-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel12
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-02-13
2024-01-29
Sentymentalna podróż, bez dwóch zdań!
Gdybym pierwszy raz czytała Eragona - i to teraz, a nie te blisko 20 lat temu - pewnie byłabym bardziej surowa, bo to nie jest najlepsza książka, jaką przyszło mi mieć w rękach… choć najgorsza też nie jest. Jest po prostu - obiektywnie patrząc - średnia. Z naiwnie skonstruowanym bohaterem, prostą historią i masą, ale to masą inspiracji zaczerpniętych z innych książek oraz filmów.
Przeczytanie bolesne by nie było, ale pewnie zapomniałabym od razu po odłożeniu.
Z Eragonem problem jest taki, że to jest moje dzieciństwo i młodość. Choćbym nie wiem jak próbowała, nie jestem w stanie spojrzeć na niego bez cienia nostalgii. Choć jest w tej książce… coś. Coś kojarzącego się z prostym, beztroskim dzieciństwem. To nie jest dorosła, poważna fantastyka, która byłaby odkrywcza. I choć normalnie to byłby przytyk, ale dla Eragona to jest jego największa zaleta. Prostota. Naiwność. I dostarczenie czystej, niewymagającej rozrywki.
Im dłużej czytałam, tym więcej skojarzeń - na przykład z Tolkienem, ale i z Gwiezdnymi Wojnami (historia Eragona wypisz wymaluj Luke!) - tylko że to wcale mi nie przeszkadzało. Czasem śmieszyło, jednak to znowu zadziałało na korzyść Eragona - bo uczyniło to książkę jeszcze bardziej przystępną i czysto rozrywkową. Jedynie co, to po latach nie mogłam znieść Eragona jako postaci… taki nabzdyczony, wiecznie pakujący się w tarapaty ,,genialny” nastolatek specjalnej troski. Ale w sumie nawet to działa (choć przy momentach, gdy ten durny smark obrywał za swoją głupotę, to aż chciałam klaskać!), bo nawet jeśli gnojka nie polubiłam, tak ze swoją dziecięcą naiwnością wpasowuje się w cały klimat opowieści.
Eragon to trochę jak taki fanfik fana fantastyki wszelakiej, który zebrał wszystko to, co mu się podobało i wrzucił do jednej powieści. Ale nie próbował na siłę robić z tego poważnego dzieła. Nie. To jest tak samo durne i naiwne, jak na fanfik przystało. Czuć w tym serducho do fantastyki i jako niezobowiązująca, lekka (a czasem do pośmiania) lektura sprawdza się idealnie.
Sentymentalna podróż, bez dwóch zdań!
Gdybym pierwszy raz czytała Eragona - i to teraz, a nie te blisko 20 lat temu - pewnie byłabym bardziej surowa, bo to nie jest najlepsza książka, jaką przyszło mi mieć w rękach… choć najgorsza też nie jest. Jest po prostu - obiektywnie patrząc - średnia. Z naiwnie skonstruowanym bohaterem, prostą historią i masą, ale to masą inspiracji...
2023-01-10
Zapowiada się w porządku i chętnie sięgnę po kolejny tom - a to zupełnie nie moje klimaty!
Pupy nie urywa, ale jest uroczo i zabawnie, czasem całkiem w punkt. Jedyne, co mnie niepokoi to fakt, że jedna z bohaterek jest w podejrzany sposób napalona na kaiju...
Zapowiada się w porządku i chętnie sięgnę po kolejny tom - a to zupełnie nie moje klimaty!
Pupy nie urywa, ale jest uroczo i zabawnie, czasem całkiem w punkt. Jedyne, co mnie niepokoi to fakt, że jedna z bohaterek jest w podejrzany sposób napalona na kaiju...
2023-05-30
Manga dalej trzyma poziom - a powiedziałabym nawet, że z tomu na tom jest coraz lepiej!
Kuroe i Minami już jako tako odnajdują się w nowej sytuacji bycia oficjalnie parą. Kuroe co prawda nadal ma wątpliwości i trudno jej wyjść ze swojej skorupy kompleksów i strachów, ale wtedy poznaje nową koleżankę z klasy - Rairi. Zjawiskowo piękna dziewczyna wydaje się na początku potencjalną konkurentką... ale koniec końców dziewczyny się zaprzyjaźniają! Bo okazuje się, że mogą mieć ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż widać na pierwszy rzut oka.
W ogóle największym kopem do działania Kuroe nie było tak naprawdę uczucie do Minamiego, ale właśnie nowa przyjaciółka w tarapatach, którą Kuro chciała ratować za wszelką cenę. Kolejnym plusem jest na pewno to, że ta manga nie zapomina, że ludzie są różni. I tak, są ludzie podli, którzy wyśmieją i wykorzystają nie mając przy tym żadnych wyrzutów sumienia. Ale są też i ci dobrzy, którzy może nie zawsze po główce pogłaszczą, może czasem też się ponabijają albo nie zrozumieją, jednak gdy będzie taka potrzeba to pomogą i staną za tobą.
P.S. A gdzie jest hot wujek ja się pytam?
Manga dalej trzyma poziom - a powiedziałabym nawet, że z tomu na tom jest coraz lepiej!
Kuroe i Minami już jako tako odnajdują się w nowej sytuacji bycia oficjalnie parą. Kuroe co prawda nadal ma wątpliwości i trudno jej wyjść ze swojej skorupy kompleksów i strachów, ale wtedy poznaje nową koleżankę z klasy - Rairi. Zjawiskowo piękna dziewczyna wydaje się na początku...
2023-03-21
Przy pierwszym tomie mówiłam, że choć urocze, to nie jest najwyższa półka i nijak zżyłam się z bohaterami.
Oh boy, jak ja chciałabym zawsze się tak mylić!
