Najnowsze artykuły
- ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
- Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
- ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jan Balabán
Źródło: © David Konecny
5
7,2/10
Pisze książki: literatura piękna
Urodzony: 29.01.1961Zmarły: 23.04.2010
Jan Balabán urodził się 29 stycznia 1961 w Šumperku. Kiedy miał rok jego rodzina przeniosła się do Ostrawy.
Mój ojciec, lekarz został odesłany do pracy w szpitalu na Vítkovicach. Jako syn ewangelickiego proboszcza nie miał wyboru- musiał iść tam, gdzie go skierowano. Zawsze czekał, na posadę gdzie indziej, nigdy jednak jej nie dostał. Wychowałem się więc w blokowisku, na osiedlu Hrabůvka. Nie było tam ani jednego starego człowieka. Same młode rodziny z dziećmi, wszyscy z jednej fabryki. Kobiety i dzieci nie mówiły, że ich tatusiowie pracują w Vítkovicach, tylko na jedynce, dwójce, na trójce, tylko numery zakładu i oddziału. Dość twarde towarzystwo.
Trzeba było nauczyć się postrzegać życie w jego brutalniejszej postaci, żeby jednak samemu nie popaść w grubiaństwo. Nigdy nie uważałem tych ciężko harujących, wyrwanych z własnych korzeni ludzi za jakichś prymitywów. W kopalnianych szybach była też kupa odwagi i szczególna wola życia, prawdziwego męstwa i przyjaźni, o jakich nawet nie śniło się ludziom wykonującym „bardziej szlachetne” zawody. Dorastając czułem się dobrze w knajpach pełnych robotników, górników, wytatuowanych pracowników nieetatowych, którzy, kiedy popatrzyłeś na nich, choćby nieświadomie, krzyczeli na ciebie: „Co się gapisz, ciulu?!” Świat krótkich historii, szybkich tragedii i komedii.
W latach 1976-1980 Jan Balabán uczył się w najstarszym w Ostrawie liceum- Matiční gymnázium Ostrava. Tak wspomina go kolega z klasy, nauczyciel i poeta Jaroslav Žila:
Po raz pierwszy zobaczyłem go na szkolnym korytarzu na początku roku szkolnego 1976/1977, stał na końcu korytarza przed klasą. Opierał się o parapet, dłuższe włosy w stylu młodego Micka Jaggera, delikatnie zadarta górna warga a na twarzy mieszanka głębokiej pogardy, zakłopotania i czujnej wrażliwości.
(…) nie byliśmy wybitnymi uczniami, choć trzeba przyznać, że Balabán był trochę lepszy. Jakoś w drugiej albo trzeciej klasie zabrał się ostro do nauki angielskiego, chyba z powodu wujka, którego miał w Kanadzie, ale od początku interesował się literaturą.
On był trochę bardziej bystry- ja natomiast na pewno silniejszy. On był z dysydenckiej rodziny z tradycjami protestanckich kaznodziei- ja z rodziny komunistycznej. On nosił importowane dżinsy i skórzaną kurtkę do pasa, na podszewce której była mapa Kanady! Ja chodziłem w materiałowych spodniach z kancikiem, w koszulach z tworzywa sztucznego i kamizelce z wełny. On czuł ogromny respekt względem ojca, ja bałem się matki. On chodził z teczką pełną książek, ja nosiłem w siatce gumową piłkę do nogi. On był wychowany w środowisku miejskich intelektualistów, ja byłem z rodziny wiejskiej. On miał w sobie ciąg kaznodziei- pokazywać ludziom drogę, ja po dwutygodniowym eksperymencie, kiedy starałem się być miły, przyjazny i dobry doszedłem do wniosku, że to zbyt męczące. Wszystko było u nas na opak, wszystko jednemu w tym drugim zdawało się okropne, a mimo to szukaliśmy się nawzajem...
