-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2022
2018-06-19
2018-06-08
2018-04-10
2012-02-12
2016-05-08
Lektura tych listów to cudowny rzut oka za kulisy życia Katherine Mansfield. Na jej codzienność, na to, co chciałaby pewnie ukryć przed czytelnikiem – zmienność nastrojów, kaprysy i złośliwostki, ale i na to, co najbardziej w niej urzeka – gorączkowe pragnienie życia, nieustanny zachwyt światem i umiejętność spojrzenia na niego oczyma dziecka.
Marzyć i zachwycać się życiem nie przestaje ani na chwilę, nawet wtedy, gdy – co my już wiemy, ona jeszcze nie – zostaje jej tylko kilka miesięcy do śmierci. Wydaje się, że wtedy właśnie, jakby przeczuwając swój los, marzy najbardziej desperacko i rozpaczliwie, próbuje się tych marzeń uchwycić, pisze o domu, w którym kiedyś zamieszka, o ogródku, który założy, o wszystkich rzeczach, które napisze wiosną, gdy już wyzdrowieje, o „nowym życiu”, które zamierza rozpocząć. Przez to jej listy z ostatniego roku życia wywierają szczególnie wstrząsające wrażenie.
Ale obok smutku i zadumy jest tu też dużo uśmiechu. Listy Kasi bywają też rozczulająco zabawne. Pisze, że chciałaby być krokodylem, bo to jedyne zwierzę, które nie kaszle. Spacerującym po pokoju muchom przypisuje dyskusję o ratyfikacji traktatu pokojowego „między nami a Mucholandią”. Nie znosi fasoli, bo to „jarzyna wyzuta z fantazji”. A czekoladki z likierem wraz z tajemnicą, którą kryją, są dla niej „przerażające”. W dniach gorszego nastroju (co naprawdę da się wyczuć) bywa też cudownie ironiczna.
Niezwykły dar obserwacji, szał życia, uśmiech, entuzjazm – tego jest w tej korespondencji pełno. Wspaniała lektura!
[http://literackie-skarby.blogspot.com/2016/05/zainfekowana-wirusem-zachwytu-listy.html]
Lektura tych listów to cudowny rzut oka za kulisy życia Katherine Mansfield. Na jej codzienność, na to, co chciałaby pewnie ukryć przed czytelnikiem – zmienność nastrojów, kaprysy i złośliwostki, ale i na to, co najbardziej w niej urzeka – gorączkowe pragnienie życia, nieustanny zachwyt światem i umiejętność spojrzenia na niego oczyma dziecka.
Marzyć i zachwycać się życiem...
2015-10-01
Niesamowity jest wysiłek pisarski, jaki Franzen włożył w to, aby czytelnik mógł wejść w skórę każdego z bohaterów i zrozumieć go. Nawet ci z początku najbardziej odstręczający zaczynają w końcu budzić współczucie, a starzec-tyran opętany manią samodyscypliny i wiecznie obrażony na świat za to, że nie odpowiada jego standardom, okazuje się najbardziej tragiczną postacią tej książki. To pozornie prosty zabieg – oddać głos każdemu członkowi rodziny i ukazać łączące ich więzi oraz problemy z kilku różnych perspektyw. Łatwo można jednak popaść w banał, czego Franzen mistrzowsko unika, tworząc opowieść cudownie polifoniczną.
600-stronicowa powieść kryje prawdziwe bogactwo tematów, zaskakuje rozmachem. Nawiązując do XIX-wiecznej tradycji powieści realistycznej Franzen nie szczędzi nam szczegółów i wyliczeń. To gęsta, drobiazgowa proza, którą czyta się jednak z ogromną przyjemnością.
Zachwyćcie się sposobem pisania Franzena, zadziwcie się jego elokwencją, płaczcie nad bohaterami. Smakujcie każde słowo, nie spieszcie się. Poczujcie, że macie do czynienia z literackim geniuszem. Bo tak właśnie jest.
