Rojsty

Okładka książki Rojsty Tadeusz Konwicki
Okładka książki Rojsty
Tadeusz Konwicki Wydawnictwo: Czytelnik literatura piękna
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Czytelnik
Data wydania:
1956-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1956-01-01
Język:
polski
Średnia ocen

6,8 6,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,8 / 10
6 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
650
645

Na półkach:

Konwicki dotyka tu jednego z najciekawszych, dla mnie, zagadnień związanych z partyzantką antykomunistyczną: motywacji tych młodych ludzi do "pójścia do lasu". Dziś, kiedy z wszystkich nich czyni się "wyklętych" najłatwiej jest nie przyznawać, że patriotyzm i antykomunizm nie były jedynymi powodami a może nawet rzadszymi niż byśmy chcieli. Nie jest łatwo przyznać, że równie silnymi argumentami była chęć przeżycia przygody, zaimponowanie kolegom (a jeszcze bardziej koleżankom) a nawet chęć poczucia siły i dominacji, którą daje nabita broń trzymana w dłoni.

Ze względu na czas powstania jest tu pewien związek z "Popiołem i diamentem" ale bardzo luźny, wynikający głównie z tego, że Andrzejewski znał ten temat z zewnątrz a Konwicki faktycznie w tym uczestniczył. Ciekawe, że Andrzejewski podkreślał rozterki człowieka wykonującego wyroki na przeciwnikach a u Konwickiego rozstrzeliwanie "wrogów" jest zwyczajną sprawą. Ponieważ ten drugi znał to z praktyki to może to coś znaczy.

Konwicki dotyka tu jednego z najciekawszych, dla mnie, zagadnień związanych z partyzantką antykomunistyczną: motywacji tych młodych ludzi do "pójścia do lasu". Dziś, kiedy z wszystkich nich czyni się "wyklętych" najłatwiej jest nie przyznawać, że patriotyzm i antykomunizm nie były jedynymi powodami a może nawet rzadszymi niż byśmy chcieli. Nie jest łatwo przyznać, że równie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1253
327

Na półkach: , , , ,

Czułam potrzebę sięgnięcia po cokolwiek Konwickiego. Przede wszystkim dla Konwickiej jakości. Jego nastrojowości, klimatu i języka. I dostałam co chciałam.

„A za oknem skrzył się śnieg, objęty sinawym pasem lasu”.
„Błyszczący księżyc, nanizywał się na rzadkie przeświecające się obłoki”.
„Czerwone plamy słońca przelewały się po żółtym igliwiu na mchu. Z rojstów krzyknął tęsknie żuraw jak więziony człowiek".

Temat okazał się przygnębiający, ale za to bardzo prawdziwy, obnażający mit „wojenki cudnej pani”. Piosenka ta, jak bolesny i przewrotny refren zgrzytała od czasu do czasu między wydarzeniami.
A życie partyzantów, jakże inne, niż co poniektórzy chcieliby je widzieć i wynosić na ołtarze.
„Urządzanie defilad, mszy polowych i różnych innych uroczystości wojskowych okazało się fałszywym wykładnikiem siły. W chwili próby powtórzył się wrzesień 1939 roku. Wojna u nas była ciągiem spontanicznych egzaltowanych zrywów i bolesnych rozczarowań”.

Ocena bardzo subiektywna, bo dodałam ekstra gwiazdkę za nazwisko, a jeszcze kolejną za spełnienie moich potrzeb. :)

Czułam potrzebę sięgnięcia po cokolwiek Konwickiego. Przede wszystkim dla Konwickiej jakości. Jego nastrojowości, klimatu i języka. I dostałam co chciałam.

