-
Artykuły
Siedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać2 -
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać468
Biblioteczka
2013
2013
2013-07
2013-01-01
2013-12-31
„Adela” to druga część serii „Sklepik z niespodzianką” autorstwa Katarzyny Michalak, polskiej pisarki, która specjalizuje się w powieściach obyczajowych i do tego gatunku należy wspomniana właśnie książka. Poprzedni tom zakończył się w dość niespodziewanym momencie. Główną bohaterką jest Bogusia, która w małym miasteczku Pogodna zakłada kawiarnio-sklepik z bibelotami. Znajduje tam nie tylko przyjaciół, ale też mężczyznę swojego życia, którego żona zaginęła 2 lata temu. Bogusia ma nadzieję na szczęście, a tymczasem Anna Potocka powraca, by wywrócić życie swoich bliskich do góry nogami. I w tym momencie pożegnaliśmy się z bohaterami…
„Sklepik z niespodzianką” to bardzo ciepła i pozytywna seria, w porównaniu z wieloma książkami autorki utrzymuje się w niej jeszcze ten przyjemny klimat, a brakuje większych tragedii, bo w innych powieściach Michalak już swoich postaci nie oszczędza. „Bogusia” była historią dość cukierkową, tytułowa dziewczyna jest osóbką niewinną, pomocną, dość nieśmiałą, słowem, nieco nijaką. Za to kontynuacja skupia się głównie na jej przyjaciółce Adeli, która jest odważna, żywiołowa i skrywa bolesne tajemnice z przeszłości, które determinują jej teraźniejsze postępowanie.
Ponadto druga część serii jest bardziej nieprzewidywalna, kolejne wypadki serwowane przez autorkę zaskakują, jeszcze nie zdążymy ochłonąć, a tu już kolejna niespodzianka dla czytelnika. Nie jest tak kolorowo jak w „Bogusi”, na bohaterów spadają kolejne ciosy, z którymi zmuszeni są sobie poradzić, a w tym pomagają im przyjaciele. Książka sygnalizuje też kolejne wątki dotyczące Lidki, do których będzie się odwoływać trzeci tom, czuję, że będzie ciekawie! Oczywiście po raz kolejny Katarzyna Michalak zakończyła swoją powieść w najciekawszym, najbardziej dramatycznym momencie. Co jak co, ale na brak napięcia w jej książkach nie można narzekać.
Miłym dodatkiem do lektury są przepisy na kąpiele czy maseczki, dzięki którym możemy urządzić własne, domowe SPA. Ja z nich nie korzystałam, więc nie jestem w stanie ocenić ich skuteczności. „Sklepik z niespodzianką” to seria pełna zaskakujących zdarzeń, tajemnic skrywanych przez bohaterów, która stale trzymająca w napięciu, nie sposób się przy niej nudzić. Może czasem jest zbyt przerysowana, a niektóre postaci wydają się pozbawione osobowości, ale przy „Adeli” doskonale się bawiłam, wzruszyłam i koniecznie muszę sięgnąć po „Lidkę”. Polecam tę ciepłą, domową serię, dzięki której poczujesz się, jakbyś siedziała opatulona kocem z kubkiem pysznej herbaty w ręku.
http://elen-magic-world.blogspot.com/2014/01/sklepik-z-niespodzianka-adela-katarzyna.html
„Adela” to druga część serii „Sklepik z niespodzianką” autorstwa Katarzyny Michalak, polskiej pisarki, która specjalizuje się w powieściach obyczajowych i do tego gatunku należy wspomniana właśnie książka. Poprzedni tom zakończył się w dość niespodziewanym momencie. Główną bohaterką jest Bogusia, która w małym miasteczku Pogodna zakłada kawiarnio-sklepik z bibelotami....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-29
Miles to szesnastoletni chłopak, który przenosi się do szkoły z internatem. Nie spodziewa się, że to zdarzenie na zawsze zmieni jego życie, choć decyzję o zmianie środowiska podjął w celu poszukiwania Wielkiego Być Może. Dotychczas nie miał przyjaciół, co zmienia się po przybyciu do nowej szkoły. Chłopak poznaje Pułkownika, swojego współlokatora oraz jego paczkę, w tym szaloną i nieprzewidywalną Alaskę. Zauroczenie Milesa dziewczyną determinuje jego poczynania i późniejsze wydarzenia, staje się też punktem wyjścia do refleksji nad poszukiwaniem sensu życia. Dzięki zgranej paczce przyjaciół Miles odkrywa nieznane mu wcześniej doznania, pakuje się w kłopoty, ale też coraz bardziej zbliża do odkrycie Wielkiego Być Może.
John Green jest świetnym pisarzem, o czym przekonałam się przy lekturze jego innej powieści, jednak ta tylko mnie utwierdziła w tym przekonaniu. „Gwiazd naszych wina” jest zupełnie inna, także opowiada o nastolatkach, ich problemach i śmierci, ale jest przy tym według mnie bardziej optymistyczna. Owszem, zasmuca i wzrusza, ale zawiera też wiele wywołujących uśmiech na twarzy momentów, dzięki czemu jej odbiór jest zupełnie inny. Natomiast „Szukając Alaski” zawiera ogromny ładunek smutku i nostalgii. Bohaterowie zmagając się z codziennymi problemami zastanawiają się nad sensem życia i odczuwają nienazwaną tęsknotę, a ich emocje udzielają się także czytelnikowi. Zwykle nie przepadam za takimi książkami, które w tajemniczy sposób wywołują u mnie przygnębienie, przytłaczają, ale „Szukają Alaski” jest powieścią niesłychanie mądrą, która po prostu zmienia sposób myślenia i zwraca uwagę na coś więcej, niż tylko przeżywanie kolejnych dni.
To, że książka „skłania do myślenia” jest dużym niedopowiedzeniem, gdyż jest ona jedną wielką refleksją nad życiem i śmiercią, miłością i przyjaźnią, przemijaniem i stratą. Green opowiada z pozoru zwyczajną historię nastolatków, którzy chcą jak najlepiej korzystać z młodości, wyszaleć się, dobrze zabawić i nie ponosić konsekwencji swoich działań, jednak pod fasadą beztroski bohaterów ukrywa się duży ładunek bólu, strachu i ukrytych pragnień, a ta przygnębiająca mieszanka odbija się także na czytelniku, który mimo dość dołujących emocji zaczyna widzieć więcej i sam wyrusza na poszukiwania własnego Być Może.
