rozwińzwiń

Lśnij, morze Edenu

Okładka książki Lśnij, morze Edenu Andrés Ibáñez
Logo Lubimyczytac Patronat
Logo Lubimyczytac Patronat
Okładka książki Lśnij, morze Edenu
Andrés Ibáñez Wydawnictwo: Rebis literatura piękna
816 str. 13 godz. 36 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
Brilla, Mar del Edén
Wydawnictwo:
Rebis
Data wydania:
2017-05-09
Data 1. wyd. pol.:
2017-05-09
Liczba stron:
816
Czas czytania
13 godz. 36 min.
Język:
polski
ISBN:
9788380621626
Tłumacz:
Barbara Jaroszuk
Tagi:
katastrofizm literatura hiszpańska przemoc rozbitek strach śmierć tajemnica trauma walka o życie wyspa Barbara Jaroszuk
Średnia ocen

6,2 6,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Niepokojące przemieszanie



1956 14 299

Oceny

Średnia ocen
6,2 / 10
249 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1191
32

Na półkach:

Nie dałam jej rady.. Męczyła mnie okropnie i postanowiłam, że już odpuszczam. Szkoda życia na książki, które nic w nie nie wnoszą, a ich czytanie nie sprawia przyjemności. Trudno. I żeby nie było - przeczytałam 235 stron, także dałam jej szansę..

Nie dałam jej rady.. Męczyła mnie okropnie i postanowiłam, że już odpuszczam. Szkoda życia na książki, które nic w nie nie wnoszą, a ich czytanie nie sprawia przyjemności. Trudno. I żeby nie było - przeczytałam 235 stron, także dałam jej szansę..

Pokaż mimo to

avatar
174
173

Na półkach:

Wg.mnie to mieszanina fantastyki i przygody, choć wiadomo że literatura piękna.

Samolot pasażerski rozbija się w pobliżu nieznanej wyspy i części pasażerów, którzy przeżyli katastrofę, udaje się dotrzeć na ten tajemniczy ląd.W tym, jakże dziwnym miejscu znaleźli się razem ludzie różnych płci, ras, kultur i zawodów. Zmuszeni żyć razem robią wszystko aby ten czas oczekiwania na pomoc przeżyć w jak najbardziej cywilizowany sposób.

Narratorem powieści jest Juan Barbarin, hiszpański muzyk, kompozytor, który jak nikt inny potrafi słuchać swoich towarzyszy niedoli, którzy obdarzają go zaufaniem i otwierają przed nim serca i umysły. Rozbitkowie snują opowieści o swoim życiu, w którym aż kipi od namiętności, miłości, ale też nienawiści i zazdrości. Ibanes stworzył abstrakcyjny świat, w którym brak logicznego ciągu wydarzeń zastępuje metafizyką, mistycyzmem, filozofią, kulturoznawstwem i muzykologią.

Cała powieść zdaje się nam czymś na kształt symfonii rozpisanej na orkiestrę, w której każdy instrument odgrywa tak samo ważną rolę w tej eksplozji uczuć, myśli, kolorów i smaków.

Przygody rozbitków wydają się niezrozumiałe i niejednoznaczne, ale intrygujące poprzez ten dziwny melanż z pogranicza jawy i snu.

Niesamowita wyobraźnia autora pozwoliła mu stworzyć magiczny, fantastyczny świat, z którego każdy może sobie wybrać coś, co mu się w książce podoba a ręczę, że każdy coś znajdzie.

Język powieści jest niezwykle barwny, kwiecisty i nad wyraz plastyczny, a mnogość motywów i wydarzeń zaskakuje nas czytelników na każdej stronicy.

Należy również zwrócić uwagę na przyciągającą wzrok okładkę zaprojektowaną przez samego autora powieści, której zlepek postaci zapowiada bogactwo bohaterów.

Nie jest to książka, która ma nas czegoś nauczyć ale pozwala nam coś przeżyć, po prostu przeżyć przygodę.

🔥 Ocena 1-10: 8

Wg.mnie to mieszanina fantastyki i przygody, choć wiadomo że literatura piękna.

