-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel1
-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński7
Biblioteczka
Uwielbiam i nienawidzę książki podróżnicze.
Uwielbiam, bo siedząc na fotelu mogę przenieść się w każdy rejon świata, dotrzeć do najdalszych jego zakątków, a także poczuć dreszczyk emocji w poszukiwaniu przygody razem z autorem.
Nienawidzę gdyż jestem człowiekiem marzącym o podróżowaniu i nie kłamiąc po prostu jestem zazdrosny, że oni się odważyli, zdecydowali i odkrywają świat, który jak na razie jest dla mnie w strefie marzeń.
Jednym z takich podróżników jest Wojciech Cejrowski. Pana tego nie muszę chyba nikomu z was przedstawiać? Ale że może się trafi jakiś ignorant nieznający tego pana już tłumacze, kto to. Podróżnik rocznik 64 urodzony w Elblągu jest polskim dziennikarzem, reporterem i socjologiem. Jest jednym z 6 Polaków przyjętych do grona Royal Geographical Society.
Jest prowadzącym program telewizyjny „Boso przez świat” gdzie w 25 minutowych odcinkach przedstawia reportaże z licznych odległych krajów świata miedzy innymi: Brazylie, Meksyk, Ekwador, Portugalię. Program emitowany był najpierw w TVP2 a od 2011 roku jest emitowany na TVN Style pod zmienioną nazwa „Boso”. A to wszystko robi w bardzo ciekawy i zabawny sposób, który przyciąga ciągle tysiące widzów przed ekrany.
WC jak wiemy ma swoje poglądy, jest zdeklarowanym katolikiem i człowiekiem głębokiej wiary. Wiem, że większość z was nie cierpi poglądów tego pana. Ja sam osobiście też nie zgadzam się ze spora ilością tych poglądów. Ale pamiętajmy by rozdzielić to, jakie człowiek ma poglądy a jakie pisze książki. Sam sięgając po jego książki na samym początku bałem się, że będzie tam za dużo tego, co prezentuje w wywiadach w telewizji, że będzie dużo jego rozmów o wierze i tego jak postępować.
Więc teraz uspokajam każdego, który miał takie same lęki jak ja, bał się tego, że będzie tam za dużo poglądów Cejrowskiego. W książkach ich nie ma co daje wielki plus tym książkom i czyta je się bardzo przyjemnie i szybko, sam Rio Anaconda ukończyłem w dwa dni a w końcu to nie taka mała książka (434str.). Wiec mowie szczerze i daje swoje słowo nie trzeba lubić WC, by kochać jego książki, bo może i poglądy się nie podobają to trzeba mu przyznać że opowiadać swoje przygody potrafi. Mamy tu ponad 400 stron świetnych dialogów, przygód trzymających do samego końca w napięciu i świetne zdjęcia wykonane przez autora.
A w książce? Już od samego początku wprowadza nas w magiczny świat, w którym to biały jest złym i sprowadza tylko choroby i złe duchy. Mamy polowanie na białego człowieka i szok, że przeżył no i oczywiście jak to w amazońskiej puszczy nie mogło zabraknąć szamana. Niebieskie oczy, czyli coś, co Indianom z Amazonii jest nie do uwierzenia twierdza, że ci, co je maja musieli wlać wodę w oczy.
Co jest fascynujące? To, że występują w niej dwie wyjątkowe osoby jedna z nich jest nasz autor druga to Helena Trojańska tłumacz naszego autora. Ale tu nie ma normalnych przypisów, które tak jak w innych książkach objaśniają nam nieznane zagadnienia lub uzupełniają tekst. Tutaj jak to sam autor twierdzi przypisy są rezultatem choroby psychicznej. Po co tłumacz w książce autora urodzonego i mówiącego po Polsku? To z tego powodu gdyż książka pierwotnie powstała w języku hiszpańskim. I jeszcze te przypisy będą pochodziły jak już napisałem od 2 osób Autora i Tłumacza. Autorem jak wiemy jest Wojciech Cejrowski. Tłumaczem… też jest Wojciech Cejrowski tylko, że nazywa się Helena Trojańska i jest osobą rodzaju żeńskiego. Pokręcone prawda? Ale ile to daje tej książce uroku!