Drugi tom - choć nie miałam od niego wymagań i nie spieszyło mi się czytać - spodobał mi się zdecydowanie bardziej. I wciąż to wszystko dzięki relacji Kuroe i Minamiego, która jest autentycznie urocza w swojej niewinności, ale też trochę skomplikowana. Bo pierwsza miłość to może i kwiatuszki i motylki, jednak przede wszystkim to dopiero uczenie się, co to w ogóle miłość i jak sobie z nią radzić.
I w tym Kuroe i Minami są świetni! Oboje starają się jak mogą, ale popełniają też błędy, nie potrafią się porozumieć, czasem się irytują na siebie nawzajem, bo ,,przecież się staram!" Wszystko rozbija się o to, aby ze sobą szczerze porozmawiać, tylko że to też wymaga od groma odwagi.
A żeby nie było za prosto, to dorzućmy jeszcze przyszywanego wujka, który po wujkowemu robi Kuroe wstyd przed jej sympatią... i oczywiście będzie miał na oku Minamiego! Bo przecież chłopcy to szczwane bestie, tylko czyhające na niewinne dziewczyny!
Jeszcze za jeden plus uznaję fakt samego zamieniania się bohaterki w potwora. Na początku miałam to za dość oryginalną metaforę dojrzewania... jednak okazuje się, że stoi za tym coś więcej!
Przy pierwszym tomie mówiłam, że choć urocze, to nie jest najwyższa półka i nijak zżyłam się z bohaterami.
Oh boy, jak ja chciałabym zawsze się tak mylić!
Drugi tom - choć nie miałam od niego wymagań i nie spieszyło mi się czytać - spodobał mi się zdecydowanie bardziej. I wciąż to wszystko dzięki relacji Kuroe i Minamiego, która jest autentycznie urocza w swojej...
2023-11-02
It’s over 9000 na 10
Czy najrozsądniejszym byłoby pozbycie się Piccolo raz na zawsze, nawet za cenę życia Kamiego? Logicznie rzecz biorąc - tak! Tylko że Goku używa własnej logiki, która czasem może porażać… ale i tak zazwyczaj działa!
Choć nie uprzedzajmy faktów, kim w przyszłości stanie się Piccolo Junior i jaką jeszcze rolę odegra.
Pojedynek, który tytuł tomiku - Starcie potęg - opisuje idealnie. Nawet jeśli Piccolo dał się parę razy podejść Goku, to sam też w tym względzie nie pozostał dłużny. To przeciwnik, który może być sobie pewny siebie, ale też jednocześnie uszy się i tak jak jego ojciec - niweluje wcześniej popełnione błędy, rozwijając się w jeszcze bardziej niebezpiecznego wroga niż sam Piccolo Daimao.
Tylko że Goku też nie pozostał w tyle przez te trzy lata i nadal chce pokonać go samodzielnie. W dużej mierze przez chęć wygrania Turnieju (mówiłam o jego logice…), jednak nie da się zaprzeczyć, że to jest sprawa tylko między tą dwójką i nikt inny nie ma tu nic do gadania. I jeden, i drugi ostatnie lata spędził na treningu właśnie dla tej chwili
I, o cholercia, było warto! Miałam też wrażenie, że i sam Piccolo dobrze się bawił - bo to naprawdę pojedynek równego z równym. Choć, jak twierdzi, Goku ma jedną poważną słabość, której Piccolo nie nie boi się wykorzystywać - skrupuły i sentyment. Choć czy powinien narzekać? Gdyby Goku nie zależało na przyjaciołach i ludziach ogólnie, to Piccolo mógłby mieć o wiele gorszą przeprawę…
Swoją drogą, to trochę zabawne, że Piccolo wytyka Goku skrupuły jako jego największą słabość… a za parę lat sam stanie się obrońcą ludzkości, któremu - swoją drogą - bardziej będzie zależało na ludziach. I będzie wychodził z siebie za wszystkie durne akcje Goku, gdy ten dekiel będzie dla funu narażał Ziemię i przyjaciół…
It’s over 9000 na 10
Czy najrozsądniejszym byłoby pozbycie się Piccolo raz na zawsze, nawet za cenę życia Kamiego? Logicznie rzecz biorąc - tak! Tylko że Goku używa własnej logiki, która czasem może porażać… ale i tak zazwyczaj działa!
Choć nie uprzedzajmy faktów, kim w przyszłości stanie się Piccolo Junior i jaką jeszcze rolę odegra.
Pojedynek, który tytuł tomiku -...
2023-10-25
11/10
23. Turniej jest pierwszym i ostatnim, który reprezentował taki poziom. Wiadomo, że im dalej, tym bohaterowie będą silniejsi, jednak chyba żaden nie miał tak mocnego składu. Co jeden pojedynek to lepszy, każdy coś wnosił do historii i żaden z przegranych nie miał się czego wstydzić - nawet Yamcha, biorąc pod uwagę fakt, z kim tak naprawdę walczył.
A co najlepsze wśród zawodników znalazła się też Chi Chi… Powiem szczerze, że z czasem, gdy robi się z niej kura domowa, zapomina się trochę o tym, że ona też świetnie zna się na sztukach walki. Co prawda z takim składem nie miała większych szans - wśród najpotężniejszych wojowników, jakich poznaliśmy do tej pory - ale i tak jest jedną z niewielu kobiet, które w ogóle coś osiągnęły na Turnieju.
No i zdobyła upragnionego męża, więc na pewno nie ma na co narzekać!
Oczywiście tom wygrywa pojedynek Goku z Tienem. Można powiedzieć, że runda druga po ostatnim Turnieju. I jeśli wcześniej Tien wygrał dosłownie o włos, tak tym razem nie miał najmniejszych szans. Goku nie tylko urósł w siłę i zdobył niebywałą odporność - jego intuicja w walce też jeszcze bardziej się polepszyła!