Jak można się domyślić, książka bardziej skupia się na aspekcie psychologicznym postaci, dlatego nie znajdziemy tu mknącej naprzód akcji i wielu emocjonujących wydarzeń. Pojawiają się co prawda nagłe, zabawne epizody, jednak generalnie autor przedstawił relacje między bohaterami i targające nimi emocje, ich przemyślenia i marzenia. Od samego początku mamy świadomość nadciągającego ważnego wydarzenia, gdyż Miles, który prowadzi narrację podzielił swoje zapiski na dwie części, Przed i Po. Odlicza dni do sytuacji, która na zawsze zmieniła jego życie, a czytelnik z coraz większym niepokojem zastanawia się, co nieuniknionego się wkrótce zdarzy.
„Szukając Alaski” to książka, która daje po głowie i całkowicie zmienia sposób myślenia. Nie jest przeznaczona dla każdego, gdyż nie obfituje w wartką akcję czy wylewający się spomiędzy kartek humor, jest to powieść nostalgiczna, przygnębiająca, napisana prosto i dosadnie. Trzeba mieć siłę, żeby się z nią zmierzyć, ale warto, bo skłania do własnych poszukiwań i zastanowienie się nad swoim życiem.
http://elen-magic-world.blogspot.com/2014/01/szukajac-alaski-john-green.html
Miles to szesnastoletni chłopak, który przenosi się do szkoły z internatem. Nie spodziewa się, że to zdarzenie na zawsze zmieni jego życie, choć decyzję o zmianie środowiska podjął w celu poszukiwania Wielkiego Być Może. Dotychczas nie miał przyjaciół, co zmienia się po przybyciu do nowej szkoły. Chłopak poznaje Pułkownika, swojego współlokatora oraz jego paczkę, w tym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-28
Julia to młoda, szczęśliwa kobieta. Ma wspaniałego chłopaka, przyjemną pracę, dobrych przyjaciół i całe życie przed sobą. Sielanka trwa jednak do czasu, gdyż pewnego dnia do dziewczyny przychodzi bukiet kwiatów od tajemniczego wielbiciela. Zaczyna się niewinnie i nic nie zwiastuje nadchodzących mrocznych dni. Adorator coraz bardziej się rozkręca, wysyła najpierw romantyczne, potem coraz bardziej natarczywe i agresywne smsy, głuche telefony stają się codziennością. Mężczyzna żyje w przekonaniu, że Julia darzy go wielkim uczuciem, a tymczasem dziewczyna nawet nie zna jego tożsamości. Nadchodzi czas, by z problemów zwierzyć się chłopakowi, przyjaciołom i rodzinie, dziewczyna wciąż wierzy w pokojowe zakończenie sprawy.
„Cichy wielbiciel” to powieść polskiej autorki, Olgi Rudnickiej, przedstawiająca zjawisko stalkingu oraz niezrozumienie, z jakim spotyka się ofiara takiego dręczenia. Pisarka pokazuje polskie realia sprzed kilku lat, kiedy jeszcze prawnie nie było takiego pojęcia jak „stalking”, a już na pewno nie było ono przestępstwem. Główna bohaterka książki była więc zdana całkowicie na siebie, bała się nawet zwierzyć swoim znajomym i ukochanemu. W końcu musiała jakoś ściągnąć na siebie uwagę tajemniczego wielbiciela, kto wie, może to nawet jej kochanek? Przecież nikt nie zainteresuje się zupełnie obcą kobietą bez powodu. A że Julia twierdzi, że nie wie kto to jest? Pewnie coś ukrywa, musi wiedzieć, każdy by wiedział.
Z takimi opiniami spotyka się główna bohaterka, co powoduje, że jeszcze bardziej zamyka się w sobie i odcina od bliskich. Myślę, że autorka podołała opisowi ofiary, myśli rodzących się w jej głowie i zmieniającej kondycji psychicznej, reakcje Julii nie wydają się przesadzone czy nienaturalne. Jednak stalking to uporczywe gnębienie, które przejawia się przez cały czas prawie tak samo, to powtarzające się do znudzenia setki, tysiące smsów, głuchych telefonów i bukietów kwiatów, a kiedy nie dzieje się nic nowego, trudno jest opisać to w ciekawy sposób. Skutkiem tego książka stała się monotonna, niekiedy na kilku stronach pod rząd pojawiały się jedynie krótkie treści smsów albo co gorsza cały czas jedno zdanie będące słowami piosenki sygnalizującej nadchodzące nieodebrane połączenie. Zbyt wiele było takich nic niewnoszących wstawek, a za mało treści.
Podobałoby mi się przedstawienie wydarzeń z perspektywy ofiary i oprawcy, gdyby tożsamość tajemniczego wielbiciela pozostała nieznaną, a jego ujawnienie było zaskoczeniem na końcu książki nie tylko dla Julii, ale też czytelnika. Niestety w „Cichym wielbicielu” od początku wiemy kto jest tytułową postacią, co mija się z celem, zmniejsza napięcie, likwiduje element niepokoju i uniemożliwia samodzielne poszukiwanie rozwiązywania.
Czytając książkę o takiej tematyce liczyłam bardziej na mroczny thriller, tymczasem autorka przedstawiła temat jakby był to dokument, czyli fakty na temat zjawiska, objawy, reakcje społeczeństwa. A gdzie emocje? Mnie najbardziej ich brakowało, przecież taka książka powinna mną wstrząsnąć, zaniepokoić, zapaść głęboko w pamięć. Gdy czytałam „W najciemniejszym kącie”, która to książka opowiadała o nerwicy natręctw i gnębieniu głównej bohaterki, lektura wywoła we mnie masę emocji, dreszcze i związała z bohaterami. Tymczasem przy „Cichym wielbicielu” nic takiego nie czułam, książka była dość ciekawa, szybko ją przeczytałam, ale na tym się kończy. Po tylu pozytywnych opiniach nastawiłam się na coś genialnego i srogo się rozczarowałam.
