-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2023-05-26
2022-09-17
„I love Korea. K-pop, kimchi i cała reszta" wydawała mi się książką idealną na początek poznawania Korei, jako że bardzo niewiele wiem o tym kraju, a tutaj zdecydowano się poruszyć całą gamę tematów - od historii do popkultury. I właśnie w tym jest chyba problem. Po pierwsze autor często porusza temat, na siłę starając się go jakoś rozwinąć, jednocześnie nie bardzo wiedząc, co tak naprawdę napisać. Przykładowo tak wygląda akapit pt. "O tworzeniu wizerunku" [artystów na scenie k-pop], składający się dosłownie z dwóch zdań:
"Zaczynasz od czystego image'u, a z każdym kolejnym comebackiem dodajesz mu pikanterii. Kiedy dziewczyny osiągają określony wiek, zaczynają się rozbierać".
Tutaj też pojawia się mój kolejny zarzut, czyli generalizowanie. Nie jestem znawczynią k-pop'u, ale podejrzewam, że znalazłyby się piosenkarki, które nie oparły kreacji swojego wizerunku na powyższym planie. W dodatku co z panami na scenie, których przecież tam nie brakuje? No i na podstawie czego autor wyciąga takie wnioski, skoro nie podaje tu nawet jednego przykładu?
Tego typu stereotypowe podejście pojawia się także w rozdziale o manhwach, czyli koreańskich komiksach. W rozdziale im poświęconych autor pisze: "Tak jak manga, manhwa przenosi czytelnika do fantastycznego świata postaci obdarzonych wyjątkowymi mocami, androgyniczną urodą i gigantycznymi oczami [...]". Jako że na mandze i manhwie już się trochę znam, jestem w stanie stwierdzić, że autor pisze tutaj okropne bzdury, powielając stereotypy spotykane w polskich artykułach z pierwszej dekady obecnego wieku. Te dwa środki przekazu mają całe multum gatunków i stylów rysunkowych, więc dużą ignorancją jest pisanie, że poruszają jedynie historie osadzone w świecie fantastyki, gdzie postacie posiadają nadludzkie moce i wielkie oczy. Widać, że autor nie zrobił tutaj odpowiedniego researchu, odbębniając nieco temat na podstawie tego, co tam kiedyś zasłyszał.
Bazując na powyższych przykładach ciężko mi ocenić tę książkę jako dobrą - skoro w tym przypadku autor upraszcza rzeczywistość i przedstawia półprawdy, to jak mogę być pewna, że inne rozdziały zostały przygotowane rzetelnie? Radzę więc zostawić tę książkę w spokoju i nie tracić na nią czasu, który można poświęcić na ciekawszą i bardziej dopracowaną publikację.
„I love Korea. K-pop, kimchi i cała reszta" wydawała mi się książką idealną na początek poznawania Korei, jako że bardzo niewiele wiem o tym kraju, a tutaj zdecydowano się poruszyć całą gamę tematów - od historii do popkultury. I właśnie w tym jest chyba problem. Po pierwsze autor często porusza temat, na siłę starając się go jakoś rozwinąć, jednocześnie nie bardzo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-29
Jak dla mnie to kolejny książkowy "fast food", z którego nic nie wynika, może jedynie kolejne krzywdzące stereotypy. Z tytułu także niewiele idzie wywnioskować - sięgając po książkę myślałam, że dowiem się czegoś o mieszkańcach Wielkiej Brytanii, podczas gdy dostałam (zwykle nudne) historie Polaków, którzy w jakiś sposób trafili na Wyspy i postanowili podzielić się z autorką swoją historią. Tył okładki co prawda uprzedza nas, że będą to historie naszych rodaków, jednak nie ostrzega, że skupią się na nich samych, a nie na Anglikach. Śmiesznie żałosny jest także fragment opisu z okładki: "Każda historia to gotowy scenariusz filmowy" - może i tak, jednak zależy jeszcze jakiej jakości byłaby to produkcja, bo coś mi się zdaje, że życie wielu z nas byłoby ciekawszym materiałem na film niż przedstawione tutaj historie. Denerwował mnie także sam styl pisania - nie wiem, czy to wina stylu autorki, czy może poszczególnych autorów, ale miałam wrażenie, że w większości historii zaburzona została jakaś konsekwencja. W wielu akapitach, a nawet poszczególnych zdaniach pojawiał się zupełnie inny temat, niż przed chwilą omawiany. Zupełnie jakby ktoś spisał czyjś monolog, wypowiedziany w pośpiechu, bez ładu i składu. Podsumowując, nie polecam tej książki - jak na reportaż praktycznie nie ma żadnej wartości. Czuję zresztą, że zwyczajnie zmarnowałam przy niej czas.