„A za oknem skrzył się śnieg, objęty sinawym pasem lasu”.
„Błyszczący księżyc, nanizywał się na rzadkie przeświecające się obłoki”.
„Czerwone plamy słońca przelewały się po żółtym igliwiu na mchu. Z rojstów krzyknął...

więcej Pokaż mimo to

avatar
832
702

Na półkach:

Groteskowa opowieść o nieudolnej psudo-wojence żałosnej zbieraniny niby-partyzantów. Są wśród nich i młodzi polscy chłopcy o różnej motywacji, jedni pragnący pójściem do lasu zaimponować płochej pannie, inni zrealizować dziecięce marzenia o "wojence cudnej pani" i białoruscy chłopi w leśnym oddziale, kryjący się przed branką do sowieckiej armii, okupującej Litwę. Byłoby komiczne gdyby nie było tak ciężko przesiąknięte "zdrową" i "jedynie słuszną" stalinowską antyburżuazyjną prawdą. Zidiociała banda tchórzliwych ak-owców kontra świetnie zorganizowani i zdyscyplinowani, pełni osobistej godności przedstawiciele nowej radzieckiej władzy. Opisuje się tę powieść jako autobiograficzną, kronikarską, a ja cały czas zastanawiam się na ile jest ona historią subiektywnie autentyczną, na ile zaś historią napisaną na zlecenie i według potrzeb ówczesnej władzy? W roku 1956 cóż można było napisać i jeszcze do tego wydać w bratniosowieckiej Polsce ludowo-demokratycznej? Wszak nie pochwałę tych, których masowo mordowano w reżimowych więzieniach. Czy był to zapis rzeczywistych młodzieńczych przeżyć autora czy "gadzinóweczka" dzięki której kupił gwarancję spokoju i kariery? Bolesny, realistyczny obraz czy paszkwil, uwiarygodniony mianem rzekomego ak-owca?

Groteskowa opowieść o nieudolnej psudo-wojence żałosnej zbieraniny niby-partyzantów. Są wśród nich i młodzi polscy chłopcy o różnej motywacji, jedni pragnący pójściem do lasu zaimponować płochej pannie, inni zrealizować dziecięce marzenia o "wojence cudnej pani" i białoruscy chłopi w leśnym oddziale, kryjący się przed branką do sowieckiej armii, okupującej Litwę. Byłoby...

więcej Pokaż mimo to

avatar
937
937

Na półkach: , ,

Doskonała, bardzo ponura i przygnębiająca, po części autobiograficzna historia oddziału partyzanckiego na Wileńszczyźnie przełomu 1944/1945. Lektura obowiązkowa dla bezkrytycznych piewców żołnierzy wyklętych i tych potrząsających szabelką bo przecież "jak to na wojence ładnie". Czuje się, że czas partyzancki pozostał dla Autora głęboko traumatyczny.

Doskonała, bardzo ponura i przygnębiająca, po części autobiograficzna historia oddziału partyzanckiego na Wileńszczyźnie przełomu 1944/1945. Lektura obowiązkowa dla bezkrytycznych piewców żołnierzy wyklętych i tych potrząsających szabelką bo przecież "jak to na wojence ładnie". Czuje się, że czas partyzancki pozostał dla Autora głęboko traumatyczny.

Pokaż mimo to

avatar
1178
1154

Na półkach:

Dlaczego ta książka nie trafiła jeszcze na „index librorum prohibitorum”?

Spełnia ona wszak w pełni „mokry sen” dzisiejszych turbopatriotów. „Żołnierze wyklęci” zajmują się głównie rabunkiem ludności białoruskiej a i gwałceniem nieletnich dziewcząt tez nie pogardzą. Wartość bojowa – mniej niż zerowa. Jedyna akcja – pełna groteska. Dowódca – świr.

A Konwicki tak naprawdę opisuje przecież to, co przeżył w oddziale partyzanckim błąkającym się po Kresach po przejściu przez nie latem 1944 r. walca Armii Czerwonej.

Bo nigdy nie było, nie ma i nigdy ani nigdzie być nie może "wojenki" jako fajowskiej, pogodnej, wiośnianej panienki. Wojna to wredna, stara b...ź (używając języka Autora) . To chyba jeden z najgorszych tzw. polskich mitów – czegoś co naprawdę jest wyklęto-przeklęte.

Ale chyba znam odpowiedź na pytanie z pierwszego zdania. Po co w ogóle polemizować ze sługusem morderców „wyklętych”, skoro można, a nawet trzeba go przemilczeć. Język niemiecki ma nawet na to specjalne określenie: „totschweigen” (zamilczeć na śmierć”).

