przewidzieć, wszystkie tego typu postanowienia można wsadzić w... kieszeń. Ktoś zaginął, a policja uznała to za sprawę niskiego ryzyka, co wiąże się z tym, że nie zamierzają podjąć żadnych działań. Funkcjonariusze zajmują się więc zabraną z ogródka swojego domu ośmiolatką (co ładnie wraca na koniec), a Pip rozpoczyna swoje śledztwo publikując je w formie podcastu.
Tak jak w pierwszej części podążamy dokładnie tropami samej Pip nie dowiadując się niczego więcej, niż wie ona sama, co pozwala nam dochodzić do własnych wniosków. I tu wkracza sprawa zegarka, który kazał mi wyciągnąć pewien oczywisty wniosek, do którego Pip jakimś cudem dochodzi nieco później. Muszę przyznać, że wybiło mnie to nieco z rytmu. Autorka troszkę się tu chyba pogubiła.
Sama sprawa jest ciekawa, tak samo jak jej rozwiązanie. Każdy, kto ma w sobie choć trochę więcej empatii, będzie miał w pewnych momentach ogromne poczucie niesprawiedliwości. I to dobrze. Tak powinno być.
Mimo wszystko, ta część wydaje mi się nieco słabsza niż pierwsza. Wciąż dobra, ale jednak nieco słabsza. No i mam pewne zastrzeżenie. Rozumiem, że po sprawie Andie Bell, nasza główna bohaterka prowadzi podcast. Stworzyła go już po śledztwie, teraz relacjonuje proces, ale... Czy naprawdę rozsądne jest zdawanie relacji na bieżąco z toczącego się śledztwa? Nawet jeśli jest ono prowadzone przez "domorosłą detektyw"? Moim zdaniem nie i na takie rozwiązanie nie ma w książce ani jednego przekonującego dowodu. Słuchacze mogą podsunąć Ci tropy? Laska... To jeszcze nie oznacza, że musisz na bieżąco o wszystkim ich informować
Grzeczna dziewczynka obiecała sobie, że już nigdy nie będzie bawić się w detektywa. Za dużo ją to kosztowało ostatnim razem, a poza tym zauważyła, że zatracając się w śledztwie zatraca także samą siebie. Jak nie trudno przewidzieć, wszystkie tego typu postanowienia można wsadzić w... kieszeń. Ktoś zaginął, a policja uznała to za sprawę niskiego ryzyka, co wiąże się z tym,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-08
Jak ja się przy tym dobrze bawiłam!
Pip postanawia pod pretekstem realizacji projektu szkolnego udowodnić niewinność chłopaka oskarżonego o zabójstwo swojej dziewczyny. Ciała Andie po pięciu latach wciąż nie znaleziono, a sam Sal popełnił samobójstwo w lesie, wcześniej wysyłając ojcu sms, w którym przyznaje się do winy.
Razem z Pip analizujemy tę historię od początku biorąc za punkt wyjścia to, co publicznie wiadomo i razem z naszą główną bohaterką kopiemy dalej gromadząc nowe informacje i dowody w sprawie.
Książka jest tak napisana, że nie wiemy niczego więcej niż wie sama Pip, co oznacza, że możemy na podstawie postępów w naszym śledztwie, samemu również analizować informacje i dowody, składać historię, czy też -zakładając niewinność Sala- typować właściwego sprawcę.
Czy Sal faktycznie był niewinny? Jeśli tak, to kto i dlaczego zabił Andie? Czy to, co powtarza całe miasteczko jest pazłotkiem, po którego zdrapaniu dokopiemy się do prawdy?
Sprawdźcie sami.
To kryminał dla nastolatków, więc nie spodziewajcie się tu ciężkiego, skandynawskiego klimatu. Wręcz... jest to najprzyjemniejszy kryminał, jaki w życiu czytałam. I mówiłam wam już, jak dobrze się bawiłam...?!
Jak ja się przy tym dobrze bawiłam!