http://elen-magic-world.blogspot.com/2014/01/cichy-wielbiciel-olga-rudnicka.html
Julia to młoda, szczęśliwa kobieta. Ma wspaniałego chłopaka, przyjemną pracę, dobrych przyjaciół i całe życie przed sobą. Sielanka trwa jednak do czasu, gdyż pewnego dnia do dziewczyny przychodzi bukiet kwiatów od tajemniczego wielbiciela. Zaczyna się niewinnie i nic nie zwiastuje nadchodzących mrocznych dni. Adorator coraz bardziej się rozkręca, wysyła najpierw...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-23
W samym środku dnia gdzieś na odludziu z piskiem opon hamuje samochód, z którego wyskakuje kobieta, nastoletni chłopiec i satyr, czyli połączenie człowieka z kozłem, także w wieku nastoletnim. Za nimi nadciąga powoli niemal ślepy i głuchy potwór. Grupa kieruje się biegiem w stronę wzgórza, na którym wznosi się farma, złowrogie monstrum w końcu łapie trop i z rykiem rzuca się w pościg. A Obóz Herosów jest już tak blisko…
Kilka godzin wcześniej Percy przyjeżdża do domu na wakacje. Przez resztę roku mieszka w szkole z internatem dla trudnej młodzieży. Jego główny problemem są zarówno trudności w nauce jak i nieustanne sprowadzanie na siebie kłopotów. Ale czy to jego wina, że na wycieczce szkolnej nauczycielka zmienia się nagle w szaleńca i rzuca na niego z pazurami, po czym znika, a cała szkoła udaje, że taka osoba nigdy nie istniała? Cóż, w takich warunkach trudno być normalnym nastolatkiem. Tym bardziej że nawet po powrocie do domu oprócz kochającej mamy czeka na ciebie ojczym, Śmierdziel Gabe, który jest dokładnie taki, jak nazwa wskazuje.
„Złodziej pioruna” to pierwsza część serii o przygodach Percy’ego Jacksona autorstwa Ricka Riordana. Opowiada o chłopcu, który w wieku dwunastu lat dowiaduje się, że jest herosem, a spotkanie bogów na Ziemi nie jest niczym dziwnym, jeśli wiesz gdzie ich szukać. Riordan kreuje rzeczywistość, w której świat śmiertelników jest nierozerwalnie związany ze światem bogów. Dotychczas mimo wielu rekomendacji wydawało mi się, że ze względu na wiek bohaterów seria ta wyda mi się zbyt dziecinna i nie odniosę przez to przyjemności z lektury. Na szczęście okazało się być zupełnie inaczej, gdyż perypetie Percy’ego, jego przyjaciela z kopytami i nad wyraz mądrej towarzyszki wciągają i bawią. Pisząc te słowa uświadamiam sobie podobieństwo bohaterów do sławnego trio z „Harry’ego Pottera” i choć serii Rowling nic nie dorówna, to Riordan także tworzy oryginalny świat i charakterystycznych młodych bohaterów.
Wielkim plusem jego książek jest poczucie humoru, które przejawia się na każdym kroku, a to w komicznych sytuacjach, a to w dialogach. Poza tym bieg akcji zaskakuje, co jest dość niespodziewane w powieści skierowanej docelowo do młodszych nastolatków. W świecie przedstawionym pojawia się wielu bohaterów znanych z mitologii, zarówno bogów jak i potworów, a także mityczne miejsca, takie jak Kraina Zmarłych czy Olimp, przedstawione w barwny, niezwykle obrazowy sposób. Riordan z łatwością posługuje się słowem pisanym, język jego powieści jest lekki, trafiający do czytelnika, a przy tym wiele przekazujący. Czytelnik może dokładnie wyobrazić sobie świat książki, a jednocześnie nie zmęczyć się natłokiem opisów. Życzę innym pisarzom, by każda książka była tak wciągająca jak proza Riordana.
http://elen-magic-world.blogspot.com/2013/12/zodziej-pioruna-rick-riordan.html
W samym środku dnia gdzieś na odludziu z piskiem opon hamuje samochód, z którego wyskakuje kobieta, nastoletni chłopiec i satyr, czyli połączenie człowieka z kozłem, także w wieku nastoletnim. Za nimi nadciąga powoli niemal ślepy i głuchy potwór. Grupa kieruje się biegiem w stronę wzgórza, na którym wznosi się farma, złowrogie monstrum w końcu łapie trop i z rykiem rzuca...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Weronika to szesnastolatka zmęczona toksycznymi relacjami zarówno w domu jak i w szkole. Z jednej strony matka, która się nią nie interesuje, wiecznie dokuczający i wytykający wszystkie błędy brat i ojciec, a z drugiej brak znajomych poza jedną najlepszą przyjaciółką, która myśli tylko o sobie i doprowadza Weronikę do depresji swoim gadaniem. Początkiem zmian staje się wycieczka z inną klasą, podczas której dziewczyna poznaje sympatycznego chłopaka o imieniu Łukasz, który wydaje się być nią zainteresowany. Dziewczyna jest uszczęśliwiona i ma nadzieję na rozwój tej znajomości i owszem, rozwój sytuacji następuje, ale w innym kierunku niż się Weronika spodziewała. Kończy się na tym, że dziewczyna podczas ferii zimowych wyjeżdża na warsztaty teatralne, nie mając pojęcia o teatrze, a co więcej, wcale nie zainteresowana tematem.
Ewa Nowak to jedna z moich ulubionych autorek, a jej książki kupuję w ciemno, podobnie było z „Bransoletką”. Powieść ta nie należy do serii „miętowej”, została wydana nakładem innego wydawnictwa i faktycznie można zauważyć nieco inną konstrukcję powieści. Przede wszystkim mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową, „Bransoletka” jest napisana w formie dziennika. Dzięki temu mamy dostęp do wszystkich myśli i uwag dziewczyny, a że jest ona osobą dość zbuntowaną i przynajmniej początkowo negatywnie nastawioną do wszystkiego, jej przemyślenia mogą irytować. Łączy się z tym kwestia typowego dla nastolatków, potocznego języka, który nie do końca przypadł mi do gustu.
Ale koniec uwag technicznych, przejdźmy do treści. Jak zawsze fabuła niesamowicie wciąga, gdy już zaczęłam, nie mogłam odłożyć książki aż do poznania zakończenia. Swoją drogą zauważyłam, że tylko polskie książki poruszające tematykę codziennego życia młodzieży tak mnie pochłaniają, z zagranicznymi jest zupełnie inaczej. Może dlatego, że realia są nam bliższe? Łatwo jest utożsamić się z postaciami kreowanymi przez autorkę, ich marzeniami i problemami. Nie oznacza to, że darzyłam sympatią główną bohaterką, przez długi czas mnie ona denerwowała, w mojej głowie nieraz pojawiał się głosik krytykujący jej poczynania. Poza Weroniką pojawia się wiele innych postaci, akcja rozgrywa się na warsztatach i są to ich uczestnicy.