[http://literackie-skarby.blogspot.com/2015/10/wszystkie-szczesliwe-rodziny-korekty.html]
Niesamowity jest wysiłek pisarski, jaki Franzen włożył w to, aby czytelnik mógł wejść w skórę każdego z bohaterów i zrozumieć go. Nawet ci z początku najbardziej odstręczający zaczynają w końcu budzić współczucie, a starzec-tyran opętany manią samodyscypliny i wiecznie obrażony na świat za to, że nie odpowiada jego standardom, okazuje się najbardziej tragiczną postacią tej...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-16
Czytanie prozy Bukowskiego to wyrafinowana forma masochizmu. Jest jak piołun, jak gorzka pigułka, jak dobra whisky, która choć dobra, pali i wyciska łzy z oczu. Jak wbijanie sobie szpilek pod paznokcie. Jak chodzenie boso po rozżarzonych węglach. Jak łykanie żyletek. Jak cięcie się i posypywanie solą.
Trzeba mieć silne nerwy i dystans i poczucie humoru, by to robić. Bo jest brud i smród, bo trzeba wytaplać się w bagnie najbardziej podłych scen erotycznych, bo przez nieświeże wyrka i ciemne garaże na stronach tego zbioru przewijają się nie tylko dziwki, ale i dzieci i trupy... Ale przecież nie po to czyta się Bukowskiego, żeby było ładnie i kolorowo. Trzymaj się od niego z daleka, jeśli szukasz odtrutki na szarą rzeczywistość. Bo tutaj będziesz mieć wszystko co najgorsze, całą tę ohydę życia skupioną jak w soczewce. Jeśli masz odwagę, żeby spojrzeć w oczy prawdzie – spróbuj.
[http://literackie-skarby.blogspot.com/2014/09/brud-smrod-i-ykanie-zyletek.html]
Czytanie prozy Bukowskiego to wyrafinowana forma masochizmu. Jest jak piołun, jak gorzka pigułka, jak dobra whisky, która choć dobra, pali i wyciska łzy z oczu. Jak wbijanie sobie szpilek pod paznokcie. Jak chodzenie boso po rozżarzonych węglach. Jak łykanie żyletek. Jak cięcie się i posypywanie solą.
Trzeba mieć silne nerwy i dystans i poczucie humoru, by to robić. Bo...
Salinger pisze o swoim bohaterze tak: „Holden przyszedł na świat nie tylko silnie uzależniony od piękna, lecz także przeszyty nim na wskroś”. I to sprawia, że współczuje się mu i rozumie się go. Ideały, które boleśnie roztrzaskują się w zderzeniu z rzeczywistością, miłość do ludzi, która pozostała nieodwzajemniona, niemożność pogodzenia się z tym, że dzieci dorastają i tracą czystość spojrzenia; pragnienie ratowania ich – pragnienie bycia strażnikiem w zbożu. I jeszcze ta straszna samotność, bo choć tak wielu czytelników odnalazło w Holdenie samego siebie, w powieści jest on sam, sam jak palec. „Nagle poczułem się okropnie samotny. Prawie że miałem ochotę umrzeć”.
„Każdy jest mniej lub bardziej poharatany. Każdy na jakimś etapie życia czuje się nieodwracalnie okaleczony. I każdy szuka ratunku. Niesie go w pewnym stopniu 'Buszujący w zbożu'. Trudno powiedzieć jakim sposobem – wiesz, że ten cień nadziei na końcu nie jest lekiem na całe zło. Po prostu czujesz się uleczony na bardzo głębokim, nieartykułowanym poziomie”.