Pip postanawia pod pretekstem realizacji projektu szkolnego udowodnić niewinność chłopaka oskarżonego o zabójstwo swojej dziewczyny. Ciała Andie po pięciu latach wciąż nie znaleziono, a sam Sal popełnił samobójstwo w lesie, wcześniej wysyłając ojcu sms, w którym przyznaje się do winy.
Razem z Pip analizujemy tę historię od początku biorąc...
2024-02-05
W sumie to ciężko mi powiedzieć, dlaczego w ostatecznym rozrachunku polubiłam tę książkę, a nawet w jakimś stopniu jej główne postaci. Przez większość czasu myślałam o Dannym i jego przyjaciołach stricte jak o ludziach bez ambicji, pijaczkach, kombinatorach...
Trzeba jednak przyznać, że kierowali się kodeksem. Ukraść komuś gąsiorek wina? Spoko. Ukraść przyjacielowi koc? Za to należy się łomot.
Danny był najlepszym przyjacielem. Danny zaprosił pozostałych przyjaciół pod swój dach. I chociaż żaden z nich niczego nie miał, dzielili się wszystkim, co udało im się zdobyć. Cieszyli się prostotą życia; słońcem na ganku, jedzeniem z restauracyjnych resztek, gąsiorkiem skradzionego lub kupionego po przekręcie wina.
Przyjaciele Danny'ego byli w stanie nawet pójść do pracy dla Danny'ego. Taka to była przyjaźń. A niespotykalność tego zjawiska sprawiła, że cała Tortilla Flat tym żyła. I jak to w małej mieścinie, gdzie każdy każdego zna, jednego dnia damy sobie po razie, innego usiądziemy razem do wina. W końcu nie warto nosić w sobie krzywd.
Steinbeck pisze prosto, lekko, przyjemnie, z nutą humoru, który bardzo mi odpowiada
W sumie to ciężko mi powiedzieć, dlaczego w ostatecznym rozrachunku polubiłam tę książkę, a nawet w jakimś stopniu jej główne postaci. Przez większość czasu myślałam o Dannym i jego przyjaciołach stricte jak o ludziach bez ambicji, pijaczkach, kombinatorach...
Trzeba jednak przyznać, że kierowali się kodeksem. Ukraść komuś gąsiorek wina? Spoko. Ukraść przyjacielowi koc?...
2024-01-21
Szczegóły mają znaczenie. Ze szczegółów składa się nasze życie. Kto nie czepia się szczegółu, nie pozna ogółu.
W "Szczegółach znaczących" niemal każde zdanie ma znaczenie. Nie ma tam nic zbędnego. Hanna Krall pisze minimalistycznie, ale wszystko, co pisze jest gęste; do tego stopnia, że nie potrzeba tam ani jednego słowa więcej, żadnego przecinka. Reportaż u Hanny Krall potrafi mieć jedną stronę, a jednak ta strona wyczerpuje temat i emocje z nim związane. Ta strona potrafi pozbawić tchu.
I tak sobie myślę, że kiedyś, dążąc do maksymalnego minimalizmu, Hanna Krall napisze tylko jedno zdanie. Ale to będzie najlepsze zdanie, jakie kiedykolwiek będzie mi dane przeczytać.
Szczegóły mają znaczenie. Ze szczegółów składa się nasze życie. Kto nie czepia się szczegółu, nie pozna ogółu.
W "Szczegółach znaczących" niemal każde zdanie ma znaczenie. Nie ma tam nic zbędnego. Hanna Krall pisze minimalistycznie, ale wszystko, co pisze jest gęste; do tego stopnia, że nie potrzeba tam ani jednego słowa więcej, żadnego przecinka. Reportaż u Hanny Krall...
39 procent cudzoziemców w ciągu ostatniego roku doświadczyło dyskryminacji - wynika z danych norweskiego Centralnego Biura Statystycznego z 2020 roku. Wg badań z 2016 roku, 28 procent emigrantów nie zostało zatrudnionych ze względu na swoje pochodzenie, a 16 procent było gorzej traktowanych w swoim miejscu pracy (z tego samego powodu). Jeden z eksperymentów, podczas którego złożono 1800 podań o pracę wykazał, że prawdopodobieństwo bycia zaproszonym na rozmowę o pracę w Norwegii spada o ok. 25%, jeśli aplikujący ma obco brzmiące nazwisko.
