Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

„Ręka na ścianie” to ostatni tom trylogii. Poprzednie dwa urzekły mnie fabułą i pomysłem na umiejscowienie akcji, dlatego koniecznie musiałam dowiedzieć się kto stoi za porwaniem bliskich osób Alberta Ellinghama. W tej trylogii podoba mi się to, że rozdziały nie przerażają długością, a na końcu każdego znajduje się zdanie, które zachęca do rozpoczęcia kolejnego. Akcja toczyła się naprawdę szybko, a moja ciekawość wzrastała z każdą stroną. Co jakiś czas wydarzały się rzeczy, które odmieniały całkiem przebieg historii. Główna bohaterka Stevie była całkiem w porządku ,ale nie będę wspominać jej latami. Tu według mnie zmarnowano potencjał. Reszta bohaterów była ciekawsza niż główna postać! A zakończenie? I tu mam mętlik w głowie. Może jestem za stara, ale niezupełnie mi się podobało. Mam wrażenie ze było przekombinowane i zrobione jakby na ostatnią chwilę.
Mimo wszystko jednak trylogię Wam polecam, bo bawiłam się przy jej czytaniu świetnie. Na pewno spodoba się młodszej młodzieży i może coś co ja podałam jako minus ktoś odbierze jako plus? 😊

„Ręka na ścianie” to ostatni tom trylogii. Poprzednie dwa urzekły mnie fabułą i pomysłem na umiejscowienie akcji, dlatego koniecznie musiałam dowiedzieć się kto stoi za porwaniem bliskich osób Alberta Ellinghama. W tej trylogii podoba mi się to, że rozdziały nie przerażają długością, a na końcu każdego znajduje się zdanie, które zachęca do rozpoczęcia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Swatanie dla początkujących" to książka, w której przepada się na parę wieczorów. Lekka, niezobowiązująca, wzruszająca i zabawna. Będę szczera - zazwyczaj nie sięgam po tego typu literaturę. Zdecydowanie bardziej lubię thrillery, kryminały i horrory. Postanowiłam jednak dać szansę powieści, której opis mnie zaintrygował. I wiecie co? To był strzał w dziesiątkę! Dawno nie czytałam tak pochłaniającej książki, która nie byłaby z gatunków, które wcześniej wymieniłam. Gdy skończyłam czytać tę lekturę, to moja reakcja była taka - "Już koniec? Ale jak to?".
A o czym jest "Swatanie dla początkujących"? Tytuł może zmylić. Ja myślałam, że to jakiś poradnik i dopiero opis uświadomił mnie w jak wielkim błędzie jestem. Główną bohaterką jest młodziutka Marnie, która na przyjęciu świątecznym u rodziny narzeczonego poznaje staruszkę imieniem Blix. Między kobietami zawiązuje się przyjaźń (dość niecodzienna swoją drogą). Blix wróży Marnie wielkie życie, jednak ta druga podchodzi do tego sceptycznie. Dowodem na jej obawy jest pasmo nieszczęść, które wywraca życie Marnie o 180 stopni. Wkrótce Blix umiera, pozostawiając w spadku Marnie dom wraz z lokatorami - osobami skrzywdzonymi przez los i porzuconymi przez partnerów, ale o bardzo ciekawych osobowościach. Okazuje się przy okazji, że Blix była swatką i wróżką. Zaplanowała dla Marnie przyszłość, związaną z własnym życiem i powoli zaczyna się wszystko spełniać...
Jeżeli jakimś cudem nie czytaliście jeszcze tej książki, to musicie to zmienić. Pokochałam bohaterów całym sercem i bardzo się z nimi zżyłam. Autorka tak świetnie wykreowała każdą postać, że mogłam sobie wyobrazić ich żywych. Historia jest nietuzinkowa i oryginalna, a zwroty akcji pojawiają się co chwilę. Dodatkowo czytałam książkę w momencie zerwania z chłopakiem i... była ona lekarstwem na złamane serce! (na szczęście pogodziliśmy się, nic się nie bójcie).
Jedyne co nie podobało mi się na początku w powieści, to styl pisania... Nie wiem czy to wina autorki czy tłumacza, ale było ciężko mi się wkręcić. Na szczęście, gdy już to zrobiłam, to nie mogłam wrócić do standardowych zajęć w prawdziwym życiu.
Nie będę przedłużać, więc napiszę tylko, że chcę więcej książek tej autorki!

"Swatanie dla początkujących" to książka, w której przepada się na parę wieczorów. Lekka, niezobowiązująca, wzruszająca i zabawna. Będę szczera - zazwyczaj nie sięgam po tego typu literaturę. Zdecydowanie bardziej lubię thrillery, kryminały i horrory. Postanowiłam jednak dać szansę powieści, której opis mnie zaintrygował. I wiecie co? To był strzał w dziesiątkę! Dawno nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Drugi raz przyszło mi się zmierzyć z twórczością Khaleda Hosseini i muszę przyznać, że znów jestem oczarowana, chociaż nie aż tak jak w przypadku "Tysiąca wspaniałych słońc". Przede wszystkim zacznę od tego, że opis z tyłu okładki wprowadza w błąd. Byłam zaskoczona (pozytywnie), że historia Abdullaha i Pari to jeden z paru wątków w książce. Pisarz przedstawił losy wielu osób, ale każda opowieść ma coś wspólnego z poprzednimi, np. najpierw poznajemy małą dziewczynkę, która już w kolejnej historii jest babcią z gromadką dzieci. Ten pomysł bardzo mi się spodobał, ponieważ czytelnik ma możliwość dowiedzenia się o dalszych losach konkretnej postaci.

No dobrze, ale skoro opis nie jest dokładny, to o czym jest książka? Najkrócej pisząc jest ona o tym, że bogactwo nie musi być szczęściem, że warto poświęcać się dla innych, ale również odpowiada na pytanie: ile jest w stanie zrobić człowiek dla drugiej osoby?. Khaled Hosseini w niebanalny sposób napisał o tym, jak bardzo mogą mylić pozory. Czasem zazdrościmy czegoś drugiej osobie (bogactwa lub urody), ale nie wiemy co kryje się za tym wszystkim. Być może ból, cierpienie, smutek...

Usytuowanie całej fabuły w Afganistanie było strzałem w dziesiątkę. Myślę, że powieść nie wyróżniałaby się wśród innych, gdyby nie ten niesamowity klimat i kultura Afgańczyków. Na pewno każdy słyszał o trudzie życia tamtejszych kobiet i nie tylko. Nie chcę zdradzać Wam niczego z fabuły (a uwierzcie - jest ciężko), ale muszę przybliżyć temat chociaż jednej opowiastki. Wyobraźcie sobie kobietę w Afganistanie, która buntuje się obowiązkom swojej płci. Jak myślicie, do czego to doprowadzi?

Czytając powieść miałam ochotę doradzać postaciom jak mają zachowywać się w danej sytuacji lub jaką decyzję powinni podjąć. Czemu? Bo rozumiałam to jak ciężko im się wiedzie. Byłam też świadoma tego, że każdy ich wybór ma ogromny wpływ na losy nie tylko swoje, ale przyszłych pokoleń. Przy okazji więc napiszę, o uczuciach towarzyszących mi przy "I góry odpowiedziały echem". Były to złość, radość, smutek, zawiedzenie, szok, niedowierzanie... Jak widzicie jest to cała gama emocji.

Historia Pari i Abdullaha to fundament i coś co wiąże wszystkie wątki, w których przeczytamy o braterskiej, matczynej i ojcowskiej miłości, poświęceniu, przyjaźni, zdradzie, kłamstwach, biedzie, rozstaniach... Książka zmusza do przemyślenia paru kwestii i udowadnia, że warto cieszyć się z tego co mamy, nawet jeśli nie jest to coś o czym marzyliśmy. Jednym z plusów powieści jest to, że pisarz nie skupił się tylko na latach 50 (w których wszystko się zaczyna), ponieważ zabiera nas w podróż przez różne dekady (skończywszy na XXI wieku). Możemy więc przy okazji zaobserwować jak zmieniała się kultura i zwyczaje w Afganistanie.

Najlepiej będzie, jeśli sami sięgniecie po "I góry odpowiedziały echem". To piękna wielowątkowa powieść, chociaż troszkę słabsza od "Tysiąca wspaniałych słońc". Myślę jednak, że mimo wszystko będziecie zadowoleni tak jak ja i zachęci Was ona do przeczytania kolejnej książki Khaleda Hosseini.

Drugi raz przyszło mi się zmierzyć z twórczością Khaleda Hosseini i muszę przyznać, że znów jestem oczarowana, chociaż nie aż tak jak w przypadku "Tysiąca wspaniałych słońc". Przede wszystkim zacznę od tego, że opis z tyłu okładki wprowadza w błąd. Byłam zaskoczona (pozytywnie), że historia Abdullaha i Pari to jeden z paru wątków w książce. Pisarz przedstawił losy wielu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydarzenia opisane w książce rozgrywają się w Afganistanie na przestrzeni około 40 lat. Na początku poznajemy starszą z bohaterek - Mariam, którą od małego dziecka spotykały same nieprzyjemności. Była harami, czyli nieślubnym dzieckiem. Mimo że nie była to jej wina, matka obarczała ją odpowiedzialnością za wszystkie krzywdy, których doświadczyła zachodząc w ciążę. Ojcem dziewczynki był jeden z najbogatszych ludzi w Haremie, który zatrudnił matkę Mariam do pomocy w domu. Gdy dowiedział się o ciąży swojej gospodyni postanowił ją zwolnić i odesłać. Przede wszystkim wpływ na tę decyzję miały trzy żony Dżalila (z którymi miał dziewięcioro dzieci). Mężczyzna kazał swoim synom wybudować poza miastem, daleko w polach mały i ubogi domek, w którym zamieszkała Nana i Mariam. Co tydzień Dżalil odwiedzał je i próbował spełniać ojcowskie obowiązki. Pewnego dnia matka Mariam umiera, a dziewczynka trafia do domu taty. Ten jednak wciąż nie umie sprzeciwić się żonom i przez ich nacisk nakazuje swojej córce wyjść za mąż za kupca Raszida z Kabulu i zamieszkać tam z nim.

Drugą ważną postacią jest Lajla - najmłodsza z dzieci małżeństwa mieszkającego w Kabulu. Jej dzieciństwo jest dość radosne, pełne zabaw i lekcji ze swoim ojcem profesorem. Ma koleżanki oraz przyjaciela - Tarigha, którego zaczyna darzyć pewnym uczuciem... Niestety, wojna odebrała Lajli dwóch starszych braci, przez co jej matka załamała się. Gdy Tarigh wyjeżdża z rodzicami z miasta, Lajla nie może się z tym pogodzić. Próbuje namówić swoich rodziców do tego samego i w końcu się zgadzają. W dzień wyprowadzki na dom dziewczyny zostaje zrzucona bomba, która zabija jej tatę i mamę. Lajla z ciężkimi obrażeniami zostaje zabrana do domu Mariam i Raszida, gdzie wraca do zdrowia. Wkrótce poślubia starszego mężczyznę i tak oto drogi Mariam i Lajli łączą się. Niestety, małżeństwo z starym kupcem nie jest sielanką...

