rozwińzwiń

Kochanka Wittgensteina

Okładka książki Kochanka Wittgensteina David Markson
Okładka książki Kochanka Wittgensteina
David Markson Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy Seria: Proza Światowa literatura piękna
350 str. 5 godz. 50 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Proza Światowa
Wydawnictwo:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania:
2022-04-18
Data 1. wyd. pol.:
2022-04-18
Data 1. wydania:
2002-01-01
Liczba stron:
350
Czas czytania
5 godz. 50 min.
Język:
polski
ISBN:
9788381964289
Tłumacz:
Krzysztof Majer
Średnia ocen

7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
69 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
545
152

Na półkach:

Świat opustoszał. Zniknęli z niego [chyba] wszyscy ludzie i [prawdopodobnie] wszystkie zwierzęta. Z rzek można czerpać wodę od razu zdatną do picia. To marne pocieszenie – móc pić prosto z Sekwany czy innej Tamizy. Marne pocieszenie, gdy nie ma o tym komu powiedzieć. Gdy jest się [prawdopodobnie] jedyną ocalałą osobą.

👉Relację z opuszczonego przez ludzi i zwierzęta świata zdaje Kate. Trudno poznać jednak nową rzeczywistość ze względu na fakt, iż narracja głównej bohaterki jest przede wszystkim niewiarygodna. Zjawisko to obecne jest bodajże na każdej stronie „Kochanki Wittgensteina”. A nawet jeśli tak nie jest, trudno dociec prawdy – odkrycie jej wymagałoby: a) specjalistycznej wiedzy dotyczącej tego, o czym mówi Kate, lub b) analizowania każdej informacji podanej przez nią za „fakt”.

👉Nawet gdyby dowieść, które ze słów Kate są prawdziwe, nie dałoby się poznać rzeczywistości, w której przyszło jej funkcjonować. Namacalny, geograficzny świat jest bowiem jedynie tłem dla rozważań obejmujących szeroko rozumianą sztukę, filozofię oraz język.

👉„Kochankę Wittgensteina” określa się [również] jako filozoficzne science-fiction. Nie sądzę jednak, by ta łatka tu pasowała. Elementów typowych dla SF praktycznie brak [poza skąpo nakreślonym światem]. Bliżej dziełu Marksona – ale to moja wysoce subiektywna interpretacja – do powieści psychologicznej, w centrum której stoi: 1) osamotniony [i okaleczony] umysł, który próbuje wykreować świat, a zarazem 2) nie może tego stworzyć ze względu na granice wyznaczane przez język. [Osobiście uważam Kate za odizolowaną pacjentkę szpitala psychiatrycznego. Jednak dłuższa dywagacja nad tym zagadnieniem dostępna u mnie na stronie – link w bio].

👉Eksperymentalna proza Davida Marksona nie każdemu przypadnie do gustu. „Kochanka Wittgensteina” to książka trudna. Rwana narracja i fałszywa narratorka dodatkowo utrudniają odczytanie tekstu. Ale zarazem to właśnie dzięki temu można interpretować ją na wiele sposobów [np. przez pryzmat choroby psychicznej].

Książkę do recenzji otrzymałem od Wydawcy w ramach współpracy barterowej.

Dłuższa recenzja tutaj:
https://karols.pl/kochanka-wittgensteina-david-markson-recenzja/

Świat opustoszał. Zniknęli z niego [chyba] wszyscy ludzie i [prawdopodobnie] wszystkie zwierzęta. Z rzek można czerpać wodę od razu zdatną do picia. To marne pocieszenie – móc pić prosto z Sekwany czy innej Tamizy. Marne pocieszenie, gdy nie ma o tym komu powiedzieć. Gdy jest się [prawdopodobnie] jedyną ocalałą osobą.

👉Relację z opuszczonego przez ludzi i zwierzęta świata...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1321
1035

Na półkach: ,

Eksperymenty w literaturze mają długą tradycję. David Markson w „Kochance Wittgensteina” jest jej świadomy więc zabiera nas w czas ostateczny. Wokół panuje postapokaliptyczna pustka, a rzecz miejscami bardziej skupia się na samym języku niż treści. Trudną formułę pogłębia spora erudycja autora, który nie stara się jej przytemperować, aby być bardziej zrozumiałym. Oto co można zaobserwować: Kate – chyba ostatnia przedstawicielka rasy ludzkiej – toczy swój monolog, w którym jest uwięziona, ale i więzi czytelniczki.

