rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

Nie ukrywam, że jestem z siebie dumna, że udało mi się przeczytać książkę Jodi Picoult. Od dawna próbuję przebrnąć przez "Bez mojej zgody", ale chyba nie będzie mi to dane. Za to "Kruchą jak lód" czytało się o wiele lepiej, nie było tutaj bezsensownego ględzenia i przedłużania na siłę.
Charlotte ma córeczkę, która jest chora na rzadką chorobę niezwykłej łamliwości kości. Willow wymaga wzmożonej opieki, gdyż każdy najmniejszy upadek może spowodować złamanie. Charlotte, pod wpływem impulsu, decyduje się na czyn, który zmieni życie całej jej rodziny i nie tylko. Czy jej miłość do chorej córeczki będzie w stanie usprawiedliwić krzywdy, które ów czyn wyrządzi innym? Oprócz Willow, Charlotte ma także drugą córkę, Amelię, która wchodzi w wiek nastoletni i potrzebuje uwagi. Ale czy matka, która całkowicie poświęca się dla jednego, chorego dziecka, jest w stanie dać uwagę drugiemu? I czy to "zdrowsze" dziecko nie jest przypadkiem bardziej potrzebujące?
"Krucha jak lód" to książka o pewnej kontrowersyjnej decyzji, która na zawsze zmienia życie całej rodziny. O wyborach, których konsekwencje będą się ciągnęły za ludźmi całe życie. O rodzicach, którzy nie poświęcają swoim dzieciom wystarczającej uwagi i o dzieciach, które tej uwagi desperacko potrzebują, bo bez niej sobie nie radzą. O zawiedzionej przyjaźni i miłości, którą ludzie usprawiedliwiają sobie własne pogubienie. To książka z świetnym zakończeniem, będącym swego rodzaju chichotem losu.
Cieszę się, że zdecydowałam się dać pani Picoult jeszcze jedną szansę, warto było przeczytać tę kontrowersyjną powieść. Na pewno wrócę do książek tej autorki.

Nie ukrywam, że jestem z siebie dumna, że udało mi się przeczytać książkę Jodi Picoult. Od dawna próbuję przebrnąć przez "Bez mojej zgody", ale chyba nie będzie mi to dane. Za to "Kruchą jak lód" czytało się o wiele lepiej, nie było tutaj bezsensownego ględzenia i przedłużania na siłę.
Charlotte ma córeczkę, która jest chora na rzadką chorobę niezwykłej łamliwości kości....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nadal dobre, nadal wciąga, nadal ciekawe wątki. Oby tak dalej. Jedyne co mnie momentami irytowało to traktowanie domku babci Róży jak niemalże raj, w którym wszelkie problemy znikną, a samej babci Róży jak ideał. Tak to chwilami odczuwałam, ale to mi nie popsuło niewątpliwej przyjemności z czytania.

Nadal dobre, nadal wciąga, nadal ciekawe wątki. Oby tak dalej. Jedyne co mnie momentami irytowało to traktowanie domku babci Róży jak niemalże raj, w którym wszelkie problemy znikną, a samej babci Róży jak ideał. Tak to chwilami odczuwałam, ale to mi nie popsuło niewątpliwej przyjemności z czytania.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Drugi tom "Stacji Jagodno" trzyma poziom, czyta się nadal bardzo dobrze. Polubiłam bohaterów, kibicowałam im nawet bardziej niż przy czytaniu pierwszej części, a i problemy wydały mi się ciekawsze. Cieszy mnie, że autorka wzbogaca cykl o kolejnych bohaterów, dzięki temu zainteresowanie czytelnika nie spada i jest nadzieja na zajmujące dalsze losy postaci.

Drugi tom "Stacji Jagodno" trzyma poziom, czyta się nadal bardzo dobrze. Polubiłam bohaterów, kibicowałam im nawet bardziej niż przy czytaniu pierwszej części, a i problemy wydały mi się ciekawsze. Cieszy mnie, że autorka wzbogaca cykl o kolejnych bohaterów, dzięki temu zainteresowanie czytelnika nie spada i jest nadzieja na zajmujące dalsze losy postaci.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Światła września" były dość... Nietypowe. Ogromna wyobraźnia autora pokazała się w pełnej krasie. Zafon opisuje rzeczywistość tak, że bez problemu można sobie wyobrazić choćby najmniejszy skrawek tej niepokojącej scenerii, a jest co sobie wyobrażać... Trzeba tu przyznać, że mroku w tej książce nie zabrakło i za to plusik. W ogóle cała "Trylogia Mgły" jest pełna takiego mrocznego klimatu, który sprawia, że czyta się z zaciekawieniem, jednak wydaje mi się, jakby te 3 książki były do siebie podobne. Niby inni bohaterowie, inna fabuła, mimo to odnoszę wrażenie, jakbym już coś podobnego u Zafona czytała.
Na początku się nie mogłam wciągnąć, zaczęłam się obawiać, że przemęczę tę cienką książeczkę, na szczęście im dalej tym lepiej. Co prawda niektóre pomysły były zbyt odjechane, ale to nie psuło przyjemności z czytania. A co najlepsze - mimo braku realizmu, można było wysnuć coś nie coś z tej historii - niby zwykłą psychologiczną prawdę, że nasz cień będzie podążał za nami krok w krok, nie uciekniemy przed nim, a im bardziej ktoś będzie uciekał, tym gorzej to się dla niego skończy. Jak popatrzyłam w ten sposób na tę historię, od razu zyskała dla mnie na znaczeniu.