Podobało mi się to, w jaki sposób została opowiedziana cała historia. Rozdziały na zmianę ukazują wszystko z dwóch perspektyw - Lajli i Marian, a przedstawiono je z pomocą narratora wszechwiedzącego. Już pierwszych parę stron upewniło mnie o tym, że powieść nie będzie słodkim czytadełkiem, ale gorzką prawdą na temat traktowania kobiet w Afganistanie. Jest to bowiem kraj, gdzie prawa kobiet są przestrzegane w nikłym stopniu, a sytuacja Afganek należy do najgorszych na świecie. Przyznam szczerze, że byłam przerażona tym wszystkim. Mimo że akcja „Tysiąca wspaniałych słońc” rozpoczyna się na początku lat 60 ubiegłego wieku i kończy we wczesnych latach XXI wieku, to od tamtego czasu prawie nic nie zmieniło się jeśli chodzi o życie kobiet. Khaled Hosseini z niezwykłą dokładnością, szczerością i nawet brutalnością pokazał na przykładzie dwóch fikcyjnych bohaterek okrutny los Afgańskich kobiet. Przedmiotowe traktowanie, wszechobecne zakazy, gwałty, bicie, poniżanie... Mogłabym wymieniać jeszcze przez długi czas.

Książka wywołała u mnie przeróżne emocje - od radości po smutek, nadzieję i złość. Wiele razy płakałam - ze wzruszenia, ale również przez bezsilność wobec dramatów wciąż rozgrywających się na świecie. Powieść Khaleda Hosseiniego nie jest więc do końca fikcyjna - pisarz przedstawił fakty ubierając je w wymyśloną przez siebie otoczkę. „Tysiąc wspaniałych słońc” ciekawi od wstępu po zakończenie. Niezwykły jest też klimat, który panuje w lekturze. Znajdziemy w niej wiele Afgańskich słów (wyróżnionych kursywą), poznamy kulturę i zwyczaje obowiązujące w Afganistanie, a także dowiemy się o prawach kobiet (a raczej o tym, do czego prawa nie mają). W tle rozgrywa się wojna, ale będę szczera - wątki polityczne nie podobały mi się i zmuszałam się do czytania o nich. Pojawiało się zbyt wiele nazwisk i nazw, które były mi obce i nie potrafiłam ich zrozumieć. Jeżeli któryś z bohaterów wspominał o aktualnej sytuacji na scenie politycznej, czy o wydarzeniach z frontu wojennego, to czytałam to bez przyjemności i powierzchownie. Nie twierdzę jednak, że skoro mi się nie podobał ten temat, to i Was nie zainteresuje.

Jeżeli jeszcze nie czytaliście „Tysiąca wspaniałych słońc”, to koniecznie to nadróbcie. Ta powieść zmienia całkowicie spojrzenie na życie kobiet w Afganistanie. Codziennie towarzyszą im strach, upokorzenie, ból i samotność. Książka pokazuje ile w stanie jest znieść człowiek, aby ochronić drugą osobę. Niewątpliwie opowieść o Mariam i Lajli zmusza do refleksji i przybliża kulturę innego kraju. Khaled Hosseini eleganckim językiem uświadamia ogrom tragedii, jaka rozgrywa się każdego dnia. Muszę również zwrócić uwagę na to, że wydawnictwo Albatros naprawdę pięknie wydało tę jak i dwie inne powieści autora. Na półce prezentują się świetnie!

Wydarzenia opisane w książce rozgrywają się w Afganistanie na przestrzeni około 40 lat. Na początku poznajemy starszą z bohaterek - Mariam, którą od małego dziecka spotykały same nieprzyjemności. Była harami, czyli nieślubnym dzieckiem. Mimo że nie była to jej wina, matka obarczała ją odpowiedzialnością za wszystkie krzywdy, których doświadczyła zachodząc w ciążę. Ojcem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem pewna, że część z Was zastanawiała się jak będzie wyglądać nasze życie w przyszłości. Ja wiele razy myślałam na temat tego co nas czeka i widząc jak bardzo rozwija się technika stwierdzam, że postęp nie będzie niczym dobrym. W swoim przekonaniu utwierdzają mnie powieści dystopijne i postapokaliptyczne, po które ostatnio z chęcią sięgam. Jedną z ostatnich przeczytanych przeze mnie jest "Imperium na piasku" Kayli Olson.

Opis na okładce daje nam delikatny zarys tego co nas czeka biorąc do rąk książkę, ale muszę wspomnieć o innych ważnych kwestiach, które Was zainteresują. Więzienia, w których przetrzymywano ludzi, były niczym innym jak łagrami w świecie współczesnym. Członkowie różnych klas społecznych byli zmuszani do ciężkiej pracy, a warunki towarzyszące im na co dzień były nieludzkie. Wataha odpowiedzialna za cały chaos wciąż werbowała w swoje szeregi ludzi, którzy zrobiliby wszystko, byleby zasmakować normalnego życia. Często jednak ta decyzja oznaczała znęcanie się nad innymi lub brutalne mordowanie.

Pewnego dnia w łagrze wybucha zamieszanie, będące jedyną szansą na ucieczkę dla młodziutkiej Eden. Dziewczyna nie jest jedyną decydującą się na ten ruch. Towarzyszące jej Hope, Finnley i Alexa wspólnymi siłami kradną łódź i próbują odnaleźć wyspę, którą ojciec Eden wskazał jako wyspę wolności. Jednak gdy docierają na miejsce po jakimś czasie bez żadnego śladu przepada jedna z towarzyszek. Aby ją odnaleźć zapuszczają się wgłąb dżungli, co rusz wystawiającej je na różne próby. Dziewczynom grozi niebezpieczeństwo, a także wróg, którego nigdy nie przypuszczały spotkać na wyspie...

Są takie książki, których recenzje pisze się bardzo trudno i nie jest to spowodowane moją niechęcią do lektury. "Imperium na piasku" to książka tak dobra, że nie wiem od czego zacząć, aby wyrazić mój podziw dla autorki. Z pewnością jej czarna wizja przyszłości jest przerażająca, ale dla mnie jednocześnie fascynująca. Kayla Olson bowiem wykreowała świat, w którym parę przycisków na klawiaturze komputera może sterować ogromną ilością osób, zastrzyki mogą decydować o tym kim się jest, a ogólnie rozwój nauki sprowadza więcej zła niż dobra. To tylko przykłady, których jest dużo więcej. Wyobraźnia autorki jest tak rozbudowana, że czytając książkę co chwila byłam zaskakiwana jakimiś rzeczami.

Spodobało mi się to, że powieść została podzielona na krótkie rozdziały. Dzięki temu "Imperium na piasku" czytało mi się bardzo szybko i z zainteresowaniem przerzucałam strona za stroną. Końcówki rozdziałów raz były spokojne, a innym razem wprawiały mnie w osłupienie. Ta nieprzewidywalność względem akcji jest zdecydowanym plusem książki. Gdy myślimy, że wszystko jest na dobrej drodze następuje zwrot wydarzeń i wszystko się zmienia. Akcja przy tym pędzi tak szybko, że wiele razy zamykałam książkę, aby ochłonąć i uporządkować myśli kłębiące się w mojej głowie jak szalone.

Co do bohaterów, to według mnie zostali naprawdę świetnie wykreowani! Są wyraziści, odważni, trzeźwo myślący i sympatyczni. Szczególnie polubiłam główną postać - Eden, którą poznajemy najbardziej ze wszystkich przez narrację. Została ona poprowadzona w liczbie pojedynczej i w czasie teraźniejszym. Znamy więc wszystkie myśli Eden i na bieżąco obserwujemy jej działania. Dziewczyna mimo trudnej przeszłości znajduje siłę, aby walczyć nie tylko o swoją utraconą wolność, ale także innych ludzi. Jednak czy wystarczy jej siły, aby zmierzyć się z największym wrogiem?

Nie mogę pominąć również języka, użytego w książce. W przypadku gdy powieść tłumaczona jest z innego języka na polski, to jej twórcą jest nie tylko pisarz, ale również tłumacz. Słowa użyte w lekturze są naprawdę piękne! Nie są proste i zwyczajne, lecz wyrafinowane. Autorka często wplata metafory związane z życiem, wolnością, miłością, rodziną i wieloma innymi aspektami człowieczeństwa. To ubarwia całość i zmusza czytelnika do głębszej refleksji. Tłumaczki natomiast postarały się o to, aby tłumaczenie było zrozumiałe i miało sens.

Zamykając swój egzemplarz pomyślałam: "natychmiast muszę mieć kolejną część!". Nie potrafię nawet wymienić wszystkich emocji, które towarzyszyły mi czytając "Imperium na piasku". Na koniec wzruszyłam się... Chyba zbyt mocno przeżywałam losy bohaterów. Jeżeli jeszcze jakimś cudem nie znacie tej książki, to musicie jak najszybciej to nadrobić! Miło jest wiedzieć, że nie tylko okładka jest fantastyczna! Dodatkowo mam świetną informację: w produkcję ekranizacji zaangażowała się firma producencka Leonarda Di Caprio, więc możemy spodziewać się filmu na podstawie powieści Kayli Olson.

Jestem pewna, że część z Was zastanawiała się jak będzie wyglądać nasze życie w przyszłości. Ja wiele razy myślałam na temat tego co nas czeka i widząc jak bardzo rozwija się technika stwierdzam, że postęp nie będzie niczym dobrym. W swoim przekonaniu utwierdzają mnie powieści dystopijne i postapokaliptyczne, po które ostatnio z chęcią sięgam. Jedną z ostatnich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Artur Hajzer to jeden z moich idoli ze świata himalaizmu. Pamiętam, kiedy w telewizji każdy program podawał tragiczne wiadomości - "Himalaista Artur Hajzer nie żyje". Wtedy jeszcze nie wiedziałam kim był i czym się zajmował. Po latach, gdy postanowiłam pogłębiać swoją wiedzę o górach, zaczęłam natrafiać na jego nazwisko. Postać Artura zainteresowała mnie do tego stopnia, że czytałam wszystko, co znalazłam w internecie na jego temat. Informacja o wydaniu biografii twórcy programu PHZ wprawiła mnie w ogromne podekscytowanie. Wyczekiwałam przesyłki z upragnioną książką, a po trafieniu jej w moje dłonie i rozpakowaniu, rzuciłam wszystkie obowiązki i przeniosłam się w inny świat...

Książka została wydana w solidnej twardej oprawie. Okładkę tworzą dwa zdjęcia głównego bohatera na tle gór oraz napisy powiadamiające czytelnika o tym kogo dotyczy biografia, autorze oraz tytule dzieła. Grzbiet jest bardzo zbliżony do okładki, ponieważ to na nim mają początek wcześniej wspomniane zdjęcia. Po otwarciu egzemplarza naszym oczom ukazuje się piękna wyklejka, przedstawiająca widok z wierzchołka Parchamo (6273 m n.p.m) na szczyty zamykające dolinę Rolwaling. Zdjęcie zrobił sam Bartek Dobroch. Poza tym zdecydowano się użyć kremowych stron, co zapewnia komfort czytania.