Bardzo charakterystyczna jest Salomea, która z początku wydaje się szalona, ale z czasem jej nauki robią wrażenie nawet na Weronice. Dziewczyna przechodzi powolną przemianę i zaczyna dostrzegać problemy w swoim codziennym życiu, stara się je zażegnać. Pojawia się niejednoznaczny wątek miłosny, który w powieści odgrywa nadrzędną rolę, ale też zupełnie niespodziewany, trudniejszy temat. „Bransoletce” nie brak też sytuacyjnego humoru, a perypetie nastolatków śledzi się z przyjemnością. Książka nie dorównuje najlepszym częściom serii miętowej, ale i tak jest całkiem dobra. Uwaga, wciąga!
http://elen-magic-world.blogspot.com/2013/12/bransoletka-ewa-nowak.html
Weronika to szesnastolatka zmęczona toksycznymi relacjami zarówno w domu jak i w szkole. Z jednej strony matka, która się nią nie interesuje, wiecznie dokuczający i wytykający wszystkie błędy brat i ojciec, a z drugiej brak znajomych poza jedną najlepszą przyjaciółką, która myśli tylko o sobie i doprowadza Weronikę do depresji swoim gadaniem. Początkiem zmian staje się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Ogród Kamili” to pierwsza część serii kwiatowej autorstwa Katarzyny Michalak, która jest jedną z moich ulubionych autorek i w ciemno sięgam po jej książki. Tak samo było ze wspomnianym tytułem, który nabyłam w pierwszym możliwym terminie, czyli na Targach Książki. Powieść opowiada o młodej kobiecie, tytułowej bohaterce, która wciąż wspomina tragiczne wydarzenia sprzed ośmiu lat, kiedy to zginęła w wypadku jej matka, a sporo starszy chłopak dziewczyny zostawił ją w tak ciężkich dla niej chwilach. Teraz Kamila ma 24 lata, żadnej pracy ani doświadczenia i mieszka z ciocią Łucją. W końcu postanawia ruszyć naprzód, a pierwszym jej krokiem jest poszukiwanie zatrudnienia, przy czym uda jej się wplątać w niemałe kłopoty. Uratuje ją z nich Jakub, który kiedyś porzucił dziewczynę i w ten sposób ukradkiem wkroczy do jej życia.
Powieściom Michalak nie sposób odmówić faktu, że wciągają, a ich lektura zwykle zajmuje jeden wieczór w porywach do dwóch, gdyż kto już zaczął lekturę nie będzie chciał jej przerwać z błahego powodu. Fabuła wręcz kipi od nagłych, niespodziewanych wydarzeń, można odnieść wrażenie, że wszystko co złe skupiło się na kilku postaciach, byle zatruć im życie. A to mafia, a to próba porwania i wywiezienia za granicę. Nie zabraknie więc dramatycznych zwrotów akcji i wielu nierozwikłanych wątków. Pojawia się sporo na pozór niezwiązanych ze sobą tajemnic, których rozwiązanie czytelnik bardzo chce poznać, a tymczasem okazuje się, że to już koniec książki i zostajemy z niczym poza ciekawością i poirytowaniem, że znowu trzeba czekać na kontynuację.
Instytucja głównej bohaterki nie jest zbyt wdzięcznym zajęciem, bo ile było książek, tak w ponad połowie z nich nie polubiłam zupełnie postaci kobiecej, a w ¼ z tych tytułów mnie ona irytowała/ śmieszyła/doprowadzała do szału/prowokowała niepochlebne komentarze pod nosem. Kamila należy do tej ¼ co jednak jest jakimś postępem, w końcu mogło być gorzej. Przez połowę książki jest jakaś taka rozlazła, zapłakana, z wiecznie podpuchniętymi oczami od łez wylewanych za beznadziejnym facetem, który ją porzucił osiem lat temu i okazał się… beznadziejnym facetem. Ile można? Trzeba mieć jednak trochę godności, a nie zawalać sobie całe życie z powodu mężczyzny, ale moja osobista opinia się tu nie liczy. Dlatego właśnie nie przepadałam za główną bohaterką, wolę silne postacie, a nie takie rozmemłane Bóg wie co.
Jednak taki właśnie był pomysł autorki na książkę, Kamila tęskni za złym mężczyzną, który nagle znowu zaczyna się mieszać do jej życia. O ile mogę kwestionować rozsądek głównej bohaterki, o tyle kolejne wydarzenia rozgrywające się na kartach książki są naprawdę emocjonujące. Tyle zagadek z przeszłości, niewyjaśnionych motywów postępowania bohaterów, a wszystkie te tajemnice się ze sobą łączą, tego mamy świadomość i ona jeszcze bardziej potęguje nasze zainteresowanie. Oprócz Jakuba w powieści pojawia się kolejny męski bohater, Łukasz, którego zachowanie czasem mnie śmieszyło, jednak zyskał moją sympatię i bardzo mu kibicuję w jego poczynaniach.
„Ogród Kamili” to naprawdę świetna książka i proszę się nie zrażać moimi narzekaniami na główną bohaterkę, bo jak często zdarza mi się polubić takową? Rzadko, oj rzadko, więc nie świadczy to o wartości książki. „Ogród Kamili” nieustannie trzyma w napięciu i na każdym kroku zaskakuje rozwojem akcji, „przewidywalna” to ostatnie słowo jakim można by opisać tę książkę. Ale jak można przerwać opowieść w takim momencie? Dobrze, że „Zacisze Gosi” już niedługo.
http://elen-magic-world.blogspot.com/2014/01/ogrod-kamili-katarzyna-michalak.html
„Ogród Kamili” to pierwsza część serii kwiatowej autorstwa Katarzyny Michalak, która jest jedną z moich ulubionych autorek i w ciemno sięgam po jej książki. Tak samo było ze wspomnianym tytułem, który nabyłam w pierwszym możliwym terminie, czyli na Targach Książki. Powieść opowiada o młodej kobiecie, tytułowej bohaterce, która wciąż wspomina tragiczne wydarzenia sprzed...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-26
Hylas i jego siostra są Osobnymi co oznacza, że urodzili się poza wioską, nie mają Przodków i traktowani są przez resztę społeczności z pogardą. Po ataku czarnych wojowników, którzy najwyraźniej szukają im podobnych, Hylas musi uciekać, by ocalić życie, a przede wszystkim odnaleźć swoją siostrę Issi. Z pomocą przyjaciela udaje mu się ujść pościgowi, a jego dalszą drogą i kolejnymi wydarzeniami zdaje się kierować przeznaczenie. Jednocześnie Pirra, która od zawsze mieszkała w Domu Bogini, zostaje wysłana do Lykonii, aby wyjść za mąż za syna tamtejszego wodza i przypieczętować sojusz między krajami. Dziewczyna była okłamywana przez matkę, że w końcu będzie mogła zakosztować wolności, więc decyzja o podróży jest dla niej szokiem i powodem do buntu.