"Światła września" były dość... Nietypowe. Ogromna wyobraźnia autora pokazała się w pełnej krasie. Zafon opisuje rzeczywistość tak, że bez problemu można sobie wyobrazić choćby najmniejszy skrawek tej niepokojącej scenerii, a jest co sobie wyobrażać... Trzeba tu przyznać, że mroku w tej książce nie zabrakło i za to plusik. W ogóle cała "Trylogia Mgły" jest pełna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Ciężko mi pisać o powieściach wybitnych, bo co ja mogę napisać, skoro tyle słów już padło? Zatem rozpisywać się nie będę. Jest to dla mnie lektura, z której wyziera smutek. Od początku do końca. Powieść ta osacza, wciąga, poraża okrucieństwem, jednak jest w niej światełko nadziei - powoli rozkwitająca kobieca przyjaźń, gotowa do największych poświęceń. To wszystko, ubarwione niezwykłym stylem autora, składa się na piękno "Tysiąca wspaniałych słońc", trzeba po prostu samemu przeczytać.

Ciężko mi pisać o powieściach wybitnych, bo co ja mogę napisać, skoro tyle słów już padło? Zatem rozpisywać się nie będę. Jest to dla mnie lektura, z której wyziera smutek. Od początku do końca. Powieść ta osacza, wciąga, poraża okrucieństwem, jednak jest w niej światełko nadziei - powoli rozkwitająca kobieca przyjaźń, gotowa do największych poświęceń. To wszystko,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Jak nie wiadomo za co się zabrać i żadna książka szczególnie nie kusi, najlepiej zabrać się za coś lekkiego, co pomoże nabrać czytelniczego rozpędu. I faktycznie, nabrałam tego rozpędu. Czyta się dobrze, pół książki pochłonęłam na raz. Podobało mi się przedstawienie problemów matki i córki, ich pokomplikowanych relacji, polubiłam ciepłą, pełną spokoju i akceptacji babcię Różę, na którą zawsze można liczyć. Urzekło mnie również to, że Karolina Wilczyńska przedstawiła nie tylko perspektywę 40-letniej Tamary, ale i jej dorastającej córki. Jestem jednak bliżej wiekiem do nastolatków niż do ludzi 40+, dlatego taki zabieg jest dla mnie zdecydowanie ciekawszy i łatwiej mi było utożsamić się z córką głównej bohaterki. Bez jej perspektywy książka aż tak by mnie nie wciągnęła.
Lubię takie lekkie książki tchnące nadzieją na przyszłość, z problemami, które, gdy się o nich czyta nie wydają się aż tak straszne, z postaciami, które chciałoby się poznać. Dla niektórych taka lekkość może być wadą, dla mnie jest zaletą, bo wystarczająco trudno jest w prawdziwym życiu, a czymś sobie przecież trzeba pomagać. ;)

Jak nie wiadomo za co się zabrać i żadna książka szczególnie nie kusi, najlepiej zabrać się za coś lekkiego, co pomoże nabrać czytelniczego rozpędu. I faktycznie, nabrałam tego rozpędu. Czyta się dobrze, pół książki pochłonęłam na raz. Podobało mi się przedstawienie problemów matki i córki, ich pokomplikowanych relacji, polubiłam ciepłą, pełną spokoju i akceptacji babcię...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Całkiem przyjemny romans ze strażą pożarną w tle. Czytało się lekko i przyjemnie, dokładnie tak, jak oczekiwałam. Główni bohaterowie sympatyczni, kibicowałam im, choć i tak wiadomo było jak to się zakończy. Spodobały mi się również poruszone w książce kwestie przebaczenia sobie, innym oraz współczucia dla siebie i dla innych mimo przeszłości, która niejednokrotnie bywa trudna.