Dlaczego ta książka nie trafiła jeszcze na „index librorum prohibitorum”?

Spełnia ona wszak w pełni „mokry sen” dzisiejszych turbopatriotów. „Żołnierze wyklęci” zajmują się głównie rabunkiem ludności białoruskiej a i gwałceniem nieletnich dziewcząt tez nie pogardzą. Wartość bojowa – mniej niż zerowa. Jedyna akcja – pełna groteska. Dowódca – świr.

A Konwicki...

więcej Pokaż mimo to

avatar
78
70

Na półkach:

"Rojsty", krótko mówiąc nie urzekły mnie, spodziewałem się czegoś więcej, akcja chaotyczna, zauważyłem brak spójności. Brak jakości jest oczywisty nawet dla początkującego czytelnika.

"Rojsty", krótko mówiąc nie urzekły mnie, spodziewałem się czegoś więcej, akcja chaotyczna, zauważyłem brak spójności. Brak jakości jest oczywisty nawet dla początkującego czytelnika.

Pokaż mimo to

avatar
562
405

Na półkach:

Tadeusz Konwicki to jeden z najlepszych polskich pisarzy w historii naszej literatury. Może nawet drugi po Gombrowiczu, choć oczywiście zupełnie inny. Gdyby był pisarzem amerykańskim to jego książki byłyby bestsellerami ekranizowanymi przez Hollywood.

Rojsty to debiut, cholernie dojrzały, ciężki debiut 20-latka, na miarę "Na zachodzie bez zmian" Remarque'a. To opowieść o wojnie, partyzantce, AK, pograniczu, kresach i dojrzewaniu. Ta książka powinna być lekturą szkolną, żeby odtruć wszystkie głowy z żołnierzy, którzy szli czwórkami na Westerplatte, albo dawali sobie wyrywać paznokcie w Kamieniach na szaniec. Oprócz tego, że Konwicki obnaża wszystkie ideologiczne wiary tamtego okresu, to jeszcze jest świetnym pisarzem.

Tadeusz Konwicki to jeden z najlepszych polskich pisarzy w historii naszej literatury. Może nawet drugi po Gombrowiczu, choć oczywiście zupełnie inny. Gdyby był pisarzem amerykańskim to jego książki byłyby bestsellerami ekranizowanymi przez Hollywood.

Rojsty to debiut, cholernie dojrzały, ciężki debiut 20-latka, na miarę "Na zachodzie bez zmian" Remarque'a. To opowieść o...

więcej Pokaż mimo to

avatar
635
243

Na półkach:

Gdyby dzisiaj ukazały się "Rojsty" Tadeusza Konwickiego i gdyby podjęto nad nimi jakąkolwiek dyskusję, czytelnicy upasieni aktualną wersją historii najprawdopodobniej wykopaliby autora z grobu i jego truchło rzuciliby wróblom na pożarcie. To książka niewygodna, rozrywająca mity, płosząca urojenia, zrywająca barwne miraże dotyczące naszej historii.

A było to tak - młody Tadeusz Konwicki był w latach 1944–1945 żołnierzem podziemia niepodległościowego, jako członek VIII Oszmiańskiej Brygady Armii Krajowej brał udział w akcji „Burza”, później walczył w partyzantce antyradzieckiej w lasach podwileńskich. Wszyscy wiemy, jak to się dzisiaj je i przy użyciu jakich sztućców. Żołnierze wyklęci, leśne wilki, śmierć wrogom ojczyzny i te sprawy...

"Rojsty", właściwy debiut Konwickiego, to opowieść o Stanisławie Żubrowiczu, nawet nie dwudziestoletnim chłopaku, który pod wpływem impulsu (natury erotycznej nawet chyba, bo chodziło o zaimponowanie dziewczynie, która maślane oczy robiła do „prawdziwego” partyzanta) dołącza do leśnego oddziału i rozpoczyna absurdalną odyseję po litewskich puszczach i bagniskach.