"Droga słonia" podzielona jest na cztery części, a te na rozdziały. Każda część jest pewnym etapem w życiu Hajzera, szczegółowo i rzetelnie opisanym przez Dobrocha. Nieprzypadkowo użyłam takich określeń, ponieważ dziennikarz przez trzy lata pracował nad biografią. Gromadził materiały oraz rozmawiał z ludźmi z otoczenia himalaisty (rodziną, znajomymi, lekarzami itp.) i przy tym warto zaznaczyć, że nie robił tego siedząc w domu przy komputerze z telefonem w dłoni. Autor jeździł po Polsce i zagranicznych krajach podążając śladami Słonia.

W dużej mierze książka składa się z wypowiedzi różnych osób. Najfantastyczniejsze jest to, że nikt nie idealizuje Artura. Każdy jest obiektywny i mówi jak było. Dowiadujemy się o trudnym dzieciństwie himalaisty, okresie dojrzewania, szkole, związkach a także początkach kariery wspinaczkowej i rozwijaniu się biznesu z odzieżą wysokogórską. Oczami różnych ludzi widzimy wzloty i upadki Hajzera, które w jakiś sposób wpłyną na jego dalsze postępowanie w życiu. Przede wszystkim podobały mi się fragmenty wypowiedzi kolegów po fachu ze Śląska. Reporter zachował śląską gadkę, a to nadało biografii niesamowity klimat. Artur wychował się właśnie na Śląsku (dokładnie w Katowicach), więc tamtejsza tradycja była mu bliska. Czytając książkę miałam wrażenie, że przeniosłam się tam.

Opisy górskich wypraw to jest to, na co zawsze czekam z niecierpliwością zagłębiając się w lekturę książek wysokogórskich. Relacje czołowych himalaistów sprawiły, że widziałam wszystko w wyobraźni, a wstawki w postaci archiwalnych wypowiedzi Artura Hajzera dopięły całość. Przerzucałam strona za stroną całkowicie tracąc poczucie czasu. Dodatkowo Bartek Dobroch przytacza różne książki, filmy i filmiki, w których pojawia się nasz główny bohater. Na jeden z nich trafiłam dosyć dawno temu, a jest na tyle ciekawy, że musicie go obejrzeć.

Nie lada gratką dla fanów Artura Hajzera będą zdjęcia, których jest pokaźna ilość. Niektóre są czarno-białe, ale są i kolorowe, umieszczone na specjalnych "śliskich" stronach. Każde jest opisane (miejsce, data oraz osoby znajdujące się na nim), co ułatwia zrozumienie wszystkiego. Znajdziemy tu więc takie osobistości jak Wanda Rutkiewicz, Krzysztof Wielicki, Jurek Kukuczka, Martyna Wojciechowska, Wojtek Kurtyka i wiele innych. Są tu również zdjęcia z rodziną (z siostrą, mamą, synami, żoną).

Kochani, nie będę więcej przedłużać. Musicie koniecznie przeczytać tę biografię! Myślę, że spodoba się nie tylko miłośnikom gór, ale również tym, którzy szukają wszelakich inspiracji. Niewątpliwie Artur Hajzer był inspirującą osobą, podążającą za wyznaczonymi celami i spełniającą marzenia. Góry były dla niego całym światem, a jego determinacja i upór sprawiły, że był w stanie zdobywać najwyższe szczyty Himalajów. Autor książki, Bartek Dobroch, wykonał kawał świetnej roboty i jestem pełna podziwu dla jego wysiłku! Przyznam szczerze - to najlepsza książka o tematyce górskiej, jaką kiedykolwiek miałam okazję poznać!

Artur Hajzer to jeden z moich idoli ze świata himalaizmu. Pamiętam, kiedy w telewizji każdy program podawał tragiczne wiadomości - "Himalaista Artur Hajzer nie żyje". Wtedy jeszcze nie wiedziałam kim był i czym się zajmował. Po latach, gdy postanowiłam pogłębiać swoją wiedzę o górach, zaczęłam natrafiać na jego nazwisko. Postać Artura zainteresowała mnie do tego stopnia, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dwa poprzednie tomy, czyli "Zresetowana" i "Rozdarta" były świetne, ale to co działo się w trzecim tomie to mistrzostwo! Dawno nie przeczytałam książki w tak ekspresowym tempie i nawet, gdy nie miałam jej w dłoniach, moje myśli kierowały się w stronę Kyli i jej przygód. Mimo że Teri Terry postawiła sobie wysoko poprzeczkę pisząc poprzednie części, to z ulgą muszę przyznać, że udało jej się ją przeskoczyć. "Osaczona" dorównuje jakością poprzedniczkom i śmiem nawet twierdzić, że była lepsza!

Główna bohaterka jest coraz bliżej odkrycia prawdy na temat tego kim jest i skąd pochodzi. Jednak aby tego dokonać powinna być czujna, przebiegła, cwana i musi wykorzystać zdobyte dotąd doświadczenie. Nie może także ufać zbyt wielu ludziom, ale jak odróżnić dobrych od złych? Tych należących do drugiej grupy jest więcej niż by się wydawało. Wkrótce zostaną wyciągnięte na światło dzienne wszystkie okrucieństwa, do których się posunęli. Aby przekonać obywateli o złych intencjach rządzących potrzebne są dowody i świadkowie. Jak namówić kogoś do publicznego opowiedzenia o znoszonych krzywdach, jeżeli każdy człowiek zdaje sobie sprawę z jednoczesnego podpisania na siebie wyroku śmierci?

Akcja w "Osaczonej" nabrała takiego tempa, że nie potrafiłam powiedzieć: "Jeszcze tylko jeden rozdział" i zacząć robić to, co naprawdę w tym momencie powinnam robić. W ten sposób przepadłam w lekturze na parę godzin i nic nie było w stanie mnie od niej oderwać. Byłam szalenie ciekawa losów Kyli, a pani Terry umiejętnie podrzucała mi po trosze informacji, aby wzbudzić moje zainteresowanie i zachęcić do dalszego czytania. Zazwyczaj rozdział kończył się zdaniem sprawiającym, że natychmiast musiałam wiedzieć co dalej. Niestety, przez całą książkę towarzyszyło mi to dziwne uczucie, że chciałam czytać książkę, ale w głębi serca tego nie chciałam (bo to zawsze oznacza nieubłagane zbliżanie się do końca opowieści).

Po przeczytaniu trzech tomów jestem pełna zachwytu nad wyobraźnią Teri Terry. To co ta kobieta wymyśliła - resetowanie dające drugą szansę młodzieży, która zeszła na złą drogę, czujniki levo kontrolujące ich poziom szczęścia i każdy ruch, Lorderów będących odpowiednikiem służb bezpieczeństwa, a także wiele innych rzeczy - to istny majstersztyk! Cały świat wykreowany przez pisarkę sprawił, że chociaż jest to czarna wizja przyszłości, chciałabym razem z Kylą i jej przyjaciółmi móc ratować kraj przed zagładą. Wiem, że byłoby to bardzo niebezpieczne, ale czytając książkę czułam się jakby w jej wnętrzu i chciałabym się znaleźć w tej historii naprawdę.

Rozwiązanie całej sprawy i wyjaśnienie wielu wątków przyniosło mi wielką satysfakcję. Lepiej bym tego wszystkiego nie wymyśliła. Czym bliżej było do końca powieści, tym częściej wpadałam w osłupienie i byłam zaskoczona nagłymi zwrotami akcji. Teri Terry uświadomiła mi, że rozwój technologii może mieć naprawdę zły wpływ na nasze życie. Powieść pokazuje również, że najważniejsza jest prawda i należy o nią walczyć, nawet jeżeli jej wyznanie lub odkrycie naraża nas na niebezpieczeństwo. Gorąco polecam Wam ten i pozostałe tomy. Ogromnie się cieszę, że poznałam twórczość Teri Terry i od teraz ta trylogia jest jedną z moich ulubionych. Historia Kyli na długo zostanie w mojej pamięci.

Dwa poprzednie tomy, czyli "Zresetowana" i "Rozdarta" były świetne, ale to co działo się w trzecim tomie to mistrzostwo! Dawno nie przeczytałam książki w tak ekspresowym tempie i nawet, gdy nie miałam jej w dłoniach, moje myśli kierowały się w stronę Kyli i jej przygód. Mimo że Teri Terry postawiła sobie wysoko poprzeczkę pisząc poprzednie części, to z ulgą muszę przyznać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początku byłam przerażona obszernością swojego egzemplarza. "Prawie 500 stron? Będę to czytać wieki!". Ku mojemu zdziwieniu książkę przeczytałam w parę wieczorów. Przypuszczam, że zrobiłabym to w krótszym czasie, gdyby nie obowiązki domowe. Wierzcie mi na słowo - było mi bardzo ciężko odkładać ten thriller na półkę i czekać na kolejną szansę zagłębienia się w lekturze. Całą sprawę poznajemy z kilku różnych perspektyw. Co rozdział jest przedstawiany punkt widzenia innego z bohaterów - nadinspektora Roya Grace'a, Red Westwood, Bryce'a Laurenta, a także mniej ważnych postaci. To sprawia, że możemy przewidywać co za chwilę się wydarzy. Jednak nie bądźmy zbyt pewni co do swoich przypuszczeń, ponieważ książka zawiera wiele zwrotów akcji, które całkowicie odwracają bieg zdarzeń.

Co podobało mi się w książce najbardziej? Przede wszystkim przedstawienie postaci psychopatycznego Bryce'a Laurenta, który chcąc zemścić się na swojej byłej narzeczonej niszczył wszystko, co bliskie sercu Red. Nie ważne, czy byli to ludzie czy tylko rzeczy - pozbawiony empatii Laurent był gotów zrobić wszystko, by wywołać ból psychiczny albo fizyczny kobiecie, którą wciąż kochał. Każdy rozdział związany z tym człowiekiem sprawiał, że wpadałam w złość i miałam ochotę "wpaść" do książki i ostrzec Red oraz śledczych. Pisarz niesamowicie wykreował Laurenta - czytając powieść poznajemy motywy jego działań i trudne dzieciństwo, a oprócz tego znamy wszystkie jego myśli. Przyznam szczerze, że zastanawiając się głębiej nad psychiką Bryce'a byłam przerażona. Niestety, tacy ludzie istnieją i zapewne wciąż wielu z nich żyje na wolności.

Cała fabuła została według mnie świetnie skonstruowana. Nie można odmówić Peterowi James'owi pomysłowości i kreatywności. Sposoby na morderstwa i wypadki zostały dokładnie przemyślane i nic nie dzieje się bez powodu. Plusem jest również to, że każde działanie jest opisane i wytłumaczone w fachowy sposób - w posłowiu autor wyjaśnił, że współpracował z wieloma doświadczonymi osobami, które były gotowe w każdym momencie pisania powieści udzielić specjalistycznych porad z zakresu danej dziedziny. To zdecydowanie urealniło całość.