Norwegia. Kraj, którego PR brzmi: równość, otwartość, prawa człowieka, opiekuńczość i fundusze norweskie. Bańka pryska, gdy przyjrzymy mu się z bliska.
Jak wynika z tego reportażu, aby Twoje kwalifikacje obchodziły w Norwegii kogokolwiek, musisz mieć dużo szczęścia. A to i tak nie uchroni Cię przed różnymi nieprzyjemnościami związanymi z Twoim pochodzeniem. Stąd część osób decyduje się na zmianę nazwiska i angielski zapis swojego imienia. Łatwiej wtedy udawać kogoś innego, np. Greka [też usłyszeliście w głowie fragment piosenki brzmiący "Nie udawaj Greka"?] i nie słuchać "dowcipów" o Polakach, nie padać ofiarą dyskryminacji i odgórnego założenia, że jeśli np. pracujesz w przedszkolu, to bankowo musisz tam sprzątać. Bo przecież nic innego.
Czytając "Nie jestem Twoim Polakiem" rysuje nam się gorzki obraz życia na emigracji w tym kraju. Nasuwa się także gorzka refleksja: nie ważne, jak wysoko zajdziesz w Norwegii, zawsze będziesz kimś gorszym niż "etniczny Norweg", a jeśli ukryjesz tożsamość, do końca życia nie będziesz mógł być sobą.
Na tę książkę można jednak spojrzeć szerzej. W każdym państwie są jakieś stereotypy i lęki związane z osobami z jakichś "obcych" krajów. Nie ważne, czy jesteś Polką w Norwegii czy Syryjką w Polsce, mogą spotkać Cię takie same nieprzyjemności, bo ktoś spojrzy na Ciebie nie jak na człowieka, ale jak na chodzący stereotyp, którego nie musi poznawać, żeby móc go ocenić i wrzucić do konkretnej szufladki.
P.S. Na koniec jeszcze taka refleksja. Wielu starszych ludzi nie rozumie, dlaczego młodzi Polacy mówią, że są Europejczykami, że przecież powinni czuć się Polakami. Przede wszystkim, a może i jedynie. Jak oni. Ja jestem z pokolenia środka. Jestem Polką i Europejką. W takiej kolejności. I tak chciałabym być traktowana wszędzie. Jako obywatelka, która ma prawo być i żyć, gdzie chce i jak chce. Jest traktowana równo i zgodnie z własnymi umiejętnościami czy kwalifikacjami. Przykład Norwegii pokazuje jasno, o co chodzi. Tam -zgodnie z treścią książki- mogę być jedynie "polakk", gdzie indziej mogę być kimś więcej. Kimś, kogo pochodzenie nie wyciąga wtyczki z gniazdka.
P.S. 2 - W Norwegii, jak i pewnie w innych państwach, jest jeszcze wiele do zrobienia. Ale te kroki w kierunku lepszej przyszłości, są podejmowane. Gdzieniegdzie pojawia się solidarna dłoń, odrobina empatii, nieco uważności i kropla czułości. A jak wszyscy wiemy, kropla drąży skałę. Życzyłabym więc sobie i wam, by nigdy nikt nie patrzył na nas przez filtr jakichś dziwnych stereotypów i byśmy my sami te filtry odrzucili.
39 procent cudzoziemców w ciągu ostatniego roku doświadczyło dyskryminacji - wynika z danych norweskiego Centralnego Biura Statystycznego z 2020 roku. Wg badań z 2016 roku, 28 procent emigrantów nie zostało zatrudnionych ze względu na swoje pochodzenie, a 16 procent było gorzej traktowanych w swoim miejscu pracy (z tego samego powodu). Jeden z eksperymentów, podczas którego...
więcej Pokaż mimo to