Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Książka Flanagana jak dla mnie okazała się wielkim rozczarowaniem. Jest nudna jak flaki z olejem, brak jej zupełnie tego haka, który zaczepia i wciąga mnie w opowiesc. Historia zycia Dorrigo Evansa jest po prostu nieciekawa, z wyjątkiem fragmentów w japońskim obozie pracy. Cała reszta książki jest pretensjonalna a język napuszony i upstrzony trudnymi do strawienia metaforami. Niestety, zupełnie nietrafiona lektura.

Książka Flanagana jak dla mnie okazała się wielkim rozczarowaniem. Jest nudna jak flaki z olejem, brak jej zupełnie tego haka, który zaczepia i wciąga mnie w opowiesc. Historia zycia Dorrigo Evansa jest po prostu nieciekawa, z wyjątkiem fragmentów w japońskim obozie pracy. Cała reszta książki jest pretensjonalna a język napuszony i upstrzony trudnymi do strawienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od czasu do czasu, każdemu z nas wpada w ręce jedna z tych nielicznych książek, która zostawia w nas swój ślad, dotyka czegoś głęboko , porusza i przez to zostaje z nami na zawsze. „Children of Blood and Bone” jest dla mnie taką właśnie książką.

Przede wszystkim jest pięknie napisana niemal poetyckim językiem, który płynie, malując żywe, barwne obrazy magicznego świata i królestwa Orïshy. Tomi Adeyemi, (wychowana w Stanach Zjednoczonych, jest dzieckiem nigeryjskich imigrantów) przy pisaniu powieści czerpała garściami z zachodnio-afrykańskiej mitologii z przecudnym wprost rezultatem. Bogowie i magia wykreowana w książce jest niezwykła, nowa i fascynująca, tak rożna od dobrze znanych nam elfów, krasnoludów i czarodziejów. Magia w "Children of Blood and Bone" jest zakorzeniona głęboko w żywiołach ziemi, w życiu i śmierci, w duszy magów. Ta nowa fantastyka całkowicie mnie zachwyciła i sprawiła, że mam ochotę dowiedzieć się więcej o afrykańskich wierzeniach i poznać ich niezwykłe legendy.

Wyjątkowe w „Children of Blood and Bone”, bo rzadko spotykane w literaturze fantasy, jest również to, że wszyscy bohaterowie powieści są ciemnoskórzy. Adeyemi pięknie opisuje różnice w kolorach skóry swoich bohaterów, malując cale spektrum odcieni przepięknych, hebanowych postaci. Następnie na tle tych właśnie różnic tworzy mrożąca krew w żyłach historię, która ani na chwilę nie zwalnia tempa i całkowicie pochłania. Dramat znęcania się jaśniejszej w odcieniu skóry grupy społecznej nad druga, ciemniejszą, w książce Adeyemi stanowi główny wątek historii i nie jest to przypadek. Jest to brutalne i surowe przypomnienie o prawdziwych problemach dyskryminacji rasowych od wielu lat nękających Stany Zjednoczone.

„Children of Blood and Bone” to przede wszystkim opowieść o strachu i uprzedzeniach, o opresji i nienawiści. O sile potrzebnej by walczyć o to, co słuszne, o poświęceniu i wierze w to, że potencjał by zmienić świat, drzemie w każdym z nas. Ta książka to głos przeciwko dyskryminacji, przemocy i represjom. To głos protestu wołający o sprawiedliwość i walkę o godność każdego człowieka, niezależnie od koloru skory.


"Children od Blood nad Bone" to świetna historia, ale przede wszystkim bardzo ważna i potrzebna. Jest to również debiut literacki Tomi Adeyemi i jeśli jest to przedsmak tego, co autorka jeszcze ma nam do zaserwowania to wróżę Adeyemi ogromny sukces jako jednej z najważniejszych autorek w Stanach Zjednoczonych. Z niecierpliwością czekam na drugi tom powieści.

ColorMeBookish.com

Od czasu do czasu, każdemu z nas wpada w ręce jedna z tych nielicznych książek, która zostawia w nas swój ślad, dotyka czegoś głęboko , porusza i przez to zostaje z nami na zawsze. „Children of Blood and Bone” jest dla mnie taką właśnie książką.

Przede wszystkim jest pięknie napisana niemal poetyckim językiem, który płynie, malując żywe, barwne obrazy magicznego świata i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie spodziewałam się, że ciekawą książkę, którą oceniłabym na cztery lub pięć gwiazdek zepsuje mi postać samego autora.

Historie licznych i skomplikowanych autopsji jakie przeprowadził w swojej karierze dr. Shepherd są bez wątpienia bardzo ciekawe. Książka pełna jest interesujących informacji medycznych i świetnie opisuje zawód patologa. Zagłębia nas w tajniki pracy lekarza medycyny sadowej, pokazuje trudności i wyzwania z jakimi musi się mierzyć oraz presję pod jaką bez przerwy się znajduje. Z całą pewnością nie jest to łatwa praca do wykonywania. Ta właśnie część “Niewyjaśnionych okoliczności” wciągnęła mnie bez reszty i zafascynowała a wiedza i doświadczenie Dr. Shepherda są niezaprzeczalne i niepodważalne.

Niestety, ta książka jest to też poniekąd autobiografią dr. Shepherda wiec opisane jest w niej również życie prywatne autora. I to jest ta cześć książki, która mnie rozczarowała. Przykro mi to pisać, ale jego życie osobiste jest po prostu przeraźliwie nudne. Nawet dość napuszony ton książki tak mi nie przeszkadzał jak te usypiające wywody o życiu poza prosektorium. Musze tutaj zaznaczyć, że rozumiem, dlaczego te fragmenty znalazły się w książce i że jest to częścią terapii, którą dr. Shepherd przechodzi, jednak nie zmienia to faktu, że zostały one napisane w bardzo nieciekawy i pobieżny sposób. Brakuje mi w nich głębi i chyba dlatego tak mnie wynudziły.


Spodziewałam się po tej książce czegoś więcej. Więcej medycyny i nauki a mniej dr. Shepherda chyba. Niemniej polecam, ze względu na bardzo ciekawe informacje o ludzkim ciele i jego funkcjonowaniu oraz prawdę o tym, z czym rzeczywiście wiąże się praca lekarza medycyny sądowej.

ColorMeBookish.com

Nie spodziewałam się, że ciekawą książkę, którą oceniłabym na cztery lub pięć gwiazdek zepsuje mi postać samego autora.

Historie licznych i skomplikowanych autopsji jakie przeprowadził w swojej karierze dr. Shepherd są bez wątpienia bardzo ciekawe. Książka pełna jest interesujących informacji medycznych i świetnie opisuje zawód patologa. Zagłębia nas w tajniki pracy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To jest naprawdę fajna książka! Bardzo ciekawa, współczesna historia o poszukiwaniu skarbów z przeszłości.