Samolot pasażerski rozbija się w pobliżu nieznanej wyspy i części pasażerów, którzy przeżyli katastrofę, udaje się dotrzeć na ten tajemniczy ląd.W tym, jakże dziwnym miejscu znaleźli się razem ludzie różnych płci, ras, kultur i zawodów. Zmuszeni żyć razem robią wszystko aby ten czas oczekiwania...

więcej Pokaż mimo to

avatar
114
21

Na półkach:

Jedno z większych rozczarowań czytelniczych. Całość bez ładu i składu, jako żywo przywodząca na myśl cytat z Młynarskiego: "Ludzie to kupią, byle na chama, byle głupio". Jest więc i na chama, i głupio. Fabuła z serialu, postaci z komiksów, no i Roberto Bolaño na dokładkę, bo czemu by nie dodać sobie powagi, wprowadzając do grona bohaterów kultowego pisarza. Jedyny plus za fragmenty dotyczące pewnego kompozytora, one były najlepsze.

Jedno z większych rozczarowań czytelniczych. Całość bez ładu i składu, jako żywo przywodząca na myśl cytat z Młynarskiego: "Ludzie to kupią, byle na chama, byle głupio". Jest więc i na chama, i głupio. Fabuła z serialu, postaci z komiksów, no i Roberto Bolaño na dokładkę, bo czemu by nie dodać sobie powagi, wprowadzając do grona bohaterów kultowego pisarza. Jedyny plus za...

więcej Pokaż mimo to

avatar
40
26

Na półkach:

Leżała sobie na półce i leżała. Aż w końcu przyszła na nią pora. Oceny zamieszczone na lubimyczytać.pl nie są zbyt entuzjastyczne. Dominuje przekaz, że książka jest rozczarowująca, męcząca, wydmuszkowa. I wiecie co? To niestety racja. Duże oczekiwania i mizerna satysfakcja. Zbyt wiele wątków, zbyt wiele wyrazów, zbyt wiele pomysłów i po prostu brak konceptu, jak rzecz całą spiąć i zamknąć w sensowny sposób. I w efekcie czytanie, zamiast przyjemnością, staje się czymś w rodzaju kary. Efekt: książka ląduje na pozycji trzeciej w Katalogu Książek Męczących, zaraz po "Wyznaję" Cabre i "Łaskawych" Littella.

Leżała sobie na półce i leżała. Aż w końcu przyszła na nią pora. Oceny zamieszczone na lubimyczytać.pl nie są zbyt entuzjastyczne. Dominuje przekaz, że książka jest rozczarowująca, męcząca, wydmuszkowa. I wiecie co? To niestety racja. Duże oczekiwania i mizerna satysfakcja. Zbyt wiele wątków, zbyt wiele wyrazów, zbyt wiele pomysłów i po prostu brak konceptu, jak rzecz całą...

więcej Pokaż mimo to

avatar
128
27

Na półkach:

Ksiazka na samym poczatku bardzo mi sie podobala,wartka Akcja,przepiekne opisy egztycznych miejsc,nie przeszkadzalo mi nawet podobienstwo i to uderzajace do serialu The Lost,jednakze Im blizej Konca,tym gorzej,mnostwo niepotrzebnego filzoficznego belkotu,na jakies 100 stron przed zakonczeniem mialam ochote ja odlozyc z powrotem na polke ,na Szczescie tego nie zrobilam,bo koncowka troche podniosla mnie na duchu.

Ksiazka na samym poczatku bardzo mi sie podobala,wartka Akcja,przepiekne opisy egztycznych miejsc,nie przeszkadzalo mi nawet podobienstwo i to uderzajace do serialu The Lost,jednakze Im blizej Konca,tym gorzej,mnostwo niepotrzebnego filzoficznego belkotu,na jakies 100 stron przed zakonczeniem mialam ochote ja odlozyc z powrotem na polke ,na Szczescie tego nie zrobilam,bo...

więcej Pokaż mimo to

avatar
813
802

Na półkach: , , , ,

Oj, oj, panie Ibáñez! Oj, oj! Jako fan serialu „Lost” spodziewałem się jednak czegoś innego. Miałem nadzieję, że zapowiedziane nawiązania do tego serialu będą mniej naoczne i że będą służyć jakiemuś „wyższemu celowi”. Żyjemy w czasach postmodernizmu. Nie dziwi zatem próba wykorzystania znanego szerokiej publiczności formatu i jego przetworzenia w celu uzyskania nowych, dla czytelnika być może niespodziewanych efektów. Moim zdaniem jednak, tak znaczne oparcie fabuły na serialu „Lost” zaszkodziło w odbiorze książki każdemu czytelnikowi, który ten serial obejrzał.

