-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać2
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać468
Biblioteczka
2019-01-23
2019-04-26
2019-02-22
2019-05-06
2019-07-12
Takie zabawy to ja lubię!
Zabawy tu sporo, pomimo tematyki mrocznej i ciężkiej. Zaginięcia dzieci, samobójstwa, zbrodnia, okrucieństwo, smutek i mrok. Świat ciemny, prawie jak noc.
Książka wciąga w zawiłości gry, pozwala składać fabułę jak puzzle. Autorka wykłada na stół kolejne elementy subtelnie i jednocześnie zdecydowanie. Perła po perle pozwala nam skompletować cały naszyjnik zdarzeń, nie odkrywając zupełnie jego tajemnicy.
Czeka nas pełna emocji konfrontacja wyobraźni czytelnika i autorki. Uprzedzam, że jest to rozgrywka z góry skazana na klęskę. W czasie lektury mój umysł pracował na wysokich obrotach i w pełnym skupieniu, a i tak nie zdołałam przewidzieć z wyprzedzeniem nadchodzących najbardziej magicznych, odrealnionych i wysublimowanych smaczków fabularno-językowych.
Skoro już o języku mowa, to właśnie dzięki niemu zabawa jest najprzedniejsza. To, jak plastyczne, pełne wartościowych neologizmów i interesujących konstrukcji jest słowo Joanny Bator, zasługuje na wyróżnienie.
Niedawno pisałam o największym grzechu literatury - pozostawieniu czytelnika obojętnym. "Ciemno, prawie noc" jest po drugiej stronie koła barw. Wciąga czytelnika do gry. Może się podobać lub nie, ale nie pozostanie obojętna. Jest na to zwyczajnie za dobra.
Opinia opublikowana na blogu:
https://laskultury.blogspot.com/
Takie zabawy to ja lubię!
Zabawy tu sporo, pomimo tematyki mrocznej i ciężkiej. Zaginięcia dzieci, samobójstwa, zbrodnia, okrucieństwo, smutek i mrok. Świat ciemny, prawie jak noc.
Książka wciąga w zawiłości gry, pozwala składać fabułę jak puzzle. Autorka wykłada na stół kolejne elementy subtelnie i jednocześnie zdecydowanie. Perła po perle pozwala nam skompletować cały...
2019-09-16
RZECZ O PTAKACH... I NIE TYLKO
Ten facet to pasjonat! Prawdopodobnie nie je i nie śpi. Rzecz jasna mam na myśli autora. Od zawsze oddany ptakom i chęci poznania ich życia, pełen szczerej ciekawości. Dobrze słucha się opowieści ludzi, którzy są zafascynowani, tym co robią. Dokładnie tak jest z książką "Rzecz o ptakach".
Widać modę na tematy związane z przyrodą. Noah Strycker wpisuje się w trend. Do tej pory nie miałam dużej styczności z książkami tego typu, nie licząc "Sekretnego życia drzew", o którym wspomnę tu niebawem. Mam jednak wrażenie, że podejście autora książki "Rzecz o ptakach" będzie bliższe wielu czytelnikom. Wydaje się bardziej "ludzkie" i mniej "natchnione".
Noah Strycker dostrzega w ptakach cechy wspólne z ludzkimi i to właśnie na tych porównaniach opiera konstrukcję swojej opowieści. Możemy odkryć w świecie zwierząt niesamowite zależności pełne miłości, wzruszeń, ale również przemocy. Zaskakujące ile wspólnego mamy z tymi skrzydlatych stworzeniami. Szkoda, że na co dzień dostrzegamy to tak rzadko.Książka przepełniona ciekawostkami nie pozwala się nudzić. Dzięki temu, że nie jest to publikacja naukowa, pełna fachowych terminów, nie trzeba mieć żadnej bazowej wiedzy, aby czerpać z niej informacje i przyjemność.