Po maturze, w latach 1980-1985 autor studiował filologię czeską i angielską na Uniwersytecie w Ołomuńcu. Josef Jařab, jego wykładowca i promotor jego pracy magisterskiej wspomina:
Pracę magisterską pisał dla mnie, ale głównie dla siebie, o satyrze społecznej w powieściach Kurta Vonneguta. Pamiętam, że praca ta była pełna oryginalnych przemyśleń, jak zresztą wszystkie prace czy eseje tego zawsze poważnego, niemal melancholijnego studenta.
Decyzja Balabána o tym, żeby pisać wychodziła bezpośrednio z niego samego. Myślę, że po prostu nie potrafił nie pisać. Przejawiało się to już w jego latach uniwersyteckich. Działał w teatrze studenckim „Dokořán”, napisał i myślę, że też wyreżyserował wcale nie studencko- wesołą sztukę „W bagnie”, podczas koleżeńskich posiedzeń przy piwie podobno często wprowadzał ciężką atmosferę poruszając tematy, które już wtedy nosił w sobie...
Tak wspomina studenta- Balabána jego przyjaciółka, krytyk literacki, Blanka Kostřícová:
Świetny student- niemal jakby już wszystko już trochę wiedział, tylko dla uściślenia słuchał na wykładach a potem bez problemu zdawał egzaminy. Dyskutant, ironista, polemista siedzący przy popielniczkach na półpiętrze uczelnianych schodów. Palacz papierosów „Start”. Wróg ostentacyjności, pyszałkowatości, snobizmu, karierowiczów, pozerstwa, wszystkiego co sztuczne, fałszywe, krzywe i pokrętne.
Jeszcze na studiach, w roku 1983 Jan Balabán ożenił się z koleżanką z klasy licealnej, Heleną. Ich małżeństwo trwało do roku 1998, w 1985 urodził im się syn Lukáš, w roku 1988 córka Marie.
Przeżyłem brutalny krach małżeństwa. Długo próbowaliśmy je utrzymać. Po prostu nie byliśmy w stanie wyobrazić sobie końca naszego związku. Przeżyliśmy razem kruche czasy minionego reżimu, wspieraliśmy się nawzajem. Potem wszystko się zmieniło. Wiele par, które znam było budowanych właśnie z nastawieniem na te złe czasy. Kiedy taki związek się rozpada, boli a ludzie krzywdzą się dużo bardziej niż wtedy, kiedy już przed ślubem liczą się z możliwością rozwodu. Kiedy w przypadku, że nie wyjdzie, już wcześniej z zimną krwią podpisują intercyzę.
Po skończeniu studiów zaczął pracę jako tłumacz techniczny w ostrawskiej hucie Vítkovice Steel, gdzie pracował przez 15 lat. Później tłumaczył głównie dla zakładu0 Mittal Steel. Zajmował się również przekładem literackim, przełożył na czeski amerykańskiego autora fantasy i opowieści grozy: H. P. Lovecrafta i brytyjskiego filozofa Terry'ego Eagletona. Nigdy nie żył z pisania.
Ciągle nie wydaje mi się oczywistym fakt, że możemy wydawać książki i że ktoś je czyta. Przez trzydzieści lat żyłem w przekonaniu, że to nie jest i nie będzie możliwe. Cieszę się więc, kiedy ukazuje się moja książka a ludzie mogą z niej zabrać coś dla siebie.
W życiu kulturalnym Ostrawy zaistniał w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, był współzałożycielem grupy artystycznej Přirození, współpracował z pismami literackimi Landek i Obrácená strana Měsíce.
Obok literatury Jan Balabán był obecny w różnych dziedzinach sztuk plastycznych. Dużą rolę miał w tym jego starszy brat, malarz Daniel Balabán. Sam Jan intensywnie malował w dzieciństwie, potem pisał recenzje na temat malarstwa i otwierał wystawy. Malarka Hana Puchová wspomina:
Honza często otwierał wystawy. Potrafił patrzyć na rzeczy, jakby widział je po raz pierwszy, potrafił powiedzieć dlaczego są ważne, w czym tkwi ich siła. Był najlepszym opowiadaczem, jakiego znałam.