Jak dla mnie to kolejny książkowy "fast food", z którego nic nie wynika, może jedynie kolejne krzywdzące stereotypy. Z tytułu także niewiele idzie wywnioskować - sięgając po książkę myślałam, że dowiem się czegoś o mieszkańcach Wielkiej Brytanii, podczas gdy dostałam (zwykle nudne) historie Polaków, którzy w jakiś sposób trafili na Wyspy i postanowili podzielić się z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-03-04
Książkę o dziwo czytało mi się nieco lepiej niż niektóre poprzednie tomy - chyba z tego względu, że mniej dostrzegłam tu nielogiczności w fabule. Niemniej jednak książka i tak nie stoi moim zdaniem na zbyt wysokim poziomie, szczególnie ze względu na naciąganą zbrodnię i jej rozwiązanie.
1) Dziewczynka zmarła przypadkowo, bo spadła.
2) Przypadkowo była w tym samym wieku, co dziewczynka zabita 30 lat temu.
3) Przypadkowo mieszkała też dokładnie w tym samym gospodarstwie.
4) Całkiem przypadkiem wydarzyło się to akurat, gdy Marie pojawiła się w okolicy - więc duet "morderczyń" znowu był w komplecie.
Widać więc, że przypadek odegrał w tej książce dużą rolę. A jak było z logiką? Niestety, na odwrót - tej było mało.
Chyba że uznać za bardzo logiczne to, że po takim wypadku prosisz swoją matkę o pomoc w ukryciu zwłok, najlepiej w tym samym miejscu, gdzie kiedyś znaleziono inne zwłoki. I ot tak rozbierasz osobę, która zginęła, bo w sumie czemu nie? A potem funkcjonujesz normalnie bez większych przeszkód i wyrzutów sumienia.
A w przypadku zbrodni sprzed 30 lat trzeba by także przyznać, że to logiczne, że rzucasz kamieniem w głowę małej dziewczynki, żeby nie wygadała twoich sekretów.
Można by przyczepić się w jeszcze kilku miejscach, ale już sobie daruję. Ostatecznie cieszę się, że udało mi się w końcu skończyć całą serię i na dobre pożegnać się z książkami pani Läckberg.
Książkę o dziwo czytało mi się nieco lepiej niż niektóre poprzednie tomy - chyba z tego względu, że mniej dostrzegłam tu nielogiczności w fabule. Niemniej jednak książka i tak nie stoi moim zdaniem na zbyt wysokim poziomie, szczególnie ze względu na naciąganą zbrodnię i jej rozwiązanie.
1) Dziewczynka zmarła przypadkowo, bo spadła.
2) Przypadkowo była w tym samym wieku,...
2021-01-14
Pierwsze tomy Sagi o Fjällbace były dosyć ciekawe, ale niestety im dalej, tym gorzej. W każdej książce pojawiają te same schematy, a nawet teksty (kwestię Patrika pod koniec książki, kiedy ten zwraca się do Mellberga mówiąc, że ma się zająć mediami to Pani Camilla chyba już po prostu kopiuje z poprzednich tomów...); bohaterowie też stają się coraz bardziej patetyczni (zwłaszcza ci poboczni), a Erika robi się coraz bardziej irytująca. Odnoszę również wrażenie, że Pani Camilla dorzuca coraz więcej dramatów bohaterom, byleby fabuła codziennego życia była zaskakująca i było o czym pisać. W końcu tragedie najlepiej się sprzedają.
Dodatkowo ta książka jak żadna poprzednia wybija się brakiem logiki i niewyjaśnionymi sprawami:
- nie dowiadujemy się ostatecznie, kogo widziała Laura chwilę przed tym, jak umarła na zawał (możemy się domyślać, że najprawdopodobniej Claesa, ale tylko dlatego, że był najbardziej powalony ze wszystkich na wyspie; poza tym jego obecność tam rodzi kolejne pytania - co robił na zewnątrz, w środku nocy? Przecież z chłopcami "spotykał się" wewnątrz domu, w piwnicy.)
- nie dowiadujemy się, kto dokonał włamania do domu Eriki (jeżeli to faktycznie był Holm lub na zlecenie Holma, to niby po co próbował zhakować laptopa, szukając papierowej karteczki?)
- nie dowiadujemy się, jak brzmiał tekst na ostatniej pocztówce, gdzie grożono Ebbie śmiercią.
Brak logiki jest w tej książce naprawdę powszechny:
- po co Gosta ukrywał, że to on wysyłał kartki z życzeniami?