Co można powiedzieć o Goku, to że może i w życiu codziennym jest kretynem (zresztą - oświadczył się publicznie Chi Chi nadal nie do końca pojmując, co to w ogóle jest ,,małżeństwo”), ale w walce potrafił używać głowy jak mało kto. A teraz, gdy miał za sobą lata treningów i doświadczenia to już nie jest tylko sprytny dzieciak, ale wojownik jak się patrzy, którego należy brać na poważnie.
No i jak mogłabym nie wspomnieć o Piccolo! Co prawda główna walka z Goku jeszcze przed nim, ale już teraz szacun za to, że docenił Kuririna. Arogancki z niego dupek? Tak, jednak nadal potrafi ocenić swoje możliwości i nie płacze, że ktoś ośmielił się go uderzyć.
11/10
23. Turniej jest pierwszym i ostatnim, który reprezentował taki poziom. Wiadomo, że im dalej, tym bohaterowie będą silniejsi, jednak chyba żaden nie miał tak mocnego składu. Co jeden pojedynek to lepszy, każdy coś wnosił do historii i żaden z przegranych nie miał się czego wstydzić - nawet Yamcha, biorąc pod uwagę fakt, z kim tak naprawdę walczył.
A co najlepsze...
2023-10-22
Na początku nie zaiskrzyło, ale później trochę się wciągnęłam.
Nie jest to książka oryginalna, która przepisuje gatunek na nowo. Powiedziałabym nawet w drugą stronę - bardzo standardowy bardziej thriller niż horror. Czy to źle? Ani trochę! Dobra rozrywka do wyłączenia się, chociażby do poduchy przed snem.
Choć bohaterka może co niektórych odrzucać (i co po niektórych głosach widzę, że faktycznie odrzuca). Dla mnie jednak była w punkt - niestabilna emocjonalnie, zdrowo popieprzona, do tego czasami myląca rzeczywistość ze swoimi schizofrenicznymi wymysłami, do tego zapominająca o pewnych rzeczach lub wprost je wypierająca, przez co czytelnik może czuć się nie mniej zagubiony niż Lynnette. I choć lubię dostawać wskazówki, abym sama mogła tworzyć teorie o rozwiązaniu zagadki, tak tym razem zupełnie mi nie przeszkadzało, że czasem konkretnymi faktami dostawałam nieoczekiwanie w twarz dopiero po jakimś czasie.
Lynnette to naprawdę mocno zaburzona osoba, która potrafi nie dopuszczać do siebie faktów, które aktualnie nie pasują do jej przekonań. Może to irytować, ja natomiast dałam trochę się ponieść temu szaleństwu obserwowania perspektywy zaszczutego zwierzęcia, które nie wie, z której strony nadejdzie zagrożenie. I może nie jest to głębokie, za długo pewnie tego też nie zapamiętam, ale było wystarczająco wciągające na zabicie czasu przez kilka wieczorów. Sama intryga też była tylko pretekstem do czystej, krwawej rozrywki, której niektórzy potrzebują w bezpiecznym naleśniczku z koca w bezpiecznym domku.
Na początku nie zaiskrzyło, ale później trochę się wciągnęłam.
Nie jest to książka oryginalna, która przepisuje gatunek na nowo. Powiedziałabym nawet w drugą stronę - bardzo standardowy bardziej thriller niż horror. Czy to źle? Ani trochę! Dobra rozrywka do wyłączenia się, chociażby do poduchy przed snem.
Choć bohaterka może co niektórych odrzucać (i co po niektórych...
2022-07-24
Powiem szczerzę, że jak na taką ilość stron wchodziło mi opornie - może to wina stylu autorów, choć muszę przyznać, że spodobało mi się ich poczucie humoru. Przy dalszej lekturze trzymało mnie wiele ciekawostek i pobudzających wyobraźnię wizji ,,co by było gdyby", jednak poza tym - ciekawostkami właśnie - nie za wiele tu merytorycznej treści, której nie znalazło by się choćby w podręcznikach szkolnych.
Gdyby książka była dłuższa, pewnie siadłaby mniej, a tak widzę ją jako krótką ciekawostkę właśnie. Z jednej strony nic się nie straci, jeśli się ominie, ale z drugiej nie żałuję poświęconego czasu.
Powiem szczerzę, że jak na taką ilość stron wchodziło mi opornie - może to wina stylu autorów, choć muszę przyznać, że spodobało mi się ich poczucie humoru. Przy dalszej lekturze trzymało mnie wiele ciekawostek i pobudzających wyobraźnię wizji ,,co by było gdyby", jednak poza tym - ciekawostkami właśnie - nie za wiele tu merytorycznej treści, której nie znalazło by się...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-09-14
Co jak co, ale pan Pośpiech to umie w cliffhangery. Może i moja hałda wstydu ogromna, ale o drugim tomie Widm będę pamiętała!
Na pewno nie jest to najlepsza książka jaką czytałam, która wbiła mnie w fotel i pozostanie ze mną na lata. Za to przy czytaniu bawiłam się wyśmienicie i nawet jeśli nie wszystko mi się tam podobało, to z pełną premedytacją będę polecała wszem i wobec!
O ile taki np. Bóg Maszyna kupił mnie wykreowanym światem, tak Widma zdecydowanie stoją bohaterami. I tajemnicą, w której środek zostali wrzuceni. Powiem, że mało kiedy tak się wkręciłam, że historia sama w sobie ciągnęła mnie do lektury. Oczywiście na tym polega czytanie - na poznawaniu historii, ale w tym wypadku chodzi mi o ogromną ciekawość co się tam odjaniepawla.