Poszatkowana, niechronologiczna, pełna dziur dygresyjnych opowieść (słowo niekoniecznie najlepiej pasujące),w której nie jesteśmy pewni niczego. Nawet prawdziwości serwowanych historii. Choć poczucie absurdu nie opuszcza Kate, to jest ona osobą głęboko samotną. Tę samotność potęgują również dzieła sztuki zaludniające zdania. Zdania misternie złożone i jeszcze lepiej przełożone na język polski.

Literatura Maksona każe nam zachować czujność. Bo czy naprawdę Kate jest sama na świecie? Czy tylko sobie to wyobraża? A jeśli wyobraża, to gdzie się znajduje i w jakim stanie? Pytania, na które odpowiedzi nie ma, a zdania bohaterki – podobnie jak pytania – wieść mogą donikąd. „Kochanka Wittgensteina” unaocznia, że język jest w stanie zbudować świat. Niechby i odrębny, i samotny. Ale prezentujący niezwykłą kruchość naszych oczekiwań względem niego.

Eksperymenty w literaturze mają długą tradycję. David Markson w „Kochance Wittgensteina” jest jej świadomy więc zabiera nas w czas ostateczny. Wokół panuje postapokaliptyczna pustka, a rzecz miejscami bardziej skupia się na samym języku niż treści. Trudną formułę pogłębia spora erudycja autora, który nie stara się jej przytemperować, aby być bardziej zrozumiałym. Oto co...

więcej Pokaż mimo to

avatar
902
658

Na półkach:

Eksperyment, który mnie nie ujął.

Eksperyment, który mnie nie ujął.

Pokaż mimo to

avatar
1079
632

Na półkach:

„Kochanka Wittgensteina” znalazła się w moim rocznym zestawieniu najlepszych książek. W uzasadnieniu pisałem tak: „Niezwykłość w literaturze może mieć różne imię. David Markson wykreował postać Kate – prawdopodobnie ostatniej istoty na świecie. Ten pomysł może zwiastować powieść postapokaliptyczną, silnie egzystencjalną, albo inicjacyjną. Nie tym razem. Zamiast potworów, poszukiwania bezpiecznego miejsca do życia czy badania okruchów historii, widzimy Kate w ciągłym ruchu. Jesteśmy zamknięci w jej głowie, słyszymy jej monolog, doświadczamy przypadkowości w różnych zabarwieniach. Jeśli szukacie najbardziej niecodziennej narracji tego roku, to obok „Boba albo mężczyzny na łodzi” sięgnijcie właśnie po „Kochankę Wittgensteina”.
Choć od lektury książki Marksona minęło już nieco ponad 40 dni, nadal wracam do niej pamięcią. Im dłużej o niej myślę, tym bardziej przychylam się do wersji, że Kate tak naprawdę fantazjuje. A może nawet nie tyle fantazjuje, ile imaginuje sobie bycie ostatnią osobą na ziemi. Może jest zamknięta w szpitalu psychiatrycznym, albo została porzucona przez Wittgensteina i ma ochotę zbudować wokół siebie świat pozbawiony rozmów, kontaktu i zdarzeń? Podoba mi się takie myślenie o książce, bo sprawia, że z gruntu science-fiction przechodzimy na fundament psychologii. Markson nie podąża przecież drogą klasycznej fantastyki. Nie interesują go przyczyny i skutki, lecz to, co pomiędzy: zagadka ludzkiej natury, przeszłości, samotności. Nie czytamy tu o akcie przemocy, ani o praprzyczynach kataklizmu. Za to cały czas pozostajemy przy bohaterce.
„Kochanka Wittgensteina” dzięki swojej konstrukcji jest dziełem praktycznie nieczytalnym. Owszem, kilku przedstawicieli środowiska literackiego doceniło nieoczywiste walory tej prozy. Zasadniczo jednak ‘płynięcie’ z prądem monologów bohaterki jest trudne. Tu nie ma fabuły, nic się nie dzieje w czasie rzeczywistym, jako czytelnicy musimy nurzać się w tym, co jest nam nieznane i obce. Oswojenie wspomnień, próba zbliżenia się do pojawiających się postaci, odnalezienie wspólnych artefaktów – to wszystko z każdą kolejną stroną staje się coraz bardziej niemożliwe. Markson za nic ma nasze potrzeby. Rwie akapity, opisuje myśli podążające donikąd, nie stroni od powtórzeń. Dużą rolę odgrywa tu ulotność pamięci, z czego wynika mylenie faktów, poprawianie się, innym razem zaprzeczanie. Autor dąży do ukazania nam jak krucha jest ludzka świadomość. Jak łatwo zburzyć świat, który kreowaliśmy sobie przez całe życie.
W „Kochance Wittgensteina” ważny jest język. Celowo układany w krótkie akapity, nabierający podczas głośnego czytania specyficznego rytmu. W jednej ze scen Kate rozmyśla o tym, jak Szekspir wpłynął na tłumaczenie Eurypidesa. Chwilę później podejmuje temat z jeszcze innej strony. Grecy przecież też czytają „Romeo i Julię” w języku ojczystym, a wpływ na kształt greki miał także Eurypides. W ten sposób autorzy niepowiązani ze sobą, żyjący w innych epokach, oddziałują na to, jak my myślimy. Jakimi słowami porozumiewamy się ze sobą. Podobnych, filozoficznych rozważań i odwołań jest w tej książce dużo więcej. Pojawiają się chociażby Vincent van Gogh, William Gaddis, Helena Trojańska czy Johannes Brahms. I za każdym razem jest to wizyta nieoczywista.
Jeśli prawdą jest, że maszynopis tej powieści w 1987 roku odrzuciło pięćdziesięciu czterech wydawców, a nie mam podstaw żeby podważać tę tezę, to bardziej zastanawia mnie nie sam fakt niechęci do poświęcania czasu i środków ze osób decyzyjnych, ile zamiary autora. Pięćdziesiąt cztery to duża liczba. Determinacja Marksona musiała być olbrzymia. Mocno wierzył, że znajdzie czytelników, ba, przypuszczam, że on dobrze wiedział jak dobra jest ta książka. Jak wyjątkowa i ponadczasowa. To tylko dowodzi, że miał rozwiniętą świadomość literacką i wrażliwość twórczą. Dobrze, że ostatecznie mu się udało.