Ale ta książka jest cała magiczna i jeśli by mi ktoś kazał wybierać miedzy programem „Boso przez świat” a książkami WC od razu sięgam po książki. Cejrowski w książce tej przybliża nam Amazonie jak chyba jeszcze nikt przed nim i po nim już tego nie zrobi. Mamy tu szamana, którego to autor został przyjacielem, a także możemy poczuć smak Chica, czyli musującego napoju alkoholowego wytwarzanego z manioku lub owoców palmowych.
Ja sam jestem zafascynowany książkami tego autora i może nie zgadzam się z jego poglądami jestem ogromnym fanem Cejrowskiego i jest on jednym z moich idoli i to tych największych. A czego mu najbardziej zazdroszczę? Podróży?? Nie! Zazdroszczę mu tego, że może powiedzieć, że jest przyjacielem Jacka Pałkiewicza!
Wiec bardzo bardzo gorąco, tak jak teraz jest w Amazonii, zapraszam was do książki: Rio Anaconda
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/08/uwielbiam-i-nienawidze-ksiazki.html
Uwielbiam i nienawidzę książki podróżnicze.
Uwielbiam, bo siedząc na fotelu mogę przenieść się w każdy rejon świata, dotrzeć do najdalszych jego zakątków, a także poczuć dreszczyk emocji w poszukiwaniu przygody razem z autorem.
Nienawidzę gdyż jestem człowiekiem marzącym o podróżowaniu i nie kłamiąc po prostu jestem zazdrosny, że oni się odważyli, zdecydowali i...
Od dłuższego czasu jestem zafascynowany serią książek "Biblioteka Poznaj Świat”, która powstaje pod czułym okiem Wojciecha Cejrowskiego. Są to książki wyłącznie Polskich autorów (wyjątek stanowi Kevin M. Connelly) mamy tu okazje przeczytać o tradycjach polskich podróżników (Halik, Fiedler) o Polakach którzy eksploracją zajmują się zawodowo (Pałkiewicz, Cejrowski) i oczywiście debiutantów (Choszcz). Ta seria pokazuje, że Polacy też umieją pisać z werwą i humorem, tak by wciągnąć czytelnika w tak odległe nam krainy. A dodatkowym atutem są zdjęcia wykonane przez autorów książek.
Wiec jak tylko na początku maja br. dowiedziałem się, że na warszawskich targach książki będzie stoisko Bernardinum (wydawca serii BPŚ) od razu postanowiłem zobaczyć, jakich autorów zaprosiło wydawnictwo. Ku mojemu zdziwieniu z autorów będących na targach znałem tylko dwoje W. Cejrowskiego i E. Dzikowska. Nazwiska takie jak Czarniecki i Connelly nic mi nie mówiły. Niestety na targi w tym roku miałem ograniczone fundusze, wiec musiałem zdecydować się na jednego z tych autorów. Mój wybór padł na Kevina gdyż ciekawsze wydały mi się przygody chłopaka nie dużo starszego ode mnie a do tego urodzonego bez nóg. A tak na prawdę takie założenie miałem jadąc na targi. Ale jak to zawsze ze mną bywa będąc na targach nie umiałem się powstrzymać i oczywiście jak się domyślacie kupiłem książki obydwu nieznanych mi wtedy autorów.
Jak już wcześniej wspomniałem jednym z tych autorów był Kevin. Za to drugim kolejny z podróżujących polaków, czyli Stefan Czarniecki. I tak jak przy większości autorów, z BPŚ nazwisko to nie mówi wam za dużo prawda? Stefan jak czytamy na okładce książki to: Kartograf, rozgadany wielbiciel yerby i komedii Szekspira. Górski dzikus czerpiący przyjemność z kilkudniowego zniknięcia w andyjskiej głuszy. Jego podróże odbywają się małym kosztem finansowym. A na pytanie jak mu się udaje przeżyć odpowiada: "Mam bardzo dobrego Anioła Stróża"
Ameryka Południowa jest bardzo dobrym tematem na książki podróżnicze o samej Amazonii można ich wiele napisać i wiele już napisano. Książka Stefana jest jednak inna niż te książki, bo może i jest o Ameryce Południowej to nie jest o tej najbardziej popularnej części Ameryki, co większość książek, czyli o Amazonii. Jest ona raczej przewodnikiem po mniej uczęszczanej części tego kontynentu przez Polaków, czyli Argentynie, Boliwii i Chile.