Całkiem przyjemny romans ze strażą pożarną w tle. Czytało się lekko i przyjemnie, dokładnie tak, jak oczekiwałam. Główni bohaterowie sympatyczni, kibicowałam im, choć i tak wiadomo było jak to się zakończy. Spodobały mi się również poruszone w książce kwestie przebaczenia sobie, innym oraz współczucia dla siebie i dla innych mimo przeszłości, która niejednokrotnie bywa trudna.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Lubię do Cathy Glass wracać parę razy w roku. Jest to jedna z moich ulubionych pisarek, a jej książki zawsze są gwarancją wartościowo spędzonego czasu. Sama Cathy wzbudza we mnie przyjazne uczucia, wydaje się być wspaniałą, empatyczną osobą mającą dobre podejście do dzieci i gwarantującą im stabilizację, bezpieczeństwo oraz ciepłą, rodzinną atmosferę, której dzieci będące u niej łakną. Właśnie ta rodzinna atmosfera sprawia, że książki Glass czytam z ogromną przyjemnością.
"Ukryty" to książka o chłopcu, który trafił do Cathy z dużym bagażem doświadczeń. Był jednym z tych dzieci, które nie figurowały w rejestrze. Przebywał nielegalnie na terenie Wielkiej Brytanii, więc dzięki temu mógł się skutecznie ukrywać z matką alkoholiczką przed władzami. To, czego w ten czas doświadczył jest wstrząsające...
Niezmiernie podoba mi się, w jaki sposób Cathy podchodzi do swoich podopiecznych, z jakim zrozumieniem i empatią ich traktuje, jakie ma wyczucie oraz jak nieraz potrafi postawić granice tam, gdzie jest to konieczne. Bardzo przemawiają do mnie jej metody wychowawcze. Podziwiam ją za tak trudną, ale i piękną pracę. Równie ciekawe jest ukazanie przez nią systemu opieki społecznej, jego zalet oraz mankamentów. Widać kontrast, jak niektórzy potrafią się zaangażować i poświęcać się w imię sprawy jednego dziecka, a inni traktują pracę jak obowiązek i nic nie robią ponad to, co koniecznie muszą. A przecież, żeby pomóc skrzywdzonemu dziecku, potrzebne jest ukazanie mu, jakie jest ważne i że komuś na nim naprawdę zależy. I to Właśnie cenię w Cathy, że potrafi się na 100% angażować i daje dziecku odczuć, że jest ważne i potrzebne.

Lubię do Cathy Glass wracać parę razy w roku. Jest to jedna z moich ulubionych pisarek, a jej książki zawsze są gwarancją wartościowo spędzonego czasu. Sama Cathy wzbudza we mnie przyjazne uczucia, wydaje się być wspaniałą, empatyczną osobą mającą dobre podejście do dzieci i gwarantującą im stabilizację, bezpieczeństwo oraz ciepłą, rodzinną atmosferę, której dzieci będące u...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Bardzo ciekawa fantastyka młodzieżowa. Czyta się wciąż z zainteresowaniem, jedynie w połowie książki zdarzyła się dłużyzna, ale na szczęście autorka z powrotem weszła na dobre tory i książka stała się nawet bardziej interesująca niż wcześniej.
Główna bohaterka Axlin czasem mnie irytowała, ale ma mój podziw za siłę, hart ducha i oddanie, z jakim wypełnia swoją misję mimo licznych trudności.
Na pewno sięgnę po drugi tom, warto.

Bardzo ciekawa fantastyka młodzieżowa. Czyta się wciąż z zainteresowaniem, jedynie w połowie książki zdarzyła się dłużyzna, ale na szczęście autorka z powrotem weszła na dobre tory i książka stała się nawet bardziej interesująca niż wcześniej.
Główna bohaterka Axlin czasem mnie irytowała, ale ma mój podziw za siłę, hart ducha i oddanie, z jakim wypełnia swoją misję mimo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ach, jak ja uwielbiam początek roku czytelniczego, gdy tyle jeszcze cudów przede mną, tyle przygód do odkrycia. Lubię wtedy myśleć, że tylko ode mnie zależy jaką czytelniczą drogę postanowię wybrać. Co prawda skutki tych wyborów mogą się okazać różne, ale to właśnie jest najbardziej ekscytujące.
W tym roku, wyjątkowo, zaczęłam od bajki. I to takiej niezwykłej, na wskroś innej, nieprzypominającej innych bajek. W "Akademii pana Kleksa" Na próżno szukać schematów, podobieństw do innych dzieł, dla mnie jest to lektura wyjątkowa, nie do podrobienia. Brzechwa pokazał jakie ciekawe rzeczy może stworzyć jego wyobraźnia i to wzbudziło mój podziw. Jednak nieraz wydawało mi się, że to wszystko jest wręcz za bardzo bajkowe, momentami trudno mi było w sobie odnaleźć to dziecko, które chłonęłoby treść z niezmąconym zachwytem.
"Akademia pana Kleksa" jest dla mnie trochę nierówna. Były momenty, że z ogromną ciekawością śledziłam rozwój wydarzeń, jak i też takie, gdy jedynie prześlizgiwałam się po treści. Mimo to uważam, że warto było nadrobić ten klasyk i spędzić z nim miło czas.

Ach, jak ja uwielbiam początek roku czytelniczego, gdy tyle jeszcze cudów przede mną, tyle przygód do odkrycia. Lubię wtedy myśleć, że tylko ode mnie zależy jaką czytelniczą drogę postanowię wybrać. Co prawda skutki tych wyborów mogą się okazać różne, ale to właśnie jest najbardziej ekscytujące.
W tym roku, wyjątkowo, zaczęłam od bajki. I to takiej niezwykłej, na wskroś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"#niewidzialna" to lekka, młodzieżowa powieść podejmująca jednak niebłahe tematy takie jak fobia społeczna, wyobcowanie i samotność.

Vicky Decker musi radzić sobie z własnymi lękami oraz z samotnością, wynikającą z braku przyjaciółki, która przeprowadziła się i która wcześniej chroniła Vicki przed życiem i ludźmi, będąc dla niej tarczą, podporą i filarem, dzięki któremu Vicki nie musiała pokonywać swoich lęków. Teraz dziewczyna musi sama za siebie żyć i radzić sobie ze swoimi lękami, a założony przez nią profil na instagramie zdaje się jej w tym pomagać.