„Bogowie i wojownicy” to pierwsza część cyklu o przygodach Hylasa i Pirry w starożytnej Grecji sprzed 3.5 tysiąca lat, czyli w czasie trwania epoki brązu. Książka skierowana jest głównie do nastoletniego odbiorcy, ale może spodobać się zarówno dzieciom, ze względu na wartką akcję i wciągające perypetie bohaterów, jak i dorosłym, którzy lubią oryginalne konstrukcje świata przedstawionego, bo taką tu znajdą. Autorka przenosi czytelnika do czasów, które rzadko są opisywane w książkach i przedstawia historię, która łączy w sobie realny świat prawdziwych ludzi, wojowników, ze światem kierujących ich losem bogów.
„Bogowie i wojownicy” zaczyna się w samym środku zdarzeń, czytelnik nie wie ani o czym jest książka, ani co się przed chwilą wydarzyło. Oceniając powieść po kilkunastu stronach wydawało mi się, że wiem czego mogę się z grubsza spodziewać: typowej przygotówki dla młodszych dzieci, która raczej nie ma szans zrobić odpowiedniego wrażenia na osobie niemal dorosłej. Jednym słowem, byłam dość sceptyczna, jak często mi się zdarza przy początku książki. Jednak w miarę pokonywania kolejnych stron moje myśli zmieniły się w dopingowanie bohaterów i pouczanie ich, bo w końcu czytelnik zawsze jest mądrzejszy od postaci książkowej i lepiej wie, co powinna uczynić. Tak czy inaczej, bardzo zaangażowałam się w poczynania Hylasa, Pirry i mojego ulubionego bohatera, uwaga, uwaga, delfina!
Nie spodziewałam się po książce dla dzieci tak fantastycznego i zgrabnego poprowadzenia akcji. Autorka przedstawia wydarzenia z perspektywy kilku bohaterów, a jednym z nich jest zwierzę, czyli delfin. Może się to wydawać dziwne, ale wypadło świetnie, gdyż umożliwia spojrzenie na świat ludzi z zupełnie innej perspektywy. Poza tym nadaje klimatu tajemniczości, gdyż rozgrywające się wydarzenia mają głębszy, na razie nam nie znany sens. Nawet zakończenie nie rozwiewa wszystkich wątpliwości, a wręcz sprawia wrażenie, że to był dopiero początek przygody. Michelle Paver ma oryginalny pomysł na cykl i kreuje zupełnie nowy świat przedstawiony, który może wydać się miłą odmianą na tle wielu współczesnych powieści. Jednak siła książki tkwi przede wszystkim w tajemniczym, magicznym nastroju, jaki spowija czytelnika podczas lektury. Polecam, nie tylko najmłodszym.
http://elen-magic-world.blogspot.com/2013/11/bogowie-i-wojownicy-michelle-paver.html
Hylas i jego siostra są Osobnymi co oznacza, że urodzili się poza wioską, nie mają Przodków i traktowani są przez resztę społeczności z pogardą. Po ataku czarnych wojowników, którzy najwyraźniej szukają im podobnych, Hylas musi uciekać, by ocalić życie, a przede wszystkim odnaleźć swoją siostrę Issi. Z pomocą przyjaciela udaje mu się ujść pościgowi, a jego dalszą drogą i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-10-01
Hazel to szesnastolatka chora na raka, która według lekarzy powinna umrzeć już kilka lat temu, jednak wciąż trzyma się życia. Nie chodzi do szkoły, większość czasu spędza w domu, a poruszać musi się wraz ze zbiornikiem na tlen, który umożliwia jej oddychanie. Jedne z jej nielicznych aktywności to spotkania grupy wsparcia, na które bynajmniej nie chodzi z własnej woli. Zajęcia są co najmniej przygnębiające, gdy widzisz brak kolejnych osób, oto skutek uboczny umierania. Jednak pewnego dnia dziewczyna podczas spotkania poznaje intrygującego chłopaka, Augustusa. Towarzyszy on swojemu przyjacielowi, bo choć kiedyś również był chory, udało mu się zwalczyć raka.
„Gwiazd naszych wina” opisuje tworzącą się między dwojgiem nastolatków nić porozumienia, początkowa fascynacja przeradza się z czasem w głębsze uczucie. Ich historia jest piękna i wzruszająca, ale nie do przesady, bo miłość przeplata się z tragediami, walką z chorobą i refleksjami na temat sensu życia. Powieść Johna Greena nie jest kolejną przesłodzoną bajką o nastoletniej miłości, w której bohaterowie spijają sobie lukier z ust, lecz dużo bardziej prawdziwą i przemawiającą do czytelnika opowieścią. Charakteryzuje ją spora ilość ciętego humoru, za pomocą którego bohaterowie zamiast użalać się nad sobą, ironizują i kpią ze swojego życiowego pecha. Czyni to ich bardziej realnymi i ludzkimi, podczas lektury wytwarza się specyficzna więź między postaciami a czytelnikiem.
„Gwiazd naszych wina” charakteryzuje się nieprzewidywalnymi zwrotami akcji w różnych wątkach, jeden z nich jest szczególnie mocno powiązany z życiem bohaterów. Dotyczy ulubionej książki Hazel, która także opowiada o dziewczynie chorej na raka i jej bliskich. Hazel za wszelką cenę chce poznać zakończenie, a uwielbieniem do powieści zaraża Augustusa. Śledzenie losów nastolatków było dla mnie fascynującym doświadczeniem, łączące ich uczucie jest tak prawdziwe i naturalne, a Augustus to prawdziwy ideał. Jednocześnie wielką sympatią darzę Hazel, co jest zaskakujące, gdyż zwykle kobiece bohaterki po prostu mnie denerwują.