Oberwało się Konwickiemu. A że porywa się na świętości, a że kłamie i zmyśla, a że demonizuje (kogo trzeba) i/lub bagatelizuje (też kogo trzeba),a że „komuniści mu zapłacili” lub chciał się wkupić w ich łaski. Cóż, można tak na to patrzeć. Gdy ktoś będzie chciał czytać „Rojsty” w kategoriach literatury faktu, wtedy sięgnie do innych źródeł dostarczających nam danych o tamtych czasach i wydarzeniach. Polemikę z Konwickim uskuteczniał między innymi Ryszard Kiersnowski, który był dowódcą Konwickiego i zupełnie inaczej zapamiętał to, co jego podkomendny w powieści przedstawił.

Ja jednak nie chcę dyskutować o prawdzie historycznej. Mnie ona nie interesuje. Ja się obracam w nieco innej przestrzeni i tam się dobrze czuję. I czuję się wręcz wyśmienicie, gdy mogę na „Rojsty” popatrzeć jak na fikcję literacką, która rządzi się swoimi prawami i wolno jej więcej.

Dla mnie książka Konwickiego to odpowiedź dana ponad kontynentami samemu Gombrowiczowi, który w „Trans-Atlantyku” pozwala wybrzmieć takim słowom: Takiż to rozkoszny był dotąd los Polaków Nie obrzydłaż tobie polskość twoja? Nie dość tobie Męki: Nie dość odwiecznego Umęczenia, Udręczenia? A toż dzisiaj znowuż wam skórę łoją! Tak to przy skórze swojej się upirasz?

No właśnie… Bohaterowie Konwickiego to dzieci we mgle, w zaspach, na bagnach, w krzakach, w puszczy. Wciąż chodzą i z chodzenia tego budują całą mitologię oporu. Odmieniane na wszystkie możliwe sposoby słowo „chodzić” staje się nagle tym samym, czym w „Ferdydurke” gęba, pupa czy kupa. Staje się symbolem, synonimem dreptania (i potykania się) wokół sprawy narodowej. I gdyby Konwicki kilka razy docisnął pedał groteski, a momentami był bardzo blisko, mielibyśmy powieść chyba nawet lepszą. Książkę, która obnaża złudzenia, bezlitośnie kpi z międzywojennej edukacji, w myśl której „im więcej, krwi tym lepiej”.

Bohaterowie? Przypominają upiorną parodię drużyny z „Władcy pierścienia” . Źle uzbrojeni (głównemu bohaterowi kilka razy broń wypala sama z siebie),fatalnie odżywieni, brudni, głodni, podtrzymywani na duchu skrzekliwymi dźwiękami taszczonego patefonu – obraz nędzy i rozpaczy ratujący poczucie sensu planowaniem „akcji” wymierzonych w nieistotne cele.

Żyją nadzieją – Anglicy wylądują (kiedyś? jakoś?) na Wileńszczyźnie, no przecież nie oddadzą takiej ziemi Ruskim. Pukają w okna białoruskim chłopom, których zarośnięte gęby nie wyrażają raczej ulgi, ale strach – grupa ludzi pod bronią ZAWSZE zwiastuje nieszczęście. Płoszą ich strzały erkaemów – prawdziwe? przyśnione w wielogodzinnym marszu? Uciekają przed prawdziwymi? przewidzianymi? patrolami bolszewików. Kradną konie, demolują posterunki milicji, odwiedzają w kółko te same zaprzyjaźnione dworki i domy. Zataczają kręgi, tańczą ten swój chocholi taniec, z którego wyrwać się nie można. W decydujących momentach pistolety nie wypalają, a jedyna udana spektakularna akcja kończy się groteskową kompromitacją, gdyż oddział napada na…jednego z komendantów AK, biorąc go za bolszewickiego szpicla.