Fenomenalne są opowieści Leszka Hermana o historii Szczecina i Pomorza. Czytałam je z prawdziwa przyjemnością i fascynacja, bo pokazały mi jak niewiele wiem o tym regionie, a jak ciekawe są jego dzieje. Te opowieści z przeszłości zajmują większość książki, więc jeżeli ktoś nie lubi książek historycznych, to podejrzewam, że “Sedinum” nie przypadnie mu to gustu. Jeżeli jednak lubicie opowieści o starych rodach, przeminionych księstwach, tajemnicach i legendach przekazywanych z pokolenia na pokolenie, o zabytkach, bezcennych dziełach sztuki i zaginionych artefaktach to ta książka jest w sam raz dla was. Świetnie mi się ją czytało i pomimo tego, że dość obszerne opisy architektury czasem mnie nużyły, to koniec końców nie wpłynęły negatywnie na moja ocenę tej książki.

Jedynym słabym punktem “Sedinum” jest jedna z jego bohaterek, Paulina Weber. Jak na kogoś, kto ma zajmować się dziennikarstwem jest przerażająco nierozgarnięta. To dość ostra ocena, przyznaję, ale naprawę nie wiem jak jeszcze mogłabym ją określić. Paulinie brakuje niemal wszystkiego, co potrzebne jest by dobrze wykonywać zawód dziennikarza. Otwarty umysł, dociekliwość, ciekawość świata, sprawność w wiązaniu ze sobą faktów i informacji, wysuwanie trafnych wniosków z uważnych obserwacji, ostrożność w formułowaniu pochopnych opinii itd... Paulina nie posiada żadnej z tych cech w związku z czym rozwiązywaniem zagadki zajmują się jedynie męscy bohaterowie książki. Paulina tylko wlecze się za nimi. Wszystko ją przeraża, każdy ją wkurza, nie jest niczego ciekawa, nic jej nie intryguje, na każdą nowo wysuniętą propozycję lub teorie reaguje szokiem i swoim nieśmiertelnym “Zwariowałeś?”.
- List z podziemi wydaje się być napisany kodem – Kodem? Zwariowałeś?
- CIA niedawno opublikowało informacje o atramentach sympatycznych – CIA? Zwariowałeś?
- Musimy dzisiaj polecieć do Londynu - Londynu? Zwariowałeś?
I tak dalej, i tak w kółko.
Naprawdę, nic dziwnego, że jedyne zlecenia jakie dostaje w gazecie to tłumaczenie tekstów technicznych z niemieckiego. Tylko do tego się niestety nadaje. Wszystko inne ją zwyczajnie przerasta. Szkoda, bo przydałaby się bystra, rozgarnięta babka w całej tej historii.

W większości jednak naprawdę dobrze się bawiłam podążając tropem wielkiej tajemnicy Loży Masońskiej i próbując wraz z bohaterami odnaleźć zaginiony skarb. Polecam!

ColorMeBookish.com

To jest naprawdę fajna książka! Bardzo ciekawa, współczesna historia o poszukiwaniu skarbów z przeszłości.

Fenomenalne są opowieści Leszka Hermana o historii Szczecina i Pomorza. Czytałam je z prawdziwa przyjemnością i fascynacja, bo pokazały mi jak niewiele wiem o tym regionie, a jak ciekawe są jego dzieje. Te opowieści z przeszłości zajmują większość książki, więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetnie mi się tę książkę czytało! Akcja wciągnęła mnie od samego początku i trzymała w napięciu aż do ostatniej strony.

Opowiesc o Evelyn Hardcastle i jej siedmiu śmierciach rozpoczyna się jako jeden wielki mętlik, zarówno dla nas jak i dla głównego bohatera (a właściwie pierwszego z ośmiu głównych bohaterów). Podobnie jak Sebastian Bell, śledzimy wypadki rozgrywające się na naszych oczach i zupełnie nie mamy pojęcia co się dzieje, ani dlaczego. Wokół nas panuje złowroga atmosfera, pojawiają się tajemnicze postacie, ma miejsce brutalne morderstwo a my wraz z bohaterem cierpimy na całkowity zanik pamięci i nie potrafimy się w tej plątaninie odnaleźć.

Stopniowo, strona po stronie, bohater po bohaterze, wydarzenie po wydarzeniu, gromadzimy okruchy informacji i powoli staramy się poskładać ten chaos w jedną, spójną całość. Zupełnie nam to oczywiście nie wychodzi. W nowym rozdziale następuje kolejny dzień, kolejny bohater, ma miejsce kolejne niezrozumiale wydarzenie i wszystko nagle zmienia się jak w kalejdoskopie a cala nasza misterna układanka sypie się jak przysłowiowy domek z kart. Przyznam wam, że niezwykle wciągnęło mnie to składanie drobinek faktów w logiczny kształt i nie mogłam wprost odłożyć tej książki nawet na chwile, obawiając się, że stracę z oczu jakiś istotny szczegół z kolejnego dnia.

Jednak to, co zachwyciło mnie najbardziej w książce Turtona, zaraz obok samej fabuły, to sposób w jaki wykreował swoich bohaterów nadając każdemu z nich złożoną i ciekawą osobowość, przypisując im zarówno talenty jak i ułomności. Każdego z nich spotykamy jedynie na krótko a pomimo to, zdołałam polubić i przywiązać się do kilku z nich. Lord Ravencourt, Thomas Cunningham oraz Evelyn Hardcastle to tylko kilka z tych postaci które zapadły mi w pamięć i które wciąż ciepło wspominam.

Fabuła książki jest również świetnie napisana. Kluczy i krąży, zmienia się i przekształca w naprawdę ciekawy i wciągający sposób. Jest to jedna z tych powieści -zagadek nad którymi głowisz się nawet wtedy, kiedy próbujesz zrobić sobie od niej przerwę. Bardzo podziwiam autorów, którzy potrafią pisać tak zagmatwane historie i się w tym nie gubią (choć czytałam wywiad z autorem w którym opowiadał, że przy pisaniu „The 7 ½ Deaths..” używał arkuszy obliczeniowych aby uporządkować wydarzenia i nie pogubić się w faktach). Jestem przekonana, że gdybym to ja próbowała stworzyć taka opowieść to końcowy rezultat byłby całkowicie pozbawiony sensu. Cale szczęście, że nie piszę książek, prawda?

Co do „The 7 ½ Deaths” to szczerze ja wam polecam. Ośmiu głównych bohaterów, upiorna starodawna posiadłość, głęboko skrywane rodzinne tajemnice i tylko jeden dzień aby rozwiązać mordercza zagadkę. Nie oderwiecie się od tej książki, obiecuję wam. Pochłonie was na cale godziny a zakończenie nie rozczaruje. Sięgnijcie po nią, bo warto!

ColorMeBookish.com

Świetnie mi się tę książkę czytało! Akcja wciągnęła mnie od samego początku i trzymała w napięciu aż do ostatniej strony.