Malarz i rysownik, Miroslav Šnajdr wspomina:
Częścią wernisażu była projekcja diapozytywów komiksu Rytíř čestné legie. Honza symultanicznie czytał teksty z pojedynczych części rysunkowej historyjki. Ale jak czytał!
Jego głos, wzmocniony sprzętem nagłośnieniowym zupełnie zawładnął teatrem. Wyraźna dykcja, świetne frazowanie, urzekająca barwa głosu. A wszystko to w połączeniu z chłopięcymi rysunkami pilotów, samolotów i bitew powietrznych. Mój komiks ożył! Faceci na chłopięcych rysunkach krzyczeli głosem Honzy z euforii podczas zestrzału, wrzeszczeli ze strachu w momentach śmierci. Samoloty ryczały i huczały, serie z karabinów turkotały w całym pomieszczeniu.
O roku 2007 pisał regularnie eseje do tygodnika Respekt, które cieszyły się w Czechach sporą popularnością. Martin M. Šimečka, pisarz i dziennikarz, były redaktor naczelny Repektu pisze:
Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy zeszłego lata (wpadł do redakcji) i poszliśmy na piwo, patrzyłem na jego duże robotnicze ręce, które wyciągały z paczki jednego papierosa za drugim, obserwowałem jego żywą twarz i gesty pełne energii i powiedziałem mu, że wszystkim nam w redakcji bardzo podobają się jego teksty. To nieśmiałość kazała mi powiedzieć ten banał, zamiast tego, że jestem nieprzyzwoicie dumny z tego, że cztery lata temu zaproponowałem mu, żeby pisał dla Respektu, a on się zgodził.
Bardzo ważną rolę w życiu Jana Balabána pełniła jego druga żona, dziennikarka Petra Sasínová.
Zaprzyjaźniona z autorem Jitka Voglová mówi:
Kochał swoje dzieci, rodziców, brata i kochał swoją żonę, Petrę- swoją muzę, znaną i zarazem nigdy do końca nie przeczytaną książkę. Miał potrzebę opowiadania o swoich bliskich, wspominania, analizowania tego,co razem przeżyli, jak podobało im się to czy co innego, co powiedzieli...- Od chwili, kiedy poznałem Petrę, - powiedział nam kiedyś w stanie, kiedy ludzie rzadko kłamią, - nigdy nie zapragnąłem innej kobiety. Nawet przez chwilę.-
Wierzyliśmy mu. Mówił i pisał o niej z taką czułością...
Jedną z nietypowych dla czeskiej literatury cech prozy Jana Balabána są częste odniesienia do chrześcijaństwa i wiary w ogóle. Sam był wierzący, wywodził się z rodziny ewangelickiej.
Chodź nie pojawiam się zbyt często na gruncie kościelnym, właściwie bez przerwy zajmuję się kwestią wiary i religii.(...)
Żyjemy w nienormalnej sytuacji, z której nie zdajemy sobie sprawy. Obojętność religijna, wręcz ignorancja jest uważana za normę, nawet wśród badaczy literatury, a jakakolwiek wzmianka o wierze budzi ich zakłopotanie lub potrzebę zaszufladkowania autora.
Moja literatura nie jest i nie ma być odzwierciedleniem żadnego konkretnego światopoglądu. Interesuje mnie kompletna opowieść o człowieku, który jest lub ma możliwość stać się również istotą duchową. Już sam język jest przecież duchowym majątkiem. A wiara nie polega według mnie na przyzywaniu bóstw, ale na odnoszeniu się w swoim jestestwie do sensu życia i świata. Na pewno nie bawiło by mnie pisanie o świecie, w którego sens bym nie wierzył.