- czy naprawdę Ebba nie zauważyła jakiś dziwnych zachowań u Martena, nawet przeżywając żałobę? Nagle pod koniec książki okazuje się, że ten ma jakieś rozdwojenie jaźni, podczas gdy przez całą książkę nie ma śladu takich zachowań przy osobach - był tylko nienormalny, kiedy Ebba ani nikt patrzył? Skoro był chory psychicznie, to chyba nie do końca powinien nad tym panować?
- czy Erika naprawdę nie uważała, że lepiej powiedzieć mężowi, że ktoś się do nich włamał, niż przemilczeć sprawę tylko dlatego, żeby nie wydało się, że węszy na własną rękę? Warto coś takiego przemilczeć, ryzykując zdrowie i życie trójki swoich dzieci, dla własnych egoistycznych pobudek?
- Gosta i Erika siedzą przed Martenem, który trzyma pistolet w ręku - ten zasypia (serio? Do tej pory nie zdradzał takiego potwornego zmęczenia, nie mówiąc o tym, że chyba w takiej sytuacji powinien wydzielać adrenalinę i nie myśleć o spaniu?), ale przetrzymywani uważają ucieczkę za zbyt ryzykowną (co jest moim zdaniem zrozumiałe). Erika decyduje się jednak na przysunięcie torebki, wygrzebanie telefonu, ryzyko nieumyślnego włączenia dźwięku i wysłanie smsa do kilku osób. Czy nie lepiej byłoby zamiast torebki przysunąć coś ciężkiego i walnąć Martena w łeb? W dodatku nieco później telefon, na którym siedzi Erika zaczyna migotać - coś takiego zauważa Erika, która SIEDZI na nim, ale Marten, który siedzi PRZED NIĄ już nie?
- gdy Marten się budzi i schodzi na dół, Erika z Gostą są przekonani, że wyjdzie na zewnątrz i też schodzą na dół - dopiero tam dociera do nich, że mógł pójść w jakieś inne miejsce w domu, a niekoniecznie wychodzić na zewnątrz (czy ta dwójka - dociekliwa autorka książek, która często łączy różne wątki, i doświadczony stażem policjant - nie była w stanie wpaść na to wcześniej?)
- według Ebby Marten zostawił ją z Vincetem i pojechał na budowę coś załatwić. Nie wiadomo, ile czasu upłynęło, ale to był ranek, mały miał jechać do żłobka, Ebba na spotkanie - zapewne Ebba musiała w pośpiechu ogarniać siebie i synka do wyjścia. Dowiadujemy się jednak, że Vincent znowu "dostał napadu szału", więc Ebba, wykończona tą sytuacją, zamknęła się na kilka minut w toalecie; wychodząc usłyszała, jak małego potrącił samochód, którym wrócił Marten. Ile mogło minąć minut od jego wyjazdu? 15? 20? Naprawdę tak szybko dojechałby na budowę, naprawił zepsuty sprzęt i wrócił do domu, nie wiadomo po co? Ta cała akcja ze śmiercią małego wydaje mi się naprawdę grubymi nićmi szyta, opisana byle jak, byleby był dramat rodzinny i wina obojgu rodziców.
- Patrik i Martin wchodzą z pistoletami do mieszkania, gdzie wśród 5 zebranych mężczyzn jeden ma broń na kolanach. Opuszczają swoje pistolety (czemu nie zabiorą mu najpierw broni?) i próbują dowiedzieć, co się dzieje. Chwilę potem facet z bronią podnosi ją i celuje w innego faceta - ale policjanci chyba w ogóle tego nie zauważają, tylko dalej ciągną rozmowę - serio będą gadać, gdy jeden celuje w drugiego? W dodatku jeden ma poharatany policzek i chyba nieźle krwawi? Ponadto w czasie rozmowy ani razu też nie próbują odebrać mu broni ani nie każą mu jej schować - tak działa policja?
- po odbytej rozmowie policjanci zabierają Ię i Josefa na wyspę, wiedząc, że jest tam niebezpiecznie i nie powinni nikogo brać, ale Jozef ma im wskazać sekretne drzwi w piwnicy - po co więc biorą Ię? Czy oni w ogóle potrafią być decyzyjni, czy byle cywil może mówić "idę z wami i kropka" (patrz: Erika)?
Wiele rzeczy można by jeszcze wymienić, ale myślę, że wystarczająco się rozpisałam. Jako że mam zasadę, że kończę rozpoczęte serie (no i jednak przez tyle tomów obcowania z bohaterami jestem nieco ciekawa, jak potoczą się ich losy), sięgnę po ostatnie dwie książki, ale do autorki już na pewno nie wrócę. Ciężko mi też zrozumieć jej światowy fenomen, no ale o gustach się nie dyskutuje. Mimo wszystko ma lekkie pióro i szybko się czyta jej książki, zapewne to częściowo wpłynęło na jej sukces.