Książka ta jest wartościowa, pokazuje problemy osób skrajnie nieśmiałych, takich, które boją się wychylać, w obawie przed wyśmianiem, boją się być sobą, żeby nie zostać skreślonymi. Książka jest o niesieniu pomocy innym mimo lęku, o tym, że każdy z nas, obojętnie jak idealny by się wydawał, jest człowiekiem i ma swój bagaż, który musi dźwigać. "#niewidzialna" zwraca uwagę na samotnych ludzi, którzy nie napraszają się o uwagę, a jednak jej bardzo potrzebują. Książka jest apelem o dostrzeżenie tych, którzy stoją na uboczu, a naprawdę niewiele nieraz trzeba, żeby pomóc. Z całego serca polecam. To lekka, przyjemna, ale i wartościowa lektura.

"#niewidzialna" to lekka, młodzieżowa powieść podejmująca jednak niebłahe tematy takie jak fobia społeczna, wyobcowanie i samotność.

Vicky Decker musi radzić sobie z własnymi lękami oraz z samotnością, wynikającą z braku przyjaciółki, która przeprowadziła się i która wcześniej chroniła Vicki przed życiem i ludźmi, będąc dla niej tarczą, podporą i filarem, dzięki któremu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Zastanawiałam się czy czytać tę książkę. Oczywiście czytałam opinie użytkowników, były one różne, więc miałam wątpliwości czy warto czy też nie, na szczęście postanowiłam wyrobić sobie własne zdanie.

Małe miasteczko Barkley Cove w Karolinie Północnej. To tam znaleziono ciało Chase'a Andrewsa,miejscowego bawidamka. Wiele wskazuje na to, że Chase został zamordowany. Od wielu lat w miasteczku krążą plotki o Kyi Clark, dziewczynie z bagien, która własnymi siłami, odrzucona przez rodzine próbowała przeżyć jedynie mając za towarzyszkę dziką przyrodę. Mieszkańcy zaczynają ją podejrzewać, uprzedzenia ukazują się w pełnej krasie, a nic nie jest takie, jakim się wydawało...

"Gdzie śpiewają raki" czytało mi się niesamowicie lekko. To książka wciągająca, napisana pięknym językiem, trafiającym w moją wrażliwość. Opisy przyrody, którymi uraczyła mnie pani Owens kompletnie nie nurzą, wręcz ukazują dobitnie klimat książki. Obserwujemy wydarzenia z dwóch płaszczyzn czasowych - dzieciństwo Kyi i ślectwo w sprawie morderstwa, które w pewnym momencie zaczynają się z sobą przeplatać. Dla mnie szczerze mówiąc ciekawszy był wątek życia Kyi, która jest nietuzinkową postacią. Jako mała dziewczynka porzucona przez matkę, później resztę rodziny starała się przeżyć na bagnach samodzielnie. Byłam pod wrażeniem jej inteligencji i sprytu, dzięki którym udawało jej się wiązać koniec z końcem w tak trudnych życiowych warunkach. Kya to postać silna, zaradna, ale i wrażliwa.

Powieść Delii Owens jest przejmująca, niesie nadzieję, ale i wbija czytelnikowi nóż w plecy. To powieść o samotności, która wylewa się z kart tej książki i zostaje w czytelniku, o odrzuceniu, które tak silnie można odczuć na własnej skórze i które przenika do szpiku kości, o uprzedzeniach, które ludzie żywią do siebie latami i które wyrządzają ogromne szkody. Jednak jest to też powieść o miłości pełnej tak typowych dla niej uniesień, ale i błędów, za które płaci się wysoką cenę, o przyjaźni, w imię której ludzie pomagają, wspierają i po prostu są dla siebie w potrzebie.

Jestem oczarowana tą książką, nie spodziewałam się, że tak bardzo trafi ona w moje gusta czytelnicze. Z całego serducha polecam.

Zastanawiałam się czy czytać tę książkę. Oczywiście czytałam opinie użytkowników, były one różne, więc miałam wątpliwości czy warto czy też nie, na szczęście postanowiłam wyrobić sobie własne zdanie.

Małe miasteczko Barkley Cove w Karolinie Północnej. To tam znaleziono ciało Chase'a Andrewsa,miejscowego bawidamka. Wiele wskazuje na to, że Chase został zamordowany. Od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

„Być może patrząc na cierpienie kogoś, kogo się kocha, człowiek uczy się więcej, niż gdyby sam cierpiał.”
Na „Zdobywam zamek” ostrzyłam sobie ząbki od trzech lat. Przekonują mnie zawsze powieści w formie pamiętników, mają w sobie ten urok niepowtarzalny, dzięki nim możemy zajrzeć do czyjegoś życia, obserwować czyjeś emocje, przeżycia, skonstatować je z naszymi… W końcu zdecydowałam się na przeczytanie tej powieści, a czy spełniła ona moje oczekiwania?