Recenzja ukazała się pod adresem http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/2023/02/recenzja-kochanka-wittgensteina-david.html

„Kochanka Wittgensteina” znalazła się w moim rocznym zestawieniu najlepszych książek. W uzasadnieniu pisałem tak: „Niezwykłość w literaturze może mieć różne imię. David Markson wykreował postać Kate – prawdopodobnie ostatniej istoty na świecie. Ten pomysł może zwiastować powieść postapokaliptyczną, silnie egzystencjalną, albo inicjacyjną. Nie tym razem. Zamiast potworów,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
214
208

Na półkach: ,

Książka - bo raczej nie powieść - niekonwencjonalna i nielinearna. Zatem z góry nie przeznaczona dla kochających literaturę (?) z półnagimi facetami na okładkach. A więc o czym to jest? Najkrócej rzecz ujmując, o funkcjonowaniu naszego mózgu. Tytułowy Wittgenstein jest tu tylko symbolem. Bohaterka podróżująca myślami po wszystkim, co przeżyła, czego doświadczyła i doświadcza, odwołuje się co rusz do różnych mitów i symboli kultury, od antyku po współczesność, od artyzmu po kicz. Z jednej strony niesamowite. Z drugiej, gdy ktoś szuka w prozie emocji, to tu raczej jest refleksja - po co to komu? A no po to, by uzmysłowić każdemu z nas, że autostrada naszych myśli to jeden wielki bałagan. Przecież w ciągi dnia zaledwie udaje nam się myślami dotknąć tysiące rzeczy, postaci, obrazów, czy czego tam jeszcze. Niuanse? Możliwe, ale żeby zrobić z tego literaturę, potrzeba odwagi, talentu i wiary, że czytelnik zechce na chwilę się zatrzymać i zadumać nad swoim światem. Ale żeby mieć taki wewnętrzny świat, jaki posiada bohaterka, trzeba wiele się nauczyć, wiele przeczytać, a jeszcze więcej zobaczyć. Stąd też tyle filozofii w tej prozie. I jeszcze jedno. Zaletą tej książki jest to, że można zacząć ją czytać od dowolnej strony. Satysfakcja zawsze będzie ta sama. Trzeba tę książkę przeczytać. Jeśli ktoś zada sobie po lekturze pytanie, po co? No właśnie - po to.