John Green opisując trudny temat jakim jest śmiertelna choroba zachowuje równowagę między wyczuciem a dość bezpośrednimi uwagami, nie znajdziemy w jego powieści niepotrzebnego patosu, przy jednoczesnej głębi całej historii. Green przedstawia osoby walczące z rakiem w innym świetle, bohaterowie nie tworzą listy „100 rzeczy, które muszę zrobić przed śmiercią”, choć oboje, jak każdy człowiek, boją się zapomnienia i tego, że ich odejście nie odciśnie piętna na świecie.„Gwiazd naszych wina” to książka romantyczna, ale nie pusta, wzruszająca, ale też wywołująca szeroki uśmiech na twarzy, bajkowa, ale jednocześnie do bólu prawdziwa, a zapadającymi w pamięć cytatami z niej można by wytapetować pokój. Jednym słowem wspaniała! John Green trafił także do mojego serca i już trzymam w rękach kolejną jego powieść, licząc na równie fascynującą historię.
http://elen-magic-world.blogspot.com/2013/11/gwiazd-naszych-wina-john-green.html
Hazel to szesnastolatka chora na raka, która według lekarzy powinna umrzeć już kilka lat temu, jednak wciąż trzyma się życia. Nie chodzi do szkoły, większość czasu spędza w domu, a poruszać musi się wraz ze zbiornikiem na tlen, który umożliwia jej oddychanie. Jedne z jej nielicznych aktywności to spotkania grupy wsparcia, na które bynajmniej nie chodzi z własnej woli....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-09-27
2013-09-11
Każdy zna „Anię z Zielonego Wzgórza”, na której wychowały się pokolenia młodych kobiet, jednak nie każdy słyszał o „Błękitnym zamku”, który również wyszedł spod pióra Lucy Maud Montgomery. O ile ta pierwsza, dużo bardziej znana książka, opowiada o dojrzewaniu kilkunastoletniej dziewczynki, o tyle w „Błękitnym zamku” mamy do czynienia z dorosłą bohaterką, Valancy Stirling. Dwudziestodziewięcioletnia kobieta, określana przez bliskich wstydliwym mianem „starej panny” nie ma szczęśliwego życia, od zawsze podporządkowuje się despotycznej, oschłej matce i znosi złośliwe docinki reszty krewnych. Wykonuje codzienne, bezsensowne obowiązki nie wkładając w nie serca i marzy o prawdziwej miłości, w wyobraźni ucieka do wymyślonego Błękitnego Zamku, gdzie czeka na nią kochający mężczyzna.
Pewnie Valancy do końca życia męczyłaby się jak ptaszek zamknięty w zbyt ciasnej klatce, jednak pewne zdarzenie odmienia jej dotychczasowe spojrzenie na świat. Gdy dowiaduje się, że nie pozostało jej tak wiele czasu, postanawia dobrze go wykorzystać i umrzeć w przeświadczeniu, że zrobiła co mogła, by uczynić swoje ostatnie chwile szczęśliwymi. Dlatego opuszcza rodzinny dom i udaje się do jaskini smoka, czyli domostwa odrzuconego przez religijnych, porządnych Stirlingów Ryczącego Abla, pijaka, który sam opiekuje się chorą córką. Valancy udziela im pomocy, nie przejmując się groźbami rodziny, a przy okazji coraz bardziej wikła się w znajomość z mężczyzną, cieszącym się w mieście złą opinią.
Dopiero po zerwaniu duszących więzów z rodziną Valancy pokazuje, jaki uparty, barwny charakterek w sobie skrywała. Kobieta wykracza poza swoje czasy, przeciwstawiając się fałszywości, powszechnej hipokryzji, osądzaniu ludzi po pozorach. W dowcipny sposób wyśmiewa zaściankowość społeczeństwa i wady swoich krewnych, kpiąc z ich nieskrywanego poczucia wyższości. Autorka w „Błękitnym zamku” pokazuje się z zupełnie innej strony, powieść to udana satyra na ówczesne społeczeństwo. Nie sposób nie uśmiechnąć się pod nosem, czytając o zapatrzonych w czubek własnego nosa ludziach, którzy bulwersują się słysząc prawdę o sobie. Tak naprawdę Valancy to jedyna osoba mówiąca na głos to co myśli, za co określana jest mianem wariatki.
„Błękitny zamek” to powieść dla dziewcząt i kobiet z akcją rozgrywającą się między XIX a XX wiekiem, pod względem tematyki i klimatu można ją porównać do dzieł sióstr Bronte, jednak w przeciwieństwie do nich Montgomery wyśmiewa skrajnie konserwatywne poglądy. Zaskakuje jej dystans do praw rządzących światem, poczucie humoru i charakterek głównej bohaterki, one są największymi atutami książki. Jednocześnie „Błękitny zamek” opowiada o romantycznej miłości, o jakiej marzy każda kobieta, niosąc przy tym pełną dawkę optymizmu i przesłanie, że nigdy nie jest za późno, by zmienić swoje życie.
http://elen-magic-world.blogspot.com/2013/11/bekitny-zamek-lucy-maud-montgomery.html
Każdy zna „Anię z Zielonego Wzgórza”, na której wychowały się pokolenia młodych kobiet, jednak nie każdy słyszał o „Błękitnym zamku”, który również wyszedł spod pióra Lucy Maud Montgomery. O ile ta pierwsza, dużo bardziej znana książka, opowiada o dojrzewaniu kilkunastoletniej dziewczynki, o tyle w „Błękitnym zamku” mamy do czynienia z dorosłą bohaterką, Valancy Stirling....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-09-08
2013-09-06
2013-09-01
Jacob od dziecka słyszał straszne historie o potworach, obrzydliwych bestiach, opowiadane mu przez dziadka, który chętnie wracał też do czasów, gdy mieszkał w sierocińcu w Walii. Opisywał tamtejsze osobliwe dzieci, niektóre z nich były niewidzialne, umiały lewitować, miały niezwykłą siłę, na tyle dużą, by przenosić potężne głazy. Chłopiec był zafascynowany opowieściami dziadka, jednak w miarę dorastania pojawiły się wątpliwości i Jacob przestał wierzyć w niesamowite historie. Jego dziadek, Abraham, cierpiał na manię prześladowczą, miał szafę pełną broni i spodziewał się ataku, co dla członków jego rodziny było niezrozumiałe. Uważali, że Abraham Portman jest po prostu chory psychicznie i należy mu się wyrozumiałość. Jednak pewnego dnia, który podzielił życie Jacoba na Przed i Po, chłopiec uwierzył w podstawność słów dziadka. Abraham Portman został wówczas zagryziony na śmierć przez dzikie psy, jak orzekli rozsądni, jednak chłopiec na własne oczy widział straszliwego potwora. Od tego czasu sam zmagał się z koszmarami i strachami, aż pewnego dnia postanowił wyruszyć do sierocińca, w którym wychował się jego dziadek i poznać prawdę.