Niektóre fragmenty skłoniły mnie do mniej wesołych przemyśleń. Krótkie opisy nie zawsze etycznych eksperymentów na zwierzętach poruszyły mnie do głębi. Zadaję sobie pytania: Jaką cenę ma wiedza? Czy powinniśmy bez względu na wszystko dążyć do zaspokojenia ludzkiej ciekawości?
Opinia opublikowana na blogu:
https://laskultury.blogspot.com/
RZECZ O PTAKACH... I NIE TYLKO
Ten facet to pasjonat! Prawdopodobnie nie je i nie śpi. Rzecz jasna mam na myśli autora. Od zawsze oddany ptakom i chęci poznania ich życia, pełen szczerej ciekawości. Dobrze słucha się opowieści ludzi, którzy są zafascynowani, tym co robią. Dokładnie tak jest z książką "Rzecz o ptakach".
Widać modę na tematy związane z przyrodą. Noah...
2019-09-17
Reportaż czy kłamstwo?
Ta książka, to rzecz niełatwa, balansująca na granicy gatunków mieszanina faktu i fikcji. Bardzo trudna to sprawa ocenić twór, który nie pasuje ściśle do żadnej kategorii.
Gdybym miała wyrazić opinię o tej książce jako reportażu, uznałabym, że wyszło marnie. Autor nie dotarł do wielu informacji, nie odnalazł kluczowych postaci, nie nauczył się języka, co z pewnością zamknęło mu wiele dróg. Ogólnie rzecz ujmując plan legł w gruzach. Odbił się od ściany. Okazało się, że nie ma o czym opowiadać. Są tylko strzępki historii, na podstawie których nie można wyłuskać sedna kluczowego dla reportażu. W tej materii Springer poległ.
Zaraz, zaraz... Nie tak pochopnie. Przecież czego nie zdobył, to dowymyślił. Czyżby nas oszukał? Czy wobec tego cała ta historia jest kłamstwem? Podła mistyfikacja. Przecież nie można wymyślać faktów, które nie miały miejsca i tworzyć w wyobraźni realnych osób.
Otóż można. Nawet należy to robić. Dzięki temu, że autor porzuca wąskie ramy gatunków, daje czytelnikowi punkt wyjścia do snucia wniosków szerszych i bardziej wnikliwych. Przepływając między fikcją a faktem, podkreśla dokładnie to, co należało. Jako reportażysta Springer świetnie sprawdził się w świecie nierealnym. Uwielbiam postać Olego, którego autor zbudował w swojej wyobraźni jako podsumowanie wszystkiego, czego zdołał się dowiedzieć i co próbował zrozumieć.
Mogłabym powiedzieć, że to książka o Danii, ale nie byłoby to prawdą. To opowieść o Jante. Tajemniczym stanie w czasoprzestrzeni, które zna wielu z nas. O ograniczeniach społecznych, barierach kulturowych, kastowości, mentalności miast małych i dużych. To historia o powinności, obowiązku, oczekiwaniach, o tym co wypada lub co sądzą inni.
Ja też jestem z Jante.
Po przeczytaniu tej książki nie czuję się oszukana. Nie potrzebuje faktów. Nie o fakty tu chodzi.
Bardzo cieszę się, że Filip Springer w końcu opuścił około architektoniczne tematy. Pałam sentymentem do "Miedzianki", cenię "Wannę z kolumnadą", szanuję "Źle urodzone". Niestety już w "Księdze zachwytów" było widać, że za bardzo wsiąkł w archi-światek i zaczął operować sztampowym językiem architektów. Przejął te same słownictwo i manierę, jaką widać w każdej książce, artykule i rozmowie w tej dziedzinie (jako architekt, wiem, co mówię). Bardzo się cieszę, że w "Dwunastym" powraca stary dobry Springer. Mam nadzieję, że uda mu się ostatecznie odrzucić łatkę archiaktywisty.
Przy okazji składam ukłon przed Springerem nie pisarzem, a fotografem. Zdjęcia zamieszczone w książce wdrażają w mroczny, tajemniczy klimat. Wzbogacają treść, ale nie odwracają od niej uwagi.