Wspomnę jeszcze krótko o innych wątkach, które są istotne. Przede wszystkim nie mogę pominąć Red, która najbardziej ucierpiała. Ogromnie jej współczułam, natomiast nie mogłam zrozumieć dlaczego tak długo tkwiła w związku z psychopatą. Oczywiście, Red wyjaśniła swoje postępowanie, ale i tak nie jest to dla mnie do pojęcia. Być może dlatego, że wśród moich bliskich nie było takich przypadków zachowania (i oby nigdy nie było). Niemniej jednak dla kogoś, kto tak jak ja lubi wgłębiać się w psychikę bohaterów, postać Red będzie ciekawa. W książce opisano również prywatne życie Roya Grace'a, które wbrew pozorom nie jest kolorowe. Niedawno uznano za zmarłą jego zaginioną przed laty żonę i może ponownie się ożenić. Coś jednak zakłóci jego spokój...

A zakończenie? Rewelacyjne! Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale finał historii jest satysfakcjonujący. Śmiało stwierdzam, że nigdy nie zgadłabym co angielski autor przygotował dla swoich bohaterów. Jeżeli więc lubicie thrillery, w których akcja nie zatrzymuje się nawet na momencik, skupiono się na analizie psychiki bohaterów, a także cała historia jest bardzo dobrze ukazana, to koniecznie sięgnijcie po "Poprosisz mnie o śmierć"! 18 milionów egzemplarzy na całym świecie nie sprzedano bez powodu!

Na początku byłam przerażona obszernością swojego egzemplarza. "Prawie 500 stron? Będę to czytać wieki!". Ku mojemu zdziwieniu książkę przeczytałam w parę wieczorów. Przypuszczam, że zrobiłabym to w krótszym czasie, gdyby nie obowiązki domowe. Wierzcie mi na słowo - było mi bardzo ciężko odkładać ten thriller na półkę i czekać na kolejną szansę zagłębienia się w lekturze....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie potrafię wyjaśnić dlaczego nigdy wcześniej nie sięgnęłam po podobny poradnik. Jednak gdy nadarzyła się ku temu okazja, z chęcią skorzystałam. Przede wszystkim byłam ciekawa, czy autorka książki "Ogarnij się!" przekaże mi coś, czego nie wiem i co przyda mi się w życiu. A skoro mowa o ogarnianiu się to nie będę ukrywać - muszę się w końcu wziąć za siebie!

Poradnik czytało mi się dobrze. Autorka pisze zwracając się bezpośrednio do nas, przez co miałam wrażenie, że rad udziela mi stara znajoma. Dodatkowo Sarah Knight przytacza sytuacje ze swojego życia udowadniając, że nikt nie jest doskonały i jej również zdarzało się ciągle popełniać jakieś gafy. Pisze o tym z takim dystansem, humorem i otwartością, że szczerze ją polubiłam. Myślę, że dogadałybyśmy się i mogłybyśmy zostać kumpelami.

Pisarka przez lata wykonywała pracę, której nie lubiła, ale wreszcie "ogarnęła się". W tym poradniku (a może bardziej anty-poradniku) pokazuje jak wprowadzić w swoim życiu zmiany, czyniące nas szczęśliwymi i zorganizowanymi ludźmi. Knight opiera się głównie na zasadzie, że wszystko trzeba robić małymi kroczkami i stopniowo. W swojej książce zagłębia się w różne sfery życia - pracę, związki, pieniądze, rodzinę... Mnie osobiście najbardziej zainteresował rozdział poświęcony wydatkom i oszczędzaniu. Sarah tak świetnie rozpisała to, na co wydajemy bezmyślnie pieniądze, że powiedziałam sobie "stop!". Wyznaczyłam kwotę, którą codziennie odkładam do specjalnej skarbonki i już nie mogę się doczekać, kiedy osiągnę wyznaczony cel. Nawet nie wiedziałam, że to takie proste!


Muszę wspomnieć o tym, że jestem pod wrażeniem tego, jak książka została wydana. Mój egzemplarz ma miękką oprawę ze skrzydełkami, ale najlepsze jest wnętrze. Na każdej stronie coś się dzieje - są tabelki, grafiki, listy (których jest wyjątkowo dużo i pozostawiono miejsce do samodzielnego ich uzupełniania) a nawet kolorowanki! Ja jestem typowym wzrokowcem i lepiej zapamiętuję tekst, jeśli jest ciekawie przedstawiony. Tutaj tak właśnie było.

Niestety, ogólnie książka nie jest odkrywcza i większość rzeczy wiemy po prostu z własnego doświadczenia lub doszlibyśmy do konkretnych wniosków kierując się rozumem. Poza tym czasem miałam wrażenie, że niektóre rzeczy można byłoby opisać krócej lub w ogóle o nich nie wspominać. Wiem też, że Sarah Knight uprzedzała o ciągłym powtarzaniu zwrotu "wziąć się do kupy" itp. ale w końcu zaczęło mnie to irytować. Nie jest to więc wina tłumaczenia (swoją drogą naprawdę jasnego w odbiorze), tylko samej pisarki.

Podsumowując "Ogarnij się!" to pozycja dobra, ale nic poza tym. Miałam nadzieję, na spektakularny przełom w moim życiu dzięki niej, ale tak się nie stało. Faktem natomiast jest to, że pisarka otworzyła mi oczy na parę spraw, więc ogólnie nie żałuję czasu poświęconego jej książce. Na pewno coś się zmieni w moim postępowaniu, zwłaszcza jeśli chodzi o wydatki (od razu wychodzę naprzeciw Waszej ciekawości - nie mam zamiaru ograniczyć kupowania książek, są inne rzeczy z których mogę zrezygnować, aby poprawić sytuację finansową 😋). Ten tytuł można również potraktować jako "rozweselacz" - autorka rzuca żartami na prawo i lewo, nawiązując do współczesnego świata.

Nie potrafię wyjaśnić dlaczego nigdy wcześniej nie sięgnęłam po podobny poradnik. Jednak gdy nadarzyła się ku temu okazja, z chęcią skorzystałam. Przede wszystkim byłam ciekawa, czy autorka książki "Ogarnij się!" przekaże mi coś, czego nie wiem i co przyda mi się w życiu. A skoro mowa o ogarnianiu się to nie będę ukrywać - muszę się w końcu wziąć za siebie!

Poradnik...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo miło jest mi napisać, że książka zainteresowała mnie od pierwszej strony. Przede wszystkim jest to zasługa akcji, którą osadzono w dwóch płaszczyznach czasowych. Co rozdział autorka przedstawia nam na zmianę wydarzenia z 1936 roku i ze współczesności, stopniowo wtajemniczając czytelników w mroczną intrygę. Przewracając strony w swoim egzemplarzu nie mogłam zdecydować co intryguje mnie bardziej - opisy lat 30 ubiegłego wieku czy opisy naszych czasów. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi i gdy już myślałam, że za chwilę sprawa zostanie wyjaśniona, pojawiały się nowe istotne fakty. Dodatkowo świetnym urozmaiceniem powieści okazały się być np. rysunkowy plan akademii, listy Nieodgadnionego lub zapisy przesłuchań, które jeszcze bardziej urealniały całość.

Z doświadczenia wiem, że ludzie lubią książki, których fabuła toczy się na terenie jakiejś szkoły i gdzie bohaterami są głównie członkowie społeczności szkolnej. Widocznie Maureen Johnson również wiedziała to pisząc trylogię Truly devious i wykorzystała swój pomysł na kryminał inny niż reszta. Najbardziej polubiłam główną bohaterkę, czyli Stephanie Bell. Jej tajemniczość, wścibskość, przebiegłość, a także problemy ze zdrowiem i nawiązywaniem znajomości sprawiły, że chętnie śledziłam jej poczynania. Dziewczynka zafascynowana morderstwami w Akademii Ellinghama robiła wiele, aby rozwiązać zagadkę. Stevie nie przypuszczała jednak, że wkrótce zginie jeden z uczniów, a ona sama będzie w centrum nieprzyjemnych wydarzeń. Czy dziewczyna wykorzysta szansę na pokazanie swoich zdolności detektywistycznych?

W książce odnajdziemy nawiązania do powieści Agathy Christie i Sir Arthura Conan Doyle'a. Bardzo mi się to podobało, ponieważ kocham twórczość pani Christie, natomiast książki o Sherlocku mam jeszcze przed sobą. Stevie Bell przepadała za obydwojgiem pisarzy, a jej biblioteczkę zajmowały stosy ich powieści. Myślę, że cała intryga w książce zainspirowana kultowymi kryminałami może być określona jako sukces w karierze pisarskiej Maureen Johnson.

Jeżeli tak jak ja jesteście fanami powieści kryminalnych i dodatkowo lubicie młodzieżówki, to ta książka jest dla Was! Jestem też pewna, że jeśli nie mieliście nigdy styczności z książkami o morderstwach, to "Nieodgadniony" przypadnie Wam do gustu. Cieszę się, że jest to pierwsza część trylogii i jednocześnie jestem zasmucona, że muszę czekać na kolejny tom. Mroczny klimat, tajemnicza zagadka, fascynujący bohaterowie oraz świetny warsztat pisarski autorki (oraz bardzo dobre tłumaczenie) sprawi, że nie oderwiecie się od tego tytułu! Koniecznie po niego sięgnijcie!

Bardzo miło jest mi napisać, że książka zainteresowała mnie od pierwszej strony. Przede wszystkim jest to zasługa akcji, którą osadzono w dwóch płaszczyznach czasowych. Co rozdział autorka przedstawia nam na zmianę wydarzenia z 1936 roku i ze współczesności, stopniowo wtajemniczając czytelników w mroczną intrygę. Przewracając strony w swoim egzemplarzu nie mogłam zdecydować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Zresetowana" to powieść dystopijna, ukazująca czarną wizję przyszłości. Akcja rozgrywa się w latach 50 XXI wieku w Wielkiej Brytanii. Wszyscy nastolatkowie, którzy dopuścili się przestępstwa otrzymują drugą szansę, polegającą na zresetowaniu. Tracą w ten sposób wspomnienia, osobowość, rodzinę, a także to czego nauczyli się przez całe życie. Przez sześć miesięcy przebywają w specjalistycznym szpitalu, w którym stają się innymi ludźmi. Po opuszczeniu szpitala każda młoda osoba trafia do nowej rodziny. Odtąd każdy ruch i każde słowo jest kontrolowane przez otoczenie, a także przez umiejscowiony na ręce czujnik zwany "levo".

Jedną ze zresetowanych osób jest szesnastoletnia Kyla, będąca główną bohaterką powieści. Śledzimy losy dziewczynki z jej perspektywy, ponieważ narracja jest pierwszoosobowa. Od razu spodobało mi się to, bo dzięki niej znamy wszystkie myśli nastolatki i bardziej się z nią zżywamy. Kylę polubiłam od samego początku i z przyjemnością obserwowałam jej losy. Dziewczyna jest bardzo mądra i szybko się uczy nowych rzeczy. Kiedy uświadamia sobie, że dorośli nie są z nią szczerzy, postanawia samodzielnie odkryć prawdę o przeszłości. Przy okazji dowiaduje się także wielu szokujących informacji na temat różnych osób z jej otoczenia. Czemu nagle znikają? Co się z nimi dzieje i kto za tym stoi? I dlaczego, w przeciwieństwie do innych zresetowanych, do Kyli powracają wspomnienia z dawnego życia?