Opowiesc o Evelyn Hardcastle i jej siedmiu śmierciach rozpoczyna się jako jeden wielki mętlik, zarówno dla nas jak i dla głównego bohatera (a właściwie pierwszego z ośmiu głównych bohaterów). Podobnie jak Sebastian Bell, śledzimy wypadki rozgrywające...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„The Radium Girls” to prawdziwa historia amerykańskich „lśniących dziewczyn” – młodych kobiet, które w latach dwudziestych ubiegłego wieku znalazły prace w fabrykach, wytwarzających rewolucyjny na tamte czasy produkt: zegarki świecące w ciemnościach. Dziewczyny zatrudniono do malowania wskazówek i tarcz zegarków specjalna farba zawierającą nowo odkryty, świecący pierwiastek: rad.
Kazdego dnia, kobiety siadaly do swoich stolikow, maczały pędzelki w radioaktywnej farbie, wkładały je do ust by delikatnie przeciągnac tak, zeby na końcach pędzli pojawil sie idealny, ostry szpic i malowały nim po cyfrach i wskazówkach zegarków. I tak w kółko: umoczyć, oblizać, pociągnąć farbą; umoczyć, oblizać, pociągnąć farbą.
Wkrótce, w ciemnościach świeciły już ich ubrania, buty, przybory toaletowe, skóra i włosy. Przechadzając się ulicami miasteczka po zmroku, ich postacie lśniły niesamowitym, zielonkawym blaskiem (stąd przydomek "lśniących dziewczyn"), przyciągając zafascynowane spojrzenia przechodniów i wzbudzając podziw wszędzie, gdzie tylko się pojawiły. Wiele kobiet, które nie załapały się na pracę w fabrykach zazdrosciły tej niewielkiej grupie ich fenomenu i lokalnego prestiżu.

I wtedy dziewczyny zaczęły chorować.

Z całego serca polecam Wam te książkę. Kate Moore odwaliła kawał świetnej roboty robiąc „research” do tej powieści, przekopując się przez artykuły prasowe, archiwa, dokumenty sądowe i medyczne oraz kontaktując z rodzinami nieżyjących już bohaterek. Niezwykle szczegółowo i rzetelnie opisała ich losy oraz mozolną, nieustająca, uparta walkę z bezdusznym, korporacyjnym gigantem i systemem sadowym kompkletnie nieprzygotowanym na takie procesy. Moore zadbała także o to, żebyśmy my, dzisiejsi czytelnicy dowiedzieli się, że to właśnie dzięki wysiłkom tej niewielkiej grupy kobiet i ich sądowej batalii w Stanach Zjednoczonych powstały pierwsze regulacje prawne nakładające na pracodawcę obowiązek zapewnienia bezpiecznych warunków pracy.

Choroba popromienna, jej skutki i straszne doświadczenia „lśniących dziewczyn” z nią związane są w książce opisane dość dokładnie ale bez zbędnej makabry i brutalności. Moore używa w tych miejscach opisów medycznych bardziej niż obrazowych, dzięki czemu książka pozostała poruszającym opisem osobistych tragedii gdzie autorka jest pełna empatii i szacunku dla swoich bohaterek.

„The Radium Girls” Kate Moore to naprawdę wyjątkowa, wspaniale opisana, tragiczna historia niezwykłych kobiet, które pomimo szalejącej w ich ciele wyniszczającej choroby, postanowiły walczyć o sprawiedliwość i powaliły na łopatki amerykańską korporacje!

ColorMeBookish.com

„The Radium Girls” to prawdziwa historia amerykańskich „lśniących dziewczyn” – młodych kobiet, które w latach dwudziestych ubiegłego wieku znalazły prace w fabrykach, wytwarzających rewolucyjny na tamte czasy produkt: zegarki świecące w ciemnościach. Dziewczyny zatrudniono do malowania wskazówek i tarcz zegarków specjalna farba zawierającą nowo odkryty, świecący...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“Opowiadanie historyjek to działka mężczyzn. Kobiety żyją dalej. Dla nas ta wojna była czym innym niż dla nich. Kiedy się skończyła, nie brałyśmy udziału w paradach, nie dostawałyśmy medalu, nie wspominano o nas w książkach historycznych. W czasie wojny robiłyśmy to, co do nas należało, a gdy się skończyła, pozbierałyśmy kawałki i zaczęłyśmy życie od nowa".
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
“Słowik” Krisitin Hannah to niesamowicie wciągająca książka. Pomimo wszystkich niedociągnięć, nieścisłości i przekłamań zawartych w tekście, historia Isabelle i Vianne jest fenomenalnie napisana, pochłania i jest naprawdę warta uwagi. Hannah wspaniale szkicuje swoje postacie, ich osobowości sprzed wojny i stopniowo pokazuje ich przemianę, dojrzewanie i odkrywanie samych siebie. Jeżeli martwicie się, że ta książka to jeszcze jeden wojenny romans to mogę was z ręką na sercu zapewnić, że tak nie jest. Owszem, watek miłosny przewija się przez ta historie, ale nie jest jej punktem centralnym a jedynie tłem do wydarzeń z powieści. Bohaterki nie spędzają tutaj czasu na wzdychanie do cudownych mężczyzn lub polowanie na przyszłych mężów a raczej w swoim zwykłym, codziennym życiu mierzą się z dramatycznymi sytuacjami, które testują nie tylko ich odwagę czy determinacje, ale także człowieczeństwo. I o tym właśnie jest ta książka: o cichym, codziennym bohaterstwie zwykłych kobiet.
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
Zachwyciło mnie to, że autorka skupiła się na opowiedzeniu wojennej historii kobiet, na ich losach i przeżyciach, które są przecież nie mniej dramatyczne niż doświadczenia mężczyzn, a jednak tak często pomijane i zapominane. Właśnie za to oraz za przepięknie stworzone bohaterki, “Słowik” dostaje ode mnie cztery gwiazdki.

ColorMeBookish.com

“Opowiadanie historyjek to działka mężczyzn. Kobiety żyją dalej. Dla nas ta wojna była czym innym niż dla nich. Kiedy się skończyła, nie brałyśmy udziału w paradach, nie dostawałyśmy medalu, nie wspominano o nas w książkach historycznych. W czasie wojny robiłyśmy to, co do nas należało, a gdy się skończyła, pozbierałyśmy kawałki i zaczęłyśmy życie od...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Baśnie braci Grimm. Oryginalne Jacob Grimm, Wilhelm Grimm
Ocena 4,5
Baśnie braci G... Jacob Grimm, Wilhel...

Na półkach:

Przerażająca fuszerka z tłumaczeniem. Jak taki bubel w ogóle został dopuszczony do druku? Niestety, świdczy to fatalnie o wydawnictwie i profesjonalizmie pracujących w nim osób.

Link do artykułu punktującego szczegółowo fatalne błędy tej książki:

http://lubimyczytac.pl/aktualnosci/publicystyka/11232/nadpisane-w-tlumaczen...

Przerażająca fuszerka z tłumaczeniem. Jak taki bubel w ogóle został dopuszczony do druku? Niestety, świdczy to fatalnie o wydawnictwie i profesjonalizmie pracujących w nim osób.

Link do artykułu punktującego szczegółowo fatalne błędy tej książki: ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nudziłam się czytając tą książkę. Nie wciągnęła mnie ani historia, ani bohaterowie i po upływie tygodnia nie pamiętałam już co przeczytałam. Musiałam zajrzeć do notatek, żeby napisać recenzję.