Piękno tego wydania zawdzięczamy również grafikom ze studia Fajne Chłopaki. To nie pierwsza ich współpraca z Czarnym i mam nadzieję, że nie ostatnia. Brawo!
Dziękuję wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Opinia opublikowana na blogu:
https://laskultury.blogspot.com/
Reportaż czy kłamstwo?
Ta książka, to rzecz niełatwa, balansująca na granicy gatunków mieszanina faktu i fikcji. Bardzo trudna to sprawa ocenić twór, który nie pasuje ściśle do żadnej kategorii.
Gdybym miała wyrazić opinię o tej książce jako reportażu, uznałabym, że wyszło marnie. Autor nie dotarł do wielu informacji, nie odnalazł kluczowych postaci, nie nauczył się...
2019-11-14
Gorąco polecam tym kobietom, które nie zupełnie akceptują swój wygląd, ale również tym, które czują się dobrze w swojej skórze. "Obrzydliwa anatomia" to całkiem przyzwoita opowieść dla, każdej z nas.
Książka Mary Altman opowiada o kompleksach, społecznych oczekiwaniach, naciskach ze strony mody i świata reklam, z którymi borykamy się każdego dnia. Autorka szukając w różnych źródłach, próbuje dociec skąd biorą się te problemy i czy aby na pewno istnieją... Wierzyć się nie chce, że odnalazła specjalistów pasjonacko zajmujących się naprwdę niszowymi i często dziwacznymi (jak na świat nauki) dziedzinami. Najwyraźniej amerykańscy naukowcy od wszystkiego istnieją!
Spotkanie z tą książką było dla mnie ciekawym doświadczeniem, mimo, że nie zmagam się z nawet połową opisanych w niej "obrzydliwości". Warto przyjrzeć się temu, jaki wpływ na nasze życie mają wychowanie, opinia społeczna, konwenanse, media.
W zeszłym roku miałam okazję przeczytać książkę Lisy Eldridge "Face paint. Historia makijażu". Znalazłam tam ciekawą reklamę kosmetyków z lat 20 mówiącą:
"Would your husband marry you again?".
Mara Altman wspomina o współczesnych reklamach, które raczej w mniej bezpośredni soposób, ale jednak sugerują nam określone modele wizerunku. Budują dobre i złe skojarzenia, na podstawie których często tworzymy swoje opinie. Oczywiscie nie tylko zewnętrzny świat budzi nasze kompleksy. Często my same stawiamy sobie przeszkody.
"Obrzydliwa anatomia" to książka ciekawa, chociaż napisana w nieco zbyt egzaltowany sposób, kojarzący się z amerykańskim telewizyjnym show. Niestety odbija się to na treści. Sporo tu rozwlekłości i zupełnie zbędnych prywatnych roztrząsań. Szczególnie widać to na początku tekstu. Na szczęście czym dalej, tym lepiej. Pomino tych kilku słabości polecam gorąco. Warto przeczytać i przemyśleć, czy nasze "obrzydliwości" naprawdę są warte aż takiej uwagi.
Okładkę zdobi piękna grafika, której autorem jest Maciej Grycz.
Opinia opublikowana na blogu
www.laskultury.blogspot.com
Gorąco polecam tym kobietom, które nie zupełnie akceptują swój wygląd, ale również tym, które czują się dobrze w swojej skórze. "Obrzydliwa anatomia" to całkiem przyzwoita opowieść dla, każdej z nas.
Książka Mary Altman opowiada o kompleksach, społecznych oczekiwaniach, naciskach ze strony mody i świata reklam, z którymi borykamy się każdego dnia. Autorka szukając w...
2019-09-23
Jako miłośnik psów nie mogłam pozostać obojętna wobec takiego prezentu. Od razu zabrałam się do czytania. Mojego początkowego zaciekawienia nie ugasił nawet tytuł, który mógłby sugerować pewną schematyczność i podążanie za modą. Ostatnimi czasy mnóstwo wokół książek typu duchowe życie zwierząt, drzew, pszczół i roztoczy. Dzięki sercu psiarza przełknęłam ten mały zgrzyt i od razu zabrałam się do lektury.
