Udręka Lauren Kate 6,9
ocenił(a) na 524 tyg. temu Sięgnęłam po "Udrękę" dobre kilka lat po lekturze "Upadłych" Lauren Kate. Pamiętałam tylko ogólny zarys fabuły, główną bohaterkę i dwóch przystojnych jegomości - demona oraz anioła. Początek drugiej części nieco mnie naprowadził na dobre tory i odświeżył pamięć. Autorka wspomina o kilku wydarzeniach, które w czasie akcji działy się niedawno, natomiast mnie od tego czasu dzieliła ogromna przepaść. Wydaje mi się, że właśnie ta przepaść, przede wszystkim pod względem wieku oraz mentalności, wpłynęła na dość kiepską w porównaniu do poprzedniej ocenę powieści. Główny zarzut kieruję wobec budowy postaci, zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowych - sztampowych, często nijakich. Niekiedy budzą oni sympatię, natomiast są raczej urealnieniem marzeń nastolatki, a nie oddaniem rzeczywistości i różnorodnych ludzkich charakterów. Lucinda Price to niesamowicie nijaka główna bohaterka. Niczego nie wie, niczego nie rozumie, brak jej refleksji nad swoim zachowaniem oraz logicznego myślenia. Jej użalanie się nad sobą doprowadza do rosnącej irytacji. Daniel jest natomiast toksykiem większym nawet od Edwarda Cullena, a to nie lada wyczyn. Na szczęście w tej części nie otrzymał on zbyt wiele "czasu antenowego". Fabuła głównie skupia się wokół niechcianego przez główną bohaterkę pobytu w Shoreline, które tak diametralnie różni się od Sword&Cross. Tam mamy wszystko, czego nastolatka może sobie zamarzyć: piętrowe łóżka w pokojach, kominek, wspólnie dzieloną z przyjaciółką przestrzeń; taras, na którym jada się wyszukane posiłki (dania są podawane przez uczniów, którzy nie mieli przywileju urodzić się Nefilim i mogą uczęszczać do szkoły tylko dzięki programowi stypendialnemu...); zajęcia dla Nefilim prowadzi urzekająca para - anioł Francesca oraz demon Steven, którzy oczywiście muszą być niemalże ideałami, ale Luce i tak się tam nie podoba. Dzieciakom w tej szkole wolno praktycznie wszystko. Zajęcia są często odwoływane z błahych powodów. Porównując je z tym, co przechodziłam przez wszystkie lata mojej edukacji, ciężko byłoby to w ogóle nazwać zajęciami, miały one bowiem niezwykle luźną, warsztatową formę. Tego typu rzeczy mogą się spodobać tylko dzieciom oraz nastolatkom – nie ukrywam, podczas czytania czułam się, jakby powieść została stworzona również przez nastolatkę, ale nie zagłębiałam się tak mocno w temat, by to zweryfikować. Czuję, że z racji wieku nie jestem dobrym odbiorcą tej książki. Naszą Lucindę dręczą typowe dla wieku dojrzewania problemy, więc jeśli ktoś nie ma wyrobionej tolerancji na przejawy naiwności, głupoty i ślepego zakochania wśród bohaterów literackich, od tej serii powinien trzymać się z daleka. W książce można znaleźć ponadto wiele błędów logicznych, a całość ledwo trzyma się kupy. Jest to jednak niewątpliwie przyjemna pozycja z kategorii "odmóżdżacza". W dodatku niewiarygodnie szybko się ją czyta i to zapewne przemawia za tym, że najprawdopodobniej sięgnę po kolejną część tych nierealnych przygód Lucindy. Z chęcią dowiem się, jak cała ta anielska afera się skończy.