Główna bohaterka, Samantha, ceniona psychiatra w nowojorskim szpitalu dla umysłowo chorych, sama cierpi na zaburzenia psychiczne i boryka się z nałogami. Jak można się domyślać, odbija się to negatywnie na jej pracy, życiu prywatnym i relacjach z otoczeniem. Samantha w miarę postępu fabuły pogrąża się coraz głębiej w swoich problemach, jednocześnie usiłując normalnie pracować i prowadzić terapie tajemniczego i nieskorego do współpracy pacjenta, z marnymi efektami oczywiście. Wydawałoby się, że to dobry wstęp do ciekawego thrillera psychologicznego a jednak na tym kończą się interesujące wątki w książce. Mam wrażenie, że reszta historii napisana została po łebkach, jak to mawiała moja babcia.

Fabuła rozgrywa się w szpitalu psychiatrycznym i wątkiem przewodnim są tutaj choroby i zaburzenia psychiczne a jednak absolutnie niczego się o nich nie dowiadujemy. W tekście pojawiają się na przykład schizofrenia i osobowość borderline jednak autorka w ogóle ich nie opisuje. Nie dowiadujemy się na czym te zaburzenia osobowości polegają, jak się objawiają ani jak powinna wyglądać terapia osób na nie cierpiących. Nie dostajemy żadnego punktu odniesienia, do którego moglibyśmy przyrównać żałosne próby zajęć, które prowadzi staczająca się w otchłań obłędu Samantha.

Podobnie tajemnica małomównego pacjenta, którym zajmuje się Samantha nie jest taka znów tajemnicza i dość szybko można się domyślić o co tutaj chodzi i jaki jest jego związek z naszą panią psychiatrą.

Jak dla mnie książce brakuje głębi, fabuła jest monotonna i bardzo się ślimaczy. Nie ma tutaj ani napięcia ani dużych emocji a oba sekrety nie są ani odrobinę szokująca ani trudne do rozwiązania. Bardzo przeciętna historia jak dla mnie. Dwie gwiazdki.

ColorMeBookish.com

Nudziłam się czytając tą książkę. Nie wciągnęła mnie ani historia, ani bohaterowie i po upływie tygodnia nie pamiętałam już co przeczytałam. Musiałam zajrzeć do notatek, żeby napisać recenzję.

Główna bohaterka, Samantha, ceniona psychiatra w nowojorskim szpitalu dla umysłowo chorych, sama cierpi na zaburzenia psychiczne i boryka się z nałogami. Jak można się domyślać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna nowość dla dzieci, tym razem od Wydawnictwa Młodzieżówka.⠀
⠀⠀⠀⠀⠀
„Kraina Opowieści: Zaklęcie życzeń” to pierwszy tom opowieści, której bohaterami są rodzeństwo Alex i Connor Bailey oraz niezliczone postacie z dobrze nam znanych bajek, za to w zupełnie nowych odsłonach. Spotkamy tutaj Babcię Gąskę, Czerwonego Kapturka oraz Złotowłosą i wszystkie trzy na pewno was zaskoczą! Zaprzyjaźnimy się z Jasiem (tym od fasoli) oraz księciem zmienionym w żabę, będziemy uciekać przed bandą Złego Wilka i próbować przechytrzyć Złą Królową, aby ratować Krainę opowieści. Po drodze napotykamy oczywiście wiedźmy, gobliny, trolle i wróżki i niemal każda z tych postaci będzie inna, niż pamiętamy ją z dzieciństwa. Główni bohaterowie, Bliźnięta Alex i Connor nadają z kolei klasycznym bajkom zupełnie nowego wymiaru i przenoszą je z zakurzonych kart starych baśni do świata współczesnego. Ich przygody są zachwycające, czasem śmieszne, czasem niebezieczne a na pewno wciągające!
⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀⠀
Nam bardzo podobała się cała seria „Krainy Opowieści” więc was też do niej gorąco zachęcamy. Pięć gwiazdek!

Kolejna nowość dla dzieci, tym razem od Wydawnictwa Młodzieżówka.⠀
⠀⠀⠀⠀⠀
„Kraina Opowieści: Zaklęcie życzeń” to pierwszy tom opowieści, której bohaterami są rodzeństwo Alex i Connor Bailey oraz niezliczone postacie z dobrze nam znanych bajek, za to w zupełnie nowych odsłonach. Spotkamy tutaj Babcię Gąskę, Czerwonego Kapturka oraz Złotowłosą i wszystkie trzy na pewno was...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Poddaje się, nie mogę. Amerykę w ogniu doczytałam do połowy i już dalej nie dam rady. Nie tego się spodziewałam.

Fabuła powieści pełna jest dziur, niewyjaśnionych momentów, niedopowiedzianych przeżyć i pominiętych fragmentów ewolucji głównej bohaterki, co powoduje, że jest niespójna i porwana na strzępy.

Po pierwsze, książkę czyta się jak suche fakty historyczne. Brakuje momentów, w których opisywane zdarzenia miałyby bezpośrednie odzwierciedlenie w życiu bohaterów tej historii. Nie ma opowieści ofiar straszliwej zarazy, która spustoszyła kontynent. Nie ma komu współczuć, czym się przerazić, nad czym zadumać. Nie ma przeżyć Sarat po stracie najbliższych: złości, rozpaczy, niedowierzania, agresji. Nie ma logicznego ciągu w jej rozwoju psychicznym, w jej emocjonalnym dojrzewaniu do decyzji, które podejmuje po wyprowadzce z obozu. Na pewno w zamyśle autora jest ona postacią tragiczną, ale dla mnie jest przede wszystkim strasznie nudna. Trudno mi wykrzesać dla niej choć odrobine współczucia czy sympatii, a z drugiej strony jest zbyt jałowa bym mogła jej szczerze nie lubić.

Po drugie, brakuje ogromnego fragmentu, który wyjaśniałby w jaki sposób Ameryka z 2018 roku, stała się Ameryką z 2074? Jak to się stało, że w ogóle doszło do wojny? Jakie monumentalne zmiany zaszły w społeczeństwie w ciągu tych 50 lat, że wojna stała się jedynym rozwiązaniem? Konflikt Południa z Północą i resztą świata o paliwa kopalne wydaje mi się beznadziejnie naciąganym pomysłem. Naprawdę mam uwierzyć, że ludzie żyjący w południowych stanach Ameryki są tak nienawistni, zaślepieni i przepełnieni chęcią zemsty na Północy (za pierwsza wojnę secesyjna???), że jedynym rozwiązaniem w ich oczach jest wojna totalna? Nawet wtedy, gdy jej motyw okaże się kompletnie przegrany, beznadziejny i bezsensowny? Nie wierzę w to, nie kupuję tego. Czegoś tutaj brak, coś tutaj nie gra. Szczególnie, że nie ma jednoznacznego czarnego charakteru, w którego interesie byłoby wzniecenie takiego krwawego konfliktu i który miałby środki i narzędzia by taka akcję przeprowadzić. Nie ma tutaj żadnego dyktatora, populisty, polityka czy bandziora rządnego władzy, który miałby na tym coś do ugrania. Autor zdaje się sugerować, że taki konflikt byłby na rękę nowo powstałym mocarstwom Bliskiego Wschodu i Chin, ale jest to tak mglisty i nieostry obraz, że pozostaje bez znaczenia dla opowieści.