Do przemyśleń natury teologicznej, psychologicznej i emocjonalnej na temat psów skłoniło autora traumatyczne wydarzenie, jakim była śmierć ukochanego czworonoga. Mam wrażenie, że to rodzaj autoterapii.
Andrew Root próbuje dowieść wyjątkowości psów. Natura badacza nie pozwala mu pozostawić żadnego zagadnienia przeanalizowanego tylko częściowo. Stara się doprowadzić do rozwiania każdej wątpliwości nie tylko na podstawie własnych doświadczeń i analiz, ale również poszukując dowodów w statystykach i pracach innych naukowców.
Pomimo sporej dawki pouczających faktów i frapujących ciekawostek nie mogę ocenić tej książki pozytywnie. Przesądziła o tym jedna rzecz - stronniczość. Jako teolog i zaangażowany psi tata w żałobie, Root często bardzo na siłę, za pomocą argumentów naciąganych do granic możliwości próbuje przekonywać sam siebie, że psy trafiają do nieba. Niestety są na świecie sprawy niemożliwe do udowodnienia i warto, żeby takie pozostały, ponieważ w tym tkwi ich siła. Nie należy podejmować kulawych prób dodania im wiarygodności pseudofaktami, bo daje to zupełnie odwrotny efekt.
Opinia opublikowana również na www.laskultury.blogspot.com
Jako miłośnik psów nie mogłam pozostać obojętna wobec takiego prezentu. Od razu zabrałam się do czytania. Mojego początkowego zaciekawienia nie ugasił nawet tytuł, który mógłby sugerować pewną schematyczność i podążanie za modą. Ostatnimi czasy mnóstwo wokół książek typu duchowe życie zwierząt, drzew, pszczół i roztoczy. Dzięki sercu psiarza przełknęłam ten mały zgrzyt i od...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-11-09
2019-04-01
2019-03-07
Po raz kolejny okazuje się, że mniej znaczy więcej.
Ta krótka, niepozorna książeczka składa się ze zlepków różnych historii, których wspólnym mianownikiem jest literatura. Jean-Paul Didierlaurent sprawnie przemycił mnogość wciągających opowieści w skromnych rozmiarów okładce.
Przedstawiono tu losy nieszablonowych, oryginalnych postaci. Bez lekceważenia potraktowano nawet najmniej istotnego bohatera. Każdy tutaj ma swój charakter, wyróżniające go niepowtarzalne cechy. W tej fabule nie ma nadmiaru osób, bezksztaltnych, szarych plam tylko dla stworzenia tła. Jakby autor szanował słowo tak bardzo, że nie chciał strzępić języka na sprawy zbędne.
"Lektor z pociągu 6:27" to opowieść przepełniona miłością do słowa pisanego. Mówi o próbach przełamania rutyny codzienności, odnajdywaniu siebie pośród oczekiwań reszty świata, a w końcu o marzycielstwie i pięknie ludzi, którzy w głębi serca nie przestali być dziećmi.
Nie jest to wybitne dzieło, ale z pewnością rarytas dla każdego mola. Warto poświęcić tej pozycji kilka krótkich chwil swojego życia. W końcu książka o książkach to nie byle co.
Opinia o książce opublikowana na blogu:
https://laskultury.blogspot.com/2019/05/lektor-z-pociagu-627-uczta.html
Po raz kolejny okazuje się, że mniej znaczy więcej.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTa krótka, niepozorna książeczka składa się ze zlepków różnych historii, których wspólnym mianownikiem jest literatura. Jean-Paul Didierlaurent sprawnie przemycił mnogość wciągających opowieści w skromnych rozmiarów okładce.
Przedstawiono tu losy nieszablonowych, oryginalnych postaci. Bez lekceważenia potraktowano nawet...