Bo zaczyna się dość klasycznie, wiadomo kto jest ten dobry, kto jest ten zły. Szczególnie że całość można nazwać tak naprawdę ,,pamiętnikiem" głównego bohatera. Dopiero z czasem ta pewność co jest białe, a co czarne zaczyna się rozmywać, gdy sami bohaterowie dowiadują się o tej kabale coraz więcej. Czy ostatecznie na pewno stoją po tej dobrej stronie? A nawet jeśli nie, to czy będą w stanie lub w ogóle zechcą ją zmienić?
Ale i tak bez świetnych bohaterów każda historia w końcu się posypie! Ekscentryczny łowca nagród Van Eyck, nie mniej groźna Fadwa z parasolką, Idris człowiek-drzewo (i tak to kocham za rozwiązanie sprawy z tym babsztylem) i biedny Redd, który nie tylko stara się przeżyć, ale w międzyczasie też musi dorosnąć.
A to wszystko podlane westernowym sosem z solidnym dodatkiem fantastyki. No ja brałam w ciemno i nie żałuję! Choć mam jedną rzecz, do której muszę się przyczepić, choć może to być wina edycji wersji elektronicznej - tekst to miejscami przemielona kaszanka pacnięta na ścianę. Posklejane słowa, randomowo dzielone akapity, braki w interpunkcji. Niby wiem, że to żadne duże wydawnictwo... ale irytowało.
Co jak co, ale pan Pośpiech to umie w cliffhangery. Może i moja hałda wstydu ogromna, ale o drugim tomie Widm będę pamiętała!
Na pewno nie jest to najlepsza książka jaką czytałam, która wbiła mnie w fotel i pozostanie ze mną na lata. Za to przy czytaniu bawiłam się wyśmienicie i nawet jeśli nie wszystko mi się tam podobało, to z pełną premedytacją będę polecała wszem i...
2022-06-08
Piekło Kosmosu nie każdemu musi się spodobać - od tego chyba muszę zacząć.
Nie wiem ile osób kojarzy serial Andromeda z Kevinem Sorbo - albo przyjmowało się tę konwencję i dobrze bawiło, albo kręciło się nosem na głupotki. Z Piekłem mam to samo - to nie jest najlepsza, najoryginalniejsza i najbardziej przełomowa książka sci-fi jaką miałam i pewnie będę miała w ręku, ale nie miała taką być (?) Ma za to ten vibe Andromedy właśnie - naginania rzeczywistości, przerysowywania bohaterów i sytuacji, ogólnie traktowania siebie trochę z przymrużeniem oka (burdel na okręcie wojennym 👌), ale nieżałowania akcji i przygody.
Na podobne tory wpada np. Shadow Raptors, ale Piekło (przynajmniej dla mnie) ma przewagę. Choćby na przykład takim Silverem (Planetę Skarbów znam na pamięć, więc no...). A tak naprawdę głównie dlatego, że tym razem dostałam dokładnie to, co spodziewałam się dostać. Rozrywkę, po prostu. Z fabułą obudowaną na bogato jak tort ślubny, ale tak naprawdę całkiem prostą i klarowną.
A spodziewałam się głównie dlatego, że z Piekłem spotkałam się już na Wattpadzie. Prawdopodobnie gdyby nie Wattpad właśnie, w ogóle mogłabym po Piekło Kosmosu nie sięgnąć. Serio, z tej platformy nie muszą wychodzić tylko romanse!
Piekło Kosmosu nie każdemu musi się spodobać - od tego chyba muszę zacząć.
Nie wiem ile osób kojarzy serial Andromeda z Kevinem Sorbo - albo przyjmowało się tę konwencję i dobrze bawiło, albo kręciło się nosem na głupotki. Z Piekłem mam to samo - to nie jest najlepsza, najoryginalniejsza i najbardziej przełomowa książka sci-fi jaką miałam i pewnie będę miała w ręku, ale...
2022-01-28
Mam co do tej książki trochę mieszane uczucia. Przy czytaniu nie bawiłam się tak źle, ale... no właśnie, jest jakieś ,,ale" i to całkiem spore, choć nie na tyle duże, aby definitywnie skreślać ,,Kurs…”.
Na pewno nie ma co wymagać zbyt wiele. Liczysz na szybki, niewymagający akcyjniak w kosmosie? Proszę bardzo! Pewnie będziesz zadowolony. I nie ma w tym nic złego, aczkolwiek osobiście mimo wszystko liczyłam na... odrobinę więcej? Choć może to być spowodowane tym, że przywykłam do trochę innego spojrzenia na temat i było mi tu jakoś ,,biednie". Kolorowo, widowiskowo, ale i tak ,,biednie".
Zacznijmy od tła wydarzeń - na pewno wszystko jest zrozumiałe i klarowne. Tylko że jednocześnie bardzo mało dowiadujemy się o tym świecie, w sumie nic szczególnie intrygującego. Nawet fakt, który tak naprawdę przyciągnął mnie do serii - to, że tym razem to ludzie są agresorami - co prawda był wspomniany, ale wyszło to tak mgliście, że nie miało to większego znaczenia. Fałda, kolonie, biurokracja, tu się obcy wkurzają. I tak dalej. Pupy nie urywa, ale jest jasne, więc okey.
To może chociaż obcy? Skunowie cóż... projekt mają ciekawy i serio nie chciałabym z takim jednym Skunksem stanąć twarzą w... cokolwiek oni tam mają zamiast twarzy. Walkę w habitacie czytało mi się chyba najlepiej z całego ,,Kursu..." i jeśli miałabym wskazać jakieś solidne mocne strony, to Skunowie z pewnością mogą być jedną z nich. Choć było ich naprawdę mało - nie tylko w sensie dosłownym. I nie chodzi mi o to, aby w pierwszym tomie wszystko o nich wyjaśniać. Wydaje mi się, że z powodu rozstrzelenia historii na tak wiele perspektyw i wątków główny sens i cel z lekka się rozmył. Momentami z lekka nawet bardziej...