Cassandra Mortmain mieszka z ojcem, siostrą, macochą i pomocnikiem w zamku. Bieda zagląda im w oczy, odkąd ojciec, sławny pisarz, przestał zajmować się pisarstwem i utknął w martwym punkcie. Pewnego dnia do zamku przyjeżdża właściciel wraz ze swoim bratem, co dla młodych dziewcząt staje się przyczyną do odmian w ich dotychczasowym życiu…

Ten pamiętnik nie był taki, jak inne, z którymi miałam do czynienia. Klimat książki jest niemal dziewiętnastowieczny, choć akcja dzieje się w XX wieku. Cała ta atmosfera zamku, mieszkańców, przywodziła mi na myśl klimat z powieści sióstr Brontę. Cassandra to bardzo inteligentna bohaterka, wnikliwa obserwatorka, ale czy ją polubiłam? Nie do końca. Może dlatego, że nie była ona dla mnie kimś, za kim warto podążać, nie wzbudziła ona mojego zainteresowania. Jej siostra Rose już tym bardziej. Uważam ją za rozpieszczoną panienkę, zimną i wyrachowaną, nie przepadam za takimi postaciami zarówno w książkach jak i w prawdziwym życiu. Perypetie miłosne bohaterów mocno mnie dotykały, opisy ich uczuć były bardzo żywe i dotykające do głębi. Zakończenia nie można było przewidzieć, choć wszystko wydawało się iść w wiadomym kierunku.

Zdobywam zamek nie spełniła moich oczekiwań, dostałam coś zupełnie innego, niż się spodziewałam. Jednak co nieco dla siebie wyniosłam z tej książki, niekiedy musiałam się boleśnie skonfrontować ze sobą pod wpływem czytania… Taka konfrontacja z samą sobą nie jest przyjemna. Oceny nie podwyższam przez to, jak bardzo mnie ta książka dotknęła, niemniej mogę ją polecić, ponieważ widać, że jest wartościową lekturą.

„Być może patrząc na cierpienie kogoś, kogo się kocha, człowiek uczy się więcej, niż gdyby sam cierpiał.”
Na „Zdobywam zamek” ostrzyłam sobie ząbki od trzech lat. Przekonują mnie zawsze powieści w formie pamiętników, mają w sobie ten urok niepowtarzalny, dzięki nim możemy zajrzeć do czyjegoś życia, obserwować czyjeś emocje, przeżycia, skonstatować je z naszymi… W końcu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Rzadko czytam książki stricte zawierające konkretną wiedzę. A już tym bardziej nie podejrzewałabym siebie o czytanie książek dotyczących zwierząt. Przyroda nigdy nie była moim ulubionym przedmiotem czy też okręgiem zainteresowań. Jednak, tym razem, całkiem przypadkowo, książka „To zwierzę mnie bierze” dostała się w moje ręce i została przeczytana.

Adam Wajrak, wnikliwy obserwator fauny i flory, w felietonach zawarł multum informacji dotyczących zwierząt oraz roślin. Obala mity, opowiada w tak ciekawy sposób, że nawet laicy nie interesujący się zbytnio przyrodą rozumieją o co chodzi i czują się zainteresowani. Wiele informacji zawartych przez pana Adama w książce jest nietypowych, interesujących… Bo niby dlaczego ślimak pokazuje robi? Po co dzierzbom maski? Czy gniewosze są faktycznie takie gniewne? Na te i wiele innych pytań Adam Wajrak udziela nam odpowiedzi w swojej niepozornej książce.

Ja jestem zadowolona, mogę powiedzieć z czystym sumieniem. Nie jestem miłośniczką przyrody, jednak panu Adamowi udało się zainteresować mnie i wtłoczyć nieco wiedzy do mojej główki. Polecam, warto.

Rzadko czytam książki stricte zawierające konkretną wiedzę. A już tym bardziej nie podejrzewałabym siebie o czytanie książek dotyczących zwierząt. Przyroda nigdy nie była moim ulubionym przedmiotem czy też okręgiem zainteresowań. Jednak, tym razem, całkiem przypadkowo, książka „To zwierzę mnie bierze” dostała się w moje ręce i została przeczytana.

Adam Wajrak, wnikliwy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Zabiłam człowieka. Tak na śmierć.”

Jaga, Jagusia… Bardzo pozytywnie kojarzyła mi się ta postać z cyklu „Kwiat paproci”, który miałam przyjemność czytać w latach 2016-2018, gdy wychodziły kolejne tomy. Jaga była tam raczej postacią poboczną, mającą swoją dość istotną rolę, jednak nie grała pierwszych skrzypiec. W tej powieści, będącej prequelem cyklu „Kwiat paproci”, Katarzyna Berenika Miszczuk brzybliża nam historię tej interesującej postaci.

Młoda Jarogniewa, zjawia się w Bielinach jako nowa szeptucha po śmierci swojej babci Radomiły. Dziewczyna nawet nie wie, jakie przywitanie zgotują jej mieszkańcy bielin. Ktoś może jej tutaj srodze nie lubić… Ta silna dziewczyna będzie musiała poradzić sobie z wieloma przeszkodami, z demonami słowiańskimi, a może nawet z boską proporcją?