Pierwsze tomy Sagi o Fjällbace były dosyć ciekawe, ale niestety im dalej, tym gorzej. W każdej książce pojawiają te same schematy, a nawet teksty (kwestię Patrika pod koniec książki, kiedy ten zwraca się do Mellberga mówiąc, że ma się zająć mediami to Pani Camilla chyba już po prostu kopiuje z poprzednich tomów...); bohaterowie też stają się coraz bardziej patetyczni...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-04-21
2018-02-12
2017-07-10
2016-06-19
Gdy dowiedziałam się, że głównym motywem tej książki jest śmierć jednej z bliźniaczek, od razu postanowiłam ją przeczytać. Sama mam siostrę bliźniaczkę, więc w jakimś stopniu mogłam utożsamiać się i porównywać zachowania z żyjącą bliźniaczką tej książki. Niestety, książka mnie bardzo rozczarowała. Może to po prostu nie mój gatunek, ale dla mnie było tu po prostu... nudno. Wraz z ciągiem fabuły zaczęłam się gubić, która córka żyje, a elementy nadprzyrodzone zostały wplecione dosyć, moim zdaniem, nieporadnie. Niby przez całą książkę pojawiają się jakieś wzmianki, ale do końca nie wiadomo, czy naprawdę coś nadprzyrodzonego się zadziało, czy to tylko odczucia głównej bohaterki. Jedynie na koniec "coś większego" się pojawiło, ale też tylko chwilkę i właściwie nie wiadomo po co "było", bo zaraz nie miało większego znaczenia. W dodatku zdaje mi się, że część zachowań postaci nie do końca została wyjaśniona - chociaż może był właśnie taki zamiar, ale jak dla mnie jest to minus - w takich jednotomowych seriach, gdzie tylko tutaj spotykamy się z bohaterami i nie mamy szansy ich lepiej poznać, wolę, by autor dokładniej wyjaśniał sytuacje. Jeszcze na koniec dodam, że strasznie irytował mnie ten gaelicki, a przede wszystkim te wstawki, które się gdzieniegdzie pojawiały bez większej konkretnej przyczyny (zwłaszcza ostatni wers). Jakieś to dla mnie pretensjonalne.
Gdy dowiedziałam się, że głównym motywem tej książki jest śmierć jednej z bliźniaczek, od razu postanowiłam ją przeczytać. Sama mam siostrę bliźniaczkę, więc w jakimś stopniu mogłam utożsamiać się i porównywać zachowania z żyjącą bliźniaczką tej książki. Niestety, książka mnie bardzo rozczarowała. Może to po prostu nie mój gatunek, ale dla mnie było tu po prostu... nudno....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Przeczytałam, jak mi się zdaje, wszystkie wydane do tej pory książki Radka Kotarskiego i bardzo mi się podobała zarówno tematyka, jak i sposób przekazywania wiedzy. Śledziłam także jego kanały popularnonaukowe na YT, które przyjemnie się oglądało. Jednak przeczuwałam, że wydana przez niego książka fabularna może nie przypaść mi do gustu i niestety miałam rację. Styl Radka (ze względu za niezbyt dużą różnicę wieku pozwolę sobie na drobne spoufalanie) jest dosyć specyficzny i charakteryzuje się dość pokaźną ilością czerstwych żartów, które mnie bardziej żenują jak śmieszą. I o ile we wcześniejszych jego pozycjach humor nie przebijał się tak pomiędzy gąszczem informacji, o tyle tutaj miał być jedną z głównych sił napędowych. Niestety, oprócz irytującego humoru same historie też były niespecjalnie ciekawe, a niektóre kompletnie bez sensu. Najciekawsza spośród nich była "Kolorowa sukienka". Podobała mi się także myśl przewodnia, że wszystkie historie są ze sobą luźno powiązane - chociaż szkoda, że okazały się po prostu nudne.
Reasumując, polecam wszystkie książki Radka oprócz powyższej i liczę, że następna jego książka nie będzie fabularna, a popularnonaukowa. A jeśli już chce próbować sił na nowych polach to polecałabym reportaż - myślę, że tutaj lepiej by sobie poradził.
Przeczytałam, jak mi się zdaje, wszystkie wydane do tej pory książki Radka Kotarskiego i bardzo mi się podobała zarówno tematyka, jak i sposób przekazywania wiedzy. Śledziłam także jego kanały popularnonaukowe na YT, które przyjemnie się oglądało. Jednak przeczuwałam, że wydana przez niego książka fabularna może nie przypaść mi do gustu i niestety miałam rację. Styl Radka...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to