Książkę tą można potraktować na dwa sposoby. Pierwszy z nich to czytanie książki, jako przewodnika o tym rejonie. Jest w niej troszkę o cenach, zachowaniu na argentyńskich campingach lub jak jeździć środkami transportu i nie zginąć. Czyli może być przewodnikiem jak można podróżować z plecakiem. Drugi sposób to w wesoły i zabawny sposób spisane przygody autora, które czytamy jak opis jego podróży po Ameryce Łacińskiej.
Razem z Autorem i jego przyjaciółka podróż zaczynamy w Buenos Aires stolicą Argentyny. Gdzie mamy okazje uczestniczyć w uczcie z rodowitymi mieszkańcami lub zobaczyć jak trudno być kierowcą w tym wielkim mieście. Dzięki temu ile nasz autor wkłada emocji w pisanie możemy się w małym stopniu przekonać, jaki szczęśliwy jest gringo z dalekiego kraju, gdy spełnia się jedno z jego marzeń, czyli opisana w książce przygoda z podejściem pod ścianę Cerro Torre.
Książka z biegiem stron rozkręca się coraz bardziej, Argentyna pochłania nas całych, wciąga w swój świat. I jedynym, co zwalnia są autobusy, którymi nasz bohater musi podróżować po tej części Ameryki, ale dzięki temu, co widzi podczas tej podróży przestaje uważać nasz kraj za kraj brudny.
A ja osobiście dzięki tej książce do swojej mapy krajów, które chce zobaczyć dodaje Argentynę, Chile i Boliwię. I mam nadzieje, że tak jak autorowi uda i mi się odbyć taką przygodę życia.
Wiec, jeśli zainteresowało cię to, co skrywa w sobie Argentyna, Chile i Boliwię to zapraszam do: Dalej od Buenos.
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/07/dalej-od-buenos-ameryka-acinska-oczami.html
Od dłuższego czasu jestem zafascynowany serią książek "Biblioteka Poznaj Świat”, która powstaje pod czułym okiem Wojciecha Cejrowskiego. Są to książki wyłącznie Polskich autorów (wyjątek stanowi Kevin M. Connelly) mamy tu okazje przeczytać o tradycjach polskich podróżników (Halik, Fiedler) o Polakach którzy eksploracją zajmują się zawodowo (Pałkiewicz, Cejrowski) i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kinga Choszcz znana także jako Kinga Freespirit. Wraz ze swoim chłopakiem, w roku 1998 wyruszyła w podroż do okoła świata . Głównym i zarazem ulubionym sposobem przemieszczania się Kingi był autostop.Za tą wyprawę otrzymali w roku 2001 "Podróżnik roku 2001". Swoje losy podczas tej podróży opisali w książce "Prowadził nas los" która jest opisem całej wyprawy, przez prawie wszystkie kontynenty gdyż nie dotarli do Afryki.
Wiec po pewnym czasie Kinga zdecydowała się sama przejechać całą Afrykę. A ta książka jest dziennikiem jej wyprawy od wejścia do Tira w Polsce po jej ostatnie przygody w Afryce.
Na początku książki jest bardzo króciutki rozdział i chyba racja, bo jest o europie, a jej chyba opisywać nie trzeba, aż tak bardzo mamy to na co dzień w końcu, Dowiadujemy tu się jak ufać muzułmańskim mężczyzną albo jak działa autostop w europie.
Za to już w części II mamy Afrykę, zaczynamy w Maroku. I już mamy pierwsze zderzenie kulturowe jak pewna kobieta dziwi się naszej autorce tego, że jedzie sama, że nie ma ze sobą męża albo brata. Poznajemy gościnność tubylców, także to czym się stołują. Mamy możliwość wzięcia udziału w oliwkobraniu z dwoma kobietami. Jak się okazje w Maroku można kupić wszystko, Kinga dostaje takie oferty kupna jak: dywan ze skóry wielbłąda lub małego chłopca. Autorka uczy się też jak sobie radzić w ich rejonie i jak wyprodukować chleb. Ta podróż jest cały czas autostopem i z czasem podroży poznajemy ludzi, bo ta książka jest o ludziach, o tym jacy są i jak podchodzą do kogoś z innej kultury. I co to są Chefchaouen na to też tu jest odpowiedź.
