Portret trumienny
- Kategoria:
- literatura piękna
- Wydawnictwo:
- Simple Publishing
- Data wydania:
- 2014-05-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-05-01
- Liczba stron:
- 138
- Czas czytania
- 2 godz. 18 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788379750016
- Tagi:
- powieść polska
"Rodziny, nienawidzę was!" - krzyknął kiedyś André Gide. Książka Kuby Wojtaszczyka dowodzi, że ten okrzyk wciąż jest aktualny.
Bartosz Żurawiecki
„Portret trumienny” Kuby Wojtaszczyka to historia wyrośnięcia z domowego ciepełka, które staje się domowym piekiełkiem. Główny bohater, Aleks, udowadnia, że pokrewieństwo to czysto umowna kategoria i w pewnym momencie rodzina to już tylko grupa obcych ludzi. Stosunek bohatera do „gwałtu na jego intymności” cechuje duża ironia i tendencja do autoanalizy, nie przynosi ona jednak nigdy rozładowanie negatywnych emocji, przeciwnie neurotyczne rozgadanie prowokuje do coraz bardziej zaawansowanych aktów agresji. Na pierwszy rzut (czytającego) oka wydaje się to zabawne, ale z czasem zaczyna budzić przerażenie. Fantastycznie opisane rodzinne piekiełko, każda z postaci jest barwna i zapadająca w pamięć".
Robert Pruszczyński („Xięgarnia”)
Okładka i ilustracje: Leszek Pietrzak (leszekpietrzak.com)
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Z rodziną najlepiej wychodzi się na...
Przyznam szczerze – nie mogę jednoznacznie ocenić debiutu prozatorskiego Kuby Wojtaszczyka pt. „Portret trumienny”. Gdy już już wydaje się, że chwyciłem zamysł autorski i nie będę miał problemu z trafnym rozczytaniem całości, jakiś diabeł nakazuje mi zrewidować wszystko, na co do tej pory wpadłem. Najuczciwiej więc będzie przedstawić dwie ścieżki, jakimi szła moja recenzencka uwaga.
Wariant pierwszy
Powieść ta odczytana dosłownie (bo może tak właśnie trzeba z „Portretem trumiennym” uczynić?) jest złośliwym i tendencyjnym atakiem na najważniejsze, najświętsze dla konserwatywnych Polaków wartości. Tradycja, Rodzina, Religi,a zrośnięte na stałe z pewnym stereotypowym obrazem polskości, zostają sportretowane w duchu wybitnie ostrego paszkwilu, któremu jednak daleko do intelektualnej głębi patrona tego typu dzieł, czyli Witolda Gombrowicza.
Główny pozytywny bohater i jednocześnie narrator tekstu, młody homoseksualny pracownik galerii sztuki, zmuszony jest odwiedzić rodzinę, która świętuje kolejne urodziny matki naszego bohatera. Prowincja, z której niegdyś się wyrwał, jest obrzydliwa estetycznie. Rodzina (bliższa) prowokuje do wymiotów (dosłownie), a dalsza do szukania homoseksualnego romansu. Czas wlecze się niemiłosiernie, gdy trzeba rozmawiać z kolejnymi nudnymi krewnymi, odpowiadać na konwencjonalne pytania, samemu nie będąc ani przez chwilę zainteresowanym tym, co inni mają do powiedzenia.
Portret Polaków-cebulaków jest złośliwy, ale brakuje mu wdzięku. Cóż z tego, że autor deklaruje „wiarę w Woody Allena”, skoro żarty, relacje z piekiełka rozmów przy suto zastawionym stole, obrazki z prowincjonalnej wystawki są ciężkie, przewidywalne i zaspokoić mogą jedynie tych, którzy gustują w siekierą ciosanej satyrze obyczajowej. Banalnie łatwo obśmiać tradycyjną rodzinę składającą się z ciężko pracującego tępawego męża, żony-katechetki, której brzuch opuściło już kilkoro dzieci, zidiociałe ciotki…
Wszystko, co polskie, sarmackie, nasze jest rzecz jasna skrytykowane, wyszydzone, podważone. Narrator nie proponuje niczego w zamian. Snuje się obrażony, pogrąża się w erotycznych fantazjach. A co najgorsze – bije od niego paskudne poczucie wyższości. Nie polecam.
Wariant drugi
Może rzeczywiście trzeba „Portret trumienny” potraktować jako (mało zabawną) satyrę? Tłumaczyłoby to wszelkie uproszczenia, stereotypizacje, dychotomiczną wizję świata. Wtedy historia opowiedziana przez autora broniłaby się, gdyż widzielibyśmy w niej kpinę z wszystkich (podkreślam to słowo) możliwych ról społecznych, jakie odgrywają Polacy. Autor tym samym śmiałby się zarówno z heteronormatywności, jak i ze środowisk homoseksualnych, które chcą ową heteronormatywność zanegować.