Dla mnie lektura „Lśnij, morze Edenu” była uciążliwą rekapitulacją dobrze znanego i cenionego w pierwotnym kształcie dzieła, połączoną z ciągłym, męczącym zadawaniem sobie jednego pytania: „Jak ten facet (Ibáñez),do cholery, zdołał uniknąć procesu o plagiat?” Ciągle miałem tą z kartki na kartkę niknącą nadzieję, że aż tak dosłowne cytowanie innego produktu musi mieć przecież jakiś cel, że autor „coś sobie tam dokładnie przemyślał”, zanim dosłownie zerżnął motywy serialu telewizyjnego w tak niespotykanej skali. Mój podziw dla odwagi Ibáñeza rósł wprost proporcjonalnie do przerażenia, jakie wywołało powolne zrozumienie faktu, że ta powieść jest jednym wielkim cudzysłowem. Kto oglądał „Lost” ma o wiele, wiele trudniej od tych czytelników, którzy serialu nie znają. To już nie jest zabawa w kotka i myszkę, tylko okrutna droga przez mękę w lesie postmodernistycznych idei.

Koniec końców muszę stwierdzić, że w moim przypadku ta książka nie zadziałała. Nie byłem w stanie oddzielić literackiego słowotoku od przesłania. Im bliżej końca, tym szybciej, nieuważniej czytałem. Coraz jaśniejszym stawało się przypuszczenie, że Ibáñez nie zdoła zakończyć rozpoczętych wątków i pozostawi mnie na wyspie, a raczej Wyspie, bez żadnej nadziei na opuszczenie tego przeklętego miejsca.

Oj, oj, panie Ibáñez! Oj, oj! Jako fan serialu „Lost” spodziewałem się jednak czegoś innego. Miałem nadzieję, że zapowiedziane nawiązania do tego serialu będą mniej naoczne i że będą służyć jakiemuś „wyższemu celowi”. Żyjemy w czasach postmodernizmu. Nie dziwi zatem próba wykorzystania znanego szerokiej publiczności formatu i jego przetworzenia w celu uzyskania nowych, dla...

więcej Pokaż mimo to

avatar
197
90

Na półkach:

Jest tyle kwestii, które chciałbym omówić, że nawet nie wiem od czego zacząć...
Może od tego, co najpierw rzuca się w oczy, czyli okładka. Pomysł przedni! I do tego, jak się później okazuje, ta grafika jest, w pewnym sensie, streszczeniem fabuły. Kto by pomyślał..
No to teraz treść.
Miałem spore oczekiwania wobec tej książki. Zakupiłem ją w cenie oryginalnej (zbrodnia) i kiedy w końcu przytargałem ją do domu i postawiłem na półce, została na niej przez ponad rok. Nietknięta. No, może kilka razy ją otworzyłem i zajrzałem; "Piękna", myślałem wtedy, " Jeszcze nie... Jeszcze nie pora". W końcu, kiedy nadszedł odpowiedni moment, stresowałem się jak podczas pierwszej randki. Tak bardzo nie chciałem się zawieźć, wręcz zależało mi, żeby po tym czasie czekania i wpatrywania się w nią, jak w artefakt tkwiący pod kloszem, okazała się wspaniała...
I przyznam, że do momentu, kiedy z unoszącego się na tafli wody samolotu zaczęli ewakuować się pasażerowie (pierwsze 30 stron) jedna myśl tkwiła mi w głowie: " Ale amatorsko napisana..." Na szczęście, zaraz po tym zaczęły się opisy przenoszenia i próby ratowania rannych - perełka! Atmosfera od razu zrobiła się drastyczna i przygnębiająca! Ktoś mógłby uznać, że to zbyt kiczowaty przypadek, słabe zagranie autora, że jeden z pasażerów okazał się być chirurgiem. Może... Jednak dzięki temu zagraniu autor mógł nakarmić nas opisami zmordowanej walki i chirurga, i pacjentów, z bólem, wśród piachu i gorąca; operacje bez znieczulania i fale zbierające krew z plaży...
A co dalej?
Czym dalej, tym mniej wiadomo, o co chodzi... ( W pozytywnym, oczywiście, znaczeniu...) Pisząc o tych wszystkich pasażerach, autor popisał się elokwencją i interdyscyplinarną wiedzą. Jakże trudno jest stworzyć bohatera zbiorowego... Czasem jednak bywało nudno i zbędnie; np. historia Noboru, ciut przy długa i, co rzuca się w oczy, zbyt szczegółowa! Mam na myśli opisy... Noboru opowiada co się z nim działo kilka lat temu, kiedy należał do sekty, z szczegółami typu, "poszedłem do gabinetu[...] schyliłem się [...] wyciągnąłem, spojrzałem w prawo [...] obróciłem się, sięgnąłem po koszulę... "; zupełnie, jakbyśmy czytali co się dzieje teraz. No i historia Xóchitl - zdecydowanie za długa! Rozciągnięta i myląca, bo nie wiadomo czemu służy...
Poza tym, pierwsze 500/550 stron jest jak przejażdżka roller costerem we mgle - nie wiesz, czy zaraz będziesz skręcał w prawo, czy w lewo, a może do góry, a tu nagle spadasz w przepaść i chcesz więcej...
Co się jednak później dzieje. Otóż okazje się, że "Lśnij, morze Edenu" to bardzo dobry przykład tego, że "fabuła potrafi przerosnąć autora"...
Pan Ibanez stworzył świat - i ludzi - tak wszechstronny, abstrakcyjny, wciągający i niewytłumaczalny, że aż tworzy się pewien kontrast, przepaść, kiedy przez ostatnie 200 stron, niemal z desperacją, próbuje nas ściągnąć na ziemię. Idzie mu to marnie.
Końcowy efekt jest taki, że albo część rzeczy w ogóle nie stara się tłumaczyć ( dr. Manhattan, czy UFO) albo karmi nas czymś płytkim i nudnym...
Pan Ibanez nawrzucał do książki sporo abstrakcyjnych bomb i zostawił je bez ani grama wyjaśnienia (chociażby ostatni rozdział, spotkanie nad Gangesem); zostawił nas na lodzie. Tak się nie robi. To w pewnym sensie czym niemoralny, niesmaczny... Zbrodnia z natury podobna do spojlerów. Przynajmniej wiem, skąd się wzięły te wszystkie, dość słabe jak na hasło na okładce "PO PROSTU GENIUSZ", oceny.
Sumienie nie pozwala mi tej książki polecić, a szkoda...

Jest tyle kwestii, które chciałbym omówić, że nawet nie wiem od czego zacząć...
Może od tego, co najpierw rzuca się w oczy, czyli okładka. Pomysł przedni! I do tego, jak się później okazuje, ta grafika jest, w pewnym sensie, streszczeniem fabuły. Kto by pomyślał..
No to teraz treść.
Miałem spore oczekiwania wobec tej książki. Zakupiłem ją w cenie oryginalnej (zbrodnia) i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1238
258

Na półkach:

Książka świetna, chociaż niektóre rozwiązania autora mnie rozczarowały. Jeśli ktoś lubi klimaty z Lost to super.

Książka świetna, chociaż niektóre rozwiązania autora mnie rozczarowały. Jeśli ktoś lubi klimaty z Lost to super.

Pokaż mimo to

avatar
1299
125

Na półkach:

Nieczęsto zdarza mi się zmierzyć z powieścią takich rozmiarów, w dodatku wypełnioną przez tyle wątków i postaci. Malarskim odpowiednikiem utworu Ibaneza byłaby co najmniej Bitwa pod Grunwaldem Matejki. Narracyjny rozmach nie jest, sam w sobie, ani wadą, ani zaletą. Wszystko zależy od tego, na ile autor zapanował nad literacka materią. Na ile pomysłowe, sugestywne, ciekawe są poszczególne wątki? Czy tworzą spójną, uporządkowana całość? Na pierwsze z pytań odpowiadam twierdząco. Na drugie odpowiedź brzmi: niestety, nie.