Przyznam szczerze, że proza pani Miszczuk już mnie nie zachwyca tak jak niegdyś. Im jestem starsza tym bardziej traktuję ją jako niezobowiązujące czytadełko. Jaga była dla mnie właśnie takim, dla zabicia czasu, aby się dobrze poczuć. Dobrze było powrócić do tak dobrze mi znanych Bielin, poczuć znów ten specyficzny klimat, jaki Pani Miszczuk buduje w powieściach z Kwiatu paproci. Jaga jest silną bohaterką, którą polubiłam. Nie jedno ma na sumieniu, moralność ma dość… Nie ograniczoną, wiele rzeczy jest w stanie zrobić. Odwagi jej nie brakuje, inteligencji również. Nie jest tak głupiutka jak Gosława Brzózka, którą miałam wątpliwą przyjemność poznawać i czytać o niej przez 4 tomy cyklu. Jaga zdecydowanie ma głowę na karku. Akcja w powieści jest wyważona, jak to u pani Miszczuk. Są chwile, by odetchnąć, są chwile, gdy serce przyspiesza. Bardzo ciekawym zabiegiem stosowanym przez pisarkę jest wplatanie w książki różnych świąt i obrzędów słowiańskich. I tym razem tego możemy zaznać. Również otoczka mistycyzmu, tajemnicy, zasługuje na pochwałę. Ona buduje klimat. Mamy tu też dawkę humoru, dzięki czemu „Jaga” bawi i wywołuje uśmiech na twarzy.

Książkę mogę polecić, nie powiem, że nie. Niemniej nie jest to zdecydowany must have, absolutnie.

„Zabiłam człowieka. Tak na śmierć.”

Jaga, Jagusia… Bardzo pozytywnie kojarzyła mi się ta postać z cyklu „Kwiat paproci”, który miałam przyjemność czytać w latach 2016-2018, gdy wychodziły kolejne tomy. Jaga była tam raczej postacią poboczną, mającą swoją dość istotną rolę, jednak nie grała pierwszych skrzypiec. W tej powieści, będącej prequelem cyklu „Kwiat paproci”,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Miłość jest prosta jeśli kogoś kochasz, chronisz tę osobę za wszelką cenę.”
Do cyklu „Zemsta i przebaczenie” podchodziłam z wielkimi oczekiwaniami. Tyle pozytywnych opinii, dookoła same zachwyty, też fakt, że to jest saga rodzinna osadzona w czasach II wojny światowej, to wszystko mnie bardzo zachęcało do sęgnięcia po pierwszy tom. Czy jestem zadowolona?

Julian Chełmicki i Emil Lewin są przyrodnimi braćmi, nie wiedząc o tym. Jeden żyje w dostatku, bogactwie, zaś drugi męczy się z trudami dnia codziennego w ubogiej chacie. Gdy prawda wychodzi na jaw, 1 z nich poprzysięga zemstę, a pośród tego wszystkiego wybucha II wojna…

W powieści mamy wiele perspektyw. Obserwujemy losy obydwu braci, ale nie tylko. Możemy też zaglądnąć w życie postaci związanych z braćmi. Joanna Jax bardzo prawdziwie opisała ludzi, wraz z ich bolączkami, radościami, smutkami, namiętnościami… Mamy wrażenie, jakbyśmy patrzyli na prawdziwe życie, na dramat ludzkich trosk i zawirowań. Losy przeplatają się ze sobą, zazębiają się Tworząc różnobarwną mozaikę, zarówno pozytywną jak i negatywną. Mamy bardzo wyraziste bohaterki kobiece, chociażby Alicję Rosińską, zdeterminowaną, silną i walczącą o miłość za wszelką cenę czy Hankę Lewin, robiącą karierę mimo swojego wiejskiego pochodzenia. Mimo, iż mężczyźni mają znaczącą rolę w tej powieści, to jednak kobiety wywołują niezatarte wrażenie na czytelniku. Joanna Jax pokazuje różne podejście ludzi do wojny, do przystosowania się w tak dzikich warunkach, pokazuje różne odcienie moralności ludzkiej. Możemy obserwować dojrzewanie bohaterów, decyzje, z jakimi się muszą zmagać, ich drobne poświęcenia, kłamstwa… A wszystko to, aby przetrwać bądź uchronić bliskich. To piękna powieść, niemniej czegoś mi w niej zabrakło. Bohaterowie z krwi i kości, ale na dłuższą metę nikogo nie polubiłam tak szczególnie. Akcja niby wciąga, ale nie jest to takie bum, na jakie liczyłam. Może miałam wygórowane oczekiwania? Trudno powiedzieć.

Powieść tę mogę oczywiście polecić, gdyż każdy patrzy swoimi kategoriami i na pewno znajdą się zagorzali fani tejże, jednak ja póki co do takowych się nie zaliczam. Dam cyklowi szansę, przeczytam drugi tom, ale na razie peanów nie zamierzam wygłaszać.

„Miłość jest prosta jeśli kogoś kochasz, chronisz tę osobę za wszelką cenę.”
Do cyklu „Zemsta i przebaczenie” podchodziłam z wielkimi oczekiwaniami. Tyle pozytywnych opinii, dookoła same zachwyty, też fakt, że to jest saga rodzinna osadzona w czasach II wojny światowej, to wszystko mnie bardzo zachęcało do sęgnięcia po pierwszy tom. Czy jestem zadowolona?