Po trzecie, w jaki sposób w przeciągu pięćdziesięciu lat udało się rozwiązać wszystkie problemy nękające Bliski Wschód i północną Afrykę i zdołano utworzyć z tego regionu jedno mocarstwo? Nie ma o tym ani słowa.

Ameryka w ogniu to nie jest zła książka, tylko niedopracowana. Za dużo w niej niewiadomych i niewyjaśnionych fragmentów, które negatywnie odbijają się na opisanej historii. Poczatek jest ciekawy, ale bardzo szybko zaczyna przynudzać. Odstawiam ją na półkę. Dwie gwiazdki.

Poddaje się, nie mogę. Amerykę w ogniu doczytałam do połowy i już dalej nie dam rady. Nie tego się spodziewałam.

Fabuła powieści pełna jest dziur, niewyjaśnionych momentów, niedopowiedzianych przeżyć i pominiętych fragmentów ewolucji głównej bohaterki, co powoduje, że jest niespójna i porwana na strzępy.

Po pierwsze, książkę czyta się jak suche fakty historyczne. Brakuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“Amelka Kieł i Bal Barbarzyńców” to ciepła i zabawna opowieść , w sam raz na nadchodzące święto Halloween.

Tytułowa bohaterka, Amelka, to wesoła i rezolutna wampirka, która uwielbia bawić się ze swoim pupilkiem Dyńką oraz dwójka najlepszych przyjaciół: młodym kostuchem Grimaldim, zajmującym się śmierciami żab oraz Florence, należącą do rzadkiego gatunku yeti. Kiedy w życiu naszej trójki pojawiają się kłopoty, wszyscy mężnie stawiają im czoło i walczą o to co słuszne przy okazji okrywając, że nie wszystko w co wierzyli się do tej pory jest prawdą.

Historia jest naprawdę bardzo fajna i obraca się w ogromnej części wokół pojęcia przyjaźni, akceptacji oraz więzów rodzinnych. Mojej sześcioletniej córce niezwykle podobały się wszelkie dziwaczności, które w świecie Nokturnii uchodzą za normalne. Zaśmiewała się z kulinarnych obrzydliwości takich jak dżem spod paznokci u nóg, mieszanka różnorodnych strupów, gnijące ptysie nadziewane ropą czy sok z gałek ocznych. Nadziwić się nie mogła, że duchy, kościotrupy, gadające mumie czy żywe dynie są w Królestwie Ciemności zwyczajnym widokiem, za to jednorożce, wróżki czy brokat sieja wśród jego mieszkańców strach i przerażenie. Na koniec stwierdziła, że Amelka jest fajna, bo jest odważna. I ja się z nią w stu procentach zgadzam. Mnie dodatkowo bardzo podobały się ilustracje, które można znaleźć na niemal każdej stronie tekstu, co na pewno przypadnie do gustu wszystkim czytelnikom, tym małym i tym dużym.

“Amelka Kieł i Bal Barbarzyńców” to książka w sam raz dla dzieci, które właśnie zaczynają przygodę z samodzielnym czytaniem lub dla dojrzalszych sześciolatków, którym może poczytać mama lub tata.

Obie z Helenką, gorąco ją polecamy!

ColorMeBookish.com

“Amelka Kieł i Bal Barbarzyńców” to ciepła i zabawna opowieść , w sam raz na nadchodzące święto Halloween.

Tytułowa bohaterka, Amelka, to wesoła i rezolutna wampirka, która uwielbia bawić się ze swoim pupilkiem Dyńką oraz dwójka najlepszych przyjaciół: młodym kostuchem Grimaldim, zajmującym się śmierciami żab oraz Florence, należącą do rzadkiego gatunku yeti. Kiedy w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytaliście "Wayward Pines"? Ja wpadłam w tą historię po uszy, pomimo że książka nie jest wybitnie dobrze napisana a główny bohater to w dużej mierze po prostu palant. Fabuła książki jest jednak znakomicie skonstruowana a sytuacja w jakiej znalazł się Ethan - autentycznie przerażająca. Nie mogłam przestać zamartwiać się czy uda mu się wydostać z miasteczka i dowiedzieć co się tutaj dzieje. A to, co się dzieje jest fenomenalne. Przerażające, szokujące i zachwycające. Pomysł na Wayward Pines jest niebanalny i ekscytujący a akcja nie przynudza. Myślę, że z ciekawością obejżę teraz serial - Matt Dillon idealnie pasuje mi do roli agenta Burke. Cztery gwiazdki!

ColorMeBookish.com

Czytaliście "Wayward Pines"? Ja wpadłam w tą historię po uszy, pomimo że książka nie jest wybitnie dobrze napisana a główny bohater to w dużej mierze po prostu palant. Fabuła książki jest jednak znakomicie skonstruowana a sytuacja w jakiej znalazł się Ethan - autentycznie przerażająca. Nie mogłam przestać zamartwiać się czy uda mu się wydostać z miasteczka i dowiedzieć co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Coś tutaj nie wyszło. A tak się dobrze zapowiadało.

Sześciu nieznajomych zamkniętych w jednym pokoju, trup w wannie i trzy godziny na odgadnięcie, kto jest mordercą. Początek brzmi jak dobry kryminał, prawda? Taki z głęboką analizą uwięzionych osób, powolnym szukaniem motywu, składaniem strzępków informacji w spójną całość, aż do momentu, kiedy morderca zostaje odkryty.
Żadnej z tych rzeczy nie znalazłam w "Zgadnij kto". Tak jak pisałam wyżej, książka zaczyna się w miarę dobrze a potem już niestety jest tylko źle. Owszem, pojawiają się jakieś tam zdawkowe informacje o poszczególnych osobach, ale jest ich zdecydowanie za mało, żebym mogła choć przez chwile pobawić się w detektywa i spróbować odgadnąć o co tutaj chodzi. Jeden wielki bajzel, niemal bez znaczenia dla samej historii. W dodatku to, czego dowiadujemy się o bohaterach zamkniętych w pokoju jest przeraźliwie nudne i okazuje się kompletną stratą czasu, ponieważ w ogromnej mierze nie wpływa w żaden sposób na “śledztwo”.

Jedyną rzeczywiście interesującą historią w "Zgadnij kto" jest opowieść o wydarzeniach z dzieciństwa Shepparda. To, co w jego życiu miało miejsce jest bez wątpienia zaskakujące i przez długi czas trzyma w napięciu. Niestety, tylko po to, żeby na koniec opaść, jak sflaczały balon.
Zakończenie jest nudne i brakuje w nim finałowej kulminacji, która zostawiłaby nas w zadumie nad ludzką naturą. Zamiast tego mamy dwóch dorosłych przygłupów bijących się na plaży, gdzie jeden wart jest drugiego. I pomyśleć przez tą parę zmarnowałam dwa wieczory. Dwie gwiazdki.

ColorMeBookish.com

Coś tutaj nie wyszło. A tak się dobrze zapowiadało.