Teri Terry stworzyła świat, którym jestem zachwycona. Dla mnie jest to powiew świeżości, ponieważ ostatnio sięgałam po kryminały, biografie lub lekkie powieści obyczajowe. "Zresetowana" jednak zabrała mnie do zupełnie nowej, straszliwej rzeczywistości i przyznam szczerze, że wyobrażając sobie to wszystko byłam zaniepokojona. Czy tak będzie wyglądał świat za parędziesiąt lat? Jedyne do czego mam zastrzeżenia to nagłe rzucenie czytelnika w wir zdarzeń. Przez parę stron nie mogłam się odnaleźć, ale na szczęście gdy się już wkręciłam, nie potrafiłam odłożyć powieści na bok.

Akcja przebiega w równomiernym tempie, co pozwala na skupienie się. Jest to konieczne do zrozumienia wszystkiego co istotne. Odkrywane przez nastolatkę fakty sprawiały, że czym prędzej przerzucałam strony, aby dowiedzieć się jeszcze więcej. To niesamowite, jak książka może na wpłynąć na nasze emocje. Czytając o tym, do czego była zdolna władza, wpadałam w złość i najchętniej przeniosłabym się na karty powieści i zrobiła porządek. Myślicie, że zresetowanie to dobry sposób na poprawę zachowania ludzi? Ja tak właśnie myślałam, ale tylko do czasu...

"Zresetowana" to pierwszy tom trylogii Teri Terry i już nie mogę się doczekać, aż sięgnę po kolejny. Zakończenie pozostawiło mnie z ogromną ilością pytań i jestem ciekawa czym autorka zaskoczy mnie w drugiej części. Jeżeli lubicie powieści, których akcja rozgrywa się w przyszłości lub jeśli jeszcze nie mieliście okazji przeczytać nic podobnego, to śmiało sięgnijcie po ten tytuł. Jestem pewna, że spodoba się Wam tak jak i mi się spodobała.

"Zresetowana" to powieść dystopijna, ukazująca czarną wizję przyszłości. Akcja rozgrywa się w latach 50 XXI wieku w Wielkiej Brytanii. Wszyscy nastolatkowie, którzy dopuścili się przestępstwa otrzymują drugą szansę, polegającą na zresetowaniu. Tracą w ten sposób wspomnienia, osobowość, rodzinę, a także to czego nauczyli się przez całe życie. Przez sześć miesięcy przebywają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Akcja powieści rozgrywa się przede wszystkim w Nowym Jorku, gdzie młoda Andrea Sachs otrzymuje pracę jako asystentka w burze Mirandy Priestly - szefowej znanego i cenionego magazynu "Runway". Mimo że dziewczyna początkowo nie pasuje do nowej rzeczywistości, wkrótce przesiąka światem mody. Dzieje się to za sprawą nowych znajomych, którzy próbują jej pomóc. Jednak czy ich zamiary są dobre? Amanda robi wszystko co w jej mocy, aby stawić czoła absurdalnie wysokim wymaganiom Mirandy. Niestety, to będzie trudniejsze niż się wydaje...

Pisarka zastosowała w swojej książce narrację pierwszoosobową, co według mnie świetnie pasuje do całości. Możemy zobaczyć m. in. biurową codzienność popularnego czasopisma o modzie z punktu widzenia osoby, która początkowo miała niewiele wspólnego z modą. Dodatkowo poznajemy na bieżąco myśli Andrei i obserwujemy jej przemianę pod wpływem bezlitosnej pracodawczyni. Powieść łączy w sobie teraźniejszość z przeszłością, dlatego o niektórych faktach dowiadujemy się po tym jak miały miejsce. Na szczęście Lauren Weisberger zręcznie przechodzi z aktualnych spraw do tych dawniejszych i na odwrót, przez co czytając książkę nie czułam się zagubiona w chronologii zdarzeń.


W powieści "Diabeł ubiera się u Prady" pojawia się mnóstwo bohaterów. Są jednak na tyle charakterystyczni, że bez trudu można ich zapamiętać. Główną bohaterkę - Andreę, można byłoby nazwać karierowiczką. Aby zdobyć w przyszłości wymarzoną posadę jest w stanie poświęcić naprawdę wiele. Zapomina o tym, że są w życiu ważniejsze sprawy niż praca i kariera... Powierzchownie analizując jej postępowanie możemy stwierdzić, że jest nierozsądnym i głupim człowiekiem. Jednakże jeżeli przyjrzymy się tej bohaterce bliżej, to zauważymy przede wszystkim zagubienie. To mądra kobieta, która przez swoją nieuwagę została pochłonięta przez wir pracy i niebezpieczny świat mody.

Miranda to jedna z tych bohaterek, które darzy się wręcz czystą nienawiścią, ale także podziwia się za odwagę, klasę i cel w życiu. Krótkie przedstawienie życiorysu tej postaci pozwoliło mi zrozumieć chociaż w niedużym stopniu to, dlaczego gardziła wszystkim co tanie i wszystkimi, którzy nie byli kimś znaczącym w opinii ogółu. Szefowa "Runway'a" okazała się być perfekcjonistką bez uczuć, kobietą zapatrzoną w siebie i nie doceniającą poświęcenia innych. Śledząc jej poczynania byłam wściekła i zastanawiałam się jak ja poradziłabym sobie w konfrontacji z jej osobą.

Rozmawiając ze znajomymi o tej książce zauważyłam, że postać Andrei bardzo ich irytowała. Przyznam szczerze, że mnie ani trochę. Nawet ją polubiłam m.in. za szczerość, czarny humor oraz za kombinowanie. Czy szalona praca, jakiej się podjęła, zmieniła ją? Ile straciła? Jedyne co denerwowało mnie w książce, to zbyt długie rozdziały. Należę do grona tych czytelników, którzy muszą skończyć rozdział, by odłożyć książkę. W tym przypadku czytając powieść kończyłam ją w dziwnych miejscach. Wspomnę jeszcze o cudownym nowym wydaniu, które rewelacyjnie prezentuje się na biblioteczce.

O tej książce, szczególnie o bohaterach i ich zachowaniu, mogłabym opowiadać jeszcze długo, ale najlepiej będzie, jeśli sami po nią sięgniecie. To fascynująca opowieść o tym, jak pogoń za wymarzoną pracą może przyćmić człowieka i sprawić, żeby zapomniał o istotnych w życiu kwestiach takich jak rodzina i przyjaciele. "Diabeł ubiera się u Prady" będzie powieścią idealną dla osób kochających modę, a także dla tych, którzy lubią analizować psychikę ludzi. Nie martwcie się jednak, powieść jest lekka i emocjonująca. Czy lepsza od filmu? Jak dla mnie - zdecydowanie!

Akcja powieści rozgrywa się przede wszystkim w Nowym Jorku, gdzie młoda Andrea Sachs otrzymuje pracę jako asystentka w burze Mirandy Priestly - szefowej znanego i cenionego magazynu "Runway". Mimo że dziewczyna początkowo nie pasuje do nowej rzeczywistości, wkrótce przesiąka światem mody. Dzieje się to za sprawą nowych znajomych, którzy próbują jej pomóc. Jednak czy ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lauren Weisberger to pisarka znana przede wszystkim z napisania znanej książki "Diabeł ubiera się u Prady". Niestety, jeszcze nie miałam okazji jej przeczytać, ale postanowiłam sięgnąć po inną książkę autorki. Miałam jednak lekkie obawy, ponieważ dotąd jeszcze nigdy nie czytałam powieści, gdzie kluczowym elementem był sport. Bałam się, że może mnie znudzić lub przytłoczyć nadmiarem informacji. Czy ostatecznie "Gra singli" spodobała mi się?

Miło jest mi napisać, że powieść wciąga od pierwszej strony. Od razu zostałam pochłonięta przez wir rozgrywek tenisowych. Mimo że jestem laikiem w dziedzinie sportu jakim jest tenis, to nie miałam problemu z odnalezieniem się w temacie. Lauren Weisberger w pierwszorzędny sposób dawkuje informacje o tenisie, używając przy tym fachowych nazw i zwrotów. Dzięki temu czułam, jakbym była częścią świata wykreowanego przez autorkę.

Wydarzenia rozgrywają się w różnych lokalizacjach, ze względu na odbywające się zawody sportowe, takie jak np. Wimbledon czy Australian Open. Dzięki powieści zobaczyłam jak wyglądają one z punktu widzenia zawodnika, a także co dzieje się poza kortem tenisowym. Imprezy, spotkania, wywiady i sesje zdjęciowe przeplatane są z morderczymi treningami, przymiarkami strojów sportowych oraz turniejami. Akcja mknie do przodu w tak szybkim tempie, w jakim tenisiści uderzają w piłeczkę swoją rakietą.

Co do bohaterów, to jestem zachwycona różnorodnością ich charakterów. Świat tenisa nie jest tak idealny jak początkowo myślałam i zawodnicy muszą mądrze wybierać znajomych i przyjaciół. Nie wszyscy chcą dla nich dobrze, a są i tacy, którzy dzięki znajomości chcą być w blasku fleszy. Główna bohaterka, Charlotte Silver, to kobieta dążąca do celu, mimo wszelkich niepowodzeń. Diametralna zmiana wizerunku miała pomóc jej w spełnieniu marzeń, jednak coś wyszło spod kontroli... Co Charlie musiała poświęcić, aby stać się sławną tenisistką? Czy jej nowe życie, to coś czego zawsze pragnęła?

"Gra singli" porusza ważny temat, jakim jest poświęcenie dla pasji. Lauren Weisberger opisała nie tylko przyjemne strony tenisa, ale również jego negatywne aspekty. Tenisiści są prawie cały rok poza domem, przez co zaniedbują rodzinę i przyjaciół, nie mają czasu na porządny odpoczynek oraz dodatkowo każdy ich ruch jest dokumentowany przez media. Zastanawiałam się jakby to było być na miejscu głównej bohaterki, ale stwierdziłam w końcu, że wcale nie zazdroszczę jej życia.

W książce pojawiają się również tematy miłości na pokaz, homoseksualizmu, znaczeniu przyjaźni, łamaniu zasad fair play oraz wiele innych. Jak więc można łatwo zauważyć, "Gra singli" nie jest tylko o sporcie i właśnie to sprawiło, że powieść była taka ciekawa. Dodatkowym atutem jest przyjemny styl pisania pisarki, ale myślę że spore uznanie można kierować tu w stronę tłumacza - Marii Gębickiej-Frąc.

Jeżeli chcecie przeczytać lekką powieść, momentami zabawną, ale również otwierającą oczy na skomplikowany świat sportowców, to szczerze polecam Wam "Grę singli". Czas przy tej książce upłynął mi niesamowicie szybko i sprawiła, że jestem mądrzejsza o jakąś część wiedzy z zakresu tenisa. Cieszę się również, że powieść zasiliła moją biblioteczkę, ponieważ jest ślicznie wydana. Nie czekajcie - czytajcie i pozwólcie wciągnąć się w intrygujący świat tenisistów!