Jan Balabán zmarł nagle w wieku 49 lat 23. 04. 2010, dokładnie w piątą rocznicę śmierci swojego ojca, o którym dzień wcześniej skończył pisać powieść. Przyczyną śmierci okazała się kardiomiopatia- przerośnięty mięsień sercowy. Jego córka Marie wspomina:
Kiedy dowiedziałam się, że umarł tata, byłam w Brnie, gdzie studiuję. Pamiętam, że kilka minut po otrzymaniu tej wiadomości szłam pod górę ulicą Pekařską i dziwiłam się, że ludzie chodzą w górę i w dół, tramwaje jeżdżą i dzwonią jak zwykle. Jak to możliwe? Właśnie odszedł taki człowiek i nikomu to nie przeszkadza! Wszystko jeździ i działa jak gdyby nigdy nic! Wydawało mi się to niewiarygodne. Teraz sam tata wydaje mi się niewiarygodny, jakby był zbyt szczery jak na ten świat. Jakby nawet nie tu było jego miejsce, jakby tylko na chwilę zaszczycił nas swoją obecnością, tylko na chwilę przystanął w drodze, która jest w istocie dużo dłuższa. To dla mnie smutna, ale zarazem pełna nadziei myśl.
Popularność Jana Balabána w Czechach znacznie wzrosła po jego nagłej śmierci. Powieść o ojcu, którą autor zakończył dzień przed własną śmiercią otrzymała nagrodę Magnesia Litera 2010 w kategorii Książka Roku, we wrześniu 2011 zbiór opowiadań Možná že odcházíme (Możliwe, że odchodzimy) został uznany za Książkę Dziesięciolecia.http://janbalaban.pl/
Mój ojciec, lekarz został odesłany do pracy w szpitalu na Vítkovicach. Jako syn ewangelickiego proboszcza nie miał wyboru- musiał iść tam, gdzie go skierowano. Zawsze czekał, na posadę gdzie indziej, nigdy jednak jej nie dostał. Wychowałem się więc w blokowisku, na osiedlu Hrabůvka. Nie było tam ani jednego starego człowieka. Same młode rodziny z dziećmi, wszyscy z jednej fabryki. Kobiety i dzieci nie mówiły, że ich tatusiowie pracują w Vítkovicach, tylko na jedynce, dwójce, na trójce, tylko numery zakładu i oddziału. Dość twarde towarzystwo.
Trzeba było nauczyć się postrzegać życie w jego brutalniejszej postaci, żeby jednak samemu nie popaść w grubiaństwo. Nigdy nie uważałem tych ciężko harujących, wyrwanych z własnych korzeni ludzi za jakichś prymitywów. W kopalnianych szybach była też kupa odwagi i szczególna wola życia, prawdziwego męstwa i przyjaźni, o jakich nawet nie śniło się ludziom wykonującym „bardziej szlachetne” zawody. Dorastając czułem się dobrze w knajpach pełnych robotników, górników, wytatuowanych pracowników nieetatowych, którzy, kiedy popatrzyłeś na nich, choćby nieświadomie, krzyczeli na ciebie: „Co się gapisz, ciulu?!” Świat krótkich historii, szybkich tragedii i komedii.
W latach 1976-1980 Jan Balabán uczył się w najstarszym w Ostrawie liceum- Matiční gymnázium Ostrava. Tak wspomina go kolega z klasy, nauczyciel i poeta Jaroslav Žila:
Po raz pierwszy zobaczyłem go na szkolnym korytarzu na początku roku szkolnego 1976/1977, stał na końcu korytarza przed klasą. Opierał się o parapet, dłuższe włosy w stylu młodego Micka Jaggera, delikatnie zadarta górna warga a na twarzy mieszanka głębokiej pogardy, zakłopotania i czujnej wrażliwości.