Taka interpretacja całości sprawia, że tekst Wojtaszczyka nie ma pozytywnego bohatera. Egzotyczna na tle tradycyjnej polskiej rodziny figura homoseksualisty jest równie śmieszna i żałosna, co owa rodzina, której nieobce są prostactwo, głupota, dulszczyzna…
Chciałbym, żeby przesłanie tej książki brzmiało: „Wszyscy jesteśmy siebie warci”, ale naprawdę dużo wysiłku i wiary kosztuje mnie przekonanie samego siebie, że tak właśnie sam autor podsumowałby swoją książkę.
Tomasz Fijałkowski
Oceny
Książka na półkach
- 124
- 118
- 22
- 3
- 2
- 2
- 2
- 2
- 2
- 2
Opinia
[http://room6277.blogspot.ie/2015/03/portret-trumienny-kuba-wojtaszczyk.html]
Ależ to… dziwna historia.
Rodzinne piekiełko to temat wdzięczny, który można eksplorować tak długo, aż się w nim ugrzęźnie. Twórcy zaglądają przez okno, dociekają, kreują kolejne scenariusze, biorą udział wraz z bohaterami w rodzinnym spotkaniu i od niego rozwijają historie. Badając siłę więzów krwi, próbują zrozumieć instytucję rodziny oraz ideę rodzinnych spotkań, których podobno nikt nie lubi, ale i tak kolejne pokolenia dzielnie tę tradycję podtrzymują. Niby krewni są nam najbliżsi – a jednak najbardziej obcy. Skąd to się bierze?
Aleksander Krzyszowski zjawia się w rodzinnym domu w celu, który mrozi krew w żyłach. Otóż organizowane są urodziny jego matki. Spotkanie z rodzicami, ciotkami, wujkami, rodzeństwem i pozostałymi krewnymi wszelkiej maści to zderzenie dwóch światów – wielkomiejskiej nowoczesności rodem z artystycznego świata oraz tradycyjnej, religijnej i konserwatywnej polskiej rodziny. Zjazd rodzinny zamienia się w ,,energiczną" stypę. To się nie może dobrze skończyć…
Wszyscy znamy powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Obawiam się, że rodzina Krzyszowskich zdążyłaby się pozabijać, zanim ktokolwiek sięgnąłby po aparat. Cóż, skoro mamy portret trumienny, to i trupy by się przydały, prawda? Dla Aleksa trupami są jego krewni, którzy nie żyją tak, jak powinni – według niego nie żyją wcale. Aleksander patrzy na swoją rodzinę z góry, wyśmiewa ich bezmyślność i wąskie horyzonty myślowe. Sam pozuje na człowieka kulturalnego, obytego, o otwartym umyśle. Rodzina Aleksa jest przekonana o tym, że stoi na straży tradycji, kultury i wiary, a Aleksander jest dla nich dzikusem, któremu się w głowie poprzewracało. Dla nich Aleks jest żywym prawie-trupem, który nie robi w życiu nic pożytecznego i zabija się na raty. Tak naprawdę są identyczni w swoim ograniczeniu. Dobrze widzicie – identyczni. Każda ze stron propaguje jedyne słuszne (w ich mniemaniu) myślenie, plują jadem równomiernie i nie przyjmują do wiadomość postawy innej, niż ich własna. Otwartość Aleksandra dotyczy tylko osób, które są mu podobne, to samo robi jego rodzina. Są niewolnikami ról, o których myślą, że sami je sobie wybrali. Nikt nikogo nie próbuje zrozumieć. Może właśnie to jest źródło każdego rodzinnego piekiełka? Żałuję, że „Portret trumienny” nie rozwinął dalej tego tematu. Czytelnik może jedynie obserwować przepychanki i… ze strony na stronę darzyć coraz większą niechęcią zarówno głównego bohatera – narratora, jak i jego rodzinę. Dawno nie zetknęłam się z tyloma bohaterami, którzy aż tak bardzo byliby pozbawieni pozytywnych cech. Same diabły wcielone i żadnego anioła w zasięgu wzroku.