Sześciu nieznajomych zamkniętych w jednym pokoju, trup w wannie i trzy godziny na odgadnięcie, kto jest mordercą. Początek brzmi jak dobry kryminał, prawda? Taki z głęboką analizą uwięzionych osób, powolnym szukaniem motywu, składaniem strzępków informacji w spójną całość, aż do momentu, kiedy morderca zostaje odkryty....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę czytałam w oryginale.

Powiem wam, że z "The Birthday" Carol Wyer spędziłam bardzo przyjemny weekend. Książka jest szybka w czytaniu i ciekawa. Głowiłam się nad rozwiązaniem zagadki zniknięcia dziewczynek razem z Natalie Ward, bohaterką-detektywem i miałam podobne, silne przeczucie, że w miarę postępu śledztwa trzymamy w rękach wszystkie kawałki układani, tylko nie bardzo jeszcze wiemy jak je do siebie dopasować.

Główna bohaterka, Natalie Ward jest nie tylko detektywem, ale także żoną i mamą. Wraz z mężem, Davidem wychowują dwójkę nastolatków, chłopca i dziewczynkę, i Natalie bardzo się stara połączyć w jakąś funkcjonalną całość swoje życie prywatne z zawodowym. Długie godziny pracy nas śledztwem nie ułatwiają jednak stosunków z mężem i Natalie czuje się ciągle rozdarta pomiędzy misją odnalezienia zaginionych dziewczynek a potrzeba spędzania czasu z rodzina. Jest przy tym świetnym detektywem. Jest konkretna, rzeczowa i inteligentna i w taki tez sposób prowadzi swoje śledztwo. Praca jej zespołu jest metodyczna, przemyślana i konsekwentna i pomimo tego, że sprawca przewija się raz po raz przez ich dochodzenie i nie zostaje przez detektywów wychwycony, to ma to swoje dobre uzasadnienie. Jest logicznym działaniem zespołu a nie karygodnym zaniedbaniem. Akcja jest szybka, nie rozwleka się bezsensowanie w czasie i z każdym rozdziałem otrzymujemy kolejny ważny kawałek do naszej układanki.
Co do tożsamości samego przestępcy, to można się dość szybko domyślić kto nim będzie, co jednak wcale nie przeszkadza w czerpaniu przyjemności z czytania książki. Jest w niej wystraczająco dużo niewiadomych, aby trzymać nas w napięciu aż do ostatniej strony. Mnie historia wciągnęła tak bardzo, że przeczytałam ją w dwa dni.

"The Birthday" to bardzo fajna lektura, w sam raz na weekend. Polecam!

ColorMeBookish.com

Książkę czytałam w oryginale.

Powiem wam, że z "The Birthday" Carol Wyer spędziłam bardzo przyjemny weekend. Książka jest szybka w czytaniu i ciekawa. Głowiłam się nad rozwiązaniem zagadki zniknięcia dziewczynek razem z Natalie Ward, bohaterką-detektywem i miałam podobne, silne przeczucie, że w miarę postępu śledztwa trzymamy w rękach wszystkie kawałki układani, tylko nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Książka rozczarowała mnie od początku do końca i nie pozostaje mi nic innego jak odłożyć ja teraz na polkę i szybko i niej zapomnieć.

Wśród wszystkich kategorii książek, które czytam po horrory sięgam bardzo rzadko. Nie wiążę się to jednak z tym, że ich nie lubię. Wręcz przeciwnie. Wśród moich ulubionych pozycji książkowych z łatwością znajdziecie kilka dreszczowców, jak na przykład “To” Kinga czy “Terror” Simmonsa. Mój problem z powieściami grozy jest taki, że się ich zwyczajnie boję. W ciągu dnia nie przerażają mnie żadne duchy, potwory czy zjawy jednak, kiedy tylko zapadnie zmrok, moja wyobraźnia nie daje mi spać. Wracają do mnie wszystkie przerażające sceny, które czytałam w dzień i rozrastają się w głowie, przybierając straszniejsze jeszcze kolory i rozmiary. Nakrywam się wtedy kołdrą po same uszy i boje się rozglądać po sypialni. Poważnie. Odchorowanie jednego horroru zazwyczaj zabiera mi kilka tygodni i to wcale nie jest fajny dla mnie czas. Dlatego właśnie zazwyczaj ich unikam i czytam nie więcej jak jedną czy dwie tego typu powieści w roku. (Tak, ja wiem, że to wstyd, żeby dorosła kobieta bala się książek, no ale nic na to nie poradzę. Takie już ze mnie strachajło.)

W tym roku mam najwyraźniej pecha na słabe horrory. Najpierw, wiosną, czytałam “Nawiedzony dom na wzgórzu” Shirley Jackson - klasyk, który zamiast mnie straszyć duchami, przerażająco mnie irytował. Recenzje znajdziecie na blogu, gdybyście chcieli o tym fiasku poczytać.

Teraz z kolei znalazłam “Przepaść” (tutaj wzdycham ciężko). Nie wiem czy książka tak mnie znudziła dlatego, że w ciągu ostatnich tygodni miałam szczęście przeczytać kilka naprawdę świetnych powieści o górach, wspinaczkach, śniegach i lodowcach, przez co moje oczekiwania były zbyt wygórowane? “Wszystko za Everest” Krakauera, “Lodowe piekło” Mitchella oraz “Terror” Simmonsa zachwyciły mnie do tego stopnia, że od razu trafiły na listę moich ukochanych lektur i jestem pewna, że co najmniej dwie z nich przeczytam jeszcze raz. Być może po lekturze takich bestsellerów, “Przepaść” musiała mnie rozczarować?

Brakuje w niej dosłownie wszystkiego tego, co tak mnie wciągnęło w poprzednich książkach. Bohaterowie są nijacy, powierzchowni i zbyt mało o nich wiem, abym mogła się do nich przywiązać, co jest dla mnie szczególnie ważne właśnie w horrorze. Musze chcieć, żeby bohater przeżył, pokonał zło, wyszedł z koszmaru cało, w przeciwnym razie nie potrafię się w historie zaangażować emocjonalnie.

Brakuje opisów samej wspinaczki, przygotowań, ekwipunku itd. Wyprawa ma miejsce w 1935 roku, więc ówczesne oprzyrządowanie znacznie rożni się od tego używanego dziś, a jednak autorka bardzo niewiele nam o tym mówi. Podobnie samo wchodzenie na Kanczendzongę potraktowane jest w książce bardzo powierzchownie i czytając, ma się wrażenie, że piątka alpinistów wybrała się na spacer po górach, a nie wspina się na trzecią, najwyższą górę świata. Byłoby fajnie gdybym mogła się trochę więcej o ich podroży dowiedzieć. O ich codziennych zmaganiach, o rzeczywistości życia na lodowcu, o fizycznych niebezpieczeństwach jakie taka wyprawa ze sobą niesie. Pozwoliłoby mi to stworzyć lepszy obraz całej historii i bliżej poznać poszczególnych bohaterów.