To jest klucz do zrozumienia. Dla niektórych „Buszujący” to po prostu zbitek wariackich monologów jakiegoś chłopca, który pije, pali i zamawia do hotelu prostytutkę. Ale jeśli tylko czujesz się w głębi serca podobnie poharatany, jeśli chodziły ci kiedykolwiek po głowie myśli, które wypowiada Holden, jeśli w podobny sposób widzisz świat i czujesz, że nie tak to powinno być – zrozumiesz.
[http://literackie-skarby.blogspot.com/2015/02/buszujacy-w-zbozu-bolesny-upadek-w.html]
Salinger pisze o swoim bohaterze tak: „Holden przyszedł na świat nie tylko silnie uzależniony od piękna, lecz także przeszyty nim na wskroś”. I to sprawia, że współczuje się mu i rozumie się go. Ideały, które boleśnie roztrzaskują się w zderzeniu z rzeczywistością, miłość do ludzi, która pozostała nieodwzajemniona, niemożność pogodzenia się z tym, że dzieci dorastają i...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-07-28
Absolutnie zachwycająca! Ten czarny humor, ta smakowita krytyka ludzkich przywar, a w tle barwna narodowościowa mozaika pogranicza czesko-niemiecko-polskiego i trudna, ciężka, niestrawna XX-wieczna historia... Pochłania się tę książkę jak gęsty budyń, długie godziny rozkoszowania się każdą stroną i przyjemnej czytelniczej sytości.
Absolutnie zachwycająca! Ten czarny humor, ta smakowita krytyka ludzkich przywar, a w tle barwna narodowościowa mozaika pogranicza czesko-niemiecko-polskiego i trudna, ciężka, niestrawna XX-wieczna historia... Pochłania się tę książkę jak gęsty budyń, długie godziny rozkoszowania się każdą stroną i przyjemnej czytelniczej sytości.
Pokaż mimo to2010-04-10
Czytać „Lekcje...” to jak wejść do głowy stryja Pepina, w cały ten bałagan, w pożółkłe zdjęcia, wycinki z gazet, reklamy płynów do włosów i balsamów, cytaty z dziełka pana Batisty o higienie płciowej i wyimki z sennika, luźne przeróbki biblijnych historii, czarny humor (gdzieś na marginesie upiorny grabarz gotuje w kotle zupę dla świń z ludzkich zwłok, a karczmarka odkrawa na kotlety kawał mięsa swojej córki). Ciężko się w tym połapać, ciężko za nim nadążyć, ale chłonie się z oszołomionym uśmiechem, z błyszczącymi oczami ten szaleńczy monolog. Czasem są głośne wybuchy śmiechu.
To jest cały on. Osiemdziesiąt stron stryja Pepina. Siedzi sobie w restauracji z pięknymi panienkami i mówi, mówi, mówi, nie przestaje, chwali się, wspomina, cytuje, myśli mu skaczą w sposób wprost nieprawdopodobny, od olbrzymki doktorowej do Havliczka i Chrystusa, od Mozarta do monstrualnego biustu pani baronowej, od noszenia kwiatów pięknym dziewczętom do problemów pana proboszcza z oddawaniem moczu...
[http://literackie-skarby.blogspot.com/2014/12/tanczac-z-pepinem-do-utraty-tchu-lekcje.html]
Czytać „Lekcje...” to jak wejść do głowy stryja Pepina, w cały ten bałagan, w pożółkłe zdjęcia, wycinki z gazet, reklamy płynów do włosów i balsamów, cytaty z dziełka pana Batisty o higienie płciowej i wyimki z sennika, luźne przeróbki biblijnych historii, czarny humor (gdzieś na marginesie upiorny grabarz gotuje w kotle zupę dla świń z ludzkich zwłok, a karczmarka odkrawa...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-04-02
„Niebiosa wcale nie są humanitarne i człowiek także humanitarny nie jest” – brzmi zdanie, które powtarza się w tym utworze jak refren. I przerażająco pasuje ono do rzeczywistości, w której „w piwnicach pracują strąceni aniołowie, mężczyźni z uniwersyteckim wykształceniem, co przegrali swą bitwę”. Mimo to jednak Haňťa nie poddaje się, bowiem i Chrystus „nie przyszedł nieść pokoju, lecz miecz”, bo walka jest sensem życia, przez nią się odradzamy i stajemy się silniejsi, niczym szczurze armie toczące zacięte boje w głębi kanałów. Choć wydajemy się bezbronni wobec bezlitosnej prasy historii i cywilizacji, „jesteśmy jako oliwki, dopiero kiedy nas miażdżą, wydajemy z siebie to, co najlepsze”.