No właśnie. Perspektywy i wątki. Bohaterów jest od ciorta i nawet jeśli to nie jest największe stężenie jakie kiedykolwiek widziałam, to nie mogłam oprzeć się wrażeniu nadmiernego tłoku jak na jeden tom (nawet liczący blisko 400 stron). Na plus na pewno to, że postaci są na tyle charakterystyczne, że bardzo szybko wpadają w pamięć i wzbudzają sympatię (nie wszyscy na raz, ale kogoś na pewno idzie polubić). Tylko że z powodu upychania do książki najwięcej jak się da i najlepiej najszybciej jak się da (bo to dopiero zalążek historii i jej fundamenty) mało który z bohaterów - moim zdaniem - otrzymał odpowiednią ilość czasu dla siebie i wyszedł w pełni pełnokrwiście. Nie pomaga też mocny vibe ,,kowbojów w kosmosie”, który osobiście lubię, ale gdy mam jakiegoś konkretnego ,,kowboja”, za którym można podążać. Za mało, za krótko - zabrakło czasu i miejsca na pokazanie pełni charyzmy tych postaci. I przy okazji muszę zaznaczyć, że fanów militarnego sci-fi może momentami trafić szlag przez to, jak zostało przedstawione wojsko i przede wszystkim sami wojskowi. Tylko że to jest tego typu konwencja - gdzie oficerowie mogą się na siebie ostentacyjnie fochać, dogryzać, lać po mordach i nikt nie wyciąga konsekwencji. Tu ma być widowiskowo, ,,męsko”, dużo akcji, dużo wybuchów i jakąś ładną laskę im dorzućmy, żeby było na co popatrzeć. To już kwestia czy lubi się coś takiego, czy nie.
Najojczyłam się, ale tak w sumie to mimo wszystko polecam przeczytać ,,Kurs na kolizję". Za pierwszym razem, tuż po przeczytaniu, wystawiłam 5/10, ale teraz w trakcie pisania opinii zmieniłam na 6/10. Jako niewymagająca, lekka zabawa na wieczór czy dwa ,,Kurs…” sprawdza się świetnie i chyba sięgnę kiedyś po kolejne tomy, bo jednak coś mnie tam wciągnęło. Nie tak, że nie mogłabym się oderwać, ale nie mam przeciwko wrócić kiedyś do tych bohaterów tak na ,,rozluźnienie”. Taki mocny średniak - nie wymagaj za wiele poza prostą rozrywką i dostaniesz dokładnie to. Choć najlepiej traktować ,,Kurs na kolizję” dopiero jako część całości - sam wstęp do większej historii.
Mam co do tej książki trochę mieszane uczucia. Przy czytaniu nie bawiłam się tak źle, ale... no właśnie, jest jakieś ,,ale" i to całkiem spore, choć nie na tyle duże, aby definitywnie skreślać ,,Kurs…”.
Na pewno nie ma co wymagać zbyt wiele. Liczysz na szybki, niewymagający akcyjniak w kosmosie? Proszę bardzo! Pewnie będziesz zadowolony. I nie ma w tym nic złego,...
2023-09-25
Mam z tą książką problem.
Otóż obiektywnie patrząc - nie powinna mi się podobać. Bohater? Chodzący ideał! Wiosen dopiero 19, a już mistrz w posługiwaniu się każdym rodzajem oręża, mistrz w truciznach, mistrz w leczeniu, mistrz… no we wszystkim. Do tego zabójczo przystojny, gdzie kobiety (i mężczyźni) mdleją na jego widok z kiślem w gaciach. Już po samym tym opisie powinno mnie telepać, a co dopiero czytać toto. Tylko że przez cały czas miałam wrażenie, że pani Kade w żaden sposób nie pisze tego na poważnie…
Nie chodzi o to, że Powiernik to parodia, co to to nie. Choć przemyślenia Rezkina na temat świata czasami atakują znienacka i powalają jednym ciosem. Bo poza byciem idealnym, to Rezkin wychowywał się - a raczej był tresowany - w zupełnym odosobnieniu i pierwszy raz ,,wyszedł między ludzi”, przez co nie do końca rozumie ten obcy dla niego świat. Przykład? Chyba nie do końca wie, dlaczego płeć piękna reaguje na niego jak reaguje i fakt, że dziewczęta czerwienią się przy nim jak młode buraczki tłumaczy sobie chorobą. A przytulanie kojarzy mu się z zapasami.
Mam wrażenie, że sama Kade była w pełni świadoma tego, jak głupie i naciągane jest to, co pisze… ale miała przy tym kupę zabawy. Bo choć bywa momentami poważniej i trup ściele się gęsto, tak Powiernik nie aspiruje do ,,poważnego” fantasy, stawianego na jednej półce np. z Tolkienem albo Martinem. To czysty fun, po prostu.
Dla mnie to było trochę jak powrót do chociażby serialowego Herkulesa z Kevinem Sorbo. Czysta, czasem naciągana, czasem głupkowata przygoda z prostymi jak but postaciami i bohaterem może również naciąganym, ale lubialnym no i mającym być po prostu ,,hot”.
Jeśli lubisz się ,,odmóżdżyć” - Powiernik przypadnie Ci do gustu. Jednak jeśli szukasz głębi czy to w postaciach, czy historii, polecam poszukać czegoś innego.
Mam z tą książką problem.