Od razu przestrzega nas pewien żołnierz by nie schodzić z drogi, bo to teren pełen min . I wędrując po Afryce stopem musimy nie być za bardzo wybredni gdyż trafić możemy na takie pojazdy jak terenowe auto, lokalne taksówki albo wagon pociągu ale i żywe zwierzęta jak konie albo wielbłądy.
Najbardziej barwnymi i głośnymi częściami Afryki są bazary, tu też mamy kilka z nich. I tu na stoiskach, samochodach, porozkładanych płachtach czy wprost na ziemi piętrzą się stosy owoców i warzyw, przypraw, kosmetyków, glinianych naczyń i barwnych tkanin.
A kim są Dogonowie? Jest to takie małe plemię w Mali, robią budowle z gliny o bajecznych kształtach. To co ich dodatkowo wyróżnia to wiedza astronomiczna.
Na koniec mamy bardzo fajna przygodę Kingi gdy znajduje mała dziewczynkę pracująca niewolniczo. Nasza autorka wykupuje dziewczynkę z niewoli i odwozi ja do jej rodzinnej wioski gdzie posyła ja do szkoły.
Powiem jeszcze tylko że Kinga z tej wyprawy już nie wróciła zmarła na malarie mózgową w 2006.
Wiec jeśli chcecie dowiedzieć się jak stopem można zjechać cała Afrykę zapraszam do: Moja Afryka
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/06/teraz-takze-i-moja-afryka.html
Kinga Choszcz znana także jako Kinga Freespirit. Wraz ze swoim chłopakiem, w roku 1998 wyruszyła w podroż do okoła świata . Głównym i zarazem ulubionym sposobem przemieszczania się Kingi był autostop.Za tą wyprawę otrzymali w roku 2001 "Podróżnik roku 2001". Swoje losy podczas tej podróży opisali w książce "Prowadził nas los" która jest opisem całej wyprawy, przez prawie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kevin M. Connelly chłopak starszy ode mnie o 4lata, to znaczy rocznik 1985. A na swoim koncie ma już dwadzieścia zwiedzonych krajów, czego mu bardzo zazdroszczę!
A kim jest Kevin zapytacie?? Jest on amerykańskim fotografem, absolwentem uniwersytetu w Montanie, narciarzem i podróżnikiem.
Książka składa się właśnie w dużej części z jego przygód podczas podróżny, ale też znajdujemy w niej jego lata dziecięce i szkolne. Dokładniej w tej książce pojawiamy się na porodówce, gdzie jego mama rodzi go i jak razem z mężem reagują na przyjście na świat Kevina. Zastanawiają się co zrobili w swym życiu złego że ich syn taki się urodził.
Jeśli sądzicie że książka ta jest podobna do wszystkich innych z serii Biblioteka Poznaj Świat to jesteście w wielkim błędzie. Książka nie tylko zawiera podróże, ale pokazuje życie troszkę innego człowieka niż każdy z nas, jak sobie radził na lotniskach, w domu, hotelach nie dostosowanych do niego, no i też pokazuje nam jak poderwać kobietę,a potem być z nią.
Kevin jest super człowiekiem, miałem to szczęście osobiście go poznać podczas trwania Warszawskich
Targów Książki. Może i nasza rozmowa nie trwała za długo (ok.5min) ale już w tej małej rozmowie można było poznać że jest to strasznie sympatyczny facet z pozytywnym nastawieniem do życia. No i oczywiście w naszej stolicy towarzyszyła mu nieodłączna deskorolka. Ciekawe czy jeszcze napisze kolejna książkę, może opisze w niej Warszawę!
Connelly miał swój sposób na zwiedzanie, gdyż nie robił zdjęć zabytkom, lub przyrodzie odwiedzanego kraju . On po prostu skupił się na ludziach gapiących się na niego! Zawsze jak jechał na desce przez nowo poznane miasta miał przy sobie aparat i gdy tylko czuł że ktoś na niego patrzy robił mu zdjęcie, ale tak by ten co się gapi nie wiedział, że jest fotografowany.
Nasz autor opowiada nam jak szukał dla siebie sportu i jak to się siłował z chłopakami większymi o nogi od niego i jak go frustrowało to że z nimi wygrać nie może. No i jak w końcu odkrył sport dla siebie, narciarstwo.