Uwielbiam wracać do dawnych lektur. Kilka lat potrafi wszystko zmienić, i tak jak kiedyś uważałam, że to piękna i smutna, ale dość zwykła opowieść, tak dziś urosła do rangi arcydzieła. Przeczytajcie dla poezji dla codziennego, przeczytajcie dla bólu, samotności i tęsknoty współodczuwanych z Haňťą, przeczytajcie, by złamać sobie serce.
[http://literackie-skarby.blogspot.com/2014/12/czuy-barbarzynca-w-skadzie-makulatury.html]
„Niebiosa wcale nie są humanitarne i człowiek także humanitarny nie jest” – brzmi zdanie, które powtarza się w tym utworze jak refren. I przerażająco pasuje ono do rzeczywistości, w której „w piwnicach pracują strąceni aniołowie, mężczyźni z uniwersyteckim wykształceniem, co przegrali swą bitwę”. Mimo to jednak Haňťa nie poddaje się, bowiem i Chrystus „nie przyszedł nieść...
więcej mniej Pokaż mimo to2007-10-31
To jedna z najpiękniejszych i najbardziej chyba nostalgiczna rzecz, jaka wyszła spod pióra Mistrza. Zderzenie tego co jest, tej smutnej rzeczywistości w której traci się zęby, skóra wiotczeje i nogi odmawiają posłuszeństwa, z piękną, kwitnącą, jędrną i roześmianą przeszłością to przejmująco smutny kontrast. Podobnie jak drobna figurka stryja Pepina, dawnego wiecznego zwycięzcy, władcy pábiteli, spoczywającego teraz bezwładnie na łóżku z pustym wzrokiem wbitym w sufit.
Nie brak tu elementów humorystycznych, ale jest to raczej śmiech przez łzy, śmiech z bezowocnych wysiłków emerytów, by zachować jeszcze odrobinę godności w sytuacji, w której się znaleźli. Śmieszy pan Berka, który podczas dyżuru w bramie sumiennie legitymuje nawet swoich najbliższych przyjaciół, śmieszy obsesja odwracania się do wszystkich przodem (bo przecież tył najszybciej więdnie i staje się niezbitym dowodem starości), śmieszą sztuczne szczęki z wielkim łoskotem spadające na podłogę przed obiadem, gdy ich posiadacze usiłują niepostrzeżenie wyjąć je z ust i schować do kieszeni. Ale to przecież tak naprawdę smutne, okropnie smutne.
[http://literackie-skarby.blogspot.com/2014/07/pozegnanie-ze-stryjem-pepinem-skarby.html]
To jedna z najpiękniejszych i najbardziej chyba nostalgiczna rzecz, jaka wyszła spod pióra Mistrza. Zderzenie tego co jest, tej smutnej rzeczywistości w której traci się zęby, skóra wiotczeje i nogi odmawiają posłuszeństwa, z piękną, kwitnącą, jędrną i roześmianą przeszłością to przejmująco smutny kontrast. Podobnie jak drobna figurka stryja Pepina, dawnego wiecznego...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-10
Choć mamy tu dobrotliwą staruszkę, wieś sielską i anielską (ale i groźną, gdy do głosu dochodzą żywioły), mnóstwo ludowych zwyczajów, bliskość z naturą i jej obszerne opisy, czyli wszystko co może nie do końca pozytywnie kojarzyć się z opowiastkami Rodziewiczówny, Mniszkówny czy oklepanym „Nad Niemnem” Orzeszkowej (przy czym odwołuję się tylko i wyłącznie do zasłyszanych opinii na temat tych utworów, ja sama „Nad Niemnem” bardzo lubię), to, moi drodzy, Němcová jest inna. Czemu? Bo pod względem talentu narracyjnego wszystkie te autorki bije na głowę.