Otóż obiektywnie patrząc - nie powinna mi się podobać. Bohater? Chodzący ideał! Wiosen dopiero 19, a już mistrz w posługiwaniu się każdym rodzajem oręża, mistrz w truciznach, mistrz w leczeniu, mistrz… no we wszystkim. Do tego zabójczo przystojny, gdzie kobiety (i mężczyźni) mdleją na jego widok z kiślem w gaciach. Już po samym tym opisie powinno...
2023-04-30
Mam bardzo mieszane odczucia. W ogólnym rozrachunku bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że całkiem mi się podobało, jednak gdy zaczynam się zastanawiać, czy coś nie zagrało, to wychodzi tego niestety całkiem sporo. Książka jest naprawdę fajnie pisana, czyta się miło, a i historia potrafi wciągnąć, lecz trochę tych ,,ale" jest.
Przede wszystkim mam wrażenie, że jak na te około dwieście stron próbowano tu wcisnąć za dużo. Wątków jest sporo i nawet jak idą we wspólnym kierunku, tak czasu i miejsca na nie było za mało, przez co większość tak naprawdę została tylko liźnięta. Podobny problem ma świat przedstawiony. Klasyczne przedstawienie z klasycznego fantasy, choć tu było to na plus, bo przez ,,ja to już gdzieś widziałam" łatwiej było się połapać o co chodzi i do czego to zmierza. Oczywiście w samym tekście jest sporo odniesień i tłumaczeń, ale nie za bardzo ożywiają ten świat - no brak na to miejsca i czasu. Potencjał na fajne uniwersum jest, ale jak na razie tylko jako tło.
Niestety bohaterowie cierpią przez to samo. Paru z nich zapamiętałam, nawet jeśli byli mi obojętni, jednak o reszcie mogę tylko powiedzieć, że na potencjale się kończyło. Najbardziej bodło mnie to przy księżniczce i córce kartografa. Wydają się ważnymi bohaterkami, ale dla mnie są nierozróżnialne - za duża konkurencja w wątkach i innych postaciach, aby udało się skupić na nich w pełni, przez co wyszły nijakie i sprowadzone do tego, że to kobiety. Co do Dantego - nie lubię go i nie czuję nawet potrzeby, aby go lubić. Nie widzę nic, za co można go tak po ludzku obdarzyć sympatią (a może i szanować), jednocześnie świetnie spełnia się w swojej roli i dopóki pozostaje skorwesonem dobrze poznaje się historię z jego perspektywy. To typ, który działa i jedzie po bandzie, ale też popełnia błędy, choć sprytu nie idzie mu odmówić.
Jako niewymagająca, prosta rozrywka do poduchy Gronhold jest jak znalazł, jednak jeśli zacznie mu się grzebać w ,,bebechach", tak wychodzą niedoskonałości. Nie irytowały mnie na tyle, aby nie zainteresowało mnie sięgnięcie po kolejny tom, do tego kilka pomysłów (nawet jeśli już skądś je w jakiejś formie kojarzę) naprawdę mi się spodobało. Choć wysoko nie oceniam, tak na pewno mogę polecić.
Mam bardzo mieszane odczucia. W ogólnym rozrachunku bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że całkiem mi się podobało, jednak gdy zaczynam się zastanawiać, czy coś nie zagrało, to wychodzi tego niestety całkiem sporo. Książka jest naprawdę fajnie pisana, czyta się miło, a i historia potrafi wciągnąć, lecz trochę tych ,,ale" jest.
Przede wszystkim mam wrażenie, że jak na...
2022-07-22
Oh boy, wszystko byłoby okey, ale mam pewne ,,ale” względem nie tyle autora, co wydawnictwa - a konkretnie osoby (lub osób), które zajmowały się tekstem przed drukiem.
I to takie Ale z bejsbolami, gotowe spuścić komuś wpier…
Gdybym przeczytała Spowiedź na przykład na takim Wattpadzie pewnie byłabym… może nie zachwycona, ale bez dwóch zdań by mi się podobało. Historia i świat mają ogromny potencjał, może nie do końca w moich klimatach, bo z tekstami ,,elo mordo” raczej mi nie po drodze, ale nie powiem, że nie byłam zaintrygowana. Jest ciekawie, jest oryginalnie, główny bohater też jest na tyle interesujący, że może nie każdy go polubi, ale mi miło się towarzyszyło w jego momentami psychodelicznej opowieści.
I chyba tyle dobrego mogę powiedzieć o Spowiedzi - historia miała potencjał. Tylko że trochę szlag to trafił (a na pewno czasem trafiał mnie) przez brak podstawowego zadbania o tekst… Chociaż może podstawowe było, ale wcale nie zdziwiłabym się, gdyby nikt nawet raz całości nie sprawdził - nie tylko pod kątem stricte błędów. Korekta leży, stylistycznie leży, przedstawienie świata leży - jeśli jakaś beta tu była, to powinna zwrócić pieniądze, które wzięła. A jak robiła za darmo, to powinno być jej wstyd. I to nie jest moje widzimisię - tego typu uwagi widziałam już u kilku osób, które również czytały Spowiedź.
Czy polecam? Chciałabym z czystym sercem móc to zrobić. Chciałabym mieć lepsze zdanie o Spowiedzi i na pewno życzę autorowi jak najwięcej sukcesów. I nawet jeśli naprawdę ciekawi mnie, jak dalej potoczą się losy Gorta to… raczej nope. Zraziłam się. Jeśli ktoś wyciąga ręce po moje pieniądze, chcę dostać to, za co płaciłam, a tu nikt mi nie wmówi, że korektor/beta zrobił dobrą robotę. Nawet nie zrobił średniej roboty.
Oh boy, wszystko byłoby okey, ale mam pewne ,,ale” względem nie tyle autora, co wydawnictwa - a konkretnie osoby (lub osób), które zajmowały się tekstem przed drukiem.