Poznajemy przygody z tym sportem związane, jak to się stało że ma do tej pory w szczęce trochę metalowych części i to jak wystartował w amerykańskich zawodach X-Games, a jak mu w nich poszło to już musicie sami przeczytać.
AAA!! Nie powiedziałem wam czegoś bardzo ważnego Kevin urodził się bez nóg!!!!
Wiec jeśli chcesz się dowiedzieć jak się zwiedza świat, z perspektywy człowieka bez nóg jeżdżącego na deskorolce zapraszam do książki: Drugi Rzut Oka. Jak świat się na mnie gapił
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/06/przez-dwadziescia-krajow-na-deskorolce.html
Kevin M. Connelly chłopak starszy ode mnie o 4lata, to znaczy rocznik 1985. A na swoim koncie ma już dwadzieścia zwiedzonych krajów, czego mu bardzo zazdroszczę!
A kim jest Kevin zapytacie?? Jest on amerykańskim fotografem, absolwentem uniwersytetu w Montanie, narciarzem i podróżnikiem.
Książka składa się właśnie w dużej części z jego przygód podczas podróżny, ale też...
Robb Maciąg pewnie dużo z was teraz zastanawia się kto to jest? Przybliżę może najpierw wam mały zarys tego autora.
Robb Maciąg a dokładnie Robert Maciąg urodzony w 1974 we Wrocławiu. Zamieszkały w Londynie stąd zmiana imienia na Robb. Z zawodu jest pedagogiem specjalnym; pracuje z dziećmi.
Napisał obecnie dwie książki, jedna właśnie wam opisze, drugą jest "Rowerem w stronę Indii"
Książka ta jest książką podróżniczą, razem z Robbem wędrujemy a raczej jedziemy na jego rowerze, przez Azję a dokładnie Chiny Wietnam i Kambodżę.
Ale zapytacie się jak zaczęła się jego przygoda z przejechaniem świata na rowerze?
No to wyobraźcie sobie taką historię, jedziecie w odwiedziny do żony, która akurat studiuje w Chinach. No i nagle po kilku nocach okazuje się że jest ktoś kto wcześniej zajął wasze miejsce obok niej a ty tylko przeszkadzasz.
No i widzicie już po tym opisie że Robb normalnym człowiekiem nie jest! Inny pewnie by rozpaczał zaczął pić albo i gorzej. A on? Po prostu stwierdził że nie ma co się użalać wziąć się w garść i zrobić coś ze swoim życiem.
No i zrobił wziął rower i pojechał. Książka dokładniej mówiąc jest jego dziennikiem, jest opisana prawie co do dnia. Zaczyna się dokładnie 06.02.2004 a kończy 14.06.2004 wiec jak widzicie jego podroż zajęła troszkę czasu. Podróż zaczynamy w Chinach jadąc po nich poznajemy jak mieszkają Chińczycy czym są tak zwane Hutongi albo jak wyglądają targowiska. A także co dziwnego jedzą te narody.
Po Chinach przychodzi czas na Wietnam, a tam? Dowiadujemy się troszkę o rzekach i ryżu głównym składniku ich kuchni. A także jak naprawić rower szybko i sprawnie. No i oczywiście docieramy do Sajgonu.
Kolejny kraj na macie podroży to Kambodżą. W tym rozdziale dowiadujemy się co w tamtym kraju robił Pol Pot i jego Czerwoni Khmerzy, ale też poznajemy dzięki czemu żyje miasto Siem Reap.
Za ostatni kraj Robb wybrał sobie Laos. Ten rozdział zaczyna się od opisania granicy Kambodży z Laosem, która krotko mówiąc, składała się z dwóch domków z drewna i szlabanu. Laos jest krajem który ucierpiał podczas wojny wietnamskiej, to tu spadło około 2 miliony ton bomb rzuconych przez Amerykan, a co najgorsze do tej pory 30% nie eksplodowało i teraz leży gdzieś w lasach albo i nawet w wioskach jako złom mogący się czasem do czegoś przydać!!
To oczywiście nie wszystko co znajdziecie w książce, ale mam po prostu zasadę że za dużo nie zdradzam! Jeśli kogoś zaciekawiła przygoda faceta zdradzonego przez żonę, zapraszam do zapoznania się z: Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/05/rower-sposobem-na-niepamiec.html
Robb Maciąg pewnie dużo z was teraz zastanawia się kto to jest? Przybliżę może najpierw wam mały zarys tego autora.