Julian Chełmicki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Z problemami jest tak samo jak z sukcesami. Jedno i drugie przysparza fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów".

Przeczytanie „Nocy ósmej” w moim przypadku było decyzją dość spontaniczną. Czytałam o niej kiedyś, parę razy przewinęła mi się tu i ówdzie, ale nigdy bardzo zapalona na nią nie byłam. Ot, uważałam ją za potencjalną ciekawą książkę z intrygującym pomysłem na fabułę.

Beniamin Ruchman, człowiek, którego inni uważają za porażkę. Szef wywala go z pracy, żona od niego odeszła, jego córka stała się kaleką na skutek wypadku. Ben żyje swoim szarym życiem do czasu, gdy się okazuje, że jego córka próbowała popełnić samobójstwo, a jego nazwisko zostało wylosowane w niebezpiecznej loterii, zwanej nocą ósmą. Podczas nocy ósmej, ósmego dnia, ósmego miesiąca od godziny 20 do godziny ósmej rano, każdy może zabić wylosowanego, bez konsekwencji i otrzyma za to 10 milionów euro.

Thriller ten czyta się szybko, tego nie można tej książce odmówić. Jednak… Akcja jest tak papierowa, zupełnie nie ma tego czegoś, za co czytelnik mógłby pokochać tę książkę. Ja czytałam po to, aby się dowiedzieć jak autor poprowadzi absurdalny pomysł z Nocą Ósmą. Bohaterowie nijacy, sam główny bohater irytował mnie swoim słabym charakterem i tym, że dawał sobą pociągać, był jak marionetka na sznurku. Fitzek nie szczędzi nam brutalnych scen, które w moim przypadku nie sprawdziły się. To już było chyba dla mnie za dużo, nie cierpię czytać o tak jawnym ludzkim okrucieństwie. Wolę raczej grozę płynącą z klimatu, niż prawdziwą, realistyczną i namacalną. Groza u Fitzeka przeraża właśnie dlatego, że mogłaby się zdarzyć naprawdę i na pewno się dzieje, gdyż ludzie to istoty słabe, poddające się pierwotnym instynktom. Krzywdzą, biją aż zabiją, niszczą. Książka ta mnie tylko przytłoczyła, żadnych wartości płynących z niej nie jestem w stanie odnaleźć.

"Z problemami jest tak samo jak z sukcesami. Jedno i drugie przysparza fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów".

Przeczytanie „Nocy ósmej” w moim przypadku było decyzją dość spontaniczną. Czytałam o niej kiedyś, parę razy przewinęła mi się tu i ówdzie, ale nigdy bardzo zapalona na nią nie byłam. Ot, uważałam ją za potencjalną ciekawą książkę z intrygującym pomysłem na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Art & Soul to kolejna przeze mnie przeczytana młodzieżówka, jakoś ostatnio wybitnie mnie do nich ciągnie. Nie będę oryginalna jak napiszę, że Art & Soul jest lekka, dobrze i szybko się czyta, akcja wciąga... To wiadomo. Skupię się na innych aspektach. Nastrój panujący w książe jest smutny. Tak, to idealne określenie. Mnóstwo tragedii spadło na bohaterów, każdy się z czymś mierzy lepiej lub gorzej i to daje takiej szczypty goryczy i smutku. Niestety, książka nie poruszyła mnie tak, jak "Poza rytmem" tej samej autorki, nie zaliczałam potoków łez, nie czułam tego czegoś, co by mi mówiło, że to książka idealnie dla mnie. No to teraz o bohaterach... Levi to postać bardzo wyrazista. Urzekł mnie jego upór, z jakim walczył o relację z ojcem, widać było, że ten chłopiec kocha z całego serca. To, co mi się w nim podobało to burzenie norm. W liceum panują normy typu z tym sie nie warto zadawać, bo dziwak, ta jest popularna, więc trzeba ją zawsze brać pod uwagę... Levi patrzy na to, jakim kto jest człowiekiem, a nie jaki ma status. Aria dla mnie za mało wyraźna, ma swoją tragedię, aczkolwiek nie ma tego czegoś, nie ma tego charakterku, po którym mogłabym ją zdefiniować.
Jedną z osób, które zwróciły moją uwagę jest Abigail, uważana za dziwaczkę. Ma ona swój mały sekret, ale jej postawa, związana z tym sekretem, mocno mnie ujęła. I doszłam do wniosku, że lepiej być dziwakiem i się wyróżniać, niż kryć się w kącie bez odwagi na cokolwiek. Jak widać, z takich książek młodzieżowych można wyciągnąć wiele wartości dla siebie, można budować na nich swój światopogląd, postawę wobec ludzi. Trzeba tylko umieć szukać i czytać nieraz między wierszami. Brittainy odwaliła kawał dobrej roboty i na pewno sięgnę po jej kolejne książki.