(…) nie byliśmy wybitnymi uczniami, choć trzeba przyznać, że Balabán był trochę lepszy. Jakoś w drugiej albo trzeciej klasie zabrał się ostro do nauki angielskiego, chyba z powodu wujka, którego miał w Kanadzie, ale od początku interesował się literaturą.
On był trochę bardziej bystry- ja natomiast na pewno silniejszy. On był z dysydenckiej rodziny z tradycjami protestanckich kaznodziei- ja z rodziny komunistycznej. On nosił importowane dżinsy i skórzaną kurtkę do pasa, na podszewce której była mapa Kanady! Ja chodziłem w materiałowych spodniach z kancikiem, w koszulach z tworzywa sztucznego i kamizelce z wełny. On czuł ogromny respekt względem ojca, ja bałem się matki. On chodził z teczką pełną książek, ja nosiłem w siatce gumową piłkę do nogi. On był wychowany w środowisku miejskich intelektualistów, ja byłem z rodziny wiejskiej. On miał w sobie ciąg kaznodziei- pokazywać ludziom drogę, ja po dwutygodniowym eksperymencie, kiedy starałem się być miły, przyjazny i dobry doszedłem do wniosku, że to zbyt męczące. Wszystko było u nas na opak, wszystko jednemu w tym drugim zdawało się okropne, a mimo to szukaliśmy się nawzajem...
Po maturze, w latach 1980-1985 autor studiował filologię czeską i angielską na Uniwersytecie w Ołomuńcu. Josef Jařab, jego wykładowca i promotor jego pracy magisterskiej wspomina:
Pracę magisterską pisał dla mnie, ale głównie dla siebie, o satyrze społecznej w powieściach Kurta Vonneguta. Pamiętam, że praca ta była pełna oryginalnych przemyśleń, jak zresztą wszystkie prace czy eseje tego zawsze poważnego, niemal melancholijnego studenta.
Decyzja Balabána o tym, żeby pisać wychodziła bezpośrednio z niego samego. Myślę, że po prostu nie potrafił nie pisać. Przejawiało się to już w jego latach uniwersyteckich. Działał w teatrze studenckim „Dokořán”, napisał i myślę, że też wyreżyserował wcale nie studencko- wesołą sztukę „W bagnie”, podczas koleżeńskich posiedzeń przy piwie podobno często wprowadzał ciężką atmosferę poruszając tematy, które już wtedy nosił w sobie...
Tak wspomina studenta- Balabána jego przyjaciółka, krytyk literacki, Blanka Kostřícová:
Świetny student- niemal jakby już wszystko już trochę wiedział, tylko dla uściślenia słuchał na wykładach a potem bez problemu zdawał egzaminy. Dyskutant, ironista, polemista siedzący przy popielniczkach na półpiętrze uczelnianych schodów. Palacz papierosów „Start”. Wróg ostentacyjności, pyszałkowatości, snobizmu, karierowiczów, pozerstwa, wszystkiego co sztuczne, fałszywe, krzywe i pokrętne.
Jeszcze na studiach, w roku 1983 Jan Balabán ożenił się z koleżanką z klasy licealnej, Heleną. Ich małżeństwo trwało do roku 1998, w 1985 urodził im się syn Lukáš, w roku 1988 córka Marie.
Przeżyłem brutalny krach małżeństwa. Długo próbowaliśmy je utrzymać. Po prostu nie byliśmy w stanie wyobrazić sobie końca naszego związku. Przeżyliśmy razem kruche czasy minionego reżimu, wspieraliśmy się nawzajem. Potem wszystko się zmieniło. Wiele par, które znam było budowanych właśnie z nastawieniem na te złe czasy. Kiedy taki związek się rozpada, boli a ludzie krzywdzą się dużo bardziej niż wtedy, kiedy już przed ślubem liczą się z możliwością rozwodu. Kiedy w przypadku, że nie wyjdzie, już wcześniej z zimną krwią podpisują intercyzę.