Największym jednak rozczarowaniem okazała się sama zjawa nawiedzająca Kanczendzonge. Jak dla mnie, kogoś kto horrorów naprawdę się boi, ten duch po prostu nie był straszny. Ani duch, ani okoliczności w jakich się pojawiał, ani nawet jego historia. Ot, pojawia się coś na stokach i jest złe. To wszystko. Brakuje tu poczucia niebezpieczeństwa, fizycznego zagrożenia ze strony upiora i wskazówki co ten zamierza. Czy chce wszystkich alpinistów zabić? A może tylko wystraszyć I zmusić do odwrotu? Czy może ich dotknąć i zranić czy cala jego moc kończy się na ukazywaniu się wspinaczom? Czy da się go pokonać?

Dla mnie, "Przepaść" to zmarnowany potencjał. Pomysł na historię był dobry, ale gdzieś zapodziało się to, co w każdej dobrej książce jest najważniejsze i stanowi jej esencję: bohaterowie, akcja i klimat powieści. Szkoda. Dwie gwiazdki.

ColorMeBookish.com

Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Książka rozczarowała mnie od początku do końca i nie pozostaje mi nic innego jak odłożyć ja teraz na polkę i szybko i niej zapomnieć.

Wśród wszystkich kategorii książek, które czytam po horrory sięgam bardzo rzadko. Nie wiążę się to jednak z tym, że ich nie lubię. Wręcz przeciwnie. Wśród moich ulubionych pozycji książkowych z łatwością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Musze przyznac, ze ta recenzja sprawila mi sporo trudosci. Z jednej strony ksiazka jest zajmujaca i wciaga swoja historia. Z drugiej, nie jest szczegolnie błyskotliwa czy gleboka w tresci i pod wieloma względami przypomina mi "Co kryją jej oczy" Pinborough. Obie są szybkie i przystepne w czytaniu, opowieści intrygują a akcja trzyma w napięciu, jednak historie są zbyt niedorzeczne i absurdalne by mogły być traktowane poważnie. Doskonala rozrywka – jak najbardziej. Literatura wyższego lotu – zupelnie nie.

"Naturalista" przesycony jest zarówno trudnymi do uwierzenia zwrotami akcji jak i oklepanymi, stereotypowymi bohaterami. Po pierwsze nieudolna, przygłupia policja, nieszczególnie zainteresowana rzeczywistym wyjaśnieniem zabójstwa. Po drugie utalentowany profesor, koniecznie nieporadny towarzysko i niewprawny w relacjach międzyludzkich, ktory niespodziewanie zmuszony zostaje samotnie przeprowadzić śledztwo, z którym nie poradzili sobie policyjni detektywi. Theo jest oczywiście genialny, wiec każde jego podejrzenie, każde przeczucie (a tych ma nasz profesor bez liku) i każde działanie prowadzi bezbłędnie do kolejnej wskazówki i na właściwy trop.
Po trzecie, zakonczenie. Trudno mi tutaj napisac wiecej, zeby nie zdradzic szczgolow ksiazki, ale powiedzmy tylko, ze scena finalowej rozgrywki jest tak niewiarygodna ze az... fenomenalna. Nierealna? Oczywiscie. Porywajaca, spektakularna? Jak najbardziej, w stu procentach.

Musze przyznać, iż pomimo że książka zdecydowanie nie jest wysokiego lotu i jak dla mnie charakteryzuje się nieco zbyt wyfantazjowaną fabułą, (co jest prawdziwym paradoksem, bo cała naszpikowana jest faktami naukowymi), to jednak doskonale trzyma czytelnika w niepewności. Klimat książki jest mroczny, nieco upiorny , zdecydowanie złowrogi i pełen niepokoju a sprawca zbrodni przerażający, jak w dobrym thrillerze być powinno. Za te wlasnie cechy dostaje ode mnie trzy i pol gwiazdki.

ColorMeBookish.com

Musze przyznac, ze ta recenzja sprawila mi sporo trudosci. Z jednej strony ksiazka jest zajmujaca i wciaga swoja historia. Z drugiej, nie jest szczegolnie błyskotliwa czy gleboka w tresci i pod wieloma względami przypomina mi "Co kryją jej oczy" Pinborough. Obie są szybkie i przystepne w czytaniu, opowieści intrygują a akcja trzyma w napięciu, jednak historie są zbyt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetnie mi się tę książkę czytało! Akcja wciągnęła mnie od samego początku i trzymała w napięciu aż do ostatniej strony.

Opowiesc o Evelyn Hardcastle i jej siedmiu śmierciach rozpoczyna się jako jeden wielki mętlik, zarówno dla nas jak i dla głównego bohatera (a właściwie pierwszego z ośmiu głównych bohaterów). Podobnie jak Sebastian Bell, śledzimy wypadki rozgrywające się na naszych oczach i zupełnie nie mamy pojęcia co się dzieje, ani dlaczego. Wokół nas panuje złowroga atmosfera, pojawiają się tajemnicze postacie, ma miejsce brutalne morderstwo a my wraz z bohaterem cierpimy na całkowity zanik pamięci i nie potrafimy się w tej plątaninie odnaleźć.

Stopniowo, strona po stronie, bohater po bohaterze, wydarzenie po wydarzeniu, gromadzimy okruchy informacji i powoli staramy się poskładać ten chaos w jedną, spójną całość. Zupełnie nam to oczywiście nie wychodzi. W nowym rozdziale następuje kolejny dzień, kolejny bohater, ma miejsce kolejne niezrozumiale wydarzenie i wszystko nagle zmienia się jak w kalejdoskopie a cala nasza misterna układanka sypie się jak przysłowiowy domek z kart. Przyznam wam, że niezwykle wciągnęło mnie to składanie drobinek faktów w logiczny kształt i nie mogłam wprost odłożyć tej książki nawet na chwile, obawiając się, że stracę z oczu jakiś istotny szczegół z kolejnego dnia.

Jednak to, co zachwyciło mnie najbardziej w książce Turtona, zaraz obok samej fabuły, to sposób w jaki wykreował swoich bohaterów nadając każdemu z nich złożoną i ciekawą osobowość, przypisując im zarówno talenty jak i ułomności. Każdego z nich spotykamy jedynie na krótko a pomimo to, zdołałam polubić i przywiązać się do kilku z nich. Lord Ravencourt, Thomas Cunningham oraz Evelyn Hardcastle to tylko kilka z tych postaci które zapadły mi w pamięć i które wciąż ciepło wspominam.

Fabuła książki jest również świetnie napisana. Kluczy i krąży, zmienia się i przekształca w naprawdę ciekawy i wciągający sposób. Jest to jedna z tych powieści -zagadek nad którymi głowisz się nawet wtedy, kiedy próbujesz zrobić sobie od niej przerwę. Bardzo podziwiam autorów, którzy potrafią pisać tak zagmatwane historie i się w tym nie gubią (choć czytałam wywiad z autorem w którym opowiadał, że przy pisaniu „The 7 ½ Deaths..” używał arkuszy obliczeniowych aby uporządkować wydarzenia i nie pogubić się w faktach). Jestem przekonana, że gdybym to ja próbowała stworzyć taka opowieść to końcowy rezultat byłby całkowicie pozbawiony sensu. Cale szczęście, że nie piszę książek, prawda?