„Osobliwy dom pani Peregrine” autorstwa Ransoma Riggsa interesował mnie już od dawna, pozytywne recenzje zachęcały, a książka wydawała się nietuzinkowa. Faktycznie taka jest, a chyba największą zaletą i wyróżniającym ją elementem są zamieszczone w książce fotografie. Przedstawiają one opisywane przez Abrahama Portera niezwykłe dzieci i nie tylko, ilustrują kolejne przygody Jacoba i spotykanych przez niego bohaterów. Zdjęcia są tajemnicze, mroczne, trochę niepokojące, wprowadzają tajemniczy klimat i idealnie uzupełniają tekst. A co do samej historii, akcja rozgrywa się jednocześnie w czasach współczesnych i podczas II wojny światowej. Nie należy wyrabiać sobie zdania, że jest to książka historyczna. Nie opisuje ona prawdziwych wydarzeń, a jedynie poczynania fikcyjnych postaci w tamtym okresie. Jest to trochę thriller, głównie powieść fantastyczna, opisująca świat niewidoczny dla przeciętnych śmiertelników oraz ma w sobie coś z powieści przygodowej dla młodzieży.
Obecnie fantastyka dla młodzieży kojarzy się głównie z istotami nadprzyrodzonymi, czyli wilkołakami, wampirami, aniołami czy demonami lub ludzkimi bohaterami, ale obdarzonymi paranormalnymi mocami. Pod tym względem powieść Ransoma Riggs’a jest oryginalna, gdyż główną rolę odgrywają w niej osobliwe dzieci. Więcej na ich temat nie zdradzę, historię ich pochodzenia i pozostałe tajniki ich ukrytego świata poznacie na kartach powieści. W „Osobliwym domu pani Peregrine” występuje nawet wątek podróżowania w czasie, co może dodatkowo zainteresować niektórych, tym bardziej że został potraktowany w ciekawy sposób. Bardzo spodobał mi się pomysł autora na powieść, jednak mam także co do niej pewne zastrzeżenia. Spodziewałam się, że książka będzie bardziej straszna, w końcu te zdjęcia robią wrażenia i sprawiają upiorne wrażenie. Tymczasem otrzymałam książkę dla nastolatków, łatwo można wyczuć, że jest ona skierowana właśnie do tego grona czytelników. Podobnie jak w młodzieżowych powieściach Zafona bohaterowie są bardzo młodzi, a ich sposób myślenia i postrzegania świata znacznie odbiega od tego oczekiwanego przeze mnie, wolałabym, gdyby książka była bardziej dojrzała. Wiek Jacoba to według mnie jej największy mankament.
Poza tym reszta bohaterów też nie zrobiła na mnie spodziewanego dużego wrażenia. Są oni ciekawi tylko dzięki swoim niezwykłym zdolnościom i historiom, jednak nie mają wyróżniających się charakterów, są dość nijacy. W powieści pojawia się też wątek miłosny, który jest bardzo młodzieżowy i może się nie spodobać starszym czytelnikom, dla mnie był nudny i odniosłam takie samo wrażenie jak czytając o miłościach w książkach Zafona, a za tymi elementami u niego nigdy nie przepadałam. Chyba tylko bohaterowie i ich niedojrzałość mi w „Osobliwym domu pani Peregrine” nie przypadły do gustu. Poza tym historia jest bardzo oryginalna i ciekawa. Początkowo akcja rozwija się dość wolno, ale gdy już się rozkręci, to nie można narzekać na brak nieprzewidzianych wypadków, autorowi udało się mnie zaskoczyć rozwojem historii. Myślałam też, że książka jest historią jednotomową, a pod koniec okazało się, że fabuła nie doczekała się zakończenia i mogę się spodziewać kontynuacji. Została ona już potwierdzona przez autora, druga część „Osobliwego domu pani Peregrine” pojawi się w 2014 roku.
http://elen-magic-world.blogspot.com/2013/09/osobliwy-dom-pani-peregrine-ransom-riggs.html
Jacob od dziecka słyszał straszne historie o potworach, obrzydliwych bestiach, opowiadane mu przez dziadka, który chętnie wracał też do czasów, gdy mieszkał w sierocińcu w Walii. Opisywał tamtejsze osobliwe dzieci, niektóre z nich były niewidzialne, umiały lewitować, miały niezwykłą siłę, na tyle dużą, by przenosić potężne głazy. Chłopiec był zafascynowany opowieściami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-08-30
Historia miłosna pewnego milionera i jego sekretarki rozpoczęła się w Ameryce na początku XX. stulecia. David Parkin poszukiwał asystentki, a na jego ofertę odpowiedziała młoda kobieta pochodząca z arystokracji Wielkiej Brytanii. Mężczyznę od początku zauroczyła powaga, duma i uroda Mary Anne Chandler. Do tego stopnia, że postanowił ją zdobyć. Przystojny David także nie był obojętny dziewczynie, więc ich związek nie był wielkim zaskoczeniem, nie dla czytelnika, który od początku widzi, co się kroi między tym dwojgiem. Ich miłość rozkwita, ale zostaje wystawiona na wiele prób i cierpienia, z którymi oboje będą musieli się zmierzyć.
Richard Paul Evans znany jest mi już z książki „Obiecaj mi”, która była dość przyjemna, ale wrażenia na mnie nie zrobiła. „Zegarek z różowego złota” postanowiłam przeczytać jakby przypadkiem, nie miałam co do niego wielkich oczekiwań ani nadziei. Nawet nie znałam zarysu fabuły, więc sięgnęłam po lekturę całkowicie w ciemno. Trudno powiedzieć o czym książka jest, gdyż nie ma w sobie nic na tyle charakterystycznego, żeby o tym wspominać. Ot taka historia o miłości sprzed stu lat, o której przypomina będący prezentem ślubnym wielki zegar. Motyw zegarów i czasu odgrywa w książce Evansa ważną rolę, gdyż główny bohater zbiera i sprzedaj te urządzenia. Jednak po co autor porusza taki temat, czemu to ma służyć? Nie mam zielonego pojęcia. Chyba po to, żeby zrobić wrażenie na czytelniku, skłonić go do zamienienia się w małego filozofa i wzdychania nad upływem czasu i marnością ludzkiego istnienia. Zawsze jak Evans o czymś pisze wydaje mi się, że robi to dlatego, że powinno się poruszyć jakiś temat, bo inaczej nie będzie o czym pisać.
No bo po co opisywać historię miłości Mary Anne i Davida Parkina? Dwoje ludzi poznaje się, zakochuje w sobie, bierze ślub i ma dziecko, nie omijają ich problemy, choroby, nawet przestępstwo w tle się przeplata. Ale takich książek jest mnóstwo, więc po co kolejna? Evans podkreśla dar życia, czasu i inne takie czym w ogóle mnie nie przekonuje, a wręcz irytuje, taka pseudo-filozofia. W dodatku książka ma zaledwie 200 stron, więc już kompletnie nie widzę sensu jej napisania, a czytania tym bardziej, nic ciekawego tutaj czytelniku nie znajdziesz. Bohaterowie są nijacy, doskonali, wyidealizowani. Ich miłość jest piękna i kryształowa, poświęcają się dla dobra przyjaciół, wybaczają wrogom. Takie ideały są bardzo mało realne i ciekawe. Bohaterowie nie są mocną stroną powieści, ale w sumie żądnych dobrych stron tu nie znalazłam.