Lauren Weisberger to pisarka znana przede wszystkim z napisania znanej książki "Diabeł ubiera się u Prady". Niestety, jeszcze nie miałam okazji jej przeczytać, ale postanowiłam sięgnąć po inną książkę autorki. Miałam jednak lekkie obawy, ponieważ dotąd jeszcze nigdy nie czytałam powieści, gdzie kluczowym elementem był sport. Bałam się, że może mnie znudzić lub przytłoczyć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chyba każdy czytelnik zna to uczucie, gdy cieszy się i jednocześnie smuci kończąc książkę. "Zieleń szmaragdu" przeczytałam niemal jednym tchem i w ekspresowym tempie przewracałam strony jedna za drugą. Myślę, że sporym ułatwieniem jest idealna wielkość czcionki i nieduża ilość tekstu na jednej stronie. To właśnie jedne z czynników sprawiających, że książkę czyta się przyjemnie i płynnie. Kolejnym czynnikiem jest szybka akcja. W recenzjach poprzednich tomów pisałam o wartkiej akcji, ale ta tutaj to absolutne mistrzostwo! Co chwilę coś się dzieje, jednakże nic nie jest zagmatwane i wykluczona jest możliwość pogubienia się w wirze wydarzeń.

W trzecim tomie nie mogło zabraknąć mojego ulubionego wątku, czyli podróży w czasie, których Gwen i Gideon odbywają bardzo dużo. Ogromnie podobał mi się sposób przedstawienia ich przez Kerstin Gier. Nie ma tutaj zbędnego przynudzania historią i aż chciałoby się razem z głównymi bohaterami udać w jedną z takich wizyt do przeszłości. Tym bardziej, że wcześniej trzeba zadbać o odpowiednie stroje i maniery. Zresztą, kto by nie chciał zobaczyć tego, co było dawniej z własnej perspektywy?

Wraz z poznawaniem treści kolejnego rozdziału, Kerstin Gier przedstawiała coraz to nowsze i szokujące fakty. Każdy z nich sprawiał, że otwierałam szeroko oczy ze zdumienia i nie mogłam uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. Zapewniam Was, że poczujecie taki sam szok podczas lektury, jak ja. Zaczynając czytać "Czerwień rubinu" nigdy nie zgadłabym jaki będzie finał Trylogii Czasu. Jednocześnie muszę zaznaczyć, że jestem w pełni usatysfakcjonowana obrotem spraw. Autorka zrobiła kawał dobrej roboty pisząc książki o Gwendolyn Shepherd!

Wspomnę jeszcze, że uwielbiam humor Kerstin Gier! Wydaje mi się, że ta część była jeszcze bardziej zabawna niż poprzednie. Niejednokrotnie wybuchałam głośnym śmiechem, ilekroć jakiś bohater rzucał zabawnym tekstem lub gdy dana sytuacja była komiczna. Szczególnie pokochałam ciocię Maddy i Xemeriusa, którzy co rusz wywoływali na mojej twarzy uśmiech. Tych dwoje nie można nie lubić!

Cieszę się, że wydawnictwo Media Rodzina tak ślicznie i solidnie wydało Trylogię Czasu! Okładki przyciągają wzrok i zachęcają do wgłębienia się w powieść, a twarda oprawa poprawia komfort czytania. Książki Kerstin Gier to jedne z najpiękniej wydanych powieści na mojej biblioteczce i każdy kto widzi grzbiety tych książek, od razu wyciąga je i ogląda.

Dodam tylko, że będę za nimi ogromnie tęsknić! Zamykając książkę uzmysłowiłam sobie to, jak bardzo się z nimi zżyłam. Gorąco polecam Trylogię Czasu wszystkim tym, którzy lubią tajemnicze zagadki, podróże w czasie, humor, napięcie, szybką akcję, rewelacyjne postacie i pięknie wydane książki! Mam nadzieję, że ci z Was, którzy jeszcze jakimś cudem nie poznali tej trylogii lub mają przed sobą kolejne tomy, szybko je nadrobią. Gwarantuję świetnie spędzony czas!

Chyba każdy czytelnik zna to uczucie, gdy cieszy się i jednocześnie smuci kończąc książkę. "Zieleń szmaragdu" przeczytałam niemal jednym tchem i w ekspresowym tempie przewracałam strony jedna za drugą. Myślę, że sporym ułatwieniem jest idealna wielkość czcionki i nieduża ilość tekstu na jednej stronie. To właśnie jedne z czynników sprawiających, że książkę czyta się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy usłyszałam, że książka "Kurtyka. Sztuka wolności" zostanie przetłumaczona i wydana w Polsce wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Jednym z najwybitniejszych polskich himalaistów, który mnie fascynuje swoimi osiągnięciami, a także przede wszystkim swoją osobowością, jest Wojtek Kurtyka. Biografia nie musiała długo czekać w kolejce do czytania. Zaczęłam przekartkowywać ją niemal od razu po otrzymaniu przesyłki.

Książka została bardzo dobrze wydana w twardej oprawie i idealnie pasuje do biografii Bieleckiego i Kukuczki (ja tę drugą mam w miękkiej oprawie). Na okładce jest czarno-białe zdjęcie Kurtyki, które niesamowicie przypadło mi do gustu. Grzbiet książki, tytuł i nazwisko autorki są koloru czerwonego, natomiast nazwisko himalaisty jest w kolorze morskiej zieleni i ma inną fakturę (pięknie odbija światło). Po otwarciu egzemplarza widzimy wklejkę, która w odróżnieniu do wcześniejszych biografii, nie została urozmaicona o drobne detale i jest cała w kolorze czerwonym. Dalsze strony są ślicznie ozdobione, ponieważ nad każdą liczbą stron widać mały czarny zarys góry i również tytuły rozdziałów są przystrojone w podobny sposób. Pod każdym z nich znajduje się jakiś cytat pasujący do treści.

Biografia została napisana przez Bernadette McDonald i to ona opisuje wydarzenia z życia Wojtka. Czasem jednak wplata w swoją opowieść wypowiedzi himalaisty, które są świetnym komentarzem do rozgrywających się na stronach książki wydarzeń. Na początku przedstawiono losy rodziców Wojtka, a następnie głównego bohatera. Opisano jak dorastał, jakie sytuacje wpłynęły na jego osobowość, relacje z ojcem, a także to jak rozpoczął przygodę z górami i wspinaniem. Przyznam szczerze, że czytałam to wszystko jednym tchem i nie mogłam uwierzyć, że w czasach kiedy o wszystko było ciężko, Kurtyka dawał sobie jakoś radę.

Najlepsze moim zdaniem rozdziały to te, które poświęcono na przywoływanie historii związanych ze zdobywaniem poszczególnych szczytów. Dowiedziałam się z nich wielu rzeczy, o których nie mówią żadne filmy i książki. Są również fragmenty poświęcone wyprawom Wojtka z Jurkiem Kukuczką i... ich wspólne zmagania w górach to coś bardzo interesującego! Oprócz tego część historii mrozi krew w żyłach i dzięki dokładnym informacjom dotyczącym rzeźby terenu, pogody, warunków itd. potrafiłam przenieść się w wyobraźni do owych miejsc. Bernadette niewątpliwie ma talent do opisywania gór, ponieważ zrobiła to w przepiękny sposób. Niektóre zdania były napisane niemal poetyckim stylem i idealnie pasowało to do pięknej i skomplikowanej duszy Wojtka. Szkoda jednak, że w biografii nie ma więcej wypowiedzi Wojtka. Na pewno całość wyszłaby jeszcze ciekawiej.

Książka zawiera bardzo dużo zdjęć, jednak nie są one bezpośrednią ozdobą tekstu. Co parę rozdziałów pojawia się kilka stron, na których są wyłącznie fotografie. Myślę, że jednak lepiej byłoby je umieścić między tekstem, ponieważ jest go bardzo dużo. Jeżeli chodzi o zdjęcia, to ich oglądanie było czystą przyjemnością. Wiele z nich dotyczy gór i wspinaczki, ale są również takie, które przedstawiają Wojtka Kurtykę z rodziną. Każde jest dokładnie opisane, co ułatwia zrozumienie tego, co fotografia przedstawia.

"Kurtyka. Sztuka wolności" Bernadette McDonald to obowiązkowa pozycja dla wszystkich fanów gór i himalaizmu. Myślę też, spodoba się osobom, które lubią czytać o niebanalnych postaciach. Wojtek jest właśnie taką osobą. Nie "bawił się" w kolekcjonowanie szczytów, zależało mu przede wszystkim na drodze, jaką ten szczyt zdobędzie i w jakim stylu. Lubił w górach piękno, harmonię, spokój i jedność z naturą. Ta książka to świetna opowieść o pokonywaniu swoich lęków i słabości, a także o spełnianiu marzeń. Musicie koniecznie po nią sięgnąć!

Gdy usłyszałam, że książka "Kurtyka. Sztuka wolności" zostanie przetłumaczona i wydana w Polsce wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Jednym z najwybitniejszych polskich himalaistów, który mnie fascynuje swoimi osiągnięciami, a także przede wszystkim swoją osobowością, jest Wojtek Kurtyka. Biografia nie musiała długo czekać w kolejce do czytania. Zaczęłam przekartkowywać ją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem pewna, że każdy słyszał o słynnym "Ojcu Chrzestnym". Niektórzy przeczytali książkę, inni obejrzeli film, a ja... do tej pory nie znałam zarówno powieści, jak i filmowej adaptacji. Idealną okazją do uzupełnienia braku w wiedzy była premiera nowego wydania kultowej historii sycylijskiej mafii. Przyznam jednak szczerze, że bałam się tego klasyka. Obawiałam się, że poruszane w nim tematy nie przypadną mi do gustu i zawiodę się. Jakie jest więc moje ostateczne zdanie o tej powieści?

Książka rozpoczyna się krótkimi scenami, które przedstawiają nam powody, dla których pewni bohaterowie udali się z prośbą o pomoc do tytułowego Ojca Chrzestnego. Wiedzieli oni, że po okazaniu należytego szacunku i zapewnieniu o dozgonnej przyjaźni, mogą liczyć na rozwiązanie swoich problemów przez samego Vita Corleone. Wkrótce mieli dowiedzieć się o tym, że don nie robi niczego bezinteresownie i oczekuje od nich wyświadczenia odpowiedniej przysługi. Gdy dochodzi do wojny między Rodzinami, przyjaciele i synowie Vita okazują się być na wagę złota. Niestety, w gronie osób związanych z rodziną Corleone, są podli zdrajcy. Czy Ojcu Chrzestnemu uda się odnieść zwycięstwo i zapobiec najgorszemu?