O umęczenie, udręczenie…

Zadziwiające są momenty, gdy główny bohater przekracza granicę między „lasem” a „miastem”, gdzie w domu rodzinnym czeka na niego obezwładniająco naiwna matka. Konspiracja, walka, partyzantka jawią się wtedy jako coś nierealnego, odległego jak sen, który zapomina się w ciągu kwadransa. Cała ta zabawa w kotka i myszkę z bolszewikami, gonitwa po krzakach, ucieczki przed wyimaginowanymi obławami, z perspektywy „bezpiecznego” miasta pogrążonego w ludzkiej krzątaninie, wydają się idiotyczne, ale pociągające jak gra w podchody, jak cosplaye…

Książka kończy się niczym. Ci, którzy przeżyli, wychodzą z lasu i z podrobionymi dokumentami planują wyjazd na Ziemie Odzyskane. A ci, których miano za zamordowanych w słusznej sprawie, są cali i zdrowi. Handlują dolarami w Białymstoku…

Gdyby dzisiaj ukazały się "Rojsty" Tadeusza Konwickiego i gdyby podjęto nad nimi jakąkolwiek dyskusję, czytelnicy upasieni aktualną wersją historii najprawdopodobniej wykopaliby autora z grobu i jego truchło rzuciliby wróblom na pożarcie. To książka niewygodna, rozrywająca mity, płosząca urojenia, zrywająca barwne miraże dotyczące naszej historii.

A było to tak - młody...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1505
529

Na półkach: , , ,

"Rojsty" są powieścią przygnębiającą. Świetną w swoim realizmie, piękną w opisach i niesamowicie ponurą w obrazie polskiej partyzantki AK.
Tym razem Autor bez upiększania ukazuje koniec wojny i losy małego oddziałku partyzanckiego walczącego z bolszewikami na wileńszczyźnie na przełomie 1944 i 1945 roku.
Poprzez dzieje głównego bohatera Stanisława Żubrewicza "Żubra" Czytelnik ma okazję poznać losy takich jak on młodych ludzi,którzy zaciągnęli się dobrowolnie do wojska czy partyzantki, a ich nieco romantyczne spojrzenie na wojnę zweryfikowała brutalna rzeczywistość.
Partyzancka rzeczywistość "Żubra" wcale nie przypomina "wojenki cudnej pani" z piosenek żołnierskich - to ciągłe błądzenie po otaczających wileńskie wioski i osady bagnach, trzęsawiskach, uciekanie bolszewickim obławom, nędza, rany, wszy, głód, mało prawdziwych militarnych akcji, pełno śmierci kolegów, powolne topnienie oddziału, egzekucje, gwałty, rabunki.
Obraz Konwickiego jest surowy i brutalny, pozbawiony patosu, odbrązawiający partyzantów z AK, momentami można go uznać za obrazoburczy.
Jednakże przy całej swej surowości - jak zwykle u Konwickiego to, co uwielbiam i szalenie cenię - przepiękne opisy wileńszczyzny, surowej zimy, krwawych zachodów słońca, wiosek i zapadłych osad w głębi borów.
POLECAM jako klasykę polskiej literatury, czyta się wspaniale, a losy oddziału "Sępa" na długo zostają w pamięci. :)

"Rojsty" są powieścią przygnębiającą. Świetną w swoim realizmie, piękną w opisach i niesamowicie ponurą w obrazie polskiej partyzantki AK.
Tym razem Autor bez upiększania ukazuje koniec wojny i losy małego oddziałku partyzanckiego walczącego z bolszewikami na wileńszczyźnie na przełomie 1944 i 1945 roku.
Poprzez dzieje głównego bohatera Stanisława Żubrewicza "Żubra"...

więcej Pokaż mimo to

avatar
564
249

Na półkach: ,

Napisane chyba na zlecenie władzy bo autor czasami wysilał się z tym demonizowaniem podziemia antykomunistycznego.

Napisane chyba na zlecenie władzy bo autor czasami wysilał się z tym demonizowaniem podziemia antykomunistycznego.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    189
  • Chcę przeczytać
    103
  • Posiadam
    36
  • Literatura polska
    3
  • Teraz czytam
    3
  • Studia
    2
  • 2023
    2
  • Literatura piękna
    2
  • Ulubione
    2
  • II wojna światowa
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Rojsty


Podobne książki

Przeczytaj także