A zakończenie to w ogóle jest najlepsze. Mętne i niezrozumiała słowa z pierwszych stron doczekują się równie dziwnego i bezsensownego wyjaśnienia, z cyklu „klub młodego filozofa”. Przeraża mnie przenikliwość wykreowanego przez autora bohatera. Zakończenie z czasów bliższych współczesnym jeszcze bardziej mnie zdezorientowało i zirytowało. Cała historia i wplatanie nie wiadomo po co motywu zegarów okazała się niewypałem. Przeczytałam ją tylko dla tego, że szybko się czytało i język był prosty w odbiorze, więc nie musiałam się za bardzo wysilać. Bieg wydarzeń można było z góry przewidzieć, co jest kolejną wadą książki. Nie polecam, bo nie znajdziecie w niej nic ciekawego i wartego uwagi, „Zegarek z różowego złota” to historia jakich wiele.
http://elen-magic-world.blogspot.com/2013/09/zegarek-z-rozowego-zota-richard-paul.html
Historia miłosna pewnego milionera i jego sekretarki rozpoczęła się w Ameryce na początku XX. stulecia. David Parkin poszukiwał asystentki, a na jego ofertę odpowiedziała młoda kobieta pochodząca z arystokracji Wielkiej Brytanii. Mężczyznę od początku zauroczyła powaga, duma i uroda Mary Anne Chandler. Do tego stopnia, że postanowił ją zdobyć. Przystojny David także nie był...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kopciuszek już uciekł z pałacu od przystojnego księcia, zdążył zgubić stopę i rozwścieczyć złą królową. Teraz siedzi w więzieniu, ale nie należy się zbytnio niepokoić, gdyż lada chwila ucieknie na statek kosmiczny z przypadkowo poznanym nieznajomym. Skoro mamy Kopciuszka, gdzież podziewa się Czerwony Kapturek i zły Wilk? Znajdziemy ich gdzieś we Francji, a konkretnie w miasteczku Rieux. Rudowłosa Scarlet pracuje na farmie swojej babci, zajmując się głównie uprawą warzyw. Jej życie jest bardzo spokojne i jednostajne, aż do czasu gdy jej ukochana babcia zostaje porwana, bo cóż innego mogło się z nią stać, przecież z własnej woli nie zostawiłaby wnuczki i gospodarstwa. Policja nie znajduje żadnych tropów, a dziewczyna jest zrozpaczona. Gdy poznaje w karczmie młodego mężczyznę o przydomku Wilk znajduje wsparcie w poszukiwaniach i wraz z nowym znajomym planuje udać się Paryża.
„Scarlet” Marissy Meyer to druga część Sagi Księżycowej. Stanowi kontynuację opowieści o Cinder i rozgrywa się w tym samym świecie w zaledwie kilkudniowym odstępie czasu od poprzedniego tomu. Jednak tym razem pojawia się kolejna główna bohaterka, którą jest tytułowa Scarlet, mająca uosabiać baśniowego Czerwonego Kapturka. Faktycznie da się w historii Meyer znaleźć coś z baśni braci Grimm, bo choć całość stanowi metaforę popularnej opowieści, mamy bardzo dosłownego Wilka i „wędrówkę przez las”. Wydawało mi się, że ciężko będzie realnie przedstawić fabułę w taki sposób, by jednoznacznie kojarzyła nam się z baśnią ze względu na nowoczesność świata przedstawionego. Moje obawy były nieuzasadnione, bo jak widać nawet w cywilizowanym świecie nie brakuje agresji i zwierzęcości.
Autorka zgrabnie pozwala nam śledzić na zmianę losy Scarlet i Cinder. Początkowo nie byłam zachwycona tym zabiegiem, wydawało mi się, że bardziej zaciekawi mnie opowieść o Czerwonym Kapturku i będzie mi brakować scen z jego udziałem. Tymczasem dawka proponowana przez autorkę okazała się dobrze wyważona i przestałam mieć co do niej zastrzeżenia. Jeśli chodzi o główne bohaterki, mimo wszystko bardziej lubię Cinder, która jest zabawna i skora do działania, bo Scarlet była aż nadto energiczna i w gorącej wodzie kąpana, jej naiwność może razić. Za to Wilk jak Wilk, nieprzewidywalny, nie da się do końca odgadnąć jego zamiarów. I tu zaczynają się rozbieżności z baśnią i poprzednią częścią, gdyż „Scarlet” jest dużo bardziej nieprzewidywalna od poprzedniczki. Na szczęście historia poszła własnym torem i już od drugiej połowy działo się nieźle, zaskoczyło mnie jak dobry pomysł miała autorka. Historie Kopciuszka i Kapturka nie tylko łączą się ze sobą, ale też oddziałują na cały świat przedstawiony.
Trudno się o coś do książki przeczepić, jednak nie będę ukrywać, że męczyłam ją prawie 2 tygodnie. Około dwusetnej strony zacięłam się i nijak nie mogłam ruszyć dalej, na szczęście zawzięłam się i zmusiłam do dalszej lektury. Efektem tego jakieś 100 stron później się wciągnęłam i mogłam być pod wrażeniem pomysłowości i kunsztu autorki. Nie pałam do Sagi Księżycowej miłością jak niektórzy i nie uważam jej za arcydzieło, ale jednak pomimo słabszych momentów generalnie dobrze się przy niej bawię. Niniejszym ogłaszam drugą część lepszą od poprzedniczki, za bardzo ciekawy i rozwijający się wątek o Lunarach.
http://elen-magic-world.blogspot.com/2013/07/scarlet-marissa-meyer.html
Kopciuszek już uciekł z pałacu od przystojnego księcia, zdążył zgubić stopę i rozwścieczyć złą królową. Teraz siedzi w więzieniu, ale nie należy się zbytnio niepokoić, gdyż lada chwila ucieknie na statek kosmiczny z przypadkowo poznanym nieznajomym. Skoro mamy Kopciuszka, gdzież podziewa się Czerwony Kapturek i zły Wilk? Znajdziemy ich gdzieś we Francji, a konkretnie w...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to