Po skończeniu studiów zaczął pracę jako tłumacz techniczny w ostrawskiej hucie Vítkovice Steel, gdzie pracował przez 15 lat. Później tłumaczył głównie dla zakładu0 Mittal Steel. Zajmował się również przekładem literackim, przełożył na czeski amerykańskiego autora fantasy i opowieści grozy: H. P. Lovecrafta i brytyjskiego filozofa Terry'ego Eagletona. Nigdy nie żył z pisania.
Ciągle nie wydaje mi się oczywistym fakt, że możemy wydawać książki i że ktoś je czyta. Przez trzydzieści lat żyłem w przekonaniu, że to nie jest i nie będzie możliwe. Cieszę się więc, kiedy ukazuje się moja książka a ludzie mogą z niej zabrać coś dla siebie.
W życiu kulturalnym Ostrawy zaistniał w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, był współzałożycielem grupy artystycznej Přirození, współpracował z pismami literackimi Landek i Obrácená strana Měsíce.
Obok literatury Jan Balabán był obecny w różnych dziedzinach sztuk plastycznych. Dużą rolę miał w tym jego starszy brat, malarz Daniel Balabán. Sam Jan intensywnie malował w dzieciństwie, potem pisał recenzje na temat malarstwa i otwierał wystawy. Malarka Hana Puchová wspomina:
Honza często otwierał wystawy. Potrafił patrzyć na rzeczy, jakby widział je po raz pierwszy, potrafił powiedzieć dlaczego są ważne, w czym tkwi ich siła. Był najlepszym opowiadaczem, jakiego znałam.
Malarz i rysownik, Miroslav Šnajdr wspomina:
Częścią wernisażu była projekcja diapozytywów komiksu Rytíř čestné legie. Honza symultanicznie czytał teksty z pojedynczych części rysunkowej historyjki. Ale jak czytał!
Jego głos, wzmocniony sprzętem nagłośnieniowym zupełnie zawładnął teatrem. Wyraźna dykcja, świetne frazowanie, urzekająca barwa głosu. A wszystko to w połączeniu z chłopięcymi rysunkami pilotów, samolotów i bitew powietrznych. Mój komiks ożył! Faceci na chłopięcych rysunkach krzyczeli głosem Honzy z euforii podczas zestrzału, wrzeszczeli ze strachu w momentach śmierci. Samoloty ryczały i huczały, serie z karabinów turkotały w całym pomieszczeniu.
O roku 2007 pisał regularnie eseje do tygodnika Respekt, które cieszyły się w Czechach sporą popularnością. Martin M. Šimečka, pisarz i dziennikarz, były redaktor naczelny Repektu pisze:
Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy zeszłego lata (wpadł do redakcji) i poszliśmy na piwo, patrzyłem na jego duże robotnicze ręce, które wyciągały z paczki jednego papierosa za drugim, obserwowałem jego żywą twarz i gesty pełne energii i powiedziałem mu, że wszystkim nam w redakcji bardzo podobają się jego teksty. To nieśmiałość kazała mi powiedzieć ten banał, zamiast tego, że jestem nieprzyzwoicie dumny z tego, że cztery lata temu zaproponowałem mu, żeby pisał dla Respektu, a on się zgodził.
Bardzo ważną rolę w życiu Jana Balabána pełniła jego druga żona, dziennikarka Petra Sasínová.
Zaprzyjaźniona z autorem Jitka Voglová mówi:
Kochał swoje dzieci, rodziców, brata i kochał swoją żonę, Petrę- swoją muzę, znaną i zarazem nigdy do końca nie przeczytaną książkę. Miał potrzebę opowiadania o swoich bliskich, wspominania, analizowania tego,co razem przeżyli, jak podobało im się to czy co innego, co powiedzieli...- Od chwili, kiedy poznałem Petrę, - powiedział nam kiedyś w stanie, kiedy ludzie rzadko kłamią, - nigdy nie zapragnąłem innej kobiety. Nawet przez chwilę.-
Wierzyliśmy mu. Mówił i pisał o niej z taką czułością...