Oczywiście wśród wierzeń Babuni mnóstwo jest nieprawdopodobnych historii uznawanych dziś za zabobony. Ale to one nadają całej historii barwny, bajkowy wymiar, przenoszą nas do czasów, gdy leśne nimfy i wodniki jeszcze krążyły wśród ludzi, do czasów sprzed mickiewiczowskiego mędrca szkiełka i oka. Němcová pisze tak malowniczo, że naprawdę chce się uwierzyć, że Wiktorka nie jest naiwną uwiedzioną przez żołnierza dziewczyną, ale nieszczęśnicą omamioną i zgubioną przez czarnego myśliwego, uosobienie złych mocy.
Mnie jednak „Babunia” ujęła przede wszystkim ze względu na swój wymiar osobisty. Tytułowa bohaterka żyła naprawdę i była najjaśniejszym punktem dzieciństwa Němcovej. Powieść ta miała być hołdem złożonym ukochanej babci, a jej tworzenie i towarzyszący mu powrót do najmilszych wspomnień – osłodą trudnych chwil w życiu autorki, które przeżywała po śmierci syna.
Na początku powieści, zwracając się do od wielu już lat nieżyjącej babci, Němcová pisze: „Dość mi będzie na tym, jeśli znajdę choć kilku czytelników, którzy czytaliby o tobie z takim uczuciem, z jakim ja o tobie piszę”. I jeśli o mnie chodzi – całkowicie jej się udało.
[http://literackie-skarby.blogspot.com/2013/12/czeski-klasyk-odkurzony-babunia-bozena.html]
Choć mamy tu dobrotliwą staruszkę, wieś sielską i anielską (ale i groźną, gdy do głosu dochodzą żywioły), mnóstwo ludowych zwyczajów, bliskość z naturą i jej obszerne opisy, czyli wszystko co może nie do końca pozytywnie kojarzyć się z opowiastkami Rodziewiczówny, Mniszkówny czy oklepanym „Nad Niemnem” Orzeszkowej (przy czym odwołuję się tylko i wyłącznie do zasłyszanych...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-05-14
2009-02-08
2007-08-27
2012-01-04
2010-07-05
2010-10-02
To z pewnością jedna z najlepszych książek, jakie czytałam. Z gatunku tych, które powodują niesamowite nagromadzenie myśli i wrażeń, rozpełzających się niczym żyjątka i trudnych do uporządkowania. O czym? O przyjaźni łączącej zupełnie odstające od reszty społeczeństwa jednostki, o wyższości świata fantazji, o pozostawaniu dzieckiem na całą resztę życia. Cudownie głęboka, każe przemyśleć mnóstwo kwestii i zrewidować swoje poglądy na życie, a równocześnie lekka, dowcipna i chwilami absurdalna. Prawdziwe arcydzieło!
Moja zabawa interpretacjami: http://literackie-skarby.blogspot.com/2012/02/w-zotej-przyczepie-z-olbrzymem-i.html
To z pewnością jedna z najlepszych książek, jakie czytałam. Z gatunku tych, które powodują niesamowite nagromadzenie myśli i wrażeń, rozpełzających się niczym żyjątka i trudnych do uporządkowania. O czym? O przyjaźni łączącej zupełnie odstające od reszty społeczeństwa jednostki, o wyższości świata fantazji, o pozostawaniu dzieckiem na całą resztę życia. Cudownie głęboka,...
więcej Pokaż mimo to