Książka - bo raczej nie powieść - niekonwencjonalna i nielinearna. Zatem z góry nie przeznaczona dla kochających literaturę (?) z półnagimi facetami na okładkach. A więc o czym to jest? Najkrócej rzecz ujmując, o funkcjonowaniu naszego mózgu. Tytułowy Wittgenstein jest tu tylko symbolem. Bohaterka podróżująca myślami po wszystkim, co przeżyła, czego doświadczyła i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
82
8

Na półkach:

Książka bardzo niekonwencjonalna i trudna w ocenie. Na pewno nie jest to pozycja dla każdego. Ma dość nietypową formę i strukturę. Całość jest zapisem luźnych myśli głównej bohaterki - ostatniej żywej istoty na Ziemi.

Pełno tu odniesień do literatury, sztuki, czy filozofii. Na pewno dzięki tej książce powiększyła mi się lista nazwisk do zapoznania się. Tytułowy Wittgenstein wspominany jest kilka razy, ale znacznie częściej widać jego wpływ na myśli autorki.

Na pewno jeszcze kiedyś do Kochanki wrócę.

Książka bardzo niekonwencjonalna i trudna w ocenie. Na pewno nie jest to pozycja dla każdego. Ma dość nietypową formę i strukturę. Całość jest zapisem luźnych myśli głównej bohaterki - ostatniej żywej istoty na Ziemi.

Pełno tu odniesień do literatury, sztuki, czy filozofii. Na pewno dzięki tej książce powiększyła mi się lista nazwisk do zapoznania się. Tytułowy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
43
36

Na półkach:

Pewnego razu, przeglądając album o historii sztuki, natknęłam się na anegdotę o tym, jakoby Giotto potrafił ręcznie narysować idealne koło. Historyjka ta krążyła mi po głowie zawsze, gdy sama miałam nakreślić jakikolwiek kolisty kształt, i jakież było moje zdziwienie, gdy ten rzekomy wyimek z biografii malarza napotkałam w „Kochance Wittgensteina”.

Zresztą cała ta dziwaczna powieść naszpikowana jest podobnymi wyimkami. Główna bohaterka, Kate, także malarka, jako ostatnia osoba na Ziemi podejmuje desperacką próbę stworzenia czegoś na kształt listu w butelce. Ocalenia kultury, a przy okazji swojej własnej historii od zapomnienia. W rezultacie, zamiast encyklopedii umierającego świata, dostajemy ilustrację zawodności pamięci, opartą na absurdalnych skojarzeniach, chaotycznych powtórzeniach i przemieszczeniach, zupełnie jakby Kate tonęła w coraz ciemniejszej głębi swojej (nie)wiedzy, chwytając się coraz bardziej niejasnych, przypadkowych jej pozostałości.

Kate pisze książkę - tę, którą czytamy. Nie do końca jednak możemy ufać jej słowom. O innych twórcach twierdzi, że kłamią, a jej samej literacka fikcja pozwala odciąć się od dramatu bycia ostatnią żyjącą osobą. Choćby i nawet apokalipsa była wyobrażona - w istocie wydaje się, że tworzy raczej własną mitologię, wzorując się na przytaczanych przez nią historiach kobiet tragicznych, a opustoszały świat ukuła sobie na tę okoliczność. Jednak jeszcze bardziej niż wobec opisywanych wydarzeń, Kate podejrzliwa jest wobec języka. Ciągle powątpiewa w przejrzystość swoich zdań, przeprowadza coś jakby chroniczną wiwisekcję narzędzia, którym chce się komunikować, jednocześnie coraz bardziej plącząc się we własnych qui pro quo. Czy wspomniałam, że wszystkie przeczytane książki pali w ognisku? Być może tę też czeka podobny los.