Art & Soul to kolejna przeze mnie przeczytana młodzieżówka, jakoś ostatnio wybitnie mnie do nich ciągnie. Nie będę oryginalna jak napiszę, że Art & Soul jest lekka, dobrze i szybko się czyta, akcja wciąga... To wiadomo. Skupię się na innych aspektach. Nastrój panujący w książe jest smutny. Tak, to idealne określenie. Mnóstwo tragedii spadło na bohaterów, każdy się z czymś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Sagi rodzinne osadzone w realiach II wojny światowej… Już tutaj pisałam, że to są moje klimaty. Nie potrafię przejść obojętnie wobec takich książek, zawsze czuję od nich magnetyczne przyciąganie i jak zwykle, ulegam temu. Co najlepsze, nigdy nie żałuję. Raz, że wynoszę jakąś wiedzę na temat tych czasów, a 2, że dobrze mi się czyta takie historie, pełne emocji, ludzkich utrapień, smutków, radości, po prostu czystego życia naznaczonego piętnem klęski. Tym razem natknęłam się na „Bez pożegnania” całkowicie przypadkowo, ot, wylosowałam książkę, która okazała się siódmą częścią sagi, więc poszukałam pierwszej i przepadłam.

Zofia, młoda matka dwuletniej Kasieńki, wiedzie spokojne i szczęśliwe życie na kresach, u boku męża Piotra. Żywot jest spokojny do czasu, gdy wybucha II wojna światowa, męża zabierają do wojska, a Zofia zostaje wywieziona z córeczką na Sybir. Od tej pory będzie musiała walczyć o przetrwanie swoje i dziecka.

Barbara Rybałtowska pisze prostym językiem. Tak, nie znajdzie się tutaj wyszukanych porównań, ubarwień, pisze o życiu, z życiową prostotą. Sama przeżyła wywózkę na Sybir, więc być może powieść zawiera wątki autobiograficzne. Opisuje losy oczami Zofii, mądrej kobiety, celnej obserwatorki, widać, że inteligentnej. Dobrze się czyta o jej spostrzeżeniach, nadziejach, emocjach… Jest to silny charakter, silny dzięki przeżyciom, jakich doświadczyła. Musiała się zahartować, dla dobra swojego i przede wszystkim dla dobra dziecka. Zofia opisuje zhumorem to, co się wokół niej dzieje, nieraz uderza w ton smutny i zrozpaczony, w zależności od stanu ducha. Pomaga ludziom, w obliczu tragedii zachowała ludzką twarz. Jej córeczka jest promyczkiem dla ludzi przebywających z Zofią, jest wygadana, rezolutna, jednocześnie widać, że i ją wojna hartuje. W powieści dużo się dzieje, płynące życie jest naznaczone ogromną dawką bólu, ale i zwykłych zdarzeń, tak pięknych, codziennych. To wszystko przykuwa uwagę. Widać, że ZSRR dość łagodnie obszedł się z tymi ludźmi, mimo wszystko. Czytałam niejednokrotnie o większym bestialstwie. Powieść ta może być nawet lekko zabarwiona cukrem, nie przekazująca wprost wielkiego okrucieństwa, nie przytłaczająca nim.

Ja jestem z czytania zadowolona, gdyż odnalazłam w powieści to, czego potrzebowałam i na pewno sięgnę kiedyś po kontynuację. Jednak nie jest to powieść, która wywołałaby moje łzy czy wbiła w fotel. Warta polecenia, jak najbardziej.

Sagi rodzinne osadzone w realiach II wojny światowej… Już tutaj pisałam, że to są moje klimaty. Nie potrafię przejść obojętnie wobec takich książek, zawsze czuję od nich magnetyczne przyciąganie i jak zwykle, ulegam temu. Co najlepsze, nigdy nie żałuję. Raz, że wynoszę jakąś wiedzę na temat tych czasów, a 2, że dobrze mi się czyta takie historie, pełne emocji, ludzkich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Książka niebanalna, nie jest to przesłodzona młodzieżówka z oczywistymi bohaterami i z typową akcją. Bohaterowie są wyjątkowi, Gioia co prawda nie jest bohaterką w moim typie, tym bardziej Lo, ale kibicowałam im mimo to. Wiele mądrości można wynieść z tej książki, akurat to cenię w młodzieżówkach. Lubię jak coś w głowie zostaje, jest nad czym rozmyślać. Akcja w pewnym momencie robiła się moim zdaniem nieco sztuczna i naciągana, przez co ocena idzie w dół. Też zabrakło mi momentów, nad którymi mogłabym popłakać, a tego również szukam w młodzieżówkach. Czytało się przyjemnie, przewracałam stronę za stroną, nie nudziłam się ani przez moment.
Moim zdaniem dobra książka. Na tyle oceniam. Nie uważam, że autor mógł się bardziej postarać, on zrobił wszystko co trzeba było zrobić. Po prostu historia nie do końca w moim guście. Mimo to polecam.

Książka niebanalna, nie jest to przesłodzona młodzieżówka z oczywistymi bohaterami i z typową akcją. Bohaterowie są wyjątkowi, Gioia co prawda nie jest bohaterką w moim typie, tym bardziej Lo, ale kibicowałam im mimo to. Wiele mądrości można wynieść z tej książki, akurat to cenię w młodzieżówkach. Lubię jak coś w głowie zostaje, jest nad czym rozmyślać. Akcja w pewnym...

więcej Pokaż mimo to