Robb Maciąg a dokładnie Robert Maciąg urodzony w 1974 we Wrocławiu. Zamieszkały w Londynie stąd zmiana imienia na Robb. Z zawodu jest pedagogiem specjalnym; pracuje z dziećmi.
Napisał obecnie dwie książki, jedna właśnie wam opisze, drugą jest "Rowerem w...
Zaczynając czytać książkę myślałem sobie, a Mongolia to gdzieś przy Chinach jakiś zapomniany przez boga kraj. I pewnie dużo z was teraz tak samo myśli, prawda??
Powiem wam że może nie zgodzicie się ze mną, że można się zakochać w kraju w którym się nie było i go się nie widziało. Ale moim zdaniem da się i tego dobrym przykładem jest kraj opisany w tej książce czyli właśnie Mongolia!
Na początek w kilku słowach opowiem wam o Autorze. Bolesław A. Uryn urodził się w 1947 w Olsztynie. Ukończył Wyższą Szkołę Rolniczą w Olsztynie.Jest doktorem nauk przyrodniczych. Niezależny reporter i fotograf, wędkarz zamiłowania i konieczności - w odległych pustkowiach ryby to jedyny mięsny. Publikuje w magazynach geograficznych, wędkarskich i wojskowych. Specjalizuje się w tematyce mongolskiej, od 10 lat bywa w świecie jurty.
A o czym jest książka?? To już wam po troszku opowiem. Jego fascynacja Mongolia zaczęła się od znalezienia w antykwariacie starej książki o Mongolii. Książka ta nosiła tytuł Pieszo po Chinach i miała ponad 100 lat. I podobno tak to sie wszystko z Mongolią zaczeło.
Mongolia jest krajem pięć razy większym od Polski, z plemion Mongolskich wywodzi się Czyngis-chan.
No ale może w końcu zajrzyjmy do książki i chociaż troszkę z niej wam zdradzę. Z książki dowiadujemy się miedzy innymi że Mongolia nazywana jest miedzy innymi Kraina Błękitnego Nieba.
Pisząc o Mongolii nasz autor nie zapomina też o koniach, które są tam niezbędne do przeżycia, bo po prostu dojadą w więcej miejsc niż samochód. Bo w końcu na pastwiskach o powierzchni 1 200 000 km pasie sie ich tam około 2 500 000, a nie możemy zapomnieć że są tam jeszcze wielbłądy, krowy i jaki. Ale jeśli wyobrażacie sobie u nich konie jak nasze wielkie postawne zwierzęta to się grubo mylicie. Gdyż ich konie a raczej koniki są mniejsze, niższe i lżejsze.
W dalszym rozdziale dowiadujemy się co to jest jurta, co pije się u nich i co jada. Dowiemy sie co musi wypić każdy gość odwiedzający jurty mongolskie, i pamiętajcie odmowa wypicia jest traktowana jak brak szacunku dla ich kultury.
Dowiemy się także że w tym kraju występują jeszcze szamanki! I to takie co jeszcze na prawdę czarują. Ale też odkrywamy co to jest Owoo. I jak zachować się przejeżdżając przy tych specyficznych piramidach.
Poznajemy też ludzi Caatan to znaczy ludzi zajmujących się hodowlą renów. Dzieki autorowi wiemy jak ci ludzie mieszkają, po co dokładnie zajmują się renami. A także jak Caatan radzą sobie podczas nawałnic.
Mongolia jest krajem gdzie są wielkie połacie niezamieszkane przez ludzi i duże tereny pierwotne. A skoro jest tam tak dużo otwartego terenu, wiec jak się domyślacie jest tam też dużo zwierząt. Wiec też wybieramy się na polowanie, by chociaż troszkę odkryć jak ludzie tam zdobywają pokarm.
A co to jest Naadam? To też zdradza nam autor. Dowiadujemy się ze składa się on z 3 dyscyplin sportowych i trwa w trakcie największego święta narodowego Mongolii. Jakie to dyscypliny sami przeczytajcie.
Mam nadzieje że chociaż troszkę zainteresowałem was Mongolią i zachęciłem do zapoznania się z ta książką.
A wiec jeśli chcecie dowiedzieć się gdzie urodził się Temudżyn.