I to takie Ale z bejsbolami, gotowe spuścić komuś wpier…
Gdybym przeczytała Spowiedź na przykład na takim Wattpadzie pewnie byłabym… może nie zachwycona, ale bez dwóch zdań by mi się podobało. Historia i...
2022-04-04
,,Siedem czarnych mieczy" to nie jest ambitna literatura. Porównałabym to z blockbusterem. Kreatywnym, ładnym, widowiskowym - ale służącym wyłącznie rozrywce. Myślę, że porównanie z kinem superhero byłoby adekwatne. I bardzo możliwe, że Sal - główna bohaterka - świetnie dogadywałaby się z Deadpoolem...
Świat? Ciekawy. Historia? Intrygująca. Bohaterowie? Oj, ci to potrafią jechać po bandzie! Szczególnie Sal. Antybohaterka z autodestrukcyjnym (i ogólnie destrukcyjnym) zacięciem pełną gębą.
Sal nie da się podziwiać (chyba że jej siłę woli). Sal nie da się lubić. Nie wiem nawet czy do końca jej współczuję. Nie dlatego, że to źle skonstruowana postać. Nie. Ona nie potrzebuje podziwu. Ona nie potrzebuje sympatii. A tym bardziej Sal Kakofonia nie potrzebuje współczucia.
Sal Kakofonia idzie do celu po trupach. Nie tylko wrogów. Zawsze. A Ty idziesz z nią.
To właśnie bohaterka ciągnie cały ten wózek. To prawda, że i świat, i historia same w sobie są wciągające, ale bez tak charakternej i bezpardonowej postaci ,,Siedem czarnych mieczy" stałoby się kolejnym, niczym nie wyróżniającym się fantasy. Czy to źle? W żadnym wypadku! To czysta rozrywka, choć nie taka bezmyślna.
Dużo akcji, walk, ale też przemocy i niestety... kurew. Jeśli miałabym coś zarzucić książce, to właśnie kurwy. Naprawdę bardzo dużo kurew. Na tyle dużo, że Seby Jedne Wjeby spod bloku mogłyby czasem poczuć zażenowanie. I nie, że to tam jakiś standard, ale nawet dla mnie momentami pojawiało się za dużo przekleństw wpychanych chyba na siłę. Dobra kurwa w odpowiednim momencie może dobrze coś zaakcentować. Wyrzucanie ich z prędkością karabinu... meh. Ale to naprawdę jedyna rzecz, na którą mogłabym narzekać.
Rewolwerowcy, szaleni magowie, potwory, bohaterowie jadący po bandzie - jeśli to Was pociąga, gorąco polecam ,,Siedem czarnych mieczy"!
,,Siedem czarnych mieczy" to nie jest ambitna literatura. Porównałabym to z blockbusterem. Kreatywnym, ładnym, widowiskowym - ale służącym wyłącznie rozrywce. Myślę, że porównanie z kinem superhero byłoby adekwatne. I bardzo możliwe, że Sal - główna bohaterka - świetnie dogadywałaby się z Deadpoolem...
Świat? Ciekawy. Historia? Intrygująca. Bohaterowie? Oj, ci to potrafią...
2022-02-07
Mercedes mnie prześladowała. Cyklicznie, co jakiś czas gdzieś rzuciła mi się w oczy którąś z książek z serii i w końcu przyszedł ten moment, że stwierdziłam: ,,Dobra, tyle o sobie przypomina, widać nic na to nie poradzę, trzeba przeczytać."
Szczerze? Nie liczyłam na zbyt wiele. Od dawna jestem sceptycznie nastawiona do tematu wilkołakow - i to nawet bardzo. W sumie sądziłam, że czytanie Zewu będzie dla przysłowiowej beki, takie guilty pleasure, a jak za bardzo mnie rozdrażni to trudno, ten jeden raz porzucę książkę w trakcie czytania.
Jak ja się cieszę, że srogo się pomyliłam! Seria z Mercy jest chyba najlepszym, co mnie mogło spotkać jeśli chodzi o odzyskanie wiary w wilkołaki! A ta okładka to tylko podły bait.
Co mnie najbardziej kupiło, to chyba przyziemność. Z jednej strony mamy świat ,,magicznych" istot, ale jednocześnie te istoty są bardzo... normalne. Tu komuś zepsuł się samochód, tu ktoś szuka pracy, tam ktoś ma nadpobudliwą córkę, która chce zacząć umawiać się z chłopakami.
A sama Mercy to jest świetny przykład normalnej, zwyczajnej dziewczyny z sąsiedztwa, z którą i na piwo pójdziesz i na zakupy, przystojnych chłopów też poobczajasz. Nawet pomimo faktu, że pracuje jako mechanik i potrafi przemienić się w kojota.
No i wspominane wilkołaki - a raczej w sumie cała konstrukcja świata, gdzie wszystko do siebie pasuje i widać, że zostało przemyślane. I znów wchodzi ,,przyziemność". Nie znaczy, że jest nudno i nic się nie dzieje - bo dzieje się SPORO - tylko idzie się w tym bez trudu odnaleźć. Dołączając do tego pełnokrwistych (czasem całkiem dosłownie z tą krwią), ciekawych bohaterów między którymi czuć chemię - wychodzi kawał dobrej książki. Nie jakieś przełomowej (choć dla mnie trochę tak), ale przyjemnej do poczytania, szanującej czas i inteligencję czytelnika.
Mercedes mnie prześladowała. Cyklicznie, co jakiś czas gdzieś rzuciła mi się w oczy którąś z książek z serii i w końcu przyszedł ten moment, że stwierdziłam: ,,Dobra, tyle o sobie przypomina, widać nic na to nie poradzę, trzeba przeczytać."