Gdzie więc ten Wittgenstein, którego jest kochanką? Na kartach powieści przytacza się go kilkukrotnie, częściej jednak można go podejrzeć w samej jej strukturze. „Te same zagadnienia, lub prawie te same, porusza się wciąż od nowa z różnych stron, szkicując coraz to nowe obrazy” - cytuje go w posłowiu tłumacz książki, Krzysztof Majer. Kate zdaje się wszystko, co postrzega, obracać w dłoniach, oglądać w rozmaitych światłach, opisywać, redukować do języka, wątpić. Czyż nie takiej kochanki Wittgenstein by sobie życzył (nie w sensie dosłownym, rzecz jasna!)? Także sama budowa, krótkoakapitowa, aforystyczna, czerpie z jego dzieł.

Czy podobała mi się ta książka? Okrutnie! Okrutnie dlatego, że jest jednym z najbogatszych, słodko-gorzkich, ultrazabawnych, metaliterackich, filozoficznych i wielu innych doświadczeń. Okrutnie dlatego też, że naprawdę mnie zmęczyła i nie wyobrażam sobie prędko do niej wrócić. Jeśli więc po nią sięgniecie, to na własną odpowiedzialność!

A! I muszę przyznać, że chaotyczny sposób myślenia Kate jest mi bardzo bliski, więc jeśli także doświadczacie ciągłego galopu myśli, będzie wam o wiele łatwiej ją czytać.

Pewnego razu, przeglądając album o historii sztuki, natknęłam się na anegdotę o tym, jakoby Giotto potrafił ręcznie narysować idealne koło. Historyjka ta krążyła mi po głowie zawsze, gdy sama miałam nakreślić jakikolwiek kolisty kształt, i jakież było moje zdziwienie, gdy ten rzekomy wyimek z biografii malarza napotkałam w „Kochance Wittgensteina”.

Zresztą cała ta...

więcej Pokaż mimo to

avatar
166
16

Na półkach: ,

Bardzo subiektywnie, bardzo osobiście uwielbiam tę książkę. Jest napisana właśnie w taki sposób, w jaki funkcjonuje mój własny mózg. Jeżeli komuś jednak niewygodnie z narracją, w której wątki powtarzają się jak mantra; z narracją, w której pojawiają się metarozważania językowe; z narracją, która nie jest po to, żeby wyciągnąć z niej spójne i logiczne streszczenie; a nawet z narracją, która nasycona jest mało znanymi (i bardzo znanymi) postaciami ze świata literatury bez żadnego kontekstu - to nie polecam czytania.

To książka dla tych, którzy kochają chaos.

Bardzo subiektywnie, bardzo osobiście uwielbiam tę książkę. Jest napisana właśnie w taki sposób, w jaki funkcjonuje mój własny mózg. Jeżeli komuś jednak niewygodnie z narracją, w której wątki powtarzają się jak mantra; z narracją, w której pojawiają się metarozważania językowe; z narracją, która nie jest po to, żeby wyciągnąć z niej spójne i logiczne streszczenie; a nawet z...

więcej Pokaż mimo to

avatar
908
597

Na półkach: ,

serio, już bardziej chyba nie można zmarnować czasu niż na czytanie tego

serio, już bardziej chyba nie można zmarnować czasu niż na czytanie tego

Pokaż mimo to

avatar
226
72

Na półkach: , ,

Książka problematyczna.

Niezwykły koncept, piękna fraza, historia z tajemnicą - ale chyba nie było konieczności, by ciągnąć to przez ponad 300 stron. Czytelnik ma prawo się zniecierpliwić i po prostu znudzić po powtarzających się po raz czwarty tych samych zdaniach (nawet jeśli to założenie tej powieści eksperymentalnej).

Podpowiedź: jeśli jesteś zmęczona/y, to z powodzeniem pomiń kilkadziesiąt stron, wróć do teksty 30 stron przed końcem.

Książka problematyczna.

Niezwykły koncept, piękna fraza, historia z tajemnicą - ale chyba nie było konieczności, by ciągnąć to przez ponad 300 stron. Czytelnik ma prawo się zniecierpliwić i po prostu znudzić po powtarzających się po raz czwarty tych samych zdaniach (nawet jeśli to założenie tej powieści eksperymentalnej).

Podpowiedź: jeśli jesteś zmęczona/y, to z...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    239
  • Przeczytane
    84
  • Posiadam
    19
  • 2023
    10
  • 2022
    7
  • Teraz czytam
    5
  • Literatura piękna
    4
  • Chcę w prezencie
    3
  • Ulubione
    3
  • PIW
    2

Cytaty

Więcej
David Markson Wittgenstein's Mistress Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także