Akcję powieści umiejscowiono się w drugiej połowie lat 40 XX wieku i rozgrywa się głównie w Nowym Jorku, ale chwilami przenosi się do innych amerykańskich miast, a także do Włoch. Bohaterów jest mnóstwo, lecz Mario Puzo zadbał o to, aby każda postać miała charakter odróżniający ją od reszty. Nie ma więc obawy o pomylenie się w tym, kto jest kim. Jest jednak jedna wartość, która połączyła w pewien sposób wszystkich bohaterów. Tą wartością była miłość do Rodziny. Dla niej byli gotowi poświęcić swoje życie. Nie mogę również pominąć faktu, że byli bardzo oddani włoskim tradycjom. Przestrzegali ich z największą starannością i przekazywali kolejnym pokoleniom.

W "Ojcu Chrzestnym" zostały bardzo dobrze przedstawione powiązania mafii z osobami na różnych szczeblach władzy. Dzięki tym kontaktom don Corleone mógł przeprowadzać sprawnie różne nielegalne akcje przestępcze. Warto jednak zaznaczyć, że nie tylko Vito miał takiego asa w rękawie. Inne Rodziny również miały "swoich ludzi" w państwowych instytucjach, a to prowadziło do wielkich nieporozumień i mafijnych porachunków. Były więc sytuacje, w których lała się krew, a nawet dochodziło do obrzydliwych morderstw. Akcja w takich momentach rozpędzała się wraz z każdym słowem, a niektóre fragmenty sprawiły, że otwierałam szerzej oczy ze zdumienia.

Czytając książkę do głowy przychodziło mi wiele pytań dotyczących bohaterów lub miejsc i początkowo byłam zła, że autor nie udzielał mi od razu na nie odpowiedzi. Na szczęście Mario Puzo w swojej powieści zastosował liczne retrospekcje, w celu przywołania wydarzeń z przeszłości. Dzięki nim dowiedziałam się o historii życia poszczególnych postaci i przede wszystkim dona Corleone. Opowieść o tym, jak udało mu się osiągnąć wielką władzę, pozwalającą na kierowanie jedną z największych Rodzin mafijnych, była niezwykle intrygująca. Już w młodości mógł pochwalić się niebywałą intuicją, przebiegłością i mądrością w prowadzeniu interesów. W kolejnych latach zdobywał doświadczenie, które pomogło mu stać się ważną osobistością w mafijnym świecie. Z ogromnym zainteresowaniem śledziłam losy tego człowieka. Budził we mnie sympatię, co jest bardzo dziwne, zważywszy na to czym się zajmował.

Wiem, że rozpisałam się w swojej recenzji. Na swoje usprawiedliwienie napiszę, że inaczej się nie dało i gdybym mogła, pisałabym dalej. Mario Puzo w przystępnym języku wprowadził mnie w niebezpieczny gangsterski świat, pełen przemocy, nienawiści i wyłudzeń. Książkę czyta się bardzo szybko, pomimo prawie 500 stron i niedużej wielkości czcionki. "Ojciec Chrzestny" to również opowieść o przyjaźni, miłości, ludzkich dramatach, uzależnieniach i przywiązaniu. Jeżeli jeszcze nie czytaliście tej powieści, to koniecznie to nadróbcie! Jestem pewna, że książka przypadnie Wam do gustu.

Jestem pewna, że każdy słyszał o słynnym "Ojcu Chrzestnym". Niektórzy przeczytali książkę, inni obejrzeli film, a ja... do tej pory nie znałam zarówno powieści, jak i filmowej adaptacji. Idealną okazją do uzupełnienia braku w wiedzy była premiera nowego wydania kultowej historii sycylijskiej mafii. Przyznam jednak szczerze, że bałam się tego klasyka. Obawiałam się, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Akcja thrilleru rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych - w 1986 roku, oraz w 2016 roku. Rozdziały naprzemiennie ukazują wydarzenia z przeszłości i teraźniejszości, o których opowiada nam główny bohater i jednoczesny narrator - Eddie Adams. Ma dwanaście lat, kiedy w 1986 roku w jego rodzinnym Anderbury zaczynają się dziać niepokojące rzeczy. Pewnego dnia wraz z grupą przyjaciół natrafiają na symbole narysowane kredą, a podążając ich tropem odkrywają zwłoki dziewczyny. Kto ją zabił i dlaczego? Trzydzieści lat później dorosły bohater wiedzie spokojne życie. Gdy do jego skrzynki trafia pozornie zwykły list, nie wie, że wkrótce wszystkie straszliwe i okrutne wspomnienia z dzieciństwa wrócą. Dręczony dziwnym niepokojem, postanawia rozwiązać tajemnicę sprzed lat i odnaleźć mordercę.

C.J. Tudor w umiejętny sposób zaciekawiła mnie i sprawiła, że każde ostatnie zdanie rozdziału nie pozwalało mi odłożyć powieści na bok. Sprawiało też, że otwierałam szerzej oczy ze zdumienia i czytałam kolejne linijki z przyśpieszonym biciem serca. Podoba mi się to, jak sprawnie autorka splotła dawne i obecne czasy. Pomimo, że Eddie co rozdział przenosił mnie wraz ze swoją opowieścią trzydzieści lat do tyłu lub do przodu, nie czułam drastycznego przejścia. Wszystko było ze sobą ściśle powiązane. Muszę dodać, że pisarka rewelacyjnie opisuje miejsca, bohaterów i przedmioty. Bez żadnego trudu wyobrażałam sobie to, co rozgrywało się na stronach powieści.

Zagadka kryminalna, która pojawiła się w thrillerze, była niebywale pomysłowa. C.J. Tudor przez całą książkę wodziła mnie za nos, podając coraz to nowe wskazówki dotyczące morderstwa, ale jednocześnie dorzucając pełną garść zwrotów akcji. Nie można więc mówić o nudzie przy czytaniu lektury. Oprócz tego autorka jest świetną obserwatorką i znawczynią ludzkiej psychiki. W rzetelny sposób przybliżyła charaktery swoich bohaterów i wytłumaczyła powody ich decyzji. Opisanie uczuć nastolatków musi być szczególnie problemowe, ale angielska pisarka poradziła sobie naprawdę dobrze. Dzięki temu możemy dowiedzieć się jak Eddie i jego przyjaciele rozumieli to, co działo się latach 80 i jak cała sytuacja wpłynęła na ich dalsze losy.

Żeby nie było tak idealnie, to chwilkę ponarzekam. Nie spodobało mi się to, że pisarka powiela pewne schematy utrwalone w powieściach (a także w filmach), w których występuje grupa nastoletnich przyjaciół. W takim gronie zawsze musi być gruby chłopak, dziewczyna będąca typową chłopczycą, oferma oraz ktoś z aparatem na zęby. Zazwyczaj dokuczają im starsi koledzy, czyli szkolne łobuzy. W "Kredziarzu" pojawili się właśnie tacy bohaterowie i od razu do głowy przyszło mi porównanie do "To" Stephena Kinga. Podobieństwo w postaciach jest widoczne i wydaje mi się, że pani Tudor mocno zainspirowała się powieścią króla horroru. Szkoda, bo myślę, że można stworzyć własne, oryginalne postacie.

Jeżeli lubicie thrillery, w których akcja pędzi na łeb na szyję, intryga kryminalna jest świetnie przemyślana, a niektóre sceny powodują dreszcze i przyśpieszony oddech, to koniecznie musicie przeczytać debiutancką powieść "Kredziarz" C.J. Tudor. Nie spodziewałam się, że tak bardzo przypadnie mi do gustu. Pisarka urokliwie przedstawiła klimat lat 80 i małe miasteczko Anderbury, gdzie każdy ruch któregoś z mieszkańców, niósł za sobą konsekwencje... Wszystko łączy się w całość pod koniec powieści i z satysfakcją dopasowywałam kolejne elementy mrocznej układanki. Zakończenie wywołało u mnie ciarki i przyznam, że nie spodziewałam się czegoś takiego! Z niecierpliwością czekam na kolejną książkę C.J. Tudor i mam nadzieję, że ukaże się prędko.

Recenzja wraz ze zdjęciami na blogu: http://calm-inside-the-storm.blogspot.com/2018/01/kredziarz-cj-tudor-przedpremierowo.html

Akcja thrilleru rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych - w 1986 roku, oraz w 2016 roku. Rozdziały naprzemiennie ukazują wydarzenia z przeszłości i teraźniejszości, o których opowiada nam główny bohater i jednoczesny narrator - Eddie Adams. Ma dwanaście lat, kiedy w 1986 roku w jego rodzinnym Anderbury zaczynają się dziać niepokojące rzeczy. Pewnego dnia wraz z grupą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Długo zwlekałam z sięgnięciem po kolejny tom serii z komisarzem Forstem. Być może stało się tak za sprawą pierwszej części, czyli "Ekspozycji", która nie zachwyciła mnie tak, jakbym tego chciała. Postanowiłam najpierw przeczytać sześć tomów o Joannie Chyłce, która mnie oczarowała. Jednak gdy zaczęłam tęsknić za Chyłką, przypomniałam sobie o Forście i postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. Czy słusznie?

Dopiero niedawno przeczytałam, że pierwszą część cyklu Remigiusz Mróz zamierzał wydać pod pseudonimem i chciał jakoś pokazać swoją obecność. Stąd nazwisko głównego bohatera (Mróz - Frost - Forst). Autor pisząc "Ekspozycję" kończył pisać trylogię "Parrabellum", więc był na początku swojej kariery pisarskiej. To wyjaśniałoby dlaczego "Przewieszenie" zdecydowanie różni się od "Ekspozycji".

Przede wszystkim akcja, która w pierwszym tomie nabrała nierealnie szybkiego tempa, trochę zwolniła. To sprawiło, że zdarzenia rozgrywające się na stronach książki, nie były oderwane od rzeczywistości. Znajdziemy tu trochę obyczajowości, kryminał i sensację. Oprócz głównego wątku, jakim jest pościg za mordercą, ukazane są w tym tomie prywatne problemy bohaterów, które również jak dla mnie były ciekawe. Pokazały, że są oni zwykłymi ludźmi, podatnymi na zło świata.

Remigiusz Mróz wykreował bardzo intrygujących bohaterów. Każdy z nich ma indywidualny charakter, wyróżniający się na tle innych. W przypadku serii z Chyłką od razu pokochałam Joannę i Kordiana, natomiast w tym cyklu to nie główny bohater jest tym, którego najbardziej cenię. Moimi ulubionymi postaciami są tu inspektor Edmund Osica i prokurator Dominika Wadryś-Hansen. Los obydwoje z nich nie oszczędził (tak samo jak Wiktora), ale są bohaterami, którzy są twardzi i wyraziści. Forstowi natomiast zabrakło tego czegoś. Słysząc wszechobecne zachwyty nad nim myślałam, że okaże się męskim wydaniem Chyłki . Niestety tak nie było, chociaż nie ukrywam - lubię komisarza i z uwagą śledziłam jego poczynania.