Z pewnością najmocniejszą stroną warsztatu Ibaneza jest kreowanie bohaterów. Podobnie jak zręczny rysownik, potrafiący kilkoma kreskami stworzyć wyrazistą, charakterystyczną personę, hiszpański autor kreuje dziesiątki postaci, każdej nadając indywidualne cechy wyglądu i charakteru. Cała strona psychologiczna narracji jest na naprawdę wysokim poziomie. Gdy jednak bohaterowie ruszają do akcji, przeżywają coraz dziwniejsze przygody i doświadczają coraz niezwyklejszych przeżyć, zaczynają się wątpliwości.

Pal licho, że „Lśnij...” okazuje się dość karkołomną hybrydą gatunkową, swobodnie łączącą elementy prozy psychologicznej, przygodowej, z science-fiction czy nawet fantasy. Gdyby to wszystko było sensownie ze sobą powiązane, wyjaśnione, uzasadnione, nie miałbym pretensji. Tak jednak nie jest. Takie motywy jak Błękitny Olbrzym czy komunistyczni partyzanci pojawiają się i znikają jak królik z kapelusza. Zero wyjaśnień. Tzw. Centrala i Biały Uniwersytet, choć znajdują się na tej samej wyspie, wydają się nie mieć ze sobą żadnego powiązania, ba, nie wiadomo, czy w ogóle wiedzą o swoim istnieniu. Także (zbyt) tajemniczy pan Pohloja. Nie wiadomo czy żyje, czy jest duchem, legendą, zmyśleniem? No i dlaczego akurat te właśnie osoby leciały tym konkretnym samolotem? Skoro wielokrotnie autor sugeruje, że to nie przypadek, to w takim razie co?

Stworzyć w ramach jednej powieści dziesiątki najróżniejszych wątków to niewątpliwie duża sztuka. Ale jeszcze większym osiągnięciem byłoby powiązać te wszystkie wątki w spójną, sensowną całość. To już się, niestety, Ibanezowi nie udało. Gdybym mógł, odchudziłbym tę powieść o co najmniej kilka wątków, odpuściłbym choć trochę tego new-agowego bełkotu, pojawiającego się raz po raz, i wywaliłbym całe zakończenie z motywem Białego Uniwersytetu, który jest przegadany, egzaltowany, niepowiązany. A służy chyba tylko skleceniu wzruszającej sceny końcowej w stylu kina familijnego. Jeśli kogoś lubię, to jednak mu tej powieści nie polecę.

Nieczęsto zdarza mi się zmierzyć z powieścią takich rozmiarów, w dodatku wypełnioną przez tyle wątków i postaci. Malarskim odpowiednikiem utworu Ibaneza byłaby co najmniej Bitwa pod Grunwaldem Matejki. Narracyjny rozmach nie jest, sam w sobie, ani wadą, ani zaletą. Wszystko zależy od tego, na ile autor zapanował nad literacka materią. Na ile pomysłowe, sugestywne, ciekawe...

więcej Pokaż mimo to

avatar
50
33

Na półkach:

Długa opowieść o przygodach rozbitków. Ciekawe połączenie kilku powieści w jedną. Książka jest nieprzewidywalna, niektóre rozdziały nic nie wnoszą ale całość jest bardzo dopracowana.

Długa opowieść o przygodach rozbitków. Ciekawe połączenie kilku powieści w jedną. Książka jest nieprzewidywalna, niektóre rozdziały nic nie wnoszą ale całość jest bardzo dopracowana.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    557
  • Przeczytane
    290
  • Posiadam
    135
  • Teraz czytam
    18
  • 2018
    11
  • Literatura hiszpańska
    6
  • 2020
    6
  • Chcę w prezencie
    5
  • Ebook
    5
  • 2019
    5

Cytaty

Więcej
Andrés Ibáñez Lśnij, morze Edenu Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także