Albo czemu inni podróżnicy nazywają naszego autora Boleebaatar to zapraszam do: Mongolia. Wyprawa w tajgę i step
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/05/zobaczyc-mongolie-potem-moge-umrzec.html
Zaczynając czytać książkę myślałem sobie, a Mongolia to gdzieś przy Chinach jakiś zapomniany przez boga kraj. I pewnie dużo z was teraz tak samo myśli, prawda??
Powiem wam że może nie zgodzicie się ze mną, że można się zakochać w kraju w którym się nie było i go się nie widziało. Ale moim zdaniem da się i tego dobrym przykładem jest kraj opisany w tej książce czyli...
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/10/rowerem-w-strone-indii.html
Na rowerze uczono jeździć każdego z nas, ja do tej pory pamiętam swoje nauki jazdy pod bacznym okiem mojego ojca. Wtedy to pierwszy raz usłyszałem, że nie ma go za mną, a ja jadę sam. To w końcu jeden z głównych prezentów na komunię, (co najmniej, gdy ja ją miałem), „góral” był marzeniem każdego chłopaka. Lecz każdy z nas dorasta i często zamienia rower na auto bądź motor.
Ale są w śród nas tacy, którzy nigdy nie rozstają się z tym środkiem transportu. Jednym z nich jest Robert Maciąg, jego osobę już wam kiedyś przedstawiałem za sprawą jego poprzedniej książki. Robert nie rozstał się z rowerami nigdy i do tej pory jest on (według tego, co można wyczytać w jego książkach) najważniejszym pojazdem do spełniania marzeń. A co jest tym marzeniem autora? Powiem, że to samo, co i moim – podróże po świecie.
Na pierwszą daleką podróż autora namówił go kolega, który zachęcił go, a raczej namówił na podróż pod Everest. Jednak Maciąg - jak prawdziwy Polak - wątpił, czy może dać radę pojechać tak daleko w świat. Lecz kolega okazał się wytrwały, udowodnił naszemu podróżnikowi, że każdy może pojechać w Himalaje. Jasna sprawa, Robert był wtedy studentem i dopiero zaczynał pracę, więc (jak się domyślacie) z pieniędzmi na wyjazd było krucho, ale tu znalazł się ś.p. Zbenek były szef, który pożyczył mu pieniądze na rok do przodu. Są jeszcze studia, ale i tu nasz autor udowadnia, że wszystko się da i pod pretekstem pomocy siostrze w opiece nad dzieckiem dostał dwa miesiące urlopu. A że nie wszystko - jak wiemy - musi się udać, Robert miał i problemy: jednym z nich była dziewczyna Michała, która postawiła sprawę jasno - albo Robert albo ona. I tak oto do Istambułu z Katowic Robert pojechał sam. Tak zaczęły się przygody Maciąga.
Książka wchodzi w skład „Biblioteki Poznaj Świat” wydanej patronatem Wojciecha Cejrowskiego. "Biblioteka.." jest serią książek podróżniczych Polskich autorów nie tylko dobrze nam znanych (Halik, Fiedler), ale także i młodych początkujących ( Czerniecki, Maciąg). Wyjątkiem jest Kevin M. Connelly, który to jest jedynym obcokrajowcem w tej serii.
Sam Cejrowski mówi, że praca nad pierwszą książką autora była trudna, gdyż Robert spierał się o każdy przecinek. W.C przyznaje, że gdy dostał tę książkę, podchodził do tematu z dystansem – jak do jeża. Ale sam potwierdza, że gdy w końcu zdecydował się przeczytać, zadzwonił z gratulacjami do autora i stwierdził, że pisze dużo lepiej, niż przy pierwszej książce.
Podróż opisana na stronach jest czymś magicznym. Czymś, co każdy w swoim życiu powinien chociaż raz odbyć - w poszukiwaniu przygody, zaspokojenia swojej ciekawości, a może i poznania samego siebie? I jak sam Robb powtarza, „Jeśli chcesz kiedyś wyjechać w podróż, to po prostu to zrób.” To zdanie każdy z nas powinien wziąć sobie do serca.
Przygoda naszego autora zaczyna się w Turcji a dokładnie w Istambule. I od razu naszym oczom rzuca się ludzka mentalność, inna od tego, co my znamy z Polskich realiów, tu ludzie zachowują się inaczej. W mieście tym, które nasz bohater kocha całym sercem poznają pierwszy Azan w tej podróży.