Główną bolączką „Portretu trumiennego” jest powierzchowność. Na tej płaszczyźnie jest to zbieranina stereotypów nakreślonych grubą krechą. Mamy ciotki-plotkary w podeszłym wieku, Matkę Polkę Katoliczkę, jej wąsatego i brzuchatego męża, głównego bohatera - geja z dużego miasta, który obowiązkowo myśli głównie o seksie i uprawia artystyczny zawód. Polska rodzina to oczywiście gorliwi katolicy, zacofani, przaśni, ubodzy umysłowo, chamscy, zamknięci w obrębie typowo damsko-męskich ról. Ten obraz wżarł się tak mocno w naszą mentalność, że wystarczy tylko rzucić hasło „burak!” albo ostatnio popularny „cebulak!”, a już wszyscy wiedzą, o kogo chodzi. „Portret trumienny” też krzyczy „burak!”, opisując dzień z życia polskiej rodziny. Co tak naprawdę chce nam uświadomić? Ja wiem, że tak jest, spotkałam się z tym niejednokrotnie i spotykając się z tym, odkryłam, że za każdym stereotypem kryje się „jakaś” historia. W „Portrecie trumiennym” tego nie ma, są za to puste przepychanki, które do niczego nie prowadzą. Pośmialiśmy się z tego, pośmialiśmy, a tak poza tym, to nie bardzo wiemy, co mamy z tym zrobić. Przejrzeliśmy się w bardzo skrzywionym zwierciadle i nic nam po tym nie zostało, nowego spojrzenia nie zyskaliśmy. Wytykanie palcami, szydzenie, dogryzanie i narzekanie, które niczego do życia nie wnosi, to elementy składające się na obraz stereotypowego Polaka – a to oznacza, że „Portret trumienny” wpadł we własne sidła, bo też wytykał palcami, szydził, dogryzał i narzekał, ale nie ofiarował konkretnych przemyśleń.
Narzekam (cóż…), narzekam, ale to nie tak, że mi się nic w powieści nie podoba. Przede wszystkim autor „ma ucho” do potocznego języka, niedbałych dialogów, które toczą się nad stołem z wódką i bigosem. Potrafi celnie wbić szpilę, obrazowo i z humorem opisać drobiazgi z życia codziennego. Dygresja goni dygresję, zdania się rwą, wtrącenia mnożą się na zasadzie skojarzeń, które mogłyby zafrapować naukowców – i bez problemów rozmowa toczy się z werwą! Konwersacyjny fenomen, w którym większość gości się odnajduje – ale nie Aleksander, nasz postronny obserwator. Świetnie uchwycono klimat rodzinnego spotkania, które zamienia się w twór wprost nie do opisania – ma coś z przykrego obowiązku, krwawej jatki, awantury, wyczekiwanego spotkania, grzania się w rodzinnym cieple, zaduchu wspomnień i wściekaniu się na wszystkich dookoła. Wszystko na raz i jeszcze trochę. Jeśli te rodzinne spędy to takie zło koniecznie, to po co brać w nich udział? Bo tęskni się za miłością, bliskością krewnych? Tylko co to za miłość, jeśli budzi żądzę mordu? Szkoda, że „Portret trumienny” nie przyjrzał się temu bliżej. Dobrze – wcale się temu nie przyjrzał.
Zakończenie nieźle namieszało mi w głowie, zupełnie jakby w sam środek krytyki społecznej wkroczył nagle Patrick Bateman. Zaskakujący, jeżący włosy na głowie zwrot akcji, który bardzo przypadł mi do gustu. Odrobina makabry w satyrze dobrze się spisała pobudzając wyobraźnię.
Autor już zapowiada kolejną powieść, o bardzo intrygującym tytule: „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć”. Choć „Portret trumienny” nie spełnił wszystkich moich oczekiwań, z pewnością znajdę czas, by sięgnąć po najnowsze dzieło Kuby Wojtaszczyka. Zalążek ciekawego stylu, którym się posługuje, humor, zmysł obserwacji wraz z ciężką pracą mogą zaowocować dobrą powieścią, o której będzie się szeroko dyskutować. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.
Kuba Wojtaszczyk stworzył zaledwie zarys portretu trumiennego współczesnej polskiej rodziny. Najwyraźniej do grobu wprowadzą nas dwie rzeczy: bezmyślne jazgotanie, od którego pęknie głowa oraz uwięzienie w wąskich horyzontach myślowych, co w końcu nas udusi. Wobec tego pozostaje pytanie: co zrobić, by zamiast okrzyku „Rodziny, nienawidzę was!", wypowiedzieć „Rodzino, dogadajmy się…”?
[http://room6277.blogspot.ie/2015/03/portret-trumienny-kuba-wojtaszczyk.html]
więcej Pokaż mimo toAleż to… dziwna historia.
Rodzinne piekiełko to temat wdzięczny, który można eksplorować tak długo, aż się w nim ugrzęźnie. Twórcy zaglądają przez okno, dociekają, kreują kolejne scenariusze, biorą udział wraz z bohaterami w rodzinnym spotkaniu i od niego rozwijają historie. Badając siłę więzów...