Co do „The 7 ½ Deaths” to szczerze ja wam polecam. Ośmiu głównych bohaterów, upiorna starodawna posiadłość, głęboko skrywane rodzinne tajemnice i tylko jeden dzień aby rozwiązać mordercza zagadkę. Nie oderwiecie się od tej książki, obiecuję wam. Pochłonie was na cale godziny a zakończenie nie rozczaruje. Sięgnijcie po nią, bo warto!

ColorMeBookish.com

Świetnie mi się tę książkę czytało! Akcja wciągnęła mnie od samego początku i trzymała w napięciu aż do ostatniej strony.

Opowiesc o Evelyn Hardcastle i jej siedmiu śmierciach rozpoczyna się jako jeden wielki mętlik, zarówno dla nas jak i dla głównego bohatera (a właściwie pierwszego z ośmiu głównych bohaterów). Podobnie jak Sebastian Bell, śledzimy wypadki rozgrywające...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Nigdy nie wierz we własne kłamstwa."

The "The Death of Mrs. Westaway" było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Ruth Ware i już wiem, że na pewno nie będzie ostatnim. Wcześniej nie czytałam ani "Dziewczyny z kabiny numer 10" ani "W ciemnym mrocznym lesie" ale po przeczytaniu "The Death of Mrs Westaway" na pewno nadrobię te zaległości.

Najnowsza książka Ware jest fantastycznie mroczna i tajemnicza i przywodzi na myśl najlepsze powieści gotyckie, takie jak "Wichrowe wzgórza" Emily Brontë czy "Rebekę" Daphne du Maurier. Obie należą do moich ulubionych, wiec oczywiście szybko rozsmakowałam się w "The Death of Mrs Westaway".
Znajdziecie tutaj wszystkie tradycyjne elementy gatunku osadzone jednak we współczesnym świecie: stary, rozpadający się, koszmarny dom, który przez dekady był świadkiem wielu wydarzeń w życiu jego mieszkańców, zarządzającą nim upiorną gospodynię bezwzględnie lojalną wobec zmarłej pani domu , tajemniczych spadkobierców majątku -braci Westaway, oraz zagadki i sekrety, o które potykamy się wszędzie i na każdym kroku. Im głębiej w opowieść tym więcej niejasności, tajemnic oraz pogłębiające się straszne przeczucie, że Hal wdepnęła w groźną i niebezpieczna historie, która może ją zabić.

Pozornie zagadka z "The Death of Mrs. Westaway" nie jest szczególnie skomplikowana i wkrótce można zacząć się domyślać o co chodzi, ale szczegółów oraz motywów wydarzeń na pewno nie odgadniecie. Thriller ten jest bardzo dobrze skonstruowany, gdzie nasza bezwzględna sympatia dla głównej bohaterki, strach o jej los, narastające napięcie i poczucie nieuchronnie nadciagającego niebezpieczeństwa sprawiają, że podczas lektury siedzimy jak na szpilkach i nie możemy przestać przewracać kartek, aż do ostatniej strony powieści. I to właśnie sprawia, że "The Death of Mrs. Westaway" jest naprawdę wciągającą, wartą polecenia lektura. Przyjemnego czytania!

ColorMeBookish.com

"Nigdy nie wierz we własne kłamstwa."

The "The Death of Mrs. Westaway" było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Ruth Ware i już wiem, że na pewno nie będzie ostatnim. Wcześniej nie czytałam ani "Dziewczyny z kabiny numer 10" ani "W ciemnym mrocznym lesie" ale po przeczytaniu "The Death of Mrs Westaway" na pewno nadrobię te zaległości.

Najnowsza książka Ware jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od czasu do czasu, każdemu z nas wpada w ręce jedna z tych nielicznych książek, która zostawia w nas swój ślad, dotyka czegoś głęboko, porusza i przez to zostaje z nami na zawsze. „Children of Blood and Bone” jest dla mnie taką właśnie książką.

Przede wszystkim jest pięknie napisana niemal poetyckim językiem, który płynie, malując żywe, barwne obrazy magicznego świata i królestwa Orïshy. Tomi Adeyemi, (wychowana w Stanach Zjednoczonych, jest dzieckiem nigeryjskich imigrantów) przy pisaniu powieści czerpała garściami z zachodnio-afrykańskiej mitologii z przecudnym wprost rezultatem. Bogowie i magia wykreowana w książce jest niezwykła, nowa i fascynująca, tak rożna od dobrze znanych nam elfów, krasnoludów i czarodziejów. Magia w "Children of Blood and Bone" jest zakorzeniona głęboko w żywiołach ziemi, w życiu i śmierci, w duszy magów. Ta nowa fantastyka całkowicie mnie zachwyciła i sprawiła, że mam ochotę dowiedzieć się więcej o afrykańskich wierzeniach i poznać ich niezwykłe legendy.

Wyjątkowe w „Children of Blood and Bone”, bo rzadko spotykane w literaturze fantasy, jest również to, że wszyscy bohaterowie powieści są ciemnoskórzy. Adeyemi pięknie opisuje różnice w kolorach skóry swoich bohaterów, malując cale spektrum odcieni przepięknych, hebanowych postaci. Następnie na tle tych właśnie różnic tworzy mrożąca krew w żyłach historię, która ani na chwilę nie zwalnia tempa i całkowicie pochłania. Dramat znęcania się jaśniejszej w odcieniu skóry grupy społecznej nad druga, ciemniejszą, w książce Adeyemi stanowi główny wątek historii i nie jest to przypadek. Jest to brutalne i surowe przypomnienie o prawdziwych problemach dyskryminacji rasowych od wielu lat nękających Stany Zjednoczone.

„Children of Blood and Bone” to przede wszystkim opowieść o strachu i uprzedzeniach, o opresji i nienawiści. O sile potrzebnej by walczyć o to, co słuszne, o poświęceniu i wierze w to, że potencjał by zmienić świat, drzemie w każdym z nas. Ta książka to głos przeciwko dyskryminacji, przemocy i represjom. To głos protestu wołający o sprawiedliwość i walkę o godność każdego człowieka, niezależnie od koloru skory.

"Children od Blood nad Bone" to świetna historia, ale przede wszystkim bardzo ważna i potrzebna. Jest to również debiut literacki Tomi Adeyemi i jeśli jest to przedsmak tego, co autorka jeszcze ma nam do zaserwowania to wróżę Adeyemi ogromny sukces jako jednej z najważniejszych autorek w Stanach Zjednoczonych. Z niecierpliwością czekam na drugi tom powieści.

ColorMeBookish.com

Od czasu do czasu, każdemu z nas wpada w ręce jedna z tych nielicznych książek, która zostawia w nas swój ślad, dotyka czegoś głęboko, porusza i przez to zostaje z nami na zawsze. „Children of Blood and Bone” jest dla mnie taką właśnie książką.

Przede wszystkim jest pięknie napisana niemal poetyckim językiem, który płynie, malując żywe, barwne obrazy magicznego świata i...

więcej Pokaż mimo to