Szczerze? Nie liczyłam na zbyt wiele. Od dawna jestem sceptycznie nastawiona do tematu wilkołakow - i to nawet bardzo. W sumie...
2023-02-26
Nie powiem, aby któreś z opowiadań wybitnie zapadło mi w pamięci, aczkolwiek sama lektura była przyjemna. Książka w sam raz na miłe spędzenie czasu - szczególnie, jeśli lubi się japońskie klimaty lub jest się po prostu ciekawym tematu.
Z większości tekstów przebija prosta prawda - lepiej być dobrym i szlachetnym, bo to popłaca, a zawiść i chciwość przynoszą wyłącznie karę. Co nie znaczy, że każdy musi być stracony - szczera poprawa również będzie wynagrodzona. W drugą mańkę - kłamstwo lub morderstwo z zimną krwią w ,,dobrej sprawie" to też nic złego, wręcz przeciwnie...
Powiem szczerze, że z niektórymi opowiadaniami miałam mały problem, bo albo nachodziło mnie wrażenie, że urywały się nagle bez jakiejś puenty, albo w innych przypadkach ta puenta do mnie nie przemawiała. Oczywiście trzeba tu wziąć poprawkę, że te teksty powstawały w zupełnie innej kulturze niż nasza i jestem świadoma tego, że coś mi może umykać. Na szczęście w moim przypadku był to problem marginalny, wywołujący tylko wzruszenie ramion, po czym przechodziłam do kolejnego opowiadania, które potrafiło mnie już bardziej wciągnąć. Jednak taki już urok zbiorów - jedne teksty trafiają w gust bardziej, inne mniej.
Polecam sprawdzić, choćby z czystej ciekawości. Nie jest to pozycja jakoś wybitnie długa, większość opowiadań też jest krótka. Lektura w sam raz na wieczór/dwa.
Nie powiem, aby któreś z opowiadań wybitnie zapadło mi w pamięci, aczkolwiek sama lektura była przyjemna. Książka w sam raz na miłe spędzenie czasu - szczególnie, jeśli lubi się japońskie klimaty lub jest się po prostu ciekawym tematu.
Z większości tekstów przebija prosta prawda - lepiej być dobrym i szlachetnym, bo to popłaca, a zawiść i chciwość przynoszą wyłącznie karę....
Piekło zamarzło, anieli z Nieba spadli - przeczytałam romans, który mi się podobał.
Powiem nawet więcej - podobał mi się bardzo!
Przede wszystkim bohaterowie są sympatyczni i mimo mało zwyczajnego pochodzenia - właśnie bardzo zwyczajni w swoich zaletach i wadach. I nie mówię tu tylko o głównej parze! Choć nie da się tu powiedzieć o głębokich charakterach i rysach psychologicznych, tak każdy jest na tyle charakterystyczny, spójny i lubialny, że od razu zapadał mi w pamięć. A ze Sloane to mogę nawet się utożsamiać.
Samo zawiązanie fabuły (i całego romansu) może wydawać się proste, ale koniec końców było motorem napędowym wszystkiego, co się działo i w dużej mierze przyciągało mnie do lektury. Od początku chodziło o szantaż, o interesy - tylko że woda nawet skałę przebije nie siłą, ale częstym kapaniem. Tym bardziej nie było bata, aby Dante w pewnym momencie nie poddał się choćby samej sympatii do Viv, bo mimo powierzchownej gburowatości i dupkowatości był niespodziewanie… zwyczajny. Nieziemsko przystojny i ,,gorący” (w końcu to romans, pewne rzeczy muszą iść w pakiecie!), ale mimo wszystko zwyczajny. Nie był draniem, który nienawidzi świata i Vivian, bo tak, w sumie jego nienawiść trwała bardzo krótko, bo akurat Viv nic mu nie zrobiła i sama była tylko ofiarą. Tylko że dla obcej kobiety nie może przecież narażać bezpieczeństwa własnej rodziny, prawda? Nawet jeśli ta kobieta jest czasem zadziorna, ale jednak przemiła i w każdych innych okolicznościach na pewno od razu by się zaprzyjaźnili.
Co do Vivian - jej lojalność rodzinie może wydać się przerażająca, jednak byłam w stanie w pełni zrozumieć, skąd się to u niej wzięło i że wcale nie tak łatwo jej się zbuntować. Nawet jeśli raz za razem jest raniona, nawet jeśli zdaje sobie sprawę, że w ten sposób może nieodwracalnie zniszczyć sobie życie. Ona i Dante, choć oboje wychowywali się w dość surowych warunkach, pochodzą z zupełnie innych światów i inaczej patrzą na swoje obowiązki względem rodziny. Nie był to może problem nie do przeskoczenia, ale do tego też musieli dojść, aby się zrozumieć.
Najlepszy jednak w tej książce był jej… ton. Często żartobliwy, przez co nie zliczę ile razy o mało nie wybuchłam śmiechem przy głupich sytuacjach, albo żartach bohaterów (Isabella no nie ma szczęścia do świńskich żarcików). Jednak gdy sytuacja tego wymagała, robiło się poważnie - i właśnie to świetne wyważenie pomiędzy trudnymi sytuacjami, a chwilą swobodnego oddechu ostatecznie mnie kupiło i zmusza do sięgnięcia po kolejny tom. Bo Kai i Isa to też może być całkiem ciekawe zestawienie…
Piekło zamarzło, anieli z Nieba spadli - przeczytałam romans, który mi się podobał.
więcej Pokaż mimo toPowiem nawet więcej - podobał mi się bardzo!
Przede wszystkim bohaterowie są sympatyczni i mimo mało zwyczajnego pochodzenia - właśnie bardzo zwyczajni w swoich zaletach i wadach. I nie mówię tu tylko o głównej parze! Choć nie da się tu powiedzieć o głębokich charakterach i rysach...