Jedną z nietypowych dla czeskiej literatury cech prozy Jana Balabána są częste odniesienia do chrześcijaństwa i wiary w ogóle. Sam był wierzący, wywodził się z rodziny ewangelickiej.
Chodź nie pojawiam się zbyt często na gruncie kościelnym, właściwie bez przerwy zajmuję się kwestią wiary i religii.(...)
Żyjemy w nienormalnej sytuacji, z której nie zdajemy sobie sprawy. Obojętność religijna, wręcz ignorancja jest uważana za normę, nawet wśród badaczy literatury, a jakakolwiek wzmianka o wierze budzi ich zakłopotanie lub potrzebę zaszufladkowania autora.
Moja literatura nie jest i nie ma być odzwierciedleniem żadnego konkretnego światopoglądu. Interesuje mnie kompletna opowieść o człowieku, który jest lub ma możliwość stać się również istotą duchową. Już sam język jest przecież duchowym majątkiem. A wiara nie polega według mnie na przyzywaniu bóstw, ale na odnoszeniu się w swoim jestestwie do sensu życia i świata. Na pewno nie bawiło by mnie pisanie o świecie, w którego sens bym nie wierzył.
Jan Balabán zmarł nagle w wieku 49 lat 23. 04. 2010, dokładnie w piątą rocznicę śmierci swojego ojca, o którym dzień wcześniej skończył pisać powieść. Przyczyną śmierci okazała się kardiomiopatia- przerośnięty mięsień sercowy. Jego córka Marie wspomina:
Kiedy dowiedziałam się, że umarł tata, byłam w Brnie, gdzie studiuję. Pamiętam, że kilka minut po otrzymaniu tej wiadomości szłam pod górę ulicą Pekařską i dziwiłam się, że ludzie chodzą w górę i w dół, tramwaje jeżdżą i dzwonią jak zwykle. Jak to możliwe? Właśnie odszedł taki człowiek i nikomu to nie przeszkadza! Wszystko jeździ i działa jak gdyby nigdy nic! Wydawało mi się to niewiarygodne. Teraz sam tata wydaje mi się niewiarygodny, jakby był zbyt szczery jak na ten świat. Jakby nawet nie tu było jego miejsce, jakby tylko na chwilę zaszczycił nas swoją obecnością, tylko na chwilę przystanął w drodze, która jest w istocie dużo dłuższa. To dla mnie smutna, ale zarazem pełna nadziei myśl.
Popularność Jana Balabána w Czechach znacznie wzrosła po jego nagłej śmierci. Powieść o ojcu, którą autor zakończył dzień przed własną śmiercią otrzymała nagrodę Magnesia Litera 2010 w kategorii Książka Roku, we wrześniu 2011 zbiór opowiadań Možná že odcházíme (Możliwe, że odchodzimy) został uznany za Książkę Dziesięciolecia.http://janbalaban.pl/
7,2/10średnia ocena książek autora
300 przeczytało książki autora
603 chce przeczytać książki autora
5fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Powiązane treści
Aktualności
11
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Trzeba być wariatem, żeby być człowiekiem, trzeba być wariatem, żeby stworzyć nowego człowieka, tę małą rączkę w twojej dłoni, żeby płakać c...
Trzeba być wariatem, żeby być człowiekiem, trzeba być wariatem, żeby stworzyć nowego człowieka, tę małą rączkę w twojej dłoni, żeby płakać całymi nocami, całymi nocami wrzeszczeć z rozpaczy, a potem całymi dniami uspokajać się i pocieszać, żeby walczyć i walecznie brnąć przez bagno kłamstw i niedotrzymanych obietnic, trzeba być wariatem.