Książka ta, to przede wszystkim obraz ludzi, tak podobnych do nas, a jednak tak odmiennych. To ludzie żyjący w innych realiach, innej religi i mentalności. Autor bardzo często prezentuje rozmowy z mieszkańcami danej miejscowości lub społeczności by pokazać jak odmienne mogą być rzeczy/sytuacje tak bliskie nam jak np. spóźnienie.
„- Przepraszam którędy na Novi Sad?
- Wróćcie do skrzyżowania, w prawo i caaaaały czas prosto.
- Super! Wielkie dzięki!
- Może chcecie herbaty albo kawy?
- Bardzo dziękujemy, ale jesteśmy troszkę spóźnieni.
- Spóźnieni? Jak Wy możecie być spóźnieni? Przecież jesteście w podróży.”
Ten mały fragment moim zdaniem bardzo dobrze obrazuje to.
W Iranie mamy można przekonać się, że według mieszkańców Hitler jest „very good” a „Szumacher samochód bardzo szybki”. I tu, na samym początku łatwo zauważyć, że jak ktoś myśli, że podróż we dwoje jest cudowna, ten się mocno myli. Jest też ciężka, intensywna i wymagająca. Nie ma możliwości odpocząć od partnera. Druga połówka jest dwadzieścia cztery godziny na dobę przy tobie, nie możesz wyjechać na kilka dni byś zatęsknił. Przeradza się to w stan, że powoli macie siebie za dużo.
Kolejnym krajem na kartach książki jest Pakistan, ze zdjęciami przedziwnych maszyn jeżdżących, ozdobionych koralikami, światełkami, ubarwionych niecodziennie, hipnotyzująco. Te cudowne machiny okazują się niczym więcej niż zwykłymi autobusami – a raczej najpiękniejszymi na świecie autobusami. I tu, pod samymi Himalajami, autor poszukuje duszy roweru. Rozmyśla nad tym gdzie ona się znajduje - czy w ramie, czy może gdzie indziej. I jacy są rowerzyści, jak traktują swój rower – czy jak zwykły przedmiot czy dbają o niego bardziej niż o siebie.
W rozdziale czwartym razem z podróżnikami dostajemy się do najważniejszego celu ich wyprawy, do Indii. Od samego początku mamy natłok wszystkiego. Ludzi, którzy poza krykietem nie widzą życia, całe masy krów panoszących się dosłownie wszędzie. Sam nie wiem co wybrać, by Wam opisać gdyż sam jestem tym państwem zafascynowany i tak samo jak był to kraj marzeń Roberta, tak i ja chcę się tam kiedyś wybrać.
A że Indie to nie ostatni punkt wyprawy (last but not least), w dalszym rozdziale docieramy do Nepalu, gdzie to rowery dojeżdżają pod sam szczyt świata. I tu można przeżyć szok: na straganach z dewocjonaliami rządzą koszulki w swastyki. Tylko, że swastyka w tym kraju tak jak i w Indiach to nic złego. Nam, Europejczykom, symbol ten kojarzy się ze złem jakim była druga wojna światowa. Tutaj znak ten jest ma znaczenie pozytywne i można go zobaczyć go nie tylko na koszulkach, ale także i na świątyniach, bo w końcu jest to jeden z symboli w buddyzmie.
Sam osobiście książkę polecam wszystkim, którzy lubią podróże. A jak dodamy do tego, że to wyprawy opisane przez naszych rodaków, z tym "naszym" spojrzeniem na świat, to książka wydaje się pozycją bardzo ciekawą. Pisana jest językiem łatwym, dzięki czemu czyta ją się szybko – momentami wręcz za szybko, gdyż zaraz po rozpoczęciu przygody ona się już kończy. A ja sam czekam na trzecią książkę autora.
Więc jeśli lubisz podróżować zapraszam cię na podróż z Robbem w: Rowerem w stronę Indii
Recenzje i inne moje teksty znajdziecie również na moim blogu:
więcej Pokaż mimo tohttp://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2013/10/rowerem-w-strone-indii.html
Na rowerze uczono jeździć każdego z nas, ja do tej pory pamiętam swoje nauki jazdy pod bacznym okiem mojego ojca. Wtedy to pierwszy raz usłyszałem, że nie ma go za mną, a ja jadę sam. To w końcu jeden z głównych prezentów na komunię, (co...