Wiecie co jest najgorsze? Gdy domownicy nie czytają książek i nie mają pojęcia o czym do nich gadasz cały dzień. Ostatnio bez przerwy mówię o Remigiuszu Mrozie i już przestałam zwracać uwagę na to, czy ktoś mnie słucha. Jedynym fragmentem opowiedzianym przeze mnie, a który zaciekawił moją mamę i siostrę, było umiejscowienie przez autora akcji w moim rodzinnym miasteczku. Gdy przeczytałam nazwę w książce, moje serce ominęło parę uderzeń. A zakończenie? Przyznam szczerze, że gdyby nie pewne kreatury (bo jak inaczej nazwać ludzi zdradzających zakończenie?) byłabym w szoku. I od razu Wam muszę napisać, że jeśli nie czytaliście tego cyklu, to nadrabiajcie. A jeżeli utknęliście na "Ekspozycji", to śmiało czytajcie dalej. Ja po prawie dziewięciu miesiącach się przełamałam i nie żałuję. Uprzedzam tylko - ta seria różni się od tej z Chyłką.

Długo zwlekałam z sięgnięciem po kolejny tom serii z komisarzem Forstem. Być może stało się tak za sprawą pierwszej części, czyli "Ekspozycji", która nie zachwyciła mnie tak, jakbym tego chciała. Postanowiłam najpierw przeczytać sześć tomów o Joannie Chyłce, która mnie oczarowała. Jednak gdy zaczęłam tęsknić za Chyłką, przypomniałam sobie o Forście i postanowiłam dać mu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Poprzedni tom, czyli "Immunitet", zakończył się w takim momencie, że od razu musiałam sięgnąć po "Inwigilację". Autor postawił dwójkę moich ukochanych bohaterów w sytuacji, która zmieni całkowicie życie obojga. I szczerze pisząc, gdy zaczynałam czytać "Kasację" nie przypuszczałam, że Chyłka w kolejnych tomach może... oraz, że Zordon potrafi... O co chodzi? Mogę Wam tylko zdradzić, że chodzi o sferę życia prywatnego głównych postaci, ponieważ ci stają się dla siebie coraz bardziej ważni...

Podoba mi się to, że Remigiusz Mróz przygotowuje ciekawe sprawy dla dwójki prawników. W "Rewizji" Chyłka broniła Roma Bukano, a tym razem w duecie z Oryńskim poprowadzi sprawę Polaka, który przeszedł na islam. Będzie to trudne zadanie nie tylko ze względu na nietolerowanie obcych przez Chyłkę i wielu Polaków, ale także przez zgrzyty w jej relacji z Kordianem. Czy dwójce prawników z kancelarii Żelazn&McWay uda się dojść do porozumienia między sobą i uniewinnić Fahada?

Niestety, sprawa okazuje się bardziej skomplikowana, niż na początku. Do Chyłki i Oryńskiego dociera fakt, że być może mężczyzna, którego bronią, jest winny zarzucanych czynów. Fahad nie chce współpracować, a to utrudnia pracę związaną z obroną. Dodatkowo ktoś próbuje uprzykrzyć życie Chyłce i stara się za wszelką cenę wystraszyć kobietę. Niepokojące jest też to, że policja prowadzi własną grę...

Książkę przeczytałam jednym tchem w parę nocnych godzin. Nie umiałam odłożyć "Inwigilacji" nawet na moment, ponieważ musiałam wiedzieć jak wszystko się zakończy. Akcja pędziła niesamowicie wartko i nie potrafiłam przewidzieć, co za chwilę się w Poprzedni tom, czyli "Immunitet", zakończył się w takim momencie, że od razu musiałam sięgnąć po "Inwigilację". Autor postawił dwójkę moich ukochanych bohaterów w sytuacji, która zmieni całkowicie życie obojga. I szczerze pisząc, gdy zaczynałam czytać "Kasację" nie przypuszczałam, że Chyłka w kolejnych tomach może... oraz, że Zordon potrafi... O co chodzi? Mogę Wam tylko zdradzić, że chodzi o sferę życia prywatnego głównych postaci, ponieważ ci stają się dla siebie coraz bardziej ważni...

Podoba mi się to, że Remigiusz Mróz przygotowuje ciekawe sprawy dla dwójki prawników. W "Rewizji" Chyłka broniła Roma Bukano, a tym razem w duecie z Oryńskim poprowadzi sprawę Polaka, który przeszedł na islam. Będzie to trudne zadanie nie tylko ze względu na nietolerowanie obcych przez Chyłkę i wielu Polaków, ale także przez zgrzyty w jej relacji z Kordianem. Czy dwójce prawników z kancelarii Żelazny&McWay uda się dojść do porozumienia między sobą i uniewinnić Fahada?

Niestety, sprawa okazuje się bardziej skomplikowana, niż na początku. Do Chyłki i Oryńskiego dociera fakt, że być może mężczyzna, którego bronią, jest winny zarzucanych czynów. Fahad nie chce współpracować, a to utrudnia pracę związaną z obroną. Dodatkowo ktoś próbuje uprzykrzyć życie Chyłce i stara się za wszelką cenę wystraszyć kobietę. Niepokojące jest też to, że policja prowadzi własną grę...
ydarzy. Bałam się o bohaterów, bo czułam, że coś niedobrego wisi w powietrzu. Poprzednie tomy utwierdziły mnie w przekonaniu, że autor lubi wysyłać na główne postacie bomby, które spadają w najgorszych momentach. Tym razem również tak się stało.


Jeszcze nigdy żadna seria nie wywołała u mnie tyle różnych emocji, zarówno pozytywnych jak i negatywnych. Przede wszystkim byłam znów zła, że autor nie traktuje lekko swoich bohaterów. Chyłka to kobieta o mocnym charakterze, Oryński w końcu zaczął mężnieć dzięki byłej patronce, ale to tylko ludzie... Jednak nasi bohaterowie starają się poradzić nawet w najgorszych sytuacjach i niewątpliwym dowodem na to jest humor. Uwielbiam książki o Joannie Chyłce przede wszystkim za dialogi jej i Kordiana. W tej części dzieje się tyle zła, że nie jeden człowiek załamałby się. Na szczęście nie dwójka prawników.

Zaskakujące zwroty akcji, ciekawa fabuła, rewelacyjni bohaterowie, genialne dialogi, cudowny czarny humor, nawiązywanie do bieżących wydarzeń w Polsce i przedstawienie świata prawników to rzeczy, które są niewątpliwymi zaletami "Inwigilacji". Autor przedstawia nam coraz więcej faktów z przeszłości bohaterów, co jeszcze bardziej uatrakcyjnia tę powieść. Zdecydowanie Remigiusz Mróz trzyma poziom. A zakończenie? Wbiło mnie w fotel! Skończyłam czytać piąty tom z otwartą buzią i szaleńczo bijącym sercem. Nie zdziwi więc Was to, że natychmiast zaczęłam czytać szósty tom. Wkrótce ukaże się recenzja, ale Wy jeżeli jeszcze nie sięgnęliście po poprzednie tomy, to musicie je nadrobić.

Poprzedni tom, czyli "Immunitet", zakończył się w takim momencie, że od razu musiałam sięgnąć po "Inwigilację". Autor postawił dwójkę moich ukochanych bohaterów w sytuacji, która zmieni całkowicie życie obojga. I szczerze pisząc, gdy zaczynałam czytać "Kasację" nie przypuszczałam, że Chyłka w kolejnych tomach może... oraz, że Zordon potrafi... O co chodzi? Mogę Wam tylko...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pudełko z guzikami Gwendy Richard Chizmar, Stephen King
Ocena 6,7
Pudełko z guzi... Richard Chizmar, St...

Na półkach:

Stephen King to jeden z moich ulubionych pisarzy. Próbuję nadrabiać zaległości związane z jego twórczością, ale jest to bardzo trudne. Król horroru nie zamierza spocząć na laurach i nadal pisze kolejne powieści, ku uciesze swoich fanów. Tym razem napisał nowelę wspólnie z Richardem Chizmarem.

O co chodzi z tytułowym pudełkiem? Otóż Gwendy dostaje od mężczyzny w kapeluszu pudełko z guzikami, które daje jej wielką władzę na pewnymi rzeczami. To od dziewczynki zależy, czy będzie potrafiła oprzeć się urokom pudełka. Wkrótce dowiaduje się, że niewielki podarunek przynosi nie tylko korzyści, ale również szkody. Jak poradzi sobie z nową rzeczywistością?

"Pudełko z guzikami Gwendy" przeczytałam w jeden wieczór. Historia zawarta w niegrubej książeczce porwała mnie. King i Chizmar w ciekawy sposób opowiedzieli o tym, jak potężna jest magia, co może przynieść ciekawość ludzka oraz do czego doprowadza poczucie winy i obowiązku. Obserwujemy główną bohaterkę i proces jej przemiany, spowodowany niezwykłym pudełkiem. Do czego jest zdolny człowiek, który chce osiągnąć swoje wcześniej ustalone cele?


W książkach Stephena Kinga bardzo lubię to, że autor potrafi zainteresować czytelnika od pierwszej strony. Zazwyczaj jednak jego dzieła liczą kilkaset stron, a nie prawie dwieście tak jak w "Pudełku z guzikami Gwendy". Szkoda, że autorzy nie wykorzystali potencjału tej historii. Zdecydowanie opowieść o Gwendy można byłoby zamienić w obszerną powieść. Sam pomysł na książkę był świetny: mamy tajemnicę, magię, trochę obyczajowości, problemy ludzi oraz morderstwa. Nowelę czyta się bardzo szybko, chcemy dowiedzieć się o co tak na prawdę chodzi, ale po przeczytaniu czujemy ogromny niedosyt. Chcielibyśmy więcej, niż zawarto w książce. Jeżeli chodzi o zakończenie, to autorzy troszkę poszli na łatwiznę. Nie jest ono złe, ale nie tego spodziewałam się po Kingu, który potrafi wbić człowieka w fotel.

Książka została wydana w twardej, niebieskiej oprawie ze złotymi napisami. Chroni ją śliczna żółta obwoluta, przedstawiająca miejsca i postacie, które odgrywają w noweli ważną rolę. Autorem okładki jest Ben Baldwin. Kartki są kremowe, a litery idealnej wielkości co ułatwia czytanie. Jak dla mnie plusem jest to, że na stronach znajduje się niewiele tekstu. Miłym dodatkiem jest parę czarno-białych ilustracji autorstwa Keith Minnion, które świetnie nawiązują do treści.


Jeżeli lubicie krótkie lektury na jeden wieczór, to "Pudełko z guzikami Gwendy" będzie idealne. To nowela o prostym przesłaniu, intrygującej fabule, a przede wszystkim - jest cudownie wydana! Myślę, że książka przypadnie do gustu nie tylko fanom Stephena Kinga. Książka pomimo wszystko jest warta uwagi i cieszę się, że mam ją w swojej biblioteczce.

Stephen King to jeden z moich ulubionych pisarzy. Próbuję nadrabiać zaległości związane z jego twórczością, ale jest to bardzo trudne. Król horroru nie zamierza spocząć na laurach i nadal pisze kolejne powieści, ku uciesze swoich fanów. Tym razem napisał nowelę wspólnie z Richardem Chizmarem.

O co chodzi z tytułowym pudełkiem? Otóż Gwendy dostaje od mężczyzny w kapeluszu...

więcej Pokaż mimo to