5 osób to lubi
Najnowsze opinie o książkach autora
Którędy szedł anioł Jan Balabán
6,8
Przyznam, że bardo przeżyłam tę książkę. Czułam się tak, jakby była trochę o mnie i moim dzieciństwie. Historie opowiadane przez autora działy się na Śląsku - co prawda w Czechach, ale jednak na Śląsku. Moje dzieciństwo upływało właśnie na Górnym Śląsku w Polsce, ale wyglądało bardzo podobnie do tego w Czechach. Zobaczyłam takie samo brudne i zaniedbane osiedle w moim mieście, znalazłam się pomiędzy takimi samymi ludźmi - górnikami i innymi robotnikami, którzy po pracy pili piwo w budce, czy śmierdzącej knajpie. Wróciło to do mnie i bardzo mną wstrząsnęło.
Teraz jeszcze przez kilka dni będę się snuła pamięcią po zaniedbanym, rachitycznym lasku, w którym nawet igły nie chcą rosnąć na drzewach, ech.
Którędy szedł anioł Jan Balabán
6,8
Literatura czeska, podobnie jak sami Czesi przywodzą na myśl same raczej pozytywne skojarzenia. Radosny, ironiczny, beztroski i zabawny. Balabán jednak w swojej powieści zaskakuje przytłaczającym wręcz klimatem, który kojarzyć się może tylko ze smutkiem. Ale czy smutek nie może być też przyjemnym doświadczeniem?
Nie byłam do końca przygotowana na taką lekturę. Zdarza mi się często czytać książki przygnębiające, traktujące o szokujących, czy złych wydarzeniach. Fikcyjnych lub nie. Powieść ta, mimo swojej fikcyjności, zawiera w sobie sporą ilość prawdy oraz elementów biograficznych. Czechy, lata 70-te, 80-te XX wieku. Nie tak dawno i nie tak daleko od nas, prawda? Być może przez tą ciekawie i autentycznie oddaną rzeczywistość czułam się tak źle podczas czytania książki. Tak, właśnie źle. Autor nie bawi się w piękne, wydumane słowa, nie opowiada historii nieprawdopodobnych. Wszystko zawarte na stronach tej powieści mogło i pewnie przydarzyło się niejednemu Polakowi czy Czechowi.
Dlaczego jednak czułam się źle? Słowo to wydaje się dla tej książki zbyt negatywnie nacechowane. Rzadko czuję się prawdziwą Polką, silne uczucie do kraju jest mi raczej obce. Nagle dzieje się taka książka jak ta, która wzbudza u mnie to skrywane poczucie tożsamości. Balabán dotrze do każdego młodego człowieka, który w obliczu ważnych zmian w jego życiu bywa skołowany. Niedoceniony, przygnębiony i opuszczony. Takie uczucie towarzyszy czytelnikowi przez cały czas. Mimo to nic nie dzieje się tu na siłę, a wydarzenia, które spotykają postaci są jak najbardziej prawdopodobne. Gdybym miała opisać tę książkę jednym słowem byłaby to pustka. Brzmi nieco patetycznie, prawda? Mimo to wyjątkowy styl w książce taki nie jest: autor świetnie dobiera słowa, umiejętnie i dosadnie prezentuje szarą rzeczywistość.
Łatwo opisać mi uczucia, które towarzyszyły mi w trakcie czytania książki. Smutek, przygnębienie, swego rodzaju bezradność. Nie sposób jednak przelać na papier dziwne doświadczenie po ukończeniu książki. Nie jest to tytuł, który poleciłabym każdemu. Jest w tej powieści coś tak melancholijnego, że aż pięknego. Którędy szedł anioł to wyjątkowe świadectwo dorastającego mieszkańca Środkowej Europy. Pomimo przygnębiającej treści, dotrze ona do wielu młodych ludzi; pozwoli zidentyfikować się z bohaterami powieści. W końcu każdy z nas był lub będzie kiedyś przytłoczony nadmiarem niespodziewanych i równie nieciekawych wydarzeń. Balabán stworzył intymny obraz zwykłych ludzi, zwykłych obywateli zwykłego państwa.